Uśmiech zalał się falą na jej twarzy, gdy Leander uderzył w ścianę mieszkania, zacisnął szczęki i nawet nie pisnął słowa. Ciche westchnięcie rozbiło się o wnętrze klatki schodowej – czuła się dominantą; niejednokrotnie rozmarzała się na temat ugodzenia go z agresją, którą chowała na dnie duszy, była jednak od niego zbyt zależna; zbyt skuta w tych piekielnych okowach niejakiej wierności, w której wszak wierności zupełnie nie było; już w lutym wszak nieoficjalnie stała się żoną Alexandra i choć nieliczni o tym wiedzieli – w gruncie rzeczy przecież Leandra nigdy nie kochała.
Gdy ten tylko został ugodzony zaklęciem, weszła spokojnie do wnętrza mieszkania wraz z Dianą, zamykając za sobą drzwi kulturalnie. Pewna parszywa nuta pojawiła się na jej obliczu, której nijak nie mogła oszukać – uśmiech przemknął po niej prędko, pozostawiając po sobie jedynie niewymowne, absolutne obrzydzenie.
– Crucio – rzekła, wymierzając różdżkę ku Leandrowi.
Slaby sukces...
Jeśli zaklęcie się nie powiodło, ponownie wykonała inkantację.
Sukces!