Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rodolphus nie chciał działać na świeżo - gdy emocje przejmowały nad człowiekiem kontrolę, ten robił głupie i nieprzemyślane rzeczy. Ciężko jednak było zachować trzeźwość umysłu w jego przypadku. Najpierw został porzucony, potem wylądował na kanapie u Traversa, a już chwilę potem Robert wystawiał go na ciężką próbę, wciągając w swoje gierki i to bez informowania o planach, które miał. Nie zależało mu na tym, by Mulciber od A do Z rozpisywał to, co planował, lecz takie wzywanie go bez potrzeby i wrzucanie na minę nie było czymś, co zamierzał tolerować. W jego umyśle ta współpraca miała mieć zupełnie inny wymiar. Musiał więc ten drobny szczegół naprostować, wyjaśnić. Lestrange potrafił być złośliwy i rzucać ludziom kłody pod nogi - hamował się jednak przez wzgląd na wyższą konieczność i większe dobro. Być może Mulciber wyczuł, że może traktować go tak, jak to zrobił dzień wcześniej - być może to był jego błąd. Ale większym błędem byłoby pozostawić to bez odpowiedzi.
Dzisiejszego dnia opuścił Ministerstwo Magii trochę wcześniej, niż zwykle. Udał się jednak nie do Nicholasa, u którego ostatnio nocował, lecz do swojego mieszkania. Od kilku dni wpadał tam wyłącznie po część swoich rzeczy i nigdy nie zabawiał tam dłużej, niż to konieczne. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem - przyszedł po spinki, zawinięte w woreczek, które dostał od Roberta wcześniej, jeszcze przed całym zamieszaniem. Nie wahał się: dokładnie zamknął za sobą drzwi i zabezpieczył mieszkanie zaklęciami, by potem przejść do salonu. Wszystko było już na swoim miejscu - zarówno stół, jak i krzesła czy regały wypełnione książkami. Wszystko było tak, jak przed kilkoma dniami, lecz atmosfera, którą czuło się w mieszkaniu, była zgoła inna. Rodolphus westchnął i rozplątał woreczek, pozwalając, by spinki dotknęły jego lewej dłoni. Zamknął oczy, przygotowując się do przeniesienia w umówione miejsce, ale kilka dni wcześniej niż przed planowaną datą spotkania.
Gdy je otworzył, znajdował się w gabinecie. Innym, niż poprzednio. Lestrange rozejrzał się ostrożnie, jednak bez cienia ciekawości w oczach. Dla niego gabinety zawsze były nudne i bez wyrazu, wszystkie mogłyby równie dobrze wyglądać tak samo. To, co go jednak interesowało, to to czy za biurkiem znajdzie Roberta. A jeśli nie, to czy ten jakkolwiek zostanie poinformowany, chociażby trzaskiem opadających na deski stóp, o jego przybyciu. Nie spieszył się: dłonie miał wciśnięte w kieszenie. Po prostu się rozglądał.