• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[24.06.1972, Dom Roberta] Trespassing | Robert, Rodolphus

[24.06.1972, Dom Roberta] Trespassing | Robert, Rodolphus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
23.02.2024, 16:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 06:45 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Richard Mulciber - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Rodolphus nie chciał działać na świeżo - gdy emocje przejmowały nad człowiekiem kontrolę, ten robił głupie i nieprzemyślane rzeczy. Ciężko jednak było zachować trzeźwość umysłu w jego przypadku. Najpierw został porzucony, potem wylądował na kanapie u Traversa, a już chwilę potem Robert wystawiał go na ciężką próbę, wciągając w swoje gierki i to bez informowania o planach, które miał. Nie zależało mu na tym, by Mulciber od A do Z rozpisywał to, co planował, lecz takie wzywanie go bez potrzeby i wrzucanie na minę nie było czymś, co zamierzał tolerować. W jego umyśle ta współpraca miała mieć zupełnie inny wymiar. Musiał więc ten drobny szczegół naprostować, wyjaśnić. Lestrange potrafił być złośliwy i rzucać ludziom kłody pod nogi - hamował się jednak przez wzgląd na wyższą konieczność i większe dobro. Być może Mulciber wyczuł, że może traktować go tak, jak to zrobił dzień wcześniej - być może to był jego błąd. Ale większym błędem byłoby pozostawić to bez odpowiedzi.

Dzisiejszego dnia opuścił Ministerstwo Magii trochę wcześniej, niż zwykle. Udał się jednak nie do Nicholasa, u którego ostatnio nocował, lecz do swojego mieszkania. Od kilku dni wpadał tam wyłącznie po część swoich rzeczy i nigdy nie zabawiał tam dłużej, niż to konieczne. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem - przyszedł po spinki, zawinięte w woreczek, które dostał od Roberta wcześniej, jeszcze przed całym zamieszaniem. Nie wahał się: dokładnie zamknął za sobą drzwi i zabezpieczył mieszkanie zaklęciami, by potem przejść do salonu. Wszystko było już na swoim miejscu - zarówno stół, jak i krzesła czy regały wypełnione książkami. Wszystko było tak, jak przed kilkoma dniami, lecz atmosfera, którą czuło się w mieszkaniu, była zgoła inna. Rodolphus westchnął i rozplątał woreczek, pozwalając, by spinki dotknęły jego lewej dłoni. Zamknął oczy, przygotowując się do przeniesienia w umówione miejsce, ale kilka dni wcześniej niż przed planowaną datą spotkania.

Gdy je otworzył, znajdował się w gabinecie. Innym, niż poprzednio. Lestrange rozejrzał się ostrożnie, jednak bez cienia ciekawości w oczach. Dla niego gabinety zawsze były nudne i bez wyrazu, wszystkie mogłyby równie dobrze wyglądać tak samo. To, co go jednak interesowało, to to czy za biurkiem znajdzie Roberta. A jeśli nie, to czy ten jakkolwiek zostanie poinformowany, chociażby trzaskiem opadających na deski stóp, o jego przybyciu. Nie spieszył się: dłonie miał wciśnięte w kieszenie. Po prostu się rozglądał.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#2
23.02.2024, 17:57  ✶  

Pomieszczenie nie było szczególnie duże, ale jednocześnie nie dało się go nazwać małym. Przez wykuszowe okno wpadało sporo światła, zbyt mało jednak, żeby wpłynąć na efekt, który tworzyły ciemne, drewniane meble. Ciemnozielone zasłony. Drewniane panele. Wyróżniał się jedynie wyjątkowo jasny, jednolity dywan. Beżowy.

Rodolphus znalazł się zaraz przy wejściu. Miał więc dobry widok praktycznie na całe wnętrze. Jedna ściana, zasłonięta przez meble wykonane na wymiar. Sięgające po sam sufit. Przy drugiej znajdywała się niewysoka komoda, na której stało kilka butelek alkoholu, szklanki, nawet popielniczka. Do tego jakieś pojedyncze bzdury. Nieistotne. W pobliżu komody obraz, przedstawiający jakiś krajobraz. Duży. Niemalże wzrostu człowieka, choć niewysokiego.  Ostatnia ściana, to okno wykuszowe. Wkomponowana w nie kanapa. Dwa fotele. I stolik. Niski. Kawowy. Całość urządzona z gustem.

Z całą pewnością jednak - dość wiekowa. Nie trzeba było się na tym szczególnie dobrze znać, aby to zaobserwować. Wyczuć?

Nie musiał Roberta szukać. Nie musiał liczyć, że ten zarejestruje jego nagłe pojawienie się w kamienicy. Był na miejscu. W tym samym pomieszczeniu. Nic dziwnego, skoro miał w zwyczaju spędzać tu praktycznie cały swój czas. Od rana, do późnego wieczora.

W tym konkretnym momencie, stał za biurkiem. Tuż obok fotela obitego skórą. Czymś skóropodobnym? Wyprostowany, zdejmował właśnie z siebie szary sweter. Pozbywał się zbędnej odzieży. Przy okazji odsłonił całkiem sporo ciała. Podwinęła się, znajdująca się pod spodem, biała podkoszulka.

Robert niewiele sobie robił z tego Rodolphusowego wtargnięcia. Dokończył to, co zaczął. Rzucił sweter na oparcie fotela. Pozwolił, żeby koszulka swobodnie opadła. Na nowo okryła ciało. Dopiero kiedy skończył, skierował na chłopaka całą swoją uwagę.

I nie, nie odezwał się od razu. Z miejsca.

Zajęło mu to chwilę.

- Nie zapowiedziałeś się, Lestrange. - wreszcie padło z jego strony. Ust.

Czekając na wyjaśnienia, o które nie poprosił wprost, jednoznacznie, podszedł do komody. Obszedł przy okazji biurko. Sięgnął po jedną z karafek z alkoholem, sięgnął też po szklankę. Nalał sobie jasnobrązowego trunku. Niezbyt dużo. Tak gdzieś na dwa palce. Rodolphusa nie zapytał czy chce dołączyć.

- Siadaj, skoro już się tutaj zjawiłeś, porozmawiamy. - zamiast zaproponować szczeniakowi cokolwiek do picia, wskazał na fotel znajdujący się zaraz przy biurku. Po jego drugiej stronie. Nie tak wygodny jak ten, który zajmował osobiście, ale nie było wielu powodów do narzekania.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
23.02.2024, 18:17  ✶  
Nie bez zadowolenia zauważył, że wnętrze odzwierciedla charakter właściciela. Tak było w jego przypadku, w przypadku Nicholasa i najwyraźniej Roberta. Drewno, zieleń, ciemne kolory i tylko ten dywan nie pasował do obrazka. Jakby miał na siłę ocieplić wnętrze, rozjaśnić dziwny półmrok, który nie był klasycznym półmrokiem, bo przecież w gabinecie dało się dostrzec dużo szczegółów. Jego uwagę najpierw ściągnął obraz, lecz wzrok błądził w poszukiwaniu Mulcibera. Trafił na niego po kilku uderzeniach serca. Akurat ściągał sweter, zahaczając o koszulkę, która podwinęła się do góry. Widok niespotykany, niemalże intymny. Rodolphus rozciągnął usta w lekkim uśmiechu, niemającym odzwierciedlenia w szarych oczach. W stalowych tęczówkach igrało coś na granicy rozbawienia, bezczelności i innych niezbyt przyjemnych, pozytywnych emocji. Nie odczuwał absolutnie żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że przyszedł niezapowiedziany i go przyłapał. Zasłużył na to. Tylko szkoda, że wylądował w gabinecie.

Lestrange wlepił w Roberta spojrzenie, którego nie oderwał nawet w chwili, gdy ten przeszedł do komody. W tej chwili poruszały się wyłącznie gałki oczne, podczas gdy cała sylwetka Rodolphusa zdawała się być nienaturalnie rozluźniona. To nie było coś, co do niego pasowało, podobnie jak uśmiech, który nie schodził z jego twarzy. Gdy się spotykali, zawsze był wyprostowany, z nienaganną pozycją, poważną miną. Teraz coś jednak się zmieniło. Nie on sam, bo z wyglądu był identyczny: miał nawet to samo ubranie, co przed tygodniem. Czarne spodnie, biała koszula, eleganckie buty i luźniejsza marynarka, również w kolorze czerni. Chciałoby się rzec, że Rodolphus nie posiadał innych ubrań w szafie.
- Nie - przyznał, lekko wzruszając ramionami. Nawet gdyby Robert zaproponował mu alkohol, odmówiłby. W ostatnim czasie za dużo pił, przynajmniej jak na swoje standardy. Odruchowo chciał usiąść, gdy Robert polecił mu by to zrobił, ale coś go powstrzymało. Uśmiech nieznacznie się poszerzył. Lestrange zrobił kilka kroków w stronę biurka, lecz nie usiadł naprzeciwko. Miękkim ruchem wyciągnął obie dłonie, by oprzeć je o czysty blat. Lekko przekrzywił głowę, studiując twarz Mulcibera i nieznacznie się pochylając. Wydawało się, że spodziewał się tego, że pojawi się w jego kamienicy wcześniej, niż w ustalonym czasie. - Jak to jest, gdy nie informuje się drugiej strony o swoich planach?
Zapytał, chociaż bez cienia złośliwości. Ton głosu miał spokojny, wyjątkowo niepodszyty jadem. Czy przyszedł tu po wyjaśnienia? Być może. A może po prostu przyszedł zaznaczyć również swoją pozycję? Przysięga, którą złożyli sobie nawzajem, wymuszała pewne zachowania - informowania siebie nawzajem niekoniecznie, leczy był to czysty, dżentelmeński odruch.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#4
24.02.2024, 17:07  ✶  

Nie był człowiekiem, który zwykł tłumaczyć się ze swoich działań. Podejmowanych decyzji. Przedstawiać z wyprzedzeniem wszystkie swoje plany. Z reguły większość rzeczy zachowywał wyłącznie dla samego siebie, od innych oczekując zaufania oraz elastyczności. Akceptowania tego, w jaki sposób wyglądały sprawy. Wykonywania powierzonych zadań. Bez pytań, bez protestów. Bez szukania przysłowiowej dziury w całym.

W świetle tego poniekąd zabawnym było to, jak małej grupie osób ufał on sam.

Jak niewiele osób rzeczywiście do siebie dopuszczał.

Siedząc za swoim biurkiem, obserwował Rodolphusa. Uważnie studiował każdy jego ruch. Każdy jeden gest. Czy to wciąż był ten pozornie ułożony dzieciak, z którym poznali się jakieś dwa lata wcześniej? Coś jakby wisiało w powietrzu. Coś było nie tak.

Robert to wyczuwał.

Poprawnie. Prawidłowo.

Nie pomylił się w tym temacie, o czym poinformowały go słowa wypowiedziane przez Lestrange’a. Zadane przez niego pytania. A więc to tutaj był pies pogrzebany? Pozwolił na to, żeby przez moment na jego twarzy zagościł uśmiech.

Czy to było…rozbawienie?

Tak bardzo do niego niepasujące. Tak bardzo kłócące się z obrazem Roberta, jaki Rodolphus mógł stworzyć w swojej głowie w oparciu o wszystkie te wcześniejsze interakcje. Każde jedno spotkanie, jakie odbyli.

– Czasami to wyższa konieczność. Nic osobistego, Rodolphusie. - udzielił mu odpowiedzi tak po prostu. Z miejsca. Bez potrzeby zastanowienia się nad tym, w jaki sposób powinna ona zabrzmieć. Może po prostu czegoś takiego nie odczuwał? Nie wyglądało na to, żeby przejął się jakoś bardziej tym, że stojący przed nim młody mężczyzna, zdawał się być tym wszystkim… zirytowany? Urażony?

W jakiś sposób jednak poruszony?

Czy on w ogóle chciał się teraz zastanawiać nad tym, w czym konkretnie tkwił problem? Na czym on polegał?

– Długo zamierzasz tak stać? - zapytał, pozwalając sobie na to, żeby po tych słowach unieść szklankę do ust. Wlać w siebie niewielką ilość alkoholu. Przyjemne uczucie. Może nawet trochę za bardzo? Może warto było się zastanowić nad tym, czy procenty nie zaczynały mu towarzyszyć zdecydowanie zbyt często?

W końcu łatwo było wpaść w pułapkę, ale wydostanie się z niej… wydostanie się z niej, to już była rzecz dużo bardziej skomplikowana. Znacznie trudniejsza. Nie w każdym przypadku kończyło się to sukcesem. Nie każdemu udawało się wyjść z nałogu.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
24.02.2024, 17:30  ✶  
Tak jak Robert wpatrywał się w Rodolphusa, tak Rodolphus wpatrywał się w Roberta. Czy tu był pies pogrzebany? Być może, chociaż Lestrange nie postrzegał tego w taki sposób. Rozumiał ideę wyższej konieczności, jednak nie był pewny, czy w tym przypadku taka zaistniała.
- Dobrze, że przynajmniej jednego z nas to bawi - rzucił, ściągając brwi w wyrazie lekkiej irytacji. Wiedział, jak działa Robert, jednak niekoniecznie odpowiadało mu to w tej chwili. Być może dlatego, że jego życie ostatnio pędziło i wymykało się spod kontroli. A być może dlatego, że został wciągnięty w coś bez chociażby małej wskazówki. Przecież gdyby nocował gdzie indziej, niż u Nicka, to mogłoby się skończyć źle. Sowę mógłby zauważyć ktoś, kto chciał im zaszkodzić. Zacząłby drążyć, zadawać pytania. Obaj mieli ogromne szczęście, że trafiło na Traversa. - Być może.
Odpowiedział na kolejne pytanie, nie ruszając się z miejsca. Wbił wzrok w szklankę z płynem, którą Robert uniósł do ust. Miał dość restrykcyjne podejście do alkoholu i nawet jeśli ostatnio trochę poluzował granicę, tak pewnych odruchów nie dało się tak szybko wyplenić. Usiadł więc połowicznie, ale nie na fotelu, a na biurku, krzyżując ręce na klatce piersiowej, odwracając się do Roberta bokiem. Przeniósł wzrok gdzieś na bok, jakby namyślał się nad swoimi kolejnymi słowami.
- Ta przykrywka była dobra, ale nie chciałbym, żeby to się powtórzyło w najbliższym czasie. Nie każdy mógłby uwierzyć w to, że razem... mamy jakieś plany biznesowe. A pomieszkuję teraz w innym miejscu. Mieliśmy szczęście, że trafiło na Nicholasa, nie kolejną wścibską babę - powiedział w końcu, wyjaśniając powód swojej irytacji. Nie zdążył przekazać Robertowi informacji, że Black już nie będzie się obok niego kręcić i że na ten moment nie mieszka u siebie - Mulciber go wyprzedził. - Chociaż jedną prawie rzuciłeś w moje ramiona.
Skrzywił się nieznacznie, bo flirty i nawiązywanie kontaktów z kobietami były w tej chwili ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wiele luk miał ten plan? - zapytał, przenosząc spojrzenie z powrotem na Roberta. Rodolphus nienawidził działać bez planu i chociaż w teorii poradził sobie z zadaniem, to przecież po drodze mogło wszystko pójść nie tak. - Wiesz doskonale, że pójdę za tobą w ogień, Robercie. Przysięga nie była do tego konieczna. Ale testowanie mnie w ten sposób może tylko sprawić, że zasłona dymna puści i ktoś niepowołany dowie się, co robimy.
Czy Robert w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że przysięga wieczysta faktycznie nie była koniecznością w przypadku Lestrange'a? Czy tak zapętlił się w swojej paranoi, że w ogóle nie wziął tego pod uwagę?
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#6
24.02.2024, 17:58  ✶  

Nie zareagował. Jeśli Rodolphus chciał się irytować, miał potrzebę wyrażenia swojego niezadowolenia, mógł to teraz zrobić. Czasami było to człowiekowi potrzebne. Zwłaszcza, kiedy coś szło niekoniecznie po jego myśli. Robert nie zamierzał na to odpowiadać. Wyciągać względem dzieciaka konsekwencji. W gruncie rzeczy, to był człowiekiem aż nadto cierpliwym. Tylko niestety można było też porównać go do gumki. Typowej gumki, która naciągnięta zbyt wiele razy, kiedyś musiała wreszcie pęknąć. I strzelić Tobie prosto w pysk. Tak przy okazji.

Tylko czy w kontekście Rodolphusa można było mówić o tym, aby gumka była tego pęknięcia bliska? Niezbyt często pozwalał sobie na przekraczanie wyznaczonych granic. Niezbyt często pozwalał sobie na zbyt wiele. W normalnych okolicznościach nie stanowił więc problemu.

Nie podobało mu się, że swoje cztery litery zamiast na fotelu, posadził na biurku. Jedynym co mogło o tym fakcie informować, były mocniej zaciskające się na szklance palce. Odstawił ją na biurko nieco zbyt gwałtownym ruchem. Na szczęście nie rozlał nawet kropli. Jedynym tego efektem był więc towarzyszący temu odgłos.

- Powinieneś bardziej zważać na słowa. Rozumiem, że możesz być niezadowolony, ale wypadałoby wyrazić to w inny sposób. - skarcił go? Czy to właśnie miało miejsce? Być może dotąd na zbyt wiele dzieciakowi pozwalał. Zbyt wiele zachowań puszczał płazem. Nieistotne, że te były naprawdę nieliczne. Zdarzały się co najwyżej sporadycznie. - Jeśli zaś chodzi o komunikacje, postaram się zaproponować w najbliższym czasie coś, co będzie lepiej funkcjonować.

Mimo wszystko przyznał mu racje. Gdyby list wpadł w niepowołane ręce, sprowadziłoby to im nad głowy czarne chmury. Liczba mnoga nie jest tutaj przypadkowa. Robert zakładał, że problemów mogłoby narodzić się wówczas więcej niż tylko jeden. W końcu nie bez powodu mówiło się, że wszelkie nieszczęścia chodzą parami, a najchętniej to trójkami lub czwórkami.

Bo wtedy jest dużo zabawniej oraz znacznie ciekawiej. Można wywołać większe zamieszanie.

- Nie wszystko da się zaplanować, w zasadzie... w tamtym konkretnym momencie nie zaplanowałem niczego. Liczyłem na odrobinę szczęścia, powiedzmy uśmiech losu. - przyznał się do kolejnej rzeczy, która do niego niekoniecznie pasowało. Oto bowiem Robert Mulciber, człowiek który zapewne zaplanowane miał nawet to, jaką bieliznę ubierze w każdym kolejnym dniu tygodnia, mówił że nie miał żadnego planu; że pozwolił sobie na odrobinę improwizacji. Przy okazji narażając również człowieka, który mu w tej restauracji towarzyszył. Brał w całej tej farsie udział.

Tylko czy faktycznie, z tamtym przedsięwzięciem wiązało się jakiekolwiek, realne ryzyko? Nie robili przecież niczego nielegalnego. Po prostu jedli kolacje i rozmawiali ze sobą w miejscu publicznym. Tak samo jak wielu innych ludzi. Codziennie.

- Uważasz, że to był test? - zainteresował się. Sam tego nie widział w taki sposób. Chciał po prostu, żeby całość wypadła naturalnie. Im mniej przygotowany był Rodolphus, tym bardziej wiarygodnie (przynajmniej zdaniem Robeta) powinien wypaść w oczach Marie. Całość budziłaby dużo mniej wątpliwości. - Masz zbyt wiele obaw. Zupełnie niepotrzebnie. Na ten moment, zapewniam Ciebie, że wszystko mamy pod kontrolą. Musisz mi po prostu zaufać.

Zaufanie. Dokładnie to samo, co powtarzał zawsze, kiedy oczekiwał, że druga strona się dostosuje. Podporządkuje jego woli. Wykona powierzone zadania. Było to coś, czego wymagał od innych, ale sam w rzeczywistości zaoferował jedynie bratu. Cała reszta była kłamstwem. Była pozorna.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
24.02.2024, 18:38  ✶  
Jego uwadze nie umknął fakt, że Robert nieco zbyt energicznie odłożył szklankę. Zirytował go? I dobrze - oko za oko, ząb za ząb. Przyjemne ciepło popędziło wzdłuż kręgosłupa, gdy zorientował się, że Mulciberowi niekoniecznie podoba się fakt, w jaki sposób toczy się ta rozmowa. Jego celem nie było rozjuszyć Roberta tak, by ten się ciskał po pokoju. Ot, delikatnie szturchał go kijem i tańczył na cieniutkiej nitce gdzieś na styku dwóch rzeczywistości, uważając by nie zlecieć w przepaść. W gruncie rzeczy stracił niemal wszystko i Robert był ostatnią stałą rzeczą w jego życiu - nie chciał stracić również tego.
- Nie miałeś planu? - drgnął. Brwi Rodolphusa uniosły się lekko, a na twarzy chłopaka pojawiło się zaskoczenie. W żadnym scenariuszu tej rozmowy nie przewidział, że Mulciber mógł działać bez planu. Nie dopuszczał do siebie nigdy myśli, że Robert mógł po prostu się nie przygotować. Lestrange prychnął, słysząc tekst o losie i szczęściu. Przetarł dłonią twarz, bardzo powoli. - Los i szczęście? Od kiedy powierzasz powodzenie czegoś większego takim kłamstwom jak uśmiech losu?
Przyjrzał mu się uważniej. To na pewno był Robert, nie miał co do tego wątpliwości. Tylko czemu tak pierdoli od rzeczy? To do niego nie pasowało. Może wziął sobie za dużo na głowę i przez to zaczynał działać nierozważnie? A przecież jego rolą było chronienie Roberta przed takimi działaniami. Przecież jeżeli on pójdzie na dno, to Rodolphus poleci razem z nim, prosto w toń.
- A nie był? I piękne słowa: prawie bym w nie uwierzył, gdyby nie wyszły z ust człowieka, który zabezpieczył się przysięgą wieczystą - mimo wszystko odrobinę się rozluźnił i było to zauważalne. On sam ufał Robertowi w ograniczonym stopniu. Tak robili ludzie, którzy wiedzieli, że mogą zajść daleko i chcieli się odpowiednio zabezpieczyć.

Rodolphus mimowolnie sięgnął po szklankę, którą Robert odłożył, i obrócił ją w dłoni, w zamyśleniu przyglądając się szkłu. Nie miał zamiaru z niej pić, po prostu potrzebował zebrać myśli i czymś zająć ręce.
- Jestem po prostu ostrożny - sprostował, ponownie wlepiając oczy w sylwetkę Roberta. Z cichym westchnięciem odłożył szklankę dokładnie w to samo miejsce, z którego ją zabrał. Nie przesunął jej nawet o milimetr. - Co dalej z Marie Abott? Trwam obecnie w zawieszeniu i nie jestem pewny, czy problem z Black wypłynie dostatecznie szybko, by zdobyć jej zaufanie. Pewnie na dniach będzie się kontaktować w sprawie tej sukienki. Nie wierzę, że uda się ją doprać, więc będę musiał się z Marie spotkać. W jej przypadku strata czegoś, na co przeznaczyła trzy wypłaty, jest zauważalna i pewnie bolesna.
Ostatnio tyle ubrań wyrzucił przez problemy z doczyszczeniem ich, że dziękował sobie w duchu za to, że jego marynarka była czarna i nie musiał i jej się pozbywać. Wystarczyło tylko porządne czyszczenie. Przekrzywił nieco głowę, studiując wyraz twarzy Roberta. O czym myślał? Czy miał w ogóle jakiś plan, czy znów chciał iść na żywioł? Co ten człowiek miał w tej chwili w głowie? Oddałby naprawdę wiele, żeby się tego dowiedzieć.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#8
24.02.2024, 19:06  ✶  

Nie zdarzało się to często. Z reguły sobie na to nie pozwalał, starając się zachować nad wszystkim kontrole. Obecnie jednak reguły gry się zmieniły, w związku z czym zmuszony był do tego, aby grać według nowych zasad. Dostosować się. Niekoniecznie był z tego powodu zadowolony. Niekoniecznie mu to odpowiadało. Tylko czy miał inne możliwości?

- Nie zawsze możesz się do wszystkiego przygotować. I właśnie w takich momentach, cenną okazuje się umiejętność improwizowania. Masz racje, że nie jest to coś, na co zwykłem się decydować, ale przy odpowiednim przygotowaniu, warto czasami podjąć się ryzyka.

Zdarzało się, że tylko w taki sposób można było wygrać. Osiągnąć sukces. Idąc na żywioł i licząc na to, iż wszystko potoczy się w odpowiedni sposób. Zgodnie z oczekiwaniami. Jak to się w takich sytuacjach mówiło? Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Robert co prawda preferował whisky, ale to już szczegóły. Mało istotne.

Pierdolił od rzeczy? Być może dlatego, że okoliczności się zmieniły. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że na wiele kwestii spoglądał inaczej. Zostawiły swój odcisk na osobie, jaką był Robert. Wpłynęły na niego bardziej, niż początkowo się Rodolphusowi wydawało. Tylko czy te wszystkie zmiany należało uznać za alarmujące? Niepokojące?

Czy Robert działał rzeczywiście obecnie w sposób, który ich wszystkich narażał na większe niebezpieczeństwo?

- Źle na to spoglądasz, Lestrange. - zareagował na jego uwagę. Tę dotyczącą zawartej przysięgi wieczystej. Tylko czy mówił w tym momencie szczerze? Czy faktycznie wierzył w to, co wychodziło właśnie z jego ust? Gdyby miał sam sobie na te pytania odpowiedzieć - byłaby to odpowiedź przecząca.

Nie tracił czasu na dalsze tłumaczenia się. Pozwolił, aby przeszli do kolejnej kwestii.

Spojrzenie pomknęło za podkradzioną szklanką. Za alkoholem. Tym razem nie towarzyszyła temu jednak irytacja. A przynajmniej - niczego takiego nie dało się zaobserwować. Wychwycić. Kilka chwil i Robert znów zamiast na procentach, skupił się na swoim rozmówcy.

- Ty mi powinieneś odpowiedzieć na to pytanie. Byłeś tam. Dostałeś szanse na to, żeby z nią porozmawiać. Być może jeszcze tego nie zaobserwowałeś, ale nie jestem pieprzonym Dolohovem i nie przepowiem Ci kolejnych wydarzeń. - o ile ktoś taki, jak ten cały Dolohov, rzeczywiście był w stanie cokolwiek przewidzieć. Zobaczyć. Robert nie bardzo w to wierzył. Nawet jeśli tego rodzaju zdolności istniały, to był to wyjątkowo rzadki, a do tego naprawdę kapryśny dar. Większość tych wszystkich szarlatanów, zwyczajnie kroiła ludzi na pieniądze. Żerowała na ich naiwności. Niektórzy zarabiali na tym krocie. - Udało Ci się cokolwiek zdziałać? - zadał pytanie, wyraźnie oczekując tego, że Lestrange opowie mu o wszystkim, co miało miejsce już po tym, jak Robert opuścił restauracje. Marie była od tego momentu jego zadaniem. Jego sprawą. Musiał jakoś to ugryźć. Rozgryźć? Po prostu jakoś sobie z tym poradzić.

Tylko czy był w stanie?

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
24.02.2024, 19:29  ✶  
Rodolphus mlasnął, wyrażając tym gestem swoje niezadowolenie na słowa, których użył Robert. Nie lubił go w takim wydaniu - co z tego, że to była reakcja na jego własne słowa? Na to, że sam go irytował i to celowo, robiąc te wszystkie niepotrzebne rzeczy, które robił w tej chwili. Dotykał jego własności, nie słuchał się, nawet ośmielał się go pouczać, choć nie w takim tonie, jak Robert pouczał jego.
- Wulgaryzmy do ciebie nie pasują, Robercie - odpowiedział, pomijając zupełnie pozostałe kwestie, których być może pominąć nie powinien. Ale Lestrange był jeszcze młody, być może też poczuł się zbyt pewnie w tej chwili. Być może Robert powinien go sprowadzić na ziemię, bo przecież gdy raz dostanie się palec, to weźmie się całą rękę. Rodolphus przez chwilę wpatrywał się gdzieś w punkt przy ramieniu Roberta, aż w końcu wyciągnął dłoń i delikatnie poprawił zagniecenie na koszulce, które od kilkunastu sekund niemożebnie go irytowało. Nie mógł się skupić na odpowiedzi, zanim tego nie poprawił. Nie tylko Robert miał nerwicę natręctw, chociaż Lestrange nigdy by się do tego nie przyznał. Ręki jednak nie zabierał przez dobre kilkanaście sekund, gdy zbierał myśli. Nie lubił się powtarzać, ale czasem sytuacja tego wymagała. Tak jak teraz. - Ma do mnie kontakt, będzie się odzywać w sprawie kupienia nowej sukienki, tak jak mówiłem przed chwilą. Jeszcze nie wiem, którą kartą zagram, a mam ich na ręku całkiem sporo. Być może uda mi się przyspieszyć pewne wydarzenia i będę grał zrozpaczonego, porzuconego narzeczonego. A być może nie. Mam kilka opcji, które dopasuję już bezpośrednio na spotkaniu z Marie. Na początku była wściekła, ale jej koleżanka i moje nazwisko zrobiły swoje.
W zasadzie nie zrobił nic więcej - nawiązał pierwszy kontakt, tak jak Robert chciał. Teraz musiał kuć żelazo póki było gorące. Musiał uformować je tak, by osiągnęło pożądany przez nich kształt, by nagięło się do ich celów i planów. Bo Rodolphus plan miał: nawet więcej niż jeden. Miał plan A, B, C... i kilkanaście innych. Być może nie dało się przewidzieć wszystkiego, lecz przecież nie oznaczało to, że nie mógł próbować.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#10
24.02.2024, 19:53  ✶  

Wulgaryzmy do niego rzeczywiście nie pasowały. I nie były też czymś, na co sobie często pozwalał. Robert był człowiekiem, który się bardzo pilnował. Zachowywał dużą ostrożność praktycznie w każdym aspekcie swojego życia. Jeśli nagle pozwalał sobie na coś nietypowego, warto było na to zwrócić uwagę. Zatrzymać się. Pochylić. Za czymś takim musiała stać jakaś przyczyna. I biorąc pod uwagę to, że Rodolphus nie znał Mulcibera od wczoraj, bezpiecznie mógł założyć, że nie było to podyktowane złością. Ani też irytacją, choć przez pewien czas niewymowny testował cierpliwość starszego mężczyzny.

Nie zareagował na jego uwagę. Nie wyprowadził go z błędu. Nie poinformował, że czegoś takiego sobie nie życzy. Nic z tych rzeczy. Po prostu to zbył. Tak jakby te słowa nie padły. Nie miały wcale miejsca.

W przeciwieństwie do tego, co nastąpiło po nich.

Spojrzenie powędrowało w ślad za dłonią, która wylądowała na koszulce. Wygładziła zagniecenie, którego do tej pory nawet nie zauważył. Następnie zawróciło. Zatrzymało się ponownie na obliczu młodego czarodzieja. Przez moment dało się na jego obliczu dostrzec prawdziwe zaskoczenie, które wybiło go z rytmu. Miało właśnie miejsce coś zupełnie niespodziewanego. Doszło do naruszenia przestrzeni, którą to... niekoniecznie zamierzał pozwalać naruszać komukolwiek. A jednak nie odsunął się. Nie wyraził w żaden sposób swojego niezadowolenia.

Zachował się kolejny raz tak, jakby to wcale nie miało miejsca.

- Miejmy w takim razie, że odezwie się w niedługim czasie. Im szybciej uda nam się przejść do działania, tym lepiej dla nas. - zauważył. Nie zamierzał przy tym pytać o plany, które najwyraźniej powstały w głowie Rodolphusa. O to, w jaki sposób zamierzał to rozegrać. To nie miało dla niego znaczenia. Dla Roberta liczył się w tym przypadku wyłącznie efekt końcowy. W jaki sposób Lestrange zdoła dotrzeć do celu, to już jego sprawa. Musiał sobie z tym poradzić. - Zastanawiałeś się, co zrobisz jeśli się jednak nie odezwie?

O ile plan działania na wypadek nawiązania kontaktu go nie obchodził, to musiał upewnić się w tym czy Rodolphus brał pod uwagę tę drugą opcje - że dziewczyna sobie odpuści. Zrezygnuje z rekompensaty bądź kupna nowej sukienki na koszt Lestrange'a. Zarazem jednak i w takim przypadku, nie zamierzał prosić o szczegóły.

Dawał mu szanse wykazania się? Pokazania jak wiele był wart w tego typu sytuacjach? Przy takich zadaniach? Możliwe. Robert zawsze sobie cenił u innych samodzielność. Doceniał ludzi, którzy przynajmniej próbowali coś zrobić samodzielnie. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, właśnie kimś takim wydawał się Rodolphus. Popełniał błędy, ale próbował. raz za razem. Od nowa. Starając się rozwijać. Starając się być w tym wszystkim coraz to lepszym.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (4758), Rodolphus Lestrange (4794), Richard Mulciber (1522)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa