Było gorąco, pomimo tego, ze dochodziła dwudziesta, a słońce wciąż było widoczne na horyzoncie. Noce letnie były krótkie, a szkoda. Poprawiła płynnym ruchem pasma srebrnych włosów, które leniwie kołysały się pod wpływem przyspieszonych ruchów kobiety. Puszczone luźno, zdawały się żyć własnym życiem, odbijając refleksy od światła. Letnia sukienka, którą nosiła, sięgała przed kolano i zapinana była na guziki, z których kilka górnych pozostawało odpiętych, tworząc delikatny dekolt. Spojrzała na tarczę zegarka, stwierdzając z ulgą, że nie jest spóźniona. Praca jak zwykle się opóźniła, podobnie jak pewne projekty, w których Flint brała udział. Odwiedziła jeszcze sklep, przez co magiczna siatka trzymana przez nią w ręku wypełniona była samymi pysznościami i przyzwoitym alkoholem. Potrzebowała spotkania z Victorią, jak powietrza - ona zawsze ją rozumiała, znała jej sekret związany z nekromancją. Nie patrzyła na nią krzywo, nawet pracując w Ministerstwie i będąc tak przyzwoitą osobą. Może nie mogła całkiem zrzucić maski lub też nie umiała już tego zrobić, ale w jej towarzystwie mogła trochę odpuścić. Jeśli Cynthia była księżycem, to Tori była jej gwiazdą. I była jeszcze Brenna, która przypominała w tym wszystkim słońce. Westchnęła, przymykając na chwilę oczy i zaraz skręciła we właściwą uliczkę, docierając do celu, którym było nowe mieszkanie jej przyjaciółki. Szybko pokonała klatkę oraz schody, pukając w odpowiednie drzwi.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna. I że masz ochotę się napić. Nieprzyzwoicie. - uśmiechnęła się do niej krótko, lustrując ją spojrzeniem intensywnie błękitnych tęczówek po tym, jak ruchem głowy zgarnęła do tyłu pasma włosów. Wiele się u nich działo od ostatniego spotkania, chociaż życie Cyny nie wydawało się tak burzliwe, jak czarnowłosej czarownicy z którą dzieliła szkolne dormitorium. Mimowolnie przesunęła wzrokiem po jej twarzy oraz sylwetce, szukając jakichkolwiek zmian lub oznak choroby, czegoś, co mogłoby ją zaniepokoić i zmusić do zaingerowania. - Dobrze Cię widzieć.
Dodała już miękko, gdy weszła do środa i odłożyła na chwilę torbę, aby zsunąć z nóg szpilki, które niedbale pchnęła na bok. Podłoga była przyjemnie chłodna, zostawiła na bladej skórze czarownicy gęsią skórkę. Ruszyła za przyjaciółką w głąb mieszkania, rozglądając się z ciekawością. Jak zawsze miała doskonałe wyczucie stylu i nie wątpiła, że przygotuje sobie tutaj przytulne, ale i klimatyczne gniazdko. Odłożyła torbę na stół, wyjmując z niej butelkę wódki, ginu oraz whisky, a także napoje. Poza tym kupiła słodkie oraz słone przekąski i miała pojemniki z jednej z restauracji na Pokątnej, gdzie czekało na nie kilka wariantów z ciepłą kolacją. Nie miała pojęcia, na co mogłaby mieć ochotę Tori, więc wzięła po prostu wszystko.
- Makaron? Czy może gulasz? - mówiąc, stukała paznokciami w kolejne pojemniki. Trzeci zawierał jakieś nadziewane bułki, ale ten po prostu otworzyła. Czwarty był pełen panierowanych przekąsek w stylu krążków cebulowych, krewetek i innych magicznych mniej lub bardziej specjałów. Westchnęła bezgłośnie, przenosząc wzrok z jedzenia, które uwalniało swój aromat w pomieszczeniu i nakręcało apetyt, na swoją przyjaciółkę, odszukując jej ciemne oczy. Przez chwilę wyglądała tak, jakby miała jej coś do zakomunikowania, ale zupełnie nie wiedziała, jak się do tego zebrać. - Jak się czujesz?
Wiedziała, że nie było kolorowo, zwłaszcza przez sprawy z Rookwoodem i dotykającym ją zimnem. Nie była pewna, którą z tych spraw sprawiała jej więcej bólu.