• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów v
1 2 Dalej »
[19.07.72] Viorica i Cedric | Zdarzało ci się wyglądać lepiej

[19.07.72] Viorica i Cedric | Zdarzało ci się wyglądać lepiej
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#1
28.02.2024, 17:47  ✶  
19.07.1072

Spodziewała się, że w końcu dostanie list od matki. Spodziewała się także jego treści. W tym miesiącu przyszedł jednak zaskakująco późno i dotyczył jakże małej kwoty, którą miała pożyczyć do pierwszego. Zdarzało się to co jakiś czas, może nie miesiąc w miesiąc, ale wystarczająco, by Vior się do tego przyzwyczaiła. Zresztą, jeszcze parę lat temu potrafiła swojej rodzicielce przynosić spore kwoty, ot, bez okazji. Mama Vior nigdy nie zadała pytania, skąd się brały, sama dziewczyna zaś nigdy nie zdradziła skąd je ma. Pytania nie pojawiły się także wtedy, kiedy nagle duże zastrzyki gotówki się urwały, jakby zgodnie zdecydowały się cały temat zamieść pod dywan.
Cóż, długi czas żyły razem na Nokturnie. Ich zachowanie nie brało się znikąd.
Vior spodziewała się, że jej matka swoim szóstym zmysłem rodzica wiedziała, że czarnowłosa wpakowała się w pewnym momencie w jakieś kłopoty. Matki takie rzeczy po prostu czują. Dlatego pewnie od kiedy córka w końcu zaczęła zarabiać wyłącznie uczciwie, nie narzekała na konieczność większego zaciśnięcia pasa. Ot, czasem prosiła o małe wsparcie, gdy było gorzej. Śladem matki, Vior nigdy nie wnikała, czemu bywało gorzej.
Wracała właśnie po oddaniu niewielkiej sakiewki, zduszając w sobie niewielką irytację, która zawsze towarzyszyła temu momentowi, jednocześnie zapisując w głowie, że w weekend ma wpaść do mamy na domowy obiad, na który została zaproszona. Wiedziała, że tak miało wyglądać zadośćuczynienie za to, że musiała wspierać finansowo rodzica, który nigdy nie mógł jej dać tego, na co według niego zasługiwała.
Szła holem, który prowadził do wyjścia z Munga, gdy nagle poczuła drapanie w nosie. Nie było to ostatnio nic nowego, patrząc, że od kilku dni dręczyły ją ciągły katar i kichanie, nie chciała jednak rozsiewać ewentualnych zarazków w lecznicy, dlatego starała się zdusić nieprzyjemne uczucie. Co nie wyszło, bo parę sekund później wszyscy mogli słyszeć głośne kichnięcie, które udało jej się z siebie wydać, zwracając tym zapewne uwagę chyba wszystkich, którzy przebywali w budynku. Spojrzała po wlepiających w nią spojrzenia twarzach, lekko speszona.
- Przepraszam? - rzuciła, po czym zaczęła przeszukiwać kieszenie swoich szerokich jeansów, mając nadzieje, że wcisnęła tam jakąś chusteczkę. Albo i nie.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#2
01.03.2024, 01:34  ✶  
To, że praca w Mungu była dla niego niezwykle ważna nie było raczej niczym szokującym. Przynajmniej dla ludzi, którzy mieli okazję go poznać. Już od małego czuł usilną, naturalną chęć niesienia pomocy potrzebującym. Jako mały dzieciak, odreagowywał to, pomagając rodzicom w aptece. To właśnie od nich złapał bakcyla, który w okresie szkolnym pchał go do rozwijania zdolności leczniczych. To właśnie tym siedmiu długim latom zawdzięczał to, że dostał się na naukę w tym szpitalu, który na dobre stał się jego drugim domem. Jasne, nie zawsze było kolorowo, ale chyba nic innego nie sprawiało mu takiej satysfakcji. Na koniec dnia czuł, że robi różnicę. Jego wkład nie był może ogromny, ale nigdy się nie zrażał. Uparcie i wytrwale parł do przodu, przy okazji sprzeciwiając się wszelkim przeciwnościom losu. Bo przecież to, co najważniejsze już miał.
Tak ogromny zapał do pracy niósł ze sobą jednak także sporo minusów. Największym, przynajmniej dla rodziny i bliskich, było to, że nie potrafił sobie odpuścić. Jeśli tylko mógł, siedział w pracy. Brał na siebie dyżury, których nie chcieli inni, nierzadko zostając przy tym po godzinach. Bo przecież ludzie potrzebują pomocy ciągle, a nie tylko wtedy, gdy ma na to czas. W swojej krótkiej mimo wszystko karierze przerobił dość imponującą liczbę nadgodzin, co prawdopodobnie równałoby się już małej fortunie, ale Lupin nie robił tego dla korzyści. Większość należności wciąż nie została odebrana, ale nie śpieszyło mu się z odebraniem ich. Tak w zasadzie to ciężko stwierdzić, czy był w ogóle świadomy tego faktu. Jasne, czasami ktoś próbował go przekonać, żeby pogadał z dyrekcją, ale zbywał to twierdzeniem, że zajmie się tym później. Oczywiście nigdy to nie następowało. Bo po co mu galeony. Zamiast tego wolałby wynaleźć leki na choroby, które wciąż były sporym zagrożeniem dla społeczeństwa. Praca była najważniejsza.
Dzisiejszego wieczoru nie było inaczej. Godziny pracy skończyły się jakieś trzy godziny wcześniej, ale Cedric uparcie został na stanowisku, ignorując przy tym przyjacielskie sugestie, wedle których miał odpocząć i złapać trochę snu. Dopiero gdy większość pacjentów leżała już w łóżkach, uległ bardziej już poleceniom służbowym niż sugestiom Florence. Zgarnąwszy z gabinetu swoją torbę, ruszył w stronę wyjścia, w głowie robiąc już listę obowiązków na następny dzień. Pani Williams wymagała dłuższych badań, a pan Smith musiał mieć zmienione dawki leków. Ach, tyle roboty i tak mało czasu. Gdyby tylko komuś udało się wynaleźć eliksir, który sprawiłby, że ludzie nie potrzebowaliby snu.
Z tego zamyślenia wyrwał go nagłe, głośne kichnięcie. Hałas skutecznie oderwał go od pracy, dzięki czemu dostrzegł, że w lobby stała dość dobrze znana mu postać. Musiał przyznać, że dawno nie widział już Vio. Na zmęczonej twarzy mimowolnie pojawił się ciepły, przyjazny uśmiech, który odrobinę gryzł się z podkrążonymi, lekko zakrwawionymi oczami. Odpoczynek poczeka. Przecież nie mógł jej tutaj tak zostawić.
— Nie wypuszczę Cię w takim stanie. Wezmę tylko kit... — zaczął, ale urywał, gdy zorientował się, że ciągle był w stroju roboczym. — Dobra, nieważne. Chodź, przebadam cię w gabinecie i przepiszę leki — rzucił, zerkając w stronę przyjaciółki. — Nie daj się prosić. Twoja mama urwie mi głowę, jeśli się dowie, że wypuściłem cię ot tak — dodał jeszcze, mając nadzieję, że ten argument ją przekona.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#3
01.03.2024, 15:12  ✶  
Dwa lata temu pewnie popukałaby się w głowę słysząc o pracoholizmie Cedrica.
No dobrze, może teraz i tak nie uznałaby, że jego sposób życia był normalny, mogła jednak zrozumieć poświęcenie dla pracy, którą się naprawdę lubiło. Sama potrafiła spędzić nad swoimi projektami zdecydowanie więcej czasu bez odpoczynku niż wypadało, tu jednak pojawiała się podstawowa różnica. Viorica liczyła wartość każdego skrawka zużytego materiału, a także każdej minuty, którą poświęcała na zarobek. Ba, gdy w jej pracy na etacie nie działo się nic ciekawego, potrafiła zająć się swoimi wyrobami, oczywiście całkowicie po kryjomu, nie chcąc tracić czasu na możliwość wyrobienia własnej marki. Jej świat tak naprawdę zawsze kręcił się wokół pieniądza, szczególnie na początku życia, gdy go po prostu ciągle brakowało.
To wpakowało ją w wieku kłopotów, których konsekwencje nie raz ciągnęły się za nią do dziś. A także sprawiły, że jej piramida potrzeb trochę się poprzestawiała.
W ten właśnie sposób ignorowała swoje drobne, według niej, przeziębienie, uznając to raczej za drobna niedogodność, niż powód do zmartwień, którym należało się zająć.
I pewnie przeczekałaby aż choroba minie (albo rozłoży ją tak, że nie wstanie z łóżka), gdyby nie dobra dusza która postanowiła jej pomóc. Która zapewne miałaby większy posłuch, gdyb nie to, że wyglądała, jakby sama powinna była się położyć.
- Ciebie też miło widzieć - mruknęła, siąkając nosem, bo przecież nie znalazła w końcu tej przeklętej chusteczki. Odpowiedziała mimo to na uśmiech Cedrica, po chwili jednak zmarszczyła brwi, dostrzegając stan rozmówcy.
- Bardzo miło, że się o mnie martwisz, patrząc jednak na twoją twarz przypominającą bardziej zapłakaną pandę niż człowieka, chyba muszę odmówić. Kiedy ty ostatnio, nie wiem, spałeś? - zapytała, unosząc lekko brwi. Nie żeby coś, ale ona pewnie sobie by poradziła, Cedric za to wydawał się w stanie, w którym mógł pomylić kierunek, w którym znajdował się jego dom. Albo odpłynąć podczas podróży kominkiem i wylądować Merlin wie gdzie.
- Matka to mi urwie głowę jak zobaczy, że wykorzystuję biednego chłopca w stanie ledwo funkcjonującym, zresztą obiecała mi przesłać sową jakieś swoje domowe wyroby na przeziębienie, znając ją zapewne paskudne w smaku - wywróciła oczami, uśmiechnęła się jednak zaraz. Dostała już reprymendę, że to pewnie przez to, że z gołym brzuchem chodziła i że ma siedzieć w domu i się kurować, rzadko jednak słuchała rodzicielki. - Jeśli jednak zaraz po wypisaniu kolejnych specyfików do kompletu obiecasz mi, że natychmiast się zabierzesz ze mną z tego miejsca, to może się zgodzę - dodała, czując, że za chwilę usłyszy protesty. A tak może w końcu wyciągnie biedaka z tego kołchozu. Ze wzgląd na stare dobre czasy zapewne zrobiłoby jej się smutno gdyby Ced zaharował się na śmierć.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#4
02.03.2024, 03:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.03.2024, 03:17 przez Cedric Lupin.)  
Czekając na odpowiedź, mimowolnie rozejrzał się po lobby, odruchowo oceniając przy tym stan oczekujących na przyjęcie ludzi. Było ich zaskakująco dużo. Pokusa, żeby jednak zostać w Mungu wzrosła nagle do niepokojących rozmiarów, ale najpierw musiał zająć się Vioricą. Idąc za tą myślą, ponownie skupił swój wątpliwej jakości umysł na potencjalnej pacjentce.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę zapomniał o pierwszej rzeczy, którą miał zrobić, gdy do niej podchodził. Chciał zacząć od dania jej chusteczki, której ewidentnie nie miała, a skończył na prawieniu morałów. Chcąc naprawić swój błąd, szybko sięgnął do kieszeni, po czym podsunął materiał w stronę kobiety. — Przepraszam, chodzę z głową chmura. Użyj tego — rzucił z zakłopotaniem, po czym nerwowo poprawił włosy. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, że tak w sumie to nie do końca wiedział, czym aktualnie się zajmowała. Kojarzył, że robiła praktyki u jednego jubilera, ale co dalej? Hm, dobre pytanie. W sumie to warto by się doinformować, ale najpierw chciał się zająć jej zdrowiem, chociaż jak się szybko okazało, nie miało to by takie proste.
Ogarnięcie tej metafory z pandą zajęło mu zdecydowanie więcej, niż powinno, ale w końcu dodał dwa do dwóch. Musiał przyznać, że nieco go zaskoczyła i zagięła. Ba, nawet zrobiło mu się trochę głupio. — Spałem? Hmm, a który mamy... a nie, nieważne — urwał nagle, gryząc się w język. Miał dziwne przeczucie, że spytanie jej o dzisiejszą datę mogłoby nie poprawić jego sytuacji. Nie chciał ryzykować, że dziewczyna rzuci tekst typu tej pandy przy kimś z nocnej zmiany. Miał dziwne podejrzenia, że ten pseudonim przylgnąłby do niego nieprzyjemnie szybko i na cholernie długo. — Słuchaj. Po prostu przedłużyła mi się zmiana i... — zaczął, ale nim zdołał zacząć wymieniać kolejne na szybko wymyślone wymówki, Vio przerwała mu ze swoją dalszą tyradą. Tyle dobrego, że był za bardzo zmęczony, żeby czuć teraz zażenowanie samym sobą.
Gdy w końcu skończyła, tak właściwie nie było już czego zbierać. Tą niespodziewaną ofertą niejako zamknęła mu usta, chociaż nie był z tego powodu w pełni zadowolony. Zastanawiając się nad odpowiedzią, zerknął jeszcze na tę staruszkę, a potem wrócił do Vio i tego jej zaczerwienionego nosa. Nim jednak zdążył podjąć decyzję, ową starowinkę przejął nagle jeden uzdrowiciel. W sumie to może lepiej. Szansa na to, że za jakiś czas pójdzie spać, robiła się obiecująco większa.
— Obawiam się, że nie mam jak przebić tej oferty, także niech będzie. Chodź, zaprowadzę cię do mnie — zaczął, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem. W trakcie tej krótkiej podróży zerknął jeszcze na dziewczynę. — Uprzedzam, że spytam Twoją mamę o ten eliksir. Pamiętaj, że pracujemy w tym samym miejscu, także stanie się to prędzej niż później — rzucił jeszcze, próbując zrobić groźną minę, ale efekty były raczej godne politowania.
Na szczęście zaraz po tym doszli na miejsce. Otworzył drzwi i wychylił się, żeby zapalić światło, po czym zerknął na przyjaciółkę, zapraszając ją do środka. Gdy już weszła, wsunął się do środka, zamykając za nimi drzwi. — Usiądź, proszę — rzucił, wskazując jej krzesło, po czym przeszedł za biurko, żeby sięgnąć po kilka przedmiotów. — Zacznijmy od podstaw. Jak długo cię trzyma? Jakie masz objawy? No i jak się czujesz — rzucił, posyłając jej przy tym ciepły uśmiech.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#5
03.03.2024, 22:57  ✶  
Cedric nawet nie wiedział, jak bardzo ratował jej życie użyczając tego skrawka materiału, a przynajmniej jakieś pozory ucywilizowania. Katar nie ustępował, a skoro posiadała na sobie bluzkę na krótki rękaw, to nie mogła nawet posilić się rekawem, nie ważne jak bardzo niehigieniczne to było. Lepsze to niż zasmarkana twarz. Skorzystała z chusteczki, odwracając się lekko, jakby chcąc się ukryć wykonując tą niezbyt przyjemną czynność, po czym wepchnęła zużyty skrawek tkaniny do kieszeni.
- Dzięki, oddam - stwierdziła, choć było w tym tyle prawdy, jak w obietnicy zwrócenia tych wszystkich piór, które za pewne w podobny sposób ukradła Cedricowi na przestrzeni lat w Hogwarcie.
Nie jej wina, że za każdym razem nabierał się na to oczywiste kłamstwo.
Zapewne myślał, że Vior zapomniała po prostu ich oddać. Ona jednak już wtedy potrafiła pozbywać innych ich własności z czystą premedytacją. I gdzie ją to zaprowadziło?
Do kilkuletniej przerwy w życiorysie, którą spędziła na rozbojach i kradzieżach. Ukrywała oczywiście ten fakt, przede wszystkim dlatego, że słabo spędza się życie za kratami. Czy jednak żałowała? Trudno było jej to ocenić. Dla własnego bezpieczeństwa nie planowała wrócić do tamtego sposobu na życie, nie czuła jednak wstydu za swoje występki. Przynajmniej w większości, bo niektóre z jej wybryków wskazywały na jej ujemną inteligencję, jak na przykład kradzież bransoletki Dantego. Z części skoków była jednak nawet dumna. Miała też masę naprawdę świetnych wspomnień, których na pewno nie miała zamiaru pogrzebać. Co najwyżej zabrać do grobu, wraz z kilkoma tajemnicami.
Założyła ręce i spojrzała na Cedrika z lekko zmrużonymi oczami, swoją pozą raczej dość wymownie stwierdzając, że nie podobało jej się brzmienie niedokończonego pytania. Jeśli nie żartował, a na to się nie zapowiadało, to chyba właśnie srogo przesadził z przepracowanymi godzinami, a ona miała teraz swoistą misję, by go wyciągnąć z Munga, choćby i siłą. Ewentualnie zaklęciem. Wiedziała jednak, że to będzie wymagać kompromisu, zbyt dobrze wiedziała po sobie jacy potrafią być uparci ludzie.
- Nie kończ. Jestem dziś twoją ostatnia pacjentką, a potem, nie wiem, odbierasz nadgodziny, czy coś i odpoczywasz, a przede wszystkim idziesz sobie smacznie spać. Podobno sen dobrze działa na urodę, tobie co prawda dużo nie potrzeba, ale ładniej ci bez tego fioletu pod oczami. To zdecydowanie nie twój kolor. - Pokręciła głową, nadal nie rozluźniając postawy. Przynajmniej do póki jej propozycja nie została przyjęta.
Uśmiechnęła się znów, czując delikatny posmak zwycięstwa i ruszyła za swoim dzisiejszym lekarzem. Co w sumie trochę ją rozbawiło. Pamiętała, jak nie raz prosiła Cedrica, by połatał ją po tym, jak odpyskowała niewłaściwej osobie. Dziś przynajmniej nie musiała za nim kuleć, budziło to jednak wiele wspomnień.
Zaśmiała się, zapominając, że czarodzieje w sumie tak szybko łączyli słowo domowe wyroby z eliksirami, przez co znów musiała użyć pożyczonej chusteczki, doprowadzając się do porządku.
- Oj, coś czuję, że skład jej specyfików cię raczej zaskoczy. Opierają się głównie na czosnku, miodzie i rakiji, wszystko z przepisów mojej babci, która czarownicą nie była. Zresztą, moja mama świetnie gotuje, ale do kociołka z eliksirem lepiej jak się nie zbliża, bo grozi remontem całej dzielnicy - odpowiedziała szczerze, doskonale pamiętając wszystkie nieudane próby rodzicielki. Tylko jedna skończyła się co prawda w Mungu, to jednak wystarczało, by uznać tamtą za zagrożenie w tej dziedzinie.
Weszła do gabinetu, z nieukrywaną ciekawością rozglądając się po pomieszczeniu. Bez krzty dyskomfortu rozsiadła się na kozetce, zakładając przy tym nogę na nogę i nachylając się lekko w stronę biurka.
Nie spodziewała się, że akurat w tej sytuacji przypomni się jej jeden z harlekinów, który wykradła z biblioteczki dziadków, nie mogła jednak przez to nie poczuć rozbawienia.
- Panie doktorze, zapewne nie umknął Panu mój katar i zdarzające się czasem kichanie, do tego czuję lekkie drapanie w gardle. Wszystko trwa już ze trzy, może cztery dni. Co będzie ze mną Panie doktorze? - zapytała udawanym płaczącym tonem i zamrugała zalotnie rzęsami, patrząc na Cedrica. Skoro już tu była, mogła uczynić wizytę choć trochę zabawniejszą.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#6
05.03.2024, 03:10  ✶  
Patrząc na dziewczynę, nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Nadgodziny niby nie są odpowiedzialne i powinny być praktykowane z umiarem, ale gdyby dzisiaj nie posiedział dłużej, nie miałby okazji spotkać Viorici. Naprawdę dawno się nie widzieli. Jasne, może nie myślał o niej codziennie, bo do tej pory raczej nie byli aż tak blisko, ale miło ją wspominał. Nie można też zapomnieć o tym, że pracował z jej matką, także niejednokrotnie miał okazję wysłuchiwać opowieści na jej temat. Przemęczony, czasem lekko się wyłączał, ale i tak słyszał całkiem sporo. Tak w sumie to pewnie wiedział o niej więcej, niż ona o nim. Myśl ta była... dziwna. Mimowolnie poczuł się jak jakiś dziwak, który z ukrycia obserwuje czyjeś życie. Wyjątkowo nieprzyjemnie było mu się poczuć jak ktoś taki, nawet na krótką chwilę. Aż lekko się wzdrygnął. Tyle dobrego, że nie będzie musiał się tłumaczyć. Równie dobrze można to zrzucić na fakt, że nie do końca kontrolował już swoje ciało.
Mimowolnie parsknął, słysząc to sławetne "oddam". Jeszcze za czasów szkolnych lubiła pożyczać od niego pióra, które dość rzadko potem odnajdywały drogę powrotną. Nie była jedyną osobą, która to robiła, ale jej pożyczył ich zdecydowanie najwięcej. Nie, żeby mu to przeszkadzało, w końcu to tylko przedmiot, który łatwo można zastąpić. Mało kto zakupił w okresie szkolnym tyle przyborów do pisania co Lupin. Sklepikarz, u którego się zapatrywał, dał mu nawet kartę stałego klienta. Podejrzewał, że z chustką nie będzie inaczej, ale nie przejął się tym jakoś szczególnie. Miał ich całkiem sporą kolekcję, bowiem nierzadko użyczał ich kolejnym pacjentom, którzy trafiali do jego gabinetu.
Czuł na sobie to oceniające spojrzenie, ale lata praktyki i krytyki ze strony współpracowników pomogły mu się uodpornić. Przynajmniej w ten jeden sposób nie można było go wepchnąć w poczucie winy. Ciężko było mu się jednak bić z jej argumentami, a skoro i tak miał wychodzić... równie dobrze mógł się zgodzić. Oczywiście na wyjście teraz, bo nie miał zamiaru przegapić kolejnego dyżuru.— Odbierać nadgodzin może nie będę, ale obiecuję się położyć, gdy już wrócę do domu. Najpierw jednak zajmę się urokliwą pacjentką z urzekającym charakterem — Tak w sumie to zmęczenie czasem się nawet przydawało. Gdyby komplementowała go w sytuacji mniej ekstremalnej, policzki zapewne pokryłyby mu się szkarłatem. Jeśli zorientowałby się, że coś takiego ma miejsce. Cedric nie był szczególnie lotny, gdy chodziło o flirtowanie.
Skład "eliksiru", którym leczyła się kobieta, nieco go zaskoczył. Na tyle, że spojrzał na nią z wysoko uniesioną brwią, chcąc się upewnić, że nie żartuje. Jasne, nie twierdził, że domowe sposoby nie są skuteczne, ale nie brzmiało to jak najrozsądniejsza opcja. Zwłaszcza, ze pani Zamfir pracowała w Mungu. Starczyło kogoś poprosić i z pewnością przyjąłby jej córkę. Na przykład on. — Nie mam zamiaru negować zdolności Twojej mamy i babci, ale wolałbym dodać coś z mojej dziedziny — odparł lekko, nie chcąc wchodzić w kompetencje kobiety, którą naprawdę darzył sympatią. Matula Viorici była przekochana. No i trochę straszna.
Gdy już weszli do gabinetu, niejako przeszedł na autopilota. To było jego środowisko i tematy, które poruszył już niezliczoną ilość razy.
Pytania, odpowiedzi, więcej pytań, recepta. Tak odbywało się to najczęściej, ale kobieta miała chyba inne plany. Nawet tak zmęczony, speszył się na to jej przedstawienie. Zdradzały go uszy, które nieco poczerwieniały. Przez kilka sekund stał tak w lekkim zawieszeniu, ale na szczęście szybko doszedł do siebie.
— Katar, kaszel, lekkie drapanie w gardle... Coś więcej? — spytał, przykładając rękę do jej czoła, chcąc sprawdzić, czy nie ma gorączki. — Tyle dobrego, że nie jesteś rozpalona, ale chyba i tak muszę ci podarować czapkę — dodał, patrząc na nią z sympatią i lekkim rozbawieniem, które iskrzyło się w jego oczach. Jak widać, był na tyle zmęczony, że nawet jemu udzieliła się ta mała głupawka.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#7
06.03.2024, 21:05  ✶  
Gdyby tylko wiedziała, że jej matka ględzi o niej kawalerom w Klinice i Merlin wie jeszcze gdzie, to najprawdopodobniej najpierw zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, po drugie przeprowadziłaby poważną rozmowę na temat rozsiewania fałszywych informacji i mamieniu porządnych mężczyzn jej zdecydowanie zapewne zakrzywionym obrazem. Chyba, że ta zapowiadała historie całkowicie prawdziwe, wtedy należało kupić bilet za ocean i już nigdy nie pokazać się w kraju, tak na wszelki wypadek. Nie wiedziała jednak o całej sytuacji, żyła więc w nieświadomości obgadywania jej za plecami przez własną rodzicielkę.
Słysząc parsknięcie zmierzyła Cedrica wzrokiem, spodziewając się, czym było spowodowane. Uniosła oczy w górę na to rozbawienie, sama jednak się uśmiechnęła. Widać jej mały podstęp z przeszłości został zauważony, co trochę podkopało jej ego. A to oznaczało, że powinna co najmniej go zaskoczyć, wyprać ten cały kawałek materiału i mu go oddać. Lubiła robić na przekór innym, zaskakiwać swoimi czynami, wygrywać z góry skazane na przegraną zakłady. Dlatego nie wspomniała o swoim planie na głos.
Westchnęła na wzmiankę o porzuceniu jej sugestii o odbiór nadgodzin, rozumiała jednak, że czasem miało się inne priorytety. Choć trochę opacznie je zrozumiała.
- Nie będę pochwalać, rozumiem jednak, że czasami zarobienie grosza jest ważniejsze, niż porządny odpoczynek, ale wiesz, kiedyś musisz to robić, inaczej jesteś mniej efektywny i zamiast pomóc, możesz zaszkodzić. Zresztą, tych całych nadgodzin nie określa jakiś zestaw, nie wiem, zasad? - zapytała, trochę zdziwiona, że ktokolwiek dopuszcza do takiego przemęczenia pracowników, jakie widziała na własne oczy.  Nawet jeśli pracownicy ci mieli potem prawić jej słodkie komplementy.
Rozbawiła ją reakcja Cedrica na matczyne specyfiki, nie spodziewała się jednak niczego innego. Nawet ją czasem zastanawiało to przyzwyczajenie do mugolskich tradycji, jednak w jakiś sposób zawsze się to sprawdzało. Dlatego nie kłóciła się zbyt mocno, gdy widziała przed sobą kubek ziołowego naparu, który pozbawiony był co prawda magicznych właściwości, ale przynosił ulgę oraz pewne melancholijne ciepło.
- Lepiej nie dyskutować z kilkusetletnim bułgarskim sposobem, bo znając życie przegrasz. - Uśmiechnęła się. - Ale jakiś eliksir może dodatkowo pomoże, nie powiem, wolałabym szybko wrócić do stanu, gdy nie próbuję zasmarkać pracowni w pracy. Jeszcze mi szef potrąci za czyszczenie, czy coś - mruknęła, marszcząc się lekko, jakby właśnie zjadła coś kwaśnego.
Lekko rozczarowało ją, że Cedric nie podjął jej zabawy, widok jego nagle czerwieniejących uszu był jednak na tyle rozkoszny, że wiedziała, iż spróbuję czegoś podobnego jeszcze chociaż z raz.
Trochę zaskoczyła ją delikatność, z jaką do niej podszedł. Ręka na jej czole była lekko ciepła, a jednocześnie jakby nie do końca na miejscu. Nie była przyzwyczajona tak naprawdę do zwykłej czułości. No, może znała aż za dobrze tą ze strony mamy, jeśli jednak chodzi o inne osoby, ta w większości była czymś podszyta. Nie dopuszczała innych zbyt blisko siebie, żyjąc tak, jakby doszukiwać się wszędzie podstępu i kłamstwa. Może dlatego, że sama żyła na jego podstawie. A jednak ten gest wydawał się taki… Zwykły i czysty. Przez to dziwny.
- Jakbyś nie pamiętał, mamy lipiec. Nie wiem, czy czapka na tym etapie coś pomoże. - Roześmiała się, obserwując poczynania swojego dzisiejszego Pana Doktora. - Zakładam, że będę żyć? Jak będziesz coś szykował, to poproszę o smak w miarę do przełknięcia. O, pomarańczowy na przykład. Albo truskawkowy - mówiła, dalej się uśmiechając, mimo tego, że znów musiała użyć chusteczki. Zdecydowanie porządne pranie magiczne.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#8
08.03.2024, 00:46  ✶  
Nie będzie to żadnym przełomowym odkryciem, ale Cedric naprawdę lubił swoją pracę. Jako dziecko nieco obawiał się tego, że w życiu dorosłym będzie nieszczęśliwy i niespełniony, ale droga medyka po prostu była mu pisana. Już sama myśl, że dzięki zdobytemu doświadczeniu i zdolnościom, mógł pomagać ludziom, sprawiała mu ogromnie dużo satysfakcji. Niektórzy byli w tym zawodzie dla pieniędzy, on dla uśmiechów dzieci i staruszek. Na początku swojej kariery chciał nawet pracować tutaj za darmo, w formie wolontariatu, ale znajomi wybili mu ten pomysł z głowy. Twierdzili, że potrzebuje wypłaty, żeby móc normalnie funkcjonować i korzystać z życia. Z tym pierwszym w sumie się zgadzał, ale co do drugiego... Nigdy nie czuł się przekonany do systemów, wedle których działał świat. Ilość głodujących i chorujących ludzi na świecie, zarówno czarodziejów, jak i mugoli, wprawiała go w ogromny smutek. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tacy ludzie mieli być obdzierani ze swojego człowieczeństwa tylko dlatego, że nie mogli za coś zapłacić. Nierzadko wpłacał większe i mniejsze sumy na rzecz potrzebujących, ale nawet pomimo tych wszystkich starań czuł, że robi za mało. Gdzieś głęboko w środku nieustannie czuł, że nie stara się dostatecznie mocno. Potrzebujących nigdy nie ubywało.
Kochał nieść pomoc potrzebującym, ale ludzie, z którymi miał przyjemność pracować, stanowili nieodłączny element tej całej układanki. Tak w zasadzie, bez nich wypaliłby się już dawno temu. To właśnie te długie rozmowy, żarty i pogawędki w trakcie pracy sprawiały, że wykonywane czynności mijały w mgnieniu oka. Może nie z każdym znał się wybitnie dobrze, ale starał się nie ignorować nikogo. Spotkanie Viorici uświadomiło mu jednak, że naprawdę dawno nie widział się z przyjaciółmi, których poznał jeszcze w szkole. Niby wysłuchiwał historii na jej temat od pani Zamfir, ale spotkanie twarzą w twarz uświadomiło mu, że to absolutnie nie było to samo. Zaniedbał zarówno ją, jak i wiele innych osób, a ta świadomość była zdecydowanie nieprzyjemna. Czuł się... winny.
O tak, kolejny powód do tego, żeby mógł się obwiniać. Jakby nie miał ich już w przesadnym nadmiarze.
— W teorii obowiązują nas zasady i reguły, ale ciężko powiedzieć nie, gdy na korytarzach widzisz wszystkich tych ludzi. Biedni, schorowani. Nie wydaje mi się, żeby kilka godzin snu było warte zostawienia ich w potrzebie. Poza tym wcale nie potrzebuję tak dużo snu! — odparł gładko z tym swoim uśmiechem pandy. — Poza tym. Nie zawsze mówię szefostwu, że zostanę na nadgodziny nadgodzin, a znajomi z pracy już się poddali z próbami przekonania mnie do zmiany podejścia. Częściowo. Trochę. Być może ich też okłamuję co do tego, ile byłem w pracy — rzucił, nie do końca kontrolując słowa, które wychodziły z jego ust. Mózg powoli udawał się już na spoczynek i uznał, że doskonałym pomysłem będzie opowiadanie znajomej o tym, że łamie całkiem sporo zasad i reguł. No ale przecież robił to, żeby pomagać potrzebującym! To na pewno się liczy, prawda? — Żartowałem tylko — dodał nagle tonem głosu dziecka, które chciało przekonać rodzica, że nie zjadło lizaka, mając palce ulepione od cukru.
W nieco niezręcznej ciszy ruszył dalej, mając nadzieję, że kobieta nie zdecyduje się kontynuować i uwierzy w jego absolutnie przekonujące wytłumaczenie. Aż dwa słowa.
Chcąc wspomóc ten proces, postanowił uczepić się tematu rodzinnych specyfików. — Z pewnością jestem w stanie przepisać ci coś, co szybko usunie te objawy... a przepis od mamy z chęcią bym kiedyś dostał. Myślę, że moja mama byłaby zachwycona. Przy okazji, pracownia? Czym się tak w sumie zajmujesz? — Dzielnie brnął w kolejne tematy i pytania, chcąc jak najbardziej zakopać wpadkę, która mu się wydarzyła.
Gdy znaleźli się w gabinecie, skupił się na badaniu. Może i był zmęczonym uzdrowicielem, który gadał trzy po trzy, ale gdy chodziło o pacjentów, jego umysł był absolutnie skupiony. Przynajmniej w teorii, bowiem z tym lipcem nieco go zagięła. W sumie to rzeczywiście, byli w trakcie lata. Nie chciał jednak dać po sobie poznać, że złapał lekką wtopę. — Czapka przyda ci się na zimę, skoro wiemy już, że lubisz być chora — odparł, posyłając jej przy tym oskarżycielskie spojrzenie, któremu jednak towarzyszył uśmiech, który absolutnie burzył ułudę powagi. — Moja ekspercka ocena specjalisty stwierdza, że będzie pani żyła. No, chyba że znowu zapomnisz zrobić mamie zakupy. Ostatnio pół godziny narzekała, że nie kupiłaś jej tej mąki. Co do leków zaś... — zaczął, po czym ruszył za biurko, grzebiąc w jednej z szafek. W końcu wyciągnął niewielki słoiczek z pomarańczowymi pastylkami. — Pomarańczowy to ulubiony smak moich młodszych pacjentów, także masz szczęście, że coś mi zostało — rzucił, podchodząc znowu do kobiety. Wręczył jej szkło, upierając się przy tym o biurko. — Bierz rano i wieczorem, przez pięć dni. Objawy zniknął pewnie po trzech albo czterech, ale wolę nie ryzykować powrotem wirusa — dokończył, kwitując to wszystko kolejnym uśmiechem pandy.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#9
10.03.2024, 23:04  ✶  
Wiedziała coś o niesprawiedliwości systemu. Jej rodzina obijała się o nie od prawdopodobnie kilku pokoleń, co chwila próbując jakoś z nich wybrnąć, jednak zarówno w świecie mugoli jak i czarodziejów tak naprawdę nie szło im dobrze. A już na pewno zwieńczeniem tego całego fatum była Viorica. Nie mieli co prawda najgorzej. Widziała osoby które żebrały o jedzenie, te zmuszone do sprzedania swojego ciała, bo nie miały już nic innego, morderstwa dla paru galeonów. A jednak i ona została skuszona możliwością życia na lepszym poziomie. To nie tak, że od razu to wszystko zaplanowała. Na początku naprawdę chciała zarobić uczciwie, fakt jednak, że jej matka była mugolaczką skutecznie zamknął przed nią wiele drzwi w jej branży, szczególnie, że raczej prowadziły ją osoby z szanowanych, zamożnych rodów, które miały, cóż, konkretne poglądy. A kiedy okazuje się, że twój talent można wykorzystać w sposób zgoła inny, a jednocześnie lepiej opłacalny, a przy okazji nikogo nie obchodziło, kto wydał cię na świat i kim do końca jesteś… Wolała to, niż alternatywy, których wtedy za wiele nie widziała.
Nawet teraz pracowała w zakładzie, w którym nie czuła się zbyt dobrze, często musząc znosić przytyki ze strony szefa, ponieważ nie wiedziała, czy ktokolwiek inny przymknął oko na jej dziurę w życiorysie. I na to, że nie była czystej krwi. Nie miała wielkiego wyboru, jeśli naprawdę chciała zerwać z przestępczością. A było to ciężkie, nawet mimo czyhających na nią niebezpieczeństw, jeśli dalej będzie się babrać w tym całym bagnie.
Trochę nie potrafiła do końca pojąć altruizmu. Może dlatego, że mało kto kiedykolwiek jej pomógł. Walczyła ciągle o swoje własne życie, długo nie wiedząc, czy da radę dotrwać do następnego dnia. Każdy galeon był okupiony jej ciężką pracą, strachem i czasem krwią. Dlatego stwierdziła, że Cedric jest co najmniej szalony, gdy słyszała, co opowiadał.
- Popieprzyło cię, prawda? - Nigdy nie oszczędzała w słowach, szczególnie, gdy przemawiały nią emocję. Na przykład szczery szok. - Wiesz, że te zasady są po coś? Co jeśli będziesz tak zmęczony, że popełnisz błąd i wyrządzisz komuś niechcący krzywdę, zamiast mu pomóc? Taka osoba nie zrozumie, że chciałeś prowadzić wolontariat, taka osoba stwierdzi, że jesteś nieodpowiedzialny i naraziłeś jej zdrowie i życie. Nie ochronią cię wtedy ani przyjaciele, ani przełożeni, bo złamałeś reguły. Zresztą, myślisz, że jeśli się wykończysz, to zrobisz innym przysługę, czy jedynie sprawisz im wyrzuty sumienia, że nie udało im się tobie pomóc, skoro tak wygląda sytuacja? Ba, ludzie w końcu stwierdzą, że nie ma dla ciebie ratunku i zaczną się odcinać, bo nie będą chcieli patrzeć jak się niszczysz. Bo fakty są takie, że tylko my sami potrafimy na końcu o siebie zadbać. Nikt inny tak naprawdę za nas tego nie zrobi, nie ważne jak bardzo w nich wierzymy - skończyła, wyraźnie poirytowana. Przeżyła wiele. Targowanie się o własne życie, zdradę, różnego rodzaju groźby. Nie ufała innym, ciągle walczyła o siebie w tym dziwnym świecie i wiedziała, że nie było to takie łatwe. Nie potrafiła więc patrzeć na osoby, które tak po prostu bez namysłu oddawały wszystko innym, wiedząc, że nic z tego nie będą miały. Najwyżej cierpienie.
Nie skomentowała słabej próby zmiany całej sytuacji w żart, bo nie było jej do śmiechu. Starała się jednak przełknąć jakoś to co, usłyszała. Na pewno nie była pierwszą osobą, która prawiła te wszystkie morały, Cedric mógł jej posłuchać lub nie, było jej jednak chłopaka szkoda. Było w nim coś niewinnego i delikatnego, co sprawiało, że z jednej strony chciałaby życie nauczyło go paru prawd, z drugiej bała się, że wtedy coś w nim zostanie zniszczone. Łatwo go było wykorzystać i okłamać, z czego zapewne wiele osób mogło skorzystać.
Uniosła brwi, gdy usłyszała pytanie o jej aktualne zajęcie. Trochę zaniepokoił ją fakt, że matka potrafiła ciągle o niej gadać, ale nie wspomniała o tak podstawowych rzeczach jak jej profesja. To zdecydowanie pchało potencjalne tematy tych rozmów na tereny zdecydowanie pewne zakazane.
- Aktualnie pracuję u jednego z jubilerów na Alei, ale próbuję powoli stworzyć coś własnego. Na razie we własnym pokoju, zdobywając klientów pocztą pantoflową, ale próbuję uzbierać na własny biznes z prawdziwego zdarzenia - uniosła kąciki ust, starając się ukryć, że szło jej na razie tak sobie i trochę zaczynała w siebie z różnych powodów wątpić. Była jednak dobra w okłamywaniu samej siebie jak i innych, jej czarne myśli pozostały więc głęboko ukryte.
Pokręciła głową, gdy temat czapki dalej był kontynuowany.
- Będziesz musiał sam mi ją naciągać na głowę w takim razie, bo ich strasznie nie lubię. A zauważ, że nawet moja mama nie dała rady, jestem czasem bardziej zawzięta niż ona. - Pokazała język, lekko machając nogami, które teraz luźno spuściła na podłogę. - Och Merlinie, nie mów, że skarżyła się o tą mąkę całemu szpitalowi. Przez to nie dostałam ciasta na weekend, musiałam cierpieć na niedostateczną ilość łakoci, wiesz, jaka to udręka? - Jej głos ociekał czystą ironią, uśmiech jednak nie znikał z jej ust. Matka co prawda się już o to (chyba) nie gniewała, robiła jej jednak wyrzuty przez kilka dni.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć za dzisiaj. Może postawię ci drinka, co ty na to? Tez będziesz mógł wybrać smak. - Mrugnęła do niego. - Tylko może nie dzisiaj, bo padniesz po pierwszym łyku i tyle z zabawy - stwierdziła, znów patrząc na sińce, które chyba stały się jeszcze ciemniejsze. - Odprowadzić cię do domu? Albo najlepiej do łóżka, bo nie wiem, czy powinieneś się sam teleportować, czy coś. Bałabym się, że skończysz w Morzu Północnym.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#10
13.03.2024, 01:22  ✶  
Już od małego wykazywał się bardzo dużą dozą empatii względem otaczającego go świata. Rośliny, zwierzęta, ludzie — o wszystkie te rzeczy troszczył się równie mocno. Spory wpływ na takie, a nie inne zachowania mieli matka i ojciec, którzy krzewili w nim szeroko rozumianą dobroć i niesienie pomocy innym. Prowadzili własną aptekę, a ich specyfiki pomogły nie jednej osobie. Cedric dorastał, obserwując działalność rodziców, także nikogo raczej nie zdziwiło, że po ukończeniu szkoły poszedł w ich ślady, mniej więcej. W przeciwieństwie do nich postanowił skupić się na uzdrawianiu, a nie farmakologii. Właśnie w ten sposób trafił do Munga i chociaż zazwyczaj czuł się tutaj naprawdę świetnie, tak teraz... czuł się winny. Wszystko to za sprawą Vior. Początkowo ich pogawędka była raczej luźna, może nawet nieco żartobliwa. Mówiąc o swojej nie do końca legalnej działalności przeciągania siedzenia w pracy, nie podejrzewał nawet, że może się to na nim odbić. Jasne, zrobiło mu się głupio, ale kobieta na pewno nie pociągnie tego tematu, prawda?
Pobożne życzenia.
Gdy nagle wybuchła, stanął jak wryty, absolutnie zaskoczony tą nagłą zmianą w jej zachowaniu. W pierwszej chwili chciał się odezwać i spróbować obronić, ale im dłużej słuchał tej tyrady, tym mniejszą miał na to ochotę. Zdarzało mu się już dyskutować, czasem nawet kłócić. Głównie z rodzeństwem, rzadziej z rodzicami, w pojedynczych przypadkach ze współpracownikami. Zawsze potrafił jakoś wyjść z niezręcznej sytuacji, zazwyczaj wycofując się ze swoich opinii i przepraszając za problem. Tym razem nie brzmiało to jak stosowne rozwiązanie. Tak w zasadzie to nic w tej chwili nie zdawało się stosowne. Przeprosić? Przyznać rację? Obiecać poprawę? Osobiście bez większego problemu sięgnąłby po któreś z tych rozwiązań, ale coś w jej wzroku mówiło mu, że tylko by ją rozjuszył. Uwagi i zarzuty wybrzmiewały w jego głowie jeszcze dłuższą chwilę po tym, jak skończyła go ochrzaniać. Miała po prostu rację i chyba to bolało go najbardziej. Świadomość, że narażał życie innych ludzi dla swojego widzimisię. Bo tak, nie do końca przejął się tym, że sam mógłby mieć problemy. Bo czym byłoby jego życie, gdyby przy okazji skrzywdził kogoś innego? Zabolała go jednak wizja, w której porzuciliby go bliscy. Cedric nie należał może do szczególnie towarzyskich ludzi i nie miał wielkiego grona znajomych, ale naprawdę cenił sobie tych, których miał wokół siebie w tej chwili. Myśl, że Viorica mogłaby uznać, że szkoda na niego czasu była nieprzyjemna, zaskakująco bolesna. Ponure myśli pochłonęły go tak mocno, że wyszły na wierzch. Czując, jak szklą mu się oczy, szybko obrócił się w stronę korytarza. Nie chciał, żeby teraz uznała go jeszcze za rozchwianego emocjonalnie. Ukradkiem (co raczej wyszło mu dość mizernie) przetarł oczy, skupiając się na dotarciu do gabinetu.
Chwilę, w której postanowiła przerwać ciszę, potraktował jako wybawienie. Dosłownie rzucił się na tę wzmiankę o jubilerstwie, nie chcąc już wracać do tematu godzin pracy. — Brzmi naprawdę świetnie! W sumie to zawsze interesowały cię tego typu tematy, mogłem się domyślić. W sumie... dziwne, że Twoja mama nigdy o tym nie wspomniała. Hm, może zapomniała, ewentualnie uznała to za coś oczywistego — rzucił trochę do siebie, a trochę do niej. — Masz coś ze sobą? Z chęcią bym zobaczył. No i, przy okazji — obiecuję polecić cię moim znajomym — dodał jeszcze, w głowie zastanawiając się jeszcze, czy powinien jej przepisać jakieś dodatkowe leki.
— Ty z kolei musisz pamiętać, że w ramach mojej pracy zmagam się z upartymi staruszkami i dziećmi. Całkiem niezła szkoła, także zobaczymy, które z nas wygra to starcie. Czekaj na pierwsze mrozy — odparł, nie kryjąc przy tym lekkiego rozbawienia. To jej pokazanie języka było zaskakująco urocze, ale temat mąki nie dał mu się nad tym dłużej zastanowić. — Och, może mogłem ci tego nie mówić... Wspomniała, ale nie całemu szpitalowi, chyba. Słyszałem ja... i ze dwie osoby, które były akurat na przerwie. Nie wiem, czy mówiła o tym komuś innemu, ale pewnie nie? — odparł, chociaż ton jego głosu nie brzmiał szczególnie przekonująco.
Znowu się zakłopotał. W jego przypadku nie było to może jakoś szczególnie trudne, ale w trakcie ich rozmowy krępował się bardziej, niż wtedy, gdy złożył papiery o pracę w tym zacnym przybytku. — Drink brzmi bardzo przyjemnie, ale naprawdę nie musisz. Po prostu pomogłem znajomej, nie oczekuję niczego w zamian — odparł grzecznie. Co prawda miał ochotę z nią wyjść, ale na samą myśl robiło mu się momentalnie gorąco. — Hmm. Podejrzewam, że oferta odprowadzenia mnie do domu nie podlega odmowie, prawda? — dodał po chwili, lekko się przy tym uśmiechając. Ich rozmowa nie trwała może jakoś bardzo długo, ale kobieta zdążyła mu przypomnieć, jak mocny miała charakter. — Akurat teleportacją nie musisz się martwić. Nigdy nie udało mi się tego nauczyć. Nie wiem, nie potrafiłem pojąć istoty tej zdolności. Ty potrafisz? — Bardzo celowo zignorował wzmiankę o odprowadzeniu go do łóżka. Wiedział, że nie miała na myśli niczego stosownego, ale i tak się zakłopotał. Znowu. Zdradzały go uszy, które znowu trochę poczerwieniały. — Dobra, zamknę gabinet i możemy iść. No, chyba że potrzebujesz czegoś więcej? — Zerknął na nią, oczekując odpowiedzi, a gdy upewnił się, że załatwili już wszystko, sięgnął po leżącą na krześle torbę. Wciąż jednak nie ściągnął szpitalnego fartucha. Czuł, że powinien się w końcu odnieść do ich wcześniej "dyskusji". Wiedział, ze taką ciszę Vio może odebrać jako brak szacunku albo lekceważenie jej osoby, ale wciąż było mu cholernie głupio.[/b]
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Viorica Zamfir (4624), Cedric Lupin (5208)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa