• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[22.07.72 | Little Hangleton] Pierwsze życzenie

[22.07.72 | Little Hangleton] Pierwsze życzenie
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
27.03.2024, 23:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:56 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Piszę więc jestem
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

—22/07/1972—
Anglia, Little Hangleton
Morpheus Longbottom, Anthony Shafiq, Neil Enfer, Isaac Bagshot
[Obrazek: M7aSKxT.png]

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Moje prawo to jest pańskie lewo.
Pan widzi: krzesło, ławkę, stół,
a ja - rozdarte drzewo.



Lipcowe słońce dawało się wszystkim we znaki od wczesnych godzin porannych, jednak był to dobry dzień, kiedy Edyp odzyskał w końcu możliwość widzenia i ku rozkoszy swego gospodarza postanowił rzucić ozdrowiałym okiem na sąsiadującą posiadłość. Nim to nastąpiło, obaj panowie po śniadaniu przeskoczyli po młodego ducha, mającego wesprzeć ich w ocenie napraw i ewentualnych remontów, które należałoby poczynić, jeśli szanowny pan Longbottom zdecydowałby się na zakup równie uroczej co przeklętej posiadłości.

Jeszcze przy śniadaniu Anthony przedstawił mu niespiesznie listę straszliwych zabójstw i samobójstw dokonanych w tym miejscu, prezentując je jak rodowód najznamienitszego ogiera, którego posiadał w swoich stajniach. Z oczywistych względów ujął również trzy potwierdzone przypadki powieszenia kogoś na drzewach należących do posiadłości (W tym jeden samosąd zobacz Morpheus, spora szansa na nawiedzenie!). Dokumenty miejskie, certyfikaty, wycinki z gazet... przed Niewymownym pojawiła się gruba teczka papieru do przeglądania i dotykania, podziwiania faktur, różnorodnych krojów liter i podpisów wielu znamienitości Little Hangleton potwierdzających autentyczność powyższych.

Teraz jednak już nie we dwoje, a we czworo podjechali przed rezydencję. Podróż nie trwała długo, karoca ciągnięta przez dwa wypielęgnowane testrale spełniała najwyższe standardy wygody, ale też cieszyła oko bogatą ornamentacją wnętrza. Dość nieoczekiwanie w połowie drogi pociemniało, zagrzmiało, a gwałtowny wiatr szarpnął budą powozu. Gdy wysiadali przy wiekowej budowli deszcz zacinał ostro, błyskawice tańczyły na ołowianym nieboskłonie. Burza obmywała zaniedbany podjazd pozbawiony kwiatów, a pełen chwastów i zasuszonych, obumarłych róż, z których pozostały głównie kolce.

Wielka, kamienna posiadłość, wyglądała bardziej jak zameczek, nomen omen warownia, zdecydowanie bliższa temu stwierdzeniu niż pieszczotliwie nazywany w ten sposób dom rodzinny Morpheusa. Miejsce to zdawało się być opuszczone. Główne wejście, niemal dwumetrowa żeliwna brama przez którą z powodzeniem wejść mógł do środka ujeżdżający hipogryfa właściciel, było zabite dechami, wieżyczki straszyły szczerbami powybijanych okiennic.

– Tędy moi drodzy, właściciel udostępnił mi klucze. – Anthony, któremu całkiem dobrze było w cylindrze, wyciągnął z kieszeni potężny pęk żelaznych kluczy, którymi pobrzękiwał w rytm niesłyszalnej dla nikogo melodii. Krok miał lekki, uśmiech – mimo okoliczności pogodowych – nie schodził mu z ust.

Wraz z przekręceniem klucza, piorun walnął w rosłą lipę, trzy metry od nich.

– Huh! Dobra wróżba! Obie wieże całe panie Longbottom. – rzucił nie tracąc rezonu, choć oczy miał szeroko otarte patrząc na przewalone drzewo i spłoszone zwierzęta, teatralnie łapiąc się za serce. Gdy tylko woźnica opanował konie, po kilku oddechach na lodowatym deszczu, przepuścił mokrych już mężczyzn do środka.

Zgodnie z modłą czarodziejskich domów, kamienne wnętrze było zdecydowanie większe, niż sugerowałby rozmiar zewnętrznych murów. Przestronny hall rozchodził się do różnych pomieszczeń, które były strzeżone przez rozsypujące się drzwi. Z tyłu schody prowadziły na antresole i dalej ku wieżom. Podłogę przed laty musiała zdobić piękna mozaika, teraz dekoracja zjedzona zębem czasu, szczerbata i zabrudzona była tylko zlepkiem szaroburych kafli układającym się z kuriozalną plamę rodem z testów rorschacha. Górę wieńczyła podziurawiona kopuła przez którą obecnie wpadała do środka woda i nieregularne światło błyskawic.

– Co myślisz Morpheusie? Bo ja sądzę, że Twoja piękna pani się tu z powodzeniem zmieści. – zapytał zamykając za sobą drzwi, w akompaniamencie drapieżnie atakującego spieczoną ziemię deszczu. Zsunął z dłoni rękawiczki i nie spiesząc się wcale sięgnął po różdżkę.

[+]pudelko czekoladek
Osoba pełniąca rolę narratora (zgodnie z kolejnością ustaloną przed rozgrywką) rzuca kością sześciościenną wpisując w tym temacie komendą:
Rzut 1d6 - 1
. Następnie sprawdza ukryte pod właściwą czekoladką zadanie do zrealizowania.
[+]czekoladka 1
Wyłożona niegdyś białymi kafelkami kuchnia znajduje się na parterze. Po ścianach ciągną się rury "krwawiące" rdzawą mazią. Podobne kałuże można znaleźć na podłodze. (Jeśli ktoś poza narratorem się na to zdecyduje, przy bliższym zbadaniu można ocenić, że zacieki nie mają więcej niż tydzień).
[+]czekoladka 2
Drewniane schody prowadzące na piętro nagle w połowie znikają, dzieląc ekipę na dwie drużyny. Magia teleportacyjna nie działa, nie można zejść ze schodów, dopóki badacze tajemnic nie rozwiążą wspólnie prostej łamigłówki logicznej związanej ze stopniami lub wystrojem ścian. UWAGA: żaden ze stopni nie skrzypi. (Jeśli ktoś poza narratorem się na to zdecyduje, można odkryć, że drewno było niedawno wymienione i celowo postarzane magią lub mugolskimi sposobami.)
[+]czekoladka 3
W zagraconej piwnicy pełnej tajemniczych, rozpadających się w dłoniach książkach, manekinach poubieranych w poszarpane stroje z różnych epok, pustych kufrów, lub takich wypchanych ziemią o różnym koloru i zapachu stoi również dawno nieużywany piec. W tym piecu mieszka bogin. Rozegraj lęk pierwszej osoby, która do niego podejdzie oraz kolejne, jeśli ktoś stanie pomiędzy potworem a jego ofiarą.
[+]czekoladka 4
Drzwi prowadzące na pierwszą, większą wieżę, po otworzeniu ukazują kamienną ścianę (Jeśli ktoś poza narratorem będzie chciał ją zbadać, ma ona świeżą, jeszcze wilgotną zaprawę). Po zamknięciu i ponownym otworzeniu okazuje się, że ściana znika i prowadzi do pustego zakurzonego pokoju pozbawionego okien z jednym przerażającym detalem pozostawionym na jego środku (proszę bez ludzkich zwłok). Drzwi od drugiej strony przy drugim otworzeniu naznaczone są śladami drapania i zaschniętej krwi, do znalezienia są zdarte paznokcie.
[+]czekoladka 5
Eksplorowany pokój na piętrze okazuje się całkiem dobrze zaopatrzoną salą tortur, a jedynym źródłem światła jest zakratowane okno prowadzące na ogród. Opis według uznania, włączając w to rozpadające się szkielety, zbrązowiałe plamy krwi. Kiedy ekipa chce opuścić pomieszczenie, drzwi są zatrzaśnięte i muszą znaleźć inne wyjście z pomieszczenia (prosta zagadka według uznania prowadzącego). (Jeśli ktokolwiek poza narratorem będzie chciał przez nie wyjrzeć, zobaczy stojącego na skraju ogrodu tańczącego w deszczu człowieka, który przy próbie interakcji ucieka). Drugie wyjście prowadzić będzie do zamieszkałej przez szczury spiżarki sąsiadującej z kuchnią na parterze.
[+]czekoladka 6
W drugiej, mniejszej wieży, na samym jej szczycie znajduje się dziecięcy pokoik. Jest tam bujająca się zabawkowa kołyska oraz stare łoże z poszarpanym koronkowym baldachimem i setką porcelanowych lalek, których spojrzenie śledzi wchodzących do środka (Jeżeli ktoś poza narratorem będzie chciał zbadać lalki, można znaleźć na nich sygnaturę działającego londyńskiego sklepu lalkarskiego z Nokturna). Pod łóżkiem zamieszkał bogin. Rozegraj lęk pierwszej osoby, która do niego podejdzie oraz kolejne, jeśli ktoś stanie pomiędzy potworem a jego ofiarą.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#2
28.03.2024, 03:53  ✶  
Isaac był dzisiaj w całkiem dobrym nastroju. Wstał dwie godziny przed czasem, zrobił sobie kawę i wyszperał z rodzinnej biblioteczki mugolską książkę o zamkach Wielkiej Brytanii i ich legendach. Uwielbiał mugolskie książki, a zwłaszcza te, które w jakiś sposób traktowały o magii. Uznał, że warto przygotować się merytoryczne do dzisiejszej podróży! Przecież nie będzie zanudzał swoich towarzyszy wykładem o architekturze, prawda? Lepiej będzie przeczytać im jakąś zabawną legendę.
Jedząc już śniadanie, otworzył książkę na stronie 21 i zanurzył się w lekturze. Bardzo lubił podejście mugoli do magii, oraz tego, w jaki sposób starali się nie wierzyć, że ona naprawdę istnieje.
Będąc na stronie 37, usłyszał dobiegający z zewnątrz charakterystyczny dźwięk, który powiadomił go o przybyciu Anthony’ego Shafiqa. Schował więc książkę do torby, założył na siebie granatowy płaszcz oraz kapelusz w tym samym kolorze, i wyszedł na zewnątrz. Poprosił mężczyznę, żeby ze względu na mugoli mieszkających w pobliżu, teleportował się do jego ogrodu.
-Witam w moich skromnych progach, panie Shafiq. Na kawę zaproszę następnym razem. Zakładam, że się spieszymy. - Przywitał się z lekkim uśmiechem. Bliźniak z czerwonej cegły w którym mieszkał, tylko w połowie należał do jego rodziny. Drugą część budynku zajmował jego starszy sąsiad Reymond. Mniej więcej miesiąc temu zmarła mu żona, a zaraz po tym ich niewidomy pies. Biedak został zupełnie sam; Ogród był spory i zadbany. Albo Isaac sam o niego dbał, albo wynajął kogoś kto się tym zajmował. Trawa była równo przystrzyżona, a na niewysokim skalniaku który okalał wewnętrzna część płotu, rosły różnego rodzaju kolorowe kwiaty. Dwupiętrowy dom nie był duży. Miał trzy sypialnie, łazienkę, kuchnię, salon i jadalnię. Dodatkowo, Isaac nie mieszkał w Londynie, a w mugolskiej części Manchesteru. Jego dom znajdował się w urokliwej okolicy Gorton Abbey Hey. Tuż za płotem znajdował się ogromny park zwany Debdale Park. Były to ogromne połacie zieleni oraz trzy zbiorniki wodne wokół których można było spacerować. Kiedy było bardzo ciepło, mugole rozpalali tam grilla i kąpali się w orzeźwiająco chłodnych wodach Debdale.

-Jestem gotowy. - Powiedział i ściągnął kapelusz. Tak właściwie to nie wiedział po co go założył skoro i tak mieli się teleportować. Kiedy obaj mężczyźni chcieli stąd zniknąć, usłyszeli pukanie do drewnianych drzwi ogrodowych.
-Isaac? Synu? Jesteś tam? - Zawołał starczy głos.
-Przepraszam panie Shafiq, ale to bardzo ważne. - Powiedział nagle i podszedł do drzwi ogrodowych żeby je otworzyć.
-Dzień dobry panie Reymondzie, jak się dzisiaj pan czuje? - Zapytał Isaac starego, zmarszczonego staruszka trzymającego w rękach paczkę ciastek.
-A dobrze, dobrze… przyniosłem ci twoje ulubione sconesy. O, widzę że masz gościa, dzień dobry! - Zawołał starzec w stronę Anthony’ego. - Może przyjdziecie na herbatę? Czy to… czy to twój ojciec? Jacob, to ty? Przepraszam, ale ja niedowidzę. - Tłumaczył się staruszek, marszcząc oczy. Isaac wziął od niego ciastka.
-Dziekuje. Nie, ojciec dalej siedzi w Norwegii. To mój szef, Anthony. I niestety nie przyjdziemy na herbatę, ponieważ musimy iść do pracy. - Odpowiadał cierpliwie.
-Do pracy? A to dzisiaj nie jest sobota? - Dopytywał Reymond. - To ja was podwiozę.
-Najpierw musimy popracować chwilę w domu panie Reymondzie. Pan Anthony przyjechał swoim samochodem.
-Tak? A gdzie ten samochód? Który to? To zobaczę sobie jaka marka.
-Pan Anthony lubi spacerować, zostawił auto kawałek dalej.
-Och, rozumiem… to może jednak przyjdziecie na herbatę?
-Mamy dużo pracy, przepraszam.
-A dlaczego stoicie w ogrodzie? Znowu palisz papierosy? Ja nie wiem czy to takie zdrowe…
-Dzisiaj wypaliłem tylko jednego papierosa. Pan Anthony podziwiał begonie które pomógł mi pan posadzić, panie Reymondzie. Obiecuję, że przyjdę jutro do pana ma herbatę.
-No dobrze, dobrze. To ja już wracam do siebie. Miłego dnia panie Anthony. Proszę dbać o Isaaca bo to takie dobre dziecko. Niech pan go nie przemęcza w pracy, żeby potem miał siłę pomagać takiemu staruszkowi jak ja ha ha ha…. miłego dnia! - Zaśmiał się starzec, po czym odwrócił i sobie poszedł. Isaac zamknął drzwi ogrodowe na zawleczkę, opakowanie ciastek schował do torby, po czym jakby nic się nie stało, zakomunikował, że jest gotowy.

***

Teleportacja przebiegła bez zarzutu. Kiedy Isaac poczuł pod stopami twardy grunt, odetchnął. Poprawił płaszcz i włosy, założył na głowę kapelusz i rozejrzał się. Morpheus i jego towarzysz byli już na miejscu, a za nimi stał powóz zaprzęgnięty w testrale.
-Dzień dobry. - Rzucił w stronę ogółu i spojrzał na chłopaka stojącego obok Morpheusa.
-Isaac Bagshot, miło mi. - Uśmiechnął się jakby faktycznie było mu miło i podał rękę nieznajomemu. - Humor dopisuje? - Zapytał pogodnie.

Kiedy siedzieli już w karocy, chciało mu się trochę śmiać. Przy tak ładnej pogodzie z chęcią by się przeszedł, jednak dwaj starsi panowie najwyraźniej woleli inny środek transportu niż własne nogi. No cóż - starość, nie radość.
-Skoro sekretarka pana Shafiqa zaniemogła, to dzisiaj ja zajmuję jej miejsce. Nie jestem co prawda tak ładny jak ona… -Mówił, wyciągając z torby na ramię książkę którą że sobą zabrał. - … ale przygotowałem dla nas inne atrakcje. Droga będzie długa, ale ze mną nie będziecie się nudzić. - Otworzył książkę na stronie 21. - Proszę państwa, oto “Zamki Wielkiej Brytanii i ich legendy”, mugolskiego autora Nicka Potatoes. -Odchrząknął i zaczął czytać.
-Książę zaprasza do swojego domu, czarodziej zdradza tajniki latania na miotle, a Celt z Rzymianinem uczą historii. W hrabstwie Northumberland w północnej Anglii, na granicy ze Szkocją, rzeczywistość wymieszała się z baśnią…- Czytał wyćwiczonym głosem osoby, która nie raz musiała występować publicznie. Nauczył się tego kiedy przez prawie rok czasu wykładał w Bolonii dla studentów anglojęzycznych. Przedmiot historyczny, oczywiście, więc musiał jakoś zaciekawić swoich uczniów.

W połowie podróży zastał ich deszcz i pogoda zmieniła się diametralnie. To jeszcze bardziej dodawało całej historii klimatu baśni oraz tajemniczości! Nie dowiedzą się jednak już nigdy co dokładnie wydarzyło się w hrabstwie Northumberland, i czy czarodziej faktycznie zdradzał tajniki latania na miotle, ponieważ kiedy dojechali na miejsce, Isaac zamknął książkę i schował ja do torby.
-Dziękuję za uwagę, panowie. - Powiedział i razem ze wszystkimi wyszedł na deszcz. Nie miał problemu z angielską pogoda, jednak bardzo nie lubił moknąć. Kiedy więc ruszyli za Anthonym, wyciągnął różdżkę i mruknął coś, co sprawiło że krople deszczu opływały go jakby miał nad sobą niewidzialną kopułę. Rozglądał się wokół, oceniając wielkość terenu oraz sam budynek.
-Stara posiadłość, panie Longbottom. - Zwrócił się do Morpheusa, przekrzykując deszcz. - Widzi pan tamte gzymsy i fasadę? Neogotyk! Co oznacza - schludnie, acz nasrane. Ostatnią przebudowę datowałbym na osiemnasty wiek… - Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak przerwała mu błyskawica która uderzyła w drzewo tuż obok nich. Drgnął nieco i poprawił kapelusz który miał na sobie. Wszedł za wszystkimi.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
28.03.2024, 12:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:42 przez Morpheus Longbottom.)  

Zupełnie jak na początku miesiąca, zjawił się w mieszkaniu Neila, pamiętając mniej więcej jego rozkład pracy i wyjazdu (chociaż w tej kwestii nie mógł specjalnie liczyć na swoją pamięć), licząc na swoje szczęście, zapukał z czarującym uśmiechem i gdy Neil otworzył mu drzwi, wszedł na chwilę do jego mieszkania, zatrzasnął za sobą drzwi. Bez słowa pocałował Neila z miną zadowolonego kota, w sposób sugerujący dalsze poczynania i pozbywanie się warstw ubrań. Zamiast tego jednak przerwał.

— Zabieram cię na oglądanie domu, zainspirowałeś mnie — oznajmił rozjaśnionym głosem. W końcu wyglądał tak, jak powinien, z ułożonymi włosami, ogolonymi policzkami, w czarnej szacie, wyszywanej na widocznej podszewce w czarne kwiecie, tworząc niesamowicie przyjemną fakturę w dotyku. Nadal nosił żałobę, ale ta wydawała się nieco rozluźniona w stosunku do tego, co reprezentował w czerwcu. Poza tym był ubrany dużo bardziej praktycznie, niż zwykle, bo płaszcz szaty kończył się w połowie łydek, a buty, chociaż błyszczały się, wypolerowane, sięgały mu pod kolana i wyglądały jak coś, co noszą mężczyźni z wyższych sfer na polowaniach. 

Pocałował go znów i teleportował. Może tylko tyle, a może aż tyle, z Alei Horyzontalnej do posiadłości Anthonego Shafiq'a. Zanim szef biura i jego asystent pojawili się na podjeździe, Morpheus wyjaśnił jeszcze:

— Jesteśmy w Little Hangleton, Antoniusz uzyskał dla mnie klucze do posiadłości, więc przejedziemy się powozem pod drzwi. Chcę zobaczyć, w jakim stanie jest posiadłość i czy jest dość nawiedzona.

Po pojawieniu się pozostałej dwójki nastąpiły uściski dłoni, my już się znamy, wymiany nazwisk i należało wsiadać do karocy zaprzęgniętej w testrale. Morpheusa zaciekawiło to, czy któryś z nich nie widział tych stworzeń. Czarne, nieco przerażające bestie, ujawniały się tylko tym, którzy widzieli śmierć na własne oczy, śmierć człowieka. Smutną prawdą było to, że nie byli to aż tak nieliczni, jak mogło się wydawać, chociaż Niewymowny zauważył, że im popularniejsza i dostępna była opieka medyczna, tym mniej młodych osób widziało martwych członków swoich rodzin. Społeczeństwo odcinało się od tragedii i natury śmierci, następowała separacja, która prowadziła do sakracji i alienacji umierania, ludzie nie wiedzieli, co zrobić na widok żałobnej czerni, nie nosili jej wcale po bliskich, jak zachować się w trakcie pogrzebu, jak zadbać o ciała swoich ukochanych. 

Właściwie przez całą drogę milczał, wpatrzony w zmieniający się nieco krajobraz i aurę.

Puszczał uwagi Bagshota mimo uszu, traktując go trochę jak biały szum w tle, gdzieś pomiędzy grzmotami oraz deszczem. Nie powiedział mu niczego, czego sam by nie wiedział. Zatrzymał się jednak dłużej przy drzewie, uderzonym przez błyskawicę tak blisko nich. Musiał później wyciągnąć z niego grot. Dobry omen, przynajmniej dla niego. Siła. Wieści od bogów. Z uśmiechem na ustach wszedł do środka, gładząc dłonią nadpróchniałą futrynę.

Od razu przeszedł dziarskim krokiem przez hall, pozwalając deszczowi opadać mu na ramiona z kopuły i stanął w miejscu, gdzie przegnite od wilgoci schody tworzyły swoistą ramę przestrzeni.

— Postawiłbym ją tutaj. Chociaż nie jestem przekonany... Sufit chyba ma cztery metry... — zadarł głowę do góry. — Ale włócznia musi być znacznie dłuższa. Oczywiście nie oczekuję wymiarów Dawida...

Morpheus szedł dziarskim krokiem i nijak nie przypominał siebie sprzed ledwie czterech dni, gdy leżał w szpitalnym łóżku. Znów emanowała z niego ekscytacja życiem, pozytywna jasność i najwidoczniej nawet rozpadająca się rudera, jaką była obecnie posiadłość, nie zmieniała jego nastawienia. Gdyby było im zimno, sam entuzjazm czarodzieja mógłby ich ogrzać.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#4
28.03.2024, 13:50  ✶  
Pojawienie się Morpheusa na klatce było niespodziewane i na swój sposób całkowicie przewidywalne, bo przecież często wpadał z zaskoczenia. Oczywiście powitał go ciepło, odwzajemniając pocałunki, kładąc dłonie na jego talli, wyuczony, co takie odwiedziny i powitanie oznaczają... dlatego był kompletnie zdezorientowany gdy zamiast zdejmować z siebie zbędne warstwy ubrań, czarodziej zaproponował wycieczkę.
-Oh... To schlebia mi?-rzucił, zaskoczony, ale zaraz roześmiał się wesoło, ciekaw co tam mężczyzna zaplanował. To na oglądanie domu trzeba się tak stroić? Może po prostu po siedzeniu w szpitalu Morpheus próbował sobie zrekompensować dni bez ułożonych włosów? To było nieważne, liczyło się to, że wyglądał wspaniale, jak zawsze z resztą.
Sam Neil nie miał żadnych ubrań, jakimi mógłby się pochwalić, z resztą Morpheus nigdy nie narzekał na jego styl, ale też nigdy nie wychodzili razem do ludzi, no zdarzyło się, ale nie byli ze sobą wiązani, a czy teraz nie wzbudzi to pytań? Nie, na pewno nie, Morpheus na pewno już wymyślił dobrą wymówkę, dlaczego towarzyszy mu młody chłopak, pomoc domowa, syn sąsiadki aspirujący na agenta nieruchomości, czy inny nonsens.
Teleportacja wzięła go z zaskoczenia i przyprawiła o niezłą porcję strachu. Nie robił tego, nie lubił tego, średnio się po tym czuł, ale co miał poradzić? Zmrużył tylko oczy wyszukując w pamięci nazwę, żeby zaraz unieść brwi w zaskoczeniu. Little Hangleton... To daleko! Co oni tu robią?
Antoniusz... Antoniusz.... Ahhh! To ten wredny kutas, co? Uśmiechnął się pogodnie, kiwając głową.
-Tak, brak duchów jest dość ważnym wymaganiem przy kupnie domu.-zaśmiał się, już wiedząc, że zabawę będzie miał przednią. Byli na jakimś zadupiu i nie chodzi o lokalizację, chodzi mu o odległość od Londynu. Ani na piechotę, ani rowerem. Już widział, jak sobie kupuje pociąg i tłucze się nim nie wiadomo jak długo do domu. Bezsensowne wydawanie pieniędzy. Powinien był udawać chorego. Nie, nie będzie mu psuł dnia, to ostatnie czego chce. Zadowolony uśmiech i choć kłamać nie umie, to dzisiaj włoży w to wszystkie swoje siły, całą energię! Uwierz w to, że umiesz kłamać i będziesz umieć kłamać.
W końcu stali w czwórkę. Zadowolenie i szczęście, to go miało przepełniać, gdy się przedstawiał, podając dłonie, skłaniając się lekko, mówiąc własne imię i pocąc się w duchu powtarzając w myślach poznane imię i nazwisko. Isaac Bag Shot, ale kto ją postrzelił? Tak, skojarzenia są najlepsze. Wdech, wydech i siedzieli już w karecie. Czyli jechali jeszcze dalej?
Czy chłopak nie był aż tak ładny, jak sekretarka? Zerknął na Shafiqa na pół sekundy i wrócił spojrzeniem do... Eh... Bag Shot. Przechylił lekko głowę na bok słysząc jak mówi o atrakcjach. Uniósł brew na zamki i tu chłopak miał jego uwagę. Temat książki może nie był ciekawy, ale na pewno milczenie gdy czyta książkę było naturalne. Odejmowało to dużo od niezręczności jakiej doświadczał do tej pory.
Nagle rozszalał się deszcz, który Neil obdarzył spojrzeniem kompletnie pozbawionym aprobaty. Czyżby jednak nowy dom był nawiedzony lub miał klątwę wiecznego deszczu? Możliwe. Szkoda tylko, że nie był na nią gotowy, a lekkie ubranie dostosowane do środka lata ni jak nie chroniło go przed deszczem.
Wyszli na zewnątrz i jeśli nikt nie zapewnił mu żadnego rodzaju osłony przed deszczem, to cóż... Chińsko-francuski kurczak został podany w sosie w niebiańskich łez.
Podskoczył w miejscu, natychmiast zakrywając uszy na głośno dźwięk pioruna. Mogli zginąć! Co za dom Morpheus wybrał? Do tego zamek... Nie to, że był brzydki, no może trochę... na pewno nie był w stylu francuza, który przywykł do bardziej wiejskich klimatów.
Spojrzał z niezrozumieniem na An... Jak mu było? Piękna pani Morpheusa się tu zmieści? Jaka piękna Pani? Miejsca na walizki jest dużo? Ah... O taką kobietę chodzi... Spojrzał na sufit gdy mowa była o jego wysokości. Ciekawe jak to zimą nagrzeje, co?
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#5
28.03.2024, 22:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2024, 22:28 przez Isaac Bagshot.)  
Czy Isaac widział testrale? Ciężko było to po nim stwierdzić. Czy był ładniejszy od sekretarki Anthony’ego? No cóż, to już kwestia dyskusyjna. Był wysoki, normalnie zbudowany i zawsze elegancki. Na powodzenie wśród kobiet nie narzekał. A wśród mężczyzn? Nie miał pojęcia, żaden nigdy nie próbował go poderwać. Miał również to szczęście, że urodę odziedziczył po linii matki, czyli po Lockhartach. Po ojcu natomiast światły umysł oraz kolor włosów. Jacob Bagshot niestety nie należał do najprzystojniejszych, ale za to był bardzo miły. Niższy o głowę od swojego syna, już w wieku około trzydziestu lat zaczął tyć i łysieć. Victoria za to była prawdziwą rakietą. Szczupła, zadbana i niestety bardzo cwana. To właśnie przez nią nie mieli kontaktu praktycznie z żadnymi Bagshotami. Isaac próbuje nieco zmienić ten stan rzeczy, i zaczął odwiedzać jedną ze swoich starszych ciotek.
-Panie Longbottom, pan wybaczy… - Ukucnął i wyciągnął papierosy. Zapalił jednego i zaciągnął się. -… wentylacja jest tutaj dobra, także smród papierosów nie wgryzie się w ściany. Czy komuś papierosa?  - Zapytał jeszcze, po czym wsadził sobie peta do ust. Mówiąc o wentylacji, miał oczywiście na myśli podniszczona kopułę która przeciekała. Wyciągnął z jednoramiennej torby notatnik oraz samopiszące pióro. Jeszcze raz zaciągnął się papierosem i spojrzał na zmarzniętego Neila.
-Nie jest ci zimno, Neil? - Może chłopak był charłakiem i nie potrafił czarować? Dlaczego się nie wysuszył?
- Tak wiec główny holl. Czy chodzi o rzeźbę? W takim razie rzeźba w głównym holu, trzeba zapisać.
- Mówił, a pióro zerwało się w górę i zaczęło notować na lewitującym notatniku wszystko co mówił Isaac. -Jaka to ma być dokładnie rzeźba? - Zapytał bardziej w przestrzeń, nie wiedząc do końca czy powinien to zanotować. Wstał z kucek i delektując się papierosem, dyktował swojemu pióru co najprawdopodobniej trzeba będzie naprawić w głównym holu.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
28.03.2024, 22:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:43 przez Morpheus Longbottom.)  

— Nie dbam o to — odpowiedział, częstując się papierosem Bagshota. Zapalił go swoją zapalniczką, która jakimś cudem znalazła się w jego dłoniach, prawie jakby droczył się ze swoim druhem, pojmując magię bezróżdżkową szybciej niż on, przy pomocy swojej Kambodżańskiej księżniczki. Nie była to prawda, Morpheus nie miał chęci, aby sięgać do tego rodzaju sztuki magicznej i włączać ją do swojego szerokiego portfolio. W rzeczywistości miał zręczne palce, wyćwiczone na sztuczkach karcianych i cała masę ukrytych ślicznie w szwach kieszonek na drobiazgi.

Smugi dymu, bardziej widoczne w wilgotnej przestrzeni, sunące leniwie, oplotły jego, a później popłynęły, może intencjonalnie, w stronę Neila, jak pieszczota ognistego żywiołu.

— Atena Promachos. Atena, która walczy na linii frontu.  Nie wywracaj oczami, Antoniuszu. Od strony włóczni byłoby przejście do sali do szermierki i zbrojowni, a po drugiej stronie do mojego gabinetu. Po lewej, sala balowa... Ach, nie, to musi być wejście do wieży — sprężystym krokiem przemierzał przestrzeń, w przeciwieństwie nie stojąc bezczynnie. Złapał za mosiężną klamkę wejścia do większej z nich, nacisnął i pociągnął.

Przez chwilę zardzewiały mechanizm nie chciał zadziałać, a przeciągłe skrzypienie poniosło się po kościach wszystkich dookoła i aż zabolały zęby, gdy przeciągły jęk drewna i metalu wydobył się z zawiasów, aby ukazać czwórce mężczyzn...

Zamurowane przejście.

Na dodatek wyglądało to na świeżą robotę, co całkowicie nie pasowało do stanu reszty budyku. Ramiona Morpheusa były już całkiem mokre, a włosy pozostały na miejscu tylko dzięki potędze Ulizanny, wersji luksusowej, bo wykonanej przez jego szwagierkę, znającą ze swojego panieńskiego domu tajną recepturę.

— Nie sądziłem, że ktoś dokonuje tutaj jakichś prac gospodarczych.

Spojrzał na Antoniusza pytająco, sądząc, że jeśli ktokolwiek wie cokolwiek na ten temat, jest to właśnie on. Nie byłoby to dziwne generalnie, w końcu dworem Gauntów też zajmuje się inna rodzina, chociaż z lepszym skutkiem. Właśnie o to chodziło. Tutaj nic nie było zadbane, wszystko pokrywała patyna, pleśń i rozkład. Doskonale podobało się to Morpheusowi, ale nie wyjaśniało to zamurowanego przejścia.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#7
28.03.2024, 23:14  ✶  
Przestrzeń była specyficzna, ale słowa złego o niej nie powiedział, bo koniec końców ten dom ma się podobać Morpheusowi, nie jemu. Było mu jednak zabawnie w środku. [i]Tak się bawią bogaci?[/b] Nie był zły, Morpheus zarobił pieniądze uczciwie, a skoro je miał i były jego, to nie może je wydawać, jak chce. Sam sobie też przecież czasami coś kupi, zaszaleje, na przykład do wybrakowane krzesło w holu. Było cudowne, nie pasowało mu do niczego, ale kupił je sam, bo go było stać i miał na to ochotę.
Pokręcił głową na propozycje papierosa i zaraz odruchowo nieco spłycił oddech czując, kłęby śmierdzącego dymu dookoła. Znów złego słowa nie powiedział. Niech palą, jak chcą, nie jest u siebie, aby mówić im co mają robić. Za to ze zdziwieniem popatrzył na Bag-Shota, zerknął na swoje ubrania. Nie umiał odpowiedzieć na jego pytanie przez solidną sekundę. A jeśli mu zimno, to co będzie? Co sie stanie? Będzie tylko upierdliwym problemem i nie zdziwiłby się gdyby Anthony rzucił przez to złośliwy komentarz, na który Morpheus może by przewrócił oczyma. Czy by go obronił? Em... Nie sądził? Ale tez tego nie oczekiwał, bo to nie tak, że byli razem czy słowa jakoś go krzywdzą.
-Nie, to... odźwieżające.-wydukał w końcu z siebie, nadal zbity z tropu pytaniem. Ale chociaż odpowiedział, nie zostawiająć go bez odpowiedzi, więc nie jest źle. Rozmowa szła dalej, zostawiając go w spokoju. Później też pokazało się tajemne zamurowane przejście... Pięknie. Przekleństwo pogody i katakumby pod domem. Sam wolałby pod domem piwnice, w której mógłby spokojnie składować kilogramy jabłek i marchwi dla siebie i koni.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#8
28.03.2024, 23:32  ✶  
-Odświeżające mówisz? - Zaśmiał się cicho pod nosem i wyciągnął różdżkę. Skierował ją w stronę Neila i mruknął coś pod nosem. Chłopak mógł poczuć przyjemny podmuch ciepłego wiatru który uniósł mu na chwilę włosy do góry. Trwało to dosłownie sekundę. Jego ubrania oraz włosy były idealnie suche. W międzyczasie samopiszące pióro zaczęło notować wszystko co mówił Morpheus.
-Nie kojarzę Cię z Hogwartu. I masz bardzo przyjemny akcent. - Obserwował uważnie Neila. Ciężko było stwierdzić o czym myślał, ale uśmiechał się lekko przez co miał przyjemnym wyraz twarzy. - Niech zgadnę, Francja? - Zapytał Isaac zaciągając się papierosem. Miał nadzieję, że chłopak nie miał mu za złe, że go wysuszył. Był we Francji i spędził w Paryżu kilka tygodni. Przekonał się na własnej skórze, że Francuzi naprawdę nie lubili Anglików!

-O? - Isaac rzucił niedopałek pod nogi i zdziwił się na widok zamurowanych drzwi. Wiedział, że budynek był przebudowywany przez ostatnie wieki, jednak ktoś najwyraźniej dokonał remontu wczoraj. Samopiszące pióro notowało jak szalone. Kiedy Bagshot stanął bliżej mężczyzn, cały zestaw polewitował za nim.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
28.03.2024, 23:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2024, 23:56 przez Anthony Shafiq.)  
Jak dotąd nic nie było w stanie zachwiać dobrym nastrojem Anthony'ego Shafiq'a, który jednak ten dobry nastrój eksplorował inaczej niż jego towarzysz. Był zdecydowanie spokojniejszy od niego, trzymał się z boku i choć z błąkającym uśmiechem rozglądał się po okolicy, głównie skupiał się na utrzymywaniu bariery wokół swojego czarnego stroju, który przywdział na okoliczność zwiedzania ruiny, oraz dyskretnym obserwowaniu ekscytacji przyjaciela.

Oznaki jego nastroju były subtelniejsze. Nawet nie wywrócił oczyma, choć rzeczywiście, gdy Morpheus o tym wspomniał, to ten gest powinien się pojawić. Podobnie jak nie narzekał na brud i zapach. Podobnie jak nie zaistniały karcące spojrzenia w kierunku nadmiernie gadatliwego Isaaca, czy zdegustowane skrzywienie wobec nadmiernie milczącego Neila. Podobnie jak nie wybrzmiała szybka korekta, że Lisa nie jest jego sekretarką tylko asystentką, z ewentualną adnotacją dotyczącą tego, że młodzika ten los nigdy nie będzie czekał, jeśli nie nauczy się podstaw ogłady. Tego wszystkiego nie było, w przeciwieństwie do ściany za drzwiami.

Czubek cisowej różdżki lśnił białym, mlecznym lumosem, gdy szczupły mężczyzna podszedł ze ściągniętymi brwiami do tej przeszkody.
– Jeśli była to celowa praca, to bardzo niechlujna musisz przyznać... – Zdecydowanie, nie był to ładny, równy murek. Krytycyzm zalśnił w srebrzystych oczach polityka, z wewnętrznej kieszeni eleganckiego fraku wyciągnął płynnym, wystudiowanym ruchem złożone w harmonijkę plany, które tego ranka oglądali wspólnie przy śniadaniu.

– Tu.. powinien być pokój, nie rozumiem o co chodzi, właściciel zaręczał mi, że nikt nie miał dostępu do wnętrza, choć... cóż, spoglądając na poziom zabezpieczeń zaczynam zastanawiać się, czy nie były to jego pobożne życzenia. – o proszę, kawałek starego dobrego Anthony'ego, gderającego na wszystko, jeśli ktokolwiek zatęsknił – Isaacu, zechcesz sprawdzić organoleptycznie, czy nic nie dyszy przez te kamienie? Jeszcze się okaże, że jacyś wandale zamurowali tu kogoś w ramach vendetty gangów. – polecił odsuwając się od ścianki z niechęcią.

Tymczasem sprawdzenie tego słuchem mogło być problematyczne, ponieważ wpadający do środka przez dziury w oknach wiatr to głośniej to ciszej dął i świszcząc złowieszczo, przywodząc na myśl zawodzące potępione dusze.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#10
29.03.2024, 00:41  ✶  
Kiwnął głową, licząc, że to zakończy temat, ale nie, nie zakończyło. Chłopak, mężczyzna, sam nie wiedział jak ma go określać, bo nie był za dobry w określanie wieku, więc można uznać, że po prostu Bagshot, wyciągnął różdżkę i wycelował w niego. A więc tak umrze? Trzech czarodziejów znalazło sobie ofiarę do rytuału? Wiedział, że oczywiście nie, ale nie pasowało mu to, żeby ktoś tak po prostu na nim przeprowadzał magię, bez pytania, bez niczego, po prostu wyjął różdżkę i proszę suchość na miejscu! Niby cel szczytny, ale niesmak był obecny nawet po tym, jak różdżka została skierowana w inną stronę. Po raz... Trzeci, chyba trzeci, nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się przymilnie, acz widocznie niezręcznie i skinął znów, w podzięce za uprzejmy gest. Z innej strony rozumiał go, jeszcze by nakapał na ziemię i byłby burdel, choć to nie tak, że błota na butach nie nanieśli.
Zaraz wnioski zostały wyciągnięte, całkiem z resztą słuszne.
-Dziękuję?-kolejny uśmiech i niepewność w słowach. Nauczył się tego akcentu? Ma podziękować za to? Co się mówi w takich sytuacjach? Pokiwał zaraz głową. No... Francja, ale że przyjemny akcent, też mu coś, gada, jak gada, jak go nauczyli i w inny sposób nie bardzo umie.
Szczęśliwie tajemnicze przejście było zdecydowanie ciekawsze i wszyscy zaczęli dumać nad tym co tu się stało, dlaczego się to stało, jak się to stało i kto tego dokonał. Co jeśli za murem naprawdę będzie trup? Wtedy cena domu wzrośnie, a Morpheus będzie jeszcze szczęśliwszy, w końcu co to za dom, co nie ma swojej historii?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (3773), Neil Enfer (3825), Isaac Bagshot (4401), Anthony Shafiq (4252)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa