adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
—01/06/1972—
Anglia, Londyn
Viorica Zamfir & Anthony Shafiq
![[Obrazek: 2NTkq9g.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=2NTkq9g.png)
Zanim się staniesz wyskokiem, niech dłonie
Zimy nie zniszczą twego lata w tobie!
Stwórz cudną flaszę, skarbiec znajdź, co wchłonie
Skarb twej piękności, nim ta legnie w grobie.
![[Obrazek: 2NTkq9g.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=2NTkq9g.png)
Zanim się staniesz wyskokiem, niech dłonie
Zimy nie zniszczą twego lata w tobie!
Stwórz cudną flaszę, skarbiec znajdź, co wchłonie
Skarb twej piękności, nim ta legnie w grobie.
Zaproszenie na Aleję Horyzontalną zostało wystosowane na bardzo eleganckim czerpanym papierze. Godzina, data i prośba o dyskrecję. Niemalże jak za starych dobrych czasów, choć oczywistym było, że mieszkanie usytuowane nad księgozbiorem Parkinsonów do biednych zdecydowanie nie należało. Gustowna klatka schodowa pachnąca subtelnie mieszaniną białych kwiatów osadzonych na cedrowo-piżmowej kołdrze otulała świeżością odwiedzających, a od progu mieszkania biło czystością i świeżością, oraz swoistym monochromatyzmem. Hol przechodził w otwarty pokój dzienny, skąpany w jasnym świetle i bieli przebitej nieznacznie zielenią.
Niski skrzat ubrany w miniaturowy strój lokaja skłonił się przed gościem i zachęcił by wejść dalej w głąb korytarzem, do pierwszych drzwi po lewej, które z reszta uchylił przed kobietą, kłaniając się przy tym z szacunkiem. Pomieszczenie było również dobrze doświetlone, tym razem biały pozostał sufit oraz dywanik pod szerokim dębowym biurkiem. Reszta pokoju była czarna, z dekoracyjnymi pilastrami o złoconych głowicach. Książki znajdowały się za szklaną gablotą, stojąc tam wraz z kilkoma figurkami smoków. Czujne jubilerskie oko mogło rozpoznać z jakich kamieni szlachetnych były to figury. Czujne złodziejskie oko mogło rozpoznać, że rubinowy smok był najwięcej wart. Na białym krześle siedział zaś ten, który ją tu zaprosił. Wysoki, elegancki, w ministerialnej oficjalnej szacie. Na małym palcu lśnił mu złoty sygnet – insygnium przynależności do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Przeglądał korespondencję, ale podniósł od razu znad niej głowę i uśmiechnął się na widok rzemieślniczki.
– Uszanowanie pani Zamfir, cieszę się z pani punktualności, jest ona bardzo rokująca. Proszę spocząć. – wskazał na wygodny fotel usadowiony po drugiej stronie dębowej katedry. – Kawy? Herbaty? Może wina? Wergiliusz poda o cokolwiek pani poprosi. – zasugerował, wciąż poddając selekcji stosik papierów. Część z nich przedarta, wpadała do niewielkiej mosiężnej misy ustawionej na rogu blatu. Misy bogato zdobionej w głębiące się chińskie smoki. Misy niepozornej, ale wyglądającej zupełnie jak inna misa, rytualna misa z V wieku, która wiele lat temu przeszła przez zmyślne niewieście ręce.
Raz, raz papiery leciały do niej jak śnieg sypiący się na szczytach alp, a potem puf! Nagle wnętrze czary zapłonęło. Smukłe palce gospodarza przejechały po jasnej cisowej różdżce, widać, że palenie sprawiło mu przyjemność, a charakterystyczna woń popiołu nie przeszkadzała tak bardzo jak można by zakładać. Poprawił ułożenie papierów, które uznał za ważne, po czym ukrył je w szufladzie i skupił już całą uwagę swoich stalowych oczu na rozmówczyni.
– Szanowna pani, jest pewna sprawa, z którą postanowiłem się do pani zwrócić słysząc, jak wybitna jest pani w swoim fachu – rozpoczął. odchylając się na oparciu siedzenia wygodnie.
Niski skrzat ubrany w miniaturowy strój lokaja skłonił się przed gościem i zachęcił by wejść dalej w głąb korytarzem, do pierwszych drzwi po lewej, które z reszta uchylił przed kobietą, kłaniając się przy tym z szacunkiem. Pomieszczenie było również dobrze doświetlone, tym razem biały pozostał sufit oraz dywanik pod szerokim dębowym biurkiem. Reszta pokoju była czarna, z dekoracyjnymi pilastrami o złoconych głowicach. Książki znajdowały się za szklaną gablotą, stojąc tam wraz z kilkoma figurkami smoków. Czujne jubilerskie oko mogło rozpoznać z jakich kamieni szlachetnych były to figury. Czujne złodziejskie oko mogło rozpoznać, że rubinowy smok był najwięcej wart. Na białym krześle siedział zaś ten, który ją tu zaprosił. Wysoki, elegancki, w ministerialnej oficjalnej szacie. Na małym palcu lśnił mu złoty sygnet – insygnium przynależności do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Przeglądał korespondencję, ale podniósł od razu znad niej głowę i uśmiechnął się na widok rzemieślniczki.
– Uszanowanie pani Zamfir, cieszę się z pani punktualności, jest ona bardzo rokująca. Proszę spocząć. – wskazał na wygodny fotel usadowiony po drugiej stronie dębowej katedry. – Kawy? Herbaty? Może wina? Wergiliusz poda o cokolwiek pani poprosi. – zasugerował, wciąż poddając selekcji stosik papierów. Część z nich przedarta, wpadała do niewielkiej mosiężnej misy ustawionej na rogu blatu. Misy bogato zdobionej w głębiące się chińskie smoki. Misy niepozornej, ale wyglądającej zupełnie jak inna misa, rytualna misa z V wieku, która wiele lat temu przeszła przez zmyślne niewieście ręce.
Raz, raz papiery leciały do niej jak śnieg sypiący się na szczytach alp, a potem puf! Nagle wnętrze czary zapłonęło. Smukłe palce gospodarza przejechały po jasnej cisowej różdżce, widać, że palenie sprawiło mu przyjemność, a charakterystyczna woń popiołu nie przeszkadzała tak bardzo jak można by zakładać. Poprawił ułożenie papierów, które uznał za ważne, po czym ukrył je w szufladzie i skupił już całą uwagę swoich stalowych oczu na rozmówczyni.
– Szanowna pani, jest pewna sprawa, z którą postanowiłem się do pani zwrócić słysząc, jak wybitna jest pani w swoim fachu – rozpoczął. odchylając się na oparciu siedzenia wygodnie.