• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[01.06 Viorica & Anthony] Stwórz cudną flaszę

[01.06 Viorica & Anthony] Stwórz cudną flaszę
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
23.04.2024, 13:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:40 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—01/06/1972—
Anglia, Londyn
Viorica Zamfir  & Anthony Shafiq
[Obrazek: 2NTkq9g.png]

Zanim się staniesz wyskokiem, niech dłonie
Zimy nie zniszczą twego lata w tobie!
Stwórz cudną flaszę, skarbiec znajdź, co wchłonie
Skarb twej piękności, nim ta legnie w grobie.



Zaproszenie na Aleję Horyzontalną zostało wystosowane na bardzo eleganckim czerpanym papierze. Godzina, data i prośba o dyskrecję. Niemalże jak za starych dobrych czasów, choć oczywistym było, że mieszkanie usytuowane nad księgozbiorem Parkinsonów do biednych zdecydowanie nie należało. Gustowna klatka schodowa pachnąca subtelnie mieszaniną białych kwiatów osadzonych na cedrowo-piżmowej kołdrze otulała świeżością odwiedzających, a od progu mieszkania biło czystością i świeżością, oraz swoistym monochromatyzmem. Hol przechodził w otwarty pokój dzienny, skąpany w jasnym świetle i bieli przebitej nieznacznie zielenią.

Niski skrzat ubrany w miniaturowy strój lokaja skłonił się przed gościem i zachęcił by wejść dalej w głąb korytarzem, do pierwszych drzwi po lewej, które z reszta uchylił przed kobietą, kłaniając się przy tym z szacunkiem. Pomieszczenie było również dobrze doświetlone, tym razem biały pozostał sufit oraz dywanik pod szerokim dębowym biurkiem. Reszta pokoju była czarna, z dekoracyjnymi pilastrami o złoconych głowicach. Książki znajdowały się za szklaną gablotą, stojąc tam wraz z kilkoma figurkami smoków. Czujne jubilerskie oko mogło rozpoznać z jakich kamieni szlachetnych były to figury. Czujne złodziejskie oko mogło rozpoznać, że rubinowy smok był najwięcej wart. Na białym krześle siedział zaś ten, który ją tu zaprosił. Wysoki, elegancki, w ministerialnej oficjalnej szacie. Na małym palcu lśnił mu złoty sygnet – insygnium przynależności do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Przeglądał korespondencję, ale podniósł od razu znad niej głowę i uśmiechnął się na widok rzemieślniczki.

– Uszanowanie pani Zamfir, cieszę się z pani punktualności, jest ona bardzo rokująca. Proszę spocząć. – wskazał na wygodny fotel usadowiony po drugiej stronie dębowej katedry. – Kawy? Herbaty? Może wina? Wergiliusz poda o cokolwiek pani poprosi. – zasugerował, wciąż poddając selekcji stosik papierów. Część z nich przedarta, wpadała do niewielkiej mosiężnej misy ustawionej na rogu blatu. Misy bogato zdobionej w głębiące się chińskie smoki. Misy niepozornej, ale wyglądającej zupełnie jak inna misa, rytualna misa z V wieku, która wiele lat temu przeszła przez zmyślne niewieście ręce.

Raz, raz papiery leciały do niej jak śnieg sypiący się na szczytach alp, a potem puf! Nagle wnętrze czary zapłonęło. Smukłe palce gospodarza przejechały po jasnej cisowej różdżce, widać, że palenie sprawiło mu przyjemność, a charakterystyczna woń popiołu nie przeszkadzała tak bardzo jak można by zakładać. Poprawił ułożenie papierów, które uznał za ważne, po czym ukrył je w szufladzie i skupił już całą uwagę swoich stalowych oczu na rozmówczyni.

– Szanowna pani, jest pewna sprawa, z którą postanowiłem się do pani zwrócić słysząc, jak wybitna jest pani w swoim fachu – rozpoczął. odchylając się na oparciu siedzenia wygodnie.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#2
25.04.2024, 17:18  ✶  
Czy spodziewała się kiedyś, że w tym życiu dostanie list od celebryty? Nie, tak naprawdę nie. Czy należało to do jednych z jej pragnień, by jej umiejętności zostały dostrzeżone przez kogoś takiego jak on? Tak, owszem.
Dlatego w pierwszym odruchu pomyślała, że wiadomość na eleganckiej papeterii to zwykły żart, po chwili jednak namysłu, wątpiła, by ktokolwiek, kto byłyby do tego zdolny, posunąłby się do takiego poświęcenia, by kupić takiej jakości papier.
Zresztą, to nie tak, że nie dostawał podobnych eleganckich wiadomości. Były jednak one kiedyś wyłącznie anonimowe i zwykle dotyczyły wykonania czegoś nielegalnego.
Bo teraz chodziło o coś innego, prawda?
Czuła się dziwnie, przemierzając bogatą rezydencję. Kiedyś marzyła, że w takiej zamieszka. Będzie miała wielki dom w mieście, z kilkoma sypialniami, kryształowymi żyrandolami i prawdziwymi dziełami sztuki.
Bywała w wielu willach, z większości z nich coś ukradła, widziała więc różne cuda, jakie potrafiły w sobie kryć.
Z czasem jednak zrozumiała, że nigdy taki los nie będzie jej dany. Marzenie te, z każdym rokiem jej życia robiło się coraz bardziej odległe. Same jej umiejętności nigdy nie zaprowadzą jej na szczyt, nie ważne, jakby tego pragnęła. Pieniądze zwykle szybko rozpływały się w jej rękach, a nawet gdyby nie, prawdopodobnie bez wsparcia bogatej rodziny nigdy nie zarobiłaby tyle, by móc pozwolić sobie na takie luksusy. Należały one wyłącznie do tych, którzy narodzili się w rodzinach z ogromnymi majątkami. Nie do czarodziei półkrwi którzy dorastali na Nokturnie.
Odruchowo wyłapała jedne z najcenniejszych przedmiotów, które znajdowały się w gabinecie, do którego została wpuszczona. Rubinowy smok w szczególności przykuł jej uwagę, wywołując przyjemny dreszcz podniecenia na samą myśl, że mogłaby mieć go w swoich rękach. Był piękny. Sama wielkość klejnotu o czystej barwie gołębiej krwi sprawiała, że był wiele wart. Jego przejrzystość i sam nietypowy nawet nie szlif, a rzeźbienie, sprawiały, że niemal jej zmiękły kolana. Chciała go, ale nie mogła mieć. Choć może mogłaby pomyśleć o zrobieniu czegoś podobnego? Nie była mistrzem w szlifowaniu kamieni, to jednak było wyzwaniem, nawet jeśli miała pobawić się jedynie w kamieniu górskim, czy innym, tańszym surowcu, na który było ją stać. Na przykład jaspisie? Tak, jaspis byłby wspaniały.
Wyrwała się jednak szybko z zamyślenia, słysząc głos Pana Shafiqa. Cholera, przez to wszystko zapomniała się nawet przywitać.
- Dzień dobry. Jestem zaszczycona, mogąc gościć w Pana rezydencji - odparła, powoli sadowiąc się w wygodnym fotelu, gdzie kazano jej spocząć. Zrobiła to tak, by jak najmniej pognieść swoją czarną, przylegającą spódnicę sięgająca za kolano. Miała oprócz tego na sobie błękitną koszulę i czarne buty na obcasie. A także biżuterię. Tym razem składająca się ze srebra i diamentów. Wyglądała skromnie, wcale jednak taka nie była. Jedna z jej starych zdobyczy, której nigdy nikomu nie sprzedała. Miała pewną wartość sentymentalną.
Przygryzła policzek, gdy usłyszała zaproponowane napoje. Wszystko w niej krzyczało, by wybrać wiono, bała się jednak, że zostanie to odebrane jako nieprofesjonalne. Typowa myśl osoby, która nadużywała alkoholu i bała się, że wyjdzie to na jaw.
- Chętnie napiję się kawy - odparła z miłym uśmiechem, chowając ręce pod stołem i wbijając swoje krótkie paznokcie w skórę. Mogła nad sobą panować. Przecież potrafiła.
Obserwowała porządkowanie papierów przez Shafiqa, co zachodziło w całkiem spektakularny sposób, choć zatrzymala się dłużej na tej całej misce stanowiącej niszczarkę.
Tak naprawdę nie pamiętała każdego przedmiotu, który ukradła, kilka, szczególnie tych trudnych dla niej do wycenienia, zapadło jej w pamięć ze względu na czas, jaki musiała poświęcić na dowiedzeniu się o nich jak najwięcej.
Ta miska, wydała jej się więc bardzo znajoma. Dałaby sobie rękę uciąć, że była niemal identyczna z jednym bardzo starym zabytkiem, który wykradła kiedyś na zlecenie.
Przeszedł ją zimny dreszcz na samą myśl. Odwróciła wzrok od przedmiotu, mając nadzieję, że kolory jeszcze w miarę trzymały się jej bladej twarzy, na której nadal błąkał się przyjazny uśmiech.
- Niezwykle dziękuję za Pana słowa, nie spodziewałam się, że mój talent zostanie zauważony przez kogoś takiego jak Pan. Jestem gotowa wykonać każde zlecenie z jak największą starannością, wkładając w to wszystkie moje umiejętności. Czego więc ono dotyczy? - zapytała, choć jej wzrok znów na chwilę zawisł na nadal dymiącej misce, by zaraz wrócić do rozmówcy.
Czuła się, jakby miała zaraz usłyszeć o konieczności zdobycia kolejnego artefaktu, tak, by oczywiście nikt się o tym nie dowiedział. Tak jak to bywało kiedyś, gdy życie było zdecydowanie bardziej ekscytujące i miało znacznie słodszy smak. Niemal za tym zatęskniła.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
01.05.2024, 22:56  ✶  
– Doskonale, przejdźmy więc do konkretów. Zacznę od tego, że tak jak uprzedzałem, bardzo będę liczył, nie tylko słowem ale i złotem, na pani dyskrecję w tym projekcie. Jest on dla mnie niezwykle... niezwykle istotny. – Dyskrecja, ach, czyż nie była to waluta najcenniejsza w dawnym życiu? Kluczowe zdawało się pewne zaufanie, niepisana umowa między zleceniodawcą a wykonawcą usługi, bo jakże inaczej można było nazwać akt przeniesienia praw przedmiotu z jednej osoby na drugą, że w przypadku nazwijmy to roboczo fiaskiem przedsięwzięcia, jeden nie zdradza drugiego. Zazwyczaj jednak pomiędzy, był jakiś paser. Ktoś kto podejmował ryzyko przekazania zlecenia, ktoś kogo podejmowali ryzyko znajomości ci, którzy chcieli te zlecenia ofiarowywać.

Tymczasem teraz pan Shafiq przekręcił kilkukrotnie zloty sygnet z insygniami swojego departamentu, milknąc na chwile i pozwalając filiżance z czarną kawą ustawioną na srebrzystej paterze wraz z dzbanuszkiem na mleko i cukiernicą pojawić się na biurku przed widocznie spiętą jubilerką. Bo przecież o zlecenie na biżuterie będzie chodzić, czyż nie.

– W British Museum znajdują się eksponaty, które bardzo mnie zainteresowały w ostatnim czasie – podjął dalej, jak gdyby nigdy nic, sięgając do jednej z szuflad, aby wyciągnąć z niej kremową teczkę. Obok misternie zdobiącego srebra zbierającego na sobie obrzydliwie cienką porcelanę, pojawiły się dwie fotografie. Pierwsza przedstawiała klamrę pasa, albo zwieńczenie diademu z centralnie umieszczoną rogatą twarzą obrośniętą liśćmi. Druga z kolei była rzeźbą młodzieńca, którego głowę zdobił wieniec z podobnych liści i winnych gron. Rzeźba zdawała się być naturalnych rozmiarów człowieka, choć trudno było ocenić, na zdjęciu brakło kogokolwiek dla osiągnięcia skali. – To stała ekspozycja Grecka. Mój znajomy powrócił niedawno z tamtych okolic i pragnę zorganizować dla niego małą niespodziankę w której, jak mniemam, jest pani odpowiednią osobą, żeby mi pomóc. – Umilkł i sięgnął po własną, grubo ciosaną kryształową szklankę w której mienił się złocisty trunek. Nie zauważyła go wcześniej, stał po drugiej stronie niż mosiądzowa misa, której smoki patrzyły na nią oskarżycielsko.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#4
16.05.2024, 16:12  ✶  
Niemal uśmiechnęła się na prośbę o dyskrecję. Jeśli wiedział o niej choć trochę więcej, niż przeciętny czarodziej, to mógł zdawać sobie sprawę, jak wielu sekretów była strażnikiem. Od wielu z nich zależało tak naprawdę jej aktualne życie, które przecież budowała na ułudzie i zamiataniu niewygodnych faktów pod dywan.
- Zapewniam, że skoro jest potrzeba zachowania zlecenia w tajemnicy, to nikt inny o nim nie usłyszy - wypowiedziała te słowa, a w jej oczach odbiła się nutka podekscytowania, które się w nich odbiło.
No dobrze, nudziła się ostatnio trochę. Udawała przed sobą, że wcale tak nie jest, wmawiała, że poczucie bezpieczeństwa i stabilności to coś, czego potrzebowała, dziś jednak była gotowa przyznać, że brakowało jej dreszczyku adrenaliny, który kiedyś towarzyszył jej nieustannie.
Rozluźniła się trochę. W końcu, była jednak na znajomym gruncie, choć okoliczności wydawały się na to nie wskazywać.
Przyjęła kawę, nalewając do niej odrobinę mleka, po czym uniosła filiżankę do ust, w skupieniu przyglądając się fotografiom, które przed nią wyciągnięto. Spodobała jej się ta pierwsza. Odstawiła naczynie, po czym chwyciła ją ostrożnie w ręce przyglądając się wzorowi. Niezwykle stary, a jednak misterny i w pewien sposób elegancki. Piękny.
Twarz była sroga, a jednak przedstawiona w klasycznie realistyczny sposób. Najcięższy do wykonania element. Wykonania? A może miała zdobyć oryginał?
British Museum było jej znane, nigdy jednak nie weszła do niego sama. To mogło być ogromne wyzwanie. O ile rzeczywiście nim miało być.
Sięgnęła po drugą fotografię. Rzeźba.
Ukryła zgrabnie małe rozczarowanie, przyjrzała się jednak posągowi, szczególnie interesującej kwiatowej koronie. O, to już było coś jej bliższego. Zdecydowanie byłaby coś takiego wykonać, ba, tu byłoby to nawet banalne.
Bo nie usłyszy zaraz, że ma ukraść całą, zapewne ogromną rzeźbę z marmuru, prawda?
Przeniosła wzrok na pana Shafiqa, czekając na wyjaśnienia. Które na razie nic jednak jej nie rozjaśniły.
- Myhym, a czego dokładnie ma dotyczyć te zlecenie? - Miły, niewinny uśmiech zagościł na jej ustach, gdy próbowała w końcu się dowiedzieć, czy najmowano ją dla jej umiejętności rzemieślniczych, czy tych innych. Ot, tak by mogła w miarę normalnie poprowadzić tą rozmowę.
Znajoma misa nie dawała jej po prostu spokoju. Choć mogła znajdować się tu całkowicie przypadkiem.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
19.05.2024, 13:05  ✶  
– Och to nic wielkiego. Chciałbym, żeby wykonała Pani dla mnie taki właśnie wieniec, który można byłoby założyć na głowę i nie obawiać się tego, że gdy Bachus rzeczywiście nałoży na nią swoje błogosławieństwo, to liście strącą się, a grona opadną. – Rozsiadł się wygodniej, pozostawiając przed nią fotografie. – Kruszec jest dla mnie dowolny, choć sądzę, że owoce powinny być lśniące i wpadające w fiolet i czerń. Może nie onyksowe... – zamyślił się spoglądając ku oknom. Wiedział, że ów znajomy nienawidził czerni, a jednocześnie z lubością się nią otaczał, podobnie jak do Anthony'ego, który gdyby tylko mógł, wszystkie ściany utrzymywałby w bieli. – Na pewno nie czerwone. Rubiny absolutnie odpadają ze stawki, choćby te najciemniejsze. Jeśli chodzi o kruszec, zależy mi aby był tożsamy z pasem, ponieważ chciałbym z oczywistych względów komplet wieniec i pas. – Przyjemnie było pozostawić to niedopowiedzenie, czy pas miał być reprodukcją czy właśnie tym pasem, który widniał na fotografii. Mógł też w podobny sposób pozostawić jej wybór co do kamieni na grona, ale tu o dziwo z trudnością przychodziło mu odpuszczenie tak ważnego tematu. Pracując w OMSHMie znał doskonale specjalistów, którym powierzał różnorodne zadania. Teoretycznie znał możliwości Viorici, ale nigdy przecież nie pracowali tak bezpośrednio. Tak blisko siebie.

Tknięty impulsem sięgnął do jednej z przepastnych szuflad biurka i wyciągnął czarną teczkę, której treść pozostawiał w ukryciu dla swojego gościa. W długie palce ujął pierwszą kartkę i wydłużając nieco dystans między jej treścią a swoimi oczyma, z zastanowieniem przeskanował... coś.
– Wiem, że jest Pani osobą o wielu, wielu różnorodnych talentów, ale chciałby tylko upewnić się, że jest to w Pani zasięgu aby poza wykonaniem zapewnić jej lekkość i wydłużyć żywotność, czyż nie? – upewnił się, przenosząc stalowe tęczówki na kobietę, która nosiła w sercu obecnie tak wiele emocji. Urocza partnerka do tańca, musiał przyznać. Przez myśl przemknęło mu, że mógłby ja zabrać kiedyś do Meksyku, aby odwiedzili wspólnie kompleks świątynny w Teotihuacán, gdzie w jej sercu znajduje się niewielki i jakże bezczelnie chroniony zmumifikowany Quetzalcoatl. – Jak się pani czuje z pieczęciami? Czy jest to sztuka z którą jest pani zaznajomiona na zadowalającym poziomie? – To miała być rozmowa z jednorazowym zleceniem, ale zdecydowanie nie brzmiała tak, nie w tej chwili, nie gdy zadając to pytanie trzymał w rękach całą teczkę.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#6
23.05.2024, 17:33  ✶  
Słuchała uważnie, patrząc na fotografie, jakby próbując wgryźć się w każdy najmniejszy szczegół przedmiotów, które widzi. Niemal przygryzła policzek, słysząc niedopowiedzenie, które pojawiło się między nimi. Oczywiście, szanowny pan Shafiq wcale nie musiał mieć go na myśli, a coś jej jednak podpowiadało - zastanów się nad tą opcją.
Teraz, gdy przez dwa lata wypadła z przestępczej działalności i nie miała wsparcia taki skok byłby zapewne głupi i ryzykowny. A jednak skusiła się już kilka razy na podobne akcje, z różnym co prawda skutkiem. Kusiło jak diabli. Ale musiała najpierw wszystko zaplanować i przemyśleć, czy da radę okraść muzeum tak, by nikt jej nie złapał.
Zresztą, na pewno musiała w tym wypadku wykonać replikę pasa. Dobrze by było odwiedzić wystawę i zobaczyć przedmioty na własne oczy, z każdej możliwej strony. W wypadku robienia przedmiotu zastępczego musiałaby odwzorować każdą skazę. Poprawnie rzucone zaklęcie z dziedziny transmutacji potrafiło czasem załatwić sprawę, ale do tego potrzeba było też sporej wiedzy na temat samego przedmiotu.
Skupiła się jednak najpierw na ustaleniu pewnych szczegółów. Wyciągnęła notes i ołówek - potrzebny do wstępnych szkiców oraz notatek. Poręczniejszy niż pióro.
- Wygląda mi to na przedmiot wykonany całkowicie ze złota, nie złocony, przyjemny do pracy metal. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o pas, sama obręcz została wykonana z osiemnastokaratowego złota, takie zresztą wtedy było w antyku najpopularniejsze, sama postać jednak bardziej przypomina te zrobione z czternastokaratowego? Musiałabym poszperać, może w muzeum coś o tym będzie więcej. Co do wieńca, proponowałabym właśnie osiemnastokaratowe złoto, odpowiednia trwałość i piękna barwa. Owoce… - Zastanowiła się na chwilę, przeszukując w głowie informację o znanych jej kamieniach. - Owoce wykonałabym ze spineli. Można znaleźć je w pięknych, ciemno fioletowych barwach, zebranie jednak tak dużej ilości kamieni zajmie trochę czasu. - Zmarszczyła brwi. - Im bardziej będę wybrzydzać z barwą, tym dłużej, muszę więc uzyskać odpowiedź, na czym bardziej panu zależy - czasie, czy jednolitości kamieni? Och, liście możemy pozostawić złote, lub użyć zielonej emalii. Pozostawiłabym widoczne na złoto żyłki i obramowanie, reszta miałaby błyszczący odcień ciemnej zieleni. Dałoby to żywszy efekt. - Notowała w skupieniu, widać całkowicie pochłonięta tematem. Nieświadomie zaczęła lekko poruszać jedną z nóg, w odruchu, który wydawał się być nerwowy, widać dziewczynie jednak ułatwiał skupienie się.
- Co do zaklęć, jak najbardziej mogę wpleść je w wyroby, zapewnienie lekkości to bułka z masłem, trwałość możemy zapewnić zabezpieczając kruszeć przed wycieraniem się, barwieniem skóry oraz przed ewentualnym, cóż, zgnieceniem i złamaniem. Ym, przed temperaturą też? - Spotkała się już z różnymi, dziwnymi wymaganiami. Wolała się więc dopytać.
Robiła kolejne notatki, powoli planując jakich run użyć, gdy nagle padło kolejne pytanie.
Zamarła na chwilę i zmrużyła lekko oczy. O, robiło się jeszcze ciekawiej.
- Całkiem dobrze - odpowiedziała, po czym odchrząknęła, wiedząc, że może tym razem powinna być całkowicie szczera. Nie robiła przecież przekrętu, a przyjmowała normalne zlecenie. - Umiem nakładać i zdejmować pieczęcie, choć przyznam, że jeśli chodzi o czytanie run poza tym wykorzystaniem, to już trochę gorzej. Ale w tych dwóch wcześniejszych kwestiach radziłam sobie z cóż, poważnymi zadaniami. - Zabezpieczenia w domach, sejfy, zdejmowanie pieczęci z artefaktów. Wszystko to już przerabiała.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
24.05.2024, 14:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.05.2024, 14:31 przez Anthony Shafiq.)  
Słuchał jej z uwagą, nie przerywał ani na moment poczyniając mentalne notatki, segregując je od razu na różne działy, poddając wnikliwej ocenie. Nie musiał nic mówić, żeby wiedziała, że to nie jest zwykła rozmowa, że jego intencją nie jest zwykłe zamówienie, a stanowi ono ledwie pretekst do czegoś innego, głębszego, bardziej długoterminowego. Któż jednak proponuje małżeństwo bez chociaż pierwszej randki? Chociaż sądząc po misie, być może nie pierwszej...

Gdy potwierdziła swoje umiejętności zamknął teczkę z uśmiechem zadowolenia. Nawet jeśli była to tylko słowna deklaracja, wiedział, że kobieta nie śmiałaby nagiąć, ubarwić tego co leżało w zakresie jej umiejętności, bo lada moment mogłaby być przetestowana, choćby i tu, przy tym biurku. Najwidoczniej jednak Anthony postanowił obdarzyć ją swoim zaufaniem, postanowił łaskawie pokazać, że jej słowo jest cokolwiek warte w czterech ścianach gabinetu na Alei Horyzontalnej.

– Doskonale panno Zamfir. Będę to miał w pamięci – proste zdanie zabrzmiało jak deklaracja, jak obietnica jakiegoś kiedyś. W przestrzeni ograniczonej czterema ścianami panowała napięta atmosfera, lecz była ona przyjemnie nęcąca. Ktoś mógłby powiedzieć, że to napięcie niosło ze sobą podtekst erotyczny, lecz ktokolwiek znał tych dwojga od razu rozpoznałby inny posmak tej duchoty. Dwóch profesjonalistów przy stole, dwoje ludzi oddanych swojej działalności, nawet jeśli w przypadku Shafiq'a nie miało to związku z pracą per se, a kolekcją. I to kolekcją inną od smoków wypełniających nie tylko gabinet, ale i prywatne zakamarki posiadłości w Little Hangleton. Nie, tym razem chodziło o kolekcję ludzi, sieć powiązań i umiejętności. Viorica była tłustą muchą i nie zamierzał jej wysysać przy pierwszym ukąszeniu. Wręcz przeciwnie. Wolał najpierw ją utuczyć.

Zamknął teczkę i odłożył ją na biurko, niejako na pokuszenie. Podniósł się z fotela, jakby chciał sięgnąć po coś do gabloty, ale w połowie drogi zmienił zdanie, przysiadł więc na biurku tuż obok bardzo, bardzo starej smoczej rytualnej misy. Obok swojej niszczarki dokumentów.
– Odpowiadając zaś na pani pytanie... Mi zależy na czasie, bo najpóźniej osiemnastego czerwca komplet powinien znaleźć się na tym biurku. W Pani zaś najlepszym interesie leży skupienie się na jakości i jednolitości kamieni, choć oczywistym jest dla każdego kto trzymał winne grona w swojej dłoni, że nie znajdzie się dwóch takich samych owoców. Im bliżej natury uda się zbliżyć, tym lepiej. Im lepiej, tym ja będę bardziej zadowolony, a moja wdzięczność to cenna waluta, o tym chyba nie muszę wspominać. – Wyciągnął z kieszeni wizytówkę, na której już wcześniej była zapisana w galeonach kwota za tę usługę, przekraczająca dziesięciokrotnie wartość materiałów. Podał ją rzemieślniczce, a uśmiech który pojawił się na jego twarzy, był z gatunku tych, których nigdy zamiarem nie miała być życzliwość. Bardziej protekcjonalność, bardziej zaciekawienie jak poradzi sobie z wyzwaniem, poczynając od tego jak zinterpretuje jego zlecenie.

– Proszę nie dać mi się więcej pani zatrzymywać, gdy czas ucieka. Pomyślnych łowów. – Nagle połączenie znikło, podobnie jak jego zainteresowanie. Wstał i wrócił na swoje miejsce, sięgając po kolejną korespondencję. Nie musiał słuchać jej odpowiedzi, wiedział że się zgodziła jak tylko odpowiedziała na jego zaproszenie. Rozmowa była więc zakończona.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Viorica Zamfir (1585), Anthony Shafiq (1651)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa