• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 10 Dalej »
[10.08.72] Windermere. Las przesiąknięty znanym złem

[10.08.72] Windermere. Las przesiąknięty znanym złem
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#1
18.05.2024, 00:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:23 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

Powoli trzeba się było pogodzić z myślą, że Owena Bagshota nie było w Ośrodku Windermere. Nie ukrywał się w żadnym z domków letniskowych. Nie krył po krzakach. Nie kąpał w jeziorze. Nie włóczył po Carlisle, w nadziei na przeczekanie pracowników Ministerstwa Magii. Nie było go także na wyspie – bo gdyby tam się skrył, to wysłana grupa czarodziei, na pewno dałaby już jakiś znak. A nie dała żadnego.
Owen Bagshot rozpłynął się w powietrzu razem ze swoimi nieumarłymi, których może faktycznie dostrzegł, albo tylko zmyślił w ramach dziwacznego żartu.
Słońce świeciło jasno na niebie. Tafla jeziora złociła się w jego promieniach. Lekki, ledwo wyczuwalny wiatr poruszał gałęziami w koronach drzew. Mimo braku wczasowiczów Ośrodek Windermere pachniał życiem. Pachniał młodą trawą, rosnącymi dziko mleczami i stokrotkami, dźwięczał od bzyczenia pszczół zbierających nektar. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, by w tym miejscu kiedykolwiek wydarzyło się coś strasznego.
A jednak się wydarzyło. Ludzie tu czasem umierali. Ludzie tu czasem popełniali zbrodnie. Ludzie tu czasem znikali. I – najpewniej – przynajmniej czasami, nie działo się tak dlatego, że powodowała nimi ludzka natura, ale maczały w tym palce jakieś inne… siły.
Pozostawało jeszcze jedno miejsce, w którym mógł się ukrywać Owen Bagshot, a które do tej pory wszyscy omijali – bo najpierw nie sprzyjała ku temu pora, w której pracownicy Ministerstwa Magii pojawili się w Ośrodku Windermere a potem miejsce to wydawało się najmniej prawdopodobnym tropem. Historyk mógł być w lesie. W tym samym lesie, którego osobliwe działanie Brenna dostrzegła jeszcze w nocy, w którym również znajdowały się ruiny z wizji Peregrinusa.
Byliście już na skraju lasu. Dosłownie przekroczyliście pierwszą linię drzew, gdy wszystko się rozpoczęło. Najpierw zza waszych pleców dobiegł was wrzask.
- Mówiłem! Mówiłem! Mówiłem!
W jakiś sposób mąż Tary Roberts, dostał się na teren Ośrodka Windermere. Isaac, najpewniej z racji na jego zawód, odwrócił się i dostrzegł go pierwszy. Mężczyzna znajdował się mniej więcej sto metrów od nich. W ręku trzymał wyciągniętą różdżkę. Wyglądał jak wariat, jak ktoś kogo desperacja miała właśnie popchnąć do popełnienia czegoś niewybaczalnego.
- Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze tutaj zginął! Nie pozwolę! – ryknął dziko.
- Noah, uspokój się! – zawołał do niego jeden z nadbiegających brygadzistów.
Ale Noah nie chciał się uspokoić. Przez lata mówił, że śmierć jego żony nie mogła być dziełem przypadku. Teraz, gdy tylko wiedział się o zaginięciu Bagshota, zyskał potwierdzenie którego szukał przez lata. Tara nie popełniła samobójstwa. W jakiś sposób Tara została tutaj zamordowana.
Machnął różdżką, ale gdy tylko pierwsze płomienie, które z niej wytrysnęły dotknęły krzaków, Ośrodek Windermere ożył. Słyszeli trzask rozstępującej się ziemi, gdy spod niej zaczęły się wysuwać korzenie drzew. Sięgnęły po mężczyznę, wyrzucając go najpierw górę, potem splatając się ciasno wokół jego nóg i ciskając nim o ziemię.
Sebastian, Brenna, Peregrinus, Isaac i Basilius też poczuli jak ziemia drży pod ich stopami. Leśne krzaki zgęstniały nagle. Odgrodziły Sebastiana, Brennę i Peregrinusa od Prewetta i Bagshota.
*
Las, tak pełny życia, pachnący igliwiem, ściółką leśną i grzybami stał się ciemny i ponury, broniący wstępu i wyjścia. Brenna poczuła szarpnięcie, jedna z gałęzi drzew sięgnęła ku niej, nagle jak ożyła, szukając sposobu by się opleść wokół kobiecej talii.
Również Sebastian nie został pozostawiony w spokoju. Kiedy spojrzał w dół, dostrzegł drobne korzenie, które wydostawały się spod ściółki leśnej i oplatały jego buty, jakby przytwierdzając go do miejsca, w którym stał. Tylko Peregrinus pozostał względnie bezpieczny. Nic po niego nie sięgało. Był tylko jakby obserwowany.

@Peregrinus Trelawney @Brenna Longbottom @Sebastian Macmillan

Czas na odpis do 21.05, godzina 21.00
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
18.05.2024, 01:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.05.2024, 01:55 przez Sebastian Macmillan.)  
Co tu dużo mówić, konkretne miejsce pobytu starego Bagshota może i było owiane gęstą mgłą tajemnicy, jednak podczas wizyty w domku czarodzieja Sebastianowi, Isaacowi i Peregrinusowi udało się wpaść na trop. Może nie był zbyt świeży i pewny, jednak składał się na niego zbiór wskazówek, których nie można było tak po prostu zignorować.

Po wizycie w głównej siedzibie ośrodka celem pozostawienia po sobie stosownej notki, trzech muszkieterów stojących na straży tajemnic przeszłości ruszyła w stronę lasu. Ich cel był prosty. Znalezienie zaginionego Bagshota, a także Longbottom, Stewarda oraz kryształowej czaszki. W dowolnej kolejności, o ile główna gwiazda całego tego chaosu, czyli Owen, wyjdzie ze swojej wycieczki bez szwanku.

Pierwsze zaskoczenie? Natknięcie się na Brennę w towarzystwie innego czarodzieja, który nie był Patrickiem Stewardem. Ten widok nieco wytrącił Sebastiana z równowagi. Nie tego się spodziewał, biorąc pod uwagę wizje, jakiej doznał Trelawney. Drugie zaskoczenie? Dzikie wrzaski, które rozległy się tuż za nimi. Może obcy nadszedł od strony zabudowań, które niedawno opuścili?

Macmillan podskoczył na dźwięk kolejnych okrzyków ze strony obcego mężczyzny. Nie rozpoznawał głosu przybysza, trudno było mu też dopasować sylwetkę czy odległy zarys twarzy do... Cóż, czegokolwiek. Zanim jednak zdołał mu się dokładniej przyjrzeć, czarodziej sięgnął po różdżkę i stały się trzy rzeczy: płomienie uderzyły w krzaki, ziemia się rozstąpiła, a dwie ledwo zbite ze sobą w jedno grupy, ponownie zostały rozdzielone.

Wielka Matko miej nas w swojej opiece, pomyślał, odsuwając się od korzeni, które wyrosły spomiędzy krzewów i zaczęły krążyć w ich stronę. Czuł coraz to mocniejsze drżenie pod stopami... Przyroda zaczęła kompletnie wariować. Przełknął głośno ślinę. Nie był na Beltane, toteż nie widział na własne oczy tego, co spotkało Polanę Ognisk, jednak czy wówczas zdarzyło się coś podobnego. Nagle nabrał większego respektu do pracowników Ministerstwa Magii, którzy wówczas pełnili służbę.

Sebastian próbował się wycofać, jednak ze zdziwieniem zauważył, że chociaż napina mięśnie, jego nogi tkwią w miejscu. Szarpnął jeden raz. Potem drugi. A potem jeszcze raz. Niestety, leśne witki, zamiast go puścić, zdawały się zaciskać wokół jego butów, jakby planowały uczynić z niego część nowego żywopłotu odgradzającego las od mugolskiego ośrodka wypoczynkowego.

— Longbottom! — rzucił ostro, jakby to wszystko było jej winą. — Nienawidzę cię... Wiesz o tym, pra-prawda? Same kłopoty z tobą i...

Podniósł wzrok na czarownicę i dopiero wówczas zdał sobie sprawę, że i ona stała się obsesją tutejszej roślinności. To musiała być kara boska za wpychanie nosa w nieswoje sprawy i wygrzebywanie najgorszych przekleństw w mrocznych zakamarków tego świata. Wielka bohaterka, phi. Niech najpierw znajdzie sposób na ocalenie Zimnych, może wtedy faktycznie zasłuży na to miano.

— Pere-grinus? — rzucił Sebastian, próbując sięgnąć niezgrabnie po skrytą w kieszeni różdżkę, zanim korzonki oplotą jego łydki i przejdą do kolan.

@Peregrinus Trelawney @Brenna Longbottom + @Norvel Twonk
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
19.05.2024, 10:17  ✶  
Pobyt w Carlise utwierdził Brennę w przekonaniach na temat trzech spraw.
Po pierwsze, Owena Bagshota na pewno tak nie ma i ktokolwiek pomyślał inaczej, jest idiotą.
Po drugie, na to cholerne miejsce rzucono jakieś ochronne zaklęcie, którą coś bardzo popsuło, a Basilius sugerował, że w tym celu złożono ofiarę z człowieka.
Po trzecie, trup w lesie, tropy w lesie i ruiny w lesie sugerowały, że trzeba sprawdzić las i nic jej nie obchodziło, co inni o tym myślą, weszłaby tam choćby sama. Chociaż wyglądało na to, że nie tylko ona wpadła na ten pomysł.
– Sebastian! – zawołała na widok Macmillana, gdy spotkali się na skraju puszczy, mającej być śladami po legendarnym Inglewood. Wysforowała nieco na przód zostawiając za sobą Basiliusa, a kierując się ku egzorcyście, między pierwsze drzewa. – Widziałeś gdzieś Patricka Stewarda?
Potrzebowała znaleźć Patricka, do licha, i opowiedzieć mu o… wszystkim. Cokolwiek chciał sprawdzać w nocy, na pewno już to sprawdził, a nie mógł biegać sobie po ośrodku, nie wiedząc o ofiarach, jelitach na drzewach i innych rzeczach. Nim jednak Brenna zdążyła usłyszeć odpowiedzieć…
…pojawił się mąż Tary Robert.
Spodziewała się go, nie rozpoznała jednak: nie wiedziała, jak wygląda. I ten spodziewany tutaj mężczyzna zrobił coś absolutnie niespodziewanego.
Brenna obróciła się na dźwięk krzyków, wydobywając różdżkę. Ziemia drżała, rośliny szalały i nagle było absolutnie jasne, co spotkało człowieka, którego ciało znalazła w lesie: poszatkował go sam ośrodek Windermere, a potem pożarł jego trupa. Najpierw chciała się rzucić ku Robertsowi, porywanemu przez gałęzie, ale roślinność niemal natychmiast zagrodziła jej drogę – chwilę później krzaki zaczęły gęstnieć, odgradzając ich też od Basiliusa i Isaacka.
– Isaack?! Basilius?!
Może powinna od razu spróbować wyciąć gałęzie, ale zawahała się, niepewna nagle, bo wyglądało to tak, jakby ośrodek Windermere i tutejsza natura odpowiadały na atak na siebie. Czy nie podsyci tylko gniewu lasu? W tej chwili byłaby nawet skłonna uwierzyć, że to faktycznie magiczna knieja Inglewood, w której król Artur i jego rycerze napotkali tyle dziwów. I nawet jeśli miała wcześniej wątpliwości, czy walka z roślinnością nie wywoła tylko jeszcze gwałtowniejszej reakcji, to teraz nie miała już wyboru: mogła albo walczyć, albo od razu dać się zadusić gałęzi.
– Tak, wiem! – odkrzyknęła krótko Sebastianowi, bo na dłuższe dyskusje na temat tego, że sam tutaj przyszedł i został, i że nie miała z tym nic wspólnego, nie było czasu. Bohaterka? Cholera, nie miała pojęcia nawet, jak ocalić teraz nawet siebie – czy jeśli potnie to drzewo na kawałki, dziesięć innych nie ruszy do ataku, bo jak walczyć z lasem, będąc w lesie, czy jeśli wyczaruje własne pnącza, magia puszczy nie przejmie nad nimi kontroli i nie zaczną ich atakować, i tak dalej – a miałaby dać radę ratować innych?
Najpierw spróbowała więc umknąć przed gałęzią, a jeśli ta i tak po nią sięgała to... machnęła różdżką, usiłując zamrozić i w ten sposób unieruchomić sięgające ku niej gałęzie, bo coś zrobić musiała, nawet jeśli nie chciała na razie niszczyć. Mogła też w teorii po prostu stać i liczyć, że jeśli nie będzie agresywna to las się uspokoi, ale po pierwsze, to było po prostu wbrew jej instynktowi. Po drugie… Macmillan na razie nie atakował, więc mieli szansę sprawdzić, które podejście będzie skuteczniejsze.
Jeśli jemu uda się wyrwać, za to drzewa poszatkują ją tak jak tamtego człowieka, to przynajmniej pozostała dwójka będzie już wiedziała, czego nie robić, prawda?

kształtowanie, próba unieruchomienia gałązek morderczych konarów
Rzut W 1d100 - 32
Sukces!

Rzut W 1d100 - 82
Sukces!


@Sebastian Macmillan @Pereginus Trelawney


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#4
19.05.2024, 17:10  ✶  
Pierwsza myśl, gdy sytuacja zaczęła się zagęszczać: ucieczka. Tylko gdzie? Jak uciekać w takim miejscu, gdy twoim przeciwnikiem jest natura? Choć odruchem Peregrin cofnął się w stronę lasu, aby oddalić się od zaatakowanego Robertsa, wróżbita nie znalazł się ni centymetra dalej od niebezpieczeństwa. Prawdodpobnie wprost przeciwnie. Kto wie, który z pędów zbuntuje się kolejny. Jak okiem sięgnąć, nie było gdzie postawić stopy, jak nie wśród morderczej darni. Szczególnie gdy roślinność oddzieliła go od ośrodka Windermere, od reszty czarodziejów. Pozostał mu jedynie Sebastian i Brenna.
Trelanwey rzucił okiem za plecy — na las, po którym jeszcze rano spacerował, podziwiając urokliwe okoliczności przyrody. Teraz jawił się jego wciąż szeroko rozwartym w szoku i strachu oczom zgoła inaczej, a wycieczka w głąb mrocznego uroczyska, ku ruinom, wcale nie nęciła przygodą jak jeszcze przed kilku minutami. Owena nie było, może pora to zaakceptować i wrócić innym razem. Właściwie czarodziej zamarzył o wydostaniu się z tego miejsca, ale wszystkie znaki wskazywały na to, że opcje ewakuacji okażą się nędzne. Szczególnie że…
— Brenna! — wyrwało mu się, gdy zobaczył wijącą się w jej stronę gałąź. — A zmierzaliśmy właśnie sprawdzić, czy nic ci nie grozi.
Obecna sytuacja mówiła sama za siebie, pytanie o stan i samopoczucie kobiety nie mogło być bardziej zbędne. Longbottom w rzeczy samej coś groziło, ale bynajmniej nie tylko jej. Na swoje nieszczęście mieli niepowtarzalną szansę zostać towarzyszami jej wyprorokowanej niedoli.
Choć spotkali się dotychczas tylko raz, wiosną, na krótko i w podobnie niesprzyjających rozwijaniu znajomości okolicznościach, poznał brygadzistkę od razu. Gdy wcześniej myślał o kimś kompetentnym do mierzenia się z wrogą magią, miał z tyłu głowy właśnie kogoś takiego jak ona, toteż jej obecność dodała mu minimalnie otuchy. Minimalnie, bo okrzyk Sebastiana z lekka zachwiał jej wizerunkiem w jego oczach.
Widząc, że Brenna na razie próbuje sobie poradzić sama, odwrócił się do wołającego go kuzyna. Mocniej zacisnął palce na różdżce, tłamsząc w ustach przekleństwo. Wyglądało na to, że jest jedyną względnie bezpieczną póki co osobą, choć nie umniejszało to jego zdenerwowania. Byli otoczeni, czuł, że w każdej chwili, z każdej strony i on może zostać wciągnięty przez las, którego oczy czuł na sobie. Jakby ten tylko wyglądał jego ruchu, aby go udaremnić.
— Poczekaj, spróbuję coś… coś. — Mimo wzburzenia stresującą sytuacją, skupił się na tyle, na ile pozwalały mu nerwy, i machnął różdżką tak, aby spróbować rozproszyć lub choćby rozluźnić korzonki oplatające stopy Sebastiana i ułatwić mu wyrwanie się.

zatem z translokacji próbuję rozpędzić witki na Sebastianie
Rzut Z 1d100 - 31
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 50
Sukces!


źródło?
objawiono mi to we śnie
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#5
21.05.2024, 02:05  ✶  

Sebastian, Brenna, Peregrinus


Longbottom umknęła przed sięgającą po nią gałęzią. Zaklęcie Peregrinusa pomogło Sebastianowi wyswobodzić buty z drobnych korzeni, które próbowały powstrzymać go przed ruchem.
Magia krążąca w naturze nie uspokoiła się. Nadal czuli, że są obserwowani; jakby przyroda sprawdzała, jak daleko będą w stanie się posunąć. Pnącza poruszały się ponad ich głowami. Ściółka leśna drżała. Od strony leśnej barykady dochodziły krzyki. Czuli też woń dymu.
Sebastian i Peregrinus poczuli… poczuli coś jak skrzypienie z tyłu swoich głów. Jakby ktoś pukał…

Peregrinus


Pukanie przybrało na sile. Niemal poczułeś czyjś oddech na swojej szyi. I już jakby nie byłeś w tym samym lesie, co chwilę wcześniej. Zniknęła Longbottom, został za to Sebastian – ale jego półprzezroczysta postać (tak samo jak twoja własna) wskazywała na to, że nie był w tym miejscu obecny prawdziwym ciałem.
Las, w którym się teraz znajdowaliście był ciemny, ponury i pusty. Panowała tu ciemność, drzewa były ogołocone z liści a ziemia jałowa. Z nad niej unosiła się gęsta, biała mgła. Wszystko w niej tonęło.
Sekundę, może dwie przed tym, jak wróciłeś do siebie, usłyszałeś szloch dochodzący z głębi lasu. W rzeczywistości nikt nie płakał. I Brenna wróciła na swoje miejsce.

Sebastian


Pukanie przybrało na sile. Czułeś jak na twoim karku jeży się gęsia skórka. I tyle wystarczyło, byś już nie był w tym samym lesie, co chwilę wcześniej. Ten nowy był ogołocony z liści, wyrosły na jałowej ziemi, pochłonięty w mlecznej mgle. Niedaleko od ciebie, stał półprzezroczysty Peregrinus (ty też byłeś półprzezroczysty).
Nie słyszałeś szlochów, które on słyszał. Dostrzegłeś za to pulsowanie w głębi lasu. Wszystko co osobliwe (więc i pulsowanie) zniknęło, gdy wróciłeś do rzeczywistości.

Brenna


To było jak impuls. Szarpnięcie gałęzi, udany odskok w bok i nagle zobaczyłaś ją tak wyraźnie jak w Carlisle. Triona, kobieta spalona na stosie, tym razem w pełni sił, na długo przed tym jak zginęła. Klęczała na polanie i zrywała mlecze. Włosy opadały jej na twarz. Chusta, którą je zazwyczaj okrywała, leżała teraz na ziemi. Zerwane kwiaty układała w wiklinowym koszyku.
Drgnęła dopiero wtedy, gdy dostrzegła stojący nad nią cień.
- Wybaczcie, nie dostrzegłam was, panie – wybąkała, pochylając nisko głowę. – Nie jestem kłusowniczką. To tylko mlecze. Zrobię z nich miód. Miód jest dobry na gardło.
Biskup, też ubrany inaczej niż później, kiedy wydawał na nią wyrok śmierci, choć wciąż odpowiednio do stanu, w którym się znajdował, machnął niecierpliwie ręką.
- Wychodzi na to, że nie tylko ja lubię ten las – odparł. Brzmiał przyjaźnie, łagodnie. Zupełnie niegroźnie.
Kobieta posłała mu uniżone spojrzenie, a potem podniosła się z klęczek. Nie miała jednak aż tyle śmiałości, by wziąć do rąk koszyk. Wcisnęła za to na głowę chustkę.
- Ja wiem, co mówią ludzie… - zaczęła i urwała, gdy biskup ponownie uniósł przed nią upierścieniowaną rękę.
- A ja wiem, że uratowałaś tamtej dziewczynie życie. Jej i jej dziecku – wtrącił.
Zanim widmowidzenie rozmyło się, dostrzegłaś jeszcze wyraz głębokiego zaskoczenia malujący się na twarzy Triony.

Czas na odpis do 23.05, godzn. 21.00

@Brenna Longbottom @Peregrinus Trelawney @Sebastian Macmillan
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#6
21.05.2024, 21:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.05.2024, 21:32 przez Sebastian Macmillan.)  
Mogę cię spytać o to samo, skomentował bezgłośnie Sebastian w ramach odpowiedzi na pytania panny Longbottom odnoszące się do Patricka. Sapnął parokrotnie, próbując złapać oddech. Skąd, na matkę, on miał wiedzieć, gdzie znajdował się teraz Steward?! To nie on był jego towarzyszem niedoli przy pracy dla Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Brenna pracowała z nim na co dzień i zapewne to też ona zaciągnęła aurora do ośrodka Windermere w ramach tego... grupowego śledztwa zleconego przez Ministerstwo Magii. Kto jak kto, ale ona miała wręcz obowiązek wiedzieć, gdzie znajdował się Zimny.

— Dzięki za pomoc — mruknął, potrząsając dla pewności parokrotnie nogą,a by sprawdzić, czy faktycznie zaklęte przez kuzyna witki straciły nim zainteresowanie. — Dziwne, że las tak zareagował na jedno zaklęcie. Myślałby kto, że nie było to nic tak gwałto...

Momentalnie przyłożył dłoń do czoła, gdy poczuł łupanie z tyłu głowy, jakby coś napierało na niego z dwóch płaszczyzn - psychicznej i fizycznej. W pierwszej chwili wrażenie to mógł przyrównać do stanięcia zbyt blisko głośno grającego gramofonu, tylko w tym przypadku zamiast muzyki w jego głowie rozlegało się coraz to głośniejsze stukanie. Jak stukanie różdżką o kości na wykopaliskach, pomyślał bezwiednie, wracając myślami do wypraw służbowych, które odbywał w towarzystwie Cathala.

Zamrugał, a cała sceneria wokół niego uległa nagłej zmianie. Przełknął głośno ślinę. Nie musiał się zastanawiać, aby wiedzieć, z czym ma do czynienia. Przeskok do Limbo. Przekleństwo rodziny Trelawney. Tym razem było to bezpośrednie przejście, tradycyjne jak na standardy rodziny jego matki. Czyste przeniesienie w przeciwieństwie do pourywanego obrazu, jaki ujrzał przed kilkoma tygodniami na Polanie Ognisk. Zdziwiła go mgła panująca w ogołoconym z liści lesie, pulsowanie spomiędzy drzew i widok...

— Peregrinus — rzucił w stronę mężczyzny, wpatrując się w niego zszokowany.

Rzadko kiedy zdarzało mu się dzielić wizję zaświatów z kimś innym z rodziny. Bądź co bądź, magia ta działała losowo. Skoro panująca w Windermere magia była na tyle silna, aby uaktywnić ich umiejętności w tym samym czasie... Musiało być źle. I fascynująco. Zależy jak na to patrzeć. Sebastian próbował się przeżegnać, poruszając bezgłośnie ustami i powtarzając w myślach słowa podstawowej modlitwy kowenu, jednak zanim zdołał ją dokończyc, na powrót znalazł się w prawdziwym świecie.

— Mamy kłopoty — poinformował swych towarzyszy, gdy przestał się klepać po ubraniach, jak gdyby sprawdzając, czy faktycznie wrócił z Limbo w całości. Zwrócił się ku Brennie i zmniejszył dzielącą ich odległość, zatrzymując się mniej niż pół metra przed nią. — Gdzieś w tym lesie zakopano drugą kryształową czaszkę. Trzeba znaleźć Patricka.

Sięgnął niezgrabnie po swoją różdżkę, po czym zerknął w stronę krzaków, które oddzieliły ich od reszty ich kompanów.

@Peregrinus Trelawney @Brenna Longbottom + @Norvel Twonk
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
21.05.2024, 22:10  ✶  
Brenna pamiętała Trelawneya - kojarzyła mężczyznę z Hogwartu, a wiosną pomógł jej w mało przyjemnej sytuacji - ale z daleka go nie rozpoznała, skupiona na Sebastianie. A potem już wokół zapanował chaos i skupiła się z kolei na tym, że las usiłował ich zamordować. Nie miała nawet okazji spytać, dlaczego spodziewali się, że cokolwiek mogłoby grozić właśnie jej.
Unikając straciła na moment równowagę, zwłaszcza że ledwo sekundę później widziała znów przeszłość lasu, Trionę zielarkę, i drania biskupa. W innych okolicznościach może skupiłaby się na tym bardziej: na tym, że starannie wybrał ofiarę, że zdecydował się na kobietę, która pochodziła z lasu i leczyła innych, że wcześniej z nią rozmawiał. W tej chwili jednak nie miało to dla Brenny znaczenia.
Poderwała się z trawy. Las nie atakował, ale wciąż nie był zwykłym lasem: zdawał się bytem odmienionym przez magię, żywym, nieprzyjaznym, gotowym do ataku.
Nic dziwnego, że niektórzy wierzyli, że to Inglewood.
- Kurwa, kurwa, kurwa - wyrzuciła z siebie, rzucając się ku ścianie z roślinności, szukając jakiegoś miejsca, przez które dałoby się przedostać z powrotem. Las atakował, las się bronił, zostawił ich chwilowo w spokoju, ale łatwo było domyśleć się, że jeśli spróbuje wyciąć sobie drogę przez rośliny, ty spróbują ją zadusić.
Gdzieś tam był mężczyzna, który podpalił ośrodek i został porwany przez roślinność.
Basilius i Isaac znikli im z oczu pośród krzewów i może właśnie gałęzie rozrywały ich na strzępy. Czuła zapach dymu. Słyszała krzyki.
Miotałaby się tak przy leśnej barierze, szukając drogi, a potem sięgnęła wreszcie po różdżkę, by walczyć z samym lasem – może wcześniej wykazując dość rozsądku, by prosić pozostałą dwójkę o cofnięcie się - gdyby nie podszedł do niej Sebastian.
– Do cholery, jaka czaszka? Czaszkę i całą resztę zżarła ziemia – odparła, odwracając się ku niemu gwałtownie. Spojrzenie ciemnych oczu, zwykle spokojne, było teraz rozszalałe, i to wcale nie dlatego, że byli w mrocznym, przedziwnym magii lesie, ani że przed chwilą usiłowały zadusić ją drzewa. Po prostu tuż obok inni mogli walczyć o życie. Nie miała pojęcia, co z Prewettem i Bagshotem. I nie wiedziała, co robić.
W pierwszej chwili nie zrozumiała więc, o jakiej czaszce mówi Sebastian: jej myśli pobiegły ku trupowi, którego znalazła nad ranem. Po chwili jednak dotarło do niej, że czaszka jest kryształowa i…
…Patrick?
Przez jakąś sekundę stała po prostu w bezruchu, krew odpłynęła jej z twarzy, trochę z powodu informacji o czaszce, trochę o Stewardzie.
Chciał coś sprawdzić.
Obejrzała się na ścianę krzewów i drzew, oddzielających ich od ośrodka. Wszystko w niej wyrywało się, by z nimi walczyć: ale jeśli czaszka była źródłem, to nic nie skończy się w samym kempingu. Jeśli las odpowiadał na atak, to gdyby Basiliusowi i Isaackowi nic nie groziło, mogłaby tylko pogorszyć sytuację.
– Gdzie? – spytała z naciskiem, wodząc spojrzeniem między Pereginusem i Sebastianem. Ruiny kaplicy przychodziły na myśl same, gdy czytało się przewodniki, ale przecież nie znała dokładnie drogi, nie widziała tego pulsowania: może oni wiedzieli, w którą stronę ruszyć. – Wiecie, w którą stronę? – dodała, gotowa ruszyć natychmiast we wskazanym kierunku… albo jeśli nie mieli pojęcia – po prostu zacząć szukać przejścia w głąb puszczy, na którym rośliny nie zablokowały doszczętnie drogi. Mogła próbować szukać tropów, choćby jako wilk.
Na pewno nie zamierzała po prostu bezradnie stać.

@Peregrinus Trelawney @Sebastian Macmillan


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
23.05.2024, 13:50  ✶  
Trudno było nie zgodzić się z uwagą Sebastiana: las naprawdę zbyt szybko powściągnął swoje zapędy i Peregrinus nie musiał długo czekać, aby przekonać się czemu.
Pukanie z tyłu głowy, początkowo potęgujące z każdym dźwiękiem zdenerwowanie Trelawneya, przerodziło się stopniowo w jego głowie w rytmiczną, upiorną kołysankę. Nim się obejrzał, zniknęły krzyki, dym, śmiercionośna roślinność. W tym nowym lesie ona sama poniosła śmierć: martwe wyjałowione podłoże dawało gwarancję, że nie wystrzelą z niego agresywne pędy, ogołocone gałęzie drzew sprawiały wrażenie, jakby rychlej złamały się, niż sięgnęły gibko ku intruzom.
Limbo zamajaczyło Trelawneyowi pokusą ucieczki z leśnej pułapki, w której miotali się jeszcze chwilę temu. Jego półprzezroczysta sylwetka tak łatwo rozmyłaby się w gęstych oparach. Gdyby tylko zanurzyć się w to mleczne kłębowisko, pójść naprzód, sycąc się grobowym spokojem.
Fascynacja zdominowała odczucia czarodzieja, który wiódł dookoła oczami urzeczony. Nie stracił jednak do reszty rozsądku, urzeczenie było ulotne, rozwiało się z łatwością, gdy usłyszał głos Sebastiana. Głos przypominający, że na tym ponurym cmentarzysku prawdopodobnie czekałby ich niewyobrażalnie gorszy los niż to, co zgotować im zamierzało rzeczywiste Windermere.
— Niesamowite — wyszeptał z podziwem, nie entuzjastycznym, a trwożnym.
Nigdy nie spotkał w Limbo drugiej żyjącej osoby, to była zupełna nowość w jego doświadczeniu. Nie było mu jednak dane dłużej obcować z ową nowością: Limbo przeminęło równie niepostrzeżenie, jak się pojawiło, pozostawiając po sobie echo szlochu, które szybko zmył zamęt panujący w prawdziwym świecie.
W głowie wróżbity wykiełkowało od razu pytanie: ujrzeli Limbo z woli Windermere czy wbrew niej?
Wybity widzeniem z rytmu własnej paniki Peregrinus obserwował przez chwilę tępo poczynania Brenny, nim oprzytomniał i przypomniał sobie, że jemu również zależało przecież na przejściu na drugą stronę. Z innych zgoła powodów niż jej — dla niego druga strona oferowała korzystniejsze warianty ewakuacji — ale wciąż. Choć… widzenie rozbudziło w nim na nowo wcześniejszą ciekawość, którą stłumiły ataki i ogień. Sam już nie był pewien, jaką podjąłby decyzję, gdyby miał wybór ”zostać czy uciekać”, toteż zaakceptował bez szemrania swój brak wyboru: perspektywę poszukiwania czaszki.
— Mieliśmy mapę terenu, prowadzącą również do ruin — odpowiedział Brennie i spojrzał na swoje ręce, jakby spodziewał się tam ujrzeć rzeczony przedmiot, lecz w jego dłoni tkwiła tylko różdżka. — Ostatni raz widziałem ją u Isaaka. — Przeniósł spojrzenie na Sebastiana. Zawsze była szansa, że wymienili się z Bagshotem mapą przy recepcji i umknęło to uwadze Trelawneya.

@Brenna Longbottom @Sebastian Macmillan


źródło?
objawiono mi to we śnie
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#9
25.05.2024, 02:24  ✶  
Krzaki, które oddzielały Brennę, Sebastiana i Peregrinusa od Ośrodka Windermere, pozostały tak samo gęste i nieprzejednane jak przed kilkoma sekundami. Ledwo byli w stanie usłyszeć to, co musiało się znajdować po drugiej stronie, jakby las nie tylko zabraniał im wyjścia, ale też chronił ich przed wiedzą o tym, co działo się po drugiej stronie.
Pulsowanie i szloch, które Peregrinus i Sebastian dostrzegli w Limbo dochodziły z zupełnie innej strony, bo gdzieś z głębin lasu. Czy rzeczywiście mogły docierać z ruin? Jeśli Peregrinus przyjrzał się mapie terenu, którą później miał Isaac, mógł przypuszczać, że rzeczywiście – szloch dochodził jakby z okolic, gdzie zaznaczono ruiny kościoła.
Póki co, w ich stronę wiodła wąska, wydeptana ścieżka. Jeśli nią ruszyli, musieli być gotowi na to, że ich ubrania będą zahaczać o drzewa i o krzaki. Natura zdawała się chwilowo uspokoić. Nie próbowała ani ich atakować, ani oplatać, ale nie powróciła również do swojej zwykłej postaci. Rezonowała pod naporem nagromadzonej w niej magii, czekała na ich ruchy, może przypadkiem nawet, próbowała ich prowadzić?
Tym razem widmowidzenie Brenny zadziałało inaczej niż zazwyczaj. Zdawało jej się, że usłyszała coś jak echo, jak cień dawnej rozmowy.
- Mlecz na chorą wątrobę. Melisa na ból brzucha. Pokrzywa na wzmocnienie. Rumianek na gardło. Szałwia na źle gojące się rany. Gdyby ich działanie nosiło w sobie magię, wy panie również posługiwalibyście się czarami. Nigdy przecież nie słyszę jak nadchodzicie a zawsze dostrzegam was dopiero wtedy, gdy znajdujecie się za moimi plecami.

Czas na odpis do 27.05, godz. 21.00

@Peregrinus Trelawney @Brenna Longbottom @Sebastian Macmillan
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
26.05.2024, 00:55  ✶  
— Ty też to widziałeś, prawda? — odezwał się do Peregrinusa, gdy wyszli z transu, który przeniósł ich na chwilę do czarodziejskich zaświatów. — Tam między drzewami! — Wskazał na przestrzeń między dwoma dorodnymi pniami. — Jakby coś... się nie zgadzało?

Trudno było mu przetłumaczyć serie wrażeń, jakie wiązały się z tym widokiem. Limbo bywało przewrotne; po części stanowiło odbicie realnego świata. Wiele elementów wymiaru żywych mogła pozostawać zgodna z zaświatami np. koryta rzek czy niecodzienne ukształtowanie terenu. Te wibrowanie to było jednak coś innego. Sygnatura magiczna? Pozostałości po czymś? Echo jakiegoś człowieka, który umarł w tych rejonach, pozostawiając w sobie zdatny do odczytu z zaświatów ślad? Pokręcił głową.

— Uspokój się — mruknął, gdy Brenna zaczęła histeryzować. Bo to musiała być histeria, skoro sięgnęła po takie słowa jak ''cholera''. Gdzie się podziały takie określenia jak ''na krowie kopytko'', ''piernik jasny'', ''psiakostka'' czy ''psidwakowa kostka''? — Wprowadzasz nerwową atmosferę, a już i tak nie jest najlepsza. Na pewno ich znajdziemy. Isaaca, Patricka i tego twojego... kolegę? — Uniósł wymownie brwi. — Pani Księżyca nam sprzyja. Przez Lammas czarodzieje zapewnili sobie jej wsparcie duchowe.

Macmillan nie czytał żadnych przewodników dotyczących Windermere. Oryginalnie wpadł tutaj w odwiedziny do starego znajomego, który wybierał się do Ameryki, więc nie czuł większej potrzeby, aby zapoznawać się z historią tych okolic. Jedyne notatki, do jakich miał dostęp podczas pobytu w ośrodku, były tymi, które wyprodukował podczas swoich badań Owen Bagshot. A i tutaj obraz był stosunkowo niepełny.

— A więc mapa została z Isaaciem — odparł niemrawo, czując na sobie ciężkie spojrzenia pozostałej dwójki towarzyszy. — Może to i lepiej? Jeśli uda im się przebić dalej, to może spotkamy ich po drodze do celu.

Celem nadrzędnym Bagshota wydawało się znalezienie krewniaka i upewnienie się, że wszystko było z nim w porządku, a jak dotąd wszelkie ślady jak znaleźli, zdawały się sugerować, że rozwiązanie zagadki Windermere tkwiło gdzieś pośród tych mrocznych haszczy. Do czego to doszło, pomyślał z niezadowoleniem. Przywykł do pracy biurowej, a wszelkie wypady w teren zazwyczaj oznaczały wizytę w prywatnej posiadłości, muzeum lub ewentualnie ruinach. A tutaj miał buszować w jakimś zdziczałym, i to dosłownie, lesie.

— Ja jestem za tym, aby zaufać Limbo — rzucił, zerkając kontrolnie na kuzyna.

Wizyty w zaświatach aspirowały wprawdzie do nazwania ich przypadłości rodzinną klątwą, jednak sam fakt, że wyrwano ich z realnego świata w tej samej chwili był na tyle zaskakujący, że wypadałoby wziąć pod uwagę to co, tam zobaczyli.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4998), Atreus Bulstrode (1922), Patrick Steward (2555), Peregrinus Trelawney (4127), Sebastian Macmillan (5322), Norvel Twonk (3567)


Strony (6): 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa