18.05.2024, 00:14 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:23 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Powoli trzeba się było pogodzić z myślą, że Owena Bagshota nie było w Ośrodku Windermere. Nie ukrywał się w żadnym z domków letniskowych. Nie krył po krzakach. Nie kąpał w jeziorze. Nie włóczył po Carlisle, w nadziei na przeczekanie pracowników Ministerstwa Magii. Nie było go także na wyspie – bo gdyby tam się skrył, to wysłana grupa czarodziei, na pewno dałaby już jakiś znak. A nie dała żadnego.
Owen Bagshot rozpłynął się w powietrzu razem ze swoimi nieumarłymi, których może faktycznie dostrzegł, albo tylko zmyślił w ramach dziwacznego żartu.
Słońce świeciło jasno na niebie. Tafla jeziora złociła się w jego promieniach. Lekki, ledwo wyczuwalny wiatr poruszał gałęziami w koronach drzew. Mimo braku wczasowiczów Ośrodek Windermere pachniał życiem. Pachniał młodą trawą, rosnącymi dziko mleczami i stokrotkami, dźwięczał od bzyczenia pszczół zbierających nektar. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, by w tym miejscu kiedykolwiek wydarzyło się coś strasznego.
A jednak się wydarzyło. Ludzie tu czasem umierali. Ludzie tu czasem popełniali zbrodnie. Ludzie tu czasem znikali. I – najpewniej – przynajmniej czasami, nie działo się tak dlatego, że powodowała nimi ludzka natura, ale maczały w tym palce jakieś inne… siły.
Pozostawało jeszcze jedno miejsce, w którym mógł się ukrywać Owen Bagshot, a które do tej pory wszyscy omijali – bo najpierw nie sprzyjała ku temu pora, w której pracownicy Ministerstwa Magii pojawili się w Ośrodku Windermere a potem miejsce to wydawało się najmniej prawdopodobnym tropem. Historyk mógł być w lesie. W tym samym lesie, którego osobliwe działanie Brenna dostrzegła jeszcze w nocy, w którym również znajdowały się ruiny z wizji Peregrinusa.
Byliście już na skraju lasu. Dosłownie przekroczyliście pierwszą linię drzew, gdy wszystko się rozpoczęło. Najpierw zza waszych pleców dobiegł was wrzask.
- Mówiłem! Mówiłem! Mówiłem!
W jakiś sposób mąż Tary Roberts, dostał się na teren Ośrodka Windermere. Isaac, najpewniej z racji na jego zawód, odwrócił się i dostrzegł go pierwszy. Mężczyzna znajdował się mniej więcej sto metrów od nich. W ręku trzymał wyciągniętą różdżkę. Wyglądał jak wariat, jak ktoś kogo desperacja miała właśnie popchnąć do popełnienia czegoś niewybaczalnego.
- Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze tutaj zginął! Nie pozwolę! – ryknął dziko.
- Noah, uspokój się! – zawołał do niego jeden z nadbiegających brygadzistów.
Ale Noah nie chciał się uspokoić. Przez lata mówił, że śmierć jego żony nie mogła być dziełem przypadku. Teraz, gdy tylko wiedział się o zaginięciu Bagshota, zyskał potwierdzenie którego szukał przez lata. Tara nie popełniła samobójstwa. W jakiś sposób Tara została tutaj zamordowana.
Machnął różdżką, ale gdy tylko pierwsze płomienie, które z niej wytrysnęły dotknęły krzaków, Ośrodek Windermere ożył. Słyszeli trzask rozstępującej się ziemi, gdy spod niej zaczęły się wysuwać korzenie drzew. Sięgnęły po mężczyznę, wyrzucając go najpierw górę, potem splatając się ciasno wokół jego nóg i ciskając nim o ziemię.
Sebastian, Brenna, Peregrinus, Isaac i Basilius też poczuli jak ziemia drży pod ich stopami. Leśne krzaki zgęstniały nagle. Odgrodziły Sebastiana, Brennę i Peregrinusa od Prewetta i Bagshota.
*
Las, tak pełny życia, pachnący igliwiem, ściółką leśną i grzybami stał się ciemny i ponury, broniący wstępu i wyjścia. Brenna poczuła szarpnięcie, jedna z gałęzi drzew sięgnęła ku niej, nagle jak ożyła, szukając sposobu by się opleść wokół kobiecej talii.
Również Sebastian nie został pozostawiony w spokoju. Kiedy spojrzał w dół, dostrzegł drobne korzenie, które wydostawały się spod ściółki leśnej i oplatały jego buty, jakby przytwierdzając go do miejsca, w którym stał. Tylko Peregrinus pozostał względnie bezpieczny. Nic po niego nie sięgało. Był tylko jakby obserwowany.
@Peregrinus Trelawney @Brenna Longbottom @Sebastian Macmillan
Czas na odpis do 21.05, godzina 21.00