• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[8.08.1972] Sun hell | Victoria & Sauriel

[8.08.1972] Sun hell | Victoria & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
23.07.2024, 15:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:11 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Dom był nad wyraz cichy. Było tak wczoraj, przedwczoraj i nawet tydzień temu. Cichy, kiedy dym opadał, kiedy pewne wydarzenia skreślały życia jednych, żeby hołubić drugich. Sprawiedliwość odliczana była ziarenkami piasku w klepsydrze, tylko nigdy nie sypały się równo. Tym było życie - ziarenkiem piasku. A niektórych sądzili, że są królami i panami. Oj tak, niektórzy byli, w istocie. Układali swoje trwanie na piętrach trupów i przelanego złota. Mógł przedzierać się tak przez ciszę krzykami, ale wydzieranie się na Josepha zmieniało mniej niż krzyk na Eryka. Ten drugi przynajmniej był w stanie oddać cokolwiek. Emocje, pięść, gniew. Ale Joseph tylko spoglądał z zainteresowaniem. Czasem tracił cierpliwość, ale wtedy też nie było krzyku. Ten człowiek... ta istota nie musiała krzyczeć. Było to ponad nim, wysoko ponad. Tym razem Sauriel nie krzyczał. Nie było na niego sposobu - słowne przepychanki nie miały sensu, bo Joseph miał mnóstwo odpowiedzi na mnóstwo rzeczy, władał słowem jak najlepszy szermierz ostrzem, a Sauriel nie miał do tego cierpliwości. Nie miał też wystarczającej wiedzy i charyzmy - nawet najwspanialsze wątki nudzą i umykają, kiedy brakuje temu polotu. Nie mógł też go ignorować - to też nie wychodziło na lepsze.

Nie pojawił się w czas tam, gdzie pojawić się miał. Tak płynęła godzina, dwie, kiedy jego cierpliwość topniała, a wszystko rozpływało się właśnie w tym odczuciu - zniecierpliwieniu. Na dobre wyszło to, że chciał się wybrać do lasu przy wodospadzie o wiele wcześniej, niż się z Victorią umówił. Co wiedział ten staruch i ile mu przekazał Eryk - Sauriel nawet nie chciał wiedzieć. Może to jakiś pajęczy zmysł kazał mu podrażnić młodego Rookwooda, albo przypomnieć mu, że niektóre pionki zawsze będą ustawione na planszy dokładnie tak, jak on chce. I tak było. O połowie rzeczy Sauriel nawet nie miał pojęcia - o tych rzeczach, które Joseph knuł i toczyły się w cieniach. Cieniach, które były nawet poza zasięgiem łap Czarnego Kota.

Teleportował się. Ryzykując stratą brwi, ale chyba na dobre mu to wyszło - nic takiego nie miało miejsca. Nic takiego się nie stało. Trafił do umówionego cienia - pod wodospad, który rozbryzgiwał się na tęczę, do której pewnie spuszczaliby się artyści. Prawie wywrócił oczami, ale tego jednak nie zrobił. Spojrzał za to na słońce rozlewające się poza bezpiecznym cieniem skał i dla pewności sprawdził, czy ma w kieszeni ten przeklęty eliksir chroniący przed ogniem, który cały czas trzymał na wszelki wypadek. Teraz wydawało się, że będzie taki... wypadek. Testy przeklętych eliksirów. Czy tam maści. Cokolwiek Victoria wymyśliła.

- Vikaaaa..! - Zawołał, rozglądając się wokół. - Jesteś... kurwa, sorry... zatrzymali mnie w chałupie... - Potarł oczy, mając wrażenie, że go pieką od poziomu jasności okolicy. Woda, nawet ta wzburzona (a może szczególnie ona) doskonale odbijała promienie słońca. - Czy ja mam machać penisem na boki? Znaczy - rozebrać się, skoro grozi mi jaranie się? - Chciał już założyć okulary przeciwsłoneczne na nos, ale zrezygnował - przytrzymał je tylko w palcach, jedno oko trzymając zamknięte, a drugim wpatrując się w kobietę. Entuzjazm? No nie było go. Eksperymenty miały to do siebie, że często niosły ze sobą nieprzewidziane skutki... a pomimo tego, że oni to świetnie sobie rozplanowali i zaplanowali to jednak... nadal mogło go zamienić w jakieś prosie, albo zjarał w płomieniach na raz.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
23.07.2024, 20:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.07.2024, 10:18 przez Victoria Lestrange.)  

Tej nocy dobrze spała – może dlatego, że spędziła ją tak miło? Na uciekaniu od czarnoksiężnika, albo cholera wie kogo, heh, ale bądź co bądź było przecież zabawnie. Trochę strachu, trochę absurdu, a na końcu… całkiem miłe wspomnienie i herbata wypita przed snem w towarzystwie powodu, dla którego miała tak dobry humor.

Tak, spała dobrze, oczywiście na eliksirze, ale wstała o normalnej godzinie, chcąc na spokojnie ogarnąć się w domu ze swoimi codziennymi rzeczami, na które musiała mieć czas, odkąd nie miała do pomocy skrzata domowego, a na domiar wszystkiego kręciły się obok niej dwa koty. Victoria umówiła się na dzisiaj z Saurielem, żeby przetestować eliksir, nad którym tyle czasu już pracowała, chociaż głównie to umysłowo; czytając, sprawdzając, wymyślając odpowiednie proporcje, bazując na swojej wiedzy odnośnie każdego ze składników. Zeszła do piwnicy raz jeszcze, dorzucić ostatni składnik, zamieszać wszystko odpowiednią ilość razy, porównując wszystko z własnymi notatkami, a w końcu mogła zgasić ogień pod kociołkiem i zapisać w zeszycie: próba nr 1. Czy wyjdzie? Nie wiedziała. Miała nadzieję, ale nie mogła wiedzieć.


Wiedza przyrodnicza
Rzut Z 1d100 - 66
Sukces!


Ostrożnie odlała dwie próbki do czystych, wyparzonych fiolek, zakorkowała je uważnie i przyjrzała się temu przez światło. Eliksir miał dość rzadką konsystencję, na wpół przezroczystą, na wpół głęboko fioletową i mieniły się w niej wstęgi czegoś… jakby błyszczącego. A później ostrożnie schowała je do torby, zgarniając też przy okazji klasyczny eliksir ochrony przed ogniem, którego zapas miała już jakiś czas przygotowany. Wzięła ze sobą też eliksir wiggenowy i bezoar na wszelki wypadek, i tak przygotowana teleportowała się w umówione miejsce.

Był taki ładny dzień. Taka ładna pogoda… Ostrożnie odłożyła torbę w trawę, opierając ją o jeden ze ściętych pni i wyciągnęła twarz do słońca, zamknąwszy oczy.

Nic. Nie czuła żadnego ciepła… a raczej czuła je, ale nijak nie robiło jej się cieplej. Drżała, pomimo sierpniowego dnia pełnego słońca. Przysiadła na tym pniu, objęła ramiona dłońmi i… czekała.

Nie było go. Rozmyślił się? Ale jeśli się rozmyślił, to mógł jej przecież napisać… po co się tu fatygowała bez powodu? Fakt, trochę ją to rozstroiło i zirytowała, i powiedziała sobie, że da mu jeszcze piętnaście minut, bo w przeciwnym wypadku…

Obrywała właśnie w palcach listek, który zerwała z drzewa, gdy usłyszała znajomy dźwięk pyknięcia przy teleportacji, a zaraz po tym krzyk. Znajomy głos, na który odwróciła głowę, a rysy jej twarzy same się wygładziły. Szum tej wody trochę załagodził to zawołanie i gdyby nie to, co mieli tu do zrobienia, to pewnie i tak z chęcią by tu posiedziała. Było przyjemnie, cicho, spokojnie i z dala od ludzi.

– Myślałam już, że się rozmyśliłeś – powiedziała miękko i lekko zmarszczyła brwi w jakiejś takiej trosce, gdy spoglądała, jak przymruża oczy i pociera je, nienawykły do znajdowania się tak blisko słońca jak teraz. Gdyby nadal wiązał ich rytuał Beltane, to pewnie czułaby to nieznośne ciągnięcie mówiące o niebezpieczeństwie czyhającym na Sauriela.

Wstała, gładko odrzuciła ciemne pukle na plecy i podniosła swoją torbę, by podejść do Sauriela, przyglądając mu się spokojnie.

– Jak czujesz potrzebę – zaskakująco dużo nawijał o penisach jak na kogoś, kto twierdził, że nie czuje żadnego pociągu. Rekompensował coś sobie? Naprawdę trzeba było? – Ale to eliksir słonecznej tarczy, a nie ożywienia przyrodzenia. Nie ma potrzeby, żebyś biegał tu goluśki, ale jak bardzo chcesz, to zobaczę, co da się zrobić. Wtedy byłoby to bardziej niż wskazane – i uśmiechnęła się krótko i krzywo, nieco sarkastycznie. Może powinna się ugryźć w język, ale Sauriel sam ją sprowokował. A to, że już rozmyślała, czy to jest możliwe, to zupełnie inna sprawa.

Zaraz jednak wydobyła jedną z fiolek eliksiru, którą przelała przed przyjściem tutaj i podała ją Saurielowi.

– Na początek mi powiedz, jak się czujesz po wypiciu tego, bez wychodzenia na słońce, dobra? A potem będziemy patrzeć co dalej.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
24.07.2024, 21:34  ✶  

- Ciężko mi ruszać dupę ostatnio, ale nie aż tak. - Bywały takie dni (noce), że poruszenie się wydawało zbyt dużym wysiłkiem, żeby w ogóle się na niego poważyć. Egzystencja paliła, a łóżko było idealnym miejscem do gaszenia pożarów - jedynym prawidłowym. Tu i teraz zabrzmiało to jak żart, kiedy się uśmiechnął w ten krzywy, ironiczny sposób, przyglądając się Victorii, oślepiony jej blaskiem. Doprawdy, mógł to lepiej przemyśleć i nie wychodzić z ciemnych piwnic prosto na taki PIĘKNY dzień. Piękny jak dla kogo... dla tych, którzy mogli się cieszyć słońcem, ot co. - Miałby zrezygnować z twoich prób zjarania mnie żywcem? Jeszcze czego... - Opuścił rękę, którą próbował zasłaniać słońce. Irracjonalnie, bo przecież w cieniu już i tak wszystko było jedno. Nie zrobił w jej kierunku większego kroku - ledwo jeden. Taki, żeby odsunąć się od zimnej wody, która na niego pryskała z wodospadu. Dobrze, że była blisko, bo jego huk pewnie porwałby jego głos całkowicie.

Nie było jednak wytłumaczenia tej sytuacji, było za to ciekawskie i sceptyczne spojrzenie połączenie w jedno. Musiał przekonywać samego siebie, że to w ogóle ma sens, że warto. Nie bał się śmierci, ale ewentualnych konsekwencji prowadzenia frywolnych eksperymentów? Ha... Przecież nie mogła tego testować na wampirzej myszy... ciekawe, czy w ogóle coś takiego miało prawo powstać.

- Ay... i przy okazji może się wszystko zacząć jarać, a wtedy wrócę bez gaci do domu. Wyobraź sobie minę Anny. - On sobie wyobrażał bardziej minę Eryka, albo Chestera. Bo jakoś sądził, że pewnie Joseph tylko uniósłby jedną brew i podziwiał widok w całej swojej dostojności. Wiedział, że ten staruch przeżywał JAKIEŚ emocje - on ich po prostu nie chciał okazywać. Czasami miał wrażenie, że ten wampir jest nawet mniej spaczony czarną magią niż on sam. Pojawił się tu w samej koszuli, wiele do ściągania nie było. Ale też nie to, że było mu do tego rozbierania się nadmiernie spieszno. Niekoniecznie był przystosowany do paradowania nago, a już szczególnie nago w dziczy przed Victorią Lestrange. - Znasz bajkę o Mowgli? Taki dzikusek, co też z siurkiem na wierzchu latał po lasach. Czy tam innej dżungli. - Dziecko wychowane przez panterę... czy jakieś tam inne wilki. Jakkolwiek to leciało.

Wyciągnął rękę po małą fiolkę i przyjrzał się jej. To był jeszcze moment na rezygnację. Z czego? Ryzyka? I marzenia? Ciekawe, na ile to wystarczyło? Pewnie nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy dobrze zareaguje z eliksirem chroniącym na ogień. Niczego nie było wiadomo, bo chyba nikt takich badań... nie, na pewno prowadzili. Nikt się za to tym nie wsławił. Nic dziwnego. Pewnie nawet jak jakiś wampir dostał to w swoje łapy to zamordował tego, kto stworzył eliksir - i zabrał to dla siebie. Były z nich samotnicze i podłe kreatury. Sauriel by tak zrobił. Gdyby nie to, że Victoria był Victorią.

- Testowałaś to na jakichś wampirzych myszkach? - Mógł się powstrzymać przed tym głupim pytaniem, owszem. Pokiwał głową i odkręcił to, żeby teraz powąchać. Wyglądało ładnie, pachnieć? Śmierdziało. Jak chyba wszystkie eliksiry, pomijając jakieś amortencje. Pewnie było też wybitnie paskudne, ale już... nie ma znaczenia. Łyknął, skrzywił się, pomlaskał...

- Rzygać mi się chce. - A to było osiągnięcie biorąc pod uwagę, że ledwo pamiętał rzyganie. Dziwne... uczucie. To tak chwilę trwało. Pozornie się nic nie działo, ale w skonfundowanej minie Sauriela widać było, że nie wszystko było dobrze. Wcale niedobrze. Na tyle, że zrobił kroczek w tył i przysiadł na kamieniu, pochylając się w przód. Miał wrażenie, że żyły mu puchną razem z wnętrznościami, ale nic nie podchodziło do gardła - nie mogło, bo przecież nawet krew nie płynęła już przez jego żyły. Chyba gdyby musiał oddychać to właśnie by się dusił. - Żyje. - Wydusił gardłowo.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
25.07.2024, 08:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.07.2024, 09:00 przez Victoria Lestrange.)  

Wiedziała, że to wcale nie jest żart, bo nie wierzyła, że po tym, co zrobił w czerwcu, po półtorej miesiąca nagle było okej. Wątpiła, że to przepracował, bo nawet nie nawiązywał do tego tematu, a Victoria bardziej stawiała na to, że Sauriel udaje, że nic nie miało miejsca, że wcale jednego poranka nie siedział na ławce, czekając, aż spłonie. Dlatego teraz patrzyła na niego uważnie, ale na żart nie odpowiedziała. Jedynie lekko wygięła pełne wargi, zbliżywszy się do niego.

– Jakbym chciała cię spalić żywcem, to bym się nie bawiła w cudowanie ze składnikami, po prostu bym cię podpaliła – o, że to był żart, to akurat doskonale wiedziała, co i tak nie przeszkodziło jej odpowiedzieć i uśmiechnąć się kpiąco. Jakby chciała się go pozbyć, to miała ku temu mnóstwo innych i lepszych sposobów, niż mierzenie się z eliksirem własnego autorstwa, którego recepturę zmieniała już kilka razy.

– Ooo zobacz to też miałbyś co opowiadać. Tylko w tej historii nie byłoby smoka, a wściekła Victoria – zasłoniła usta pięścią i zachichotała, mrużąc oczy. – Słuchaj, jak przeze mnie stracisz majty, to kupie ci nowe, słowo – ale Anna pewnie faktycznie miałaby niezła minę. Jej jedyny syn wylazł gdzieś w środku dnia i wrócił bez majtek. Tak naprawdę to by go nie puściła bez gaci na dupie; coś by wymyślili, łącznie z zabraniem go do niej i na szybko skołowaniem jakich majcioch i spodni, żeby nie musiał się tak pokazywać rodzinie ani komukolwiek. – Nie znam. To jakieś mugolskie te? – bo Sauriel miał zadziwiającą wiedzę o mugolskich sprawach, historiach, książkach. Ogólnie aż dziw brał jak rozległą wiedzę ten mężczyzna posiadał i jak bardzo czasami pajacował, udając, że nie jest nawet w połowie tak inteligentny, jak faktycznie był.

– Mam w domu dwa koty, naprawdę myślisz, że jakieś myszy by się uchowały? – czyli, że nie testowała na żadnych myszkach. – Jesteś absolutnie pierwszym testerem, to nówka nieśmigana, rano przelana z kociołka – i co prawda mógłby ją zabić i to zagarnąć dla siebie, ale przecież nie miała ze sobą tutaj całego kociołka, ani dokładnego przepisu. Gdyby zadziałało, to jakby to odtworzył? Tak czy siak Victorii nawet przez myśl nie przeszło, że Rookwood miałby jej zrobić krzywdę dlatego, że robiła dla niego eliksir, by spełnić jego ciche marzenia. Ufała mu. Może to nieroztropne, był przecież wampirem i Śmierciożercą… i jednocześnie nigdy nie dał jej powodu, by czuła się przy nim zagrożona, wręcz przeciwnie – dbał przecież o nią (na swój sposób) i chyba tylko dzięki niemu nie rozkleiła się całkiem po ataku we śnie.

Obserwowała go uważnie, gdy już odkorkował fiolkę i wziął łyka. Skrzywienie nie uszło jej uwadze, przygryza nawet nieco zdenerwowana usta, gdy stwierdził, że chce mu się rzygać, a potem zrobił tę dziwną minę. I przysiadł na głazie.

Victoria poczuła zdenerwowanie, ale nie że złości, a z tego, że coś mu się najwyraźniej dzieje. Nie trwało długo, aż się do niego zbliżyła, gdy tak siedział na tym kamieniu, aż w końcu wydukał, że żyje, a ona delikatnie, ale zdecydowanie, przyłożyła swoją lodowatą dłoń do jego podbródka, by dać mu znać, żeby uniósł głowę. Musiała wiedzieć co się dzieje, nie tylko bazować na tym, co gadał, a czego nie – dlatego nachyliła się nad nim, odkładając na bok to, jak mocno musiała teraz naruszać jego strefę komfortu, ale chciała mu zajrzeć w oczy, zobaczyć, czy nic nie działo mu się z tęczówkami. Ale chyba nie?

– Otwórz buzię – poparzyło go? Zostawiło jakiś dziwny nalot? Musiała wiedzieć. – Jadłeś dzisiaj? Brałeś coś jeszcze? Muszę wiedzieć wszystko – bo chciała znać wszystkie zmienne, wszystko co mogłoby (choć wcale nie musiało) wpływać na działanie eliksiru.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
27.07.2024, 11:16  ✶  

- Słuuchaaam? - Udał oburzenie na to jej odważne stwierdzenie, że by się nie bawiła w półśrodki - od razu by posłała go do kominka. Albo i nawet nie, parę zaklęć i człowiek może stanąć w ogniu. Największym wrogu wampirów, co się mają za nieśmiertelne. A jednak śmiertelne były tak samo jak ludzie. Nie tylko ogień mógł je pokonać, wiele więcej aspektów kręciło się wokół możliwości wyeliminowania ich z planszy. Byli ledwo odporni na proces starzenia się, mijały lata nic nie znaczące w kalendarzu ich martwych, podtrzymywanych kradzioną energią ludzi ciał. Jego udawanie było kiepskie - bo uśmiechał się przy tym od ucha do ucha. Nie był opętany doskonałym humorem, ale wolał tak, jak dusić to, co było, tak wolał pomijać to, co jest. Co wydarzyło się dopiero co. Mijał czas i coraz więcej było tych tematów do omijania i udawania, że wszystko jest w najlepszym porządku.

Humor też nie był najlepszy, kiedy powiedziałbyś, że cię dusi, ale ty dusić się nie mogłeś. Zapotrzebowanie na tlen było nijakie. Równe zero, a mimo to boleć potrafiło tak samo. Przeszkadzać. Drażnić. Początek jednak dziwnego uczucia, jakie go opętało po łyknięciu tego specyfiku aż takie straszne nie było. Tylko dziwne - jedynie dziwne. Oto i sposób na zastanowienie się nad sobą samym i zajrzeniem w głąb siebie - dosłownie! Przecież nic wielkiego by się nie wydarzyło, gdyby teraz rozkroić mu brzuch i zajrzeć do środka, żeby spojrzeć, co tam się dzieje. Cynthia o tym pomyślała. Victoria była mu skarbem z nieba i nie funkcjonowała takimi skojarzeniami.

- Ej... nie ufam ci, byłyby pewnie różowe. - Uniósł kącik ust, trochę smętny w tym momencie, ale to tylko ze względu na niekoniecznie fenomenalne samopoczucie. Bo wyobrażał sobie jakieś wyjątkowo zabawne gatki, to byłoby w stylu Victorii. - Może chociaż byłyby mięciutkie... Puchate majty. - Prychnął. Można było dostać szoku poznawczego wchodząc do jego sypialni, ale że nikt tam nie wchodził to obywało się bez tego. Za życia nie mieszkał w końcu w piwnicy, a nawet jak miał zwykły pokój to zapraszanie gości do rezydencji Rookwoodów? Niee. Raczej tego unikał. Zdarzały się takie rzadkie przypadki i to raczej z konieczności. - Ay... potem ci opowiem. Chociaż pierdoli mi się z inną bajką. Trochę jest tych... legend o dzikim chłopcu wychowanym w lesie, co go wilki, pantery czy inne chuje wykarmiły. - Lekko poruszył ręką dając znać, że nie przyłożył wagi do szczegółów. Fakt, że Victoria nie była zamknięta na mugolski świat był dla niego mocną linią połączenia. Dawał nadzieję - dziwne, że właśnie o to była oparta jego linia normalności, co?

Zgodnie z poleceniem pani doktor buzię otworzył - faktycznie była opuchnięta, jak po jednym z zaklęć z opuchlizną. Tylko że on nie puchł jako tako - za to ewidentnie napuchło mu gardło. Prezentacja kłów była tutaj w komplecie. I tak, Sauriel gryzł. Ale niekoniecznie Victorię. Przynajmniej normalnie niekoniecznie. Bo jak się chujowo czuł to apetyt zawsze wzrastał.

- Czy dzisiaj liczymy od północy? - Przypierdalanie się do nomenklatury nie było czymś, co lubił, ale ten chujowy dowcip jakoś gładko się wplótł w jego samopoczucie. - Jadłem. Piłem? - Chuj wie, jak to nazwać. - Nie, nie, jak nie liczysz tytoniu... nawet nic nie piłem... alkohol, mam na myśli.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
28.07.2024, 20:05  ✶  

Nie dało się tak ciągłe żyć – z tym pomijaniem i udawaniem, że nic się nie stało, nie dzieje i że wszystko jest w porządku. Nie mogło być, skoro to się gniotło gdzieś w sercu i głowie, a nadal miało się sumienie. Prędzej czy później się to wyleje – tak przynajmniej zakładała, że przyjdzie moment, że Sauriel będzie się z tym musiał zmierzyć. Nie był z tym sam, pomimo tego, jak bardzo się odgradzał od ludzi i trzymał ich na dystans (albo to dotyczyło tylko ją, nie wiedziała), ale to chyba było ważne? Mieć kogoś, z kim możesz porozmawiać i z siebie to wylać, poukładać w głowie. Że istniała sama możliwość, a nie było się pozostawionym na pastwę losu…

– A to słuchaj, dobrze – święte oburzenie… ale i ona się roześmiała, bo chyba oboje zdawali sobie sprawę, że nie zrobiłaby mu krzywdy. I że potrafiła się posługiwać swoją różdżką bardzo dobrze, w tym ukochała sobie zaklęcia powodujące ogień – bo jej nic nie robił.
[a]Rozkrajanie i patrzenie na wnętrzności w ogóle nie wchodziło w grę. Tak jak nie zrobiłaby tego na żywym organizmie, tak samo nie zrobiłaby tego na wampirze – po prostu nie. Miała tu te same ograniczenia i nawet jej przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej: bo dla niej był osobą, tylko i aż tyle.

– Ranisz mnie – powiedziała całkowicie niezrażona i bardzo delikatnie, ledwie krańcem opuszków palców dotknęła jego policzka, naciągając mu skórę nieznacznie, by zajrzeć mu najpierw w jedno oko, potem w drugie. – Mam zajebiste wyczucie stylu. Ale jak chcesz różowe puchate, to kim jestem, żeby ci odmówić. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – przywoływało wspomnienia… Jak tej nocy, kiedy rozgrywali jej przegrany zakład i cały wieczór była na jego łasce. Wtedy też jego życzenie było dla niej rozkazem. I na złość wyczarowywała mu te różowe poduszeczki, bo tak bardzo nie pasowały do Księcia Ciemności, Krawędziowego Lorda… Ale już od dawna wiedziała, że lubił puchate i mięciutkie rzeczy. Tym niemniej puchate majtki dla faceta nie przyszły jej do głowy. Kupiłaby mu takie… normalne. Takie, które by do niego pasowały.

To fakt, nie była zamknięta na mugolski świat, ale była co do niego bardzo ostrożna i niechętna, przez swoje doświadczenia z poprzedniej pracy. Ale… Była też zainteresowana – głównie dlatego, że dla Sauriela było to takie ważne i starała się na to jakoś otworzyć. Przecież do dla niego przeczytała mugolską książkę przygodową, gdyby nie on, to by jej przecież nawet nie tknęła.

– Na pewno chcesz pozostać przy formie „inne chuje” oraz „wykarmiły” w kontekście chłopca wychowywanego w lesie? – uśmiechnęła się uprzejmie. – No dobra, z oczami wszystko jest w porządku – to teraz buzia. Dobrze, że Sauriel nie stawiał oporu i po prostu dał się obejrzeć, prezentując jej przy tym swoje pełne uzębienie. Na moment tylko zatrzymała wzrok na kłach, by zajrzeć za nie, bo nie one ją w tym momencie interesowały. – Czekaj, muszę sobie poświecić – mruknęła i wyciągnęła różdżkę, w ten słoneczny dzień rozpalając na jej końcu światełko. Nie wepchnęła mu jej do gardła co to, to nie, po prostu sobie poświeciła, żeby lepiej widzieć… I ewidentnie mu to gardło napuchło. – Masz na coś uczulenie? – sądziła, że nie ma… ale może jej po prostu nie powiedział, albo nie wiedział…? Albo to po prostu wyszła taka reakcja ze składników, które dobrała? Victoria zmarszczyła brwi, a ostatecznie wsadziła sobie różdżkę za ucho i położyła swoje zimne, delikatne dłonie na jego szyi, lekko naciskając po bokach i w miejscu, gdzie powinny się znajdywać węzły chłonne. – Boli? Masz trochę opuchnięte gardło – Victoria wyprostowała się i zabrała swoje ręce z szyi Sauriela, wyraźnie zamyślona, bo zastanawiała się, co to spowodowało i jak można by temu zaradzić… zakładając w ogóle, ze główne przeznaczenie eliksiru zadziała. Nawet nie myślała o tym, że czuł się źle i przez to może być bardziej głodny. Cholera – nie zaatakował jej nawet wtedy, kiedy taplała się (niemalże dosłownie) we własnej krwi na łóżku. Zresztą nie musiałby jej wcale atakować, mógłby zapytać i by mu nie odmówiła – bo rozważała ten scenariusz od bardzo dawna, chyba nawet kiedyś, dawno temu, o tym rozmawiali.

– Może być od północy – no, ona też zauważyła, że ma prooblem jak odpowiednio nazywać picie krwi. Piciem? Jedzeniem? Technicznie było to picie, praktycznie – pożywianie się, wiec jedzenie. Jedzenie zaś kojarzyło się z innymi posiłkami… tak jak picie w wykonaniu Sauriela to raczej był alkohol. Ech, trudno się wylosowało. Ale chyba oboje zrozumieli, o co chodzi jednemu i drugiemu. – Słodziak jesteś, jak tak próbujesz wyjaśnić, co dokładnie masz na myśli – ale pokiwała głową: bo zrozumiała go i jednocześnie nie było za bardzo niczego, z czym mogło to wchodzić w konflikt… Jednocześnie dobrze i niedobrze. Ale ostatecznie Victoria westchnęła i wyciągnęła do Sauriela ręce. – Chodź, nie bój się. Wystawisz na słońce tylko palec, dobra? W razie czego będziemy gasić, nic ci nie będzie. Jak całkiem nie podziała, to tam ci bezoar, bo nie powinno ci gardło napuchnąć – ale jeśli podziała… To będzie musiała pomyśleć o tym, jak poprawić tę formułę.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
29.07.2024, 22:14  ✶  

Na nieszczęście jemu to do głowy przyszło i przychodziło. Czasem w większym, czasem mniejszym natężeniu - ten poziom był chwiejny. Nie wymagaliśmy jednak budowania wieży w Pizie, kiedy nie potrafiliśmy nawet postawić fundamentów. Zero złych intencji, to tylko ten zjebany humor i czasami potrzeba pierdolenia wszystkiego, co ślina na język przyniesie.

Pozwalał się badać grzecznie, chociaż niekoniecznie chętnie. Nienawidził bycia świnką doświadczalną, ale tutaj było inaczej. To dla niego to robiła, dla niego poświęcała wątpliwie długi czas życia, jaki jej pozostał. Miała być wieczna, on nie przyjmował ewentualności śmierci do swojej percepcji, ona też nie powinna. Nie chciał o tym słuchać, ale to nie znaczyło, że temat umarł. Pewnie jej nawet dałby się pokroić. Pewni dałby się pokroić nawet Cynthii - jeśli wystarczająco dużo by mu zapłaciła i jeśli by nie bolało. Wcale nie miał na niego ochot w nadmiarze, wystarczyło, że był wypadkową jego życia mającą codzienny wpływ na jego rzeczywistość.

- Mogę zostać, mleko jak mleko. - Uśmiechnąłby się paskudnie, gdyby czuł się o ciut lepiej. A tak pozostał tylko grymas sarkazmu, który mieszał się z niezadowoleniem swojego stanu. Niektórzy nazwaliby to prościej: z bólem. - Uczulenie? Serio? - Zadał to pytanie z powątpienie i niedowierzając, że w ogóle padło, ale w zasadzie to mógł mieć uczulenia za życia i mogły sobie przejść na całe to wampirze gówno... kto wie, co wtedy się działo? Czy może nie objawiało się tak, jak teraz? A może nabawił się czegoś po przemianie? Jak... uczulenia na światło. Takie bardzo silne uczulenie na światło. - O żadnym mi nie wiadomo. - Dlatego odpowiedział zaraz, żeby nie zostawiać ją ze swoim niedowierzaniem. Konsultując się ze sobą samym w sprawie tego, że zadane pytanie wcale nie było głupie. - Buli w chuj. Jakby mi bebechy rozpierdalało od wewnątrz. - Zgoda, przerysowywał sytuację, ale zwalmy to na "to takie typowo męskie". Katarek i już umieramy. Mimo to podniósł się ze stęknięciem i spojrzał na ten wodospad. Je chłód teraz wydawał się bardzo kuszący. Obietnica, że wsadzisz pod niego łeb i zrobi się lepiej było bezsensowne - jego ciało w końcu nie funkcjonowało tak, jak ludzkie. To zaś, co się działo, nie było nawet naturalne.

- Albo wjebie się do tej wody, nie spłonę tak czy siak. - Nerwowym ruchem zaczesał włosy do tyłu, ale podszedł do krańca cienia. Jego ruch nie był wolny, niezdecydowany. Był ruchem irytacji. Frustracji z przekonaniem, że pewnie to i tak po chuja wszystko, bo nie zadziała, a jego skóra zajmie się ogniem. Więc wystawił - nie tylko palce, ale całą dłoń. W tym impulsie napiął mięśnie, bo każda komórka ciała mówiła o konieczności cofnięcia się, kiedy poczuł ciepło na skórze. Instynkt - z instynktem zazwyczaj ciężko walczyć. Tylko że on nie zapłonął. Mrugnął i ze zdziwieniem obrócił dłoń na słońcu. Nie płonęła. Podniósł oczy, ale te chyba go nie oszukiwały - błękit informował o tym, że słońce miało się śpiewająco i dobrze mu tu było, na tym firmamencie. Nie zniknęło, nikt go nie zabrał i nie podstawił wielkiej żarówki. Zrobił duży krok i wyszedł na światło dnia. Aż dreszcz go przeszedł od tego ciepła. Przyjemny, rozlewający się po skórze, walczący z tym napęczniałym wnętrzem, rozpychającymi się żyłami, które nie prowadziły już żadnych płynów. Stał w słońcu i nie płonął.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
30.07.2024, 19:30  ✶  

To nie miało być badanie mające sprawić ból, czy dyskomfort. Lestrange bardzo się starała, by Sauriel poczuł jej ingerencję jak najmniej i dotykała go z ledwością, nie chcąc przekroczyć jakiejś niewidzialnej granicy czy czegoś. Że był nie w sosie – było widoczne, chociaż nie potrafiła powiedzieć co dokładnie było nie tak, bo część tej nocy spędzili razem, najpierw na szlajaniu się, potem na uciekaniu, potem u niej, nim Sauriel zabrał się do swoich zajęć i raczej nie kładł się spać, bo przecież nie musiał. Miała nadzieję, że nie zrobiła nic nie tak, że nie przekroczyła żadnej granicy, nie powiedziała znowu czegoś, co kazało by mu się wycofać. I jednocześnie nie chciała pytać co się stało, bo jeszcze gotów zamknąć się w sobie… nie umiała go wyczuć. Może dlatego, że Sauriel czasami jedno myślał, drugie mówił, a trzecie robił.

Pacneła go absolutnie delikatnie w bok głowy za to “mleko” i pokręciła głową w zasadzie całkowicie nie zrażona ani nie rozczarowana tym głupim tekstem, tak bardzo świńskim i pasującym do Rookwooda. Właściwie to niczego innego się nie spodziewała, chyba nawet trochę właśnie tego po nim oczekiwała – ależ to się potrafi zmienić pomiędzy ludźmi, gdy się poznają i zaakceptują to, jacy są.

– Okej… znaczy nie okej, to może być dziwna reakcja składników, skutek uboczny, albo po prostu faktycznie uczulenie. Nie pamiętasz, żebyś tak na coś reagował? Może się tego dopiero nabawiłeś – paplała, w zasadzie to powtarzając poniekąd część tego, co sam przetentegował w głowie. – Całe ciało cię boli? Czy tylko tu, gdzie dotykam? – to też chciała wiedzieć, bo uważała to za istotne. Nie chciała, żeby go coś bolało i absolutnie nie chciała go kroić, tego nie było na talerzu ani nawet w karcie dań. Musiał wystarczyć szczegółowy wywiad.

Odsunęła się, robiąc mu trochę miejsca i zaraz ściągnęła też swoją różdżkę ucha, łapiąc ją w dłoń, chcąc mieć w pogotowiu, gdyby coś poszło nie tak. Nie była przy tym tak pesymistycznie nastawiona jak Sauriel; wierzyła, być może za ich oboje, tak zresztą jak kiedyś mu obiecała, a on jej dziękował, że ma tę nadzieję za niego. Czy wykorzystywała na to swoje ostatnie chwile? Może. Ale jeśli to faktycznie miały być ostatnie chwile, to chciała je spędzić na swoich zasadach, a robiąc coś dla osoby, która tak mocno wryła się w serce, nie było przecież złym scenariuszem? Chciała żyć, oczywiście, że tak. Tylko jakie miała opcje? To wszyscy było tak zagmatwane, tak niepewne… a opinię eksperta tylko jedną. Dlatego za kilka dni miała się udać do Egiptu, chcąc potwierdzić, albo zaprzeczyć tej teorii… albo dowiedzieć się czegokolwiek. Tymczasem jednak mocno, trochę może nawet nerwowo ściskała różdżkę, gdy Sauriel chyba z frustracją wystawił nie jeden palec, a całą dłoń na słońce. W tym czasie Victoria wstrzymała oddech, modląc się w duchu do Matki, by nic mu się nie stało, by wszystko było dobrze.

Proszęproszęproszę.

Ale nic się nie stało.

Nie było żadnego swędu palonego ciała, nie było ogni liżących dłoń Sauriela, który wyglądał na zaskoczonego i z pewną fascynacją oglądał własną dłoń, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. A potem cały wlazł na słonce ten pierwszy raz odkąd siłą zabrano mu to, co miał najpiękniejszego.

W pierwszej chwili Victoria po prostu stała, wpatrzona w niego, procesując to, co właśnie działo się na ich oczach, chłonąc to, że ten eliksir był prawdziwy i jak najbardziej MOŻLIWY do wykonania. Może nie był idealny, ale cud się już zadział. W drugiej chwili powoli wypuściła powietrze przez usta i zwolniła ścisk na różdżce, chowając ją do kieszeni. Dawała mu czas, by oswoił się z sytuacją na własny sposób. Ten pierwszy kontakt ze słońcem od… ilu właściwie lat? Trzech? Pięciu? A potem powoli zbliżyła się do Sauriela i położyła mu dłoń, swoją zimną, na ramieniu i stanęła obok niego w tym słońcu.

– Nie ma rzeczy niemożliwych – szepnęła, nie śmiąc podnieść głosu. – Poprawię formułę…

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
02.08.2024, 20:22  ✶  

- Nie miałem nigdy żadnych uczuleń. - I innych bzdur. Gdyby miał stanowiłyby one prawdziwą zmorę do zwalczenia - coś, z czym warto walczyć i czemu warto się poświęcić, żeby to WYELIMINOWAĆ. Albo unikałby, na przykład, pomidorów jak ognia bo akurat na nie miałby uczulenie i jak paranoik pytałby o wszystko, co mogłoby zawierać tę wspaniałość. Raczej nie możesz liczyć na nic wypośrodkowanego, Sauriel dawał z siebie albo wszystko, albo nic. A jeśli coś było łagodne, delikatne, jak to, co robił w stosunku do Victorii to było takie nie bez przyczyny. Rzeczy delikatne, cenne jak srebrzysty pył z wróżkowych skrzydeł, traktowało się z równą delikatnością. - Ta... - Taa... co? - Wszystko. - Irytacja wyostrzyła jego głos, ale tylko ociupinę - nie wybijała się ponad normę tego, co potrafił sobą prezentować w najbardziej codziennym i banalnym życiu. Więc "tak, boli mnie wszystko" było prawidłową odpowiedzią na zadane pytanie. Brawo, dziesięć punktów dla Krukonów! Prawie było mu do śmiechu - prawie. Z tym, że najpierw wcale nie było, bo chociaż (chyba) nie mogło go to zabić, bo naprawdę miał wrażenie, jakby każda komórka ciała mu puchła, każda żyłka się odzywała, jakby miały zaraz ożyć na nowo. - No, już... pacjent będzie żył. - Powtórzył się, bo nie chciał, żeby się tym nadmiernie martwiła. Ot, boli, ale poboleć chyba musiało. Z drugiej strony uspakajał ją, nie chciał, żeby się denerwowała, a wiedział, że będzie się denerwowała, dopóki nie spróbuje chociaż zrozumieć, co dokładnie się z nim samym dzieje. Dziwne trochę, prawda? Powinienem też się bać. Konsekwencji tego, że może puchnąć bardziej, że może zamienić się w bombla, wybuchnąć - mało to przypadków było tego typu eksperymentów? Powinieneś się bać. Nie bałeś. Ani tego, ani spłonięcia, chociaż wyjście na słońce budowało jakieś napięcie. To był lęk przed bólem. Jego natężeniem. Pamiętasz jeszcze, jak to boli? Skóra staje w płomieniach jakby była polana oliwą. Bucha od razu - nie ma nawet ostrzegawczego dymu.

Ona wierzyła, a ty wierzyłeś w swój sceptycyzm. Święty przykaz takich dupków, jak ty - wątpić. Możesz wątpić i kręcić głową, wzdychać i się krzywić. Niektórym pozostawało tylko tyle, a tutaj trafiło się ziarno ślepej kurze - mogłeś wiele więcej. Przynajmniej na razie, przynajmniej przez chwilę, dopóki zmiany nie dzieliły mocniej waszych światów. Ten tragiczny romantyzm godny byłby książki. Jaka więc szkoda, że nie było z nami żadnego pieprzonego poety.

Poezją też była ta chwila, kiedy blade, śmiertelnie białe ciało odziane w czerń wynurzyło się na słońce. Nic nie mówił, tylko tak stał. Przymknął powieki, czując dreszcz za dreszczem. Może były wyimaginowane, a może ciało naprawdę reagowało? Może mu się wydawało, a może to prawda? Albo sen - być może nauczył się na nowo śnić? Dotyk Victorii był dostatecznym potwierdzeniem, że był w realnym świecie, przy boku realnie zimnej Victorii.

- Nie ma. - Powtórzył twierdząco po dłuższej chwili, rozchylając powieki. Instynkt ciągle nie pozwalał rozluźnić mięśni - trwał w napięciu, bo przez każdą cząstkę ciała przebiegała informacja o tym, żeby uciekać. Czy do tego da się przyzwyczaić? Na pewno. Tak samo jak dało się zapanować nad pragnieniem krwi, które szarpało umysłem. - Jak myślisz, ile to może potrwać? - Mówił nieco zdławionym głosem przez napuchnięte gardło.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
08.08.2024, 11:48  ✶  

Nie chciała, żeby go bolało. Przerażał i jednocześnie denerwował ją fakt, że jego rodzina, jego bliscy mieli w dupie to, że wampira nadal może boleć, gdy zadać mu rany. Nie umrze, ale boli – i to było realne. Dlatego zawsze ignorowała to jego „zagoi się” i dawała mu eliksiry, które mogłyby to przyspieszyć, odmawiała przyjmowania za normalność fakt, że mógłby po prostu poczekać, pocierpieć i zaoszczędzić na eliksirach. Nie. To nie była dla niej żadna cena, którą chciałaby zachować i zapłaciłaby chyba każdą, by mu tego oszczędzić. Nie podlegało to w ogóle żadnej dyskusji i teraz też martwiła się, że ten eliksir sprawiał mu taki dyskomfort i ból – bo nie miało tak być. Przeszukiwała w głowie wszystkie składniki, jakich użyła, kombinacje, jakie ze sobą tworzyły i miała szczerą nadzieję, że da się to poprawić, bez uszczerbku na poprawnym działaniu eliksiru.

Kiwnęła do niego głową, przyjmując tę wiadomość o uczuleniach, czy raczej ich braku. Nadal istniała szansa, że Sauriel był uczulony na któryś składnik – zapisała sobie w głowie, że będą musieli to sprawdzić i może nie będzie to najprzyjemniejsze doznanie na świecie, sprawdzać każdy z nich osobno po kolei żeby się upewnić, że naprawdę nie ma na żaden z nich uczulenia – ale dla niej jak i dla niego będzie to cenna informacja, która pozwoli na dopracowanie formuły eliksiru… Tak ważnego dla Sauriela, bo pozwalającego mu normalnie żyć w pewnym sensie. Wyjść gdzieś w dzień nie wyglądając jak idiota owinięty szmatami, nie przyciągając na siebie uwagi.

Oczywiście, że się martwiła i Sauriel nie mógł nic na to poradzić. To było jej dzieło, które on wypił, po czym źle się czuł. Bolało go wszystko… - nie miało tak być i Victoria po prostu westchnęła, przyjmując tę część porażki z godnością. Była tu, by go uspokoić, że wszystko będzie dobrze, że panuje nad sytuacją, bo gdyby działo się coś więcej,, to chciała mu podać bezoar i usunąć skutki zatrucia, ale może to ją trzeba było złapać za rękę i uspokoić, bo nic się nie działo.

Albo raczej działo się wszystko. Bo wampir stał w słońcu i nie płonął, zaś ona stała w słońcu i nie czuła ciepła. Byli prawdziwie siebie warci. I był to prawdziwy cud; szumiały korony drzew nieopodal, ptaki w nich skryte śpiewały, woda spadająca z niewielkiego wodospadu hałasowała, koniki polne wygrywały, a oni stali obok siebie w tym słońcu. Sauriel z zamkniętymi oczami chłonąc to, czego nie miał okazji ani prawa czuć przez lata, a ona – wpatrzona w niego, leciutko uśmiechnięta.

– Godzinę? Może trochę dłużej – większość takich eliksirów działała podobną ilość czasu, ale pewności nie miała. To też było coś, co pewnie powinni sprawdzić, żeby mieć dokładną informację na przyszłość. Bo Victoria nie chciała dla Sauriela źle, wiedział to. Wiedziała, że wie, tak samo jak wiedziała, że czarnowłosy bardzo się przy niej stara, chociaż nie rozumiała wielu rzeczy, ale dla niej zawsze był zaskakująco delikatny, tak jak ona dla niego była zaskakująco cierpliwa. – Co czujesz? – zapytała po chwili, jednak nie pytała wcale o samopoczucie fizyczne, wbrew pozorom.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (9561), Sauriel Rookwood (8128)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa