• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel

[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
16.11.2024, 12:44  ✶  

Koty potrzebował jeść. Czy Sauriel potrzebował jeść? Niekoniecznie. Ale dzięki Victorii na nowo odkrył przyjemność jedzenia. Trochę frustrujące, bo teraz czuł potrzebę, by JEŚĆ. Szczególnie dobrze wchodziły rzeczy słodkie (z płynami nigdy nie było problemu, ale podobno alkoholizm to nie choroba). Frustrujące, bo żeby jeść to trzeba wydawać pieniądze na to jedzenie, a on nie potrafił sobie odmówić. Nieco się zrekompensował - przyniósł pudełeczko z imbirowymi cukierkami o dziwnej konsystencji, które nie były twarde jak landrynki, tylko wydawały się trochę bardziej podobne do żelków. Wynalazki świata mugolskiego nie znały granic, ale to dobrze. Dzięki temu świat naprawdę się zmieniał, nawet jeśli czystokrwiści nie byli z tego wielce zadowoleni. Tak jak on nie był zadowolony z tego, że te bezcenne, maniakalnie zbierane galeony opuszczały jego kiesę. Niezadowolenie mijało wraz z pierwszym momentem, w którym wsadzał do gęby to, co zakupił.

Nie było inaczej teraz. Cukierki? Nie. Cukierki były dla Victorii i ślicznie zapakowane leżały na środku stołu. Tak, dokładnie na środku - i nie pytajcie, ile czasu zajęło Rookwoodowi znalezienie tego IDEALNEGO miejsca. Szczególnie, że nie miał metrówki. Teraz chrupał płatki śniadaniowe. Wspaniała rzecz, która została wynaleziona jako lekarstwo na samogwałt, albo masturbację. Właściwie to na oba. Cokolwiek miał w głowie doktor (tak, to był lekarz), który to robił, Sauriel mógłby powiedzieć: no, u mnie działa. Pomijając normę, w której w ogóle nie odczuwał popędu seksualnego, ale to nic. Ważne, że wypełniałby satysfakcjonującą doktora normę badań. W końcu "na kogoś działać musiało". Kolorowe kuleczki kukurydziane chrupały w jego kłach dokładnie tak samo, jak chrupała kocia karma w kłach Kwiatuszka siedzącego obok i Luny, która jadła zaraz za nią ze swojej miseczki. A Sauriel siedział na ziemi oparty plecami o ścianę, z własną miseczką (albo raczej miseczką Victorii - podwędził ją z szafki) i bez większego zastanowienia wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Lenistwo do potęgi entej, w całkowitej ciszy mieszkania. To potrójne chrupanie było przez to aż nad wyraz wymowne.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
16.11.2024, 18:02  ✶  

Każdy potrzebował jeść, tylko że różne rzeczy… Wampirowi może i do życia nie były potrzebne słodycze, ale do szczęścia już teraz tak, za to takie koty wzgardziłyby tymi słodkościami, które były tak ładnie zapakowane i ułożone na środku stołu w kuchni. Victoria też potrzebowała jeść i prawdę mówiąc po tej całej podróży była całkiem głodna, spędziły z Brenną chyba cały dzień na statku, potem miały serię skoków świstoklikami z Francji aż do Londynu, aż w końcu wyszła przez kominek w salonie na piętrze, boleśnie nieświadoma sceny, jaka rozgrywała się piętro niżej.

Z westchnieniem zapaliła różdżką świecę na stoliku i odłożyła dużą torbę przy ścianie. Koty pewnie słodko spały w sypialni na górze – tak przynajmniej zakładała, nie sądząc, że o tej godzinie będzie miała gościa w domu. Obecność tego konkretnego gościa rzecz jasna zupełnie jej nie przeszkadzała, ale przywykła po prostu do czegoś innego.

Oprócz tego, że chciało jej się jeść, to chciało jej się też pić. Zamiast więc teleportować się z torbą do sypialni, oporządzić, wziąć prysznic i przywitać z ukochanymi kotami, obrała zupełnie inny kierunek i całkowicie leniwie teleportowała się piętro niżej, z różdżką w dłoni, gotową do tego, by już zaraz machnąć nią na lewo, na prawo i wprawić w ruch wodę, czajnik, herbatę, filiżankę…

Z cichym pyknięciem teleportacji, ubrana w ciemne pantofelki, czarne, lniane spodnie, koszulę w nie wpuszczoną, z bajecznie kolorową chustą w roślinne wzory przewieszoną przez ramiona (ewidentnie zakup z Egiptu), z nieco rozwianymi, niemalże czarnymi włosami pojawiła się w tej swojej kuchni i zdążyła tylko unieść dłoń w przyzwyczajonym ruchu do machnięcia różdżką.

Tyle, że nigdy tego gestu do końca nie wykonała. Po prostu zamarła. Jedno kocie chrupanie nagle ustało, zastąpione tęsknym miauczeniem, uniesieniem ogonków i tupotem (to Luna), drugie nie zamierzało się skończy póki koci brzuszek nie będzie najedzony (książę Kwiatuszek), a trzecie…

Trzecie chrupanie siedziało na podłodze z miską w łapie i wyglądało na całkowicie pozbawione inteligencji.

Mruganie Victorii też tej inteligencji nie miało, po prostu wytrzeszczyła oczy, otworzyła usta, zaraz je zamknęła, lekko zmarszczyła brwi… a w końcu lekko się uśmiechnęła i zmrużyła do Sauriela oczy, po czym kucnęła, wyciągając rękę do Luny i dając się jej obwąchać.

– Chyba już całkiem zamieniasz się w kota – wymamrotała na dobry wieczór patrząc  na swoją czarną kulkę, ale słowa kierując do tego straszydła siedzącego na podłodze.

Więc to takie rzeczy robił z kotami, kiedy tu z nimi siedział? Było w tym coś rozczulającego. A jego obecność – dodająca otuchy, łapiąca za serce.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
16.11.2024, 22:03  ✶  

Może i nie siedzieli (w trójkę) w Egipskich (heh) ciemnościach, ale wiele temu towarzystwu potrzeba nie było. W kącie paliło się jedno światło i tyle wystarczyło, żeby się dogadywać. A dogadywali się bez słów. Niemal na jedno spojrzenie. No przecież każdy wie, kiedy kot jest głodny, prawda? Właściwie to nieprawda. Niektórzy nie byli na tyle domyślni, żeby zejść mu z drogi, kiedy musiał coś zjeść. Lecz koty, ooo... z kotami było inaczej. Nawet kiedy czuły, że coś jest nie tak, potrafiły kontynuować swoje robótki z czystej złośliwości. Doprawdy - okropne były to kreatury. Na tyle okropne, że nie dało się ich nie kochać.

- Ej! - Chciał zacząć od "cześć!", ale sytuacja wymagała tutaj gwałtownej reakcji. Nooo to tak wyglądać nie mogło. Oj nie, nie! Wziąłby i aż stał, ale zamiast tego wyciągnął tylko oskarżającego palucha. - Co to za niesprawiedliwy podział atencji? Ze względu na wiek? Płeć? Jesteś feministką?! - Brak inteligencji mógł tutaj brnąć w najmroczniejsze kawałki żartów, ale zamiast tego wybijał głupotą i bezmyślnością przekazu. Bo, rzecz jasna, Sauriel nie mówił poważnie. To takie "dzień dobry", czy raczej 'dobry wieczór', wypowiedziane po Saurielowemu. Równie dobrze "szczym ryj" oznaczało "kocham cię", ale do tego etapu jeszcze dojdziemy.

Ocknięty z tego sennego, przyjemnego zresztą uczucia, skupił teraz swoją uwagę na Victorii. I to nie mówienie poważnie było pół żartem, bo w zasadzie to akurat oburzenie wywiązujące się z zadrości o atencję było wcale nie udawane. Dopiero dalsza część była już bełkotem. Teraz już przynajmniej nie towarzyszyło temu chrupanie płatków. Było tym przecięte, jakby przegryzienie tej kukurydzianej kuleczki mogło cokolwiek zmienić. Mniam. Trafiła się truskawkowa.

- Ale masz dojebaną serwetkę na ramionach. - Albo chustę. Czy cokolwiek to było. Pasowało jej - tak. Sauriel nie miał jakichś nadmiernych upodobań względem ubioru, ale kiedy Victoria ubierała się w kolory to po prostu... wydawała się sama radośniejsza. Czy to miało sens? Możliwe. Dla kogoś. W końcu nie znał się na modzie, a mimo swojej świadomości świata wokół potrafił nie pamiętać, kim jest Loretta Lestrange, kiedy zobaczył ją na opakowaniu wylosowanych kart. - Wiesz, że płatki śniadaniowe wynalazł lekarz jako lek na masturbację? Nie wiesz, więc tak tylko mówię. - I przegryzł kolejny kawałek z uśmieszkiem, podnosząc się w końcu z ziemi. Otrzepał spodnie dwoma ruchami, odstawił miseczkę i wyciągnął do niej rękę, podchodząc. Tak, żeby ją przytulić. Tak mocno, tak do siebie. Prawie tak, jak chce się ściskać zbyt słodkiego kotka, nieomal go dusząc. Z tym, że on nie chciał udusić Victorii. Uniósł ją na moment w powietrze i odstawił zaraz na ziemię.

- Jak było?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
17.11.2024, 00:46  ✶  

Ufała Saurielowi na naprawdę wielu płaszczyznach, i ufała mu też życiem własnych kotów, nie wierzyła, że zrobiłby im krzywdę. Pod tymi groźnymi spojrzeniami i ostrymi słowami kryła się dusza miłująca koty tak samo jak i ona, a te dwa mruczki bardzo szybko się do niego przyzwyczaiły i traktowały jako… hm. Część stada? Rodziny?

– Noo jak chcesz atencji to musisz się ruszać szybciej od Luny – parsknęła, głaszcząc malucha za uchem. Teraz mógł skosztować własne lekarstwo: bo tak samo było nie tak dawno temu, kiedy sama potrzebowała atencji, a musiała ustąpić małej czarnej kulce i nie było nawet z czym konkurować. Czy Victoria właśnie teraz prowokowała, podpuszczała Sauriela…? Może. Może trochę, ociupineczkę. – Zobacz, ją już głaszczę – i tyknęła malca w nosek, po czym się wyprostowała. – Więc mówisz, że potrzebujesz atencji? Wypościłeś? – drażniła się z nim dalej, ignorując bzdurność pytań, którymi ją zasypał – akurat ten język saurielowy już zaczęła dawno temu rozumieć.

Chociaż nadal nie wiedziała co tam chrupał. I przez moment byłaby w stanie przysiąc, że żarł z trzeciej miseczki kocie żarcie w ramach solidarności z tymi dwoma rozbójnikami, z których jedno tuliło się właśnie do jej nogi, a drugie w końcu skończyło chrupać i ostatecznie też przyszło się przywitać.

– Dzięki, fajna, nie? Dla ciebie też coś mam – fakt, rzadko kiedy wybierała kolory, zwłaszcza gdzieś od miesiąca przerzuciła się głównie na czerń (nawet jeśli kiedyś sporo sukienek była od czerni daleka). Eksperymentowała nadal ze swoim stylem, to był jej nowy etap w życiu. Niektórzy wtedy ścinali włosy, a Victoria wyniosła się z rodzinnego domu i kombinowała z szafą. Poprawiła aż z dumą tę chustę, szeroki szal czy czym to dokładnie było i uśmiechnęła się delikatnie. O tak, trafiła się truskaweczka do schrupania, co? – Hę? – zapytała głupio, wytrzeszczając trochę na niego oczy. – I co, działa? – co to w ogóle był za pomysł? LEK na masturbację? Nie dziwiło ją, że słyszy takie coś od niego, tylko nie bardzo rozumiała kontekst, bo nadal nie była świadoma, że żarł płatki, a nie kocie chrupki (i trudno orzec co było dziwniejsze).

I czemu w ogóle prowadzili tę dziwaczną rozmowę, a Sauriel ostentacyjnie chrupie? Spojrzała zresztą z powątpiewaniem na tę miseczkę, którą właśnie odstawił i podniósł się z ziemi, a potem wyciągnął do niej rękę, którą ona z chęcią przyjęła, pozwalając się do niego przyciągnąć i objąć… i podnieść, chociaż nie była na to gotowa, było to zdecydowanie niespodziewane. Złapała się go mocniej, zaciskając ramiona na jego karku, kiedy jej stopy oderwały się od ziemi i pisnęła cichutko.

– Hmmm… Nie wiem jak to określić jednym słowem – tak właśnie było. No bo.. ciepło? Chyba ciepło, ale tego nie odczuwała. Owocnie? Tak. Czy miała dobre wieści…? Cóż, to zależy. I tak dalej… Te trzy dni były całkowicie szalone, a teraz Victoria na myśl o tym czuła wiele rzeczy. Trochę strachu, ale też sporo napięcia oraz pewnego rodzaju podniecenia na myśl o możliwościach. – Zaczynam uważać, że Brenna przyciąga do siebie kłopoty jak magnes. Jeden świstoklik nawalił i przeniósł nas prosto na łeb lwa, wiesz? Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony – a to tylko mały ułamek tego, co przeżyły w Egipcie i ogólnie w Afryce. – To był wyjątkowo dziwny wyjazd – dodała zaraz, a kiedy już Sauriel ją puścił, i ona puściła jego, to wspięła się na palce i rekompensując mu ten jawny brak atencji, złożyła krótki pocałunek na jego policzku i niemalże od razu zajęła się tym, po o tu przyszła: robieniem herbaty. Nie ruszając się rzecz jasna z miejsca.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
17.11.2024, 17:38  ✶  

Wywrócił oczami i zrobił "ple ple ple" ustami, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Bo też wcale nie był zły, a przedrzeźnianie miało tylko charakter zabawy. Bo to już była rodzina. Te koty, ON kot, Victoria. Byli rodziną już wcześniej, prawda? Nienazwaną, nieocenioną, patologiczną, bo nic tutaj nie było tak, jak trzeba i nie mogło być. Sauriel nie chciał iść na niektóre kompromisy (wcale? jeszcze? może?), a niektóre rzeczy były potrzebne. Świat nie chciał niczego ułatwiać, a w kompromitujący sposób nie raz i nie dwa utrudniał. Mimo to - byli tutaj. Razem. Ciesząc się sobą wzajem. I tymi kocimi dziećmi.

- Nic pani nie powiem, pani auror, bo każde słowo może być użyte przeciwko mnie. - Uśmiechnął się cwaniacko, arogancko, odstawiając ją na ziemię. Puścił, żeby złapać kraniec tej chusty i zacząć nią machać na boki, badać, macać, sprawdzać dotykiem. Mógłby przysiąc, że Victoria jeszcze pachniała tym gorącym słońcem i powietrzem, ale w sumie to był raczej nieprzyjemny zapach zbyt długiej podróży. - Masz moją lwią skórę? Czy tam jakąś inną kocią? - Co on tam mówił? O tygrysach? Panterach? Chyba była mowa o jakichś gaciach w panterkę, ale już dobrze nie pamiętał. Miał nadzieję, że jednak tych gaci z żartów nie przywiozła, bo mentalnie już wywracał oczami. - No kurwa - nie wiem? - Spojrzał w kierunku tej miseczki, chcąc do niej zajrzeć i zobaczyć, jak wiele w niej zostało. No, w sumie niewiele. Ale czy to miało jakieś działanie? W zasadzie nie do końca śledził, co tam z tym wyszło - już wynik go średnio interesował. Jakoś wątpił. Chociaż teoria brzmiała z sensem... więc może..? - U mnie działa. - Uśmiechnął się na nowo z zadowoleniem, obracając na nią wzrok. Co ona też tutaj chciała, co miała zrobić? Oprócz tego, że wypakować się, albo coś innego... - Herbaty? - Postanowił się popisać swoim DŻENTELMEŃSTWEM, podkreślmy to mocne i zdecydowane słowo. Nawet podszedł do kuchenki i w zasadzie to nie stanął obok niej - czajnik sam zaczął pobierać wodę i wszystko samo działało, chociaż Sauriel nieszczególnie kiwnął palcem.

- Psy takie jak ona już tak mają. - Dowcip cięty się dzisiaj kogoś trzymał, co? Fakt, Sauriel miał dobry humor. To była spokojna noc, zresztą Victoria wróciła, była cała i zdrowa, nic jej nie było, nie straciła nogi i najwyraźniej też nie przeżyła głębokiej traumy, po której musiała się teraz kurować tygodniami. Oparł się o blat, przechylił, przesunął sobie miseczkę teleportacją i wsadził do niej paluchy. Zaczął znowu chrupać. Fakt, w zasadzie nie byłoby nawet takie dziwne, gdyby Sauriel stwierdził, że kocia dieta mogłaby być dla niego. Niektóre te smakołyki tak pachniały, że miał ochotę ich spróbować. To, że nie groziło mu potem zatrucie pokarmowe przemawiało tylko na plus tego przypadku.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
17.11.2024, 22:01  ✶  

– Możesz mówić w obecności własnego adwokata, a myślałam że sam nim dla siebie jesteś, więc nic nie stoi na przeszkodzie – oczywiście, że wszystko zostanie wykorzystane przeciwko niemu – zawsze tak było, nigdy rzecz jasna okrutnie, ale wojna na słówka istniała tu zawsze, gdy tylko Victoria poczuła się przy Saurielu na tyle pewnie, by pokazać swoją twarz. Czy patrzyła na nich jak na rodzinę…? Nie, nie bardzo, nie miała pojęcia jak ma na nich patrzeć, kim dla siebie byli (prócz tego, że zdecydowanie nie obojętni), ale bycie rodziną zostało przekreślone ten ponad miesiąc temu, nikt przecież już się do żadnego ślubu nie przygotowywał, a Victoria wcisnęła kwestię pierścionka, który powinna zwrócić, gdzieś na tył własnej głowy, by o tym nie myśleć, bo zdecydowanie czuła, że to ją przerasta. Temat więc nie istniał, a skoro to była taka sól w oku Sauriela, to tym bardziej w ogóle nie myślała w kategoriach rodziny. To, że jej koty nie miały takich dylematów, to zupełnie osobna kwestia…

– Może – zmrużyła lekko oczy. To o to chodziło? O prezenty i pieniądze? Ale owszem, miała dla niego to, co sobie zażyczył, z bonusem, musiało jednak poczekać, grzecznie leżąc w walizce, bo miała teraz inne priorytety niż wręczanie prezentu, o którym myślała, że dzisiaj to nawet go nie przekaże – bo sądziła, że o tej godzinie to Sauriel będzie sobie wesoło hasał po Nokturnie (chociaż zdecydowanie bardziej wolała go o tej porze we własnym mieszkaniu). – Mam coś ładnego, to na pewno – dodała z pewnością siebie i niby to spojrzała gdzieś indziej, ale kątem oka i tak patrzyła na Rookwooda. Tak, zaczepiała go tylko, tak jak on zaczepiał ją. Prawda była taka, że cieszyła się, że już jest w domu i że go widziała, bo bała się, że gdy znowu zostanie całkiem sama (bo teraz bez Brenny), to jej głowa znowu zacznie robić jakieś dziwaczne fiku-miku, a w zasadzie to było dużo rzeczy, które powinna mu powiedzieć. Rzeczy, które do tej pory bardzo uważnie dusiła w sobie, bojąc się konsekwencji, ale teraz, gdy miała prze oczami jakieś opcje…

– Ach tak, działa? – uniosła na niego sceptyczne spojrzenie, no bo jak miało na niego działać… – Jesz płatki od czasu przemiany? – to nawet nie było pytanie, bo oboje doskonale wiedzieli, że nie. Przecież ludzie jedzenie jadł od niedawna.

– Tak, herbaty… I głodna jestem, ale herbata – bo najbardziej to chciało jej się pić. – Ty na serio jesz kocie chrupki? – nie wytrzymała w końcu i zapytała.

Kiedy Sauriel podszedł do kuchenki, ona odsunęła sobie krzesło i siadła przy stole, robiąc tylko ciche „hmpf” w odpowiedzi na „psa” przy Brennie. Jedną ręką pogłaskała Kwiatuszka i Lunę, którzy łasili się do jej nóg, ale wtedy to zobaczyła. Paczuszkę idealnie na środku stołu.

– To dla mnie? – mówiła spokojnie, ale gdzieś w jej głosie dało się usłyszeć pewną dozę ekscytacji. Tak po prawdzie, to Victoria cieszyła się jak dziecko z najdrobniejszego prezentu, jaki otrzymywała, nawet z najtańszego, bo nigdy nie patrzyła na wartość materialną. Zresztą tak samo cieszyła się z naszyjnika-róży, który miała też na szyi nawet teraz, na półprzezroczystej tasiemce zawiązanej na szyi.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
17.11.2024, 23:03  ✶  

- Skądże znowu, nie posiadam uprawnień. - Nie potrzebne były uprawnienia, kiedy broniło się samego siebie, więc to był bardzo duży skok nad rzeczywistością, ale świadomy - bo i Victoria już widziała wystarczająco w pracy, żeby sobie z tego zdawać sprawę. A skoro o tym już pomyślał... - Swoją drogą - byłaś już na jakiejś rozprawie sądowej? - Wiedział, że aurorzy pracowali w parach, że czasem przybywali na rozprawy sądowe, ale niekoniecznie zawsze. Sprawa była bardzo płynna, dlatego by się nie zdziwiła, gdyby akurat jej duet jeszcze na taką nie dotarł. Niektóre sprawy potrafiły ciągnąć się latami, zanim cokolwiek uległo zmianie, śledztwo przesunięciu i tak dalej. Świetna była to dynamika rozmowy, kiedy od miziania i braku atencji przechodzisz płynnie do prawa i rozpraw. Tym bardziej, kiedy miała w domu kogoś, kto dawno powinien mieć wytyczonych tych rozpraw kilka. Albo nie, wróć. Jedną - taką, która by go skazała w Azbakanie na pięć dożywoci. Dla wampira to całkiem sporo.

- Masz siebie z powrotem, a to jest dla mnie najważniejsze. - Prawie można by powiedzieć, że Sauriel wydoroślał. Że był bardziej dorosły, kiedy teraz na nią spoglądał, kiedy arogancki uśmieszek przemienił się w bardziej enigmatyczny niż cyniczny. I patrzył na nią... jak? Faktycznie szczęśliwy, że wróciła i zadowolony, że ona była zadowolona. Bo gdyby była niezadowolona, to... chyba wiemy, jak to już działa, prawda? Mało to było pomocne, bo zazwyczaj kiedy ktoś czuł się smutno, albo był zdenerwowany, to potrzebował przeciwwagi. Rookwood starał się jakoś to zrozumieć - te zależności - i nieco poprawić swój system funkcjonowania co do tego. Przynajmniej względem Victorii - niekoniecznie inni na takie względy zasługiwali. - Też ci coś przyniosłem. - Przesunął teraz pudełeczko z tymi cukierkami. Miał nadzieję, że będą smaczne, ale w sumie nie to, żeby wielce żałował, jeśli nie będą. Spodziewał się tego, że nie wszystko będzie dobre, kiedy kupował jej wszystkie nowości i nowostki, jakie tylko przyuważył. Niekoniecznie z czarodziejskiego świata.

- Tak naprawdę to płatki są odpowiedzialne za moją przemianę. - Wydał z siebie dźwięk, który miał być westchnięciem, ale kiedy twoje płuca nie do końca pracują to... chyba jasne, prawda? Dźwięk więc był płaski, bo żadnego wdechu ani wydechu nie było. Wielka tajemnica rozwikłana - płatki to coś więcej niż tylko lek na masturbację! - Gość wyszedł z założenia, że czerwone mięso nakłania facetów do ruchania, więc zboże i mleko poradzą sobie z najbardziej jurnymi zwierzakami. - Wyjaśnił ten tok rozumowania (samego doktora), przychrupując płatek. - A mi po prostu smakują. - Niekoniecznie z mlekiem, jak zostało przewidziane. Co zresztą widać. - Tak. Wpierdalam aż mi się wąsy trzęsą. - Prychnął z ironią, spoglądając na nią sceptycznie. Pchnął palcami miskę w jej kierunku po blacie, żeby mogła zobaczyć, że tam są dokładnie te płatki, o których rozmawiają. - Kiedyś spróbuję kocich chrupków. Zanotowane. - Rozbawiło go to, że w ogóle wpadła na to, że mógł coś takiego zrobić. Z drugiej strony - robił różne dziwne rzeczy. Victoria chyba po prostu już się przyzwyczaiła do tego.

- Tak, tak, dla ciebie. - Potwierdził, kiedy zapytała o tę paczuszkę. - Dawno cię nie tuczyłem. Jeszcze mi zmarniejesz, a próbuję cię zbliżyć do idealnego kształtu kuli...



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
17.11.2024, 23:54  ✶  

– No i? – był w tym jakiś związek? Bo ona go nie dostrzegała – znaczy, doskonale wiedziała, że do bronienia samego siebie nie trzeba żadnych uprawnień. I była pewna, że Sauriel też o tym wie… – Kilka razy na szkoleniu aurorskim, ale w zasadzie byłam tylko zeznawać, to były szybkie akcje przynajmniej z mojej strony. Nie byłam żanym kluczowym świadkiem ani coś takiego – ledwie aurorem na szkoleniu, bo odkąd zdała egzaminy to jej się nie zdarzyło trafić na salę sądową. Śledztwa, w których obecnie brała udział, same ciągnęły się i ciągnęły… Nie chciała za to myśleć o tym, co Sauriel robił, że otrzymał ten cholerny tatuaż. Tatuaż, który mógłby zdradzić zbyt wiele… I który powinien mieć możliwość jakoś ukrywać przed światem. Ta myśl kiełkowała w niej od jakiegoś czasu, dojrzewając do tego, by w końcu zrobić dla niego maść, która mogłaby się dopasować kolorem do jego skóry i ukryć ten cholerny znak. Tak, ją też mogliby pewnie skazać za ukrywanie Śmierciożercy. …no i? Musieliby to najpierw wykryć; ją, jego. Nie zamierzała do tego dopuścić.

– Ooooch – wyrwało się z jej ust mimowolnie, gdy uniosła niemal kocio-proszące spojrzenie na Sauriela. Naprawdę się cieszył, że ją widział? Rzadko to w tak oczywisty sposób okazywał, ale jego słowa były śmiałe i nie widziała teraz tego cwaniackiego uśmieszku. Zrobiło jej się ciepło na sercu, nawet nie poczuła, kiedy usta wygięły się lekko w górę. Jeszcze niedawno była święcie przekonana, że jest niechciana, ale wszystko zmieniło się o 180 stopni. Co się właściwie stało? Coś w nim pękło? To przez to wyjście na słońce? Cokolwiek to było – było kochane, jakby otulał ją najmiększy i majmilszy kocyk, a były to jedynie słowa wypowiadane przez na co dzień wulgarnego Sauriela. – Mówiłam ci kiedyś, że jesteś słodki – przypomniała i oparła brodę na dłoni, zapatrzona w niego jak w obrazek, który widziała pierwszy raz w życiu. Taki obrazek, który bardzo jej się podobał. I zresztą niewiele się to zmieniło, kiedy przysunął do niej pudełeczko, a ona jak to niecierpliwe dziecko, szybciutko się do niego dobrała, odpakowując. W takich momentach można było zapomnieć, że to przecież poważna pani auror, wprawny oklumenta umiejący ukrywać swoje emocje przed ludźmi, bo one wszystkie były wypisane na jej twarzy: radość, ciekawość, niecierpliwość i ekscytacja. Bo prezent. Victoria była naprawdę banalnie prosta w obsłudze.

A potem wydała z siebie jakiś dziwaczny dźwięk, ni to chrumknięcie, ni to parsknięcie, kiedy usłyszała teorię o czerwonym mięsie i odchyliła się na krześle.

– To jakiś mugol, nie? To na pewno był mugol, tylko oni wymyślają takie bzdury – czy była uprzedzona? A i owszem, ale nie była to chyba żadna tajemnica. – Chyba nigdy nie widział kaczek, a one nie jedzą przecież czerwonego mięsa. Myślę, że powinien sobie pooglądać kaczki, tak – stwierdziła jak gdyby nigdy nic i zajrzała do tej podsuniętej miseczki, w której jednak nie było kocich chrupków.  A potem zmierzyła Sauriela Wymownym Spojrzeniem, jednym z serii piorunujących. Na serio chciał to jeść?

Swoją drogą, ciekawe jak wyglądałby w wąsie? Nie to, że podobali jej się faceci z wąsami, bo nie, ale kiedy tak o tym powiedział, to aż próbowała to sobie wyobrazić.

Zaraz wyłowiła pierwszego cukierka, którego obejrzała sobie z zainteresowaniem z bliska, jego dziwną konsystencję i wpakowała sobie ot tak do buzi.

– Ojej, ostre – stwierdziła, zdziwiona, żując żelko-cukierka. Lekko zmarszczyła brwi i mruknęła coś pod nosem, potem zmrużyła oczy. – Ale śmieszny! – ale nie wyglądała przy tym na rozczarowaną. – Dziękuję! – i zaraz przytuliła do siebie pudełko jak małe dziecko misia. – Nie wiedziałam, że masz takie upodobania – kuliste. Zresztą była pewna, że jej jako kuli nie będzie do twarzy.

– Dobrze być w domu – Victoria na moment przymknęła oczy i poprawiła chustę, która opadła jej lekko z ramion. – Zdziwiłam się, że tu jesteś o tej porze, ale to tym bardziej miłe. Dość mam zresztą już chyba wycieczek na kolejne kilka miesięcy. Chyba się nie polubiłam z egipskimi czarodziejami – westchnęła cicho i uśmiechnęła się do Sauriela.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
18.11.2024, 12:41  ✶  

Wydał z siebie dźwięk "yhym", który nie był żadnym objawieniem, żadnym "fajnie", albo "niefajnie". Przyjął do świadomości odpowiedź, że nie miała wielkiej styczności z sądem, za to na jej pytanie odpowiedział cwaniackim uśmieszkiem. ładnie koliberek zaczepiał kota, jakby trzepotem skrzydeł chciał zacząć grać na strunach jego wąsów. Mrużysz więc ślepia, wyciągasz łapę, ale nie wyciągasz pazurów. Nie chcesz zranić ptaszka. Nie chcesz pozbawić go jego piórek. Nawet jeśli nie był świadom tego, jak głęboko sięgała w Victorii myśl o próbie chronienia go, to wystarczająco głęboko było w nim zasadzone drzewo przekazujące, że mógł jego trwałości zaufać. Że jej mógł zaufać.

- Kurewsko słodki. Na zabój. Od cukru na pewno też można umrzeć. - Chochliki zatańczyły w jego oczach kawalkadę, choć pewnie o śmierci nie powinien wcale wspominać. Walczyła o swoje życie, wróciła z miejsca, które było przeklęte i teraz jeździła po jakichś Egiptach, żeby znaleźć dla siebie lekarstwo. Tak, pomyślał o tym. Nawet jeśli wypierał problem, to przeszło mu to przez myśl, kiedy już wytarł sobie gębę tym żartem. Wraz z nim zaświtało przeświadczenie, że przecież nie będzie jej traktował jak jajeczka - i to zbuka - który zaraz zacznie się rozlewać po posadzce. Taka myśl była dobra zawsze do momentu, dopóki jajeczko naprawdę nie pękło. Wtedy nagle zaczynał się dramat.

- Ta. Prawdziwie błyskotliwa persona. Chuj z tym, ważne, że wymyślił płatki. Potrzeba matką wynalazków. - Wpakował znowu parę płatków do dzioba i zadyrygował czajnikowi i filiżankom, żeby zaczęły się ładnie ustawiać. Razem z czajniczkiem. Szafka się otworzyła, zapraszając do wyboru herbat - mógł wybrać za nią cokolwiek, nawet zamierzał to zrobić, jeśli sama nie załapała tej [nie]nachalnej sugestii. - Czy coś. - To już ledwo można było zrozumieć, bo wypowiedziane między gryzieniem płatków z pełną gębą - mocno potrafiło to deformować ludzki aparat mowy. To, znaczy nie płatki. Tylko pełna buzia. Czegokolwiek. Wielki uśmiech zagościł na jego ustach, kiedy o tym świńskim żarcie pomyślał. - A co? Kaczki się ruchają jak popadnie? Typ chyba myślał o ludziach, nie o kaczkach. Podobno ptak a ssak to jakaś różnica. - Na przykład... ludzie nie mieli piór. Ani dzioba. Ani skrzydeł. Do tego wniosku potrafił dotrzeć nawet samodzielnie, bez pomocy wspomagaczy w postaci encyklopedii.

- Dobre? - Ostre mogło znaczyć "ZA ostre", albo "ODPOWIEDNIO ostre". A poza tym mogło znaczyć, że jest zarówno dobre, jak i niekoniecznie. - Nie krępuj się wypierdolić. - Jakby co. Żeby nie myślała, że będzie mu smutno, gdyby to zrobiła. W końcu chciał jej tym sprawiać przyjemność, a nie zsyłać na nią męczarnie jedzenia czegoś niedobrego. No i musiała być przeprowadzona inspekcja, żeby wiedzieć, czego więcej nie kupować. - Czekałem na ciebie z kotami. - Z tym, że koty nie wiedziały, kiedy wraca, a on już tak. - Komu nadepnęłaś na odcisk? - Zapytał z rozbawieniem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
18.11.2024, 17:07  ✶  

– Zwłaszcza jak próbujesz zaprzeczać – dodała jak gdyby nigdy nic. Pewnie nikt więcej poza nią nie nazwałby go słodkim, ale miała to gdzieś. W zakochaniu już tak było, że na tę jedną osobę patrzyło się zupełnie inaczej, niż robił to ogół. Zresztą była przekonana, że Sauriel przy niej zachowywał się inaczej niż przy kolegach, albo przy zupełnie obcych ludziach. Ona przecież też tak robiła, chodziło o poziom zażyłości, o to, na co sobie człowiek pozwalał, na co nie i przy kim. Pominęła uwagę o tym, że cukier pewnie mógł zabić. Chyba mógł, nie znała się na tym tak bardzo, a poza tym to nie o to chodziło! I wcale nie chciała też, by obchodzono się z nią jak z jajkiem, albo jak z trędowatą. Przecież wiedziała, jak wygląda sytuacja, jaka jest diagnoza… I że miała dwie kompletnie sprzeczne. Mogła więc sobie wybrać, która pasuje jej bardziej.

– Smakują ci? – tak się nimi zajadał, że chyba odpowiedź była twierdząca. Ona ich chyba nigdy nie jadła, nie przypominała sobie w każdym razie. Oczywiście nic nie zrozumiała z jego bełkotu kiedy jednocześnie jadł i gadał, tylko się uśmiechnęła i schyliła, pogłaskać Kwiatuszka, a Lunę zaraz zgarnęła na ręce i przytuliła do siebie, pozwalając Saurielowi faktycznie wybrać dla niej herbatę, bo koty znowu miały jej atencję, a przynajmniej na chwilę. Oba nie były u niej nawet miesiąca, a już tak się do nich przyzwyczaiła i pokochała je, zwłaszcza malutką Lunę, która była u niej troszkę dłużej, a z racji na swój wiek zżyła się z nią znacznie bardziej. – Kaczory, mój drogi, to degeneraci i gwałciciele – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic, jakby mówiła o pogodzie, głaszcząc małego, mruczącego i przytulonego do piersi koteczka. – I robią to dość często jeśli spojrzeć na statystykę. Atakują tak inne kaczory, kaczki… No i jedzą zboże. Temu fetyszyście od chrupków na pewno spodobałby się kaczy penis – z Victorią to nigdy nie było wiadomo, czy mówi na poważnie, czy sobie żartuje, zwłaszcza, kiedy się tak uśmiechała jak teraz… A teraz mówiła całkowicie poważnie! Tak jak wtedy o bezoarze…

– Myślałam po tej konsystencji, że to będzie bardziej karmelowe – stwierdziła bez ogródek, po czym odłożyła Lunę na stół, gdzie sama podeszła do pudełka i zaczęła je obwąchiwać. – O nie, nie zamierzam! Prezentów się nie wyrzuca – zamrugała, patrząc na Sauriela, a potem… jej dłoń niby to ukradkiem znalazła się znowu w pudełku i zaraz porwała drugiego cukierka. Żaden był z niej asasyn, to zupełnie jak Luna, kiedy na coś polowała. A potem pod stołem odwinęła papierek i wsadziła sobie kolejnego cukierka do ust. – Wciąga. Niby dziwne i w ogóle, ale hmm… – nie umiała powiedzieć o co chodzi, no ale chyba jej smakowało.

– No słodziak, mówię – to było naprawdę miłe z jego strony, że na nią czekał. Że mu się chciało, że czuł potrzebę i tak dalej. A po poprzednich słowach uznała, że nie czekał dlatego, że chciał jak najszybciej dostać w ręce prezent z Egiptu. – Ha… No… Być może dwóm czarnoksiężnikom? – zaintonowała niewinnie, mrugając przy tym rzęskami. – Nasz przypadek wśród zainteresowanych z nekromantów z Egiptu też jest na pewien sposób sławny, a oni patrzą na to zupełnie inaczej iii… Chyba jednemu się za bardzo spodobałam i chciał mnie porwać do swojego haremu i zrobić ze mnie swoją narzeczoną. Nie byłam zainteresowana – cóż, jeśli patrzyli na nią jak na żyłę energii… I na to, co mogą odziedziczyć potencjalne dzieci. Och rany. A poza tym, jej zainteresowania znajdowały się tu, w Anglii, w Londynie, obecnie w jej mieszkaniu. – No i… ta nekromantka, do której byłyśmy umówione na konsultacje. Jakby hmm… Zaatakowała nas. Chciała mnie dla siebie – uśmiechnęła się krzywo. – Musiałam się bronić, rozumiesz. Dobrze, że była ze mną Brenna.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (12204), Sauriel Rookwood (10089)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa