Noc
Jeszcze tego nie wiedział, lecz to nie był jego dzień - czy może raczej noc? Gdy zapuszczał się w uliczkę, prowadzącą na Nokturn, nie myślał o tym, by spuścić głowę lub też rzucić na siebie zaklęcie, pozwalające na ukrycie faktu, że ubranie, w którym był, odstawało od klasycznego nokturnowskiego ubioru. Często tędy przechodził, lecz zwykle dbał o to, by chociaż odrobinę zmienić twarz czy też kolor włosów, by nikt nie powiązał go z tą częścią Magicznego Londynu. Strzeżonego Merlin strzeże. Teraz jednak nie miał tyle czasu, by być przesadnie ostrożnym. Niektóre sprawy należało załatwiać od razu: a list, który wylądował miękko w jego kieszeni, nie pozostawiał mu zbyt wiele czasu na reakcję. Nie, nie był już Mulciberskim psem, gotowym aportować się w dowolne miejsce tylko po to, by szczeknąć na wezwanie Roberta. Ale o niektóre kontakty, poznane przy pomocy nieżyjącego już "sprzedawcy kadzideł", należało dbać. Szczególnie gdy informacje, które od nich płynęły, potrafiły zaskakiwać. W ten miły, przydatny sposób.
Skręcił w prawo, potem w lewo. Mijał ludzi, ubranych przeróżnie. W tanie, poszarzała garnitury, wyblakłe szaty i łachmany. Szaro-bure barwy mieszały się z kolorowymi, chociaż wypłowiałymi już kolorami niepasujących do siebie elementów garderoby, zapewne wyciągniętej ze śmietnika. Nokturn był fascynujący pod tym względem, że nie dało się go sklasyfikować jednoznacznie. Smród i ubóstwo? Zrób dwa kroki w lewo i zajdziesz do burdelu tak bogatego, że nigdy nie widziałeś tak pięknych kobiet. Jako taka prawość? Zejdź po schodkach na Ścieżki, a nigdy stąd nie wyjdziesz. Piękny, psychodeliczny misz-masz, skąpany w oparach opium i większej swobody.
!nokturn