20.12.2022, 14:57 ✶
Dlaczego nie mogli tam zostać? Zamieszkać na tej łódce, stworzyć na niej swój azyl odcinający ich od reszty świata. Tam było szaro i nudno, dni były przepełnione obowiązkami i próbami zaleczenia frustracji przy pomocy używek lub ciężkiej pracy. Podczas gdy tutaj okazywało się, że istniała jakaś alternatywa dla codzienności. Coś, co było tylko ich sprawą, wspólną tajemnicą, której utrzymanie zapewne będzie ich kosztowało sporo nerwów.
Odetchnął z ulgą, wiedząc, że Castiel nie żałował tego, co się stało, a faktu, że musieli to przerwać. Bał się tego, co mógł od niego usłyszeć. Że nie powinni byli tego zaczynać, ani tym bardziej pozwolić się temu rozwinąć. Umysł podpowiadał mu, że może wtedy miałby rację. Był tego wręcz boleśnie świadomy, choć nie chciał do siebie dopuszczać ani krzty racjonalności. Odłączając rozum, czuł, że cała reszta jego istnienia chciała tylko bliskości Castiela. I tego się trzymał. Przynajmniej teraz, póki jeszcze nie musieli się pożegnać.
- Nikt by się z tego nie cieszył, czy ty byś się z tego nie cieszył? – zapytał, przechylając głowę i szukając odpowiedzi w jego oczach. Nie wiedział, czego właściwie oczekiwał tam znaleźć. Chyba potwierdzenia, że zależało mu tak bardzo, jak jemu. Że w ogóle komuś zależało na nim takim, jakim był naprawdę. Castiel jednak uciął żarty, naprawdę pociągając go do powrotu. Nie tylko rzeczywistego, ale też metaforycznego. Nie był jednak pewien, czy jego umysł zdoła się kiedykolwiek tak łatwo przestawić na egzystowanie w miejscu, w którym dzisiejszy dzień nie tylko nie miał żadnego znaczenia, ale nigdy się nie wydarzył. To jak nieudana próba rzucenia zaklęcia zapomnienia, kiedy chcesz wkręcić tę drugą osobę, że jej się udało, znając prawdę. Tylko że musiałby się w ten sposób zabawić z całym światem.
- Uznajmy, że w porządku – powiedział, uśmiechając się ustami, choć w jego oczach dało się ujrzeć zawód tym, że naprawdę musieli stąd zniknąć. Złapał swoją różdżkę, zaciskając na niej palce z taką siłą, że paznokcie wbiły mu się we wnętrze dłoni. Próba zabicia w sobie emocji, skupienia się jedynie na tym, jak szczypała go skóra w miejscu tworzących się zadrapań.
Zmęczenie i głód dały się we znaki jeszcze bardziej przy nagłej teleportacji, ale szybko ochłonął, czując nieprzyjemny chłód rozchodzący się po całym ciele. Chodnik był tak zimny, że miał ochotę podskakiwać, kiedy gołe stopy dotykały jego powierzchni. Zwolnił uścisk na różdżce w momencie, gdy Castiel mocniej ścisnął jego dłoń.
Pokiwał głową, dając znać, że rozumie cały ten misterny plan, choć chochliki kornwalijskie znowu zaczęły mu się obijać w żołądku na samą myśl o tym, że przypadkiem mogliby tam kogoś spotkać. Będąc tylko we dwóch. O takiej porze. W takim stanie. Zdołaliby się jakoś wytłumaczyć? Chyba wolałby już zostać w tych dokach, w tym zimnie wywołanym morską bryzą i pomimo smrodu wszechobecnych ryb, do których mógłby przywyknąć.
Castiel rozdzielił ich ręce, podczas gdy Fergus zapragnął ponownie chwycić jego dłoń. Pociągnąć go w swoją stronę, popchnąć na najbliższą ścianę i znów całować bez opamiętania. Ale musiał nad tym panować, zwłaszcza tutaj, gdy wrócili do cywilizacji.
Zakradając się tylnym wejściem do domu Flintów, a potem próbując przedostać się przez ciemne korytarze, których zupełnie nie znał, czuł się trochę jakby znów spiskował na szkolnych korytarzach. W tym wypadku jednak ukrycie się w najbliższym schowku na miotły nie wchodziło w grę. Nie dość, że nie wiedział, czy w ogóle się tu znajdowały, to jeszcze od razu byłby nakryty przez któregoś z członków rodziny Casa. A wtedy już zupełnie nie wymyśliliby żadnej wymówki.
Pokój Castiela był inny, niż sobie wyobrażał. Nie żeby w ogóle kiedykolwiek myślał o tym, jak mógłby wyglądać. Spodziewał się jednak większego porządku, skoro „lądowy” Flint chciał dawać pozory ułożonego człowieka. Zostawienie go samemu sobie tylko wzmagało jego ciekawość do poznania, jaki był prywatnie. Kolejna twarz blondyna do zapoznania się z nią. W tym wypadku bez żadnych masek i niedomówień. Jego prywatna przestrzeń, do której Fergus został wpuszczony.
Dopiero ubierając się, zdał sobie sprawę, jak naprawdę było mu cholernie zimno. Nawet zaklęcie rozgrzewające nie mogło zastąpić ciepłego ubrania, które utrzymywało swój efekt dłużej niż jakiś urok. Złapał w dłonie sweter, który wyjął dla niego Flint i nim w ogóle pomyślał o tym, co robi, przytulił go do twarzy, zamykając oczy. Był miękki i pachniał Castielem (nic zresztą dziwnego, skoro do niego należał). Miał przez to wrażenie, że drugi mężczyzna stoi tuż obok i wystarczy pół kroku, by się w niego wtulić, wracając do tego, co działo się na łódce. W końcu westchnął i ubrał sweter, korzystając z chwili samotności na rozejrzenie się. Nie mógł nie wywrócić oczami na gigantyczną kotwicę w rogu pokoju, która zawalała miejsce, ale najwyraźniej nie znalazła się tu bez przyczyny. Wszechobecne książki i papiery sprawiały, że czuł się przytulniej, bardziej jak u siebie. Nie tak drętwo jak w uprzątniętym iluzją salonie, w którym siedzieli kilka godzin temu. Kusiło go otworzyć jedną ze szkatułek znajdujących się na biurku, zapewne kryjącą jakieś tajemnice związane z magicznymi artefaktami, biorąc pod uwagę że to tam pracował Castiel. Jak sroka wśród złotych świecidełek. Nadwyrężyłby tym jednak jego zaufanie, więc opadł na podłogę, opierając się o jedną z puf i unosząc głowę w górę, by odpocząć. Uśmiech rozszerzył jego usta, gdy dostrzegł tam malunek nawiązujący do miłości wszystkich Flintów. Morze. Tutaj wszędzie znajdowała się woda, nawet jeśli na pozór było sucho. Czy sama obecność tych wszystkich przedmiotów wyzwalała w Castielu to, co nurkowanie w akwenie?
Przyjął z wdzięcznością eliksir pieprzowy i herbatę, które natychmiast go rozgrzały. Był spragniony i jeszcze bardziej głodny, o czym świadczyło dotąd umyślnie ignorowane burczenie w brzuchu. Sięgnął po jedną z bułek, rozrywając ją i wpychając do niej owoce i ciastka, tak by przypominała jakąś imitację „potrawy”, którą mógłby się zapchać.
- No czo? – spytał z pełnymi ustami, dostrzegając, że Castiel na niego zerkał. No tak, przecież nie był świadomy tego, że Fergus nie podchodził normalnie do jedzenia. Nie był specjalistą od łączenia smaków i faktur, bo tym w jego życiu zajmowała się Nora. To połączenie było jednak słodkie i sycące, zwłaszcza po całym dniu wysiłku.
Siedzieli blisko, stykając się ciałami, czując swoje ciepło. Każdy najmniejszy dotyk sprawiał, że chciał się obrócić i objąć Castiela ramionami. Wtulić twarz w jego szyje i wdychać jego zapach tak, jak wcześniej ze swetra. Ale czuł, że gdyby to zrobił, blondyn mógłby się wściec. Lub co gorsza być zawiedziony tym, jak łatwo Fergus się poddał. Nie mogli tego tutaj robić, nie gdy cała rodzina Casa znajdowała się tuż za ścianą. Czy u niego też nie respektowano pukania do drzwi i chęci prywatności? Jeśli tak, mieliby naprawdę przechlapane. Gdyby tylko mógł, przeciągałby tę chwilę do skutku. Wystarczało mu nawet znajdowanie się tuż obok niego. Cisza nie była niezręczna, pozwalała delektować się bliskością. Nawet jeśli cisnęło mu się na usta milion pytań, które mógłby zadać. I jeszcze więcej historii, które sam mógłby mu opowiedzieć.
- Chyba powinienem już iść – powiedział w końcu, nie patrząc na Castiela, a na malunek morza na jego suficie. Kubek po herbacie nadal był ciepły, choć jego zawartość już dawno zniknęła. Trzymanie go przynajmniej pozwalało na czymś skupić ręce. Na dodatek gdy wrócił już do stanu używalności, miał ogromną potrzebę zapalić. Tyle że Flint utopił mu ostatnią paczkę papierosów w momencie, gdy pierwszy raz zrzucił go z łódki. Zastanawiało go, czy gdyby po prostu spędzili czas w ten sposób, w jaki robili to teraz, siedząc w pokoju i objadając się ciastkami i bułkami, dostrzegliby, że cokolwiek mogło się między nimi narodzić?
Ociągał się z podniesieniem z podłogi, a jeszcze bardziej z wyjściem z tego pomieszczenia. Nim minęli drzwi pokoju Castiela, zatrzymał się na moment, obracając w jego stronę i spoglądając na niego z zaciekawieniem. Uśmiechał się, w sumie robił to cały czas, odkąd blondyn wrócił z herbatą i jedzeniem, nie wierząc, że naprawdę tu był. Znów szukał w jego oczach jakiegoś potwierdzenia, mimochodem unosząc dłoń w stronę Flinta i przesuwając opadające mu na twarz włosy za ucho. Ot, ostatni dotyk, potwierdzenie tego, że mógł, nim na dobre się pożegnają.
Im bliżej był kominka, tym ciężej się czuł. Ale dopiero wyjście we własnym domu sprawiło, że miał wrażenie, że ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Nie obchodziło go, czy ktokolwiek zejdzie na dół, zastając go w tym dziwnym zawieszeniu. Osunął się po ścianie na podłogę, chowając twarz w dłoniach i nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Odetchnął z ulgą, wiedząc, że Castiel nie żałował tego, co się stało, a faktu, że musieli to przerwać. Bał się tego, co mógł od niego usłyszeć. Że nie powinni byli tego zaczynać, ani tym bardziej pozwolić się temu rozwinąć. Umysł podpowiadał mu, że może wtedy miałby rację. Był tego wręcz boleśnie świadomy, choć nie chciał do siebie dopuszczać ani krzty racjonalności. Odłączając rozum, czuł, że cała reszta jego istnienia chciała tylko bliskości Castiela. I tego się trzymał. Przynajmniej teraz, póki jeszcze nie musieli się pożegnać.
- Nikt by się z tego nie cieszył, czy ty byś się z tego nie cieszył? – zapytał, przechylając głowę i szukając odpowiedzi w jego oczach. Nie wiedział, czego właściwie oczekiwał tam znaleźć. Chyba potwierdzenia, że zależało mu tak bardzo, jak jemu. Że w ogóle komuś zależało na nim takim, jakim był naprawdę. Castiel jednak uciął żarty, naprawdę pociągając go do powrotu. Nie tylko rzeczywistego, ale też metaforycznego. Nie był jednak pewien, czy jego umysł zdoła się kiedykolwiek tak łatwo przestawić na egzystowanie w miejscu, w którym dzisiejszy dzień nie tylko nie miał żadnego znaczenia, ale nigdy się nie wydarzył. To jak nieudana próba rzucenia zaklęcia zapomnienia, kiedy chcesz wkręcić tę drugą osobę, że jej się udało, znając prawdę. Tylko że musiałby się w ten sposób zabawić z całym światem.
- Uznajmy, że w porządku – powiedział, uśmiechając się ustami, choć w jego oczach dało się ujrzeć zawód tym, że naprawdę musieli stąd zniknąć. Złapał swoją różdżkę, zaciskając na niej palce z taką siłą, że paznokcie wbiły mu się we wnętrze dłoni. Próba zabicia w sobie emocji, skupienia się jedynie na tym, jak szczypała go skóra w miejscu tworzących się zadrapań.
Zmęczenie i głód dały się we znaki jeszcze bardziej przy nagłej teleportacji, ale szybko ochłonął, czując nieprzyjemny chłód rozchodzący się po całym ciele. Chodnik był tak zimny, że miał ochotę podskakiwać, kiedy gołe stopy dotykały jego powierzchni. Zwolnił uścisk na różdżce w momencie, gdy Castiel mocniej ścisnął jego dłoń.
Pokiwał głową, dając znać, że rozumie cały ten misterny plan, choć chochliki kornwalijskie znowu zaczęły mu się obijać w żołądku na samą myśl o tym, że przypadkiem mogliby tam kogoś spotkać. Będąc tylko we dwóch. O takiej porze. W takim stanie. Zdołaliby się jakoś wytłumaczyć? Chyba wolałby już zostać w tych dokach, w tym zimnie wywołanym morską bryzą i pomimo smrodu wszechobecnych ryb, do których mógłby przywyknąć.
Castiel rozdzielił ich ręce, podczas gdy Fergus zapragnął ponownie chwycić jego dłoń. Pociągnąć go w swoją stronę, popchnąć na najbliższą ścianę i znów całować bez opamiętania. Ale musiał nad tym panować, zwłaszcza tutaj, gdy wrócili do cywilizacji.
Zakradając się tylnym wejściem do domu Flintów, a potem próbując przedostać się przez ciemne korytarze, których zupełnie nie znał, czuł się trochę jakby znów spiskował na szkolnych korytarzach. W tym wypadku jednak ukrycie się w najbliższym schowku na miotły nie wchodziło w grę. Nie dość, że nie wiedział, czy w ogóle się tu znajdowały, to jeszcze od razu byłby nakryty przez któregoś z członków rodziny Casa. A wtedy już zupełnie nie wymyśliliby żadnej wymówki.
Pokój Castiela był inny, niż sobie wyobrażał. Nie żeby w ogóle kiedykolwiek myślał o tym, jak mógłby wyglądać. Spodziewał się jednak większego porządku, skoro „lądowy” Flint chciał dawać pozory ułożonego człowieka. Zostawienie go samemu sobie tylko wzmagało jego ciekawość do poznania, jaki był prywatnie. Kolejna twarz blondyna do zapoznania się z nią. W tym wypadku bez żadnych masek i niedomówień. Jego prywatna przestrzeń, do której Fergus został wpuszczony.
Dopiero ubierając się, zdał sobie sprawę, jak naprawdę było mu cholernie zimno. Nawet zaklęcie rozgrzewające nie mogło zastąpić ciepłego ubrania, które utrzymywało swój efekt dłużej niż jakiś urok. Złapał w dłonie sweter, który wyjął dla niego Flint i nim w ogóle pomyślał o tym, co robi, przytulił go do twarzy, zamykając oczy. Był miękki i pachniał Castielem (nic zresztą dziwnego, skoro do niego należał). Miał przez to wrażenie, że drugi mężczyzna stoi tuż obok i wystarczy pół kroku, by się w niego wtulić, wracając do tego, co działo się na łódce. W końcu westchnął i ubrał sweter, korzystając z chwili samotności na rozejrzenie się. Nie mógł nie wywrócić oczami na gigantyczną kotwicę w rogu pokoju, która zawalała miejsce, ale najwyraźniej nie znalazła się tu bez przyczyny. Wszechobecne książki i papiery sprawiały, że czuł się przytulniej, bardziej jak u siebie. Nie tak drętwo jak w uprzątniętym iluzją salonie, w którym siedzieli kilka godzin temu. Kusiło go otworzyć jedną ze szkatułek znajdujących się na biurku, zapewne kryjącą jakieś tajemnice związane z magicznymi artefaktami, biorąc pod uwagę że to tam pracował Castiel. Jak sroka wśród złotych świecidełek. Nadwyrężyłby tym jednak jego zaufanie, więc opadł na podłogę, opierając się o jedną z puf i unosząc głowę w górę, by odpocząć. Uśmiech rozszerzył jego usta, gdy dostrzegł tam malunek nawiązujący do miłości wszystkich Flintów. Morze. Tutaj wszędzie znajdowała się woda, nawet jeśli na pozór było sucho. Czy sama obecność tych wszystkich przedmiotów wyzwalała w Castielu to, co nurkowanie w akwenie?
Przyjął z wdzięcznością eliksir pieprzowy i herbatę, które natychmiast go rozgrzały. Był spragniony i jeszcze bardziej głodny, o czym świadczyło dotąd umyślnie ignorowane burczenie w brzuchu. Sięgnął po jedną z bułek, rozrywając ją i wpychając do niej owoce i ciastka, tak by przypominała jakąś imitację „potrawy”, którą mógłby się zapchać.
- No czo? – spytał z pełnymi ustami, dostrzegając, że Castiel na niego zerkał. No tak, przecież nie był świadomy tego, że Fergus nie podchodził normalnie do jedzenia. Nie był specjalistą od łączenia smaków i faktur, bo tym w jego życiu zajmowała się Nora. To połączenie było jednak słodkie i sycące, zwłaszcza po całym dniu wysiłku.
Siedzieli blisko, stykając się ciałami, czując swoje ciepło. Każdy najmniejszy dotyk sprawiał, że chciał się obrócić i objąć Castiela ramionami. Wtulić twarz w jego szyje i wdychać jego zapach tak, jak wcześniej ze swetra. Ale czuł, że gdyby to zrobił, blondyn mógłby się wściec. Lub co gorsza być zawiedziony tym, jak łatwo Fergus się poddał. Nie mogli tego tutaj robić, nie gdy cała rodzina Casa znajdowała się tuż za ścianą. Czy u niego też nie respektowano pukania do drzwi i chęci prywatności? Jeśli tak, mieliby naprawdę przechlapane. Gdyby tylko mógł, przeciągałby tę chwilę do skutku. Wystarczało mu nawet znajdowanie się tuż obok niego. Cisza nie była niezręczna, pozwalała delektować się bliskością. Nawet jeśli cisnęło mu się na usta milion pytań, które mógłby zadać. I jeszcze więcej historii, które sam mógłby mu opowiedzieć.
- Chyba powinienem już iść – powiedział w końcu, nie patrząc na Castiela, a na malunek morza na jego suficie. Kubek po herbacie nadal był ciepły, choć jego zawartość już dawno zniknęła. Trzymanie go przynajmniej pozwalało na czymś skupić ręce. Na dodatek gdy wrócił już do stanu używalności, miał ogromną potrzebę zapalić. Tyle że Flint utopił mu ostatnią paczkę papierosów w momencie, gdy pierwszy raz zrzucił go z łódki. Zastanawiało go, czy gdyby po prostu spędzili czas w ten sposób, w jaki robili to teraz, siedząc w pokoju i objadając się ciastkami i bułkami, dostrzegliby, że cokolwiek mogło się między nimi narodzić?
Ociągał się z podniesieniem z podłogi, a jeszcze bardziej z wyjściem z tego pomieszczenia. Nim minęli drzwi pokoju Castiela, zatrzymał się na moment, obracając w jego stronę i spoglądając na niego z zaciekawieniem. Uśmiechał się, w sumie robił to cały czas, odkąd blondyn wrócił z herbatą i jedzeniem, nie wierząc, że naprawdę tu był. Znów szukał w jego oczach jakiegoś potwierdzenia, mimochodem unosząc dłoń w stronę Flinta i przesuwając opadające mu na twarz włosy za ucho. Ot, ostatni dotyk, potwierdzenie tego, że mógł, nim na dobre się pożegnają.
Im bliżej był kominka, tym ciężej się czuł. Ale dopiero wyjście we własnym domu sprawiło, że miał wrażenie, że ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Nie obchodziło go, czy ktokolwiek zejdzie na dół, zastając go w tym dziwnym zawieszeniu. Osunął się po ścianie na podłogę, chowając twarz w dłoniach i nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Koniec sesji