• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
20.04.1972 | Viorica i Fergus | Mieszkanie Viorici

20.04.1972 | Viorica i Fergus | Mieszkanie Viorici
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#1
01.02.2023, 20:39  ✶  
Niektórzy twierdzili, że Nokturn był ulicą, którą należało omijać jak najszerszym łukiem. Bali się jej, nie wyobrażali sobie zajść na nią za dnia, a już na pewno tym bardziej w nocy. Viorica jednak czuła swoisty sentyment do znienawidzonej przez światłych obywateli magicznej dzielnicy. Wychowała się na niej, w obskurnym mieszkaniu, które jej matka nadal zajmowała, nie chcąc opuścić miejsca, któremu zawierzyła całe swoje dorosłe życie.
Vior potrzebowała się jednak wyrwać. Nie było ja stać co prawda na życie na Pokątnej, wynajęła więc mieszkanie na spółkę, na Horyzontalnej, w całkiem niskiej cenie, tylko dlatego, że okna wychodziły właśnie na nieszczęsny Nokturn. Co prawda oznaczało to czasem podejrzane zapachy oraz nieciekawe towarzystwo przechodzące pod drzwiami, dla niej jednak było to nic nowego. Czuła się nawet lepiej, wiedząc, że ma dość blisko do matki, do której lubiła od czasu do czasu zajść i podrzucić parę galeonów, sprawdzając, czy wszystko u niej dobrze.
Pokój, który stanowił jej sypialnię i pracownię zarazem, nie był za wielki. Ot, mieścił w sobie łóżko wyścielone wieloma puchatymi poduszkami, kufer, szafę, która ledwo mieściła wszystkie ubrania Viorici, na której wisiało duże lustro w podejrzanie bogato zdobionej ramie, stolik z dwoma krzesłami umieszczony w rogu pomieszczenia, na którym stał wazon ze świeżymi kwiatami, tym razem krokusami, oraz rozciągające się pod oknem duże, masywne biurko, przy którym aktualnie pracowała.
Mebel posiadał wiele szufladek i szafeczek, na nim stało zaś jeszcze więcej pudełeczek i schowków, w których przechowywała komponenty używane do produkcji biżuterii. Aktualnie, spora ich część została wyciągnięta na blat, tworząc mały chaos, tak powszechny dla procesów twórczych.
Vior siedziała na obitym atłasem, znów podejrzanie bogato wyglądającym, krześle. Włosy związała w kucyk, przed jednym z jej oczu jawił się jej magiczny monokl, pozwalający dowolnie przybliżać i oddalać widziany obraz, ręce miała już pokryte czernią i zielenią, zabarwione od obrabianego metalu. Jej ubiór był prosty. Czerwony, cienki sweter i jeansy, rozszerzające się gdzieś na wysokości kolana. Na nogach widniały puchate skarpetki. Wyglądała swobodnie, jednocześnie pracowała w skupieniu, choć te co chwilę jednak zostawało zaburzane przez jej gościa. Nie, żeby na to narzekała. Cieszyła się z towarzystwa.
- Nie wiedziałam, że będzie z tym wszystkim tyle roboty - westchnęła w końcu, odrywając się na chwilę od prawie skończonego pierścionka, który należało jeszcze oczyścić, osadzić kamień oraz nałożyć pieczęć. Odchyliła się na krześle, zdjęła monokl i potarła oko, zostawiając na nim szarą smugę. Spojrzała na Fergusa.
- Co mnie podkusiło, żeby przygotować tyle rzeczy, jeszcze po godzinach swojej roboty, to ja nie wiem - położyła głowę na blacie, robiąc cierpiętniczą minę w jego stronę. - Jak nie zarobię większej gotówki na tym całym sabacie, to chyba rzucę się do któregoś z tych ognisk - marudziła. Cóż, naprawdę wyglądała na zmęczoną, to trzeba było przyznać. Choć nadal miała energię, by mimo to prawie cały czas paplać w swoim starym zwyczaju.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#2
02.02.2023, 18:51  ✶  
Fergus nie stronił od Nokturnu. Może i nie wychował się w tej części miasta, choć w samym Londynie od dzieciństwa bywał często, ale w ostatnim czasie wyjątkowo mocno go tam ciągnęło. Mimo że nie do końca tam pasował, to jednak czuł się bardziej „swojsko” niż na Pokątnej, na której co chwila trafiał na wiekowych znajomych swojego ojca, niosących staremu Ollivanderowi plotki, z kim się widywał, po co i co właściwie robił. W tej „złej” części czarodziejskiego świata nie przykuwał aż tak uwagi. Poza tym mógł zalewać smutki alkoholem dużo tańszym niż w Dziurawym Kotle, a biorąc pod uwagę, że większość jego wypłaty szła na wszelkiej maści używki, oczywistym było, gdzie się wybierze (tak, książki też traktował jak uzależnienie, żeby nikt nie mówił, że aż tak upadł).
Czasem zazdrościł Viorice jej relacji z matką, którą lubiła odwiedzać i robiła to z własnej woli. Fergus na swojego ojca był praktycznie skazany od ośmiu lat i znosił jego cierpkie komentarze każdego dnia, gdy tylko pojawiał się w zasięgu jego wzroku. Na tyle go to irytowało, że od wielu tygodni nie spędzał wieczorów w domu, czasami nawet i nocy.
- Nie wiedziałem, że planujesz tyle tego robić – przyznał, spoglądając na nią znad wisiorka, nad którym teraz pracował. Przysunął sobie jedno z krzeseł do jej biurka, gdzie padało o wiele lepsze światło. I tak musiał wytężać wzrok, starając się odwzorować blaszkę liścia. – Nie możemy zrobić wszystkiego po jednym i udawać, że to edycja limitowana, żeby bogaczki się pobiły?
Obrócił liść, przyglądając mu się pod światło i oceniając swoją robotę. Na palcach miał drobinki drewna, zaczepiające mu się o skórę po tym, jak spróbował wygładzić brzegi scyzorykiem. Włosy związał na czubku głowy jedną z frotek, które pożyczył sobie bez pytania od Viorici, ale pojedyncze kosmyki i tak mu się wymykały, opadając na czoło i policzki i łaskocząc przy tym niemiłosiernie. Nie odgarniał ich jednak, obawiając się, że powstałe z pracy przy biżuterii wióry wpadną mu do oczu.
- Ej, a gdyby zrobić to pół na pół z drewna i żywicy? – podpytał, wyciągając w jej stronę ten liść, ale zaraz odłożył go na biurko i wytarł dłonie o dżinsy, pozostawiając i na nich drobne drzazgi i kurz. W przeciwieństwie do przyjaciółki niespecjalnie znał się na obróbce metalu czy kamieni, chociaż niektórzy wymyślali dziwactwa w zamówieniach na różdżki i musiał próbować. Te wszystkie świecidełka zdawały mu się jednak zbyt misternie wykończone, by cokolwiek takiego wyszło spod jego dłoni.
- Będę groził ludziom, że jak tego nie kupią, to ich wepchnę do ogniska – pocieszył ją i dźgnął dziewczynę palcem w policzek, żeby ją nieco rozbudzić. Od początku wiedział, że to burżujskie krzesło będzie miało właściwości usypiające w przeciwieństwie do prostego, niespecjalnie wygodnego drewna. – Albo oddadzą ci gotówkę dobrowolnie, albo w momencie, kiedy będę ich popychał – zażartował, chociaż nie był typem człowieka, który rzeczywiście wrzuciłby kogokolwiek do ogniska. Prędzej do jeziora, jeśli miał być sam ze sobą szczery. Westchnął i oparł głowę na ręku, przyglądając się wciąż leżącej na biurku Viorice. – Wiesz, że w ten sposób nie skończymy tego na Beltane, prawda?
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#3
05.02.2023, 16:40  ✶  
Rzeczywiście, alkohol na Nokturnie zdecydowanie był tańszy, toteż może dlatego znacznie częściej można było ja widywać, gdy spędzała czas t tamtejszych barach, niż gdziekolwiek indziej. Chociaż może to tez fakt tego, że miała już tam swoich ulubionych barmanów.
Wielu bało się tej ulicy, przypisując jej bycie siedzibą czarnoksiężników, mało jednak zdawało sobie sprawę, że należała do ludzi zaznajomionych z mniej legalnymi sztukami różnych maści. Viorica, więc czuła się tam nawet czasem jak w domu. Co prawda różdżkę zawsze trzymała przy sobie blisko, przez wiele lat należała jednak to zagrożeń ciasnej i ciemnej uliczki, niż do ofiar.
Co innego mogła powiedzieć o swojej matce. Kochała tę kobietę, potrafiła jednak przywoływać wiele bólów głowy młodszej z Zamfirów, pakując się w niekoniecznie bezpieczne sytuacje. Szczególnie teraz, gdzie mugolaczka mogła naprawdę przypłacić swoją nieostrożność życiem. Vior więc stawała na rzęsach, próbując zapewnić jej należytą ochronę, której potrzeby Ralitsa nie rozumiała. Co potrafiło prowadzić do nieprzyjemnych kłótni, przez co czarnowłosa miała czasem dość. Nie chciała jednak stracić ostatniego znanego jej członka rodziny.
Westchnęła na słowa Fergusa, rozumiejąc, że rzeczywiście, jej plany mogły okazać się trochę zbyt ambitne. Z drugiej strony to była jej szansa. Chciała wyjść na swoje, do tego jednak potrzebowała środków, i no właśnie, towarów. Które trzeba było wykonać, z półproduktów, za które trzeba było zapłacić. Co sprowadzało się do tego, że musiała odłożyć znaczną sumę galeonów i wyrobić sobie w międzyczasie markę, poza swoim miejscem pracy. Co sprowadzało się do harowania w poczcie czoła, co wcale jej się nie podobało.
- Bogaczki nie są takie głupie, do edycji limitowanej potrzebowałabym złota i prawdziwych diamentów, a nie zwykłych kryształów górskich. A na to mnie nie stać, zresztą, za duże ryzyko trzymania czegoś tak cennego na stoisku podczas festynu. Wiem, jak zarabiałam na takich imprezach jeszcze parę lat wstecz - rzuciła, wiedząc, że przed Fergusem nie miała po co ukrywać swojej niezbyt praworządnej przeszłości. Nie, żeby teraz jeszcze nie zdarzały jej się dziwne wypadki.
Chciała jednak znana być z czegoś więcej niż lepkich łap i wątpliwych wyborów życiowych.
- Żywica to dobry pomysł, można do niej dodać barwniki, brokat albo inne rzeczy, które da się w niej zatopić. Myślisz, że dałoby radę zrobić tak na przykład z kwiatami? - wyraźnie wpadając na nowy pomysł, przez co jej twarz rozjaśniła się na chwilę. W końcu jednym z głównych elementów święta miały być wianki. Całkiem by to do siebie pasowało.
Parsknęła na propozycję pozbycia się nieskuszonych jej ofertą czarodziejów. Odsunęła się jednak lekko ze zmarszczonym nosem, czując dźgnięcie w policzek.
- Zawsze możemy pod koniec Beltane zamienić się w terrorystów i wyłudzić pieniądze od całej polany - usmiechnęła się, nagle jednak jej kąciki opadły. - Wiesz co, jednak nie, mało zabawne. I tak dzieje się już za dużo niepokojących rzeczy - mruknęła, wzdychając i w końcu się podnosząc, gdy Fergus położył się obok niej, mówiąc całkiem mądre słowa.
- Po prostu wiesz, to już chyba ten moment, gdzie dopada mnie frustracja. Jest coraz mniej czasu, ja jestem powoli tym zmęczona, a jednocześnie nie chcę się poddać i czuję się jakbym walczyła z samą sobą - przyjrzała się kamieniowi, który miała niedługo obsadzić w jednym ze specjalnych pierścionków. - Wszystko dobrze wyglądało na papierze, a rzeczywistość mnie powoli przeraża - mruknęła. Rzadko się tak czuła, wchodziła jednak na nowy grunt, gdzie miała być odpowiedzialna za własny interes. Gdzie zwykle unikała odpowiadania za cokolwiek.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#4
06.02.2023, 17:09  ✶  
Fergus spotkał się w swoim życiu nawet ze stwierdzeniem, że Nokturn był czarodziejskimi slumsami, w których skrywali się nie tylko złoczyńcy, ale również biedota. Być może dlatego właśnie czuł się tam o wiele pewniej niż na salonach bogatych, czysto krwistych rodzin, z którymi łączyły go co najwyżej interesy związane z handlem wszelkiej maści ingrediencjami. Najbardziej z nich wszystkich nie znosił starego Meadowsa, posiadacza lasów i sadów, z którym jego ojciec dogadał się niedługo po tym, jak obaj skończyli szkołę. W momencie, gdy Fergus dorósł na tyle, by samemu udawać się w różne miejsca, zdobywanie drewna spadło na niego, a zatem również potyczki słowne i targowanie się z protoplastą tamtego rodu.
Nigdy nie bał się Nokturnu. O wiele bardziej przerażały go zdobione metalami szlachetnymi i drogimi kamieniami dekoracje wnętrz. Zezował przez moment w kierunku zawieszonego na szafie lustra, zastanawiając się, czy było nowym nabytkiem, czy stałym elementem wystroju, o którym zdążył zapomnieć. Jego znudzona i przemęczona twarz niezbyt pasowała do inkrustowanej ramy.
W przeciwieństwie do Viorici nie musiał nikogo chronić. Jego ojciec trzymał się z dala nie tylko od Nokturnu, ale również od Alei Horyzontalnej, gdzie jego oczy drażniły szyldy konkurencji. Pakował się co najwyżej w kłopoty w związku ze swoim zbyt długim językiem, ale nie było to na tyle niebezpieczne, by zagrażało czyjemukolwiek życiu. Wiele dawało to, że nie byli mugolakami.
- A w sabatach nie chodzi o bliskość z naturą i inne tego typu szmiry? – dopytał, niezadowolony z tego, że przypomniała mu o wybredności bogaczek. Nic dziwnego, że tak go irytowały jeszcze w szkole, kiedy nawet kałamarz od atramentu musiały posiadać z logotypem. Słoik to słoik, co za różnica, ile się za niego zapłaci? – Wmów im, że kryształ górski oczyszcza energię i poprawia relacje międzyludzkie. I fakt, masz rację, lepiej nie trzymać złota na widoku – dodał, uśmiechając się pod nosem na samą myśl, jak niektórzy bywali naiwni. Sam zwinął coś podczas Ostary, choć nakrycie przez Mabel wytrąciło go na tyle z równowagi, że szybko pozbył się zdobyczy, by w jego kieszeniach nie znajdowały się żadne dowody na wypadek, gdyby Nora się o tym dowiedziała.
- Myślę, że tak. Jeśli użyjemy magii, by przyspieszyć proces zastygania, nawet łatwiej będzie to utrzymać w porządku. Tyle że nie znam się na kwiatkach, więc musiałabyś mi coś załatwić, bo z moim fartem powsadzam ci w wisiorki jakiś omen śmierci – mruknął po chwili zastanowienia, już układając sobie w głowie nie tylko listę potrzebnych produktów, ale również pomysły na kształty i ewentualne ozdobniki. Mogliby to dobrać pod znaki zodiaku, czy inną tandetę, która pociągała przychodzących na sabaty czarodziejów. On się tam głównie pojawiał ze względu na możliwość napicia się ze znajomymi, ewentualnie by wesprzeć ich podczas pracy zarobkowej, ale niektórzy traktowali to aż nazbyt duchowo.
- Jedno z nas odwróci uwagę, drugie zgarnie portfele i sakiewki – zażartował z szerokim uśmiechem, choć zaraz mina mu zrzedła. – Dawno nie było wieści o jakichkolwiek atakach. Myślisz, że zrezygnowali, czy Ministerstwo po prostu nam czegoś nie mówi?
Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Póki nie ucierpiał nikt z jego bliskich, cała ta sprawa była gdzieś obok, jak gdyby działa się w zupełnie innym miejscu i ich nie dotyczyła. A przecież w każdej chwili mógł zniknąć ktoś z ich sąsiadów, klientów czy członków rodziny. To było dziwne uczucie: rozmawiać z ludźmi i nie wiedzieć, czy przypadkiem nie miało się do czynienia z poplecznikiem tego całego Czarnego Pana. Ludzie nie mieli tego wymalowanego na twarzy, a szkoda. Ułatwiałoby to sprawę, by wiedzieć, od kogo trzymać się z daleka, bo wręcz krzyczałby: uwaga, ryzyko masowej zagłady!
- Pomyśl o pieniądzach, które zarobisz – uspokoił ją, wciąż opierając się na stole i przyglądając jej z ciekawością, choć w oczach nosili to samo zmęczenie ciągłą pracą. – Posiedzimy nad tym z tydzień i będziesz miała święty spokój na dłuższy czas. Zresztą, nie jesteś w tym sama. Całkiem przyjemnie mi się z tobą pracuje – mówił, sięgając dłonią po jeden z łańcuszków i unosząc go na palcu, jak gdyby chciał sprawdzić jego wagę. Brzęczał cicho, gdy posrebrzane elementy się o siebie obijały. – To co z tą żywicą? Bo uprzedzam, że będę potrzebował pomocy i to dosyć brudna robota.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Viorica Zamfir (1021), Fergus Ollivander (1200)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa