06.02.2023, 20:45 ✶
Bezceremonialnie wparował do pomieszczenia, nie bacząc na to, czy Cynthia w ogóle znajdowała się w nim sama. Zapowiedział się, że do niej idzie, więc nie przejmował się wszelkim towarzystwem, choć jej ewentualni współpracownicy mogli nie być zbyt pocieszeni wizytą nieproszonego gościa w godzinach pracy. Zostawiał za sobą przeciąg i mokre kałuże ściekającej z jego płaszcza i włosów wody. Lało, co zresztą było całkiem normalne w listopadzie.
- Widziałaś to? – spytał, rzucając na biurko Cynthii przemoknięty plakat i równie poznaczony kroplami deszczu najnowszy egzemplarz Proroka Codziennego, przesłaniając tym samym papiery, które akurat czytała. – Ich do reszty popierdoliło.
Nie wiedział, do kogo innego miał się udać. Z innymi przyjaciółmi dawno temu utracił kontakt. Nora wciąż siedziała Merlin jeden wie, chyba na wsi u rodziców, kontaktując się z nim jedynie rzadkimi listami. Sauriel, jak sądził, dawno temu leżał w grobie, po tym jak skopali go w rowie. Viorici i Aveliny nie chciał straszyć, te postulaty wyjątkowo mocno by w nie uderzały. Pozostawała więc Cynthia, chłodna, wyrachowana i na tyle racjonalna, by jakkolwiek uspokoić skołatane nerwy Fergusa. W pierwszej chwili cały ten plakat o wyższości nad mugolami uznał za nie do końca udany żart, chociaż do kwietnia było jeszcze daleko. Gdy jednak wspomniano o pojawieniu się tego rodzaju informacji w prasie codziennej, dotarła do niego powaga sytuacji.
Nie sądził, by te plakaty rozwieszane w okolicy były stworzone przez tego całego Czarnego Pana, wydawał się na to zbyt inteligentny, choć nadal w głowie Fergusa pozostawał zwykłym idiotą o wygórowanych ambicjach. Raczej kogoś z jego naśladowców, próbujących się podlizać. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczynał obawiać się o swoich znajomych i rodzinę. Nie wiedział tylko, co na ten temat sądziła Cynthia, zważywszy na to, że urodziła się w czystokrwistej rodzinie, której nic nie groziło, o ile jawnie nie sprzeciwi się czarnoksiężnikom. W przypadku Ollivanderów sprawa wyglądała nieco inaczej, zwłaszcza że ich najmłodszy potomek zawsze pchał się tam, gdzie nie powinien.
- Możesz mi wyjaśnić, co jest według nich wszystkich nie tak z mugolakami? Pomijając, że niewiele wiedzą, kiedy trafiają do szkoły i irytują swoimi pytaniami, czemu ten portret mówi, a krzesło przede mną ucieka – mówił, wędrując przed jej biurkiem w tę i z powrotem. Może powinien zająć miejsce naprzeciwko niej? Nie potrafiłby jednak usiedzieć w miejscu, nie teraz. Posłał jej spojrzenie wyrażające nie tylko bezsilność, ale i zirytowanie. Standardowo nie panował nad swoimi emocjami, a spacer po tym niewielkim odcinku podłogi tylko jeszcze bardziej go nakręcał. – Czekaj, czy to jest… trup? – spytał, zatrzymując się nagle gwałtownie i z konsternacją spoglądając na stół w drugim końcu pomieszczenia, na którym leżało coś przykrytego prześcieradłem. Spod materiału dało się dostrzec siną dłoń, poznaczoną jakimiś niezrozumiałymi dla niego wzorami.
- Widziałaś to? – spytał, rzucając na biurko Cynthii przemoknięty plakat i równie poznaczony kroplami deszczu najnowszy egzemplarz Proroka Codziennego, przesłaniając tym samym papiery, które akurat czytała. – Ich do reszty popierdoliło.
Nie wiedział, do kogo innego miał się udać. Z innymi przyjaciółmi dawno temu utracił kontakt. Nora wciąż siedziała Merlin jeden wie, chyba na wsi u rodziców, kontaktując się z nim jedynie rzadkimi listami. Sauriel, jak sądził, dawno temu leżał w grobie, po tym jak skopali go w rowie. Viorici i Aveliny nie chciał straszyć, te postulaty wyjątkowo mocno by w nie uderzały. Pozostawała więc Cynthia, chłodna, wyrachowana i na tyle racjonalna, by jakkolwiek uspokoić skołatane nerwy Fergusa. W pierwszej chwili cały ten plakat o wyższości nad mugolami uznał za nie do końca udany żart, chociaż do kwietnia było jeszcze daleko. Gdy jednak wspomniano o pojawieniu się tego rodzaju informacji w prasie codziennej, dotarła do niego powaga sytuacji.
Nie sądził, by te plakaty rozwieszane w okolicy były stworzone przez tego całego Czarnego Pana, wydawał się na to zbyt inteligentny, choć nadal w głowie Fergusa pozostawał zwykłym idiotą o wygórowanych ambicjach. Raczej kogoś z jego naśladowców, próbujących się podlizać. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczynał obawiać się o swoich znajomych i rodzinę. Nie wiedział tylko, co na ten temat sądziła Cynthia, zważywszy na to, że urodziła się w czystokrwistej rodzinie, której nic nie groziło, o ile jawnie nie sprzeciwi się czarnoksiężnikom. W przypadku Ollivanderów sprawa wyglądała nieco inaczej, zwłaszcza że ich najmłodszy potomek zawsze pchał się tam, gdzie nie powinien.
- Możesz mi wyjaśnić, co jest według nich wszystkich nie tak z mugolakami? Pomijając, że niewiele wiedzą, kiedy trafiają do szkoły i irytują swoimi pytaniami, czemu ten portret mówi, a krzesło przede mną ucieka – mówił, wędrując przed jej biurkiem w tę i z powrotem. Może powinien zająć miejsce naprzeciwko niej? Nie potrafiłby jednak usiedzieć w miejscu, nie teraz. Posłał jej spojrzenie wyrażające nie tylko bezsilność, ale i zirytowanie. Standardowo nie panował nad swoimi emocjami, a spacer po tym niewielkim odcinku podłogi tylko jeszcze bardziej go nakręcał. – Czekaj, czy to jest… trup? – spytał, zatrzymując się nagle gwałtownie i z konsternacją spoglądając na stół w drugim końcu pomieszczenia, na którym leżało coś przykrytego prześcieradłem. Spod materiału dało się dostrzec siną dłoń, poznaczoną jakimiś niezrozumiałymi dla niego wzorami.