• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[Listopad 1970] Nastał czas ciemności | Fergus & Cynthia

[Listopad 1970] Nastał czas ciemności | Fergus & Cynthia
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#1
06.02.2023, 20:45  ✶  
Bezceremonialnie wparował do pomieszczenia, nie bacząc na to, czy Cynthia w ogóle znajdowała się w nim sama. Zapowiedział się, że do niej idzie, więc nie przejmował się wszelkim towarzystwem, choć jej ewentualni współpracownicy mogli nie być zbyt pocieszeni wizytą nieproszonego gościa w godzinach pracy. Zostawiał za sobą przeciąg i mokre kałuże ściekającej z jego płaszcza i włosów wody. Lało, co zresztą było całkiem normalne w listopadzie.
- Widziałaś to? – spytał, rzucając na biurko Cynthii przemoknięty plakat i równie poznaczony kroplami deszczu najnowszy egzemplarz Proroka Codziennego, przesłaniając tym samym papiery, które akurat czytała. – Ich do reszty popierdoliło.
Nie wiedział, do kogo innego miał się udać. Z innymi przyjaciółmi dawno temu utracił kontakt. Nora wciąż siedziała Merlin jeden wie, chyba na wsi u rodziców, kontaktując się z nim jedynie rzadkimi listami. Sauriel, jak sądził, dawno temu leżał w grobie, po tym jak skopali go w rowie. Viorici i Aveliny nie chciał straszyć, te postulaty wyjątkowo mocno by w nie uderzały. Pozostawała więc Cynthia, chłodna, wyrachowana i na tyle racjonalna, by jakkolwiek uspokoić skołatane nerwy Fergusa. W pierwszej chwili cały ten plakat o wyższości nad mugolami uznał za nie do końca udany żart, chociaż do kwietnia było jeszcze daleko. Gdy jednak wspomniano o pojawieniu się tego rodzaju informacji w prasie codziennej, dotarła do niego powaga sytuacji.
Nie sądził, by te plakaty rozwieszane w okolicy były stworzone przez tego całego Czarnego Pana, wydawał się na to zbyt inteligentny, choć nadal w głowie Fergusa pozostawał zwykłym idiotą o wygórowanych ambicjach. Raczej kogoś z jego naśladowców, próbujących się podlizać. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczynał obawiać się o swoich znajomych i rodzinę. Nie wiedział tylko, co na ten temat sądziła Cynthia, zważywszy na to, że urodziła się w czystokrwistej rodzinie, której nic nie groziło, o ile jawnie nie sprzeciwi się czarnoksiężnikom. W przypadku Ollivanderów sprawa wyglądała nieco inaczej, zwłaszcza że ich najmłodszy potomek zawsze pchał się tam, gdzie nie powinien.
- Możesz mi wyjaśnić, co jest według nich wszystkich nie tak z mugolakami? Pomijając, że niewiele wiedzą, kiedy trafiają do szkoły i irytują swoimi pytaniami, czemu ten portret mówi, a krzesło przede mną ucieka – mówił, wędrując przed jej biurkiem w tę i z powrotem. Może powinien zająć miejsce naprzeciwko niej? Nie potrafiłby jednak usiedzieć w miejscu, nie teraz. Posłał jej spojrzenie wyrażające nie tylko bezsilność, ale i zirytowanie. Standardowo nie panował nad swoimi emocjami, a spacer po tym niewielkim odcinku podłogi tylko jeszcze bardziej go nakręcał. – Czekaj, czy to jest… trup? – spytał, zatrzymując się nagle gwałtownie i z konsternacją spoglądając na stół w drugim końcu pomieszczenia, na którym leżało coś przykrytego prześcieradłem. Spod materiału dało się dostrzec siną dłoń, poznaczoną jakimiś niezrozumiałymi dla niego wzorami.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#2
06.02.2023, 21:14  ✶  
Pracując z Cynthią, ludzie musieli wiedzieć, że Castiel i Fergus są z nią niejako w pakiecie. Często wpadali niezapowiadani, ignorując absolutnie wszystkie procedury, które towarzyszyły pracy przy nieboszczykach. I z początku musiała gęsto się tłumaczyć, intensywnie mrugać i czarować rzęsami, a czasem nawet konieczne było rozpięcie górnego guzika od koszuli, aby ostatecznie machnięto na nich ręką. Bo do nich bezsensu było mówić o zasadach, odpowiedzialności, czy o perspektywie utraty przez nią pracy — nie rozumieli. Nauczyła się już po prostu z tym żyć, stąd też dzisiejsze wtargnięcie skwitowała jedynie westchnięciem i zerknięciem w stronę przemoczonego przyjaciela znad srebrnej wagi, gdzie tkwiły nerki — jedna była mniejsza.
- Dzień dobry Olivander, Ciebie też miło widzieć. Mógłbyś odwiesić płaszcz? Jak nachlapiesz na Pana Godwina, zacznie szybciej gnić, a ja muszę zbadać mu jeszcze jelita. - zaczęła spokojnym tonem, wracając spojrzeniem do liczb na urządzeniu. Machnięciem dłoni w stronę pióra sprawiła, że to zanotowało dane, a ona sama ostrożnie zdjęła nerki i odłożyła na właściwie miejsce. Podeszła do biurka, gdzie rzucił wilgotną gazetę, prosto na jej raporty. Zdjęła pokryte krwią rękawiczki, wrzucając je do kosza i podniosła gazetę, spojrzeniem przesuwając po treści.
- Ah. Ten samozwańczy wybawca czystokrwistych. - mruknęła, pochłaniając kolejne literki i nogą odsuwając krzesło, aby przyjaciel usiadł. Sama oparła się biodrami o blat biurka, przyglądając się zdjęciu czarnoksiężnika. Nie była pewna, co o tym wszystkim myśleć, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Pochodziła z czystokrwistych, ich rodzina od pokoleń miewała różnych przedstawicieli, ale zdania o tym, że magia jest zbyt łatwodostępna, padały dość często. Ona sama nie wyzywała ludzi od szlam, ale też nie pchała się do świata, o którym nie miała pojęcia. Odłożyła gazetę na bok — daleko od papierów i skrzyżowała ręce pod biustem. Błękitne oczy schowane pod maźniętymi czernią rzęsami znów powędrowały do Fergusa, przyglądając sie jego twarzy. W jego oczach można było czytać jak w otwartej księdze. Czuł niepokój, był zdenerwowany.
- Nie powinieneś się tym przejmować. Takie ruchy i słowa padają od setek lat, a teraz po prostu więcej mugolaków wpuszczanych jest do Hogwartu, a potem do magicznego świata. A ten cały Czarny Pan.. Cóż, nie wygląda na człowieka chcącego rozgłosu w takiej formie. Może nawet nie wiedział, że będzie na okładce? Mówić można o wszystkim, prasę mamy wolną teoretycznie. Zwolennicy krwi mówią, że takie prowadzenie się z nimi osłabia potencjał magiczny, to wszystko. Dramatyzują.
Wzruszyła ramionami, siląc się nawet na delikatne uniesienie kącików ust ku górze, co by poprawić mu humor. Ludzie zbyt mocno skupiali się na plotkach i prasie, a za mało na własnym życiu i rozwoju. Zerknęła jednak w stronę gazety raz jeszcze, wprost w ciemne oczy łypiące ze zdjęcia. Brakowało im pewnej dumy, ale nie pewności siebie. Na jego pytanie uniosła brew. - Przecież to kostnica. Dopiero się zorientowałeś?
Nuta rozbawienia pojawiła się w jej głosie, gdy odeszła od biurka i podeszła do niewielkiego zlewu, gdzie umyła ręce. - Chcesz herbatę albo kawę?
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#3
06.02.2023, 22:01  ✶  
Procedury były jednym z tych słów, które nie istniały w słowniku Fergusa. Pewnie dlatego ignorował wszelkie zasłyszane od Cynthii, tak samo jak – o czym jeszcze nie wiedział – wiele miesięcy później miał olać słowa jej brata na temat zachowania bezpieczeństwa przy czarnomagicznych artefaktach. Teraz jednak moczył podłogę w miejscu pracy Flintówny, nie przejmując się tym, że tworzy pośrodku przejścia kałużę. Odpowiedzialność? Phi, kolejne zupełnie obce pojęcie, którego chyba nigdy nie miał się nauczyć.
Zgromił ją spojrzeniem za nazwanie go po nazwisku. Uwagę o panu Godwinie, kimkolwiek był, zupełnie zignorował, tak samo jak organy wewnętrzne znajdujące się na tych dziwnych urządzeniach przed twarzą Cynthii. Marszczył tylko nos na słodkawy zapach stęchlizny, do którego wiedział, że po jakimś czasie się przyzwyczai. Nawet gdyby nie było tu trupa, sam odór by pozostał. Zastanawiające było to, w jaki sposób Flintówna pozbywała się tej woni na co dzień.
- Samozwańczy wybawca czystokrwistych? Idealne pod nagłówek na pierwszą stronę – zaśmiał się, nadal jednak krążąc po tym samym okręgu. Zdjął z ramion płaszcz i rzucił go na krzesło, które popchnęła w jego stronę Cynthia. Nie miał ochoty siedzieć, nie czuł takiej potrzeby. Nosiło go, nie mógł skupić na niczym wzroku i wykręcał sobie palce, byle zająć czymkolwiek dłonie. Dlaczego tak bardzo przejął się zwykłymi wzmiankami w gazecie? Mało to opisywali radykałów? A jednak coś w kościach mówiło mu, że będą z tego kłopoty.
On z kolei pchał się do mugoli, wędrował po niemagicznym Londynie, słuchał ich muzyki albo zaszywał się gdzieś, obserwując dziwne sprzęty należące do nieświadomych istnienia magii osób. Niewielu z jego znajomych podzielało jego entuzjazm, ale jeśli już ktoś się trafił, zazwyczaj wędrował z nim. Szukali tam czegoś, choć sami nie wiedzieli, czego dokładnie.
- Co niby osłabia potencjał magiczny? – zapytał słabo, nie do końca rozumiejąc jej słowa. – I weź na niego spójrz, gębę ma taką, że widać, że chciał się dostać na okładkę – dodał jeszcze, zatrzymując wzrok na gazecie, z której spoglądała na nich całkiem przystojna twarz mężczyzny o ciemnych włosach i oczach. Wyglądał jak typowy polityk, jakiś filantrop czy inny tego typu czystokrwisty, wysoko urodzony błazen, ale poglądy miał zdecydowanie aż nazbyt radykalne.
Spojrzał na Cynthię i wywrócił oczami na jej kolejne słowa. Ostatecznie, zupełnie już zrezygnowany, opadł na krzesło, nie zważając na to, że tuż pod nim znajdował się zupełnie przemoczony płaszcz. Dopiero wtedy uświadomił sobie, jak było tu zimno. Wzdrygnął się, bardziej z powodu nieprzyjemnej atmosfery niż samego faktu znajdowania się w kostnicy. Przecież wiedział, po prostu przez większość czasu sobie tego nie uświadamiał, ignorując ten fakt.
- Cześć, panie Godwin! Co pan przeskrobał? – zawołał, odchylając się na krześle i obracając głowę w kierunku trupa. – Bo to ten cały Godwin, prawda? – upewnił się jeszcze, powracając wzrokiem do przyjaciółki. Mimo że wpuścił jej słowa jednym uchem, a wypuścił drugim, gdzieś z tyłu umysłu zapamiętał podane przez nią nazwisko.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
07.02.2023, 00:51  ✶  
Świat by się chyba kończył, gdyby którykolwiek z nich zachował się dojrzale. A przynajmniej na tyle, w jakim stopniu ich wiek by sugerował, chociaż powszechnie było wiadomo, że mężczyźni dojrzewali wolniej. Czasem czuła się, jakby była matką dwójki i połowy dzieci, bo gdzieś tam była jeszcze przecież Brenna, z którą Cyjanek też miała kontakt. Dlatego właśnie praca w kostnicy była czymś rześkim i przyjemnym, trupy nie dyskutowały i nie łamały zasad. Nie mogły też już być martwe mocniej- same plusy.
Nie dość, że wprawiła w ruch pióro, aby zapisało wagę i odczyty z nerek, to jeszcze musiała pamiętać o skorzystaniu z zaklęcia sprzątającego, bo jej jasne kafle w pracy będą całe ubłocone, co uderzało w wewnętrzny pedantyzm jasnowłosej. Fergus zostawiał za sobą bałagan, Castiel zostawiał za sobą bałagan. Daj Merlinie cierpliwość. Westchnęła kolejny raz i znów bezgłośnie, zaciskając na ułamek sekundy usta — co było rzecz jasna efektem spojrzenia, które jej posłał. Im bardziej się wściekał o to nazwisko, tym częściej tak mówiła. Może była to drobna forma kary i tortur, którą wobec niego obrała?
Odór śmierci był za każdym razem inny, zależnie od przyczyny zgonu i czasu, który minął, odkąd zwłoki do niej trafiały. Bywały takie, że ją mdliło, ale im dłużej, im więcej czasu spędzała w pracy, co było jej centrum życia i chyba istnienia, tym mniej jej to wszystko przeszkadzało. Mogła czasem pachnieć śmiercią, co poniekąd również wpasowywało się w jej aparycję, ale miała też perfumy — mocne i kobiece, kojarzone ze stanowczością. Tak jej kiedyś ktoś powiedział na jednym z przyjęć, co uznała za nieudaną próbę podrywu.
- To popularna gazeta, gorący temat i facet ze złowieszczym spojrzeniem. Czego się spodziewasz? To ruch, który ma celowo wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie ideologią, którą on szerzy. Robili tak od zarania dziejów, a świat się jeszcze nie skończył — zarówno dla Czarodziejów, jak i Mugoli, prawda?
Nie miała pojęcia, czy używała dobrych słów i odpowiednio przekazywała słowa, które Olivander powinien był teraz usłyszeć. Niewiele ów jegomość na pierwszej stronie szczerzący się niczym rasowy pies ją interesował, nie miała z nim nic wspólnego i z pewnością za kilka dni stanie się on tylko mglistym wspomnieniem. Ktoś, kto trafił na pierwszą stronę Proroka Codziennego z taką perfidią, nie mógł być zwiastunem końca świata.
Umyła ręce, pozbyła się rękawiczek i chociaż cały czas obserwowała go kątem oka, zaczęła przygotowywać wszystko na herbatę. Dwie filiżanki — dość duże, wykonane były z czarnej porcelany, posiadającej delikatną, złotą obwódkę dookoła talerzyka. Dostała je kiedyś w prezencie z okazji awansu i w nich ziołowy napar smakował najlepiej. Sporo ich piła, o czym świadczyć mogły ledwo dostrzegalne pęknięcia, miejscami zabarwione od czarnej kawy, okazjonalnie z wkładką. - Miętę? Rumianek? Coś z owocami? Gdy czarodzieje czystokrwiści łączą się z niemagicznymi, płodząc pól krwi dzieci i osłabiają pierwiastek magiczny. To głupia teoria, praktycznie bezpodstawna. Nie ma badań, które sprawiają, że jest prawdziwa. Wielu Czarodziejów półkrwi lub tych z pochodzenia mugolskiego ma lepsze wyniki od rodzin wpisanych w skoroszyt. Jaką gębę?
Przekręciła głowę na bok, pozwalając, aby jasny włos uwolniony z ciasnego koka opadł jej na policzek, co współgrało z uniesioną brwią. Absolutnie nie skupiała się na wyglądzie fizycznym szczerzącej się z gazety mordy. Wieczko od czajnika zaczęło dygotać, drobne dłonie o czerwonych paznokciach rozdzieliły mieszankę ziół i zalały wrzątkiem, a potem zakryły talerzykiem. Potrzebowała kilku minut. Cynthia wsunęła więc nowa parę rękawiczek i ruszyła do trupa, z którym rozmowę zdecydował się podjąć Fergus. Przysłoniła rozcięte płaty skóry, upewniła się o dobrym odłożeniu nerek i zaczęła worek zakrywać, aby nie czuł się wykluczony z ich herbaty. Przez myśl jej przemknęło, że będzie miała z nim sporo szycia.
- Wrócił z Ameryki Północnej i zmarł nagle, skarżąc się na bóle i wykręcanie wnętrzności. Jego krew była dość gęsta. Myśleli, że go ktoś otruł lub złapał jakąś nową chorobę, ale wydaje mi się, że do jego śmierci doprowadziła seria niefortunnych zdarzeń i alergia w jednym czasie. Miał też od urodzenia jedną z nerek mniejszą i niesprawną.
Wytłumaczyła ze spokojem, nieco żywszym może głosem, bo lubiła mówić o pracy. Być może odważnym, ale prawdziwym stwierdzeniem byłoby, że pamiętała i przywiązywała się każdego swojego trupa. I trzymała wszystkie akta ułożone alfabetycznie, nawet po pogrzebach. Przysłoniła jego twarz, odsuwając stół nieco na bok, aby znów zdjąć rękawiczki i umyć ręce, a potem odwiesić biały fartuch. Spojrzała na jego twarz, a następnie złapała za różdżkę, traktując go zaklęciem suszącym. - Przeziębisz się. Jadłeś coś?
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#5
07.02.2023, 14:41  ✶  
Tylko Cynthia mogła nazwać pracę w kostnicy czymś rześkim i przyjemnym. Brzmiało to raczej, jakby zarobkowo komponowała nowe zapachy dla Potterów, aniżeli kroiła trupy. Perfume eau de cadavre. Szczyt elegancji wśród koronerów, zabije wszelkie nadzieje na życie wieczne.
Im częściej używała jego nazwiska, zamiast imienia, tym częściej się wściekał. Im częściej wbijała mu igiełkę, tym częściej on starał się ją zirytować, tworząc wokół chaos. Porządek go przytłaczał. O wiele trudniej było mu się odnaleźć w miejscu uporządkowanym
Nie odróżniał odorów śmierci, tak jak Cynthia zapewne nie potrafiłaby odróżnić gatunków drewna po samym dotyku i zapachu. Każde z nich zajmowało się własną dziedziną, choć Fergus częściej miał do czynienia z trupami Flintówny, niż ona z czymkolwiek, co dotyczyło jego. Nie spotykali się u Ollivanderów, bo też nie mieli po co. Pokątna była siedliskiem plotek, zwłaszcza wśród starych sąsiadek z pobliskich sklepów, z którymi często przesiadywał na kawie ojciec dwudziestoczterolatka. Nie potrzebował tego, by ich uwaga skupiała się na nim, więc wybierał neutralny teren na spotkania ze znajomymi. Zwłaszcza że większość z nich miała więcej wspólnego z Nokturnem, niżby można było się po nich spodziewać.
- Sugerujesz, że Prorok celowo umieszcza te informacje na pierwszej stronie, żeby wzbudzić zainteresowanie ideologią, a nie panikę? – zamyślił się, chociaż zanim to powiedziała, nawet by na to nie wpadł. Nie widział w tego rodzaju ruchu żadnego sensu. Gdyby się w to jednak zagłębić, wszyscy patrzyli na okładkę – nawet przypadkiem, obserwując, jak ktoś inny w kawiarni czytał gazetę. Czy sprawa zasługiwała na główny temat w dzisiejszym wydaniu? Nie sądził. A jednak się to pojawiło, wzbudzając w ludziach różne emocje. Nawet w nim, choć do tej pory miał gdzieś wszelkie prasowe szmatławce, a informacji na temat tego, co działo się w polityce, dowiadywał się, przesiadując u Fortescue, gdy chował się przed ojcem. – Może i nie skończył, ale nie zmienia to faktu, że żyje mi się na tyle dobrze, że wolałbym nie zyskiwać nowych utrudnień.
Nie bawił się zbyt dobrze w swojej robocie, co rusz urywający z nim kontakt znajomi tym bardziej temu nie pomagali. Krzywił się za każdym razem, gdy Cynthia wspominała o swoim bracie, zazdroszcząc mu zajęcia, którego sam pragnął. W dodatku wizja kolejnej potyczki słownej ze starym Meadowsem, która czekała go jutro rano wywoływała w nim mdłości. I chociaż chciałby to wszystko zmienić, nie potrzebował do szczęścia ideologicznej wojny, w której nawet nie potrafiłby zająć stanowiska. Ba, wiedział, że ojciec mu na to nie pozwoli, pilnując biznesu, w którym nie było miejsca na stawianie jednych nad drugimi.
- Sama coś wybierz, nie znam się na kwiatkach – mruknął, obserwując, jak sięga po filiżanki i napełnia dzbanek wodą. Był jednak wdzięczny, że pomyślała o herbacie w to wyjątkowo ponure i wilgotne popołudnie. Poza ścianami tego budynku deszcz siekł o chodniki, zostawiając olbrzymie kałuże. W jedną z nich Fergus wlazł, idąc tu, więc nic dziwnego, że jego buty były aż nadto ubłocone, burząc tym samym porządek sterylnej podłogi Cynthii. Obrócił się na krześle tak, że oparcie znajdowało się teraz przed nim i opadł na nie rękoma, na których wsparł głowę. Kiedy w końcu zaczynał się uspokajać, trochę się rozleniwił. Wizja ciepłego napoju tylko potęgowała to uczucie. – Pochodzenie nie ma nic do rzeczy w kwestii wyników – wzruszył ramionami. – Co najwyżej mugolaki mają gorzej na starcie, bo nie wiedzą zupełnie nic. I jak jaką gębę? No… okładkową? – Nie wiedział, jak to inaczej ująć, ale liczył na to, że Cynthia mimo wszystko zrozumie. Gdyby wrzucili tam jakiegoś szczerbatego oblecha z łysymi plackami, ludzie rzuciliby gazetę w kąt, nawet się nie wczytując. Kiedy mieli do czynienia z kimś charyzmatycznym i może nawet przystojnym (?), poświęcali swój czas z czystej ciekawości i skupienia na estetyzmie. Kiedy okazywało się, że ta spoglądająca na nich z okładki gęba jest głównym pomysłodawcą całego problemu, zaczynał robić się kocioł.
Przeczesał palcami wilgotne włosy, by przestały przyklejać mu się do twarzy i podążył wzrokiem za Flint, która zbliżyła się do trupa. Znów się skrzywił, czując ten nieprzyjemny odór rozkładu i widząc pocięte ciało. Powinien już dawno się przyzwyczaić, ale myśl o tym, że nawet jeśli martwy, to wciąż był człowiek, zbyt mocno mu doskwierała. Przejmował się przecież nawet smokami, wciskając do różdżek rdzenie z włókien ich serca!
- Ta nerka miała w ogóle jakiś wpływ na alergię? – Zdziwił się, nie widząc związku, ale nie był przecież medykiem. Nie orientował się w sprawach zdrowotnych, ani tym bardziej organach wewnętrznych. Dla niego te nerki, które jeszcze chwilę temu leżały na wadze, wyglądały jak przerośnięta fasola. Opadł czołem na ramiona wciąż wsparte na krześle, chowając twarz przed obrzydzającym go widokiem i smrodem. Gdyby nie było mu na tyle zimno, że drżał, pewnie nawet by się zdrzemnął, czekając, aż Cynthia skończy robotę. Uniósł wzrok dopiero w chwili, gdy usłyszał, że kobieta przesuwa jakiś mebel, by zorientować się, że celowała w niego różdżką. Ogarnęło go przyjemne uczucie ciepła, a spływające z włosów i ubrania krople wody zniknęły. – Dzięki. Jadłem, ale jeśli proponujesz, że postawisz mi obiad, mogę nagle zgłodnieć.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#6
09.02.2023, 01:22  ✶  
Darli ze sobą koty zawsze i uznałaby za nienaturalne, gdyby przestali. Tak samo dziwne i puste byłoby w gruncie rzeczy jej życie, gdyby Fergus czy Castiel nie wprowadzali w nie tego swojego brudu i chaosu. Byli jej powrotem do świata żywych, do rzeczywistości. A mieszanka zapachu drewna, która zawsze roznosiła się dookoła młodego Olivandera z tym sterylnym zapachem kostnicy, była niesamowicie uspokajająca.
Nigdy mu nie powiedziała, że był jej najlepszym przyjacielem. Niewiele dobrego właściwie mówiła, częściej pokazując swoją sympatię w drobnych gestach, które na pierwszy rzut oka były niemożliwe do zauważenia dla przeciętnego człowieka. Byli całkiem różni, a jednak umieli ze sobą współegzystować, nawet jeśli czasem w powietrzu pojawiały się iskry. Wygodniej też było, gdy on ją odwiedział — trupy nie mogły czekać tyle, ile drewno na różdżki. Chociaż było możliwe spowolnienie wszystkich procesów, to każdy koroner wiedział, że im wcześniej można było na organach pracować, tym lepiej. Słuchała go, nawet jeśli spojrzenie błękitnych oczu wędrowało gdzieś w przestrzeni.
- Myślę, że ktoś mógł przekazać dużą darowiznę, aby mogło to się znaleźć na pierwszej stronie i wzbudzić sensację, niepokój. Być może próbować podzielić społeczeństwo? Kto wie, może to jakiś polityk. - odpowiedziała dość szybko na słowa mężczyzny, raz jeszcze patrząc na gazetę z ta dziwną, niepokojącą twarzą. W świecie dużo się działo, wiele zapowiedzi końca świata, wojny lub wybuchów magii okazało się tylko plotkom i nie miało na celu niczego innego, jak właśnie tkwić na czarodziejskich językach. Trik zadziałał widocznie, bo Fergus wpadł tu niczym tornado, przejęty i chyba rozdygotany. Uruchomił trybiki w głowie, które tworzyły kolejne możliwości i scenariusze. Westchnęła cicho, lustrując jego twarz wzrokiem, czystą i wciąż ciepłą od wody dłonią, zgarnęła kosmyk włosów za ucho. - Więc skup się na swoim dobrym życiu i nie przejmuj tym, na co nie masz ani teraz wpływu, ani Cię nie dotyczy. Zapomnisz o tym za kilka dni. Nawet jeśli ten mężczyzna tak na poważnie, to nie pójdzie za nim dość duża część społeczeństwa, aby jakiekolwiek reformy wprowadzać.
Naprawdę chciała go uspokoić, podejść do tego ze zdrowym rozsądkiem. Ona sama nie zamierzała się w ogóle na tym skupiać, to tylko kolejne wydanie gazety. Będzie trzeba się tym zająć, jeśli w jakiś cudowny sposób cokolwiek z tego, co pisano, dojdzie do skutku i przekształci się w rzeczywistość. Sama nie wiedziała jednak, jakie stanowisko by zajęła. Skupiła się na filiżankach, bo w zamyśleniu zagapiła się na puszki z ziołami zbyt długo. Wybrała suszoną malinę z dodatkiem kardamonu i szczyptą mięty, uznając to za dość rozgrzewające i aromatyczne, aby pomóc mu poczuć się lepiej po przemoczeniu. Cynthia bardzo lubiła deszcz i tonącą w nim Anglię, wprowadzało to ją w jakiś wyjątkowo przenikliwy nastrój i dużo łatwiej się jej pracowało. Przeniosła filiżanki na biurko, pozostawiając je jednak zakrytymi, aby mieszanka odpowiednio mogła się naparzyć.
Zgadzała się z nim w kwestii startu oraz wyników i nawet miała to skomentować, jednak wtedy wspomniał coś o okładkowej gębie, na co uniosła brew, siadając. Posłała mu pytające spojrzenie, jakby zupełnie nie rozumiała, o czym on do jasnej cholery mówił. - Uważasz, że jest przystojny? - zapytała bezpośrednio, wyciągając szczupłą i bladą dłoń po gazetę, którą obróciła przodem do siebie, raz jeszcze przyglądając się mężczyźnie. Miał ładne, ciemnozielone chyba oczy, jednak wciąż w jego twarzy kryło się coś ciemnego i niepokojącego, jednak nie zamierzała swoich odczuć na temat jego aparycji komentować głośno, żeby go znów nie denerwować. Odrzuciła ostatecznie gazetę, znów wstając i podchodząc do pana Godwina, bo czuja się źle z tym, że był świadkiem ich herbaty. Znów ubrała rękawiczki, opowiadając o nim przyjacielowi i zakrywając go czarnym workiem.
- Nie, ale pracowała mniej wydajnie i jego organizm wolniej filtrował.
Odwiesiła fartuch, zadbała o ręce i mogła już w pełni skupić się na Olivanderze, którego trzeba było wysuszyć, co od razu zrobiła. Zupełnie, jakby miała dwójkę dzieci — nie umieli o siebie zadbać. Usiadła, ściągając talerzyk z filiżanki i spojrzała na napar, mieszając w nim łyżką. Zapach był przyjemny. Następnie sięgnęła do szuflady, wyjmując puszkę z mieszanką jakichś ciastek, które co jakiś czas uzupełniała i tu dorzucała, żeby mieć do kawy, którą w tak dużych ilościach piła, siedząc tu po godzinach. Założyła nogę na nogę i oparła się o krzesło, prostując głowę, zerkając na niego ze spokojem i łagodnością. Zawsze patrzyła na niego w sposób, w którym próżno było szukać jej codziennego chłodu. Znali się w końcu już tyle lat! - Mam sałatkę w torebce, jak chcesz. Nie ma dzis. niestety czasu na restaurację, ale mogę zaprosić Cię w weekend na kolację i drinka. Możemy wyjść lub możemy iść do mnie, Castiel pewnie dołączy.
Złapała za filiżankę, unosząc ją do góry i robiąc łyka herbaty.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#7
13.02.2023, 19:45  ✶  
Tak to zwykle jest, że narzekasz na hałas, drobne zniewagi, ciągłą nieuwagę, a potem, gdy tego zabraknie, uświadamiasz sobie, że czegoś ci brakuje. Jakby części ciebie samego. Pozostaje pustka, z którą nie wiesz, jak sobie poradzisz, więc zaczynasz poszukiwać kolejnego chaosu, licząc na to, że poprzedni do ciebie wróci. A od Fergusa nie tak łatwo się uwolnić, by w ogóle komukolwiek groziła tęsknota. Musiałby być chyba jedną nogą w grobie, a i tak pewnie wywołałby wokół siebie bałagan.
Nigdy nie zauważył, że roznosiła się wokół niego woń drewna i żywicy, zbyt przywykły do tego zapachu, z którym zaznajomiony był od dziecka. Nie miał aż tak wrażliwego zmysłu węchu jak Cynthia – musiało mu się coś naprawdę podobać, by zwrócił na to uwagę. Albo gryźć w nos z taką siłą, że aż go mdliło. Kostnica należała raczej do tej drugiej grupy, kojarząc mu się ze sterylnością szpitala i czymś słodkawo-kwaśnym, przywodzącym na myśl zgniłe owoce.
Lubił dyskutować z Flintówną, a jeszcze bardziej się z nią sprzeczać, wywracając przy tym oczami i starając się jej ukazać, że to właśnie on miał rację. Tak właściwie zaczęła się ich przyjaźń i wokół tego rozwijała w to, co łączyło ich dzisiejszego dnia. Czasami miał wrażenie, że tylko udawała i odpuszczała, żeby pozwolić mu cieszyć się małym zwycięstwem. Uwielbiał ją za to, ale jednocześnie nienawidził. Co to za chwała, jeśli nie zapracował na nią samodzielnie?
- Czemu zawsze rozchodzi się o pieniądze? – zapytał, wzdychając ciężko. – Ojciec wiecznie powtarza, że wysoko urodzeni chcieliby wszystko załatwić wyłącznie kasą i znajomościami. Nie wierzę, że to mówię, ale w tym wypadku może mieć trochę racji. Ministerstwu to najwyraźniej na rękę.
Czytał o dziesiątek wojen, które zaczynały się w podobny sposób i chociaż zazwyczaj wygrywała ta „słuszna” strona, zniszczenia, jakie to ze sobą niosło, były przeogromne. Dlatego właśnie tak bardzo się tego obawiał. Historia lubiła się powtarzać, a świat czarodziejów ledwo co pozbierał się po Grindelwaldzie, by po raz kolejny radzić sobie z czymś takim. Społeczeństwo wciąż było zbyt podzielone, wystarczyło wziąć pod uwagę to, że ludzie zaczęli wychodzić na ulice, by walczyć o swoje racje. I zawsze spotykało się to z czyimś sprzeciwem, kończąc krwawą jatką.
- Może i mnie bezpośrednio nie dotyczy, ale znam sporo mugolaków i naprawdę nie podoba mi się to, co o nich mówi – burknął, mrużąc oczy w lekkiej irytacji. Choćby bardzo chciał, nie potrafił tak po prostu odpuścić. Mógłby to zepchnąć w tył głowy, zapomnieć o całej sprawie… Tyle że nie potrafił, bo zaraz miał przed oczami obraz przyjaciółek, które i bez tego rodzaju postulatów miały przesrane już od pierwszej klasy w Hogwarcie. – To samo mówili w latach dwudziestych o Grindelwaldzie, wiesz?
Przyglądał się, jak przygotowywała herbatę, za nic nie orientując w tym, po jakie zioła ostatecznie sięgnęła. Przekona się zapewne, gdy Cynthia podstawi mu kubek pod nos. Póki co wciąż leżał wsparty na oparciu krzesła, starając się nie zasnąć w tej nużącej, deszczowej atmosferze. Lampa zażyła się jasnym światłem, było dość chłodno, a on był pobudzony artykułem… A i tak korciło go, by zwinąć się w kulkę i zasnąć. Najwyraźniej w stresowych sytuacjach po prostu ogarniała go senność. I mógłby tak na wpół drzemać, gdyby nie zadała pytania, przez które poderwał głowę w górę, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
- Co? Nie, to bez sensu. Przecież to facet – mruknął, nie odrywając od niej wzroku, gdy po raz kolejny sięgała po gazetę, przyglądając się temu całemu Czarnemu Panu. Kiedy wspominał o okładkowej gębie, miał raczej na myśli to, że przypominał wszystkich tych uśmiechniętych gogusiów z pierwszej strony Czarownicy i innych tego typu szmatławców przeznaczonych dla gospodyń domowych. A może wcale nie? Wzdrygnął się, zrzucając to na wszechogarniające zimno i wodę ściekającą mu z włosów za kołnierz swetra.
Skinął tylko głową na informację o nerce, wciąż nie widząc w tym żadnego sensu. Nie był uzdrowicielem, tym bardziej koronerem. Znał się na drewnie, nie na ludzkich organach. Wydawało mu się jednak, że w tym wypadku fakt, że nie filtrowała, mógł być jednak dość istotny. Nie tyle z własnej wiedzy, bo medycznej nie posiadał praktycznie żadnej, a z tonu Cynthii. Nigdy tego nie zauważała, ale unosiła głos, gdy mówiła o czymś ważnym.
- Jakim cudem jesteś w stanie tutaj jeść? – zdziwił się, gdy dostrzegł wypełnioną ciastkami puszkę, którą postawiła tuż obok nich. Sam nie miał ochoty po nie sięgać, wciąż zezując w kierunku czarnego worka naciągniętego na ciało pana Godwina. Nie przepadał za towarzystwem trupów, choć bez udziału czarnej magii niewiele mogły mu zrobić. Przysunął kubek herbaty pod nos, próbując rozpoznać aromat. Malina zdawała się dość przyjazna, więc upił łyk, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po gardle.
- Wciąż jestem na nie w kwestii jedzenia w kostnicy – ciągnął, gdy mówiła o sałatce. – Za to na drinka pójdę z tobą zawsze. Tylko nie jestem pewien co do tego, czy Castiel będzie chciał iść. Twój brat chyba niespecjalnie za mną przepada.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#8
16.02.2023, 00:51  ✶  
Nie lubiła go na początku. Wspomnienie towarzyszące jego osobie zawsze ją bawiło, jak to uznała go za niekompetentnego idiotę, a teraz mieli regularny kontakt i z przekonaniem w sercu mogła nazwać go swoim przyjacielem. Poza Castielem był chyba osobą, której najbardziej ufała i dla której byłaby w stanie coś poświęcić, a to nie było uczuciem częstym w jej sercu. Nie była to znajomość taka, że musieli widywać się lub pisać sowy każdego dnia, aby móc na sobie polegać. Nienawidziła tego przyznawać i wolała, gdy to na niej polegano, jednak nie było złudzeń w tym, że ona również w jakimś stopniu, którego nie umiała sobie wytłumaczyć, polegała na nim.
Prawda była taka, że im więcej godzin spędzała w kostnicy i przyzwyczajała się do zapachu śmierci, tym bardziej wyczuwała nuty w perfumach innych ludzi, tym intensywniej pachniała ich skóra lub włosy. Drewniane aromaty Fergusa wynikające z pracy przy różdżkach również były mocne, wyróżniające się na tle tego, co miała na co dzień. Był to zapach przywodzący na myśl bezpieczeństwo. Czy dawała mu czasem wygrać? Być może. Jeśli chodziło o niego, nie musiała ciągle triumfować. Łapała siebie na tym, że częściej ulegała w dyskusji, gdy chciała go za coś pochwalić. Nie wplątywanie się ze strony Fergusa w kłopoty graniczyło z prawdziwym cudem, nie było częste. Był jak magnes, przyciągał całe serie niefortunnych zdarzeń. Byli całkiem różni i chociaż nie pałał do siebie z Castielem sympatią, to ich charaktery chyba mogły lepiej współgrać. Zawsze intrygowało ją, dlaczego przyjaźnił się z nią, a nie z jej bratem, który przecież też kłopoty kochał i mogłyby być jego drugim imieniem.
- Bo ludzie to materialistyczne narcyzy. - odparła ze wzruszeniem ramion i nawet lekko uniesioną brwią, bo było to przecież oczywiste. Nie była fanką społeczeństwa, miała problemy z zaufaniem i zwykle doszukiwała się w innych tego, co najgorsze, mawiając, że lepiej miło się zaskoczyć niż boleśnie rozczarować. Oczekiwała nieczeokiwanego, złego. - Ma rację. Niech rzuci kamień ten z rodzin skorowidza, kto tak nie postępował. A jak nie pieniądze i znajomości? To wygląd.
Dodała z westchnieniem, kolejny raz rozczarowana światem. Niewiele znaczenia miał teraz talent, łatwo było się dostać do poszczególnych biur, mając kogoś za plecami lub zwyczajnie drogą relacji intymnej, komplementami i łechtaniem ego. Obrzydliwe, ale czasem też korzystała z kobiecych sztuczek w celach manipulowania, chociaż nigdy nie sięgnęła dna i nie skończyła z tego powodu z kimś w łóżku.
Trudno byłoby mu nie przyznać racji, historia lubiła się powtarzać, a nic prostszego do wywołania wojen nie istniało, jak podział ludzi. Wbiła w niego spojrzenie, milcząc, jednak gdy prawił o mugolakach i swojej opinii na ich temat. Olivander zawsze był pełen empatii, ciepła i starał się każdemu dawać szansę, co Cynthię przyprawiało o ból głowy, bo gdy dłużej się nie odzywał, obawiała się, że skończy w czarnym worku. Był ufny, ludzi do niego ciągnęło i nie było to zasługą, tylko niebrzydkiej buzi, ale również charyzmy. Przypominał słońce.
Nie umiał się tym nie przejmować, a ton jego głosu i wyraz oczu powiedział jasnowłosej, że tego tematu szybko nie skończą. Oparła się więc wygodnie o krzesło, sięgając po swoją herbatę. - Tak. Po co jednak zło wróżyć i próbować przewidywać przyszłość? Nie wiemy, jak się to potoczy. Jak się bardzo będziesz na tym koncentrował, zaprzepaścisz codzienność Fergus.
Odpowiedziała w końcu, nie spuszczając z niego błękitnych tęczówek i robiąc łyka gorącej herbaty, czując, jak delikatnie, aczkolwiek przyjemnie parzy jej usta. Zerkała też na gazetę, a na jego odpowiedź mruknęła jedynie, powstrzymując się od odpowiedzi, bo to byłby temat bez dna. Piękno miało wiele twarzy, wiele obliczy i ona mijała kobiety, które uznawała za zjawiskowe w kwestii czysto estetycznej. Czemu więc i on nie mógł dostrzec czegoś urokliwego w mężczyźnie na okładce, którego zielone oczy wzbudzały dreszcze?
- Kiedyś też umrzemy, czemu robić z tego coś zakazanego i zamykać na to oczy? Śmierć jest nieodłącznym elementem życia, jak się przyzwyczaisz, przestaje być taka zaskakująca i straszna. I ciastka smakują dobrze z herbatą, ot cała tajemnica. - wyjaśniła mu, sięgając po jedno z kruchych i najpierw je ugryzła, a potem zamieszała nim w herbacie, aby ugryźć je znów. Dla niej to była codzienność. Pokręcona, może mroczna i dziwna, ale jej własna, dająca jej poczucie bezpieczeństwa. Chyba przez sytuację z matką nigdy tak naprawdę się jej nie umiała już bać. - Bo nie mieliście szansy porozmawiać dłużej tak naprawdę, a w gruncie rzeczy myślę, że bylibyście w stanie się dogadać. Obydwoje jesteście skrajnie nieodpowiedzialni i kłopoty was kochają. A więc sobota?
Zapytała na koniec z uroczym uśmiechem, obdarzając go pociągłym spojrzeniem spod kruczoczarnych, maźniętych tuszem rzęs i kolejny raz przegryzła wilgotne od herbaty ciastko, trzymając w dłoni filiżankę.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#9
16.02.2023, 16:56  ✶  
On też niespecjalnie przepadał za Cynthią, mając ją za zarozumiałą Ślizgonkę gotową karcić go za każde najmniejsze przewinienie, chyba tylko z chęci podlizania się bibliotekarce, bo innej przyczyny nie widział. Nie pamiętał już, jak doszło do tego, że się zaprzyjaźnili, ale jakimś sposobem to zagrało. Z każdym z jego przyjaciół miał początkowo małe zatargi z powodu dzielących ich różnic charakterów, a ostatecznie i tak wychodziło dobrze. Nie miał pojęcia, w jaki sposób to działało i nie zastanawiał się nad tym, dopóki nie zaczynało się psuć. I nawet jeśli nie musiał widywać się z Cynthią na co dzień, tak jak miewał ze znajomymi pracującymi na Pokątnej, tak niepokoiło go, gdy znikała na całe tygodnie. A musiał przyznać, że czasem jej się to zdarzało, gdy zbyt mocno pochłaniała ją praca.
Dlaczego zaprzyjaźnił się z Flintówną? Bo przede wszystkim można było na niej polegać w każdej sytuacji, nawet tej nie do końca poprawnej moralnie. Nie żeby się w takie wplątywał, choć z jego fartem mogło być i tak, zwłaszcza gdy miało się dość lepkie ręce na własność innych osób. Kiedy Ollivander wyglądał na „typa spod ciemnej gwiazdy”, zwłaszcza gdy nosił ciemne ubrania i skórzaną kurtkę, którą musiał niestety schować na czas zimy, ona zdawała się niewinna. Wyglądała na ułożoną czarownicę w tej swojej zawsze starannie wyprasowanej koszuli, upiętych włosach i ze spojrzeniem, które pozwalało jej kupić praktycznie każdą osobę. Czemu nie zadawał się z Castielem? Po prostu tak w życiu wyszło, że patrzyli na siebie bykiem, gdy Flint podejrzewał Fergusa o sprowadzanie jego siostry na złą stronę.
- Mówisz, jakby to było coś nowego, a przecież nic się nie zmieniło od początku istnienia cywilizacji – mruknął na jej słowa o materializmie i wyglądzie. Sam starał się tego rodzaju pobudki zazwyczaj ignorować, mając gdzieś z tyłu głowy wizję, że dotyczyło to jedynie tych osób u władzy, bogatych i wpływowych, decydujących o życiu tych „mniej ważnych” jak Fergus. Tak jakby sam nie chełpiłby się, gdyby miał pieniądze, znajomości i urodę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak właśnie by było. Że poddałby się hedonizmowi, nie bacząc na potrzeby innych ludzi. Dopóki sam był biedny, sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Czyżby w swoim rozumowaniu zaczynał rozumieć bogatych czystokrwistych? Nie zmieniało to faktu, że podejście Czarnego Pana zupełnie mu się nie podobało. Nie miało w jego oczach żadnego sensu, bo o ile rzeczywiście czarodzieje mugolskiego pochodzenia mogli wiedzieć mniej o tym świecie i jego polityce, talentem wcale nie ustępowali pozostałym.
- Możesz mieć rację, ale ja się po prostu martwię, że to znów pójdzie za daleko i nawet jeśli zaraz ucichnie, to wciąż ktoś może na tym ucierpieć. Ile razy rozbijali już szyby na Pokątnej?
Herbata go ogrzewała, wywołując błogie uczucie senności. Wolałby, gdyby otrzeźwiła mu umysł, ale w tę stronę również go to uspokajało. Czarodziej z gazety jakby tracił na znaczeniu. Przyjął jednak z ulgą, że rozmowa na temat jego wyglądu została ucięta, bo czuł się z tym dziwnie nieswojo. Wolał skupić się na otaczającym ich fetorze trupa i jądrach pana Godwina. Albo nerkach, zdążył już zapomnieć.
- Miałbym wrażenie, że czuję smak rozkładu na języku. Podziękuję za ciastka, ale choć tobie smakują, z czego się cieszę – mruknął, ponownie upijając malinowej herbaty, która wciąż parzyła w język, wywołując na nim lekkie mrowienie. Nie było to jednak na tyle nieprzyjemne, by tego zaprzestał, chcąc zająć się czymkolwiek, byle tylko uspokoić natrętny umysł. Zaczynał się jednak obawiać, że mógłby na tym krześle zasnąć.
- Nah, to nie znaczy, że się dogadamy – stwierdził, odrywając twarz od kubka. – Nieodpowiedzialność wcale nie łączy ludzi, jedynie powoduje większe kłopoty. Ale tak, sobota. Najlepiej gdzieś na mieście, bo nawet nie wiesz, jak ciężko jest do ciebie trafić. Za każdym razem się gubię. Swoją drogą nie śmiej się, ale kiedyś myślałem, że mieszkasz w latarni, kiedy ciągle wspominałaś o morzu – ciągnął, próbując trochę rozluźnić tę sztywną atmosferę. Nie miał pojęcia, ile jeszcze będzie u Flintówny siedział. Raczej niedługo, sądząc po tym, że wciąż miała wiele pracy, on wyrwał się ze sklepu niby na pięć minut, a herbata powoli się kończyła. Sobota była jednak dobrą wizją, o wiele lepszą, niż nadchodząca ciemność.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (2742), Fergus Ollivander (3235)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa