Rozliczono - Chester Rookwood - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Ciężko było określić, czy Cynthia odetchnęła z zadowoleniem, czy może ze zmartwieniem, gdy skalpel zagłębiał się w zimnej skórze. Ostatnio trupów było więcej i to takich, które nie powstawały w sposób naturalny. Dłużej siedziała w pracy, pisała raporty, robiła dodatkowe sekcje organów, szukając śladów klątw, uszkodzeń magicznych lub trucizn. Zacisnęła wargi, odkładając narzędzie na metalową tackę i poprawiając rękawiczki, aby następnie rozłożyć na bok fałdy skóry i dostać się do żeber. Stężenie pośmiertne nie było toksyczne, nieboszczyk był relatywnie świeży i mięso przy kościach nosiło dopiero wstępne ślady psucia. Jasny kosmyk, który uciekł z ciasnego koka, spłynął do przodu, gdy nachyliła się, aby palcami przesuwać po kolejnych żebrach w celu zanotowania kolejnych uszkodzeń. W dwóch miejscach znalazła bruzdy, które świadczyły o urazie, ale miał on miejsce przynajmniej dziesięć lat temu. Jej spojrzenie powędrowało na twarz mężczyzny, nie aż tak starszego od niej — może dziesięć, dwanaście lat? Rude loki opadały na bladą twarz, oko zdobił siniec, a na wargach był ślad rozcięcia. Czy ostatnie wydarzenia były spowodowane ciemniejącym niebem, z którego coraz częściej słychać było grzmot? Kolejne westchnięcie opuściło jej wargi, pozostawiając je rozchylone. Łapiąc za różdżkę, której rączka była również zabezpieczona, wykonała odpowiedni ruch i wyszeptała zaklęcie, które miało na celu przecięcie żeber i odsunięcia ich na boki, aby mogła dostać się głębiej. Korzystając z minuty lub dwóch, które to zajmowało, odeszła od stołu i pochyliła się nad biurkiem, zerkając w papiery. Instynktownie zerknęła również na zegar o metalowych wskazówkach, bo znów straciła poczucie czasu. Faktycznie, na korytarzach nie panował już taki harmider, jak zwykle było to do godziny dwunastej, więc większość z pewnością udała się na lunch lub skończyła pracę biurową, udając się w teren. Cisza jej jednak nie przeszkadzała. Wróciła do Leonarda, bo tak mówiła metka przy jego palcu u nogi i spojrzała w odsłonięte wnętrzności, sięgając palcami w stronę tacki. Nie musiała patrzeć, znała ułożenie swoich przyrządów, wrodzony perfekcjonizm uniemożliwiał jej zmianę kolejności ich położenia. Odgłos kroków dotarł do jej uszu, a dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że podniosła spojrzenie. Znów jej przeszkadzano? Jej twarz jednak nie pokazywała niczego, co mogło świadczyć o niezadowoleniu z tego powodu, przeciwnie. Wyuczony, dopasowany uśmiech bardzo delikatny i subtelny, wpłynął na maźnięte karminową pomadką wargi, gdy zobaczyła, kto przyszedł. - Panie Rookwood. Czemu zawdzięczam wizytę?
Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, napotykając wkrótce spojrzenie. Nie trwało to jednak długo, tyle, ile wymagała kultura i pozycja w pracy. Mając podzielność uwagi, Cyna nachyliła się, wsuwając palce w trupa, szukając nimi tętnic do odcięcia.