• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna Fontanna Szczęśliwego Losu [02.04.1972] Sto lat, sto lat... | Cynthia & Victoria

[02.04.1972] Sto lat, sto lat... | Cynthia & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#11
07.06.2023, 14:29  ✶  

- Obiektywnie to był najlepszy sposób podróży i mówię to ja… - westchnęła. Więc tak, brała pod uwagę różne rzeczy, ale Sauriel nigdy nie opanował teleportacji, mówił jej, że boi się rozszczepienia, bo kiedyś widział jak to wyglądało, świstoklika nie dało się tak na szybko załatwić, no i byli ograniczeni tym, że dzień + wampir = duuży problem. Jak byli tylko we dwójkę, to nie musieli się martwić o innych ludzi, bo Victoria wiedziała o jego przypadłości no i była już wyczulona, by uważać na pewne szczegóły. Dlatego ten nieszczęsny powóz, to był w tej sytuacji najlepszy sposób. - Jestem pewna, że gdybym mu powiedziała wcześniej, to zacząłby kręcić nosem i wszystko by się tylko opóźniło – a dlaczego? Bo poznała Sauriela na tyle, że wydawało jej się, że on nie chciałby, żeby ta podróż była dla niej aż tak niekomfortowa. Naprawdę nie miała go za złego faceta. To że czasami miał potrzebę obić komuś mordę… cóż. Nikt nie jest idealny. Ale akceptowała to, czy raczej jego, taki jaki był. Sauriel spodziewał się, że gdy Victoria dowie się, że jest wampirem, to zacznie panikować, bać się go i inne rzeczy, a ona po prostu przeszła nad tym do porządku dziennego. Już nie pytała go więcej w restauracji, czemu nic nie je nawet jeśli sobie zamówi – bo już wiedziała czemu i ogólnie było od tamtego momentu prościej. Wiedziała też, że jego to dziwi to że była co do tego taka wyrozumiała. Ale daleko było temu do miłości. Do przyjaźni też. Byli ledwie znajomymi, którzy wiedzieli, że prędzej czy później zostaną rodziną i to tylko dlatego, że rodzice tak sobie wymyślili. Kiedy coś w pierwszej kolejności musisz, bo ktoś cię do tego zmusza, to jakoś… łatwiej o złość i niechęć, nawet jeśli druga strona okazuje się nie być taka zła, dlatego to było o tyle trudniejsze, że oboje byli uparci i trochę stawali okoniem. A przynajmniej do pewnego momentu. Tak długo, jak nie masz do czynienia z przygłupem… Albo jak poprzedni narzeczony Victorii – tak zapatrzony w swoją matkę, że na spotkaniach z nim słuchała tylko co powiedziała mamusia, co uważa mamusia i co chciałaby mamusia.

Tak, Victorię coś gryzło i sama nie do końca rozumiała co. Zazdrość? Poczucie bycia gorszą? To były nienazwane przez nią uczucia, nad którym jeszcze nie miała okazji się zastanowić i tego przemyśleć. Ona sama potrzebowała czasu, by sobie coś poukładać.

- Tak, wiem. Jakoś to… Jakoś to będzie – westchnęła. - Najważniejsze, że nie jest głupi, chociaż usiłuje się na takiego kreować. Ale nie jest – i to była dla niej taka ulga…

- Może. Już raz mieliśmy ciche dni. Cichy miesiąc w sumie – popsuł jej sylwestra i nawet nie wysiedziała z nim do północy, tylko zawinęła się szybciej. A potem odmawiała spotkań przez półtora miesiąca. Wtedy zauważył, oj zauważył. Ale od tamtego czasu wiele się pomiędzy nimi zmieniło. Była jednak pewna, że już rozumiał jej taktykę. - Nie jestem pewna co to było. Wszystko tam było rzeczywiste. Meble, nawet jedzenie… Mieli na nazwisko Binns, jak ten nasz profesor od historii magii z Hogwartu – profesor-duch. - Przysnęłam nad ranem, a jak się obudziłam no to okazało się, że nade mną nie ma nawet sufitu. Tylko jakieś stare zabite dechy, błoto, poszarpane materiały. Totalna rudera. I ani żywej duszy w okolicy, tylko ja, Sauriel i abraksan – i słońce. Znalazła wtedy Sauriela kulącego się w jakimś kącie. To też był stres, ale nic na ten temat nie powiedziała na głos. - Hmm… Może. Muszę pomyśleć. Nie wiem co to do końca było – a kto jak kto, a Victoria była raczej wyczulona na to, że ktoś próbuje ją omamić zaklęciem. Mieszać jej w głowie. W końcu nauczyła się oklumencji nie na darmo.

- Nie wiem… Ale wydaje mi się, że znanie kogoś też ma na to wpływ – ktoś ci się spodoba, poznajesz go i dociera do ciebie, że jednak ci się ni cholery nie podoba… Victoria nie była dotąd zakochana, nie tak prawdziwie, bo sobie na to nie pozwalała. Jasne, zauroczona – bywała. Ale to szybko mijało. Rzadko bo rzadko, ale zadawała się z mężczyznami, jednak nigdy nie miało to być nic poważnego ani trwałego – bo wiedziała, że kiedy rodzice jej kogoś wybiorą, to to przyniesie tylko złość i smutek. I problem. I po co to sobie robić? Dlatego niewiele osób do siebie dopuszczała – tak jak Cynthia. I… Nie było w tym nic złego. Absolutnie nic. Tak czy siak, w miłości obie były tak samo doświadczone – czyli niezbyt, nie na własnej skórze. - To byłoby miłe. Chyba – przeżyć piękną miłość. - I ja liczę, że i tobie się to przytrafi – uśmiechnęła się do przyjaciółki. Kogokolwiek by nie wybrała.

- Tak – dokładnie o trupa w kostnicy chodziło. A przynajmniej takich słów użyła Cyna w liście, że ma randkę z trupem jakiejś kobiety, Victoria nie pamiętała już z kim dokładnie. - Oooch. Ktoś ci wpadł w oko? Czy to po prostu taka figura retoryczna, bo zaprosił cię na… ee... wykopaliska? – do grobowca. Pooglądać sobie trupy. Cóż, to było coś, co mogłoby faktycznie kręcić Cynthię – ale raczej same trupy, niekoniecznie chodziło tu o tegoż żywego człowieka. Tym niemniej Victoria oczywiście, że zainteresowała się tematem, bo jak mogłaby nie? Tak jak Cynthia interesowała się zbliżającym narzeczeństwem Victorii, tak Tori chciała wiedzieć, kto kręcił się w życiu Cyny. Chciała ją wspierać, kibicować jej. Ewentualnie kopnąć w zad typa, który miałby pannę Flint skrzywdzić. - Nigdy nie rozumiem czemu ludzie nie uważają i po prostu wlewają w siebie byle co. Chyba, że zrobiła to celowo?

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#12
11.06.2023, 19:03  ✶  
- Cóż, jak to mówią, cel uświęca środki, nawet jeśli wymaga to trochę poświęcenia. - westchnęła w odpowiedzi, bo skoro jej przyjaciółka, która nienawidziła latać równie mocno, co ona, uznała, że najlepsze będą pegazy, to musiało tak po prostu być. Cynthii przez myśl przeszło, że byłoby jej dużo łatwiej, gdyby coś przed podróżą wypiła, dodałoby to odwagi. Musiała się strasznie umęczyć w brzydką pogodę i w trzęsącym się powozie, ciągniętym przez abraksany. - To akurat dobrze o nim świadczy, że przejąłby się Twoim dyskomfortem. - zauważyła z odrobiną zadziorności w zwykle opanowanym i chłodnym głosie, zerkając na nią dwuznacznie. Sauriel miałby wywalone, gdyby mu nie zależało na siedzącej naprzeciw kobiecie, tego akurat blondynka była pewna. Swoją drogą, co to było za zadanie i jak bardzo musieli się śpieszyć, że nie znalazła innego rozwiązania? Nie zamierzała jednak dopytywać, sprawy Ministerstwa musiały pozostać w dużej mierze sekretami.
Sekrety łączyły ludzi, szczerze to wierzyła. Nie była to może najstabilniejsza forma fundamentu do relacji, ale zacieśniała więzy i skoro Tori wiedziała o przypadłości Rookwooda, wszystko zdawało się na dobrej drodze do — nawet jeśli nie wielkiej miłości rodem z książek, to do zrozumienia. Nie było ludzi idealnych, każdy miał wady. Sama Cyna wiedziała, że jest trudnym człowiekiem i dziwiłaby się każdemu, kto próbowałby ją ze sobą oswoić na tyle, aby stworzyć cos wyjątkowego. Sauriel musiał zyskiwać przy bliższym poznaniu, tak sobie wymyśliła, odkąd dowiedziała się o nim i o Tori, bo nie mogło być inaczej. Zresztą, wszystko lepsze od wąchającego kwiatki od spodu Edwarda oraz jej byłego, zakochanego w matce narzeczonego. Już sama nie wiedziała, która trafiła gorzej. Zboczony przygłup czy maminsynek? Jej myśli sprawiły, że uśmiechnęła się krótko pod nosem, kręcąc głową z rozbawieniem. Na szczęście i ku chwale Merlinowi oraz innym, równie Wielkim Czarodziejom, rozdziały z tamtą dwójką miały zamknięte, pewnie przechodziły właśnie próby wymazania ich istnienia z pamięci.
Uczucia nigdy nie były mocną domeną Flintówny. Nie była chyba nigdy zakochana, nie była chyba nigdy poważnie zazdrosna — bo, nawet jeśli pojawiała się w niej jakaś głęboko ukryta, maleńka iskierka, to miała tak opanowaną sztukę kokieterii, że i tak dostawała to, czego chciała. Blondynka nie była jednak frywolna w swoich gierkach, nigdy nie pozwoliło, aby doszło do czegokolwiek, co uznałoby za skrajnie nieprzyzwoite lub skłaniające do małżeństwa. No, może z małym wyjątkiem, ale o tym nigdy nikomu nie powiedziała. Zazdrość jednak z teoretycznego punktu widzenia, nie wydawała się jej czymś złym, a raczej zachęcającym do działania i walki. Jakimś sygnałem, że Ci zależy. Czy jeśli Tori gryzła zazdrość, to czy zależało jej na Rookoowdzie bardziej, niż była tego świadoma? Możliwe.
- To trudny człowiek, ale jest przebiegły i cwany, za mądry na głupiego. Dogadacie się, a jak nie, to jestem pewna, że w jakiś sposób nauczycie się ze sobą żyć, jeśli faktycznie nie znajdziesz rozwiązania i będziesz musiała zostać Panią Rookwood w ciągu roku .- nie były to, może słowa, które chciała usłyszeć, ale Cynthia nie zamierzała opowiadać jej bajek. Mogło nie być prosto uciec z tej relacji, a jeśli nie była gotowa do poświęcenia statusu lub nawet rodziny, do toczenia z matką wojny — nie miała wyjścia. Blondynka też pewnego dnia nie będzie miała, była przekonana, że ojciec już się rozglądał za kimś, kto byłby dla jego córki odpowiedni. Byle nienowe wydanie Edwarda, ulepszone na 1972 rok. Taki był ich los. Ich i w sumie setek dziewcząt, które urodziły się w najbogatszych i najczystszych magicznie rodzinach. Nie było ich stać na niezależność, nawet jeśli była tym, czego chciały.
- Domyślił się, o co Ci chodzi, skoro tyle czasu się do niego nie odzywałaś? - zapytała z nutą zainteresowania w głosie, chociaż nie było w żaden sposób wścibskie. Paznokcie kolejny raz przemknęły po szkle, a ona dopiła zawartość swojego kieliszka, czując przyjemną słodycz w ustach, która niosła ze sobą również orzeźwienie. Ciche mruknięcie uciekło spomiędzy jej warg, gdy słuchała o tym nawiedzonym domu. Nazwisko wymienione przez przyjaciółkę sprawiło, że brwi jej nieco drgnęły. - Może to jego dom i mieszka tam jego widmowa rodzina? Może wszystko ożywa tylko w nocy? Wychodzę z założenia, że bardzo dużo o magii jeszcze nie wiemy, podobnie zresztą o duchach i tym, co mogą, a czego nie mogą robić, gdy decydują się zostać. Nie była to może najprzyjemniejsza przygoda, ale zawsze ciekawe doświadczenia. A rozglądaliście się potem po tej ruderze? Może były tam wymagające pochówku kości i wszystko by ustało?
Nie była to łatwa sprawa, Cynthia niewiele znała się na duchach i nie chciała się wymądrzać, a osobą, która być może faktycznie mogła rzucić trochę światła na podejrzaną sprawę, był Cathal. Tori miała wiedzę i umiejętności, robiła karierę i jeśli na coś się uparła, to z pewnością rozwikła zagadkę tej tajemniczej posiadłości, która omamiła ją oraz Sauriela na całą noc.
- Może tak? Nie wiem, nie znam się. Mówi się, że miłość przychodzi, gdy nikt jej nie zaprasza. Jedna z sekretarek z Departamentu Współpracy Czarodziejów twierdzi, że po dziesięciu latach przyjaźni odkryła, że kocha swojego przyjaciela. Wyobrażasz sobie? - przekręciła głowę na bok z niedowierzaniem, gdy chwilę wcześniej nią pokręciła. Nie była w stanie zrozumieć, dlaczego ta kobieta dochodziła do tego tak długi okres. Nie znała siebie? Dla Cyny było to niezbyt pojęte, podobnie , jak cała ta sprawa z miłością, emocjami, uczuciami i poświęceniem. Wszystko można było przecież udać, podrobić. Skąd miała niby wiedzieć, kiedy fascynacją grą z drugim człowiekiem, układanie jego puzzli, przerodzi się w coś prawdziwego, co powinna złapać rękoma? Przesunęła palcami po jasnych włosach. - A więc musi nas to spotkać, prędzej czy później.
Zdecydowała, a przynajmniej tak wskazywał jej ton, który raczej źle zniósłby jakąkolwiek próbę sprzeciwu, nawet jeśli ta miałaby wychodzić z intencji samego przeznaczenia.
Słowa czarnowłosej sprawiły, że ściągnęła brwi w zamyśleniu, krzyżując ręce pod biustem. Przed oczami pojawił się jej obraz Cathala — jego jasne włosy, błękitne oczy i ten drażniący się z nią uśmiech. - Grobowiec to takie dziwne miejsce na randkę, jeśli dwie osoby fascynuje w pewien sposób śmierć lub też jej przyczyny? - zaczęła z westchnięciem, jednak zaraz twarz jej nieco zmiękła, a ona sama wzruszyła ramionami. - Cathal jest przystojny i wysoki, nie powiem, że nie, ale przede wszystkim cwany i inteligentny. Ciągle ze mną rywalizuje, prowokuje, żeby sprawdzić, jak daleko się posunę. - wyjaśniła może mało rzeczowo, ale nie miała pojęcia, jak lepiej zobrazować jej relację z archeologiem. Nietypową i inną, niż wszystkie, jakie miała. Dobrze się razem bawili, owszem. Było w nim coś intrygującego i Cynthia wiedziała, że on wiedział, że wcale nie jest taka, jaka zwykle mu się pokazywała. Wyciągał z niej powolnie i małymi porcjami szczerość, nie mogła mu tego odmówić. Gdy zapytała o kobietę, machnęła ręką. - Była bogata chyba — tak kojarzę z raportu. Podejrzewam, że dolewali jej czegoś od dłuższego czasu i skoro działało zbyt wolno, zwiększyli dawkę kilkukrotnie i umarła. W sensie jej dzieci lub rodzeństwo pewnie będą to ustalać. Wykorzystali popularne zioło, składnik większości herbatek i eliksirów, ciężko będzie to udowodnić, jako morderstwo.
Nie była to może najprzyjemniejsza sprawa, gdy rodzina zabijała Cię dla pieniędzy, ale kobieta umarła przynajmniej spokojnie, zasypiając i odchodząc we śnie, chociaż Cyna podejrzewała, że gdyby nie wymieszanie trującej rośliny z tabletkami lub też inną formą środków nasennych, pewnie dusiłaby się lub wykręcałoby jej wnętrzności, płuca konkretnie — skazując, na wielogodzinną agonię.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#13
14.06.2023, 00:02  ✶  

Czy cel uświęcał środki… Victoria powiedziałaby, że zależy. Nie każda rzecz warta była, by poświęcić wszystko i wszystkich. Czasami trzeba było po prostu odpuścić – jakkolwiek trudne by to nie było. W naturze samej Torii nie było przegrywać czy się poddawać bez walki, ale były rzeczy, których by po prostu nie zrobiła. Albo tak jej się po prostu wydawało. Jeśli chodziło zaś o ten powóz – cóż… Uznawała, że akurat pod tym względem może się poświęcić, dla Sauriela, właśnie tak. Nie sądziła nawet, że to doceni, ale nie o to jej w ogóle chodziło.

- Ta… - była gotowa trochę się o to pokłócić: bo co tu było go zauważania? Wolała sobie pocierpić w milczeniu, żeby jej duma nie ucierpiała za mocno, ale prawda była taka, że to było całkiem miłe, kiedy druga strona się o ciebie martwi, a wtedy to zmartwienie pomieszane z niezrozumieniem było całkiem mocno wyczuwalne. I nie było głupiego pytania co jest grane, to przede wszystkim.

Sekret jak sekret… Zdaje się, że to nie była żadna tajemnica, ale Victoria jakoś nie była pewna, czy sama chce o tym mówić już teraz. Trochę… Chyba bała się reakcji. Pytań o to co dalej, jak to będzie. Nie przeszkadzała jej jego przypadłość, ale sama jeszcze tego do końca sobie nie ułożyła w planie na przyszłość, dlatego nic nie mówiła. Póki co. Prawdą jednak było, że zyskiwał przy poznaniu i o ile przestawał warczeć na wszystko dookoła.

Zazdrość. Właśnie. To było coś, czego z pewnością Lestrange jeszcze sobie nie uświadomiła ani tym bardziej nie przepracowała. Zapytana o to z pewnością by zaprzeczyła, no bo o co tu być zazdrosną? O nic… prawda? Ha… Cóż za naiwność. Zazdrosnym było się przecież o to, czego się nie miało, a chciało mieć, dlatego przyznać się do tego nie było tak łatwo, zwłaszcza jak było się tak dumną osobą. Przyznanie przed sobą było to równie trudne.

- On w ogóle nie jest głupi, tylko takiego udaje. Bo mu się nie chce i woli żeby mu wszyscy dali spokój, a jak cię mają za durnia, to o to dużo prościej – tyle wiedziała, bo jednak spędzili ze sobą trochę czasu. No i gdyby był tak przygłupi jak Edward – to pewnie sama zrobiłaby to samo co Cynthia. Albo coś podobnego. Są takie momenty, kiedy miarka się przebiera i coś w człowieku zwyczajnie pęka. A jeśli nie zrobiłaby tego, to z pewnością ta relacja byłaby tak ultra trudna, że nic tylko czekać na rozstanie z hukiem. - W ciągu roku… Mam nadzieję, że nasi rodzice nie wpadną na taki pomysł – mruknęła, nieco przestraszona (o tak, było to widać), uświadamiając sobie, że chyba obie strony były na tyle zdesperowane, że byłyby do tego zdolne. Już i tak zaręczyny zorganizowali im dość prędko. Tyle, że Victorii wcale nie spieszyło się do ślubnego kobierca i zmiany nazwiska. Saurielowi też zresztą nie, na tym polu mieli zgodę. Nikt ich jednak nie pytał o zdanie.

- A bo ja wiem… Nie wyglądało na to – prychnęła. - Wiesz co, mam wrażenie, że skoro nie tknęło go w trakcie, to w ogóle nie wyłapie, w czym jest problem. Ale nie wiem. Pogadam z nim… za jakiś czas. Zobaczę wtedy – skrzywiła się i upiła znowu trochę swojego drinka, by tylko się przekonać, że ma pusto w kieliszku. Chyba wypadałoby zawołać kelnera i poprosić o kolejnego. - Pytałam o to. Odpowiedź pana domu była dość zawoalowana, ale jakieś tam pokrewieństwo na pewno istnieje. Albo istniało. Sama nie wiem – westchnęła. Nie, nie rozejrzeli się potem. Nie dlatego, że nie chciała, a dlatego, że… No Sauriel, dzień, słońce, wampir… To było ostatnie o czym wtedy myślała. Wciąż wkurzona na mężczyznę myślała tylko o tym, żeby, ach… nic mu się nie stało. I choć była zła jak osa, to po prostu wolała, by szybko znalazł się w powozie i ruszyli do celu. - Nie rozglądaliśmy się. Nie było na to zbytnio czasu. Ale nie daje mi to spokoju – może trzeba tam będzie wrócić… w ramach spędzania wolnego czasu i oddawaniu się hobby jakim było poznawanie rzeczy oraz zaspokajanie ciekawości.

- Po dziesięciu? To gdzie ona miała oczy? – albo mózg? Dziesięć lat to szmat czasu. Żeby przez tyle się nie zorientować, to trzeba było być głupim, albo… zdesperowanym i nie mieć innych perspektyw. Tak przynajmniej jej się wydawało.

- Skąd, nie jest, ale dlatego pytam, bo nie byłam pewna, czy randka była rzeczywista – uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jeśli cię to pocieszy, to niedawno z Saurielem mieliśmy zarezerwowane miejsce w restauracji… dlatego zabrał alkohol i zaprowadził mnie na cmentarz – te ich spotkania… Chyba powinno się nazywać randkami, ale w głowie Victorii były w sumie nie wiadomo czym. - Chcesz mi o nim opowiedzieć, czy jeszcze zbyt szybko i wolisz to sobie poukładać? – nikt zresztą nie mówił, że randka ma być zobowiązująca, co to to nie. Nie chciała też Cyny naciskać. Wolała, by opowiedziała jej o archeologu kiedy sama będzie pewna, że w ogóle chce się tym podzielić. Może niektóre osoby byłyby złe, że przyjaciółka nie spowiada jej się z każdego aspektu życia, ale… hej. Sama tego też nie robiła i nie wymagała tego samego. Ufała jej pomimo tego, że nie wiedziała co i z kim robiła w każdej minucie swojego życia i wierzyła, że jeśli w życiu Flintówny wydarzy się coś istotnego, to się tym podzieli. A Tori będzie mogła ją wtedy dopingować – cokolwiek by nie robiła. - Inteligentni mężczyźni są niebezpieczni – stwierdziła, ale wcale nie miała na myśli tego, że ten wysoki i przystojny facet to jakaś zła partia, absolutnie. - I zdecydowanie bardziej pociągający niż przygłupy, hmm? – teraz to ona się droczyła z Cynthią, ale nie miała nic złego na myśli. Po prostu rzadko była okazja, by i ją nieco pozaczepiać ze względu na mężczyznę. - Pieniądze niektórym naprawdę przesłaniają pole widzenia – może sama miała złą perspektywę na sytuację, bo pieniędzy nigdy jej nie brakowało, należała zresztą do tych osób, które gdyby chciały, to mogłyby nie pracować do końca życia.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#14
18.06.2023, 01:23  ✶  
Odpuszczanie nie było mocną stroną blondynki, zwłaszcza gdy się na coś uparła. Nawet jeśli zdarzały się rzeczy, których nie mogła mieć i była tego świadoma, nie mogła wyrzucić ich z myśli. Miała wrażenie, że zostaną w niej na zawsze, zamknięte w jakieś ciemnej skrzynce i zepchnięte w odmęty umysłu, wyłaniając się, gdy będzie to najmniej potrzebne. Cynthia jednak nie dopuszczała też do sytuacji, gdzie traciła kontrole - raz chyba zdarzyła się takowa, wypalając się w niej, niczym trwały ślad, tatuaż. I chociaż czasem ciągnęło ją w tamtym kierunku, nie mogła nic z tym zrobić. Pewnych granic nigdy nie należało przekraczać.
Małe kompromisy, poświęcenia- zdawały się kluczowe w budowaniu silnych relacji i gdyby zapytała o zdanie przyjaciółkę, ta powiedziałaby Tori, że z pewnością Sauriel docenił to, co dla niego robiła.
- Nie brzmisz na przekonaną o tym. - przyznała ze spokojem, przyglądając się jej zza stołu z odrobiną niepokoju, ściągając brwi na ułamek sekundy. Niestety, nawet jeśli Flintówna chciałaby być dla Victorii bardziej pomocna, nie umiała. Nie znała się na relacjach z ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami - ta jej najbardziej zażyła i zakrawająca o intymność była pokręcona bardziej, niż kiedykolwiek przypuszczała, że się wplączę. A z Cathlem nie umiała nazwać nitki, która ich łączyła. Zafascynowanie? Pokrewne pasje? Fascynacja? Był z pewnością mężczyzną, z którym trudno było się nudzić. Czy Lestrange nudziła się w towarzystwie Rookwooda? Nagle przeszło jej przez myśl, że umiejętność wspólnego spędzania czasu również była ważna, a tu od razu trafili do nawiedzonego domu i była gotowa dla jego dobra lub też dla dobra sprawy - Cyna nie była pewna - na podróż na grzbiecie skrzydlatego konia.
Jeśli chcieliby kiedyś założyć rodzinę, istniały inne metody. Bycie wampirem może i było niespotykane, może niezbyt akceptowane przez społeczeństwo, ale Cyna nie uznałaby tego za powód do rezygnowania z życia, takiego względnie normalnego - w miarę oczywiście możliwości. Obecnie jednak nie zagłębiała się tak daleko w relację przyjaciółki z Saurielem, bo na dzieci w oczach blondynki, to były jeszcze za młode.
Zazdrość była potrzebna, trudna, zdradliwa i potrafiła odpalić w człowieku najgorsze, jak i te najlepsze instynkty, wszystko zależało od momentu, w którym zdecydowała się pojawić w życiu. Podobnie, jak Tori, ona też nie dopuściłaby do siebie myśli, że mogła być o kogoś faktycznie zazdrosna. Najgorzej było przyznać się przed sobą, jeśli miało się w swoim charakterze takie cechy, jakie reprezentowały sobie obydwie czarownice. To tak, jakby ujmowało to ich niezależności oraz wizerunkowi, który poniekąd budowały. Oczywiście czarnowłosa miała ów wizerunek znacznie lepszy, opleciony szczerością i większą dawką emocji.
- Trudno się z nim nie zgodzić. - przyznała z delikatnym wzruszeniem ramion, a przez myśl jej przemknęło jej własne udawanie. Każdy przecież postrzegał ją, jako kogoś innego, niż była w rzeczywistości. Tak, jak sobie to wymyślała. Podobnie, jak ludzie poważnie ie traktowali durniów, tak samo nie podchodzili do słodko-uroczych, cichych kobiet. Gwarantowało to odrobinę niewidzialności. - Nie jest głupi. Rozmowy z nim są zawsze intrygujące, nawet gdy bywa wredny. - dodała jeszcze, chwaląc odrobinę przyszłego męża przyjaciółki. Na kolejne jej słowa westchnęła cicho, bo faktycznie, zdawała sobie sprawę, że oni niewiele mieli do powiedzenia w kwestii małżonków, terminów i pewnie w przyszłości, imion dla dzieci. Dostrzegła cień strachu na twarzy przyjaciółki, co spowodowało, że po jej ciele rozszedł się nieprzyjemny dreszcz. Gdyby mogła, uratowałaby ją z tej opresji. - Pewnie nie.
Przypuszczała, że wpadną i nawet nie zabrzmiała specjalnie wiarygodnie, ale próbowała ją pocieszyć, nawet jeśli wyszło to odrobinę niezdarnie. Miała szybkie zaręczyny, pewnie i szybką uroczystość, chociaż z hukiem i pompą. Przecież obydwie były już w tym wieku, gdzie odrobinę kończył się im termin ważności.
- Dajmy mu szanse. - chociaż ta, że Sauriel zrozumie później jej złość, była znikoma. Z mężczyznami było tak, że najlepiej było czasem powiedzieć im coś wprost, bo domyślanie się nie należało do ich najmocniejszych stron. - Może faktycznie, jak porozmawiacie i powiesz mu wprost, będzie lepiej. Nie będzie takim flirciarzem, kobieciarzem? Przy Tobie mógłby się opamiętać, bo ja z nim zrobię porządek. - nie chciała, aby Tori cierpiała. Zerknęła na ich kieliszki, a potem uniosła się nieco, ruchem dłoni nawołując kelnera i nie odpowiedziała na słowa czarownicy, dopóki ten nie oddalił się z pustymi kieliszkami, aby zrobić im świeże drinki. Czy te same? Nie była pewna.
- Teraz to sama jestem ciekawa tego miejsca. Musieliście być naprawdę w pośpiechu, że odpuściłaś sobie małe śledztwo. - zauważyła, podnosząc na nią spojrzenie błękitnych oczu, wcale się jej nie dziwiąc. Po nocy w takim miejscu to nie czułaby się komfortowo, gdyby miała tam zostać. Nie miała jak powiązać tego z Saurielem, ale gdyby to zrobiła, pewnie uśmiechnęłaby się zadziornie w stronę Tori. Bo czy to nie były oznaki tego, że jej zależało na Rookwoodzie?
Zaśmiała się, kręcąc głową i nieco bezradnie rozłożyła ręce w odpowiedzi na komentarz o braku oczu u czarownicy. Też tego zupełnie nie rozumiała. Bo czy gdy się kogoś nie kochało, nie walczyło się o niego z całych sił lub o jego szczęście, zaczynając od sprawdzenia, czy my możemy mu je dać? - Ciekawe, czy teraz coś z tym zrobi, czy on ją kochał. Myślisz, że uczucie często rodzi się z przyjaźni?
Spojrzała na nią pytająco, poprawiając się na siedzisku. Kelner wrócił do ich stolika z nowymi drinkami oraz miską słonych przekąsek, którą postawił na środku. Cynthia nie czekała długo, przysuwając do siebie kieliszek, aby zrobić łyka. Ten sam, przyjemny smak rozniósł się po ustach, które następnie zwilżyła.
- Może go złapie za rękę, żeby sprawdzić, co zrobi? Miałaś okazję w ogóle go poznać? - odparła z nutą rozbawienia wciąż słyszalną w głosie, stukając paznokciami o szkło, podczas odstawiania napoju. Co z tym Cathalem zrobić, to nie wiedziała, może nawet nie chciała gdybać, skoro ta znajomość rozwijała się w tak przypadkowy i nieprzewidywalny sposób? - Na cmentarz? Czyżby udzieliły się mu moje zainteresowania? Z drugiej strony, to mnóstwo kwiatów oraz zniczy, całkiem romantycznie. - wzruszyła delikatnie ramionami, wspierając tym samym pomysł mężczyzny i dając Tori do zrozumienia, że nawet się postarał. Park wypadłby przecież dużo gorzej. Przez jej buzię przemknęło zaskoczenie, ściągnęła na chwilę brwi, jakby sobie coś uświadomiła - czy ta randka na cmentarzu z Panem Archeologiem, też miała być poniekąd romantyczna? - Mogę Ci opowiedzieć. Co byś chciała wiedzieć? Poznaliśmy się już chyba dwa lata temu jakoś, podczas jednego z bankietów.
Nie umiała mówić o takich rzeczach, nie miała tu doświadczenia i odrobina nieporadności zatańczyła w jej tęczówkach, więc uznała, że miejsce zapoznania będzie dla Victorii istotną informacją. Nie czuła potrzeby robienia z Shafiqa sekretu, dużo trudniej byłoby porozmawiać o Louvainie, ale chyba jego kuzynka nie wiedziała za bardzo o tym, co ich łączyło i co ich dzieliło i co sprawiało, że ich przyjaźń była tak skomplikowana. Cynthia łudziła się, że nie zauważyła tego wszystko "pomiędzy". Mówiła jej praktycznie o wszystkim, chyba tylko trzy rzeczy pozostały sekretem, który nie wiedziała, jak jej zdradzić w obawie o łączącą je więź, o ich relacje. Bo jak ktoś tak dobry i sprawiedliwy mógłby to znieść?
- To prawda. Ich spojrzenie czasem prowokuje w taki sposób, że wychodzę ze swojej strefy komfortu. - przyznała bezradnie, bo nawet jeśli nie traciła całkiem kontroli nad sytuacją, to jednak grała z nimi w te niedorzeczne gry, zaintrygowana i względnie ciekawa. A nie zdarzało się to ze strony Królowej Śniegu często. Złapała za precelka, wsuwając sobie do ust z zamyśleniem na twarzy. - Po inteligentnym mężczyźnie nie wiesz, czego się spodziewać.
Dodała jeszcze, jakby to był najbardziej ekscytujący oraz pociągający element znajomości z takowym. Aparycja była miłym dodatkiem, ale umysł był znacznie ważniejszy. Nie mogłaby zainteresować się kimś po prostu przystojnym, ale zupełnie bez inteligencji i tej nuty tajemniczości. Potęga umysłu była bardzo ważna.
- Pieniądze są częstym motywem zbrodni, ale obawiam się, że my nie jesteśmy w stanie zupełnie biedy zrozumieć. Bo czy kiedykolwiek nam czegoś brakowało? Ludzie szepczą, że każdy z dwudziestki ósemki jest w czepku urodzony, nawet te mniej istotne rody. - zgodziła się z nią, bo faktycznie, chciwość oraz egoizm przysłaniały rozsądek. Były pod tym względem podobne, gdyby mogła, to też pracowałaby już zawsze, rozwiązując kolejne zagadki, zagłębiając się w nowe metody wykonywania sekcji, tworząc nowe eliksiry lub zaklęcia uzdrawiające. Tak, wciąż miała w nich trochę hobby, nawet jeśli zrezygnowała z pracy w Mungu - chociaż zawsze mogła tam wrócić. - Sauriel jest w Twoim typie? Nigdy nie pytałam.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
22.06.2023, 20:04  ✶  

Kiedy odpuszczasz – nie zdobywasz, taka była smutna prawda o tym świecie. Jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz – to była druga. Całkiem dobrze, że odpuszczanie nie było wpisane w charakter Cynthii, dzięki temu była tutaj gdzie była i zdawało się, że niczego jej nie brakowało. Kobieta sukcesu, wykształcona, piękna panna na wydaniu… Tylko, że wcale na tym wydaniu nie chciała być. Chciała mierzyć wyżej niż zostać zaszufladkowana do zawodu starego jak świat, zawodu: żona. Zawodu: matka. Zawodu: przedłużam linię rodu, bo mój ojciec tak chce.

- To nie jest takie proste – powiedziała za to i westchnęła, po czym wygodniej rozsiadła się na krześle, zakładając nogę na nogę.

Może i nie była aż tak chłodna w obyciu jak Cynthia, ale otoczenie ją za taką brało, a ona temu wręcz pomagała (choć całkowicie nieświadomie). Chowanie emocji za płaszczem oklumencji nie ocieplało wizerunku, jaki wokół siebie roztaczała, choć dla tych najbliższych osób maskę ściągała i była zdolna do wyrażenia wielu emocji. Nie była najempatyczniejszą osobą na świecie, ale miała umysł na tyle analityczny i tak wiele rzeczy rozkładała na czynniki pierwsze, że czasami można się było pomylić. Tym niemniej takie uczucie jak zazdrość rzeczywiście by jej ujmowało i chyba nie była jeszcze gotowa sama przed sobą przyznać, że jest o kogoś zazdrosna. O kogoś, kogo jeszcze niedawno nawet nie lubiła, a kto został do jej życia wciśnięty siłą i trzeba było z tego coś ulepić, by się nie udusić.

- Mam wrażenie, że znasz go lepiej ode mnie – bo z początku nazwałaby go tylko i wyłącznie bucem i chamem. Ale nie debilem, o nie, nawet jeśli starał się uchodzić za kogoś, kto nic w życiu nie umie prócz grania na tej swojej gitarze. Aura flirciarza i złego chłopca przyciągała kobiety, maska debila odrzucała ludzi, którzy czegoś by od niego chcieli, a to wszystko i tak było na nic, bo jego rodzina znała go od podszewki i jednak wykorzystywali go na różne sposoby. Matka się go bała, ojciec się na nim wyładowywał. A najgorsze w tym wszystkim było to, ze oddali  jego życie wampirowi.

I Victoria nie uwierzyła w słowa Cynthii i nieco zmartwiona oparła łokieć na stoliku, by podeprzeć brodę na dłoni.

- Kogo ja chcę oszukać. Nagle oznajmili mi, że wybrali dla mnie przyszłego małżonka, równie nagle ustalili termin oficjalnych zaręczyn. Jestem prawie pewna, że nie zrobili tego od razu tylko po to, żeby minęła rocznica śmierci Drake’a i żebyśmy nie mówili potem, że się nawet nie znamy – Drake – były narzeczony Victorii, zginął rok wcześniej na wiosnę. A już w grudniu przedstawili ją Rookwoodowi. Tori nie była głupia, dodała sobie dwa do dwóch, zrozumiała też, że musieli to planować już dłuższy czas, a fakt, że jej matka i ojciec Sauriela byli kuzynostwem, oznaczał, że się znali, zaś zbieżność ich charakterów wpływała na to, że dogadywali się nazbyt dobrze. - Od początku traktowali nas jakbyśmy już byli zaręczeni – westchnęła i zakołysała kieliszkiem. - No nic. Możesz być pewna, że nie pozwolę im zrobić wesela po ichniemu. Jeśli mam wychodzić za mąż to tak jak chcę – może nie miała nic do gadania w kwestii wybranka. Ale skoro to będzie ta rodzina, to ostatecznie pewnie rozejdzie się po kościach, jeśli Victoria się uprze na jakieś szczegóły tego ślubu, który cholera wie kiedy będzie. - Może. Nie wiem. Zobaczę. Na razie nie chce mi się z nim gadać – i dlatego zostawiła go bez słowa, a teraz cieszyła się, że mogła się spotkać z Cynthią.

- Przede wszystkim to chciałam wrócić przed północą. Miałam nadzieję, że zdążę żeby cię tutaj wyciągnąć – to nie było kłamstwo, a na pewno nie do końca. Nie była to też cała prawda. Po prostu wiele więcej Victoria nie mogła na temat sprawy powiedzieć. Nowego drinka przyjęła zaś z wdzięcznością.

- Nie wiem czy często. Wydaje mi się za to, że przyjaźń powinna być dużą podstawą związku. Miłość może przeminąć i jeśli pomiędzy parą było tylko pożądanie, to co im zostanie? A tak… Nie bierz mnie za wyrocznię, nie znam się – i z pewnością nie mówiła z doświadczenia. Było w tym jednak wiele z tego, czego sama by sobie życzyła w przyszłości: by pomiędzy nią  a jej małżonkiem istniała przyjaźń. Czy było to możliwe to się miało dopiero okazać.

- Spróbuj jeśli chcesz – parsknęła. Jeśli Cynthia chciała się trochę z tym mężczyzną pobawić, to przecież nie potrzebowała do tego zgody Victorii. - Hmm… Nie mam pojęcia – jeśli więc go spotkała to musiało być to tak przelotnie, że nie potrafiła sobie tego spotkania do niczego dopasować. Była jednak na to szansa, skoro Cyna wspomniała o bankiecie. Znaczyło to, że to nie była jakaś szlama, a czystej krwi czarodziej, zaś to grono było na tyle… hmm, hermetyczne, że była szansa się kojarzyć, choćby z widzenia. Ale różnie bywało. - Raczej nie – uznała w końcu. - Nie, raczej po prostu chciał mnie tam zabrać, bo jest tam spokój od ludzi. Tylko nie przewidzieliśmy, że wyskoczą na nas dwa duchy, małżeństwo, i spróbują zagadać na śmierć, opowiadając historię swojego życia i przy tym się kłócąc niemiłosiernie – uśmiechnęła się do Cynthii. Miała teraz wrażenie, że duchy czegoś od niej chciały, ale może to był tylko przypadek. - Och no wiesz, podstawy. Ile ma lat, czy ci się podoba i jakie ma wobec ciebie zamiary – puściła do Cynthii oko. Mimo wszystko wydawało jej się, że chyba było za wcześnie, by Cynthia była w stanie powiedzieć dużo więcej. - Może jaką jest osobą – podsunęła jej jeszcze.

Prawdą było, że Victoria nie była do końca świadoma jaka relacja łączyła Cynthię i jej kuzyna. Paradoksalnie największy i najlepszy kontakt ze swojego kuzynostwa miała z Williamem, z którym Cynthia pracowała. Reszta jakoś… Się porozbiegała. Z Lorettą i Louvainem jakoś nie było jej po drodze, oni obrali zupełnie inne życie, wśród blasku fleszy. Jedyny kontakt miała z nimi na rodzinnych spotkaniach i innych bankietach. Być może jednak Cynthia martwiła się bez powodu, bo choć Victoria pracowała w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, to przecież nie nosiła odznaki cały czas. Zresztą… Nie dałaby tak po prostu wydać swoją rodzinę, nawet gdyby odkryła że robią coś okropnego. O rodzinę się dba – tak powiedziała kiedyś Saurielowi, który nie był do końca spokojny z tego powodu, że idzie z aurorką do baru na Nokturnie. A Cynthia, może nie łączyły je więzy krwi, taką rodziną była.

- Właśnie. I dlatego to takie intrygujące. Przewidywalni faceci są nudni – Jak Edward. Jak Drake. Na tym polu całkowicie się ze sobą zgadzały: że przystojny facet to miły dodatek, a chodziło o coś zupełnie innego.

Ostatnie pytanie Cynthii znowu zaskoczyło Victorię, na tyle, że zamrugała zaskoczona. To było proste pytanie. Całkowicie normalne pytanie. Ale jakoś nie spodziewała się, że je usłyszy. Upiła drinka, ewidentnie kupując sobie czas, bo był to moment, w którym brunetka zastanawiała się jak odpowiedzieć.

Ale przecież odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta i znana jej od dawna.

- Jest. Podoba mi się – powiedziała w końcu, uznawszy, że nie ma sensu robić więcej uników, bo Cynthia i tak to z niej wyciągnie.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#16
02.07.2023, 00:34  ✶  
Niesprawiedliwie było życie, a jeszcze bardziej dostawało się w kość, gdy było się kobietą, córką któregoś z tych "lepszych" rodów magicznych, wypisanych srebrnym atramentem łudząco przypominającym krew jednorożca do skorowidza czystości krwi. Tori i Cyna wyprzedzały trochę swoje czasy, nie chciały być wrzucone do worka żon oraz matek, które z poświęceniem skupiały się na potomstwie, haftując wzory przy popołudniowej herbacie. Obydwie były stworzone do czegoś więcej, chociaż los usilnie rzucał im kłody pod nogi, próbując chyba co kilka kroków udowodnić im, że nie było sensu walczyć z przeznaczeniem, że przypominało to syzyfową pracę. A im częściej tak było, tym zdawać się mogło, czarnowłosa i blond włosa czarownica więcej miały w sobie woli walki. Miały wszystko — powiedziałby postronny, gorzej urodzony obserwator, ale tak naprawdę, ciągle ktoś usiłował podciąć im skrzydła. I w głębi serca błękitnooka nie mogła się z tym pogodzić.
- Nie jest.
Zgodziła się, idąc jej śladem i wygodniej siadając, a przez usta przemknął jej cień uśmiechu. Szczerze mówiąc, łatwiej było poradzić sobie ze skomplikowaną sekcją zwłok niż czasem z tym, co stawiało przed nimi życie i emocjami, jakie wywoływało. Wielu z nich nie rozumiała, niekiedy przez to tonąc i być może to był z jeden powodów, dla których znacznie lepiej czuła się w swoich maskach niż bez niż. Gdy ludzie otrzymywali reakcje, które chcieli, zdawali się bardziej zadowoleni z życia.
Dostrzegała w przyjaciółce ciepło i stabilność, przez co nigdy nie pomyślała o niej, jako o jednostce chłodnej. Nie miała jednak pojęcia, jaki wizerunek kreowała sobie podczas pobytu w biurze i w terenie, gdzie Cyna nie mogła jej dostrzec. - Kłamstwo jest największą miłością, jaką możesz dać światu. - westchnęła nagle dziewczyna, przenosząc spojrzenie na blat stolika, na którym tkwiły szklane przedmioty oraz przekąski, które wcześniej przyniósł kelner, a o których zapomniały. Wierzyła w te słowa, jakkolwiek irracjonalnie brzmiały, chociaż sama typowo kłamać nie umiała, bo swoje aktorstwo postrzegała całkiem inaczej. - Z Saurielem zawsze łączył mnie Fergus, miałam po prostu okazję go obserwować. A w tym moja Droga, jestem całkiem niezła.
Wyjaśniła jej z delikatnym wzruszeniem ramion, podnosząc na nią wzrok. Nigdy nie zwierzali się sobie, niewiele mieli też okazji do rozmów tylko we dwoje. Ba, przecież na początku jedynie co, to wzajemnie się irytowali, doprowadzając tym do szału Olivandera. Rookwood miał w sobie jakąś głębię, coś niepokojącego i poniekąd pociągającego, Cyna byłaby w stanie zrozumieć pojawiającą się zazdrość wraz z upływem spędzanego razem czasu. Nie miała okazji doświadczać tego uczucia często, dwa lub trzy razy może? Zwykle jej potrzeba kontroli sprawiała, że nie pozwalała rozwijać się relacjom na tyle, aby jakiekolwiek przywiązanie wchodziło w grę. O Lestrange byłaby jednak zazdrosna, kochała ją, jak siostrę i nie byłaby zachwycona, gdyby miały dzielić z kimkolwiek więź, którą miały. Przyglądając się jej, nie miała pojęcia o tym, co działo się w jej umyśle i jak smutna, poniekąd tragiczna, była historia jej narzeczonego.
Westchnęła na jej słowa. Rozumiała, naprawdę, była przecież w tej samej sytuacji, ale Edward na szczęście od Merlina, skończył rychło żywot w oceanie. - Jesteśmy jak towar z terminem ważności Vic. Im starsze, tym trudniej będzie wypełnić nasze "obowiązki". - przerwała na chwilę, mimowolnie krzywiąc się na ostatnie słowo, które uciekło spomiędzy jej warg, jakby samo pomyślenie o kobietach, jako o maszynkach do przedłużania rodów sprawiło, że nieprzyjemny dreszcz przebiegł gdzieś w jej wnętrzu. - Jestem pewna, że chociaż egoistycznie i w sposób beznadziejny, kierowali się Twoim dobrem. Wierząc, że droga, którą przeszła Twoja mama, jej babka i wszystkie kobiety przed nami, będzie najlepsza. Jestem przekonana, że mój ojciec też szuka odpowiedniej oferty biznesowej, gdzie będę kartą przetargową.
Zakończyła swój monolog z głosem odrobinę poirytowanym, ale zdawała sobie, że nawet jeśli chciałyby i nawet jeśli sugerowałaby, że mogłyby z tego uciec, konsekwencje mogły być okropne. Już nie tyle, ile wykluczenie z rodziny, ale może też z całego magicznego społeczeństwa? Aranżowane małżeństwa były codziennością, paskudną i przykrą, jednak nie wzbudzały powszechnego rozjuszenia. A powinny. Drake też umarł, tyle że Victorii nie dali tyle czasu na "żałobę", a Cyna go trochę wymusiła. Fakt, że przypominała swoją matkę, sprawiał, że czasem mogła coś u ojca ugrać.
- Ja bym po prostu chciała, żebyś była szczęśliwa lub spróbowała być. Nawet jeśli nie możesz nic z tym zrobić, nawet jeśli Sauriel nie jest idealny, to jednak macie nić porozumienia. Czasem, gdy długo wypowiadamy jakieś słowa, stają się po prostu prawdą.
Nie wątpiła, że ślub będzie według jej planu i pomysłu. Tori była zbyt dumna i niezależna, aby dała wszystko zorganizować matce tak, jak kobieta mogłaby tego chcieć. Na komentarz, że nie miała ochoty gadać z Rookwoodem, błękitnooka uśmiechnęła się z nutą rozbawienia, przyglądając się jej jeszcze chwilę badawczo, zanim przeniosła wzrok na trzymany przez siebie, kończący się trunek.
- I co ja bym bez Ciebie zrobiła? Spędzenie z Tobą urodzin to najlepszy prezent.. - powiedziała zupełnie szczerze, a w jej zwykle spokojnym i dość chłodnym głosie, rozbrzmiała jakaś nuta wdzięczności. Nie narzekała nigdy na samotność, nie świętowała nigdy hucznie urodzin, ale teraz, gdy Castiel wyjechał lub raczej wypłynął, poczuła jakąś iskierkę radości, że nie jest sama. Zawiła była relacja i samo posiadanie bliźniaka, który zwykle doprowadzał do szału, ale niezależnie od okoliczności, to zawsze pozostawiał jakąś tęsknotę, gdy się oddalał.
- Mama mi kiedyś mówiła, że związki są proste i tylko my je sobie komplikujemy, ale nigdy jej nie wierzyłam. - wyznała szczerze, bo jakoś obraz jej rodzicielki przemknął jej przed oczami, a w uszach rozbrzmiał dźwięk głosu. Odrobinę zamglony i oddalony, zapewne też zniekształcony przez upływ czasu. - Nie znasz się, a brzmisz rozsądnie!
Dodała z nutą rozbawienia i jakąś chęcią droczenia się, którą pewnie potęgował alkohol oraz zmęczenie. Flintówna od lat zmagała się z bezsilnością, pomagając sobie eliksirami, z którymi zdarzało się jej przesadzać. Miała wrażenie, że gdy była już bardzo zmęczona, to alkohol znacznie szybciej na nią wpływał, odkryła to kiedyś chyba dzięki Louvainowi.
- Właśnie nie wiem, czy chce i czy powinnam. Bo co wtedy z naszą grą? - odpowiedziała z odrobiną niezdecydowania, nieporadności. Zupełnie nie wiedziała, dokąd zaprowadzi ją i Cathala los, ale odkrywanie tego, było na swój sposób ekscytujące. Nie chodziło o taką czystą zabawę, nie traktowała go w ten sposób. Może testowanie? Sprawdzanie, kto i w jaki sposób przekroczy granicę drugiego człowieka? - Muszę przyznać, że jest przystojny, łatwo go zapamiętać, jeśli się go spotka. Ma taki trochę niebezpieczny uśmiech i nonszalancki, ale niewymuszony sposób bycia w całej swojej grze pozorów.
Wyjaśniła jeszcze, gdy archeolog kolejny raz pojawił się przed oczami, wywołując westchnięcie. Jej uwaga ponownie skupiła się na przyjaciółce, gdy ta zaczęła mówić. - Zauważyłaś, że odkąd.. Hmm, powiedzmy, że jesteś z Saurielem, dzieje się dużo rzeczy? Duchy małżeństwa i kłótnia nie brzmi jak przypadek. To była dobra opowieść?
Trudno było nie zauważyć, że los rzucał jej sporo wydarzeń, które miały zacieśnić jej więź z Rookwoodem. Nic tak nie wiązało ludzi, jak wspólne chwile i doświadczenia, pierwsze razy. Wszystko to skłaniało do dzielenia się sekretami, które spajały. Tak sobie przynajmniej Cynthia wymyśliła. Gdy czarnowłosa zadała pytania, było znacznie łatwiej. - Cathal jest starszy, ma 35 lat. Jest wysoki, ma jasne włosy i niebieskie oczy, ładną sylwetkę. Myślę, że jest dość popularny u kobiet, chociaż zdaje się nie przykładać do tego uwagi. Zamiary? - przerwała na chwilę, ściągając brwi w zamyśleniu na słowo, którego siedząca naprzeciw czarownica użyła. - Nie ma chyba żadnych, podobnie, jak oczekiwań. Robi coś, czego, jak wiesz, nie znoszę — zupełnie nie ma planu i kontroli nad tym, co się dzieje. I nie wiem, dlaczego mu na to pozwalam. Może dlatego, że ostatnio, jak z nim wyszłam, to biegałam w sukience bankietowej nocą po Londyńskim lesie, szukając przeklętego pomnika. -przerwała na chwilę z niedowierzaniem, kręcąc głową, bo brzmiało to niedorzecznie, ale przecież jej nie okłamała. Dla Cynthii było to duże wyjście ze strefy komfortu, może nawet z roli. Dopiła drinka, bo zaschło jej trochę w gardle. - Bystrą i cwaną, ale też wydaje mi się lojalny. Jaki jest Sauriel, poza kobieciarzem? Wydaje mi się jednak Tori, że każdy czarodziej w pewnym wieku nim jest, to przywileje dobrego nazwiska i znośnej buzi.
Nie mogła przypomnieć sobie mężczyzny, który nie miał jakichś wbudowanych gestów, czy słów, które kojarzyć mogłyby się jedynie z flirtem. Nie mieli tak związanych rąk, jak one i większość z nich mogła swobodnie szukać sobie żony. Ba, ilu pracowników Ministerstwa miało poza małżonką, mnóstwo kochanek? Mężczyźni już tak mieli chyba.
Nawet jeśli chciała, to nie umiała jej opowiedzieć o relacji z Louvainem, która nie była prosta i przejrzysta. Łączyło ich coś głębokiego, a jednocześnie byli po prostu przyjaciółmi. Tkwili w czymś, co od lat nie ruszało się z miejsca. Zgodziłaby się z Victorią z tym że Lori, jaki i Lou, prowadzili zupełnie inne życia, niż one. I trudno było to zrozumieć, płynące z nich zachowania oraz tok myślenia.
Gdyby Lestrange zapytała, dla Cyny ich relacja była ponad prawem i ponad wszystkim innym. Byli tacy ludzie w życiu, dla których po prostu robiło się rzeczy, które mogły zjeżyć włosy na głowie. Przez wzgląd na pracę przyjaciółki, nie poruszała jednak z nią tematu nekromancji. Nie chciała stawiać jej w niekomfortowej sytuacji, nie była to kwestia braku zaufania.
- Tak. - zgodziła się cicho, uśmiechając pod nosem. Niewielu zostało tych bystrych, inteligentnych i intrygujących, którzy byliby dostępni. Czy nie miały trochę szczęścia, będąc w stanie na takowych trafić w tak zamkniętym świecie czarodziejskiej śmietanki towarzyskiej?
Widząc jej reakcję, zacisnęła usta i nie uciekła spojrzeniem, samej będąc chyba zaskoczoną. Wyglądało, jakby Victoria się nigdy nad tym nie zastanawiała, a przecież spędzali ze sobą tak dużo czasu. I jeszcze większe zdziwienie ogarnęło Cynthię, gdy dostrzegła zaskoczenie na jej twarzy, które powolnie przeobrażało się w pewność. Przecież musiała wiedzieć od dawna.
- Hmmm.. Czy to nie sprawia, że Twoje aranżowane małżeństwo jest ciekawsze i ma szanse na wplecenie pożądania? - zapytała, decydując się na kucie żelaza, póki to było gorące. Obydwie były dorosłe, mogły rozmawiać o wszystkim. Akceptacja aparycji partnera dużo w takich związkach ułatwiała. Bo co by było, gdyby Sauriel się jej nie podobał i był brzydki, jak Edward? Chociaż jej martwy, były narzeczony nie był brzydki, był po prostu miałki i nijaki.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#17
03.07.2023, 21:18  ✶  

- Zależy co się pod tym kłamstwem kryje – jeśli jakaś brzydka maska była przykrywana ładną… to cóż, tak, było wtedy największą miłością, bo w ryzach trzymało się swoje demony. Ale świat nie był czarno-biały i to nie było takie proste. Wszystko należało wsadzić w ramy i spojrzeć na cały obrazek. - Ach no tak. Fergus. Cały czas się zastanawiałam dlaczego jego imię brzmiało znajomo, kiedy mówił o nim Sauriel – i w końcu zaklikało jej w głowie z czym jej się to kojarzyło i dlaczego momentami miała wrażenie, że zapomniała o czymś ważnym. Teraz miała już swoją odpowiedź i nawet przymknęła na chwilę oczy i pokręciła głową na swoją głupotę.

Towar z terminem ważności – brzmiało to tak piekielnie smutno i piekielnie prawdziwie. I aż zadrapało w serce Victorii, bo Cynthia tego nie wiedziała, ale ona swojego „obowiązku” nie wypełni tak czy siak. Dlatego nie rozumiała, po cholerę w ogóle była aranżacja tego małżeństwa, bo nie przedłużą w ten sposób żadnej krwi. Choć może po części powinna być wdzięczna… Ale to był trudny temat i w odpowiedzi Lestrange tylko parsknęła cicho, a potem lekko zacisnęła palce na kieliszku. Wyglądało to pewnie jakby denerwowała się, że są takim towarem z terminem ważności, który się kończy. I tak i nie. Sprawa była znacznie trudniejsza. Już pomijając to, że rodzice wydawali ją za kogoś, kto nie mógł mieć dzieci – to wydawali ją za wampira. I była p e w n a, że oni o tym doskonale wiedzą. W jakim świecie ta decyzja była dyktowana dobrem ich pierworodnego dziecka – nie wiedziała. I chociaż to jej nie przeszkadzało, to że Sauriel jest wampirem, to po prostu sama idea, co stało za planami rodziców, było dla niej całkowicie niezrozumiałe.

- Pewnie tak… Mam nadzieję, że kogokolwiek ci nie wymyśli, będzie dokładnie tym, kogo sobie sama wymarzysz. Ale zawsze możesz go ubiec i mu przedstawić jakiegoś odpowiedniego kawalera, może uzna, że to jednak lepszy pomysł? – znały swój los odkąd były małymi dziewczynkami, dlatego żadna z nich teraz nie siedziała tutaj i nie płakała, zmazując makijaż słonymi łzami. Chyba obie były na pewien sposób pogodzone ze swoim losem i z tym co mogłoby się stać, gdyby się jawnie sprzeciwiły. W tym społeczeństwie nie było zbyt wiele miejsca na wychodzenie przed szereg, jeśli chciało się wieść wygodne życie. A to, z pewnością, Victoria chciała.

- Dziękuję – to były tak naprawdę bardzo pocieszające słowa, to co powiedziała Cynthia. Może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy… Ale brunetka uśmiechnęła się teraz do niej, rzeczywiście przypominając sobie o przekąskach. - Och… chociaż tyle mogę zrobić – odpowiedziała jej i nieco figlarnie przekrzywiła głowę na bok, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech.

- Myślę, że każdy związek jest po prostu inny. Jedne będą proste, jedne trudniejsze – a jeszcze inne okażą się prawdziwym wyzwaniem, największym w życiu. Jednak pewnie wszystko dało się jakoś wypracować, o ile dwie strony chciały w ogóle rozmawiać. I o ile sztuka kompromisu nie okazywała się jakąś wiedzą tajemną i czarną magią. - Ale czy każdy jest skazany na porażkę od startu? Tego bym nie powiedziała – chociaż może trochę zaklinała rzeczywistość, bo sama chciała w to wierzyć.

- W takim razie zastanów się na spokojnie i nie rób nic wbrew sobie – odpowiedziała Cynthii i znowu się uśmiechnęła, unosząc nieco kieliszek, jakby chciała powiedzieć „twoje zdrowie”.

- Po prostu zaczęłam częściej wychodzić z domu – roześmiała się, ale akurat sama zauważyła, że jakoś… częściej przytrafiają jej się dziwne sytuacje. Póki co jednak chciała się łudzić, że to faktycznie chodziło o znacznie częstsze wybywanie z domu. Nie podejrzewała Sauriela o to, że przynosił pecha, raczej po prostu… czasy stawały się coraz mniej spokojne. Widziała to w pracy. - No kłócili się jak stare dobre małżeństwo i przekrzykiwali wzajemnie. Nic ciekawego. Opowiedzieli dosłownie całą historię swojego nudnego życia, a my siedzieliśmy tam sobie w ciszy i… popijaliśmy sobie… Jak już dali nam spokój to byłam trochę wstawiona – Victoria skrzywiła się trochę, ale fakt był taki, że wysłuchiwanie tych duchów to było coś, co trudno było wykonać na trzeźwo. 

Słuchała opowieści Cynthii wpatrzona w nią, opierając twarz na swojej dłoni i uśmiechając się doń tajemniczo. Brzmiało to co najmniej jak opowieść nastolatek, które właśnie przeżywały swoją pierwszą fascynację, robiąc coś, co absolutnie wypychało je z ich strefy komfortu. Tylko, że Cynthia nie była już nastolatką i miała swoje jasne zasady… które łamała w obecności mężczyzny. Jeśli to nic nie znaczyło, to Victorii powinien wyrosnąć na dłoni kaktus.

- Fascynuje cię to, że jest starszy? Bardziej doświadczony? Że sprawia, że robisz rzeczy, których normalnie byś nie zrobiła? – niektórzy mężczyźni byli charyzmatyczni, mieli jakiś taki swój urok… Grunt to nie przegrać tej walki i nie wyjść z ranami, które mogły człowieka poskładać. Miała nadzieję, ze ten cały Cathal nie skrzywdzi Flintówny. - Oby taki faktycznie był – zanotowała cechy Cathala i znowu nieco zaskoczyło ją pytanie o Sauriela. - To nie powinno być żadne usprawiedliwienie – stwierdziła, niezbyt zadowolona, bo denerwowało ją to ciche przyzwolenie na to, by mężczyźni robili co chcieli i z kim chcieli, a kobiety… wiadomo. - Sauriel jest humorzasty. W jednej chwili żartuje, a w drugiej jest odwrót do góry nogami. Ale przy tym jest naprawdę inteligentny – wspominała już, że nie jest głupi, ale jej opinia szła dalej. No i… Nie nudziła się przy nim, to na pewno.

- Nie wiem. Obawiam się, że to musi działać na dwie strony, a nie wydaje mi się, żebym ja była w jego typie – nigdy jej czegoś takiego nie powiedział, skąd. Pomijając pewną oczywistą niemoc wampirów, to po prostu widziała jak zachowywał się w stosunku do obcej dziewczyny w (nawiedzonym) domu, a jak traktował ją samą. Może przemawiała teraz przez nią gorycz i złość z dzisiaj, ale ach – takie coś ubzdurała sobie już jakiś czas temu i teraz wiele rzeczy jakie dostrzegała, pasowało jej pod tezę. Może błędną. Ale tak się właśnie czuła.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#18
23.07.2023, 22:27  ✶  
Nie było trudno zadowalać ludzi, mówić im to, co chcieli usłyszeć. I wcale nie wymagało to kunsztu i czasu, który poświęciła swoim umiejętnościom Cynthia. Tak było łatwiej, nie wywoływało to konfliktów, które w przyszłości negatywnie mogłyby wpłynąć na relację. A przecież utrzymywała tylko te wartościowe i potrzebne. Gdy wypowiedziała imię Olivandera, jej spojrzenie powędrowało ku jej twarzy, przytaknęła, wprawiając w ruch jasne pasma.
- Był łączącym nas ogniwem, chociaż przyznam Ci szczerze, nie lubiłam Fergusa długo. Potem nas zamknęli w tej bibliotece na noc i potoczyło się samo, a z czasem przedstawił mi bliżej Sauriela, nigdy jednak nie byliśmy przyjaciółmi. Nie mogę powiedzieć jednak, że go nie lubię. Uważam za interesującego w pewnych aspektach.
Wyjaśniła, nie mogąc powstrzymać iskierek nostalgii, które przemknęły przez jasne tęczówki na wspomnienie minionych dni. Hogwart zawsze był dla niej pełen dobrych wspomnień, chociaż znaczna większość obejmowała pannę Lestrange.
Teoretycznie pogodziła się ze swoim losem, identycznym z kazdej dobrze urodzonej kobiety w magicznym społeczeństwie, ale w praktyce, wciąż rozbudzało to w niej złość i zirytowanie, z którą nic nie mogła zrobić, poza wygłuszeniem lub przekształceniem w siłę napędową w pracy, gdzie przecież miała już niewiele czasu. Oczywiście zamierzała pracować nawet po ślubie, ale wiedziała, że wszystko wtedy się zmieni i nie będzie mogła aż tak się poświęcać swoim trupom. Zawsze sądziła, że Tori będzie dobrą mamą i dziwnym dla niej byłoby, gdyby wiedziała o tym, że nie będą mogli mieć dzieci. Cóż, zawsze były alternatywne metody, tylko czy adopcja lub posiłkowanie się zapomnianą magią, o ile istniały odpowiednie zaklęcia, byłoby czymś, co czarnowłosa by zrobiła? Jej mina sugerowała Cynie, że nad czymś myślała, jednak blondynka czuła, że tym razem nie powinna o to pytać, bo wyraz oczu sugerował, że sama się z tym jeszcze nie uporała.
- Obawiam się, że niewiele mam do powiedzenia. - westchnęła, wzruszając jedynie ramionami. Zresztą, kogo niby miała przedstawić ojcu ze słowami "To on zostanie moim mężem.", skoro nie pozwalała sobie na taki rozwój relacji, zwykle wszystko ucinając. Zresztą, czuła też coraz mniej. Owszem, był zaręczony z inną Louvain i był Cathal, który miał w głowie zupełnie inne rzeczy i zapewne nie traktował jej poważnie, ale nigdy nie wybrnęła myślami na tyle, aby myśleć o takich związkach, o poważnych decyzjach. Być może dlatego, że niosły ze sobą paskudne zmiany. - Gorszego niż Edward już nie trafi, więc nie będzie tak źle. Zresztą, mamy spełnić swoje obowiązki, nie musimy kogoś kochać.
Dodała jeszcze ze spokojem, jakby był to temat, nad którym długo rozmyślała już wcześniej. Nie było sensu już teraz dramatyzować, ten okres miały za sobą, gdy były nastolatkami i w głowie rozlewał się jakiś bunt przeciwko narzuceniu takich relacji.
Odwzajemniła jej uśmiech. Zawsze, gdy były razem, to tak, jakby odbywała trochę podróż w czasie. Mogła pozwolić sobie na bycie miękką, nawet łagodną. Bo przecież dla Victorii zrobiłaby wszystko. Przekręciła głowę, stukając palcem w maźnięte szminką usta, pokręciła delikatną głową. - Są jednostki, które niezależnie, jak będą próbowały, to nigdy nie będą ze sobą współgrały i wtedy jest to skazane na porażkę, a do tego marnuje czas. Niewiele mamy przecież czasu. A to czy każdy, to chyba zależy od charakteru, masz trochę racji. To nie takie proste.
Zgodziła się z nią, przedstawiając jednocześnie swój punkt widzenia. Uśmiechnęła się, sięgając po jedną z przekąsek, którą potem popiła drinkiem. Trochę jej zaschło w gardle.
- Może kiedyś spotkamy się we czwórkę. - rzuciła pogodnie, niby żartem, niby serio, chociaż nie mogła sobie w ogóle tego wyobrazić. Gdyby jednak Cynthia pozwoliła sobie na zaangażowanie, Tori musiałaby przecież poznać tego mężczyznę, bo jej zdanie było dla niej ważne. Znała ją jak nikt — lepiej, niż Castiel. Na to, że po prostu częściej wychodziła i wcale nie była to zasługa Rookwooda, trochę nie mogła uwierzyć. Kobiety promieniały, gdy spędzały czas z mężczyznami, którzy je interesowali — nie tylko na tle romantycznym lub seksualnym, ale po prostu. Uniosła brwi, posyłając jej figlarne, zainteresowane spojrzenie. Ona była jedyną istotą na ziemi, która mogła sprawić, że Flintówna interesowała się takimi tematami, plotkując, jak nastolatka. - Byłaś trochę wstawiona iiiii?
Nacisnęła delikatnie, nie wierząc, że był to koniec opowieści. Może chociaż złapali się za ręce? Lub byli nawet dalej, całując się w blasku cmentarnych zniczy! Zacisnęła usta delikatnie, nie chcąc roześmiać się do swoich niedorzecznych myśli, fantazji, które nawet dla niej były zaskoczeniem.
Gdy mówiła, to przyjaciółka wpatrywała się z nią z tą swoją miną, która nie wróżyła niczego dobrego. Brzmiała źle? Głupio? Najpewniej nierozsądnie. Cathal był niespodzianką w jej życiu, jakimś zaskoczeniem, skłaniał ją przecież do tego wszystkiego, czego nigdy by nie zrobiła. Gdyby nie doskonale opanowana kontrola emocji, to wzrok ciemnowłosej najpewniej sprawiłby, że porcelanowe lice zakryłby solidny rumieniec, a tak, pojawiło się ledwo dostrzegalne zaróżowienie. Na jej pytania, ściągnęła brwi zaskoczona.
- Fascynuje...? - powtórzyła cicho, jakby zupełnie o tym nie pomyślała, dopóki ta nie powiedziała jej tego na głos. Zwilżyła wargi jakby zakłopotana, przenosząc wzrok z siedzącej naprzeciw kobiety na swojego drinka, którego upiła. Na Merlina, czy Cathal ja fascynował?
- Nie wiem, naprawdę nie umiem Ci odpowiedzieć.. - mruknęła w końcu z westchnięciem, trochę wymijająco, ale nie okłamała jej, o tym powinna wiedzieć. - Zawsze rzuca mi wyzwania, zwiedził kawał świata — to wszystko interesujące.
Usprawiedliwiała się? Być może, dlatego też bezpieczniej było wrócić do Sauriela, który przecież był pewniejszym jutrem, dla Tori, niż Shafiq dla niej.
- Nie jest, ale przecież Ty też możesz odpalić swoją wewnętrzną, charyzmatyczną flirciarę i sprawić, żeby był zazdrosny. To jedna z najpotężniejszych broni, jaką mamy. - podpowiedziała niewinnie, wzruszając delikatnie barkami. Jeśli Rookwood by kiedyś przesadził, mogła odpłacić mu w ten sam sposób i zobaczyć, jak on zareaguje. Nie był jej obojętny, więc czemu nie sprawdzić, czy ona nie była obojętna jemu? Faceci byli terytorialni i albo chciwi, albo zachowywali się, jak pies ogrodnika, gdzie ten drugi typ, był znacznie trudniejszym przypadkiem zdaniem Cyny.
- On jest inteligentny, cwany i przebiegły, ale wydaje mi się, że.. Jakby to ująć? On patrzy na więcej, jeśli chodzi o coś więcej, niż seks lub inne formy flirtu.
Widziała go obleganego przez dziewczyny nie raz, Fergus tez różne rzeczy jej opowiadał, ale nie była sobie w stanie przypomnieć, żeby którakolwiek była w stanie zatrzymać go przy sobie na dłużej, pełnić funkcję inną, niż umilacz czasu lub zabawki. Nie zmieniało to jednak faktu, że Tori była zazdrosna, nawet jeśli nie dopuszczała do siebie tej myśli. Niezależne, silne kobiety już tak miały, długo zajmowało im dostrzeżenie prostych prawd, jeśli chodzi o strefę własnego komfortu, tą najbardziej intymną. Blondynka nie była lepsza.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#19
03.08.2023, 09:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.08.2023, 09:46 przez Victoria Lestrange.)  

Zamknięcie czarodzieja na noc w bibliotece brzmiało troszkę jak absurd – w końcu były zaklęcia otwierające zamki, a uczniowie w szkole bez różdżki się nie ruszali… Chyba, że Fergus i Cynthia zapomnieli swoich różdżek – Victoria nie zamierzała w to wnikać, może im odpowiadało to, że są razem zamknięci, może był to tylko środek do celu. Fakt był taki, że Cyna zaczęła się przyjaźnić z Fergusem i… tak to trwało do teraz. I znała Sauriela, mogła coś tam o nim powiedzieć, nawet jeśli nie znała go jakoś bardzo dobrze. Wystarczająco jednak, by miały teraz o czym rozmawiać.

- Póki co nikogo ci nie wybrał, a kandydatów nie brakuje, więc wiesz… może uda ci się to jeszcze trochę przeciągnąć i może tobie ktoś wpadnie w oko na tyle, by mu coś zaproponować? – jakoś… Chyba lepiej jeśli miało się wyjść za kogoś kogo się lubiło i miało o czym rozmawiać, niż kompletnie obcego oblecha. Ale ach… Obie siedziały w tym już po uszy – Cynthia miała to szczęście, że mogła dłużej nacieszyć się samotnością bez konieczności transakcji międzyrodowych. Bo to trochę było jak transakcje. Sprzedaż własnych dzieci. - Gorszego może nie, ale zawsze jest czemu dorównać… - oczywiście nie życzyła jej źle, absolutnie! Bardziej martwiła się o to, że mogłoby się stać tak, że jej przyszły mąż będzie równie kiepski jak Edward – może na innych polach, ale ludzie bywali po prostu różni. Miała nadzieję jednak, że cokolwiek przyniesie przyszłość Cynthii – to wiedziała, że zawsze może liczyć na Victorię. - Obowiązki… Ale musimy z nimi potem żyć resztę życia – przypomniała jej. A obowiązki… cóż. Tak. Miały obowiązki. I Victoria przez to, że miały spełnić swoje obowiązki nie wiedziała jak się z tym wszystkim czuje, bo ona swoich na pewno nie spełni. Więc po co była? Jej życie po ślubie nie będzie się wiele różnić od tego przed. Nadal będzie pracować, nie dojdzie jej żadnych obowiązków. Będzie się tylko starzeć i… I tyle. Odczucie pogardy do własnego małżonka było dla niej perspektywą trudną – nie chciała tego. I nie chciała, by Cynthia musiała przez coś podobnego przechodzić. Każdy przypadek był jednak inny, trzeba go było rozpatrywać indywidualnie.

- Haha, może – do tej pory nie spotykała się Saurielem i z kimś jeszcze na raz. Widywali się sami, tylko sami, ewentualnie w krótkim towarzystwie rodziców. Victoria miała więc czas pomału zapoznawać się z Saurielem takim, jaki był na osobności. Nie w tłumie, nie w towarzystwie; sam, tylko z nią. I nie była to prosta przeprawa, bo Sauriel był uparty i ciągle na „nie”. Zapoznawali się więc we własnym tempie i kto wie – może kiedyś będzie chciała go zabrać do swoich znajomych, może kiedyś faktycznie Cynthia będzie miała swojego mężczyznę, takiego, którego będzie lubiła, i spotkają się wtedy we czwórkę. Nic tutaj jednak nie miało być na siłę. Jeśli jednak Cynthia liczyła na jakieś pikantne zwieńczenie historii i „randki” na cmentarzu – to bardzo się przeliczyła. - Iiii Sauriel też był wstawiony. Rzucił do mnie naprawdę chamskim i świńskim tekstem, więc dostał w twarz – zasugerował jej coś nieprzyjemnego, coś co ją obraziło i tak właśnie się ta historia skończyła. Nie było żadnego złapania się za ręce. Żadnego niewinnego buziaka, żadnego bardzo winnego całowania się w blasku zniczy. Był plaskacz na policzku. - I zaraz po tym sobie poszłam – oto było zwieńczenie historii. Uśmiechnęła się krzywo do Cynthii, niemal pewna, że nie tak sobie to wyobrażała. - Przeprosił mnie później. Przyszedł do mnie z kwiatami na przeprosiny. I o dziwo nie były to kwiaty przygotowane przez jego matkę, tylko sam je pozbierał – wiedziała to, bo Anna, matka Sauriela kochała kwiaty – zupełnie jak Victoria i to je łączyło, miały o czym ze sobą rozmawiać, nawet jeśli tylko na ten jeden temat. Więc czasami Sauriel przychodził do niej z bukietami kwiatów, idealnie ściętymi, dobranymi kolorystycznie i znaczeniowo, ich ilość też się zgadzała. A Sauriel… Cholera, chyba jedyny kwiat który odróżniał od innych to róża i totalnie się na tym wszystkim nie znał – wiedziała to, bo z nim o tym kiedyś rozmawiała, tak zupełnie przypadkiem. Więc kiedy przyszedł do niej z jakimś takim bukietem polnych kwiatów i chwastów, z trawą zamiast innych roślinnych wypełniaczy, to po prostu wiedziała, że pozbierał te kwiaty sam. I dlatego mu ten popis „charyzmy” wybaczyła – bo przeprosił i sam się wysilił. I to nie było wcale dawno – raptem tydzień wcześniej. Więc Sauriel potrzebował dokładnie tygodnia, żeby znowu sprawić Victorii przykrość.

- To nic złego, jeśli cię fascynuje, Cyna – może tego się Cynthia bała? Przywiązania? Albo tego, że się… zakocha? Albo tego, że fascynacja minie i przestanie ją ten mężczyzna interesować? Miała na to wszystko prawo.  I nie było niczym złym. Tak długo, jak nie wyrządzała krzywdy samej sobie. Albo jeśli nie cierpiały na tym jeszcze osoby trzecie.

- Wewnętrzna charyzmatyczna flirciara? Haaa – żadna z niej była flirciara. Może była charyzmatyczna, ale pragmatyzm i analityczny umysł nie do końca w jej wydaniu szedł z byciem flirciarą. Natomiast – było to pewne rozwiązanie. Gdyby Sauriel przesadził znowu… Victoria zmrużyła oczy, mieląc to w głowie. Nie powiedziała „nie”, to na pewno.

- To nie jest… - powiedziała w końcu, spoglądając teraz na kieliszek z drinkiem, a nie na blondynkę. - To nie jest takie proste – dokończyła. Bo nie było. To był trudny temat. - Tak czy siak, po prostu chciałabym się podobać – z zupełnie próżnego powodu. Chciała się podobać. Po prostu.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#20
14.08.2023, 23:41  ✶  
Fergus na początku był absolutnie nieznośny, lekkomyślny i kompletnie pozbawiony rozsądku, co kontrastowało z ułożoną Cynthią, która po śmierci matki musiała dość szybko dorosnąć, niezależnie, czy chciała lub nie chciała. Pomijając perspektywę szlabanu — biblioteka Hogwartu nocą była absolutnie niesamowita. Wypchane księgami o kolorowych grzbietach i formatach regały, zdawały się jeszcze wyższe i jeszcze bardziej przytłaczające. Zostawiano jedynie kilka kandelabrów, których wąskie pasma świateł rzucały pociągłe, przerażające cienie. Miało się wrażenie, że ktoś Cię obserwował i zaraz wyskoczy zza rogu. Los tamtego wieczora chciał, że Olivander zakradł się do działu ksiąg zakazanych, a ona chciała mu zwrócić uwagę. Ich torby zostały w głównej czytelni, a Pani bibliotekarka zamknęła na zaczarowaną kłódkę dział niedostępny dla młodzieży bez odpowiedniego pozwolenia, które można było w wyjątkowych okolicznościach uzyskać od któregoś z opiekunów. Fakt, że cierpiała na bezsenność, okazał się wówczas pomocny i noc, chociaż dłużyła się nieco, a poranek rozbudzał obawy, minęła dość szybko. Wtedy też z Fergusem mieli okazję do krótkiej rozmowy na temat Sauriela Rookwooda, który okazał się jego przyjacielem.
- Nie jestem pewna, czy mogę liczyć na komfort wyboru. On ma swoich upatrzonych kandydatów, którzy wniosą coś do jego interesów, a ja wniosę coś do ich. Wiesz, jak to jest Tori, transakcja wymienna. Im lepszej.. - przerwała na chwilę, pozwalając sobie stuknąć w wargę palcami w poszukiwaniu odpowiedniego słowa, które oddałoby odpowiednio sytuację. - hmm jakości? Lepszego wykształcenia, wyglądu, no wiesz, tym można celować wyżej. - wzruszyła ramionami dość bezradnie, bo sprzeciwienie się ojcu mogło wiązać się z wydziedziczeniem lub czymś gorszym. Owszem, mogłaby przyprowadzić kandydata, którego stary Flint by zaakceptował, ale to również nie było proste. Na stwierdzenie przyjaciółki nieco się skrzywiła, jakby opcji dorównania Edwardowi na jakiejkolwiek płaszczyźnie nie brała pod uwagę. W jej oczach zwyczajnie nie mogło być gorzej, ale co, jeśli faktycznie będzie na równi? To byłby okropny pstryczek od losu. - Teoretycznie. Praktycznie, to często zdradzają, a to powód do rozwodu z zyskiem. Wiesz, jak wiele zbrodni w magicznym świecie popełnianych jest z afektu? Jakby miłość albo raczej zazdrość i chęć posiadania trwale uszkadzały zdrowy rozsądek.
Niezbyt to rozumiała, nigdy nie była w związku, który można byłoby nazwać intymnym. Miała więcej kolegów niż koleżanek, ale to wiązało się głównie z pracą i prosektorium, gdzie niewiele kobiet ciągnęło. Wiedziała, że Lestrange zawsze będzie po jej stronie, tak samo, jak ona zawsze będzie po stronie czarnowłosej. Gdyby ktoś zapytał Flintównę wprost, powiedziałaby, że nie widzi w roli matki żadnej z nich, a to był przecież najważniejszy z obowiązków czystokrwistych panien — przedłużyć ród. Trzeba jednak przyznać, że dzieci Victorii byłyby niezwykle śliczne i Cyna z pewnością rozpieszczałaby je bardziej, niż powinna.
Trudno było stwierdzić, czy żartowała z tą randką we czwórkę, czy też nie. Nie mogła sobie tego wyobrazić, ale doświadczenie byłoby czymś ciekawym. Ona odwrotnie do siedzącej naprzeciw czarownicy, nie miała pojęcia, jaki jest Cathal w towarzystwie, bo z Louvainem miała okazję widywać się na przyjęciach. Trudno było jej podejrzewać Sauriela o romantyzm, ale liczyła na jakiś ciekawy zwrot akcji, do którego mruczący Książę Ciemności był z pewnością zdolny. - Ah, no tak. - przekręciła głowę na bok, ściągając nieco brwi. Ta scena nie była za to w ogóle trudna do wyobrażenia, zarówno w kwestii chamskich odzywek, jak i Tori dającej mu w pysk. To, że Rookwood nie był najgorszym wyborem, wcale nie znaczyło, że był prostym. Ze spojrzeniem pełnym troski przesunęła po jej twarzy, pozwalając sobie na ciche westchnięcie. - Sam? - to ją zaskoczyło chyba najbardziej, bo perspektywa Sauriela zbierającego kwiaty była przynajmniej komiczna. Nie mogła powstrzymać kącików ust, które uniosły się ku górze. - Muszę przyznać, że nie spodziewałabym się tego po nim, trzeba go za to pochwalić.
Musiała być dla niego w ten jego pokrętny i oczywiście zamaskowany sposób ważna, skoro pofatygował się do przygotowania bukietu, a nie skorzystał z gotowego. Upiła trochę z kieliszka, kręcąc z niedowierzaniem głową do własnych myśli i przy okazji gasząc pragnienie.
Nie była przekonana, czy nie kryło się nic złego w jej fascynacji Panem Archeologiem, która idąc za głosem rozsądku, nie powinna w ogóle wystąpić. A tymczasem naprawdę się z nim nie nudziła, był inteligentny i bezczelny, ale nie przekraczał cienkiej granicy oddzielającej tej pewności siebie i butności od bycia chamem i prostakiem. Wielu mężczyzn ją przekraczało, a on pięknie balansował.
- Po prostu pewnie toczymy ze sobą grę, to wszystko. Nie sądzę, żeby tak wolna dusza szukała czegoś hmm głębszego? - odpowiedziała w końcu, trochę też się tłumacząc, czego nie zauważyła. Nie umiała zupełnie określić tego, co się działo pomiędzy nimi, ale była ciekawa, co dalej.
Uśmiechnęła się w jej kierunku nieco rozbawiona własnymi słowami, sugerując tym samym, że nic jej nie szkodziło, aby odwdzięczyć się tym samym. Obserwując ludzi w Ministerstwie, ale i na salonach, była to z pewnością jedna ze skuteczniejszych metod na mężczyznę, bo jeśli zazdrość przejawiali — wedle słów Pani z recepcji- to im zaczynało zależeć, często ku własnemu niezadowoleniu. Jakby podświadomie wiedzieli, jak łatwo kobieta można owinąć sobie takiego dookoła palca.
- Jestem przekonana, że się podobasz, tylko najpewniej on sam o tym jeszcze nie wie. To przecież niezależny, Mroczny Książę i nagle dostał narzeczoną, więc jest butny. Pamiętajmy jednak, że przyniósł kwiaty. - brzmiała dość pewnie, patrząc przyjaciółce w oczy. Kto o zdrowych zmysłach wzgardziłby taką partią, jaką ona była? Doskonały ród, inteligentna i o nienagannej aparycji — zwłaszcza że z Tori było tak, że im więcej czasu się z nią spędzało, tym więcej swojego czaru rzucała, oswajając sobie ludzi, nawet te najtrudniejsze przypadki. - Dotrzecie się, a kwestia wyglądu jest tu najprostsza. Tylko głupiec by stwierdził, że mu się nie podobasz.
Dodała jeszcze tym swoim tonem, który nie znosił sprzeciwu i uniosły koliszki, robiąc kolejny toast.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (10259), Victoria Lestrange (8765)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa