Avelina po dostaniu sowy od Danielle zmusiła się do podniesienia z łóżka. Nie za wiele pamiętała z poprzedniego wieczoru, ale spędziła go na pewno przyjemniej niż jej przyjaciółka. Bardzo się o nią martwiła, a pękająca głowa od nadmiaru alkoholu, który w siebie wlała dzień wcześniej nie pomagały jej myśleć. Udało się jej szybko odświeżyć i poleciała do swojej pracy, gdzie poinformowała swojego szefa o wydarzeniach, które miały miejsce podczas Beltane, ale ten już wszystko wiedział i nawet już przyszykował dwie torby z eliksirami. Jedna miała być dla Aveliny, aby też mogła w razie potrzeby pomóc jeśli zjawiłaby się w pracy. Dał jej nawet coś na kaca, ale niewiele to pomogło bo było już trochę za późno.
Razem wsiedli do Błędnego Rycerza. Avelina całą drogę czuła mdłości, mimo że wcześniej nigdy nie miała choroby lokomocyjnej. Dostała od Ravena kawałek suchego chleba, aby jakoś zatamować to, co działo się w jej brzuchu. Nie wiedziała, czy to pomoże, ale jak się zrzyga to przynamniej nie będzie to tylko kwas. Po dotarciu na miejsce Avelinie zrobiło się jeszcze bardziej słabo widząc jakie pobojowisko zostało po wcześniejszej zabawie. Pobiegła do najbliższych krzaków i zwróciła zawartość żołądka – było tam jeszcze wino, które piła z Godrykiem dzień wcześniej. Avelina nie wyglądała najlepiej, ale nie miała zamiaru zostawić ludzi w potrzebie i chciała też zagłuszyć to dziwne uczucie, które pojawiło się, gdy tylko się obudziła. Nie mogła przestać myśleć o chłopaku, którego wczoraj poznała. Wcisnęła do buzi cukierka miętowego, aby zabić nieprzyjemny posmak.
Zaczęła szukać Danielle, a gdy w końcu ją znalazła przytuliła ją najmocniej jak tylko potrafiła.
– Jesteś cała – szepnęła. – Tu mam eliksiry wzmacniające, uzupełniające krew, wiggenowe i wszystkie, których powinniście potrzebować. Co mam robić? – zapytała. Avelina była blada, ale wyglądała lepiej niż, gdy się rano obudziła. Cały czas miała zawroty głowy, ale po eliksirze od szefa czuła trochę więcej siły. Miała też sine ślady pod oczami.