• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [11.05.1972] Kocie i psie zainteresowania

[11.05.1972] Kocie i psie zainteresowania
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#11
17.07.2023, 22:53  ✶  

Jego spojrzenie na boki zostało mylnie odebrane jako próba znalezienia miejsca ucieczki. Już o ucieczce nie myślał. To znaczy - myślał w czasie przeszłym. Że dobrze by było się stąd zmyć... ale Brenna. I to było GDYBY Brenna się nie pojawiła. Za to wyceniał sytuację, w jakiej się znalazł. Ilość różdżek skierowanych. nawet jednak lepiej, że tak to zostało zrozumiane, bo kiedy już się tak porozglądał, kiedy było całkowicie jasne, w jakiej jest sytuacji i gdzie ona go zaprowadzi tooo postanowił robić to, co dobrze mu wychodziło, czyli... grać kretyna.

- Coooooooooo... - Żachnął się, taki skrzywiony, rozkładając trochę ręce w akcie swojej dezaprobaty. Brenna nie była mała, Sauriel nie był mały, chociaż nie był dwudrzwiową szafą to miał swoje w ramionach. Dobrze odżywione dziecko. - No trochę mnie poniosło, pani władzo, ale żeby aż taaak? - Sauriel nie był dobrym aktorem oprócz jednej roli - wchodzenie w rolę rasowego szympansa. Teraz Brenna miała jego rączki w pełni na widoku i pewność, że nic nimi nie kombinował. I nie bawił się różdżką. Z jakiegoś powodu wcale nie zabrzmiało to jednoznacznie, kiedy już to napisałam. Chciał cofnąć rąsie do siebie, ale się jakby rozmyślił, czy zwątpił. No lepiej, żeby kobieta je jednak na widoku miała. Sprawiała wrażenie takiej... spiętej. - No dobra, dobra... cokolwiek uważasz. - Powiedział lakonicznie, teatralnie wręcz wywracając oczami. Trudno, sam sobie był winien tej sytuacji. W zasadzie przypierdolił facetowi. Niech ucieka. I niech czeka grzecznie, aż znowu go znajdziesz, a tym razem już będziesz o wiele bardziej cierpliwy.

- Pani władzo, ale no stoję grzecznie, tak? Co mam kurwa zaproszenie jeszcze wysłać? Albo, oo... - Sauriel uśmiechnął się paskudnie, bardzo sprośnie, lustrując Brennę spojrzeniem od góry do dołu. - Lubisz zabawę z kajdankami? Taka wysportowana, na pewno tak. - Obleśny, paskudny... można by wymieniać sporo epitetów pasujących do jego zachowania aktualnego. Tak czy siak wyciągnął teraz łapska do Brenny, ale w ten sposób, jakby je wręcz podsuwał do zakucia, nie że do niej sięgał czy coś w tym stylu. To dopiero byłoby obrzydliwe, nawet za bardzo jak na jego miarę.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
17.07.2023, 23:24  ✶  
On zepsuł jej dzień do reszty, ona do reszty zepsuła dzień jemu. On miał spędzić wieczór w areszcie, a ona… w pracy, z której wyszła dwie godziny temu, po kilku nadgodzinach. Do pewnego stopnia oboje byli kwita i prawdopodobnie oboje byli równie niezadowoleni z tego spotkania.
Mimo to Brennie nawet nie przebiegło przez myśl, aby po prostu go puścić. Nie byłaby sobą.
Pewnie na tę rolę kompletnego idioty dałaby się nabrać, i nawet nie zadawała dodatkowych pytań, gdyby przed chwilą nie odzywał się zupełnie innym tonem i w zupełnie inny sposób. Nijak jednak tego nie skomentowała. Zamiast tego machnęła różdżką. Kajdanki owszem, miała przy sobie w torebce, podobnie jak odznakę, bo z nimi się nie rozstawała, ale wcale nie ufała, że kiedy spróbuje je zapiąć, nie oberwie znowu w twarz (że grozi jej magia bezróżdzkowa pojęcia nie miała, ale że był szybki – już owszem). Zaczęła więc od wyczarowania sznura, który miał skrępować mu ręce, skoro tak usłużnie je wyciągnął przed siebie.
- Poproszę takie z kwiatuszkami i złoconymi literkami, innych nie otwieram – odparła na słowa odnośnie zaproszenia, z kamiennym wyrazem twarzy. (Który wynikał nie tylko z tego, że po prostu starała się w żaden sposób nie reagować i nie dać się wytrącić z równowagi, ale też z faktu, że nawet mówienie wywoływało ból policzka, nie zamierzała więc wykazywać się szczególną mimiką.) Wolną rękę wsunęła do torebki, przewieszonej na skos, i grzebała w niej przez chwilę – bo robiła to na ślepo – aż jej palce zacisnęły się na magicznych kajdankach.
Paskudne spojrzenie, obleśny uśmieszek, słowa… też nie wywołały reakcji. Brenna na początkach pracy w Brygadzie, gdy jeszcze włóczyła się głównie na patrolach i wciąż była gówniarą, miała do czynienia z tego typu zachowaniami dostatecznie często, aby się uodpornić. Stoicka natura w tego typu sprawach też tutaj była przydatna.
– Pewnie, słońce, ale nie bawię się z ludźmi, którzy szorują podłogę innymi. Jesteś aresztowany pod zarzutem niesprowokowanego ataku, niszczenia mienia i oporu podczas aresztowania. Możesz zachować milczenie, ale… – Sauriel, może i udawał idiotę, ale znał się na świecie i tym podobnych na tyle dobrze, by wiedzieć, że Brenna wygłaszała standardową, obowiązującą formułkę, bez której ktoś mógłby podważać proces aresztowania. Przy okazji ruszyła wreszcie w jego stronę, z zamiarem zatrząśnięcia kajdanek.
– Jak się nazywa twój przyjaciel?
To pytanie skierowała nie do Rookwooda, choć od niego nie odrywała spojrzenia, a do dziewczyny, która towarzyszyła uciekinierowi. W końcu, tak jakby teraz będzie musiała go znaleźć. Był ofiarą i świadkiem, a poza tym nie miała pojęcia, czy będzie chciał złożyć oskarżenie, czy nie. Jeżeli nie, to kłopoty Sauriela trochę się zmniejszały.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#13
19.07.2023, 12:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.07.2023, 13:52 przez Sauriel Rookwood.)  

Niektórzy ludzie po prostu kochali brzmienie swojego głosu. Sauriel zaliczał się do tych rzadkich przypadków osób, które nie psioczyły na swój głos, a wręcz przeciwnie - bardzo arogancko uważał, że miał głos dobry. Trochę przepalony, trochę przepity. Ale jak się postarał to nawet potrafił wyjść z tego mrukliwego tonu i wysławiać się jak na porządnego, angielskiego obywatela przystało. Czy ta głupia gadka miała jednak cel? No oprócz tego, żeby pogadać, to nie. Miał prawo zachować milczenie i miał prawo popierdolić trochę głupot. Więc korzystał z tego ostatniego. Po bardzo szybkiej kalkulacji tego, co faktycznie może mu grozić, kiedy zostanie już zabrany. Dostał wstępny rachunek od Brenny i to by się zgadzało, a jeśli uwzględnić okoliczności łagodzące - ewentualne - takie jak fakt, że to nie był wcale atak na niewinnego obywatela... Wiele to nie zmieni, ale jaka satysfakcja! Miał szczerą nadzieję, że jednak Will nie pobiegnie w siną dal i nie zacznie teraz skakać po łące, tylko faktycznie ktoś kolesia poszuka... bo że ten nie przyjdzie zeznawać - tego był pewien.

- Dobrze, własnoręcznie przyozdobię. - Przyobiecał, spoglądając na to, jak sznur związuje mu łapska. Zjeżył się trochę, nastroszył grzbiet, bo to, że sobie na to pozwolił i to, że formalnie nie uważał, żeby był z tego większy problem, nie oznaczało, że mu się to podobało. Skądże znowu. I to też dało się po nim zauważyć, jak się skrzywił, kiedy lina została dociśnięta do jego zimnej skóry. Ograniczona wolność, skrępowanie, wizja ciupy. Sauriel bał się tak prawdziwie chyba jednej - więzienia. To więzienie miało bardzo specyficzną formę w jego głowie, albo raczej - symboliczną twarz pewnego staruszka. Ale to nie istotne - istotne było to, że właśnie pani brygadzistka chciała go jednak wpakować do ciupy. I będą się działy rzeczy w miejscach, które w dalszym ciągu niekoniecznie musiały mu się podobać.

- Ale nie skorzystam z tego prawa, dziękuję za przypomnienie. - Uśmiechnął się szeroko do kobiety. Było oczywistym, że to wcale nie był szczery uśmiech pełen przyjaźni i stokrotek, ale takowego też pani służbistka nie oczekiwała. Pani z zepsutym dniem. Miała mieć przyjemny wieczór w karczmie, miała odbębnić swoje, spotkać informatora, może się napić i iść do domu. Skończyła z bólem i koniecznością zawijania do miejsca pracy. Żeby chociaż uścisk dłoni prezesa za to otrzymała... Niektórzy jednak tak mają, co? Po prostu nie mogą patrzeć, jak osobom obok dzieje się krzywda, skoro mają moc, żeby temu zapobiegać.

- William Wacher. I nie jest moim przyjacielem, tylko trucicielem. Słyszałem, że było sporo przypadków halucynacji w uliczkach bogu winnych obywateli... Może warto się zainteresować, pani brygadzistko. - To rzucenie przynęty było tak słabe, że aż go bawiło. Tak na dobrą sprawę wcale by się nie zdziwił, gdyby zostało to pomięte, olane. Nie wiedział zupełnie, z kim ma do czynienia, a większość przedstawicieli władz miał jednak za takich, którzy odbębnią minimum i spierdalają do domu. O Brennie chwilowo wcale nie miał lepszego mniemania. Ale, nawet jak szansa była mała, że ta brygadzistka pójdzie Williama poszukać, to zawsze jakaś tam była. jakaś. Jakakolwiek.

Tak czy siak - pozwolił się grzecznie i bezproblemowo wyprowadzić. Chociaż ponaprężał mięśnie, próbując sobie zrobić więcej miejsca i luzu z tym sznurem...


Rzut PO 1d100 - 45
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
19.07.2023, 17:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.07.2023, 17:43 przez Brenna Longbottom.)  
- Doskonale, to tylko ułatwi mi pracę - zapewniła odnośnie tego, że nie skorzysta z prawa do milczenia. Może innym jego nadmierne rozgadanie przeszkadzało, ale Brenna bardzo lubiła ludzi, którzy dużo mówili. Szczególnie w pracy. Nawet z największych głupot dało się wyciągnąć informacje. - Mówiłam do tej pięknej pani, ale dziękuję. Będę potrzebowała jeszcze pani danych - powiedziała do zapłakanej kobiety, kiedy kajdanki dołączyły do poluzowanego sznura na nadgarstkach Sauriela.
Prawdopodobnie byli już skazani na to, by nie mieć o sobie najlepszego mniemania. Zarówno ze względu na okoliczności spotkania, jak i ogół życiowych doświadczeń oraz obrane ścieżki zawodowe, ale i po trochu także z powodu nazwisk - bo gdy już znaleźli się w Ministerstwie, musiała spytać go o dane.
Rookwood.
Była wobec tego rodu więcej niż ostrożna, ale nie kojarzyła ich dotąd z bójek barowych. Chociaż po prawdzie chyba sam fakt, że należał do tej rodziny wzbudził w niej dużo więcej niechęci niż cios w twarz. Był kuzynem Charliego, a każdy bliski krewny, w pewnym sensie, stanowił dla chłopaka zagrożenie. Nowa twarz, nowa fryzura i lewe papiery nie gwarantowały stu procentowej anonimowości.
Sauriel miał jednak gwarantowane, że owszem, Brenna zainteresuje się Wacherem. Był wszak świadkiem, a Rookwood zgłaszał jej przestępstwo i niezależnie od tego, jak urządził twarz Brygadzistki i kto był jego ojcem (albo wujem), musiała to sprawdzić. Poza serią standardowych pytań dotyczących tożsamości i sytuacji w barze, dostał formularz ze zgłoszeniem przestępstwa, a następnie dużo zapytań odnośnie Watchera. Od domniemanego trucicielstwa, przez informacje o tym panie (które zamierzała zweryfikować w rozmowie z damą Williama), aż po wypytywanie odnośnie wyglądu - bo sama Brenna niestety, nie miała okazji przyjrzeć się mu dostatecznie dobrze. A tak jak mogła wytapetować okolicę portretami Sauriela, tak i mogła zrobić to z facjatą Watchera… o ile wcześniej nie natknie się na jakiś trop bez tego, bo publiczne listy gończe mogły skłonić go do zejścia do podziemia. Nie zamierzała jednak odpuszczać.
Pod tym względem naprawdę była jak pies: gdy wskazywało się jej cel, goniła.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3000), Sauriel Rookwood (2803)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa