• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[15.07.72, cmentarz Little Hangleton] Kłopoty sprawia zza grobu

[15.07.72, cmentarz Little Hangleton] Kłopoty sprawia zza grobu
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#21
03.10.2024, 08:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.10.2024, 08:53 przez Cathal Shafiq.)  
– Letę usunąłbym bez świadków – zapewnił Cathal, a potem uśmiechnął się wreszcie, choć lekko, ledwo dostrzegalnie, na deklarację kobiety odnośnie cmentarzy. Oczywiście, że też je lubił i jego zawodowa kariera sprowadzała się dotąd głównie do nich. Irlandzkie kurhany, groby w Peru, starożytne grobowce w Egipcie.
Nawet ich walijska wioska była swego rodzaju cmentarzem. Gdy znikła pod ziemią, zabrała ze sobą wszystkich mieszkańców. Znaleźli trochę szczątek na ulicach, trochę w budynkach, a jeszcze inne w podziemiach.
Cathal oczyszczając je i szukając do dalszych badań do Ginny i Nell, które akurat zwykle wykonywały dzięki swojej wiedzy o historii oraz ludzkim ciele tę część roboty, czasem zastanawiał się, co czuli w tych ostatnich chwilach. Czy wiedzieli, że nadciąga nieuchronny koniec? Czy ktoś zdołał uciec? Jak długo umierali?
Ale robił to tylko czasami.
Nie był w końcu kimś, kto mocno przejmował się cudzymi emocjami, choć gdy czyjeś go interesowały, to faktycznie najczęściej były te, jakie odczuwały postacie historyczne.
– Doskonale, emanuj egzotycznym pięknem – zgodził się Shafiq, zanim zabrał się do roboty.
Może to los postanowił go ukarać za te złośliwości.
Gdy uderzył o ścianę, najpierw zaklął po rosyjsku, potem jęknął, a potem zgodnie z poleceniem otworzył oczy i spojrzał na Guinevere. Był trochę zamroczony, ale chociaż zmrużył oczy na światło, to spojrzenia nie miał bardzo rozbieganego. W tym zamroczeniu pozwolił, aby kobieta odciągnęła głowę od ściany. W jego włosach pojawiła się krew – niewiele jednak i chyba raczej z rozcięcia niż jakichś poważnych obrażeń. Miał sporo szczęścia, wyglądało na to, że czaszka wciąż pozostawała w całości. Cathal nabił sobie na pewno na łbie potężnego siniaka, ale powoli podciągnął się do siadu i nie wydawało się, że zaraz zacznie mdleć.
- Abū ‘Abd Allāh Muḥammad Ibn Baṭṭūṭa – mruknął Cathal, a skoro miał siłę na sarkazm, znaczy się, nie umierał. – Niech Winter będzie przeklęty – powiedział, odruchowo też po arabsku. Podparł się ostrożnie na rękach. Chyba nic nie połamał, chociaż syknął cicho i uniósł w górę lewą rękę, by potem prawą obmacać łokieć. Wyglądało na to, że nabił tam sobie potężnego siniaka, Ginny mogła jednak bez większych problemów stwierdzić, że kość jest cała. Przed poważniejszymi obrażeniami ocaliły go ostrożność i ten ostatni odskok.
– Otworzę jego grobowiec i rozwłóczę szczątki – burknął jeszcze, wyrażeni zirytowany, chociaż… no cóż… właściwie to on włamywał się do czyjegoś grobu, do którego nikt go nie zapraszał, ale chyba nie myślał w tej chwili w tych kategoriach. – W skrzyni nic nie ma, to sprytna pułapka. Jakbym nie złamał tych pieczęci, to pewnie wybuchłoby jeszcze mocniej.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#22
06.10.2024, 22:59  ✶  

Tyle, że jedyną osobą, która mogła podziwiać emanację egzotycznym pięknem, był Cathal, zajęty teraz skrzynkami, runami i bogowie sami wiedzą czym jeszcze. Nie było nawet wielkiego pająka, którego truchło pewnie zdążyło się już odmienić z niezbyt dokładnego kielicha, leżące gdzieś pod jedną ze ścian, ale na ten smutny obrazek Guinevere teraz nie spoglądała.

Oczy Cathala zareagowały na bezpośrednie światło, chociaż jego źrenice nie zmieniły się w małe tak szybko, jakby uzdrowicielka sobie tego życzyła. Nic na to jednak nie powiedziała, po prostu go obserwowała, go i reakcje jego ciała, czując pod palcami lepką krew, która musiała spływać mu z głowy z miejsca, gdzie przedzwonił czaszką w kamień.

– Żartowniś – wymruczała, słysząc jak się jej przedstawił. W innym przypadku zarobiłby na trzepniecie dłonią w ramię, ale w tej chwili Gin była zbyt skupiona na tym pierwszym badaniu obrażeń i wszystkiego co działo się Shafiqowi. Rozumiał co się do niego mówi, to na pewno był pewien plus. A potem zaczął gadać o Winterze, czyli nie mieli do czynienia z amnezją. Egipcjanka odhaczała w głowie kolejne rzeczy, po czym delikatnie się przesunęła, robiąc Calowi miejsce na podciągnięcie nóg. – Nie ruszaj się na razie – przeszła płynnie na angielski, po czym ostrożnie odłożyła swoją różdżkę na podłogę, by dalej oświetlała im ten kawałeczek, jedną dłonią nadal trzymając jego kark, po czym wyciągnęła przed jego twarz wolną dłoń, wnętrzem do niego, a kciuk zgięła do środka. – Ile palców widzisz? – tak, to było podchwytliwe pytanie, które zadała cholernie celowo, chcąc zbadać czy nie widzi podwójnie, czy nic nie zaburza jego ośrodka mózgu związanego z logicznym myśleniem, z liczeniem i czy nie mieszają mu się słowa.

To, że wcześniej syknął, nie uszło jej uwadze, ale wstępne oględziny nie wskazywały na to, żeby fizycznie coś mu bardzo doskwierało, dlatego skupiła się na badaniu jak się ma jego świadomość, ośrodek mowy, kojarzenia i tak dalej.

– Na razie nic nie będziesz otwierał – odparła stanowczo, a kiedy upewniła się, że jednak zaraz jej tutaj nie zemdleje, dopiero ostrożnie oparła ponownie jego głowę o kamień i zabrała dłoń. Nie było na niej dużo krwi, nic nie wskazywało wiec, żeby krwawił bardzo… Ale i tak trzeba będzie to zatamować, a tymczasem ostrożnie złapała oburącz ramię jednej jego ręki, by zdecydowanie ale delikatnie zbadać, czy przypadkiem nie doszło do jakiegoś złapania albo co gorsza, złamania otwartego. Później to samo zrobiła z druga ręką i nogami.

– Dobra, jesteś cały, nic sobie nie złamałeś. Masz lekki wstrząs mózgu, zaraz coś ci dam, powinno ci się zrobić lepiej. Ale posiedzimy tu sobie przez chwilę, dobra? – i z tymi słowami sięgnęła do swojej torebki. Dzisiaj nie miała ze sobą całego zestawu w drewnianej skrzyneczce, który na wykopaliskach nosiła ze sobą. Musiała wystarczyć torebka i podstawowy zestaw medyka z najpotrzebniejszymi eliksirami i narzędziami, nic bardzo wymyślnego: wiggenowy, uzupełniający krew, antidotum i tego typu. Wyciągnęła do niego eliksir wiggenowy i odkorkowała go, w razie czego pomagając złapać fiolkę i ją przechylić. Zresztą zamierzała mu zaraz przerwać, żeby nie wypił całego. – Masz, pij.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#23
07.10.2024, 08:14  ✶  
Zaiste, zajęty najpierw skrzynią, a potem poturbowany, Cathal nie miał większych szans na podziwianie, jak kobiecie poszła emanacja piękna. Zwłaszcza, że gdy się już nad nim pochyliła, przez moment była trochę niewyraźna - nic tylko łyknąć eliksir goździkowy albo pieprzowy, pielęgniarka zawsze zalecała je uczniom Hogwartu, co tak trochę niewyraźnie wyglądali - ale obraz zaraz zaczął odzyskiwać ostrość.
Wyjątkowo nie kłócił się z poleceniem i zamarł, pozwalając jej dokończyć oględziny. Cathal bywał okropnie uparty, ale wiedział, że jeśli doznał jakichś obrażeń, lepiej się nimi zająć. Byli pod ziemią, w obcym miejscu, nie mieli wsparcia, a on bardzo chciał otworzyć ten sarkofag i wywlec z niego głowę Wintera. Jak pogorszy swój stan, to mogło skończyć się nieciekawie.
Powstrzymał nawet kolejną, głupią odzywkę i choć miał przez moment ochotę, na kolejne pytanie nie odpowiedział "dwanaście".
- Kciuk się liczy? - mruknął, zgodnie z poleceniem starając się za bardzo nie ruszać. - Nie widzę podwójnie. Przez chwilę obraz się zamazał, ale już wszystko wróciło do normy.
W głowie mu jeszcze może odrobinę dzwoniło, ale dźwięk już powoli cichł.
Zmrużył lekko oczy, na jej deklarację odnośnie nieotwierania, ale nie zaczął kłótni... tylko dlatego, że wspomniała, że nie będzie tego robił n a r a z i e. Bo jeśli szło o niego, już sobie do tej zranionej głowy wbił: nie ruszą drugiej skrzyni, rusza sam sarkofag, i żadna siła na niebie i ziemi go przed tym nie powstrzyma.
– Posiadówka w grobowcu? Z tobą zawsze. Ale potem zajrzę do tej cholernej, kamiennej trumny – zadeklarował z uporem. Mógł posiedzieć chwilę, a potem wstanie i zajmie się robotą, i to nie podlegało żadnym negocjacjom. – Myślę, że nawet jeżeli jego krewni dotarli do badań Wintera, nie wyciągnęli ich stąd. Pieczęcie na pierwszej krypcie, tej bez szczątek, były naruszone. Tutaj nie i nie ma niczego, co wskazywałoby, że ktoś tu już oberwał… Ktoś próbował znaleźć to miejsce, ale nie dotarł tak daleko.
To mogło oznaczać albo, że Winter nie zdołał zabrać do grobu wszystkiego, i jego rodzina bazowała na jakichś pozostawionych zapiskach, albo że ci, którzy dostali się do obozu, nie byli z nim powiązani – i czegokolwiek dowiedzieli się o filarach i wiosce, źródłem był ktoś z wewnątrz. Cathal nawet gdy bolała go głowa, od razu zaczął to analizować. W niczym nie zmieniało to jednak jego zamiarów. Jeśli Winter trzymał w tym grobie jakieś wyniki badań, co miał ze sobą zabrać na drugą stronę na wzór faraonów, Shafiq chciał to wiedzieć. A jeżeli ich tu nie trzymał, chciał z czystej mściwości zepsuć mu to śliczniutkie miejsce ostatniego spoczynku. Że niegodne archeologa? Cóż, to miejsce nie podpadało pod dziedzictwo kulturowe i historyczne, nie miało nawet stu lat…
Zamyślił się na tyle, że dopiero po sekundzie zauważył ten eliksir i ostrożnie upił łyk.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#24
12.10.2024, 15:01  ✶  

Spróbowałby się kłócić… Wtedy ta ugodowa, spokojna, lubiąca sobie pożartować kobieta pokazałaby dobitnie, co się dzieje, kiedy się kłóci z lekarzem i przeszkadza mu w pracy. Na całe szczęście Cathal miał wystarczająco dużo oleju w głowie, albo za mocno się uderzył, by tego po prostu nie robić – niezależnie od powodu, nie stawiał oporu, a to bardzo dobrze. Niektórzy pacjenci przy poleceniach lekarskich potrafili się zachowywać jak nierozważne dzieci, uparte przedszkolaki, które zrobią wszystko, by tylko wyszło na ich, ale jednocześnie pogarszając swój stan.

– Kciuk? Jaki kciuk? Ty mi powiedz – sprawdzała go nadal, zauważając dobitnie, że nie odpowiedział jej na pytanie, ile palców widzi, za to zauważył kciuka i nie był pewien, czy należy go wliczyć – to dobrze wróżyło, ale nie zamierzała polegać na własnych domysłach. – Nie zgaduj tylko mów ile widzisz – nie szło mu liczenie? Teraz już nie widział podwójnie, ale obraz na chwilę się zamazał… Wszystko jej pasowało.

– Tak, posiadówka. Powinnam zacząć nosić ze sobą koc i taki koszyk piknikowy – wymruczała pod nosem, obserwując kątem oka Cathala. – Byłoby od razu dużo przyjemniej, nie? Brakowałoby tylko ćwierkających ptaszków – i piasku pod stopami, bo do tego była przyzwyczajona: do koców kładzionych na piasku, nie na miękkiej, zielonej trawie, których kłosy poruszane są przez wiatr. – Dobrze, zaglądaj sobie potem gdzie chcesz, ale teraz siedź. Boję się, ze jak wstaniesz, to zaczniesz rzygać – a tego bardzo by przecież nie chcieli… Wtedy na pewno by go stąd wytargała, choćby musiała go zamienić w zwierzątko, albo nawet jeśli musiałaby go złapać i się stąd teleportować… Nie znosiła tego robić, więc normalnie po prostu używała kominków, albo własnych skrzydeł. Z rzadka pozwalała innym na teleportację łączną i ludzie myśleli, że przez to, że tak wymiotuje po teleportacji, to nigdy jej nie opanowała, a jej pasowało, że taka opinia panowała – bo przynajmniej miała święty spokój. – W takim razie… cokolwiek tu jest, raczej nie posłużyło do tego, by dobierać się do naszego obozu – uznała po chwili, analizując jego słowa w ciszy. To, rzecz jasna, nie znaczyło, że nie było tu nic cennego – wręcz przeciwnie, może znaleźliby cos, co pomogłoby w ich badaniach? Albo co potwierdziłoby pewne teorie? O ile, rzecz jasna, coś tu na temat filarów było… – Będzie trzeba rozważyć inne opcje – ale może nie wtedy, kiedy Cathal dopiero co zarąbał głową w kamienną ścianę.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#25
15.10.2024, 09:49  ✶  
- Ten podchwytliwy - burknął Cathal, zły teraz na cały świat okropnie, ale dalej pozwalający grzecznie oceniać swój stan. Niestety, wiedział, że pod wpływem adrenaliny człowiek czasem nie zauważał, jak poważny jest jego stan, i mógł pogorszyć swoje obrażenia. Był już trochę za stary i za wiele razy wchodził do podziemi, aby skakać ze złamaną nóżką albo sprzeczać się z medykiem, póki ten medyk wykazywał choćby minimum rozsądku. - Widzę pięć palców, w tym jeden złożony.
Usiadł ostrożnie, gdy skończyła oględziny i odruchowo uniósł dłoń do głowy. Łokieć bolał, głowa bolała, ale myślał jasno, widział normalnie, a poza tym bardzo chciał Wintera wskrzesić i zamordować po raz drugi, znaczy się, nic mu nie dolegało.
- Koc mi niepotrzebny, jakimiś kanapkami bym nie pogardził - stwierdził po chwili namysłu. Koc zresztą dało się wyczarować, nawet jakby po paru minutach znikł, a kanapek niestety nie. - Nie ma ptaków, węże je zeżarły.
Przynajmniej w posiadłości Gauntów, ale to było jedno z tych absurdalnych stwierdzeń, które podsuwał umysł, wraz ze wspomnieniem dawnego "pikniku" w zniszczonym ogrodzie opuszczonej rezydencji. Żadnych ptaków, tylko błyszcząca w słońcu wężową skóra i ciche posykiwanie.
- Nie wzięli ich stąd, ale to wciąż mogą być spadkobiercy Windera. Jeśli coś tu jest... mogli dotrzeć do jakichś notatek na brudno, dzienników, czegokolwiek. Zresztą, nawet jeżeli nie... nie jesteś ciekawa?
Czy faktycznie zabrał rezultaty prac do grobu, czy ten cały tor przeszkód był tylko żartem, czy zaiste miał coś ochraniać, czy znajdą tu coś na temat wioski i filarów, czego jeszcze nie wiedzieli. Cathal lubił wiedzieć i nie mógłby się oprzeć, tak blisko rozwiązania zagadki, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że mogło znowu rzucić nim o ścianę.
– Nie jest mi niedobrze, widzę też normalnie. Czy mogę już wstać, pani doktor, i włamać się do tej trumny? – spytał, wskazując na sarkofag. Teraz myślał, że zajrzenie do skrzyni było jego błędem. Zdawała się wyborem oczywistym, ale skoro Winter zabrał swoje zapiski do grobu… mógł mieć na myśli dokładnie to. A jeżeli nawet nie: trudno, wywlecze tego trupa z miejsca ostatniego spoczynku z czystej mściwości. – Ustawisz tarczę, na wszelki wypadek?
Potem podniósł się, najpierw dość ostrożnie, ale nie poczuł zawrotów głowy, a chociaż ręka bolała, nogi nie odmawiały posłuszeństwa. Podszedł więc do sarkofagu, i zaczął powoli walczyć z pieczęciami, a potem osłonił twarz chustą i pchnął płytę.
Tym razem nic nie wybuchło, chociaż uniósł się pył i nieprzyjemny zapach – nie rozkładu, Winter nie żył od lat, ale wciąż mało przyjemny – rozszedł się w powietrzu.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#26
23.10.2024, 19:52  ✶  

Guinevere zmrużyła oczy, wpatrując je w Cathala, który wyglądał, jakby nie zamierzał współpracować, albo właśnie kupował sobie czas, ale dzielnie czekała, i ugryzła się w język, powstrzymując przed komentarzem. W końcu się doczekała i przyjęła to bez komentarza – to też była zagrywka psychologiczna, nie mówić mu, czy odpowiedź była poprawna, czy może jednak nie.

– Bez koca to nie piknik. Już podjęłam decyzję, wciągam koc do podstawowego wyposażenia medycznego – zapowiedziała, kiedy już miała pewność, że Cathalowi nic nie zagraża i jest cały i zdrowy, tylko trochę poturbowany. – Niestety nie mam kanapek. Ale je też zacznę nosić… – dodała po chwili i zapatrzyła się w sufit, by za moment sięgnąć do torebki, w której zaczęła grzebać. Nie w poszukiwaniu słodyczy, a niewielkiego bloku papierów i ołówka. – Węże? Nie ma tu węży, Cal. Może jednak masz jakieś omamy… – dodała pod nosem i spojrzała na niego spod boku, ale zaraz podwinęła zgięte nogi i oparła bloczek o kolana, chcąc naszkicować sobie tę scenkę – skrzynie, sarkofagi… Póki mieli czas i i tak musieli siedzieć. Jakiś czas temu wróciła do tego, co robiła dawno temu: do rysowania i w wolnych chwilach szkicowała różne rzeczy, by później to dokończyć. Miała plan w tym rysuneczku – na koniec trzeba będzie dodać tam wybuch i lecącego Shafiqa, a na koniec mu to wręczyć ze złośliwym uśmieszkiem… Ale póki co stawiała pewnymi ruchami kreski, oznaczając pomieszczenie, skrzynie, grobowiec… Najpierw lekkie, delikatne kreski, by naznaczyć odpowiednio ważne elementy, by dopiero po chwili poprawić to mocniejszym przyciśnięciem ołówka, zachowując odpowiednią perspektywę. Co chwila odrywała spojrzenie od kartki.

– Nie powiedziałam, że nie jestem ciekawa – odparła spokojnie, nie przerywając tego, co robiła. – Powiedziałam, że prawdopodobnie nie ma tu tego, co sądziliśmy, że jest a co mogło jakichś krewnych naprowadzić na nasze wykopaliska. Że trzeba będzie przemyśleć inne podejście do sprawy i gdzie indziej szukać winowajcy. Ale nie neguję tego, że może tu być coś ciekawego. Ba, musi być, biorąc pod uwagę te wszystkie zabezpieczenia – na moment oderwała wzrok od ołówka i odwróciła głowę, by spojrzeć na Cathala. – Tak, jestem ciekawa. Muszę ci to wytłuścić? – zapytała jeszcze, patrząc na niego przenikliwie.

– Ustawię. Ale fizyczną. Coś tam ćwiczyłam z rozpraszania, ale wiesz, mam inne zalety – Ginny potrafiła być rozbrajająco szczera, a po tym nawet się uśmiechnęła szeroko, po czym schowała swój bloczek i ołówek do torebki, a widząc, że po chwili Cathal próbuje się podnieść, postanowiła go uprzedzić i w razie czego odpowiednio zareagować. Nim zbliżył się do sarkofagu, już miała różdżkę w ręce, planując wytworzyć fizyczną barierę jak najprędzej i najbliżej grobowca, by przeniosła na siebie ewentualny impakt, jeśli znowu coś pójdzie nie tak, a gdyby jednak odrzuciło Cala, to chciała wtedy na szybko przemienić strukturę ściany w poduszkę – na szczęście to ostatnie okazało się być zbędne.


Kształtowanie na tarczę
Rzut Z 1d100 - 29
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 6
Akcja nieudana
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#27
24.10.2024, 12:07  ✶  
– Skąd wiesz? – spytał, posyłając jej lekki uśmiech. – Węże potrafią zostać niezauważone.
Czy zaskoczyłoby go, gdyby któregoś dnia w podziemiach Ginny wyciągnęła koc i kanapki? Chyba nie. Nie po tym, jak tkwili w pułapce w komnacie nagrobnej w Egipcie, Cathal i Leta usiłowali znaleźć wyjście, Jamil rzucał skorpionami, a Nell siedziała na sarkofagu i na głos czytała gazetę na temat wyczynów Voldemorta – co Cal odruchowo przetłumaczył, sprawiając, że Bagshot zawsze już nazywała Czarnego Pana Latajkiem.
– Zaczynam się bać, że wcale nie musi – przyznał Cathal, tak z odrobiną irytacji na Wintera. – Może zostawił tutaj to wszystko z czystej złośliwości wobec swoich krewnych?
Miał ogromną chęć się mylić, ale cholera, musiał przyznać – dał się z tą skrzynią zrobić jak dzieciak. Kto wie, co znajdzie się w sarkofagu? Cathala chyba nie zdziwiłby już nawet zaczarowany napis HA HA HA.
Na całe szczęście osłona okazała się niepotrzebna: z sarkofagu uniósł się jedynie pył. A kiedy Cathal ostrożnie zajrzał do środka, zobaczył szczątki, wyglądające dokładnie tak, jak powinno ciało po kilkudziesięciu latach spoczywania w grobowcu. Nic nie wybuchło mu w twarz, nie dostrzegał niczego podejrzanego, co wskazywałoby na to, że potrzebują specjalisty od pułapek… chociaż przez głowę przeszła mu myśl, że zaraz się okaże, że walnęła go tutaj jakaś podstępna klątwa.
– Tuby z pergaminami – mruknął, unosząc różdżkę, by sobie przyświecić. Po chwili wahania odsunął się nieco, uznając, że nie chce ryzykować sięgania po nie dłonią i rzucił proste zaklęcie lewitujące. I znów nic nie wybuchło, ani nie rzucało nim o ściany, co bez wątpienia było czymś dobrym.
Kusiło go bardzo, aby je po prostu otworzyć, ale nie pozwalała na to i ostrożność (a ta wybuchająca skrzynia sprawiła, że nabrał ostrożności wobec Wintera), i fakt, że był historykiem magii. Nie otwierałeś starych, potencjalnie istotnych dokumentów w takich warunkach: za duża szansa na to, że się uszkodzą. Dlatego Shafiq ostrożnie lewitował je do torby.
Przez moment naprawdę miał ochotę wyciągnąć szkielet i cisnąć go na podłogę, ostatecznie jednak tylko machnął różdżką, zatrzaskując sarkofag. Uznał, że szkoda jego czasu na małostkową zemstę, która nie przyniesie prawdziwej krzywdy temu, kto miałby być jej obiektem.
– Wygląda na to, że możemy wracać… przez ten cholerny korytarz – mruknął, krzywiąc się lekko na myśl o tym, że przyjdzie się mu ponownie przedzierać przez tunel zdecydowanie niedostosowany do jego rozmiarów i wzrostu.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#28
24.10.2024, 19:54  ✶  

– Wybuch z pewnością by go wywabił, a ja dostrzegłabym ruch – postukała się palcem po policzku, bezpośrednio pod prawym okiem, chcąc zwrócić na nie uwagę, bo ciągle nie były to jej jasnobrązowe oczy, a kocie, iście złote, dużo bystrzejsze w tych warunkach od ludzkich.

– Nie bój się, cokolwiek się tu znajdzie, jakoś to wykorzystamy, nawet jeśli nie jest bezpośrednio związane ze sprawą – cóż, czasem najbardziej niepozorne sytuacje potrafiły sprawić, że w głowie zapalała się jakaś lampka. A jak będzie tutaj? Zawsze wyciągną z tej przygody jakieś wnioski, na przykład, że należy sprawdzić absolutnie każdą rzecz, bo może wybuchnąć, nawet jeśli już przeszedłeś przez tonę innych zabezpieczeń. Albo, że należy nosić ze sobą koc.

Całe szczęście, że osłona była niepotrzebna, bo pomimo tego, że Ginny rzuciła dwa zaklęcia – to doskonale wiedziała, że żadne z nich zwyczajnie nie wyszło, jakby coś blokowało jej magię… Albo tak to sobie tylko tłumaczyła. Na szczęście nic tu nie było takiego, a Cal już dużo ostrożniej dobrał się do tub. Kobieta stała obok i po prostu zamierzała go w razie czego asekurować, a kiedy już zabrał te tuby, to sama zajrzała do środka, by zobaczyć… no cóż. zwłoki. Stare zwłoki. Nic nadzwyczajnego. W końcu jednak sarkofag został zamknięty i to był moment na to, żeby już sobie stąd pójść.

– Mmmm… Jesteś pewien, że nie chcesz dotrzymać mi towarzystwa jako kot? Jeszcze coś sobie zrobisz z tą ręką… – zaczepiała go znowu, a gdy cofnęli się do komnaty z pająkiem, po prostu oparła się o kamienną ścianę i uśmiechnęła się bezczelnie. – To co… Panowie przodem, tak? – bo sama zamierzała się w końcu przemienić w kota i jak gdyby nigdy nic po prostu przejść sobie przez tunel. Oczywiście równie bezczelnie gapiąc się na tyłek Shafiqa. A przecież było na co popatrzeć…


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (5866), Guinevere McGonagall (5865)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa