• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[11.08.1972] The Kiss of Dawn | Sauriel & Victoria

[11.08.1972] The Kiss of Dawn | Sauriel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#31
05.11.2024, 00:26  ✶  

Och nie, ona też wolała żywsze tańce, takie, w których można się było zatracić i jednocześnie pokazać swój charakter, wyrazić siebie, wyrzucić to wszystko, co na co dzień trzymało się w ryzach spokoju i siły. Klasyczne tańce miała w małym paluszku, jej matka zadbała, by była idealną panną na wydanie, taką, która będzie nie tylko ozdobą, a która będzie mogła zakręcić się tu i tam… Ale pomimo tego, że je wszystkie umiała i znała – i pomimo tego, że tańczyć lubiła, to wolała te bardziej żywiołowe figury. Co nie znaczyło, że źle się bawiła i w bardziej tradycyjnych układach tanecznych.

Nie chodziło o skrzywdzenie kogokolwiek, wręcz przeciwnie. To znaczy… skrzywdził ją. Złamał jej serce na pół, gdy ją odrzucił, potem, kiedy widziała go czekającego na swój koniec w świetle poranka, to połamało się na miliardy kawałków. Ale i ona go pewnie skrzywdziła, nieświadomie, niechcąco. Klucz był w tym, że chciało się to naprawić. Być lepszym człowiekiem – choćby tylko dla tej drugiej osoby. Nie chodziło o Destrukcję. Można było powiedzieć, że Miłość nie istniała po to, by dać nam szczęście, a po to, byśmy mogli sprawdzić, jak silna jest nasza odporność na ból. Miłość bolała – bo odkrywaliśmy przed drugą osobą swoje czułe punkty z ufnością, że nie zostaną wykorzystane przeciwko nam.

Victoria jednak w żadnych myślach nie chciała krzywdy Sauriela. Może i nie znali się pod każdym względem, ale to, co było między nimi… Chyba nigdy nie pokazali sobie, że sobą gardzą. Że cokolwiek robią, robią przeciwko sobie. Cokolwiek robili – robili to dlatego, że się o siebie troszczyli. Jeśli to wymagało trochę bólu… O tak, wystarczyłoby, że Sauriel powie słowo, a ona faktycznie mogłaby płonąć dziesięć dni, jeśli to tylko oznaczałoby, że i ten jego płomień, który nosił w sercu, się powiększy. Ten, który warto było chronić wszelkimi sposobami.

– Maruda – mruknęła pod nosem, ale całkiem pogodnie. A potem się zamyśliła, słysząc odpowiedź Sauriela. Czyli jednak – Stanley mu napomknął. – Eeee… Nie do końca. Moja babcia robiła interesy z Borginami. Przekazała mi przez spirytystę – o którego Sauriel był tak strasznie zazdrosny z powodu czekoladowej żaby – że gdyby jakiś przedmiot nawalił, to mamy się do nich zgłosić. Ale pomyślałam sobie… Że skoro robili dla niej przedmioty, to może i biżuterię? Wychodzi, że miała do niej słabość. Chciałam… hmm – jak to wszystko ująć? W jej głowie układało się to prosto i klarownie, gdy przez dwa miesiące się w niej uleżało. Ale czy myśli wypowiedziane na głos też takie były? – Te wspomnienia są dziwne. Niby klarowne, ale mieszają się… Sam zresztą widziałeś. Chciałam potwierdzić, że biżuteria, o jakiej wiem, w ogóle została stworzona. Bo nie jestem wcale pewna. Pierścionek i kolia, którą miała w planie – żeby w ogóle mieć punkt zaczepienia. Jeśli faktycznie istniały, to już było dużo. Jeśli istniały, to istniała tez szansa, że może gdzieś jeszcze są. Może miała je jej matka? Albo były jeszcze gdzieś indziej? Te wspomnienia mocno się przemieszały i Victoria nie potrafiła odróżnić jednego od drugiego. A dlaczego ich szukała? Och, wcale nie z sentymentu. Jeśli pierścień był w stanie zagłuszyć wampirzy głód… Jeśli kamień filozoficzny został wtłoczony w biżuterię… Żeby w ogóle myśleć o eksperymentowaniu z tym dalej, najpierw należało to mieć. Bo czy podjęłaby się stworzenia kamienia sama, od zera? Wiedząc co jest składnikiem? Już istniejącego kamienia nie bałaby się użyć – cena już przecież została zapłacona.

– Gacie się nosi na tyłku, ale możesz z takimi zrobić co chcesz. Poszewkę na poduszkę, flagę, cokolwiek – paplała trochę bez sensu, ani ładu i składu, ale potrzebowała tego. – Skórę tygrysa? Nie szkoda ci tego koteczka? – przewóz skóry… Cóż. Nie miała pojęcia. Ale zakładała, że nawet jeśli istniał jakiś problem, to za odpowiednią opłatą… Nietrudno byłoby to jakoś przemycić.

– Nie, czemu babskie? Wiesz jak trudno wyciągnąć dojrzałą mandragorę z ziemi? Trzeba mieć krzepę. Zdziwiłbyś się ilu facetów zajmuje się zielarstwem – po tej chwili oburzenia, Victoria nadal podtrzymując się jedną ręką, zerkała na Sauriela badawczo. Może nawet równe złowieszczo, co on na Kwiatuszka. – Ani się waż, tym kotom ma się nie stać żadna krzywda, rozumiemy się? – nawet zabrała rękę z jego klatki piersiowej, żeby pstryknąć go prosto w nos. Leciutko. – A poza tym to nie wiem. Ale chyba trudno byłoby takiego przypilnować przed pragnieniem – koty były jednak zwierzętami, a nie ludźmi, którzy mogli się przed czymś tam powstrzymać. Choć nie zawsze, tak jak Victoria nie mogła się teraz powstrzymać przed  nachyleniem się nad Sauriela i cmoknięciem go w końcówkę nosa, który przed chwilą pstryknęła. A potem jak gdyby nigdy nic powróciła do poprzedniej pozycji leżącej. – Co się w zasadzie stało? Myślałam, że nie chcesz mieć z Josephem za bardzo do czynienia – a teraz… rozważał zamieszkanie z nim?

– Jak tu teraz przyjemnie cicho. Żadnych afrykańskich bębnów – święty spokój i cisza. Aż się przeciągnęła, po czy zwinęła, przyciskając do Sauriela i stłumiła ziewnięcie.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#32
05.11.2024, 17:04  ✶  

Zastanawiał się, czy na ten temat jakoś rozmawiali. Mówiła, że może być sposób na to, żeby naprawdę cofnąć wampira znad skraju przepaści, pytała, czy chciałby spróbować - starałaby się wtedy, to na pewno. Nie był wielkim znawcą takich rytuałów, ale nie musiał być. Wiedział wystarczająco dużo, by mieć pojęcie - w takich czarach nie ma chodzenia na skróty. Nawet kiedy wydaje ci się, że znalazłeś kapitalne wyjście z zababranej syfem czarnej magii, to ona i tak w końcu się upomni. Tak to już było z zabawą życiem i śmiercią. Nie wiedział, co dokładnie chodziło jej wtedy po głowie, ale nawet nie chciał wiedzieć. To były już drzwi zamknięte. Zatrzaśnięte klapy okien - nie powracajmy lepiej do tego. Czy mówiła wtedy o tym, że szukała tej biżuterii? Po rozmowie ze Stanleyem wydawało mu się, że tak, na pewno musiała. Bardzo wiele rzeczy mu się mieszało i nie był pewien, czy tutaj też coś poknocił, źle zapamiętał, czy może dobrze, ale teraz te wątpliwości same mu w głowie mieszały.

- Mmhmm... - Pasjonatka biżuterii? No i dobrze, świecidełka bywały fajną sprawą. W pełni rozumiał, że można je lubić - w końcu sam lubił je nosić. - Czyli szukasz pierścionka i kolii? - Czy źle to zrozumiał? Wtedy, kiedy tak nagle wybiegła z więzienia, szukała... w zasadzie to ona chyba wtedy nie szukała konkretnej rzeczy, ale z tej perspektywy czasu walnąłby od razu, że jednak rzeczy. - Ostatecznie w naszej meliniarni mogę wystawić wielkie ogłoszenie: "poszukiwana biżuteria po pani Lestrange!" - Przesunął ręką przed nimi, jakby chciał nią wyrysować to ogłoszenie z całymi literami i dobrobytem strojnych rysunków. Pewnie ogórków.

Gdyby stwierdzić, że miłość rzeczywiście istnieje po to, by sprawdzać próg wytrzymałości, to żylibyśmy w najsmutniejszej wersji świata. Byłaby to wersja, gdzie wszystko z góry spisujesz na porażkę. Miłość nie testowała bólu - testowało go za to wszystko, co było negatywem tej miłości. Złamane serce - zdrady, rozstania. Ufność w końcu nie boli, dopóki nie zostanie wypaczona.

- Ooo kuurwa... - Pokiwał głową w zastanowieniu do siebie samego. - Flaga z gaci... o tym nie myślałem... - Akurat to potrafił sobie zwizualizować - flagę z gatek w panterkę powiewającą na korytarzach Podziemnych Ścieżek. Na pewno robiłaby WRAŻENIE. Niekoniecznie pożądane do osiągnięcia, ale wrażenie. - Już i tak zdechł, to co za różnica. - Mogła poczuć, jak wzrusza ramionami. Jebałby typa, który by kopał kota, ale czy jebałby typa, który strzelał do tygrysa, który chce cię zeżreć? Niekoniecznie.

- Cokolwiek, kwiatki dla bab, tak samo jak gary. - Przedrzeźniał się, ale tak, tak uważał, że pielęgnowanie kwiatuszków bardziej pasowało do kobiet, tak samo jak gotowanie. I nie - nie miał pojęcia, jak ciężko jest wyciągnąć mandragorę z ziemi. Bo i skąd, skoro zręcznie omijał nauki zielarstwa? Odsunął jej rękę, żeby mu czasem tych palców nie wsadziła w oko, bo jakoś nie miał zaufania do pełnosprawności ruchów w tej pozycji, kiedy się wyginała do jego twarzy. A potem znieruchomiał, naprężył się iiii skrzywił, kiedy jej usta musnęły jego nos, chociaż to skrzywienie wcale nie było odzwierciedleniem niezadowolenia. Po prostu zwątpił, co się dzieje i czego to miało być wyrazem. Po co? Dlaczego? W jakim celu? Ale chyba... nie było złe? Nie było. Zdecydowanie nie było złe. - Eeehmmm... - Rozluźnił się. - A nie wiem sam, Różyczko. Jakoś... wszystko się pozmieniało. Nie wiem, czy mi się odechciało, czy wszystkim. Mimo to nie chce już siedzieć w Rookwoodowni, tam muszę się gapić na ryj Chestera, zjebany frajer... Jest skończoną pizdą. Sam nic nie umie dobrze zrobić i nawet nie potrafi dobrze rozporządzać ludźmi. Josepha nawet wkurwił, a żeby go wyprowadzić z równowagi trzeba się postarać. Wiem to, bo mi się udało dotąd to tylko raz. - Co chyba dawało jakiś pogląd Victorii na tę sprawę, bo wiedziała najlepiej, jak łatwo Sauriel potrafił zaleźć pod skórę i to nawet się nie starając - po prostu jako skutek uboczny jego charakteru. - Nienawiść łączy, słyszałaś o tym? - Zakpił sobie trochę.

Pogłaskał ją po głowie, kiedy ziewnęła. Afrykańskie bębny... taaa. To chyba ten sąsiad, którego "się pozbyła".



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#33
05.11.2024, 21:48  ✶  

Tak, pytała go… czy raczej oznajmila mu, że jest pewna, że da się to zrobić. Powiedziała mu też, jakie słowa przekazała jej babcia przez Laurenta, ale wtedy nie miała tego brakującego elementu układanki: informacji o kamieniu filozofów. Jednak powiedziała Saurielowi tyle, ile na tamten dzień wiedziała: że da się wrócić do żywy. I że nie musi podejmować decyzji teraz, gdy to takie mgliste, oraz… Że tym razem nie będzie z tym sam.

Wtedy jeszcze nie usłyszała, że jest duża szansa, że umrze.

Teraz już sama nie wiedziała, co ma myśleć o tym umieraniu i energii, której jej brakowało, albo cholera wie co się właściwie stało. Nie chciała żyć z dnia na dzień z myślą, że każda chwila może być dla niej tą ostatnią. I… pochłonęły ją badania nad śmiercią, czy raczej… nad życiem w śmierci – nad wampirami. Pomalutku torowała sobie też drogę do tej wiedzy jak odczynić ten zły czar, który zamieniał człowieka w wampira, nikomu nie mówiąc nic, ani słówka. Była więc pewna, że nikomu nie powiedziała o tej biżuterii i o jaką dokładnie chodzi, ani, przede wszystkim, dlaczego. Stawiała ostrożne, małe kroczki, chcąc wybadać grunt, by przygotować sobie miejsce na późniejsze działanie. Saurielowi nic nie mówiła, bo tamtego dnia, gdy zobaczyła to… Ich spotkanie nie poszło najlepiej. Był to wręcz eufemizm: bo poszło beznadziejnie. Tak, że kilka dni później Sauriel pokazał jej mroczny znak na przedramieniu i mówił o rozstaniu, nie pytając jej nawet o zdanie, ona płakała, a kolejne dni później próbował popełnić samobójstwo, a ich relacja… Wydawałoby się, że się cofnęła, chociaż jak teraz Victoria o tym myślała, to uważała, że po prostu się zamroziła, a ich kolejne, nieczęste spotkania, kręciły się wokół innych rzeczy. Stanley był pierwszą osobą, której w ogóle napomknęła cokolwiek o jakiejś biżuterii babci i to na tyle mgliście, że nie mówiła o żadnych konkretach.

– O pierścionku i kolii wiem. Ale nie wiem czy nie było tego więcej, albo czy jednak nie zrobiła tego inaczej, a mi się coś… Pomieszało. Dlatego poprosiłam go, żeby poszukał wszystkich wzmianek o jakiejkolwiek biżuterii – nie zamierzała tego zrobić po łebkach, wręcz przeciwnie. – Parkinson – poprawiła go bez cienia urazu. – Elisabeth Parkinson z domu Crouch. Ale nie sądzę żeby takie ogłoszenie coś dało. Zresztą… Wolałabym to zrobić po cichu. To bardzo cenna biżuteria – a jak cenna… być może wiedziała tylko Victoria. Tylko Victoria oraz… – Możliwe też, że ma ją moja… Że ma ją Isabella. Ale na początek chciałam się upewnić, czego mam w ogóle szukać – z matką… jej relacja zawsze była napięta. Zaczęły ze sobą rozmawiać po tamtej wielkiej awanturze sprzed miesiąca, wtedy, gdy Victoria oznajmiła, że się wyprowadza i żadną siłą jej nie zatrzymają. Kiedy wyreferowała im, że możliwe, że nie zostało jej zbyt dużo życia i nie ma zamiaru go marnować na przepychanie się z nimi. Przyjęli to do wiadomości… Jakoś. I nawet wyglądało, że przejęli się rokowaniami, jakie przedstawił jakiś nekromanta skądś tam.

Nie, Victoria wcale nie chciała myśleć o tym, że miłość istnieje, by testować naszą wytrzymałość. Miłość była piękna, była darem, który warto było pielęgnować, o który należało dbać – dodawała skrzydeł, szczęścia, spokoju, pewności siebie, poczucia, że nie jest się samotnym i pozostawionym samemu sobie. Że gdy się potkniesz i upadniesz, to ktoś poda ci dłoń i pomoże wstać, a jeśli nie będziesz mieć siły, to cię podniesie i przez jakiś czas nawet poniesie. Nie skreślała też tego, co było pomiędzy nią i Saurielem, bo inaczej by w to nie brnęła. A słowa Szeptuchy… Mówiły też o miłości i szczęściu, chociaż Victoria nadal nie do końca wierzyła w przepowiednie. Poczuła, jak Sauriel nagle się naprężył pod jej gestem, znieruchomiał jak słup soli, jak wykuty z kamienia – a to był tylko nieszkodliwy buziak. A czemu? By okazać mu swoją sympatię, czułość… Nie nabuczał jednak na nią, ani nie odsunął. Był tylko skrzywiony jakby właśnie polizał cytrynę. Aż takie to było niemiłe? Victoria pomyślała, że się pospieszyła, że nie powinna… Tym bardziej się zwinęła, przytulona, by ukryć swój wstyd. Bała się  zapytać, czy mu to przeszkadza, bo bała się, że powie, że tak, a nie była gotowa na taką odpowiedź.

– Chesterowi udało się wkurzyć co najmniej pół naszego Departamentu. Ale ponoć poszedł już na emeryturę? Snuje się teraz po domu i wszystkim działa na nerwy? – wymruczała, doskonale sobie wyobrażając, jak Sauriel bardzo próbuje dopiąć swego: wkurwienia Josepha. – Ach tak, to musi być bardzo duża nienawiść. Tylko co, jak element łączący zniknie wam z oczu? Jeszcze niedawno wolałeś się trzymać z daleka – a przynajmniej coś w ten deseń mówił jej w czerwcu… Albo też coś pokręciła. Sama rozluźnila się dopiero, gdy Sauriel zaczął głaskać ją po włosach. Była łasa na te gesty, spragniona ich, jak rozbitek zbyt długo dryfujący po morzu, gdzie wody było mnóstwo, tylko nie takiej, która nadaje się do picia.

W tym czasie mogli usłyszeć ciche stuknięcie i miauczek, który przemieścil się po podłodze do kanapy, którą zajmowali.

– Miau – odpowiedziała Victoria i raz jeszcze się podniosła, by zaraz wychylić się i jedna ręką złapać mała Lunę, która koniecznie chciała się dostać na górę. Zaraz zresztą wróciła do poprzedniej pozycji, a w tym czasie mała czarna kulka zaczęła szukac sobie swojego miejsca, by się położyć obok człowieków, którzy byli jej całym małym światem. Kwiatuszek za to rozłożył się szczęśliwy na fotelu.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#34
06.11.2024, 19:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2024, 19:09 przez Sauriel Rookwood.)  

Mentalnie pokręcił głową, że wzięła to ogłoszenie na serio, a fizycznie tylko uniósł jedną brew i się lekko uśmiechnął. Równie dobrze takie ogłoszenie (ulotkę!) mogli wysłać matce Victorii, skoro była możliwość, że ma ją ona. W ogóle możliwości się rozszerzały, bo równie dobrze ktoś z Crouch mógł sobie to przywłaszczyć, albo... ach, biżuteria to biżuteria. Jeden powie, że to tylko wartość sentymentalna, podczas gdy druga osoba podliczy w kasie fiskalnej swojej głowy jej materialistyczną wartość. A to tylko dwie skrajności z całkiem szerokiego wachlarza możliwości.

O tym, jak przodkowie potrafią namieszać, kręciła się historia tego lata. Obsiadała na nich jak ptasie gówno. Jak to w ogóle działało, że tyle ptaków latało nad naszymi głowami, a tak mało osób obrywało tym smrodem? Tymczasem w rodzinie, gdzie właśnie smrodu powinno  być mało, wszystko wylewało się, kiedy tylko pojawi się najmniejsze uszkodzenie. Nie istniały rodziny idealne, za to istniały rodziny, w których jest chociaż normalnie. Czym są normy - to już było tematem-rzeką. Teraz mówili o babci, a zaraz przechodzili do... praprapraprapra..? ile tych pra by musiało być? Zostańmy przy: przodek. Więc przechodzili do przodka Sauriela. Babka była nieobecna, ten drugi już był obecny jak najbardziej. Który mieszał bardziej? Żywy, czy umarły, który zostawił po sobie tyle sekretów? Nie wspominając o Isabelli, od której Victoria uciekła.

- Taaa... zrzędliwy staruch... - Sauriel życzył mu źle, a nawet życzył mu najgorszego - najlepiej z rąk własnych. Niestety musiał obejść się smakiem i obawiał się w dodatku, że jeśli cokolwiek się temu muchomorowi stanie, to on będzie pierwszym podejrzanym u osoby, której najbardziej nie chciał podpadać. - Nie zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi, jeśli o to pytasz. - Mruknął, nawijając kosmyk włosów Victorii na swój palec. - Nie chce mi się z nim walczyć. A skoro to go zadowoli to niech mu będzie. - "Nie chce mi się" tak dobrze oddawały te odczucia jak i całkowicie się z nimi rozmijały. Chęci i niechęci - od tego zazwyczaj zaczynało się wszystko, co mogło budować twój świat, albo go niszczyć. Do tego dołączaliśmy elementy otaczające ten twój mały-wielki świat i dopiero powstawała mikstura podejmowanych decyzji. Nieidealna, niepełna, bo zawsze można było coś dodać i zmienić. Pełna była dopiero wtedy, kiedy decyzja miała już swoje skutki. Swój wynik. Wszystko zaś, co związane było z Josephem, włączało się do worka "to skomplikowane". - Nonsens Saurielu, nie będziesz mieszkał na tym brudnym Nokturnie". - Obniżył swój głos, przyjmując protekcjonalny ton, naśladując tym samym samego Josepha. - "Mam jeden dom w Londynie, będzie ci pasował". - Pokiwał jeszcze głową na boki, wywrócił oczami na samo przypomnienie sobie tej jakże budującej rozmowy. - Może swoją upartość przekazał mi razem z nieśmiertelnością. - Skrzywił się z niezadowoleniem. Tym nie mniej... Sauriel sam nie wiedział, co dokładnie się zmieniło, ale wolał mieć spokój niż dalej się z nim o wszystko wykłócać. Zerknął na wtargniętego kociaka na kanapę. Kwiatuszek nie został celem testów zwampirzenia, to może Luna się nada, heh...



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#35
11.11.2024, 20:10  ✶  

Wolała grać kartą wartości sentymentalnej i mniej-więcej tak to przedstawiła Stanleyowi, nie chcąc puścić pary o czymkolwiek więcej. Rościła sobie prawa do tej biżuterii, bo miała ją w głowie, a przecież Elisabeth miała też dzieci – jej matkę, ojca Aidana… Fakt, że z wnuków była najstarsza, ale nie w tym rzecz. A w tym, że dzięki tym wspomnieniom miała dużo większy pogląd co do tego, dlaczego w ogóle te błyskotki zamawiała. Dlaczego wydawała na to aż tyle pieniędzy i zachowywała się, jakby od tego zależało czyjeś życie.

Cóż… Bo zależało.

I teraz… też mogło zależeć.

Victoria zastanawiała się też, skoro już mówiliśmy o Josephie, czy miał okazję poznać Elisabeth. Czy jeden wampir znał drugiego wampira, czy miał świadomość, co jej się przytrafiło i że wyrwała się z tego złego czaru nieżycia, a później umarła – w swej starości, nie tak więc, jak mogli stąd odejść ci, których egzystencja polegała na ukrywaniu się w cieniu.

– Co najmniej dwie osoby wspominały mi o tym, jak bardzo zdenerwował resztę współpracowników na jednej z akcji, bo myślał, że jak jest najstarszy, to wszystko mu wolno – i że nie obowiązuje go szacunek do drugiego człowieka, jak też to, że już widział się na stołku szefa Biura Aurorów zapominając, że jest na tym samym stanowisku co reszta. – Nie do końca o to, ale powiedzmy, że taka odpowiedź jest ok – bo nawet nie podejrzewała o jakąś wielką przyjaźń między Saurielem i jego stwórcą. Ale na przestrzeni miesięcy mówił jej przecież, że nie chce mieć z nim do czynienia, że ona też wręcz nie może z nim rozmawiać (zakaz, którego nawet nie zamierzała łamać, proszę jak się słuchała), a tu nagle jakieś… zamieszkanie razem. A gdzie w tym Eryk i Anna? – To jego pomysł? Ta wyprowadzka? – zapytała za to, nadal próbując zrozumieć, o co tu w zasadzie chodzi. – A co z twoimi – zawiesiła się na moment, marszcząc brwi. – Co z Anną? Z Erykiem? – wolał zamieszkać z wampirem, który go zabił i stworzył tym, kim jest? Victoria zawsze sądziła, że w jakimś stopniu się go bał, chociaż Joseph dla niej, w ten jeden dzień, kiedy go poznała, był całkiem miły, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Zachichotała, kiedy Sauriel zaczął naśladować głos i sposób mówienia Josepha. Przymknęła aż oczy i przejechała dłonią po jego koszuli, czując te delikatne ruchy, w których czarnooki bawił się jej włosami. Czy to była ta ich normalność, o którą tak zabiegał? Było normalnie, ona czuła się normalnie, nawet pomimo jakiegoś nieprzyjemnego gorąca na wysokości żołądka, związanego z tym wstydem względem spięcia, jakie jeszcze chwilę temu czuła od Rookwooda.

– Chyba nie warto mieszać pracy z domem – odparła nieco nieśmiało, bo akurat mieszkanie na Nokturnie… No dla Sauriela na pewno było lepiej, jeśli mógł się stamtąd wyrwać, więc w pewnym sensie zgadzała się z Josephem, o zgrozo. – I gdzie ten dom? – i czemu Joseph w ogóle chciał mieszkać na pewnym etapie z resztą wkurwiających Rookwoodów? – Hehe, myślisz, że tak się da? – zaśmiała się znowu, patrząc jednym okiem jak Luna gramoli się na jej nogę, a potem pomalutku szła w stronę ich głów. – Mówisz, że kiedyś nie byłeś tak uparty? – uparty wręcz do stopnia, w którym sam sobie szkodził. Ale poniekąd to rozumiała, bo sama była uparta, zwłaszcza jak ktoś próbował jej rozkazywać, to się zacietrzewiała. Luna w końcu przelazła z biodra Victori na brzuch Sauriela i tam zakręciła się w kółeczko dwa razy, po czym przyjęła dumną pozycję małego bochenka chleba, czy raczej mini-bułeczki, biorąc pod uwagę jej gabaryty.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#36
12.11.2024, 16:47  ✶  

Zupełnie nie pomyślał o tym, żeby zapytać Josepha o tym, czy znał kobietę imieniem Elisabeth. Jeśli zaś znał - co o niej myślał? A może znali się bardzo dobrze i brał udział w jej działaniach? Albo właśnie potępiał i z odrazą spoglądał na jej działania w próbach ucieczki od bolesnej wieczności? Mało wiedział o Josephie, jeszcze mniej o babce Victorii, która nie zaprzątała mu myśli. Zaprzątała ich tyle, ile mówiła sama Victoria, a nie było to wiele. Tematy, które były delikatnie poruszane o zmianach nie sprzyjały temu, żebyś interesował się dziwną kobietą, która nawiedzała myśli osoby, na której ci zależy - wolisz o niej nie myśleć, tak jak wolał myśleć, że problem Victorii nie istnieje. Jak udawał, że Victorii nic nie grozi i żadna śmierć jej nie dotknie. Skoro tak myślał, to właśnie TAK musiało się stać. Myślenie dziecka, prawda? Gdzieś w głębi siebie zdawał sobie z tego sprawę, z tej ułomności, a mimo to wybierał ignorancję. Jeśli się z niej obdzierał, wszystko zaczynało się trząść i drżeć.

Myślał za to bardzo wiele o Chesterze Rookwoodzie i o tym, jak bardzo go nienawidził. Ta nienawiść naprawdę przysłoniła wszelkie inne negatywy, jakie żywił do bardzo wielu osób. Niewiele było mu w końcu potrzeba - jeden zły przycisk, jedna źle pociągnięta lina. Nie ciągnij za ogon, nie dotykaj łap, nie ruszać wibrysów i nie głaskać pod włos. Mnóstwo zależnych, którym nie sposób sprostać, bo akurat tego dnia okazać się może, że wręcz domagał się uciskania poduszek łap. Victoria bardzo zręcznie tym żonglowała, ale to nie dlatego, że tak doskonale przewidywała chimeryczność, a nauczyła się ją ukierunkowywać. Jak sobie z nią radzić.

- Dupek. - Zmemlał to słowo w ustach i uznał, że na żadne więcej nie zasługiwał. Nawet nie na obrazę, nie na komentowanie - był po prostu skurwysynem. Dokładnie tak do tego podchodził - że jemu się należy, bo jest starszy, bo jest głową rodu. Bo jest Lewą Ręką. Czy tam Prawą. Whatever. Ręka jak ręka. - Niee... chciałem się wynieść i rzuciłem hasłem, Joseph był jak "to dobrze się składa, bo mam pusty dom..." - Znowu przybrał głębszy ton głosu, poważniejszy, żeby trochę poimitować mężczyznę. - A co mnie to kurwa obchodzi? - Zamruczał, przesuwając gestem po jej głowie. I pocałował ją delikatnie w czubek tej głowy, kiedy już zupełnie się rozluźnił i odkrył, że ten pocałunek w nos wcale nie był taki straszny. Wręcz przeciwnie - był miły. - Eryk nic nie powiedział. On ostatnio w ogóle niewiele się odzywa. W końcu coś nas łączy. - Podobno moment, w którym już przestajesz się nawet kłócić jest najgorszy. Podobno to właśnie ten moment, w którym trzeba się rozstać. Bo już nikomu nie zależy.

- Ta? Bo najpierw chciałem zrobić gniazdo na Głębokich. - Taka była pierwotna myśl i to jeszcze zanim zaczął myśleć o całkowitej przeprowadzce. - Przy parku Tooting Comms na Streatham. - Bardzo ładne miejsce i bardzo ładna lokacja - w końcu nie zawsze można nadal mieszkać w Londynie, a jednocześnie cieszyć się wrażeniem, że jesteś w miasteczku. Wystarczająco blisko, żeby nie było to aż takim problemem... Ale Sauriel z drugiej strony wolałby nie musieć się bujać tak daleko. Lenistwo. Kocie lenistwo. Mógł za to zwijać się tak jak teraz zwijała się Luna. Byliby razem chlebami. - Kiedyś nie miałem tyle siły, żeby być aż takim upartym. - Ani taki odważny. A i tak ta upartość pozbawiła go bardzo wielu rzeczy, o które warto było walczyć. - Gdyby nie to, że Josepha i tak wiecznie nie ma to bym się pewnie pobuntował. Ale tak... wolę w te stronę niż się szarpać na chwilę obecną. A na Nokturnie jeszcze bym się wpierdolił w jakieś sprzeczki z tym pedałem Dante, albo zjebami z Oka. Na chuj mnie to. Jest okej.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#37
13.11.2024, 00:45  ✶  

Gdyby tylko życie działało tak, że udawanie, że problemu nie ma, powoduje iż faktycznie znika – byłoby dużo prościej. Ot, ignorujesz i przestaje istnieć. Niestety jednak, to, że Sauriel wbił sobie do glowy, że to wszystko, co otaczało Victorię, co się z nią działo i co doświadczało, to nic takiego – to jednak wpływało to na jej życie bardzo mocno, kierunkując je w konkretną stronę, popychając tak, że nieubłaganie stawiała swoje nogi na wyznaczonej drodze. Wspomnienia babci były w niej żywe; może i nie przeżywała ich każdego dnia, ale wypaliły się w jej własnej głowie, zapisane w dzienniku, by nie postradać zmysłów, z łatwością oddzielić jedno od drugiego, i nie zapomnieć. To było ważne, ta cała wartość i ciężar z jakim się to wiązało. I szansa. Nie dla niej – dla Niego. Ale i cala reszta – ta niewiadoma, jak ta wizyta wpływa na długość jej życia, bo o jakości nie było co mówić, widziana była gołym okiem, pod dotykiem. Więc ile miała jeszcze tego życia przed sobą? Nie myślała o tym, nie teraz przynajmniej, kiedy wtulała się w Sauriela, pozwalając, by złe emocje poprzedniego dnia po prostu z niej ulatywały, jej strach, złość na samą siebie za umysłową słabość, jaką się odznaczyła, obrzydzenie, że jej ciało zrobiło coś wbrew niej samej – tej, która nie była wtedy w pełni władz umysłowych. Temat dla niej nie istniał, nie otwierał żadnych drzwi ani możliwości, a gdyby mogła, wymazałaby go ze swojej pamięci, ale nie ufała żadnemu hipnotyzerowi na tyle, by zbliżył się choć na milimetr do jej umysłu.

Och nie, nie nauczyła się niczego przewidywać, to prawda. Raczej zakładała, że może nastąpić nagła zmiana nastroju, albo, że Sauriel zacznie się krzywić i być niezadowolony, i będzie miał chęć uciekać… Widziała to u niego wiele razy, a jeśli coś można było powiedzieć o Victorii Lestrange to to, że wyciągała wnioski i uczyła się na błędach. Wyciągnęła więc wnioski z zachowania Sauriela i zwyczajnie nauczyła się, że tak po prostu jest. Zaakceptowała to i jego takim jakim był, a sama nie próbowała mu nadepnąć na odcisk. Starała się po prostu… żeby czuł się przy niej swobodnie, komfortowo i chyba tak było, bo nie dawał nogi na oznakę, że coś może być nie do końca tak. Nauczyła się, kiedy odpuścić i przeczekać, nauczyła się też, kiedy domagał się atencji – to znaczy… ciągle się tego uczyła, ale przychodziło to naturalnie, a jemu starała się po prostu… dać czas. A przynajmniej na tyle, na ile sama go miała i nie miało to zbyt wiele wspólnego z jej cierpliwością do niego, która nota bene była całkiem spora.

Pokiwała głową w odpowiedzi, myśląc sobie, że do Eryka zapewne w końcu dotarło, że już tak naprawdę, dokumentnie mógł stracić swoje jedyne dziecko. Że pewna struna napięła się już tak mocno, że w końcu pękła i efekt był jaki był – wiele osób w otoczeniu zbierało tego żniwo, z Victorią na czele.

– Po co? Nie mógłbyś od tego uciec i odpocząć, a niedługo zdasz egzamin z teleportacji i taka odległość przestanie być jakąkolwiek przeszkodą. Dobrze jest mieć miejsce, gdzie można się odciąć – wymruczała w odpowiedzi, uśmiechając się lekko do siebie, czując te kolejne gesty, jak pogłaskanie ją po głowie, albo uniesienie, by ucałować jej czubek. To się rozlało ciepłem w jej wnętrzu i do pewnego stopnia ugłaskiwało jej niepewność. – To chyba powinno ci się spodobać? Chyba jest tam trochę spokoju – chociaż Victoria ceniła sobie wygodę ulicy Pokątnej, to i tak zamierzała nadal się rozglądać za jakimś domem na odludziu, zaś jeśli o Sauriela chodziło i jego zamiłowania do parków… Powinno mu być tam dobrze, a przynajmniej miała taką nadzieję, że to na niego wpłynie pozytywnie, ta zmiana. – Czasami dobrze jest postawić na swoim – to dobrze robiło na psychikę, ta myśl, że się coś znaczy, a nie jest się tylko pyłkiem na wietrze. Więc bycie upartym miało swoje dobre strony. Choć oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę też z tych negatywów. – Ale czasami to upieranie się jest bezsensowne – nawet nie mówiła tego o konkretnej sytuacji, tylko ogólnie. Bo widziała to w sobie, w nim – to czasami wręcz idiotyczne upieranie się i tupanie nogą, choćby zaszkodzić samemu sobie i popsuć coś, nad czym się pracowało.
Wyciągnęła dłoń, by przejechać nią po malej główce Luny, po jej śmiesznym, kocięcym futerku, pogłaskać ją pod bródką, aż rozległ się cichy, ale jednostajny koci mruczek. Jeszcze cichutki, jak to na dzieciaka przystało. – Dla sportu? – zaczepiła go, pytając oczywiście o to pobuntowanie się, gdyby Josepha było więcej. – Mówisz, że przyciągasz kłopoty? – zażartowała sobie, lekko mrużąc oczy w rozbawieniu. Ale w sumie to… Miał talent do pakowania się w dziwne sytuacje. Jak choćby z tamtym rozpylonym narkotykiem. Nazwałaby to jednak częścią jego uroku. I to tego, który na nią dość mocno zadziałał.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#38
13.11.2024, 12:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.11.2024, 12:45 przez Sauriel Rookwood.)  

Moja śliczna, piękna Victoria. Gdyby ta prosta myśl została wypowiedziana na głos zerwałby się sztorm. A może nie? Może powędrowalibyśmy drogą, gdzie rzeczywistość jest miła, a przyjemności wpisane są w rutynę codzienności? Może nie byłoby przerażenia ani potem syndromu wyparcia i kolejnych odskoków od tego, co powiedziałem, co zrobiłem i co to w ogóle zmieni? Nie był nawet świadom sam tej myśli i jej pełnego znaczenia. Ona po prostu była, przesuwała się po głowie, kiedy teraz zaczął się bawić końcówkami jej włosów. Miała naprawdę piękne włosy, pewnie połowa kobiet jej zazdrościła. W odgrywanym echo dawnych lat nadal słyszał ze szkolnych korytarzy "a jakiego szamponu używaaasz?". Tak chyba kobiety już miały. Tak samo jak z tymi makijażami. Niby kumał - no nie da się zaprzeczyć, że umalowana Victoria wyglądała jak chodzące dzieło sztuki, ale lubił ją taką, jaką była i nie uważał, żeby jakikolwiek makijaż był jej potrzebny. No chyba że wyglądała tak, jak dzisiaj. Wtedy był jej potrzebny, bo widać było, że cierpi, a on nie chciał, żeby cierpiała. Niestety makijaż nie zmieni rzeczywistości, może tylko przykryć to, co już i tak miało miejsce. Tak wracamy do punktu, że jednak ten makijaż był o kant dupy obił.

- Ay... dobra myśl... - Chociaż on myślał nieco innymi kategoriami i nawet chciał je pominąć, ale w zasadzie... nie było powodu, dla którego miałby ją od tego odcinać. A ona zawsze chciała, żeby dzielił się z nią jak największą ilością rzeczy. - Różne rzeczy się tam dzieją i bezpieczna dziupla byłaby na wagę złota. Teraz mam Głębinę, to jebać to. Ale też ze względów bezpieczeństwa stwierdziłem, że to chujowy pomysł. - Na szczęście nie miał kolegów z Ministerstwa, którzy chcieli go odwiedzać na herbatkę, żeby to było jego jakimkolwiek wyznacznikiem. - Ay. Brzmi spoko. Dokładnie się tam nie rozglądałem. Nie powiem, żeby mój gust i Josepha się mocno pokrywał, ale nie jestem wymagający. - W zasadzie było mu to wszystko jedno jakie meble stoją, jakie są kolory ścian czy podłogi, dlatego w ogóle się nie zastanawiał nad tym, jak wyglądało wnętrze. Dopiero teraz o tym pomyślał. Tak samo jak nie pomyślał do tej pory, że blisko parku... to brzmiało miło. - Hehehe... Nie no co ty, Różyczko. Buntujmy się przeciwko wszystkiemu. - Uśmiechnął się, zerkając na nią. - Jeśli tak, to mam nadzieję, że jesteś moim Kłopotem. - Aż sam nie mógł się sobie nadziwić, jak bardzo smooth był to tekst. I nie to, że nie potrafił takich tekstów walić - potrafił. Tylko jakoś niekoniecznie wobec Victorii. Tymczasem... tu i teraz nie miał żadnych oporów.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#39
13.11.2024, 22:54  ✶  

Czy rzeczywiście byłby to sztorm? Niszczycielski żywioł, burza na morzu tak wielka, że mogłaby zatopić statek i wszystkich ludzi, jakich ze sobą niósł? Że mogłoby to zatopić ich? Czy raczej ten wiatr, który by się zerwał, dąłby w żagle i pozwolił łódce w ogóle płynąć do przodu, a nie po prostu dryfować na środku morza. Fakt, może to przyspieszenie byłoby tak nieoczekiwane i zawrotne, że łatwo byłoby się przewrócić i chwilę zajęłoby, nim przywykliby do tego, w jaki sposób poruszać się po szalejącej po wodzie łajbie, ale… czy to naprawdę było tak straszne? Pozwolić sobie poczuć, dopuścić to do siebie te wszystkie uczucia względem drugiej osoby? Przecież ilekroć spędzali ze sobą czas, to było przyjemnie; nawet wtedy, gdy poniekąd przymuszał ich do tego rytualny czar, to przecież szukali tego kontaktu ze sobą, choćby przez chwilę. Dobrze się razem bawili na Lammas, na weselu, tańcząc do rana, na wielkiej wyprawie poprzez chaszcze i las do opuszczonego zamczyska… I te kilka dni temu, gdy Sauriel wyszedł na pełne słońce, a potem złożył na jej zimnych ustach pocałunek. Królewna Śnieżka nie wróciła jednak do życia, ale – było przyjemnie, miło. Zgoda: było w sercu burzliwie i próbowało się wyrwać z klatki piersiowej, nie zawsze było też idealnie, oboje mieli gorsze dni, ale… razem jakoś było… lżej? A makijaż, by ukryć to wszystko, co złe, co odbijało się w twarzy był po to, by wścibscy ludzie nie widzieli zbyt wiele. Przed Saurielem mogła się nie malować, bo on był do jej życia i tak mocno dopuszczony. Widział ją w jej najgorszych momentach i dniach, i wcale nie chciała tej strony siebie przed nim ukrywać. Tego, że wcale nie jest taka idealna.

Oczywiście, że myślał innymi kategoriami. Często było tak, że on myślał o czymś, co jej nie przeszło przez myśl, i vice versa. Ale w ten sposób się uzupełniali, mogli dostrzec szerszy obrazek tam, gdzie jedno było ślepe, póki się tego nie wskazało.

– Nokturn chyba nigdy nie jest w pełni bezpieczny – odezwała się po chwili, kiedy Sauriel zechciał podzielić się swoją myślą. Nie był bezpieczny nawet dla stałych bywalców. – Znaczy… Tak mi się wydaje – nie, żeby miała pod tym względem wielkie doświadczenie, a już zwłaszcza jeśli chodziło o Podziemne Ścieżki. – Noo… Na pewno też nie będzie tak śmierdzieć – i… poza-Nokturnem łatwiej było do siebie zaprosić dziewczynę, gdyby się taką miało. Nie to, że tak myślała o sobie – w zasadzie, to nie miała pojęcia, jak o tym myśleć w kontekście siebie. – To się rozejrzyj, może ci się spodoba bardziej niż z początku myślałeś? – milo było mieć swój kąt zrobiony wedle własnego gustu, gdzie widać było tę rękę osoby, która tam mieszkała, otaczając się ważnymi dla siebie rzeczami.

– To stwarza paradoks z buntem przeciwko buntowi – stwierdziła prosto. – Wszędzie trzeba mieć umiar, ale wyobrażałam sobie, że byś go tak pozaczepiał dla zasady – i żeby sobie nie myślał, że młody Rookwood całkiem wyrósł ze swoich humorków. – Och – zarumieniła się, czego Sauriel nie miał za bardzo jak zobaczyć. Zabawne, że ich myśli krążyły wokół podobnego tematu. – I to takim, którego trudno się pozbyć – bo była uparta… Równie uparta co on, choć nie w tak oczywisty sposób. Poczuła zresztą, jak serce jej przyspieszyło, zupełnie niegotowe na tak jawny ze strony Sauriela flirt w jej kierunku. Chyba pierwszy świadomy, skierowany właśnie do niej, a nie do żadnej innej kobiety w zasięgu wzroku. – A jak sobie radzisz z Kłopotami? – postanowiła to pociągnąć odrobinkę bardziej.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#40
13.11.2024, 23:55  ✶  

Bezpieczna przestrzeń istniała dla niego tylko tam, gdzie była Victoria Lestrange. Więc tak, kochanie. Masz całkowitą rację. Nokturn nie był i nigdy nie będzie bezpieczny. Tam czychało wszystko to, co najgorsze, a nawet nie. Wypełzało poza jego granice, ale co z tego? Czarny Pan potrafił sprawnie rozstawiać swoje pionki na szachownicy. Wiedział, czego lepiej nie dotykać, żeby dobrze na tym wyjść. Punkt zawieszenia był jego punktem przeciągania rzeczy na własną korzyść.

- Dobrze ci się wydaje. - Największe skurwysyństwo roiło się właśnie tam - przynajmniej w tych okolicach. Było wiele dróg, którymi można było wędrować z tamtego punktu. Nie wszystkie były poznane, inne były przeklętymi labiryntami, w których gubili się najlepsi. Czy w ogóle te Ścieżki miały koniec? Przecież ciągle tworzono nowe. Sauriel uczył się ich. Nie potrafił nawigować po lesie, ale potrafił nawigować po tunelach stworzonych rękoma wciąż dobrze prosperujących niewolników, chociaż niewolnictwo niby zniesiono dawno temu. Nazwiemy ich "pracownikami"? Nazwijmy. Ludzie bez twarzy i bez imion, których groby kopano tam, gdzie padli w pracy z wyczerpania. - Wszystko będzie lepsze od tego domu. - Czy na pewno? Ładnie brzmią niektóre hasła puszczone w eter, a na papierze? Na papierze wyglądało to tak, że Sauriel chciał się wydostać, postanowić swoje własne kroki i dodatkowo nie uciekać. Joseph to pochwalał i imponowało mu to - widział to w jego spojrzeniu, zresztą słyszał to od niego, nawet jeśli nie mówił o tym bezpośrednio. Wychodził naprzeciw jego oczekiwaniom - nie to, że celowo. W zasadzie irytowało go to, że ta podła żmija miałaby być zadowolona z tego, że zmienia się zgodnie z jego oczekiwaniami. Z drugiej strony... Wszystko jakoś zaczęło się gwałtownie zmieniać na przestrzeni tych dwóch miesięcy. Nawet w Josephie dostrzegał autorytet. Toksyczny, ale nadal autorytet. Podziwiał jego niezależność, jego siłę, jego pewność siebie. Podziwiał go zdecydowanie bardziej niż obsesyjno-kompulsywnego Eryka, który teraz po kątach zanosił się kaszlem. - Ale śmierdzieć pewnie będzie i tak, bo zakopce fajkami. - Rzucił tak żartem, bo przecież było to nieporównywalne do zapachów Nokturnu, co dopiero Ścieżek. Tam zawsze czymś jebało. Jeśli nie rozkładającym się ciałem, to rzygowinami miejscowego pijaczka.

- Z Kłopotami to jak z Problemami - trzeba się z nimi przespać. - Uniósł kącik ust ku górze, słychać było w jego głosie to aroganckie rozbawienie. Ściągnął pierścionki z palców i rzucił je na stół, a potem łapskiem złapał kota - i jego też odłożył, tylko na ziemię. Bochen musiał obejść się smakiem, ale Sauriel miał tutaj większego kociaka teraz do opieki. Zaczął się podnosić, więc zmusił też do tego Victorię. Ale kiedy wydawałoby się, że będzie się po prostu zbierać, iść, odchodzić, to po wstaniu pochylił się, żeby jednym ruchem podnieść ją jak księżniczkę w ramionach w górę. - Więc idę położyć mój niedospany Problem spać. A rano Kłopot wstanie, zje kurewsko milutkie śniadanko i pomyśli, że został rozwiązany w najmilszy możliwy sposób. - Przynajmniej taką miał nadzieję, kiedy położył ją na jej własnym łóżku i położył się obok, opatulając ją pierzyną. Owijając. Kładąc się obok, żeby mogła zasnąć - wtulona w niego.

Dobranoc, Victorio.

Jutro czeka cię o wiele milszy dzień.


Koniec sesji


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (14387), Sauriel Rookwood (10846)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa