29.12.2024, 01:42 ✶
Lorien powiedziała nie i słowo to dręczyło ją przez następnych osiem długich lat. Dawno jednak minęły już czasy, gdy w bezsenne noce wpatrując się w sufit własnej sypialni rozpracowywała kolejne scenariusze. Gdy pozwalała kamieniu w pierścionku noszonym na palcu wskazującym chwytać odbite światło księżyca wpadającego przez rozsunięte zasłony. Powiedziała nie, bo choć nie mogła samej uniknąć jadu, który płynął w jej żyłach od dnia narodzin, mogła od niego uratować ludzi, których kochała bardziej niż wszystko co święte.
Bo powiedzenie tak nie zmieniłoby niczego – zmarnowałby jedynie tak cenny czas, który mógł poświęcić na poznawaniu pięknego, niezwykłego świata. Cierpiałby związany przysięgą, której końca wyczekiwaliby oboje zamknięci w swoich małych światach. W zdrowiu i chorobie, dobrej i złej doli, aż do końca życia brzmiało niczym okrutny żart.
Po jakim czasie sam zacząłby jej zarzucać, że go zniewoliła, zamknęła w szklanej gablotce jak kolejną zabawkę pokroju swojej makiety? Kiedy ugiąłby się pod zwykłymi potrzebami ciała, których nie mogła w żaden sposób zaspokoić, łamiąc przy tym obietnicę wierności i uczciwości małżeńskiej? Czy sądził, że mogliby kiedykolwiek uciec przed stygmatyzującymi podszeptami czyniącymi z niej biedną, schorowaną panienkę uwieszoną u ramienia litościwego, bogatego męża. Ich miłość nie przetrwałaby próby czasu, bo Anthony nie zasługiwał na to by być znanym tylko jako mąż sędzi Wizengamotu.
Ocaliła go przed samą sobą, a on jej nigdy tego nie wybaczył.
Teraz jednak o tym nie rozmawiali. Żadne z nich nie psuło łagodnej ciszy wrześniowego wieczoru. Odchyliła lekko głowę pozwalając ostatnim, ciepłym promieniom słońca otulić swoją twarz. Przez krótki moment błyszcząc piękniej niż całe złoto, które zazwyczaj nosiła na sobie.
- Parę lat temu rozmawiałam z pewnym kupcem. Wyjątkowo oczytany człowiek, znawca historii magii. Niezwykły w swoim fachu.- Otarła dłonie o spódnicę, nie chcąc zostawić kropli krwi na jasnym obrusie. Nie odwracała jeszcze przez chwilę głowy, opowiadając z półprzymkniętymi powiekami. - Istnieją pewne podania, jakoby Ekrizdis nim przybył na nasze tereny, nad Morze Północne, praktykował w Egipcie, gdzie zafascynował się sztuką śmierci. Ponoć do dziś można znaleźć jego teksty w tamtejszych magicznych antykwariatach.
Wreszcie spojrzała na nowo na Anthony’ego.
- Spróbuj je proszę znaleźć. Ucieszy mnie nawet jeden z nich. Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie mogła udać się do Egiptu, a od lat moje próby sprowadzenia do Anglii tych woluminów kończą się fiaskiem.
Bo powiedzenie tak nie zmieniłoby niczego – zmarnowałby jedynie tak cenny czas, który mógł poświęcić na poznawaniu pięknego, niezwykłego świata. Cierpiałby związany przysięgą, której końca wyczekiwaliby oboje zamknięci w swoich małych światach. W zdrowiu i chorobie, dobrej i złej doli, aż do końca życia brzmiało niczym okrutny żart.
Po jakim czasie sam zacząłby jej zarzucać, że go zniewoliła, zamknęła w szklanej gablotce jak kolejną zabawkę pokroju swojej makiety? Kiedy ugiąłby się pod zwykłymi potrzebami ciała, których nie mogła w żaden sposób zaspokoić, łamiąc przy tym obietnicę wierności i uczciwości małżeńskiej? Czy sądził, że mogliby kiedykolwiek uciec przed stygmatyzującymi podszeptami czyniącymi z niej biedną, schorowaną panienkę uwieszoną u ramienia litościwego, bogatego męża. Ich miłość nie przetrwałaby próby czasu, bo Anthony nie zasługiwał na to by być znanym tylko jako mąż sędzi Wizengamotu.
Ocaliła go przed samą sobą, a on jej nigdy tego nie wybaczył.
Teraz jednak o tym nie rozmawiali. Żadne z nich nie psuło łagodnej ciszy wrześniowego wieczoru. Odchyliła lekko głowę pozwalając ostatnim, ciepłym promieniom słońca otulić swoją twarz. Przez krótki moment błyszcząc piękniej niż całe złoto, które zazwyczaj nosiła na sobie.
- Parę lat temu rozmawiałam z pewnym kupcem. Wyjątkowo oczytany człowiek, znawca historii magii. Niezwykły w swoim fachu.- Otarła dłonie o spódnicę, nie chcąc zostawić kropli krwi na jasnym obrusie. Nie odwracała jeszcze przez chwilę głowy, opowiadając z półprzymkniętymi powiekami. - Istnieją pewne podania, jakoby Ekrizdis nim przybył na nasze tereny, nad Morze Północne, praktykował w Egipcie, gdzie zafascynował się sztuką śmierci. Ponoć do dziś można znaleźć jego teksty w tamtejszych magicznych antykwariatach.
Wreszcie spojrzała na nowo na Anthony’ego.
- Spróbuj je proszę znaleźć. Ucieszy mnie nawet jeden z nich. Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie mogła udać się do Egiptu, a od lat moje próby sprowadzenia do Anglii tych woluminów kończą się fiaskiem.