Słuchał słów Roselyn, słów Ambroise, oszczędnych jak krople w magiaptece. Łzy feniksa odmierzane pipetą, aby nie zmarnować nawet odrobiny na kogoś, komu mówić nic nie chcieli. Zamknął na chwilę oczy, wziął głęboki wdech. Poczucie irytacji zgasił w sobie, jak gasi się świecę opuszkami palców, w pośpiechu, aby nie pozostawić po sobie dymnego zapachu oparów, które już nie miały nadziei na płomień.
Gęsty, lepki mrok spływał z nieba, jakby sama noc rozwarła swe czarne trzewia, a gdzieś w głębi, na krańcach widnokręgu, czaił się ogień. Jeszcze nie widoczny, lecz już obecny, w powietrzu, w ziemi, w samych trzewiach człowieka, który siedział przed nimi. Było w tym coś nieuniknionego, jak sąd ostateczny, który nie potrzebuje głosu, by wydać wyrok. Wystarczyło czekać. Ogień przyjdzie. Przesunie się po świecie, splatając się z jękami i modlitwami, węgląc ciała. A jednak, czyż nie było w tym wszystkim jakiejś potwornej ulgi? Oto kres udręki, oto nicość, która śmieje się w twarz każdemu wysiłkowi, każdej nadziei. Ból już się zaczął. Nie był jeszcze bólem fizycznym, lecz czymś o wiele gorszym, przeczuciem wizją. Czuło się go w powietrzu, które gęstniało, lepko osiadając na skórze, w ciszy, która nabrzmiewała jak raniona tkanka, w szaleństwie myśli, które nie mogły znaleźć ujścia.
Chciałby im powiedzieć, że mają przestać się chować pod pudrem gościnności, ale Roselyn wyglądała... Przekonywująco. Może rzeczywiście niczego nie wiedzą, nie zapuszczają się w Knieję. Nie wszyscy traktowali prawo jako sugestię, niektórzy trzymali się jego litery bardzo dokładnie.
— Jakie są państwa i reszty rodziny stosunki z rodziną Abbott? — zapytał. Magiczne pióro notowało zawzięcie każdą sylabę, skrobało lekko, odwzorowując krój pisma Morpheusa. Raczej prosty, pozbawiony nadmiernych ozdobników, ale nie protacki. Na pewno uczył się kaligrafii, lecz nie klasycznej kursywy angielskiej, a szwajcarskiej Kurrentschrift. Dlaczego? Trudno stwierdzić. Może dodatkowa kropka w całej litanii dziwactw pracowników Departamentu Tajemnic.
— Mówię również o zadrach i niesnaskach sprzed pokoleń, jeżeli takie są zanotowane lub wielkich przyjaźniach. Zależy mi przede wszystkim na kwestiach związanych z ich gajem oraz drzewami waszego rodu.
Splótł dłonie ze sobą w koszyczek i powrócił do obserwacji rodzeństwa.
Percepcja: ◉◉◉◉◉ szukam sugestii niewerbalnych kłamstwa, nerwowości itd.
Akcja nieudana