• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[07.09.1972] Jeg ønsket ikke å bekymre deg | A&M&T&S

[07.09.1972] Jeg ønsket ikke å bekymre deg | A&M&T&S
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
30.03.2025, 20:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.03.2025, 20:45 przez Anthony Shafiq.)  
Ten dzień, TEN dzień miał być zdecydowanie spokojniejszy. Oczywiście zburzył go list od Ministry Magii, która postanowiła wysunąć propozycję nie do odrzucenia dzień po jego powrocie z Kairu. Jak nie lubił Jenkins, tak teraz... cóż, musiał to wszystko sobie poukładać w głowie i spotkanie oraz omówienie tej sprawy z Morpheusem przyniosło pewne ukojenie oraz względną stabilizację przed wieczorną konfrontacją z Jonathanem, którą zaplanował sobie w trakcie spotkania mającego być niejako wynagrodzeniem trzech miesięcy ciężkiej pracy za dnia i miesiąca bezsenności w powodu pewnej francuskiej choroby, której Selwyn nabawił się najprawdopodobniej z jego winy. Perfekcyjny moment, by dolać oliwy do ognia, ale parcie ze strony ministerstwa, oraz nadchodząca jesień nie wybaczały w żadnej mierze.

A teraz to...
– No bogów co Charles znowu zrobił!? – sapnął zdenerwowany widząc reakcję swojej małej księżniczki, która teraz ewidentnie nadąsana na swojego brata, w rozkosznie dramatyczny sposób dawała ujść swojemu niezadowoleniu. Jeszcze przed wyjazdem miał okazję prześledzić dość kontrowersyjną Mulcibera korespondencję z Lorien, samemu też dostając kilka gwałtownych listów ze strony młodzika, a teraz najwidoczniej od czasu pogrzebu swojego wuja zdążył pokłócić się i z siostrą. Cóż w niego wstąpiło? Czyżby Angielski klimat aż tak mu nie służył?

Kolejne słowa dziewczyny tylko ugruntowały go w dezorientacji. – W celi? Scarlett w takich przypadkach zdecydowaniew pierwszej kolejności powinnaś rozmawiać ze mną, a nie Richardem. On nie jest tu aurorem, by móc sprawnie i skutecznie zapobiec takim sprawom, a ja mimo wszystko znam kilka osób spoza własnego piętra w Ministerstwie. Cóż właściwie się stało? Nie wypuszczę Cię stąd póki mi nie powiesz, a Ty Theodorze... zielona fiolka i mazidło z brązową zakrętką. I... – rzucił okiem w stronę Morpheusa, który z przemocą fizyczną i ranami miał więcej do czynienia głównie przez wzgląd na dość inwazyjne zabawy wewnątrz grona własnego rodzeństwa, aby skinąć głową i powoli dodać: – ...dobrze, nie wezwę lekarza. Ale Scarlett... jeśli miałaś na myśli Blacka, to polecę Ci kogoś kto częściej mimo wszystko pracuje nad urazami ciała a nie głowy. Specjalizacja - jak przecież doskonale wiesz - ma znacznie. – Westchnął ciężko a kciuk i wskazujący palec powędrowały do nasady nosa. Nie zabrał ich, nie pozbawił siebie tego lekkiego masażu i piekącego wrażenia pod przymkniętych powiek gdy poprosił zmęczonym tonem. – Zacznijmy jednak od początku. Co się Wam przydarzyło?
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#12
11.04.2025, 17:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.04.2025, 17:48 przez Theo Kelly.)  
Zmrużył oczy, bo wszedł akurat jak Scarlett mówiła o swojej karierze, która zapewne skończy się w celi. Nie rozumiał dlaczego, przecież to nie ona była powodem tego wybuchu na dworcu, prawda? Nie ryzykowałaby tak dużo zostając w "polu rażenia", a może to właśnie był powód, że została, żeby nie wzbudzać podejrzeń? Być może, jednak Theo nie był z natury podejrzliwy co do każdej osoby, szczególnie, że jak do tej pory nie dała mu powodów, żeby ją o coś takiego podejrzewać, dlatego też porzucił te rozmyślania jeszcze szybciej niż mu do głowy przyszły.
- Dywan można wyczyścić - powiedział niedbale patrząc uważnie w oczy Mulciberówny, kiedy przyłożyła mu rękaw swojego szlafroka do skroni, ale zaraz też uśmiechnął się do niej szeroko. Ten gest, który wykonała był uroczy, choć w jego mniemaniu zupełnie niepotrzebny, nie zamierzał jednak się odpędzać od jej troski, nawet jeśli nie była skierowana stricte w jego stronę tylko w stronę dywanu i utrzymaniu go w czystości.
Dlatego westchnął głośno i ze spojrzeniem pełnym wyrzutów zerknął to na ojca chrzestnego, to na wujka i przewrócił teatralnie oczami, ale skinął im głową.
- Nic nie widziałem, byłem trochę zajęty ratowanie nam tyłków spod zapadającego się budynku dworca - mówiąc to wskazał na siebie i jedyną kobietę w tym towarzystwie. Po prawdzie to nie miał sposobności, na używanie swojego daru i nawet o tym nie pomyślał o używaniu go kiedy spotkał ją tam na dworcu. Dlatego też w sumie nie za wiele mógł przekazać swojemu ojcu chrzestnemu.
- Dzięki - dodał jeszcze w stronę Scarlett i delitkanie odjął jej rękaw od swojej skroni, aby z westchnięciem zaaplikować to co polecił mu Shafiq. Najpierw zielona fiolka, a potem mazidło rozprowadził na ranie. Syknął czując jak trochę zaszczycało i momentalnie zaczęło swędzieć, aż docisnął wnętrze dłoni do rany i pomasował, by pozbyć się tego uczucia bez rozdrapywania rany.
- Wolisz wersję krótką czy długą? - zapytał jeszcze na ostatnie słowa Anthony'ego, ale nie czekał na odpowiedź. - Byłem zbierać podpisy pod ostatnim sprawozdaniem z posiedzenia tych stary... Wizengamotu, bo nie raczyli poczekać, żeby złożyć podpisy. No i postanowiłem sobie wrócić mogolskim pociągiem, nie chciało mi się teleportować do Londynu. A na dworcu urzekło jak ta tutaj niewiasta zachwyca wszystkich wokół nie tylko swoim wyglądem ale przede wszystkim tym jak cudownie gra, aż można było poczuć jak... - urwał widząc, że zapędza się w opisywaniu swoich przeżyć podczas słuchania muzyki. Odchrząknął zupełnie niezrażony tym i kontynuował. - No więc jak rozmawialiśmy to wtedy budynek się zaczął walić, chyba coś wybuchnęło i trafiliśmy pod stertę gruzu i wtedy się okazało, że oboje jesteśmy czarodziejami, śmieszna sprawa i uciekliśmy stamtąd za pomocą teleportacji, no ale nadal byliśmy ranni... - urwał nagle i zmarszczył mocno brwi, aż na jego młodej twarzy pojawiła się pionowa zmarszczka nad nosem. Odwrócił się wprost do Scarlett nadal z takim wyrazem twarzy, który rozluźnił się na widok jej twarzy. Rozciągając usta w szerokim uśmiechu zapytał zupełnie nie przejmując się obecnością dwóch starszych czarodziejów. Zdecydowanie zbyt długo czekał, wiecznie coś się pojawiało i gdyby faktycznie czekał na idealny moment, żeby zadać pytanie to pewnie by za jakieś trzy lata je zadał, Theo nie lubił zbyt długo czekać. - To, jak pójdziesz ze mną na kawę?

[+]Morpheus
Kiedy Theo opowiadał o tym jak się poznali i czemu skończyli jak skończyli, mogłeś za pomocą swojego trzeciego oka zobaczyć jego pytanie skierowane do Scarlett zanim je faktycznie zadał.
Rozproszenie IV - Oklumencja - ukrycie się przed wzrokiem Morpheusa
Rzut PO 1d100 - 38
Slaby sukces...
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#13
13.04.2025, 08:09  ✶  
-Dokładnie - przytaknęła, wpatrując się w Morpheusa - Ludzi bardzo ciekawi brak obrączki na pańskim palcu i jak tak na pana teraz patrzę, to mnie również zaczyna - wyznała z szelmowskim uśmiechem. Inaczej go sobie wyobrażała, no dobra był stary, ale na dziada nie wyglądał. Był przystojny, miał duże dłonie i przyzwoity wzrost. W dodatku bił od niego rodzaj niespokojnej, intrygującej energii, która wabiła miłośników adrenaliny. Biedny też nie był. Więc jasnym było, że to był jego wybór. Kandydatek pewnie miał pod dostatkiem. A może nawet korzystał. Może te dywagacje na temat haremu były prawdą, a przynajmniej w jakiejś części.
Co zrobił? Jej brat ciągle coś robił co doprowadzało ją do szału - a przynajmniej od śmierci Roberta. Jakby w jego głowie przeskoczył jakiś przełącznik. I gdyby Charles nie był już wyrosłym dzieckiem, a niemowlęciem, to by mogła zasugerować, że to mamuna podmieniła go na jedno ze swych dzieci.
-Znowu... to odpowiednie słowo. Znowu - prychnęła, krzyżując ręce na piersi - Pod koniec lata postanowił nas poróżnić, postradał zmysły i zechciał wkroczyć ze mną na ścieżkę niezgody, a ja nie dam sobie ubliżać... a wczoraj przelał czarę goryczy, podnosząc łapy na Malfoya - wzruszyła ramionami, przenosząc wzrok na wuja - Powinnam... ale to ojciec powinien doprowadzić swojego dzieciaka do porządku, zanim ja przetrącę mu nos i połamie wszystkie palce... - mruknęła. Skłonności do agresji miała od zawsze i Anthoni bardzo dobrze o tym wiedział. Za uroczą twarzyczką i wielkimi błękitnymi oczyma krył się mały furiat, o których historiach niegdyś przychodziło mu słuchać. A jednak mało kiedy ciągnięta była do odpowiedzialności, gdyż efekt aureoli świecił nad jej duszyczką, a opowieści szyła na poczekaniu.
-No... dobrze - skinęła głową, gdy wuj zaproponował kontakt do kogoś innego. Co prawda średnio ufała obcym, ale ufała Antoniemu.
Przeniosła wzrok na Theodora, który po chwili był w centrum zainteresowania obecnych, słuchała jego słów, a gdzieś w połowie postanowiła odwrócić wzrok, gdy Theo zaczął się ciut zapędzać w opowieściach. A jednak nie mogła powstrzymać się od nieco rozbawionego, a nieco zmieszanego uśmiechu. Przeszła powoli po pokoju, zawróciła, powoli idąc na powrót w ich stronę, mając całą trójkę przed sobą. Jak na tacy.
Przechyliła delikatnie głowę w bok, krzyżując dłonie na piersi, a słowa Theodora stopniowo zaczęły się rozmazywać, oddalać, zlewać z ciszą, gdy ona łapała ostrość. Skupiając się na całej trójce.
-To wybrałeś moment - wymruczała z głupim, nieco zmieszanym uśmiechem, acz nie spojrzała na chłopaka, chcąc mieć całą trójkę w zasięgu wzroku, a co mogło wyglądać jak swoiste speszenie sytuacją - chętnie.. - szepnęła, nie gubiąc uśmiechu i starając się nie utracić skupienia, bo propozycja Theodora w pewnym sensie była rozpraszająca. Do tego stopnia, że wiedziała kogo będzie winić za ewentualną porażkę.

Połaskoczę was hihi
Rzut na nici:
Rzut Z 1d100 - 31
Akcja nieudana
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#14
21.08.2025, 12:40  ✶  

Podczas gdy Anthony latał dookoła piskląt niczym kwoka, Morpheus bardzo udawał, że wspomnienie o wybuchu go nie wystraszyło. Miał bardzo złe przeczucia co do tego, co się wydarzyło Theodorowi i jego koleżance. Paranoicznie szukał powiązań w skromnie opowiedzianej opowieści, ale jedyne, co widział, to zabawne zrządzenie losu, że dwójka młodych na walącym się dworcu była czarodziejami i miała wspólnego wujka. Tyle i aż tyle. Paranoja sprawiła, że naraz zmrużył oczy, zastanawiając się nad tym, czy nie cofnąć się w czasie i nie przyjrzeć się wydarzeniu na własne oczy. On chyba również potrzebował eliksiru, ale wyciszającego.

— Dzięki Matce, nic wam nie jest.

Słysząc pytanie zadane, zanim zostało zadane, Morpheus ukrył w filiżance swój uśmieszek. Jego jasnowidzenie mogło nie nosić śladów na twarzy, ale reakcje na to, co widział, co się nakładało na rzeczywistość, zwłaszcza tak nieszkodliwe, były czasem nawet zabawne dla niego. A skoro już pytanie padło, jasnowidz uznał, że przyjrzenie się, co gra w sercu panny Mulciber, będzie odpowiednim okazaniem troski o swojego chrześniaka.

Z Mulciberami miał bardzo dziwne, pokręcone relacje. Na front wysuwał się oczywiście Alexander, obecnie dziedzic rodu, któremu też patronował w jego jasnowidzkiej drodze do Departamentu Tajemnic, a który należał do osób dość specyficznych. Niestety, Longbottom wkładał go już do rekordów utraconych potencjałów przez jego nadużycia narkotykowe i ogólne prowadzenie się. Byłego ucznia mogło pocieszyć to, że wieszcz umieścił swoje imię tuż obok. Wdowę po Robercie namówił dawno temu na przyjęcie posady sędziny, chociaż miała głębokie wątpliwości co do Ministerstwa zarządzanego przez mugolaka, zresztą tak samo, jak i on. Co prawda było to zanim przyjęła nazwisko Mulciber, ale nadal je obecnie nosiła.

Bliźniaków kojarzył ze szkoły, dwójkę wkurzających, naburmuszonych i dumnych fircyków. Nie, żeby on był wtedy inny, każdy nastolatek był tragiczny do zniesienia. Większość dwudziestolatków i trzydziesto- również, wystarczyło popatrzeć na taką Midred Moody albo Brennę. Gówniarzeria.

Zahaczył więc o nici przyszłości, oplatające kokonem czasu Scarlett, tak odległą w swojej urodzie od imienia. Był jak Arachne, rozwijał nić przeznaczenia, aby przeczytać kolory zapisane na kolejnych niciach sekund i minut, w paranoiczne potrzebie kontroli. Kim jesteś, droga Scarlett?


Percepcja ◉◉◉◉◉: Wykaz Intencji (III) na Scarlett
Rzut W 1d100 - 93
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
11.09.2025, 22:44  ✶  
Antoniuszowa kwoka przypatrywała się jeszcze przez moment dzieciakom i pomyślała sobie, że może już nie jest aż tak niezbędna. Mężczyzna wystosował odpowiednią notkę do skrzata domowego, ażeby ten zajął się naniesionym przez młodzież brudem, sam już czuł że ma jakąś kontrolę nad drugim z problemów - chaosem. Thodore zapraszał na kawę, Scarlett szczebiotała, jak to miała zwykle w zwyczaju i wszystko wracało na właściwe sobie miejsca. Z przyjemnością patrzył na młodych. Domyślał się oczywiście, że Richard nie byłby zbyt zadowolony, że jego latorośl prowadzi się z półkrwistym czarodziejem, ale jego mała iskierka miała w sobie buntowniczą naturę i chadzała własnymi ścieżkami, miała swój rozum i szczęśliwie z niego korzystała, mężczyzna więc ufał jej osądom.

– Gdybyście tylko usłyszeli jak Scarlett gra na skrzypcach... Muzyka łagodzi obyczaje i może w Norwegii nie cenili tego za bardzo to tutaj... – nie dopytywał za bardzo na którego Malfoya i czemu podniesiono łapę. Malfoyów było dużo. Najważniejsze, że to nie była panna Malfoy, bo wtedy zmartwiłby się o Lorraine. A tak... przybysze z półwyspu skandynawskiego musieli się zaaklimatyzować, kto wie, może im się to zrobić szybciej niż później, choć skłamałby, gdyby powiedział że nie martwi się o miecze tej familii. Sądził, że się przyjaźnią, tymczasem ton listów i rozmów skłaniał raczej ku zaognieniu sytuacji, aniżeli jej załagodzeniu. Jaki w tym udział miała Lorien - tego nie rozumiał. I nie był pewien czy chciał zrozumieć.

Tak czy inaczej spojrzał na zegarek.

Odchrząknął.

– Nasz prom niedługo wyrusza. Morpheusu, trzymaj za mnie kciuki. Mam Twoje rady w sercu i wierzę, że wszystko pójdzie po naszej myśli – były pewne sytuacji, świadczące wybitnie o tym, że Anthony nie dysponował ani grama trzecim okiem, jak jego anam cara i to była jedna z nich. Za kilka godzin przeprowadzi znamienną dla swojego przyszłego życia rozmowę, ale przed tym Somnia nie mógł go ostrzec. Nie kiedy oklumencka bariera tak skutecznie chroniła przed nadmiernym wścibstwem. – Cieszę się, że nic Wam się nie stało. Uważajcie na siebie proszę, ja muszę przyszykować się do podróży. Ani prom, ani wuj Jonathan nie będą na mnie czekać. – uśmiechnął się, uściskał dłonie mężczyznom i ucałował czoło jasnowłosego dziewczęcia. Zaraz po tym ruszył do swoich prywatnych pokoi. Nie martwił się o zamknięcie mieszkania. Uściskał dłonie mężczyznom, ucałował czoło jasnowłosego dziewczęcia. Morpheus w nim był, skrzat czuwał.

Postać opuszcza sesję
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#16
24.09.2025, 19:04  ✶  
Popatrzył na Morpheusa bardzo uważnie, szczególnie po tych słowach Dzięki matce i aż mu się uśmiech figlarny przybłąkał przez usta.
- A tam, ta Matka nie miała z tym nic wspólnego. Nie mam tego komfortu pozwolenia sobie na bycie poranionym, bo jeszcze by się matka martwiła. A nie daj Merlinie bym umarł, to dopiero by mi dała do wiwatu, wolę o tym nie myśleć - wzdrygnął się z udawanym przestrachem, bo co jak co, ale nigdy go złe relacje z rodzicielką nie dotyczyły. Nie do końca normalne, to już coś innego, bo przecież był nią zafascynowany.
Zwrócił się ponownie ku Scarlett, aby usłyszeć jej odpowiedzi i teraz to już nie powstrzymał szerokiego uśmiechu, był dumny? No jak paw! Na szczęście dla wszystkich obecnych w tym mieszkaniu, nie posiadał tak bujnego obegna, do rozłożenia - w sumie to nie miał żadnego ogona.
- Wiesz, jakbym znowu czekał na odpowiedni moment to jeszcze by kolejny budynek wybuchł - powiedział żartobliwie. - Musimy tylko znaleźć kawiarnie możliwie jak najdalej dworców - dodał jeszcze tym razem cicho chichocząc z własnego dowcipu.

- Słyszałem, nigdy bym nie pomyślał, że można czarować bez magii, a jednak coś w tej jej muzyce było... Wiesz, jakby każda nuta niosła za sobą coś więcej niż tylko dźwięk - wykonał nieokreślony ruch dłońmi w powietrzu, próbując jakby gestem opisać to czego nie był w stanie przekazać słowami. Theo był jednak nad wyraz żywiołowy, być może to dlatego tak trudniej było mu korzystać ze swojego daru, który "odziedziczył" po Longbottomie i pod jego pieczą rozwijał. Ale młodość kierowała się własnymi zasadami, które nie zawsze szły w parze z dystyngowanym spokojem i opanowaniem jakie obrazował Morpheus.

- Dopiero co wróciłeś z Egiptu i już idziesz wypływasz? - zapytał wuja, ale dowiedz wiedział, że jego praca nie polegała na siedzeniu za biurkiem. - Hej, ja nie szukam kłopotów! To one znajdują mnie. Uważaj na siebie i powodzenia, cokolwiek będziesz robić! - rzucił jeszcze do wychodzącego Shafiqa, kiedy machał mu na pożegnanie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1427), Anthony Shafiq (1653), Scarlett Mulciber (2276), Theo Kelly (2105)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa