09.03.2025, 19:29 ✶
Milczała. Stała tak, pozwalając mu wciąż trzymać się za przegub dłoni, patrząc w jego oczy o pionowych źrenicach, bez słowa. To nie zdarzało się zbyt często: nawet jeżeli Faye Travers nie wiedziała co powiedzieć, to zwykle plotła co jej ślina na język przyniosła. Często gęsto to, co nawijała, było kompletnie pozbawione sensu, ale nie wyglądało na to, by łatka gaduły jej przeszkadzała. Przeciwnie: zachowywała się tak, jakby to był atut. Jakby zrobiła z tego swoją ochronną tarczę, przez którą mało kto potrafił się przebić i zobaczyć, kim naprawdę była. Czym była.
- A ty? Dlaczego taki jesteś? - nie chciało jej się wierzyć, że to ona zaczęła. Może po ich "ślubie: była oschła i potem spierdoliła, a potem okazało się że nie da się tego cofnąć, ale i tak nie wmówi jej, że to ona pierwsza zaczęła. - Bo robimy wszystko nie tak, jak powinno być zrobione.
Powiedziała w końcu, zniżając głos do szeptu. Uciekła gdzieś wzrokiem, jakby nie mogła dłużej znieść patrzenia na jego twarz. Pociągnęła lekko rękę w swoją stronę, jakby chciała przypomnieć mu, że to jest jej ręka, jej część ciała i jej własność i jeżeli chce zacząć od nowa, to powinien być na tyle miły, by jej nie szarpać przed gabinetem swojego ojca.
- Popełniliśmy głupi błąd, którego nie da się naprawić, Leviathan. Za każdym razem gdy na ciebie patrzę, przypominam sobie że nigdy nie będę mogła wyjść za mąż, żeby to się nie wydało - dodała jeszcze ciszej, niechętnie powracając do niego wzrokiem. Czy ona kiedykolwiek myślała o ślubie jak z bajki? Nie, raczej nie - kochała na zabój jedną osobę, od której też uciekła. Ale nawet jeśli uznać, że wróciła do Londynu właśnie dla niego, to przecież nie mogłaby związać się z kimś ze Ścieżek. Nie zaakceptowałaby tego ani jego rodzina, ani jej. Żeby być z Maddoxem, musiałaby uwierzyć w to, co mówił jego ojciec i zejść do Ścieżek. Musiałaby pochwalić jego metody, jego sposób działania. A ten sposób działania krzywdził wszystkich, którzy nie byli wilkołakami. Krzywdził także wilkołaki. Nie mogła się na to zgodzić - a jednocześnie nie potrafiła sobie odpuścić tego jednego Greybacka. Wracała do niego i krążyła jak pies, który był na tyle głupi, że nie potrafił zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Bo to, że Maddox był przesiąknięty tym, co pierdolił Greyback, było jasne jak słońce. I chociaż czasem zachowywał się tak, jakby mógł wyrwać się spod tego jarzma, to ona wiedziała, że gdyby tak się stało: byłby nieszczęśliwy. A ona oddałaby swoje życie za to, żeby był szczęśliwy.
- A ty? Dlaczego taki jesteś? - nie chciało jej się wierzyć, że to ona zaczęła. Może po ich "ślubie: była oschła i potem spierdoliła, a potem okazało się że nie da się tego cofnąć, ale i tak nie wmówi jej, że to ona pierwsza zaczęła. - Bo robimy wszystko nie tak, jak powinno być zrobione.
Powiedziała w końcu, zniżając głos do szeptu. Uciekła gdzieś wzrokiem, jakby nie mogła dłużej znieść patrzenia na jego twarz. Pociągnęła lekko rękę w swoją stronę, jakby chciała przypomnieć mu, że to jest jej ręka, jej część ciała i jej własność i jeżeli chce zacząć od nowa, to powinien być na tyle miły, by jej nie szarpać przed gabinetem swojego ojca.
- Popełniliśmy głupi błąd, którego nie da się naprawić, Leviathan. Za każdym razem gdy na ciebie patrzę, przypominam sobie że nigdy nie będę mogła wyjść za mąż, żeby to się nie wydało - dodała jeszcze ciszej, niechętnie powracając do niego wzrokiem. Czy ona kiedykolwiek myślała o ślubie jak z bajki? Nie, raczej nie - kochała na zabój jedną osobę, od której też uciekła. Ale nawet jeśli uznać, że wróciła do Londynu właśnie dla niego, to przecież nie mogłaby związać się z kimś ze Ścieżek. Nie zaakceptowałaby tego ani jego rodzina, ani jej. Żeby być z Maddoxem, musiałaby uwierzyć w to, co mówił jego ojciec i zejść do Ścieżek. Musiałaby pochwalić jego metody, jego sposób działania. A ten sposób działania krzywdził wszystkich, którzy nie byli wilkołakami. Krzywdził także wilkołaki. Nie mogła się na to zgodzić - a jednocześnie nie potrafiła sobie odpuścić tego jednego Greybacka. Wracała do niego i krążyła jak pies, który był na tyle głupi, że nie potrafił zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Bo to, że Maddox był przesiąknięty tym, co pierdolił Greyback, było jasne jak słońce. I chociaż czasem zachowywał się tak, jakby mógł wyrwać się spod tego jarzma, to ona wiedziała, że gdyby tak się stało: byłby nieszczęśliwy. A ona oddałaby swoje życie za to, żeby był szczęśliwy.