21.05.2025, 21:33 ✶
Spalona noc
Woody Tarp & magiczna fretka na nokturnowym patrolu
W drodze powrotnej na powierzchnię Keyleth mogła usłyszeć mamrotany pod nosem, nieskrępowany niczym strumień świadomości Woody’ego Tarpaulina. Była to bardzo barwna litania przymiotników o tym bezmózgim kiepie, Iggym. Z całą pewnością mścił się on na poczciwym Woodym na polecenie Fenriska, tego zawszonego kundla, no, jasne, z nim się zbratał i knuł. Ta kurwa, Fenrisek, pewnie za wszystko jest odpowiedzialna. Wiedział Woody, że coś się kroi, skoro znów tego swojego wymoczka synalka do jego domu wysyłał, małostkowy kutafon. Wszystko jak zawsze przeciwko niemu. Następnie było słów kilka o tym, co on by tej barmańskiej ciocie z Krzywego Zwierciadła nie zrobił, gdyby tam tylko mniej ludzi było, he, nie byłby taki Iggy wyszczekany.
Była to generalnie wyjątkowo obszerna lekcja mowy szewskiej.
Naziemna strona Noktrunu zdążyła — jak się okazało — w czasie ich wcześniejszej eskapady skąpać się w pełni w szaleństwie i niepokoju. Przypominała nieco szklaną kulę bożonarodzeniową, w której zamiast śniegu sypały popioły. Z tą drobną różnicą, że gdy zajrzało się do środka, zamiast Wioski Świętego Mikołaja czekało Miasteczko Halloween, a w miejsce kolorowych lampeczek skrzyły się ognie. Nawet od czasu do czasu ziemia lekko drżała, kiedy kolejny budynek groził zawaleniem. Poza tym był to idealny krajobraz marzenia sennego. Labirynt koślawo połamanych alejek i ślepych zaułków w estetyce wszystkich odcieni brudu, które teraz, niczym paskudne mróweczki, obleźli nokturnczycy. Żebracy, pomyleńcy i czarnoksiężnicy — trudno było wśród tego ciemnego ludu wypatrzeć Śmierciożercę, choć Woody bardzo by sobie tego życzył.
— Jak znajdę bydlaka w czarnym, jak takiego na wyciągnięcie ręki dostanę, to wezmę i jak chwasta wyrwę, słowo — wycedził cicho przez zęby tak, aby dotarło to wyłącznie do małych fretkowych uszu, co w tym chaosie nie było takie znów trudne. Mało kogo obchodziło w tamtej chwili, co sobie do futrzaka majaczy stary dziad w kapeluszu.
Woody wsadził ręce do kieszeni kurtki w poszukiwaniu nowych skarbów. Nie wyłowił tym razem kolejnego zwierzęcia, lecz artefakt należący do innej kobiety Rejwachu. Był to mały różowy notesik Aseny, do którego w pakiecie dołączono brokatowy długopis z puchatym pomponikiem. Tak uzbrojony samotny kowboj i jego magiczna fretka zanurkowali w cuchnące i gorące głębiny ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Miejsca, które od paru lat było Woody’emu domem i którym zamierzał — mimo że był to dom o wzorcach toksycznych — się tej nocy chociaż trochę zająć. A pierwszym krokiem udanej misji ratunkowej był — jak wiadomo — kompleksowy wywiad.
piw0 to moje paliwo