• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[09/09/72] Matczyna Troska o dobra doczesne

[09/09/72] Matczyna Troska o dobra doczesne
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
31.05.2025, 23:57  ✶  

SPALONA NOC
Keyleth & Woody



Przed wyruszeniem na przygodę, należy nakreślić jej pierwszy kadr.
Ta scena należeć będzie do tych raczej dramatycznych. Jej tłem jest zawalony, dopalający się Warsztat Braci Rumiana Czacha, który do tej pory mieścił się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Widać ewidentnie, że biznesu już tu się nie wykręci. Wszystko przepadło, tak na amen. Najlepsze, czego można sobie w tej chwili życzyć, to żeby przysypały to miejsce popioły i zdusiły ogień, coby się nie rozprzestrzenił dalej.
Na drugim planie obrazu widzimy jednego z braci klęczącego nad drugim, leżącym na bruku alejki, przy której wcześniej znajdował się ich sklepik. Twarz zatwardziałego zbira, zimnego drania, teraz przejęta rozpaczą nad losem rannego braciszka (równie zimnego drania) — to porusza serce, porusza duszę. Brat jest jak zdrowie: ile go trzeba cenić, ten tylko się dowie, co... w londyńskim pożarze roku pańskiego 1972 sam będzie musiał swojego rannego wydobywać spod gruzów. Brata, siostrę... matkę.
Matka Braciszków była w tym czasie zajęta. Matka była na pierwszym planie. Stara jędza, maksymalnie sto pięćdziesiąt centymetrów z obcasem, ale widać, że potężna baba, co sobie nie daje w kaszę dmuchać. Jej twarz nieskalana cierpieniem, za to pulsująca gniewem. Gęba rozdziawiona, przed chwilą coś wrzeszczała, podnosząc miotłę, aby zamierzyć się na przeciwnika. Kadr na razie stoi i stać będzie, dopóki nie ziści się wcześniejsza część historii, lecz gdyby dorysować jej dymek dialogowy, szedłby mniej więcej tak:
— Tarpaulin, stary opoju, zapłacisz mi za to!
Chodzi oczywiście o wartość zawalonego lokalu usługowego wyrażoną w Galeonach.
Rózga miotły, którą jędza się zamachnęła, celuje w pozbawioną kapelusza głowę Woody'ego Tarpaulina, bohatera w nadpalonym stroju i o osmolonej twarzy, na której właśnie kończy się cierpliwość do tej wkurwiającej starej prukwy.
Pomiędzy pierwszym a drugim planem widzimy też Lewisa, który stanie przed wyborem, czy pomagać w udzielaniu pierwszej pomocy Braciszkowi, czy ujarzmić kobiecy gniew skierowany w jego... mój Boże, czy to w ogóle Lewis?


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#2
17.06.2025, 17:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2025, 17:20 przez Keyleth Nico Yako.)  
...czy to w ogóle Lewis?

No właśnie? Czy zwinny McKinnon dałby się tak złapać za ucho starej raszpli? Czy piszczałby jak jakiś gryzoń, jak... fretka... gdy kobiecina bezlitośnie oskarżyła go o próbę kradzieży tygodniowego utargu, absolutnie niepomna na fakt, że jedna z jej latorośli nie wyglądała zbyt dobrze i potrzebowała natychmiastowej pomocy, że gdyby pozostała w tym zakładzie choćby i minutę dłużej, to to całe rumowisko stanowiłoby obecnie jej bardzo nieelegancki kapelusz? I to taki jednorazowy kapelusz? Taki na śmierć kapelusz?

To nie miało znaczenia. Nieszczęsny chłopak wił się i skamlał.
- Ja chciałem pomóc! Pani to szarpała, a trzeba było łagodnie i z wyczuciem! Pan jej powie! Te zabezpieczenia tak przecież działają! - próbowała się usprawiedliwić, próbował w sensie ee całkiem zacny i przystojny Lewis, nawet sprowadzony do poziomu klękania przed hersztbabą, która nie brała jeńców w swoim gniewie. - Pani mnie puści! Trzeba gasić, trzeba pomagać ludziom, a nie histeryzować z powodu głupich pieniędzy! To życie się liczy, tam pani syn leży, a pani tu się na mnie uwzięła zamiast skupić się na tym co ważne! - sarkał na nią i próbował przekrzyczeć, choć w tej pozycji było to trudne, zwłaszcza z tymi zakleszczonymi łapami na swoim ciele. Przez moment jej przeszło przez myśl, że może jeśli ktoś urwałby jej ucho, to potem i tak płynną magią po powrocie do własnego ciała owe ucho by odrosło. Ale nie chciała się przekonywać jaka była prawda... Bardzo nie chciała.

Charyzma ◉◉○○○, rzut na perswazje, żeby mnie wypuściła i skupiła się na rannym dziecku, w dalszym ciągu złodupnym nokturnowym zwyrolu, ale wszyscy mamy matki.
Rzut N 1d100 - 15
Akcja nieudana

W poście korzystam z przewagi Kradzież tożsamości. Key przemieniła się w tym poście.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#3
18.06.2025, 18:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2025, 14:30 przez Woody Tarpaulin.)  
Nie dostali od starej grama wdzięczności, lecz to tylko pomogło Woody’emu w podbudowie poczucia moralnej wyższości. Oto pomaga i tym, którzy na to nie zasługują. Istny anioł miłosierdzia. Anioł osmolony, obity i z nadłamanym skrzydełkiem, ale o jakiejż rozkosznej spuchniętej twarzy i łysej czaszce.
— Głupich pieniędzy?! — Starucha szarpnęła Lewisa za ucho raz jeszcze, coby mieć pewność, że huncwot poczuje. — Bieda ci, synku, nigdy porządnie w oczy nie zajrzała. Nie wiesz, o czym mówisz!
Perswazja Keyleth nie podziałała, bo i jakże miałby niby wzbudzić respekt w starej nokturnowej wyjadaczce ów wijący się i piszczący chłopaczek? I jak Woody Tarpaulin miałby uwierzyć, że ta osoba to jego zaufany pracownik?
Nie zastanawiał się nad tym długo. Tym razem nie miał wątpliwości, z kim ma do czynienia, ale nie zamierzał burzyć metamorfomagicznego przekrętu w takim momencie. Nikomu by to nie pomogło. Nie był już właściwie nawet oburzony podstępem Keyleth — przeszedł nad nim do porządku dziennego i grał dalej w jej grę.
— Będzie tego. — Podszedł do mamuśki targającej jego kucharza i odciągnął od nieszczęśnika awanturującą się kobietę. Kobietę mimo wszystko nie na tyle głupią, aby iść w zapasy z barczystym chłopem.
— Hans! — zakrzyknęła osaczona kobieta, przywykła, że wezwaniem synów rozwiązuje problemy wymagające masy i mięśni.
Hans miał w sobie jendakże dalece więcej sentymentu dla brata bliźniaka niż roszczeniowa matka. Nawet mało wprawny obserwator dostrzegłby, że Spalona Noc coś w nim złamała. Nie zerwał się na wezwanie matki, jak to zwykle czynił, lecz pozostał przy swoim rannym bracie. Pozbawiona tego wsparcia starucha musiała spuścić z tonu.
Woody tymczasem wzniósł oczy w górę, na płonący Warsztat. Wokół wciąż krążyły czarne chmury popiołów, które — jak podejrzewał — unosiły się najgęściej nad celami Śmierciożerców. Ta rodzina wciąż mogła być w niebezpieczeństwie, lecz nawet gdyby nie była: nie godziło się pozostawić rannego na bruku ot tak.
— Zabierzecie się dziś do nas — obwieścił Tarp, licząc w głębi ducha, że nie usłyszy głosów sprzeciwu i wszystko pójdzie już gładko. — Lewis, dalej zamierzasz się wić jak panienka czy dasz już sobie radę z panią? — Pani nie była może szczęśliwa z tego obrotu wypadków, ale wyglądało na to, że i ona zaczyna sobie zdawać sprawę z beznadziei swojego położenia. — Weź ją na piętro, żeby nie zwracała uwagi, i czekaj na mnie — dodał ciszej ochrypłym głosem, tak aby dotarło to wyłącznie do ucha Keyleth-Lewisa.
Po tych słowach Woody podszedł do Braciszków. Ranny z braci — nadam mu imię Robert, żeby nie pozostał anonimową kukiełką — nie wyglądał fantastycznie i z pewnością będzie wymagał w miarę pilnej interwencji uzdrowiciela. Na razie jednak najważniejsze było przeniesienie go do schronienia. Wraz z Hansem wzięli go pod ramiona, co wydusiło z mężczyzny tłumiony okrzyk. Woody postarał się teleportować z Braćmi jak najszybciej, prosto do piwnicznej kryjówki, aby oszczędzić mu zbędnego cierpienia.

rzucam na translokację dla teleportacji łączonej
Rzut N 1d100 - 48
Slaby sukces...


Nie był to może czołowy wyczyn teleportacyjny Woody’ego i turbulencje mogły nieco dać w kość rannemu, lecz najważniejsze było, że znaleźli się u celu: w rejwachowej piwnicy, którą wcześniej przygotowali z Jonathanem. Czarodziej wskazał Braciom fotel, na którym można było złożyć rannego; zapewnił, że wkrótce sprowadzi uzdrowiciela, po czym udał się na górę, gdzie teleportować się miała Keyleth z matką nieszczęśników.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#4
18.06.2025, 22:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2025, 13:33 przez Keyleth Nico Yako.)  
Było źle a miało być jeszcze gorzej. Bolało bardzo i ciężko było się pozbierać, wyszarpnąć wysmyknąć... Przez głowę Keyleth przechodziły szkolne wspomnienia i lekcje eliksirów z Abue Ginda, która z racji wybitnego węchu Keyleth gnębiła ją tysiąckroć bardziej. A może była to kwestia czegoś, co wywinęła jej matka lata wcześniej, pod kuratelą niestety tej samej osoby? Łzy nie zalśniły jednak w oczach dzielnego Lewisa, który przecież nie miał takich traumatycznych doświadczeń ze szkoły (choć pewnie miał inne swoje).

Nie hersztmamuśki mugolki (być może) Keyleth bała się najbardziej. Pan Woody spojrzał na nią srogo i już wiedziała, że wpadła po czubek głowy w problemy. Nie wiedziała do końca czy ona będzie je mieć, czy Lewis, czy oni oboje. Miała się na coś przydać, przydała się na nic, a cichce polecenie wydane do ucha oblepiło jej kręgosłup poczuciem winy, choć przecież żadna wina jeszcze nie została jej przedstawiona. Może teraz przegięła? Może powinna zostać w kuchni kroić seler? Może pan Woody nigdy jej nie wybaczy, że dwie noce z rzędu pozwoliła swojej materii fluktuować i przybierać inne formy?

Skinął tylko głową, pospiesznie, na znak, że zrozumiał, że to nie będzie problemu. Był na górze, znał górę, wystarczyło tylko się skupić, dobrze i skutecznie... Swoją dłonią mocno złapał za nadgarstek ręki, która wciąż żelaznym chwytem dewastowała kawałek jego ciała. Drugą ręką wyciągnął z kieszeni różdżkę. Nie warto było ryzykować, z resztą... kto by zauważył taki detal, że ta różdżka i patyk, który używał McKinnon były inne?

- No to siup! - powiedział niezbyt przekonany do kobiety, która i tak za nic miała jego słowa, a potem zamknął oczy i mimo bólu, strachu i upokorzenia skoncentrował się na piętrze Rejwachu. Znajdź się tam i przypilnuj. Tylko tyle. Aż tyle. Zaraz potem podjął próbę teleportacji. Z wydechem, jak uczyła ją matka.

Translokacja ◉◉◉○○ - teleportacja siebie i pani matki zbirów na piętro Rejwachu
Rzut Z 1d100 - 60
Sukces!

Szczęśliwie tym razem, z własną rozdzką w dłoni nie było aż takich problemów. Keyleth wybrała jeden z najciaśniejszych pokoi które widziała ze są puste (składzik na miotły? Nieistotne...). Umysł niemaga był prosty do zasugerowania snu... Tak było lepiej. Tak było łatwiej wrócić do swojej twarzy i w pełni niepokoju czekać na Pana Woodyego tak jak kazał.

Dusza na ramieniu, ale przynajmniej rodzina była bezpieczną tutaj. W miejscu które na moment stało się jej nowym domem.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Woody Tarpaulin (834), Keyleth Nico Yako (669)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa