Znała upór Cathala i w normalnych warunkach podszczypałaby go jeszcze trochę, drażniąc się z nim zwyczajowo, lecz teraz postanowiła odpuścić. Wszyscy mieli nerwy napięte, nie było potrzeba wchodzić mu pod skórę, zwłaszcza w tym momencie, kiedy największy problem mieli już za sobą i przychodziła ta chwila na oddech, po której zmysły zaczynają być stępiałe. Uśmiechnęła się więc do niego łagodnie, chcąc zmyć ewentualny ciężar rozmowy i na moment odwróciła się, by spojrzeć w kat namiotu, gdzie Liam spał spokojnie, uśpiony eliksirami i bólem.
– Lubię moją pracę – odparła, przeniósłszy spojrzenie bursztynowych oczu z powrotem na Cathala. – Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi. Chociaż wolę jak nikomu nic nie jest, a nie tak jak dzisiaj… – ale nie dało się ukryć, że to te wyrzuty adrenaliny przypominały i tym, że się żyje. – Uzdrowicielstwo to był mój bardzo świadomy wybór, a nie chwilowy kaprys, z którego teraz głupio zrezygnować, więc możesz być spokojny. Wiem na co się pisałam – i nawet uśmiechnęła się trochę spokojniej, jakby chciała swoimi słowami naprawdę uspokoić Cathala, który był ewidentnie zmartwiony, choć nie była pewna czy o nią czy po prostu o całą sytuację, czy może jedno i drugie.
– To bardzo kiepski czas na branie sobie wolnego przy tym bałaganie. Ale skoro już jesteś na to taki chętny to może za tydzień? Jak już się tu uspokoi i wszystko wysprzątamy? Wolałabym mieć teraz oko na Liana. To krytyczny moment – w jej słowa wkradły się charakterystyczne zaczepne nuty, jakby chciała powiedzieć coś w stylu “okej to muszę szybko wziąć to wolne bo się rozmyślisz!”.
Sama nawet nie kryła skrzywienia, gdy patrzyła na to jak kawałki krzesła najpierw lecą na wszystkie strony, a po jej ruchu dłonią wróciły na swoje poprzednie miejsce, ale i tak, gdy odłożyła różdżkę, to zaraz ten mebel zabrała na bok, żeby przypadkiem Cal znowu go nie dotknął.
– Zabójstwo od drzazg i obitego tyłka, czemu na to nie wpadłam wcześniej? – wymamotała z przekąsem. – Zbrodnia idealna, bo nikt nie wziąłby tego na poważnie – dodała i złapała się pod boli, patrząc teraz krytycznie na Cathala. Na jego twarz, gdy badał swój teraz już odpowiednio nastawiony nos i na poparzoną dłoń. – Dokładnie. Więc teraz bądź grzecznym chłopcem… – sięgnęła po tę groteskową butelkę w kształcie kościotrupa, odkorkowała ją i zaraz odmierzyła odpowiednią dawkę do szklanki, którą podsunęła Shafiqowi. – I wypij do dna – dokończyła. I uśmiechnęła się promiennie, nawet nie udawała tutaj niewinnego uśmieszku. Tak, smak Szkiele-Wzro trudno było porównać do czegokolwiek innego i osobiście nie znała chyba niczego paskudniejszego.