14.08.2025, 12:25 ✶
Być może rzeczywiście powinien był go obejrzeć uzdrowiciel. W końcu na płuca kogoś, kto codziennie palił papierosy, wdychanie popiołu nie mogło działać za dobrze. Nawet jeśli to była jedna fajka dziennie. Chyba, że to właśnie papierosy sprawiły, że Henry jeszcze był w stanie stać na nogach? Może się przyzwyczaił do dymu w płucach? Hannibal miał rację, lepiej było zobaczyć się z uzdrowicielem. Ten jeden raz skorzystać z koneksji bogatego przyjaciela. Schować honor do kieszeni na rzecz własnego zdrowia. Dlatego pokiwał głową ponuro.
Uśmiechnął się jednak, gdy Hanowi zasmakowało danie, które przygotował. Lubił przygotowywać ludziom dobre jedzenie, może dlatego, że to była jedna z niewielu rzeczy, które był w stanie dla nich zrobić. Skoro jego dziennikarska kariera była w kompletnej stagnacji, a wręcz wydawała się niemożliwa, liczyły się te małe gesty. Szczególnie wobec osób, które na to zasługiwały. Henry też zaczął jeść. Smak przypomniał mu o czasach, gdy jadł ratatouille z dziadkami. Siedzieli razem w domu, na wakacjach. Słońce przygrzewało, a po obiedzie rodzina miała iść na lody do pobliskiej budki. Śmiali się, rozmawiali, byli ze sobą. W pamięci Henryka te chwile malowały się w znacznie jaśniejszych barwach niż obecne. Jakby tamten czas oświetlało szczęście, a te obecne przesłaniał mrok. Może dobrze, że Hannibal miał się do niego wprowadzić? Nawet na chwilę. Odpędziłoby to poczucie przytłaczającej samotności, przynajmniej na chwilę.
— Cieszę się, że smakuje. To łatwa do przygotowania potrawa, będę mógł dać ci przepis — zaoferował. Nie wspominał o fakcie, że ratatouille przygotował z tanich, dostępnych powszechnie składników. To było ważne dla niego, a niekoniecznie dla Hannibala. — Ekstazę? To świetnie. Dobrze będzie na chwilę odsapnąć po tym wszystkim. Choć nigdy wcześniej nie miałem styczności z tą historią. Raczej ostatnio poświęcam się czytaniu mugolskich dzieł. Zresztą podobno mieliście wystawiać mugolskie baśnie. Rezygnujecie z nich po Spalonej?
Przy toaście, westchnął i sam nie odnalazł słów, które mógłby powiedzieć. W tym momencie, kiedy tyle rzeczy się zawaliło, nie dało się liczyć na coś innego niż powrót do normalności. Dlatego po prostu milcząco wzniósł szklankę z winem. Pili jako przyjaciele. Może w ten sposób mogli zasmakować odrobiny normalności. Uśmiechy przychodziły ciężko, a dobre chwile przesłaniał dym pozostały po Spalonej Nocy. Tyle, że to właśnie one były jedynym sposobem na przerzedzenie tej mgły.
— Jako przyjaciele. To brzmi dobrze — zdobył się na kolejny uśmiech, upijając wina. Rzadko pił takie trunki i ten całkiem mu smakował. Przynajmniej nie miał posmaku siarki, jak wino, na które byłoby go stać.
Uśmiechnął się jednak, gdy Hanowi zasmakowało danie, które przygotował. Lubił przygotowywać ludziom dobre jedzenie, może dlatego, że to była jedna z niewielu rzeczy, które był w stanie dla nich zrobić. Skoro jego dziennikarska kariera była w kompletnej stagnacji, a wręcz wydawała się niemożliwa, liczyły się te małe gesty. Szczególnie wobec osób, które na to zasługiwały. Henry też zaczął jeść. Smak przypomniał mu o czasach, gdy jadł ratatouille z dziadkami. Siedzieli razem w domu, na wakacjach. Słońce przygrzewało, a po obiedzie rodzina miała iść na lody do pobliskiej budki. Śmiali się, rozmawiali, byli ze sobą. W pamięci Henryka te chwile malowały się w znacznie jaśniejszych barwach niż obecne. Jakby tamten czas oświetlało szczęście, a te obecne przesłaniał mrok. Może dobrze, że Hannibal miał się do niego wprowadzić? Nawet na chwilę. Odpędziłoby to poczucie przytłaczającej samotności, przynajmniej na chwilę.
— Cieszę się, że smakuje. To łatwa do przygotowania potrawa, będę mógł dać ci przepis — zaoferował. Nie wspominał o fakcie, że ratatouille przygotował z tanich, dostępnych powszechnie składników. To było ważne dla niego, a niekoniecznie dla Hannibala. — Ekstazę? To świetnie. Dobrze będzie na chwilę odsapnąć po tym wszystkim. Choć nigdy wcześniej nie miałem styczności z tą historią. Raczej ostatnio poświęcam się czytaniu mugolskich dzieł. Zresztą podobno mieliście wystawiać mugolskie baśnie. Rezygnujecie z nich po Spalonej?
Przy toaście, westchnął i sam nie odnalazł słów, które mógłby powiedzieć. W tym momencie, kiedy tyle rzeczy się zawaliło, nie dało się liczyć na coś innego niż powrót do normalności. Dlatego po prostu milcząco wzniósł szklankę z winem. Pili jako przyjaciele. Może w ten sposób mogli zasmakować odrobiny normalności. Uśmiechy przychodziły ciężko, a dobre chwile przesłaniał dym pozostały po Spalonej Nocy. Tyle, że to właśnie one były jedynym sposobem na przerzedzenie tej mgły.
— Jako przyjaciele. To brzmi dobrze — zdobył się na kolejny uśmiech, upijając wina. Rzadko pił takie trunki i ten całkiem mu smakował. Przynajmniej nie miał posmaku siarki, jak wino, na które byłoby go stać.