20.07.2025, 21:50 ✶
O ile Włochy zawsze były dla Roberta niezdrowo przereklamowane, to musiał przyznać, że moda w Mediolanie rzeczywiście miała się dobrze. Nawet bardzo. Idealnie skrojone garnitury, szaty uszyte z finezją i precyzją, której nie znali nawet Rosierowie, wzory subtelne, acz wyraziste, kolory lśniące w promieniach apenińskiego słońca. Było to idealne miejsce, by wybrać ślubny garnitur.
Robert sam żałował, że nie wpadł na ten pomysł, gdy brał ślub z Vanessą. Wszystko wtedy działo się szybko, podyktowane było raczej chęcią uniknięcia skandalu niż szczerą chęcią ich obojga, by się pobrać. A gdyby wzięli ślub później? Lub gdyby w ogóle żyli bez niego? Czy łatwiej byłoby im obojgu z rozstaniem? Może wtedy Vanessa pewnego dnia by po prostu od niego odeszła? To byłoby chyba jeszcze gorsze...
Teraz nie było co się użalać nad straconą relacją. Robert miał zadanie: był drużbą na ślubie kuzyna, Elliota Malfoya. Syna samego Fortinbrasa. Całe szczęście syn nie podzielał poglądów ojca. Nie, żeby Robert z tych względów zrywał relacje rodzinne. Wciąż przecież utrzymywał kontakt z Lorien, a przecież różnili się między sobą niemal w każdym względzie. Tyle, że z Elliotem Robert naprawdę lubił przebywać. Nie tylko dobrze się im współpracowało, ale na niezręcznych rodzinnych obiadach to właśnie oni posyłali sobie niepozbawione zażenowania spojrzenia, gdy padały jakieś niemal kryminalne teksty.
Przechodzili uliczką z butikami, chłonąc włoskie słońce. Wypatrywali tego jednego, idealnego garnituru. Z Robertem było pod tym względem ciężko, bo rozpraszały go inne rzeczy. Na przykład miotły. Te włoskie, jak garnitury, były wyjątkowej jakości. Drewno błyszczało zachęcająco, a prędkości, które ponoć osiągały, były godne najlepszych graczy. Jakość światowa, można by rzec.
– Spójrz, Eliotcie – zatrzymał kuzyna przy sklepie o wdzięcznej nazwie "Nel Cielo". Na wystawie prezentowała się ich najnowsza miotła. – Rzadko widzi się prawdziwego "Angelo". Daj mi się nacieszyć jej widokiem.
Robert wiedział, że miotła była kosmicznie droga. Miał jednak pieniądze. Oczywiście, należało je wydawać odpowiedzialnie, ale co robić przy takim urzeczeniu? To lśniące drewno, wygrawerowana złotem nazwa, białe włosie, niczym ogon jednorożca. Była to klasa sama w sobie.
Robert sam żałował, że nie wpadł na ten pomysł, gdy brał ślub z Vanessą. Wszystko wtedy działo się szybko, podyktowane było raczej chęcią uniknięcia skandalu niż szczerą chęcią ich obojga, by się pobrać. A gdyby wzięli ślub później? Lub gdyby w ogóle żyli bez niego? Czy łatwiej byłoby im obojgu z rozstaniem? Może wtedy Vanessa pewnego dnia by po prostu od niego odeszła? To byłoby chyba jeszcze gorsze...
Teraz nie było co się użalać nad straconą relacją. Robert miał zadanie: był drużbą na ślubie kuzyna, Elliota Malfoya. Syna samego Fortinbrasa. Całe szczęście syn nie podzielał poglądów ojca. Nie, żeby Robert z tych względów zrywał relacje rodzinne. Wciąż przecież utrzymywał kontakt z Lorien, a przecież różnili się między sobą niemal w każdym względzie. Tyle, że z Elliotem Robert naprawdę lubił przebywać. Nie tylko dobrze się im współpracowało, ale na niezręcznych rodzinnych obiadach to właśnie oni posyłali sobie niepozbawione zażenowania spojrzenia, gdy padały jakieś niemal kryminalne teksty.
Przechodzili uliczką z butikami, chłonąc włoskie słońce. Wypatrywali tego jednego, idealnego garnituru. Z Robertem było pod tym względem ciężko, bo rozpraszały go inne rzeczy. Na przykład miotły. Te włoskie, jak garnitury, były wyjątkowej jakości. Drewno błyszczało zachęcająco, a prędkości, które ponoć osiągały, były godne najlepszych graczy. Jakość światowa, można by rzec.
– Spójrz, Eliotcie – zatrzymał kuzyna przy sklepie o wdzięcznej nazwie "Nel Cielo". Na wystawie prezentowała się ich najnowsza miotła. – Rzadko widzi się prawdziwego "Angelo". Daj mi się nacieszyć jej widokiem.
Robert wiedział, że miotła była kosmicznie droga. Miał jednak pieniądze. Oczywiście, należało je wydawać odpowiedzialnie, ale co robić przy takim urzeczeniu? To lśniące drewno, wygrawerowana złotem nazwa, białe włosie, niczym ogon jednorożca. Była to klasa sama w sobie.