—08/10/1972—
Anglia, Londyn
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
![[Obrazek: pXWcBEt.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=pXWcBEt.png)
From painted card he steps with grace,
A gentle smile upon his face.
A cup in hand, his heart set free,
He offers dreams to you and me.
He hums a tune, the colors flow,
A canvas blooms where feelings go.
With childlike wonder, pure delight,
He turns the dark to glowing light.
He whispers truths the stars impart,
Soft secrets stirring in the heart.
A sudden chance, a door swung wide,
New love or path waits just outside.
He dances, playful, full of cheer,
Reminding joy is always near.
![[Obrazek: pXWcBEt.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=pXWcBEt.png)
From painted card he steps with grace,
A gentle smile upon his face.
A cup in hand, his heart set free,
He offers dreams to you and me.
He hums a tune, the colors flow,
A canvas blooms where feelings go.
With childlike wonder, pure delight,
He turns the dark to glowing light.
He whispers truths the stars impart,
Soft secrets stirring in the heart.
A sudden chance, a door swung wide,
New love or path waits just outside.
He dances, playful, full of cheer,
Reminding joy is always near.
Zwłaszcza kiedy wracało się z Hiszpanii.
Zwłaszcza teraz.
A
Być może brzmiało to zbyt dramatycznie, ale Niewymowny, Pan Czasu, który zbyt swobodnie przemieszczał się nie tylko w przestrzeni, wymagał czasem jasnych komunikatów. Bo widywali się, mijali, działali razem, rotowali wokół siebie tak jak zawsze, bez konieczności codziennego sprawdzania, czy drugi nadal istnieje.
Teraz jednak zmieniło się zbyt wiele, by nie nalegać na spotkanie. Przyszłość stała się chwiejna, pozbawiona korzeni, stała się niebezpieczna też przez wzgląd na galopującą głowę. Potrzebował, aby jego przyjaciel który wdział, żeby skupił się i zobaczył.
Z drugiej strony wewnętrznie był wyjątkowo niestabilny i jak u schyłku lata to on stanowił opokę dla Longbottoma, tak teraz zaiste za bardzo potrzebował tej opoki w wykonaniu Morpheusa. Dlatego też notatka dopadła Niewymownego gdziekolwiek ten był, dlatego też wieczór w apartamencie przy Alei Horyzontalnej był zarezerwowany na cichą rozmowę przy winie, przy kartach, przy lśniącej kuli.
Shafiq nie był przesądny, nie zawierzyłby swojego życia żadnej innej ocenie. Somnia jednak był drugą połówką jego duszy, zaś po ognistej wizji tym bardziej nie powątpiewał, ani nie deprecjonował tego co było dane mu zobaczyć. Odmierzał godziny, minuty, odmierzał każdą jedną sekundę do przybycia Morpheusa. Jego kwatera stała jak zawsze zamknięta, więc czas mordowany był pisaniem listów w salonie przylegającym do głównego korytarza. Wygodny lazurowy jedwab obszyty złocistą nicią w mongolskie wzory fortuny zaklinały półświadomie rzeczywistość. Anthony zsunął z nosa cienkie złociste oprawki i odłożył pióro, gdy jego anam cara w końcu się pojawił.
– Jadłeś? – zapytał z troską, choć na usta cisnęły mu się wszystkie słowa, których nie pomieściłby na bileciku proszącym o bardziej ustanowione w czasie spotkanie.