• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[12 maja 1972] Family line

[12 maja 1972] Family line
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#11
22.07.2023, 08:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2023, 11:26 przez Sauriel Rookwood.)  

Człowiekowi robiło się lżej, kiedy mógł z siebie wyrzucić trochę syfu. Tego małego i tego dużego, czasem rzeczy błahe, czasem rzeczy zupełnie nieistotne. Czasem były to doświadczenia, które zupełnie przygniatały i nie pozwalały oddychać. Sauriel kiedyś słuchał bardzo dużo. Ludzie mieli potrzebę się spowiadać, a on chciał czuć się potrzebny. Więc słuchał. Klepał po ramieniu, zapewniał, że przecież będzie dobrze. Teraz już nie chciał słuchać prawie nikogo i zapewniał, że całkowicie w piździe ma, czy będzie komuś dobrze czy nie. Victorii jednak chciał posłuchać. Miała rację - mówienie wcale nie przychodziło łatwo, ale właśnie w takich chwilach dobrze było rozmawiać. Złapać poczucie normalności w miejscu, gdzie nic nie było normalne, stabilne i ładne. Słuchanie w takich wypadkach wychodziło więc najlepiej.

- Hah... - Chciał się zaśmiać, to ewidentnie był zalążek zaśmiania się, ale wzdrygnął się, kiedy jego mięśnie zaprotestowały przeciwko byciu używanymi do tak trywialnej czynności, gdy każdy ruch i drgnięcie posyłało strunę prądu po jego komórkach. Była to reakcja na mugola uciekającego przed stworem z kłami. Takim właśnie sposobem obie panie miały napotkać błotoryja na swojej drodze. - Kurwa, no tak... błotoryje... jak mogłem na to nie wpaść... - Nie zapytał jej wtedy, co się stało, a potem te noce potoczyły się jakoś szybko. Za szybko. Od czasu Beltane wszystko było powywracane do góry nogami, wydawało mu się to takie oczywiste, że po prostu uganiała się za jakimś złolem i dlatego było, co było. Lecz nie. Victoria zdecydowanie walczyła o to, żeby regularnie go zaskakiwać. A nawet się za bardzo nie starała. Po prostu była sobą. Intrygującą wiedźmą. - Ta książka... ta wymiana zdań między mną a nią. To mugolska książka. O podróży, czarodziejach, przemijaniu i jak dobro wygrywa ze złem. Nazywa się... Władca Pierścieni. - Chyba każdy mógł wyciągnąć coś innego z tej opowieści, bo przecież była tak rozległa, tak bogata. Ale dla Sauriela to były chyba te najważniejsze elementy. Wziął papierosa od Victorii i tylko na niego patrzył. Opierając dłoń na swoim udzie, patrząc na szary dym, którego zawijasy zawsze tak bardzo mu się podobały. Spróbował unieść dłoń - wskazał półkę z książkami. I bardziej przyłożył papierosa do ust, niż rzeczywiście się zaciągnął. Bo nie miał na to siły. - Pytałem, bo... powiedziała, że mogę złożyć zeznanie. O własnej śmierci. Zaskoczyła mnie. - A przecież to było takie oczywiste i nie powinno go zaskoczyć.

Tak. Limbo. Zaskoczył, załączył fakty. Ale nie bardzo czytał. Sauriel czytał dużo - gazet też między innymi, żeby wiedzieć, co dzieje się na świecie. Ale nie chciał czytać plotek o Victorii. Choć nie da się zupełnie pewnych rzeczy pominąć. Słuchał jej i próbował skupiać się na każdym słowie po kolei. To nie było łatwe. I chyba potrzebował więcej czasu i bardziej klarownego umysłu, żeby to zrozumieć i przyswoić. Bo między zrozumieniem i akceptacją był jeszcze krok zależny od tego, jak trudne było do przyswojenia to, co ci wciskano. Albo co sam sobie wciskałeś. Limbo, mieszanka wspomnień i śmierć, z której się powraca, nie była lekką bajką.

- Mmm... - Nie był to komentarz, którego się oczekiwało po przekazaniu takich wieści, ale mózg Sauriela był teraz jak nienaoliwione zębatki, które okropnie o siebie tarły. - To... musisz uważać. Zastanów się... na drugi raz? - Zabrzmiało jak pytanie, bo w zasadzie Sauriel nie chciał, żeby był taki drugi raz. Jakikolwiek następny. Niestety jednak jednocześnie brzmiało to tak, jakby kolejne razy naprawdę miały się pojawić. Zgadzał się tutaj z Brenną. - Brenna. Zaczynam ją lubić. - Tak, już miał o niej wyobrażenie i o jej przygodach. I nawet pal licho tamte paskudniki, w które wpadły. To dobrze, że istnieli tacy ludzie. Ludzie troszczący się o innych.

Zamknął oczy, kiedy delikatny dotyk dłoni opadł na jego głowę. Dobry chłopiec. Ooo... to było takie miłe. Takie miłe... Skinął głową, kiedy zapytała, a potem przechylił się, stękając cicho, żeby położyć się na kanapie i położyć głowę na jej udach. Mógł rozluźnić mięśnie. Miło... Wydał z siebie coś, co brzmiało jak mruknięcie zadowolonego kota.

- Jestem. Jestem złym człowiekiem. Bardzo złym człowiekiem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
22.07.2023, 13:24  ✶  

Ze strony Victorii to nawet nie była chęć spowiadania się – tak naprawdę po prostu chciała mu powiedzieć. Sama nie była straszną gadułą, w interakcjach pomiędzy nimi była chyba jakaś równowaga, nikt zanadto nie milczał i nikt zanadto nie wybijał się w mówieniu. Teraz jednak dość instynktownie przyjęła rolę gaduły – więc pociągnięta za język po prostu opowiadała, właśnie dlatego, żeby on poczuł tę normalność. Że nie siedzi sam w ciemnej sypialni, nie dogorywa tam w samotności, tylko ktoś spędza z nim czas – nie zadaje głupich pytań i nie karze mówić. Mówiła sama. Tak po prostu.

- Mogłeś, my na to nie wpadłyśmy dopóki Brenna nie zobaczyła kłody z oczami – Victoria cicho się zaśmiała. Bo naprawdę obie nie spodziewały się, że błotoryje wyjdą z Kniei i zawędrują tak blisko obszaru zamieszkanego przez ludzi… i w tym też czarodziejów. A że kolegów okazało się być pięć, były głodne i wkurzone no to… Było jak było. - W ogóle to jednego udało jej się jakimś cudem… wysadzić. Więc byłyśmy całe w błotoryju. I wszystko było w błotoryju… Obrzydliwe – dlatego taka poirytowana wróciła do domu tamtego wieczora, ale Sauriel mógł tego nie zauważyć, bo od razu do niej wystartował. - Och – to była jej pierwsze reakcja na „mugolska książka”. W gruncie rzeczy chyba nie powinna się dziwić; Brenna lubiła mugoli, Sauriel… Robił wszystko żeby regularnie denerwować swoją rodzinę, więc też pasowało. Osobiście zupełnie jej nie ciągnęło do mugolskiego… niczego. I trochę sceptycznie spojrzała na Rookwooda. Ale mówił, że jest „zajebista”. Może… z ciekawości by zerknęła o co chodzi? Żeby zrozumieć o czym w ogóle gadała Brenna i Sauriel? Sama z siebie na pewno by tego nie ruszyła, ale dla Sauriela… - Masz ją tu? – zapytała w końcu.

Obserwowała przez moment, jak mężczyzna po prostu siedzi z tym papierosem pomiędzy palcami. Nie wypadał mu, to chociaż tyle. Naprawdę była gotowa się nim tutaj teraz zająć, chociaż kiedy w ogóle tutaj przyszła, to nie sądziła, że zastanie go w takim stanie. W złym humorze – tak. Ale nie… Ale nie takiego. Zobaczyła, że ruszył ręką i wskazał na coś – Victoria zmrużyła oczy, dostrzegła kontur książek i wstała, gładko podchodząc do mebla, przyglądając mu się z bliska. Nigdy mu nie myszkowała po pokoju, co prawda rozglądała się, ale nie przesadnie uważnie. Teraz faktycznie stanęła przez półką, gdzie trzymał jakieś książki i kobieta uważnie w półmroku czytała tytuły. Doczytała też w końcu to, o czym mówił Sauriel. Władca pierścieni. Ale tego były trzy różne książki!

- Władca pierścieni dwie wieże, władca pierścieni drużyna pierścienia, władca pierścieni powrót króla? – przeczytała i odwróciła się do niego. - Widzę, że to jakaś konkretna lektura – stwierdziła, ale dla niej osobiście to nie był problem. - Nie wierzę, że to mówię. Która jest pierwsza? Przeczytam i zobaczę – czyli wyrobi sobie swoje własne zdanie, choć naprawdę była bardzo sceptyczna. Do mugoli podchodziła z rezerwą i ostrożnością. - Oczywiście, że możesz złożyć. I jestem pewna, że Brenna by tego nie zostawiła tak o. Jest bardzo uparta. Jak sobie coś wymyśli, to mam wrażenie, ze poruszyłaby niebem i ziemią, żeby dopiąć swego – wiedziała, że jej koleżanka, również prefektka, bardzo serio podchodziła do swojej pracy. Dlatego też spotykały ją takie dziwaczne rzeczy. Zaraz jednak wróciła do kanapy i Sauriela. - Rozważasz to? Chciałbyś to zgłosić? – jeśli potrzebował mentalnego wsparcia, to kimże była, by mu go odmówić? Źle go tutaj traktowali, może to byłby pierwszy krok do tego, by naprawdę uwolnić się spod macek tak toksycznej rodziny? Przyglądała się Saurielowi z uwagą.

- Wiem, postaram się… Ale to wczoraj… to było takie żywe. Nie wiem jak rozróżnić co jest czym kiedy to się dzieje. Nie wiem czy będę w stanie to od razu zrozumieć – naprawdę, nie na wyrost nazwała to traceniem zmysłów.

Kiedy wykonał ruchy, żeby się położyć, wzięła od niego papierosa, tak na wszelki wypadek. Pozwoliła mu się wygodnie umościć na kanapie, a kiedy ułożył głowę na jej udach, to delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła.

- Chcesz sobie popalać dalej? Czy go zgasić? – podpytała i albo podsunęła mu do połowy wypalonego papierosa w dłoń, albo go po prostu zgasiła i odłożyła na stolik, po czym wróciła do tej bardzo delikatnej pieszczoty, jaką było gładzenie go po głowie. - Nie ma ludzi jednoznacznie złych albo jednoznacznie dobrych – byli. Na przykład Voldemort, ale on był wyjątkiem od reguły. - Dla mnie nie jesteś zły – i nie zamierzała być w tym wypadku obiektywna.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#13
22.07.2023, 14:52  ✶  

Sam się uśmiechał i chciało mu się śmiać, kiedy wyobrażał sobie te dwie kobietki przy spotkaniu z tymi diabelstwami. Nie znał się na zwierzętach. Więcej jego zainteresowania zajmowali ludzie niż one. Nie wiedział, czy to normalne, że te stworzenia podchodziły blisko, czy to wypadek, chociaż zjawianie się magicznych stworzeń koło czarodziei nigdy nie było w pełni normalne. Kiedy mówimy o takich dużych stworzeniach, bo te niektóre zgredy to potrafiły nieźle brylować tuż pod nosami śmiertelników. Świat się zmieniał. Miejsca, które kiedyś zamieszkiwały magiczne rasy dzisiaj były przejmowane przez mugoli albo czarodziei. Rozrastały się miasta i powstawały nowe miasteczka. Za zysk zawsze była cena. Teraz takie spotkanie wydawało się zabawne, wtedy nie było śmieszne ani dla Sauriela ani dla Victorii.

- Ay. Brzmi obrzydliwie. - Wyobrażał sobie to, nieszczęśliwe miny obu kobiet, które stały we wnętrznościach tego paskudztwa. I znów - dzięki bogom za magię. Jakim cudem mugole żyły bez niej na co dzień? Ich życie było o wiele trudniejsze. Z drugiej strony przynajmniej w ich normach nie leżało to, że czarnoksiężnik rozpierdalał imprezę, żeby potem wsadzić do Limbo paru co bardziej odważnych. Skinął głową potwierdzając, że a i owszem - miał Władcę Pierścieni. Stał na półce i uśmiechał się głupkowato, przynajmniej w wyobraźni Sauriela.

- No. Trochę tego jest... - Dużo opisów, dużo bajdurzenia, dużo rzeczy, które niekoniecznie musiały tam być wciskane, ale Saurielowi się to dobrze czytało. Pozwalało mu dokładać kolejne elementy układanki tam, gdzie inaczej miałby problem z wyobrażeniem sobie niektórych rzeczy, bo wcale nie uważał się za mistrza kreatywności. - Naprawdę? - Mimo tego słabego głosu zabrzmiał na ucieszonego. Bo i ucieszyło go to, że chce przeczytać. To naprawdę było miłe. Może nawet sprawiło mu więcej radości niż powinno. - Drużyna Pierścienia. To pierwsza. - Marzył kiedyś o tym, żeby samem wyruszyć w taką magiczną podróż. - Chciałem być bohaterem za dzieciaka. Wyruszyć w świat i pomagać ludziom. Dobrze się czytało... takie książki. - Artysta jak artysta - nie było dla niego znaczenia, czy w tym kimś płynie magiczna krew czy też nie. Mugole mieli często zupełnie inne wyczucie niż czarodzieje. Dla magików świat bez magii był czymś intrygującym. Dla mugoli - świat czarów olśniewał. Dwie skrajne różne perspektywy, które rodziły często bardzo różne dzieła.

- Mhm... - Czy naprawdę to rozważał, podpytując o Brennę? Był właściwie ciekaw. Miał czas, by na ten temat pofantazjować. Zastanowić się, ale chyba nie na poważnie. Nie wiedział, gdzie położona została jego własna granica pomiędzy zwykłym wymyślaniem i przeżywaniem tego w głowie a realiami, ale w tych rozmyślaniach był w pełni świadom tego, że nie rozpiedoli przecież swojego życia. Bo co wtedy zrobi? Dokąd pójdzie? Z czego będzie żył? Kto mu pomoże? Victoria? Fergus? Stanley? Jakoś nie sądził. Pewnie by chcieli, ale nawet by nie mógł im na to pozwolić. - Nie... - zrobił tutaj pauze, zatrzymując się przed tym, co chciał powiedzieć i chyba zmienił jednak swoje zdanie - Chciałbym wiele powiedzieć. To między innymi. - Chciał żyć. Jeśli już miał żyć - to chciał żyć. Ale to nie było coś, co mógł odzyskać.

- To... to... - Co powiedzieć, kiedy miała problem z odróżnianiem jednego od drugiego? Martwiło go to. Bo skoro potrafiło ją to pchnąć do takich... nagłych zwrotów akcji to... Teraz się to skończyło w miarę dobrze. Miała kogoś obok siebie. Ktoś ją przypilnował. Nie kontynuował, bo nie wiedział, co powiedzieć. Bo nie miał żadnego genialnego pomysłu na to, co powiedzieć. Żadnego genialnego rozwiązania problemu, które zleciałoby z nieba. Cisza. - Niedobrze, Viki. Niech ktoś ci pomoże. Ktoś... musi coś z tego rozumieć. - Nie był tego pewny, miał po prostu nadzieję. To było hasło wypowiedziane tak, że on by chciał, żeby taki ktoś się znalazł. I żeby naprawdę to nie tworzyło chorych sytuacji, w których Victoria mogłaby sobie zrobić krzywdę.

Wyciągnął dłoń trochę w górę, zgłaszając się po swojego papierosa.

- Dla ciebie próbuję być najlepszą wersją siebie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
22.07.2023, 16:25  ✶  

Victoria też nie była wielkim znawcą zwierząt, jednak nauki przyrodnicze odebrała i kultywowała – tak w dbaniu o rośliny, jak przy przygotowywaniu eliksirów, a tam nieraz przecież stosowało się różne elementy zwierząt mniej czy bardziej magicznych. Więc – potrafiła je rozpoznać, nazwać, bez nadmiernych szczegółów w tym, jakie mają wszystkie zwyczaje, co lubią, czego nie i tak dalej. Próżno było dopytywać Victorię o ciekawostki związane ze zwierzętami (no chyba, ze chodziło o koty. Koty wszak uwielbiała). Jeśli o tamte błotoryje chodziło, to podejrzewała jednak, że zostały wypłoszone przez wichurę i dziwaczne… stwory, jakie pojawiły się w Kniei Godryka – i efekt był taki, że być może zniszczono ich leże? W każdym razie znalazły się za blisko ludzkiej osady. A potem trzeba było mugola przekonywać, ze to nie był żaden stwór z zębami tylko wielki pies.

- Dla ciebie przeczytam – stała odwrócona do niego plecami kiedy to mówiła, ale słyszała, ze w pewien sposób jest uradowany. Ale to też pomogło jej ukryć jej własną minę, może nie do końca zadowoloną. Powtarzała sobie jednak, że od książki chyba nie umrze… Więc wyciągnęła tę, o której powiedział – jedną. Pierwszy tom. Nie zamierzała od razu targać ze sobą wszystkich trzech. Zabrała ją ze sobą do kanapy i póki co odłożyła na stolik. - Nadal możesz to robić – odparła, kiedy już siedziała na powrót na kanapie.

Wiedziała, że takie zawiadomienie to jak proszenie się o wydziedziczenie. Dokładnie z tego samego powodu sama nigdzie nie zgłaszała tego, jak traktowany jest Sauriel – narobiłaby sobie wtedy zbyt wiele wrogów… Tak sądziła. Nie wiedziała za to, że już ich miało, prawdopodobnie te same osoby, bo stanęła naprzeciwko Voldemorta w Limbo i jej nazwisko wypłynęło w gazetach, zaraz obok imienia Czarnego Pana. Ktoś się dowiedział. Nie wiedziała kto, nie wiedziała jak. Ale poniekąd, jakby samo stanięcie naprzeciwko wielkiego czarnoksiężnika nie było postawieniem na sobie celownika, to to co wypisywano w gazetach mogło tylko zaognić sytuację. No chyba, że imć Lorda w ogóle nie interesowała – ostatecznie w ogóle się przy nim nie odzywała, nie pyskowała, jej zaklęcie wręcz nawet nie zadziałało. Tak czy siak, gdyby Sauriel złożył takie zawiadomienie… to by go z tym samego nie zostawiła. Oczywiście, że w pierwszej kolejności zabrałaby go do siebie. Nie do Doliny Godryka, tylko do Londynu, do tego mieszkania, które stało nieużywane. I oczywiście, że nie zostawiłaby go bez pieniędzy. Tylko tak po prawdzie to… pewnie najłatwiej byłoby to wszystko zaaranżować po ślubie. Odejmowałoby trochę niepotrzebnych pytań.

- Gdybyś się zdecydował… Pewnie wiele by się zmieniło. Niekoniecznie na gorsze. Nie zostałbyś z tym sam – nie namawiała go, bo to była absolutnie trudna decyzja. Nie namawiała go, bo nie wiedziała wszystkiego. Jeśli jednak czuł… chciał coś zmienić, to miał do tego wszelkie prawo, i do tego, by tego nie robił, też nie zamierzała go namawiać. Ale rozumiała jego wahanie. I rozumiała badanie gruntu. Rozumiała, że chciał wiedzieć, czy w ogóle jest o czym rozmyślać. Było.

- Nie wiem kto. Nie wiem do kogo miałabym się z tym zgłosić. Nawet w Departamencie Tajemnic nic nie mają. Jestem… jesteśmy przypadkiem jedynym w swoim rodzaju. A nekromancja jest nielegalna, więc… - to był kolejny absurd. Nekromancja sama w sobie nie była zła, mogła prowadzić do złego, ale nie musiała. Ale za pomocą magii kształtowania czy translokacji też można było zabić. I co, jakoś to nie było nielegalne. Ale nawet wyczarowanie pierdolonego Patronusa – tak. Przez to, że nekromancja była nielegalna, miała trochę zawiązane ręce, bo przez to nie było tu zbyt wiele przeszkolonych w nekromancji ludzi – a już na pewno nie takich, które by się z tym same afiszowały. Victoria nie wiedziała nawet gdzie szukać, a sama przecież… Cholera, nawet sama w tajemnicy trenowała i uczyła się nekromancji, bo jak walczyć z czarnoksiężnikami, skoro nie rozumiało się, co robią? To było trudne. Było skomplikowane. Była… nowym rodzajem żywego trupa, takim który gwałcił wszystkie zasady bycia żywym trupem. I weź cos na to znajdź w dwa tygodnie.

Słowa, które powiedział później, bardzo ją poruszyły.

- Dziękuję – co innego mogła na to odpowiedzieć? - Naprawdę to doceniam – i naprawdę tak było. A skoro nie uważała go za najgorszego śmiecia – to chyba działało?

Mogli tak rozmawiać o wszystkim i o niczym. Victoria widziała, że kiedy Sauriel leżał, to łatwiej było mu się rozluźnić, widziała, że ciągle męczy się przy mówieniu, więc to ona wypełniała tę ciszę, gadając różne rzeczy i gładząc go przy tym dość nieświadomie po włosach. Narzekając na ogród, mówiąc o kwiatach – podziękowała mu, że wspomniał o tym swojej matce. I nawet wspomniała mu, że ta zaproponowała, że pomogłaby jej z tym ogrodem. A kiedy nie było już nic lepszego do mówienia, to poopowiadała mu kilka luźniejszych historii ze szkoły, które jej się przypomniały. Posiedziała z nim… ile tylko chciał.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (4883), Sauriel Rookwood (3908)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa