Człowiekowi robiło się lżej, kiedy mógł z siebie wyrzucić trochę syfu. Tego małego i tego dużego, czasem rzeczy błahe, czasem rzeczy zupełnie nieistotne. Czasem były to doświadczenia, które zupełnie przygniatały i nie pozwalały oddychać. Sauriel kiedyś słuchał bardzo dużo. Ludzie mieli potrzebę się spowiadać, a on chciał czuć się potrzebny. Więc słuchał. Klepał po ramieniu, zapewniał, że przecież będzie dobrze. Teraz już nie chciał słuchać prawie nikogo i zapewniał, że całkowicie w piździe ma, czy będzie komuś dobrze czy nie. Victorii jednak chciał posłuchać. Miała rację - mówienie wcale nie przychodziło łatwo, ale właśnie w takich chwilach dobrze było rozmawiać. Złapać poczucie normalności w miejscu, gdzie nic nie było normalne, stabilne i ładne. Słuchanie w takich wypadkach wychodziło więc najlepiej.
- Hah... - Chciał się zaśmiać, to ewidentnie był zalążek zaśmiania się, ale wzdrygnął się, kiedy jego mięśnie zaprotestowały przeciwko byciu używanymi do tak trywialnej czynności, gdy każdy ruch i drgnięcie posyłało strunę prądu po jego komórkach. Była to reakcja na mugola uciekającego przed stworem z kłami. Takim właśnie sposobem obie panie miały napotkać błotoryja na swojej drodze. - Kurwa, no tak... błotoryje... jak mogłem na to nie wpaść... - Nie zapytał jej wtedy, co się stało, a potem te noce potoczyły się jakoś szybko. Za szybko. Od czasu Beltane wszystko było powywracane do góry nogami, wydawało mu się to takie oczywiste, że po prostu uganiała się za jakimś złolem i dlatego było, co było. Lecz nie. Victoria zdecydowanie walczyła o to, żeby regularnie go zaskakiwać. A nawet się za bardzo nie starała. Po prostu była sobą. Intrygującą wiedźmą. - Ta książka... ta wymiana zdań między mną a nią. To mugolska książka. O podróży, czarodziejach, przemijaniu i jak dobro wygrywa ze złem. Nazywa się... Władca Pierścieni. - Chyba każdy mógł wyciągnąć coś innego z tej opowieści, bo przecież była tak rozległa, tak bogata. Ale dla Sauriela to były chyba te najważniejsze elementy. Wziął papierosa od Victorii i tylko na niego patrzył. Opierając dłoń na swoim udzie, patrząc na szary dym, którego zawijasy zawsze tak bardzo mu się podobały. Spróbował unieść dłoń - wskazał półkę z książkami. I bardziej przyłożył papierosa do ust, niż rzeczywiście się zaciągnął. Bo nie miał na to siły. - Pytałem, bo... powiedziała, że mogę złożyć zeznanie. O własnej śmierci. Zaskoczyła mnie. - A przecież to było takie oczywiste i nie powinno go zaskoczyć.
Tak. Limbo. Zaskoczył, załączył fakty. Ale nie bardzo czytał. Sauriel czytał dużo - gazet też między innymi, żeby wiedzieć, co dzieje się na świecie. Ale nie chciał czytać plotek o Victorii. Choć nie da się zupełnie pewnych rzeczy pominąć. Słuchał jej i próbował skupiać się na każdym słowie po kolei. To nie było łatwe. I chyba potrzebował więcej czasu i bardziej klarownego umysłu, żeby to zrozumieć i przyswoić. Bo między zrozumieniem i akceptacją był jeszcze krok zależny od tego, jak trudne było do przyswojenia to, co ci wciskano. Albo co sam sobie wciskałeś. Limbo, mieszanka wspomnień i śmierć, z której się powraca, nie była lekką bajką.
- Mmm... - Nie był to komentarz, którego się oczekiwało po przekazaniu takich wieści, ale mózg Sauriela był teraz jak nienaoliwione zębatki, które okropnie o siebie tarły. - To... musisz uważać. Zastanów się... na drugi raz? - Zabrzmiało jak pytanie, bo w zasadzie Sauriel nie chciał, żeby był taki drugi raz. Jakikolwiek następny. Niestety jednak jednocześnie brzmiało to tak, jakby kolejne razy naprawdę miały się pojawić. Zgadzał się tutaj z Brenną. - Brenna. Zaczynam ją lubić. - Tak, już miał o niej wyobrażenie i o jej przygodach. I nawet pal licho tamte paskudniki, w które wpadły. To dobrze, że istnieli tacy ludzie. Ludzie troszczący się o innych.
Zamknął oczy, kiedy delikatny dotyk dłoni opadł na jego głowę. Dobry chłopiec. Ooo... to było takie miłe. Takie miłe... Skinął głową, kiedy zapytała, a potem przechylił się, stękając cicho, żeby położyć się na kanapie i położyć głowę na jej udach. Mógł rozluźnić mięśnie. Miło... Wydał z siebie coś, co brzmiało jak mruknięcie zadowolonego kota.
- Jestem. Jestem złym człowiekiem. Bardzo złym człowiekiem.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.