W Brytyjskim Ministerstwie Magii potrzebne były zmiany. Obydwaj, Stanley i Robert, nie mieli co do tego wątpliwości. Zgadzali się w tym temacie i aktywnie działali na rzecz zaprowadzenia nowego porządku. Niekoniecznie wybrali przy tym odpowiednią drogę. Taką, która cieszyłaby się poparciem ze strony ogółu społeczeństwa. Czasami jednak należało sięgnąć po bardziej drastyczne środki.
Zwłaszcza kiedy inne, dostępne opcje, nie wydawały się skuteczne.
- Udam, że to pytanie nie padło. - pewnych informacji zdradzić Stanleyowi nie mógł. Nie powinien. Nie bez powodu wewnątrz organizacji panowała częściowa anonimowość. Jedynie najwyżej postawieni Śmierciożercy, znali tożsamość wszystkich, którzy posiadali mroczny znak. Chodziło tutaj o zminimalizowanie ryzyka. O uniknięcie efektu domina. Gdyby wszyscy wiedzieli o wszystkich, wystarczyłoby żeby choćby jeden zwolennik Czarnego Pana wpadł w rączki Ministerstwa. Reszta poszłaby już z górki. Można byłoby się przeglądać tej pięknej katastrofie. Patrzeć na to jak Kromlech płonie - podobnie do Rzymu, który w dalekiej przeszłości podpalony został przez Nerona.
- Rozumiem. Padło sporo... informacji. - nie zatrzymywał chłopaka, zarazem nie odrywał też od niego spojrzenia. Obserwował, jak ten podnosi się z miejsca. Zbiera do wyjścia. Żegna.
Nazywa go ojcem.
Dla Roberta też było to czymś nowym. Dziwnym. Nie był na to przygotowany. Lekko wytrąciło go to z równowagi. Dało się zaobserwować przez moment zdziwienie na twarzy. Wyraźnie widoczne zaskoczenie. Szybko postarał się to zamaskować. Skinął głową. Sam jednak Stanleya synem nie nazwał. Nawet nie zarejestrował, że takie słowo nie przeszło mu dotąd przez gardło.
Czy kiedykolwiek przejdzie?
- Pozostaniemy w kontakcie. Wiesz gdzie mnie szukać. - po tych słowach, sam również podniósł się z miejsca. Wyminął biurko. Ruszył w kierunku drzwi. Odprowadził chłopaka aż do samego wyjścia ze sklepu. Zabezpieczył za nim drzwi. Sam nie zamierzał wychodzić na zewnątrz. Pokazywać się w Podziemnych Ścieżkach. Unikał tego na tyle, na ile tylko był w stanie. Zależało mu na tym, żeby jego osoby nie dało się szczególnie łatwo powiązać z Nokturnem. Najlepiej to wcale. Tego typu komplikacje nie były mu potrzebne do szczęścia.