Mogli mierzyć się na magię, ale nie mogli mierzyć się na siłę charakteru. O zgrozo, tacy ludzie jak Erik potrafili powiedzieć ci, że jutro kupią ci lizaka, a potem dowiadywałeś się, że zabili ci matkę. Szedłeś więc do niego z pretensją i zemstą, a on ci mówił, że przecież była złą kobietą, wiesz o tym! Przecież sam być to zrobił! Aha, no tak. Odpowiadałeś skonfundowany i w końcu przytakiwałeś, bo co ci pozostało? Nie ważne, że ta kobieta muchy by nie skrzywdziła - zostało powiedziane, że jednak krzywdziła, więc tak na pewno musiało być. Ewentualne zrozumienie, że jesteś zupełnym debilem i zostałeś urobiony przychodziło później, albo nie przychodziło wcale. Na szczęście Erik nie obiecywał lizaków, ani nie chciał zabić jego matki. Mógłby chcieć zabić jego ojca - wtedy nawet by zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. Aura tajemnicy, czy zaraz oberwie czymś w jaja też została rozwiana, bo Erik wyrzucił swoją różdżkę i... i tyle z tego było.
Sauriel nie odczuwał ciepła. Nie czuł gorąca. Adrenalina nie uderzyła w jego żyły, żeby czuł się teraz pobudzony w ten najbardziej ludzki sposób, a mimo to każda komórka jego ciała nastawiona była na to jedno zadanie: polow... pojedynek. Potyczkę. Dla sportu, dla rozrywki, tak. Tylko dla sportu i dla rozrywki. Gdyby tylko pojawiła się tutaj nuta strachu to klamerka zamykająca zwierzę w klatce by puściła. Było ich kilka, ale wystarczyło jedno rozluźnienie, żeby zaczęła się wiercić, czując krew. Nie było tu jednak strachu. Było dziwne zaskoczenie, że to już, bo Sauriel odruchowo unosił różdżkę, robiąc kolejny krok w stronę Erika. Bo zawsze to robił - zmniejszał odległość między sobą a celem. Czarodzieje zazwyczaj sobie świetnie radzili na dystansie, gdzie swobodnie mogli operować różnymi zaklęciami, a zaczynał się problem, kiedy ktoś cię złapał za nadgarstek. I kiedy już nie można było machać magiczną pałeczką.
Kiedy Erik się odezwał wyglądało to, jakby Sauriel odetchnął. Było to ledwie poruszenie mięśni, gdy opuścił rękę i nawet się uśmiechnął. Tak lekko, swobodnie, całkiem przyjaźnie jak na te wszystkie aroganckie i sarkastyczne grymasy, które malowały się zwyczajowo na jego twarzy i których przekrój Longbottom już mógł pooglądać.
- Albo najgorszym kandydatem. - Wyciągnął do Erika rękę, żeby pomóc mu wstać i klepnął go w bark - tak po przyjacielsku, w ramach pogratulowań. - Ani to mądre, ani bezpieczne, a i pewnie po chuju z logistyką. - Podrapał się krańcem różdżki po nosie. - Raczej wątpię, żebyście w standardzie mieli spotkania w nocy. - Wzruszył ramionami. - I powiedziałbym raczej, że szczęście początkującego.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.