• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
lato 1972, 7 sierpnia // ukarzę cię w imię księżyca i matki i chujoświeczek, amen

lato 1972, 7 sierpnia // ukarzę cię w imię księżyca i matki i chujoświeczek, amen
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#11
21.10.2024, 20:22  ✶  
Uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale stracił nieco na intensywności. Powodem nie był brak zaangażowania w toczącą się pomiędzy nimi rozmowę, lecz wręcz przeciwnie - całkowite na niej skupienie. Kiwał głową, na moment wspomnienia o kawie uniósł nawet kąciki ust w gorę. Mógłby o tym dyskutować - o tym, że coś było z nimi nie tak. W oczach Flinta było z nimi coś nie tak co najwyżej w tym samym sensie, co było coś nie tak z Victorią, która być może nie potrafiła wysunąć wniosków z tego, co właśnie powiedziała. Mógłby o tym dyskutować, ale nie chciał. Bo był już nabuzowany, bo to była ona. Nie potrafił kłamać ani przemilczeć detali kiedy już otworzył usta, więc najłatwiej było przerzucić rozmowę na inny tor. Robił to dosyć często - bo lubił towarzystwo osób zachowujących się jak huragan, przyciągała go furia, podziwiał twarde stanowiska. Sam taki pod wieloma względami był. To pewnie sugerowało, że powinien być człowiekiem bardzo kłótliwym, ale on wcale taki nie był. Jego toksyczność zawierała się w wiecznym wycofywaniu.

- Ah, właściwie to kupiłem ci coś, przy następnej okazji ci dam...

Teraz nie miał jak - jego bagaże wciąż znajdowały się w porcie i nieprędko dostarczy je na miejsce.

Może do tego wróci. Jak się wyśpi lepiej niż dzisiaj i nie będzie mówił tak zmęczonym głosem. Jak rozejdzie się ten zapach afrodyzjaku, od którego powoli zaczynało kręcić mu się w głowie. Księżyc wyglądał dzisiaj pięknie. Nie mógł powiedzieć tego samego o odbiciu zmęczonej twarzy w roztwartej okiennicy.

- I działa to nawet jak okno jest otwarte? - Zdziwił się. Z drugiej strony nie było co ukrywać - znał to się na łajbach, na podróżach krótkich i dalekich, na rozmowach, na świecie, na energii jaka nim rządziła. Ale... na zaklęciach to się znał w stopniu znikomym, na zabezpieczeniach tym bardziej. Jego talenty znajdowały się gdzieś indziej, daleko, bardzo daleko od wyciszania pomieszczeń - Ja... - Zawahał się, przejeżdżając spoconą ręką po tej coraz czerwieńszej twarzy. Strasznie to było żałosne. Wyobrażenie pełnych, pokrytych szminką warg stykających się z jego rozgrzanym policzkiem. Najgorsze w tym było, że skoro już o tym pomyślał, to nie mógł powiedzieć nic. A przecież przychodząc tutaj nie chciał nic - cholerne zioła ze świeczki namieszały mu w głowie, wypaczyły prawdę tak, aby nie mogła przeleźć mu przez zaciśnięte gardło. Znów się napiął, w ten sposób, w jaki napina się człowiek walczący ze sobą w środku. Walkę toczył o swój honor. - Świeczka była z afrodyzjakiem. - Nie powiedział tego! Na tarczę Księżyca, udało mu się tego nie powiedzieć! To dobrze. To znaczy, że jeszcze nie oszalał ani nie zatracił wartości, jakie nim kierowały do tej pory i jakie w sobie cenił. - Posprzątam to zanim... ekhm... - Szybko wrócił do zeskrobywania wosku na wykształtowany kawałek kartonika.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
23.12.2024, 13:25  ✶  

Uśmiechnęła się do niego ciepło – ona też nie chciała się kłócić, nie o takie rzeczy, nie teraz i nie dzisiaj. Była zmęczona, spędziła całą noc na tańcach na weselu, przespała się kilka godzin i poszła do pracy, i od tamtego momentu nie zmrużyła oka, bo najpierw robiły akcję-włamanie z Brenną, a teraz to… i mogła sobie być przyzwyczajona do braku snu, z bezsennością zmagała się od lat, jednak im dłużej nie spała, tym robiła się bardziej… niecierpliwa, uszczypliwa. A Dægberhta nie widziała przecież długi czas, przyszedł do niej w środku nocy i…

Bogowie, stęskniła się za nim.

– Naprawdę? To teraz będę czekała z niecierpliwością – Victorię było bardzo łatwo udobruchać i sprawić, że uśmiechnie się szczerze od ucha do ucha: wystarczyło dać jej coś od serca. Nawet najtańszy badziew – ona to wszystko trzymała i uśmiechała się, cieszyła jak dziecko. To chyba dlatego, że była tak bogata, że stać było ją na wszystko, więc co zapragnęła, mogła sobie kupić – i wielu jej znajomych wychodziło z takiego właśnie założenia. Więc otrzymanie jakiegoś prezentu, wiedza, że ktoś pomyślał o niej… ach!

– Hym… No cóż, raczeeej… – raczej nie działało wtedy. Ale ona dopiero teraz zauważyła to otwarte okno, zapatrzyła się w nie z kamiennym wyrazem twarzy, aż w końcu wzruszyła ramionami. – No to będą mieli o czym gadać przez następny tydzień. Lestrange i dziwne odgłosy z jej mieszkania, już to widzę – prychnęła i złapała się pod boki, ale zaraz jej twarz wyłagodniała kiedy spojrzała znowu na Dægberhta. Na jego zaczerwienioną, zarumienioną twarz, błyszczące oczy. Victoria lekko przekrzywiła głowę, patrząc na zmieszanie przyjaciela, na to jak się zawiesił – jakby myślał nad odpowiedzią, na to, jak mogłaby mu się odwdzięczyć. Uniosła wyżej brwi, widząc w nim to dziwne napięcie, którego źródła nie potrafiła odpowiednio dopasować, tym bardziej że przyniosła mu herbatę, o którą przecież sam poprosił.

I po chwili nastąpiła pomiędzy nimi dziwna cisza, w której Victoria po prostu patrzyła na Dægberhta, zamrugała kilka razy, nim sens słów dotarł do niej z pełną mocą.

– Tak, mówiłam ci to… – powiedziała najpierw, wolno i ostrożnie, a potem… Potem coś wskoczyło na właściwe miejsce. – Och… Oooch! – jej ciemne oczy rozszerzyły się ze zrozumieniem, kiedy spojrzała na Berhta raz jeszcze, może nieco inaczej niż do tej pory i lekki rumieniec i jej wpełzł na policzki – leciutki, biorąc pod uwagę jej karnację i kiepskie oświetlenie w salonie. – To ja… hmm… To nic – odpowiedziała nieco zmieszana i spojrzała na stolik, gdzie postawiła herbatę i ciasteczka, i pokręciła delikatnie głową. – Nie musisz, sprzątnę to – zrobił dla niej tak wiele, nie musial tu przecież sprzątnąć. – Może… Może chcesz się przewietrzyć? – na balkonie, na który można było wyjść z salonu.

oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#13
26.01.2025, 17:03  ✶  
- Mmmmh, jakoś za tydzień powinienem już dopiąć to, czym muszę się zająć, zanim wrócę do życia. Mam swoje bagaże w porcie, muszę się z nimi przeprawić na Isle of Dogs, a dopiero później dostanę się z nimi na Aleje. - Więc ta cierpliwość była wskazana. - Nie pisałem o tym, żeby nikt się o mnie nie martwił, ale niespodzianka jest taka, że Foka zatonęła. Wróciłem nie swoją łajbą, a tamtego wraku nawet nie mam jak sprowadzić do domu, będzie zaśmiecał dno oceanu. - Zastanowił się nad czymś głębiej. - Kapitanowi nic nie jest. - Mówił, rzecz jasna, o swoim kocie.

Nieobecność przez tak długi czas miewał swoje zalety. Dægberht czuł się wykluczony z wielu sporów do dzisiaj wywołujących trwogę w innych. Miał też nieco niepoprawną teorię, że długie oczekiwanie na ponowne spotkanie osładzało uśmiechy i pocałunki, które miały dopiero nadejść. I jakież to było wygodne - oni tu przeżywali dramat za dramatem, życie w Londynie toczyło się tak szybko i hałaśliwie - on zaś wolno poruszał się po falach. Płynął i płynął... ah, ale to miało też wady. To chociażby, że coraz mniej rozumiał o tym, co się z jego znajomymi działo.

- Bez przesady, żeby wymienili cię z nazwiska? - Zaśmiał się, ale to przecież nie było już wcale takie dziwaczne. Twarz Victorii, o czym miał przekonać się w następnych dniach, ozdabiała teraz strony kilku wydań bardzo popularnej w Brytanii prasy.

A ten afrodyzjak? Cóż, charyzmatyczny był, ale to była charyzma płynąca z bycia człowiekiem czarującym i gadtliwym, a nie z udawania kogoś, kim nie jest. Mężczyzna zgiął się lekko, unikając jej spojrzenia.

- Tak, ja... znalazłem tego potwierdzenie w... nieważne. Czasami zapominam, że nie muszę mówić wszystkiego. - Chętnie skorzystał z tego zaproszenia na balkon i wyszedłszy na niego, obadał osoby stojące teraz na ulicy. Kilka zmieszanych spojrzeń zetknęło się z tym jego. On jednak nie speszył się tym bardziej, niż tymi świeczkami - oparł łokcie o barierkę i zadarł głowę do góry. Spoglądał w niebo. Niemalże puste.

- Vivi? - Zapytał nagle, po dłużej ciszy, chociaż normalnie gęba mu się nie zamykała. - Dużo ludzi zginęło na tych sabatach? - I znów cisza, ale coś tak wisiało w powietrzu, jakby chciał coś dodać i nie należało mu przerywać. - Wybacz zmianę tematu. Księżyc jest w sierpie. Znowu go nie widać. Podczas Lithy musiał być widoczny prawie cały... - Pokręcił głową i powtórzył się. - Wybacz. - To nie był czas i miejsce. - Nie złapałem tego ducha do pojemnika, więc może kiedyś wrócić. Powinienem go spalić w ogniskach Samhain, żeby zamknąć jego rozdział.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
02.02.2025, 15:13  ✶  

Potrafiła być cierpliwa, kiedy tego chciała, a poza tym miała sporo rzeczy na głowie i do zrobienia. Dzisiejszego wieczora, na ten przykład, była umówiona z Saurielem… gdzieś tam. Chciał jej pokazać jakieś ruiny, miejsce schadzek, cholera wie o co chodziło, jutro chciała testować na nim jeden ze swoich eliksirów, a potem… za tydzień miała być w Egipcie. Wytrzyma więc, dużo się działo… Słuchała Dægberhta i zastanawiała się, co u niego było słychać, i czemu od razu nie przeniósł tych swoich rzeczy do siebie? O co tu chodziło?

– Czemu na Isle of Dogs? Myślałam, że skoro tu jesteś, to od razu na Horyzontalną? – ewidentnie brakowało jej jakiegoś puzzla. – Viorica wie, że wróciłeś? – bo może nie wiedziała i stąd ta cała maskarada? Ale to też było jego mieszkanie… no mieszkali razem, jakkolwiek dziwne to dla Victorii nie było. Dziwne i mało rozsądne.

Rozszerzyła oczy i aż zakryła sobie usta dłonią. Statek zatonął? Czy to był jeden z powodów jego powrotu, albo ten główny? Ktoś musiał go ratować? Ależ miał szczęście, że ktoś przepływał obok, skoro Foki nawet nie ma jak ściągnąć z dna – tyle pytań, tyle myśli… Kolejna dotyczyła kota, ale na szczęście Berht sam rozwiał tą wątpliwość. Pewna ulga, która wymalowała się na twarzy brunetki, była oczywista.

– Cieszę się, że nic ci nie jest. Szkoda mi Foki, rzecz jasna, ale ważniejsze jest to, że jesteś. I że Kapitan ma się dobrze. Co z nim teraz zrobiłeś? Pilnuje twoich rzeczy w porcie? – jej oczy same powędrowały w bok, jakby miała zaraz zobaczyć kota, który nagle pojawił się w zasięgu wzroku.

Pojawił, lecz nie był to Kapitan. Świecący jak gwiazdka, niebieski kot, wczłapał cichutko do salonu, najwyraźniej czując, że już się uspokoiło, skoro nie było słychać więcej wrzasków i dziwacznych inkantacji. Przystanął za łukowym wejściem i zaczął węszyć, bo dziwny zapach dymu i wosku musiał nadal być dla kotów wyczuwalny.

– Widać, że długo nie było cię w Londynie – uśmiechnęła się czule do Flinta. Był teraz niewinny jak nieobsrana łąka – bo rzeczywiście jej nazwisko i imię były teraz bardzo znane, tak jak jej twarz. – Podejdź sobie do biblioteki Maeve jak będziesz miał okazję, poprzeglądaj archiwalne numery Proroka z ostatnich kilku tygodni, to zobaczysz… – a i, jak miało się okazać, za kilka dni również jej nazwisko i twarz pokaże się w gazecie. – Nie jestem już anonimową aurorką i chlubą domu, która matka lubiła się tak chwalić – parsknęła cicho i pokręciła głową.

Nie umknęło jej uwadze, że Dægberht unika jej wzroku, a chciała się nim nacieszyć. Dojrzeć w nim zmiany, które musiały zajść, w ciągu jego ostatniej podróży. Gdzie był, a gdzie tylko bywał? Na jak długo zostanie? Wiedziała, że prędzej czy później, morze się o niego upomni i znowu wyruszy w podróż.

Uśmiechnęła się tylko na jego słowa, a kiedy wyszedł na balkon, sięgnęła po swoją różdżkę, by spróbować użyć Chłoszczyść na ten wosk na podłodze, by się go pozbyć. Kwiatuszek aż podszedł zaciekawiony i obwąchał to miejsce, i mała Luna też za chwilę się pojawiła, ale jej zainteresowanie szybko przeniosło się na drugiego kota, na którego zaraz skoczyła. Victoria dawała Berhtowi czas, by doszedł do siebie, a kiedy się do niej zwrócił, to zerknęła na niego i po chwili dołączyła na balkonie. Zerknęła w dół na ulicę – było bardzo późno… albo bardzo wcześnie, ale nic dziwnego, że te wrzaski kogoś wybudziły. Zaraz powinni się jednak rozejść.

– Trochę zginęło – potwierdziła, patrząc teraz przed siebie, nie na niego i nie na księżyc. Podczas Beltane – trochę ludzi rzeczywiście zginęło, w tym jeden auror… Westchnęła. – Jeden z aurorów, ale nie tylko. Podczas Lithy… chyba nikt. Ale nie poszłam na Lithę, sam rozumiesz, jakoś nie czułam… Nie chciałam. A poza tym tego dnia byłam na służbie, weszliśmy na Perłę Morza, bo znowu się pojawiła – na pewno słyszał historie o tym statku, w końcu była to znana legenda, a poza tym leżała w jego zainteresowaniach: woda, morze, statek. Poza tym, w nocy kilka godzin wcześniej, miała taką rozmowę z Saurielem, że trudno było jej się po tym pozbierać, to gdzie tu świętować na sabacie. – Nie mam ci czego wybaczać – dodała i w końcu, również opierając się o barierkę, spojrzała w niebo. Pani Księżyca dzisiejszej nocy zamykała oko coraz bardziej, ale zerkała spod półprzymkniętej powieki. – W takim razie mam nadzieję, że nie wróci za szybko, albo urządzę mu piekło, jak tylko znowu zacznie mi mieszać w głowie. Potrzebujesz go mieć złapanego? Żeby się go pozbyć w Samhain? – Samhain… wszystko, od czasu Beltane, kręciło się w jej głowie wokół Samhain, wszystkie drogi prowadziły do tego święta. Nie wiedziała nawet, czy do niego dożyje, w głębi serca bała się, że nie wystarczy jej czasu.

oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#15
16.02.2025, 01:47  ✶  
Trochę zdziwił się, słysząc to pytanie, bo dlaczego właściwie miałby nie udać się wpierw do rodziny mieszkającej wprost przy porcie. Dopiero później dotarła do nim prawda o tym, że szczególnie rodzinnym człowiekiem nie był i o tym jak bardzo świadomi byli tego inni ludzie. Istniał jednak sensowny powód, wynikający głównie z wygody, którym mógł się podzielić.

- Nie. Nie lubię zabierać córki do naszego mieszkania, bo to wieczne miejsce pracy. Vior kuje te swoje pierścionki, Scylla znosi coraz więcej robactwa, ja też zresztą to zrobiłem, a ja mam pełno garnków i probówek. - A to, że nie lubił zabierać córki nigdzie i gdyby nie naciski, nie spędzałby z nią czasu prawie wcale, strategicznie przemilczał. Tak łatwo było zostawiać ją, kiedy była bezwładnym kawałkiem ciała leżącym w kołysce, niedostrzegającym jeszcze kolorów i nierozumiejącym świata poza tym, co doświadczała zmysłami. Teraz też łatwo się ją zostawiało, ale powroty... powroty były pełne pytań, wątpliwości i prób gaszenia ich zapewnieniami, które później okazywały się czymś bez pokrycia, nawet jeżeli był osobą niesamowicie prawdomówną. - Ta, wie. - I już mu o kilka spraw suszyła głowę, bo się w tej relacji mogła wyzbyć wszelkich skrupułów. Niby go to denerwowało, a jednak niewątpliwie tego potrzebował. - Kapitan siedzi w knajpie i żebrze o jedzenie.

Nawet ładny był stąd widok, ale ani trochę nie wyjaśniał wyprowadzki z domu w Dolinie. Victoria zawsze wydawała mu się być kimś głęboko związanym ze swoją rodziną. Kimś, kto nawet przy znikomych spotkaniach nie może powstrzymać się od listów, liścików, kartek, wysyłanych w dalekie podróże i wciskanych tu i ówdzie, żeby ktoś nie poczuł się zapomniany.

- Do czasu lektury i wyjaśnień będę wyobrażał sobie, że jesteś żoną zastępcy Ministry Magii. Nie obchodzi mnie to, że właśnie wynajęłaś sobie mieszkanie i siedzisz w nim z kotami.

Bo to już gdzieś wcześniej chyba padło (nie pamiętał przez zmęczenie), ale potrzebowali jakiejś dłuższej rozmowy i nie powinna odbywać się teraz kiedy coraz słabiej widział na te zmęczone oczy i narastała w nim płomienna chęć pójścia do domu i położenia twarzy na poduszce, która nie kołysała się w rytmie fal. Z rzeczy, które się dziać nie powinny, wymieniłby też słuchanie o śmierci w jedno z dwóch najważniejszych świąt roku. Widać w nim było irytację - przybał taką postawę pełną napięcia, irytacji, zacisnął palce w pięść i chociaż trwał w bezruchu, coś się w nim bezpowrotnie zmieniło i najpewniej utrzyma do końca tej rozmowy.

Beltane, Litha, Perła Morza, jakiś ciąg zdarzeń, który uczynił Victorię innym człowiekiem, niż kiedy był tu ostatnio, a jeszcze tyle spraw, tyle tajemnic, tyle rozterek... Peregrinus też był inny i w ogóle Anglia była inna - pachniała tak samo, wzbudzała nostalgię, ale widział twarze ludzi przemierzających ulice i dostrzegał w mimice rzeczy wywołujące w nim niepokój.

- Pewnie nie da się dostać do Isobell?

Po co w ogóle pytał...

- Tak, duchy i poltergeisty pali się w ogniskach, żeby już nigdy nie wróciły. Ale ten wybierze inne mieszkanie. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś związał go tak i wcisnął do wentylacji. Rozumiem, że sława nie popłaca?

Stał tak, badając otoczenie spojrzeniem i ziewnął ociężale.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
28.02.2025, 15:43  ✶  

Mierzyła Dægberhta wzrokiem przez kilka boleśnie długich sekund. Prawda była taka, że znali się już naprawdę od lat, przecież od pierwszego roku w szkole; znali się więc przez lata nauki, znali się, gdy spodziewał się dziecka, znali, gdy się żenił i znali się, gdy się rozwodził. Znali się nadal, chociaż mijały lata – i pewne rzeczy ulegały zmianie, a pewne wcale nie. Berht mógł nadal mieszkać z rodziną, nic go jednak nie ograniczało… prócz wolnego, niespokojnego ducha. Nie był rodzinny wtedy, nie był rodzinny teraz, a już zwłaszcza nie był rodzinny, jeśli chodziło o małą Abigail – o czym Victoria czasami mu przypominała. I właśnie dlatego teraz uniosła wyżej jedną brew. Była pełna nadziei, że rzeczywiście to wszystko chodziło o młodą, ale w głębi serca była co do tego bardzo sceptyczna… bo ludzie nie zmieniali się tak bardzo i nie tak… nagle. Chyba, że w jego życiu zdarzyło się coś nagłego, wielkiego.

– To kiedy się z nią widzisz? Ona już wie? – no dobrze, Viorica wiedziała, że wrócił, ale czy Viviane też? I czy jego córka w ogóle wiedziała, że zobaczy się w końcu z ojcem po miesiącach niewidzenia się z nim? Miała nadzieję, że dla córki również miał jakiś prezent… który nie będzie czekał nie wiadomo ile czasu w porcie, aż przeniesie rzeczy na Horyzontalną. Tak prawdę mówiąc, im dłużej Victoria o tym myślała, tym mniej nabierało to sensu i gdyby nie ciemność nocy i to, że stali właśnie na balkonie, byłoby to bardzo w jej twarzy widoczne. Powstrzymała jednak komentarz, chociaż nie dłuższe i głośniejsze westchnienie. – Och, to jak po niego wrócisz, to go nie rozpoznasz. Utuczą go rybkami i kiełbaskami – koty. Zmiana tematy na koty zawsze była miła, bo Lestrange była prawdziwą miłośniczką, i teraz gdy już wyrwała się z domu… ach, widać było, że wolność trochę uderzyła jej do głowy: wystarczyły dwa tygodnie i w jej życiu pojawiły się dwa koty. Trzeci tydzień i do jej życia zaczął się (znowu) wkradać jeszcze jeden, nazywający siebie Czarnym Kotem… – Jak tu się oprzeć takiemu prosidłu i pięknym dużym oczom – no właśnie, jak? Ona tak bardzo nie mogła się oprzeć, że na Lammas w ten sposób dorobiła się Kwiatuszka, który kręcił się teraz po salonie wokół jednej donicy.

– Och, nie jestem niczyją żoną, popatrz – oparłszy przedramiona na murku otaczającym balkon, wyciągnęła ręce do przodu i rozsunęła palce obu dłoni – były smukłe, bardzo kobiece, i w tym mroku rozświetlanym tylko przez łunę z najbliższej latarni i światło z salonu za ich plecami, nie było widać srebrzących się śladów na wierzchu lewej. Blizny, po majowym ataku we śnie, jeszcze nie zdołały się całkiem wchłonąć, chociaż Victoria bardzo sumiennie i skrupulatnie każdego dnia wcierała w nie maść. Przynosiło to efekt, tylko po prostu powoli. Poza tym, Daegberht mógł odnieść wrażenie, choć mogła to być tylko gra cieni, że te dłonie były jeszcze szczuplejsze niż kiedyś… i z pewnością pozbawione jakiejkolwiek biżuterii. Victoria nie miała obecnie żadnych bransoletek, ani, tym bardziej, pierścionków czy obrączki. Zachichotała przy tym, bardzo cicho, ale nie ciągnęła dalej tematu mieszkania, w którym była całkiem sama, i dwóch kotów – bo to było akurat bardzo oczywiste. Nie ciągnęła, bo wyczuwała jakąś zmianę w przyjacielu i widziała jego zaciśnięte dłonie.

– Nie, nie bardzo. Musiałbyś dostać pozwolenie z Ministerstwa. Trzymają ją w Lecznicy Dusz na jakimś zamkniętym oddziale i pilnują dzień i noc – to wcale nie było głupie pytanie, nie gdy dopiero co wrócił i tak naprawdę dopiero zbierał okruchy z tego zbitego lustra, które zastał po powrocie, jakim była teraz Anglia – rzeczywiście inna niż wtedy, gdy odpływał w swoją podróż. – Okej, będę to miała na uwadze… – mruknęła i zmarszczyła brwi. Same problemy z tymi duchami. – Ja nawet nie wiedziałam, że to jest możliwe, tak związać poltergeista. I wydaje mi się, że to akurat nie ma nic wspólnego z moją rozpoznawalnością. Jestem praktycznie pewna, kto to zrobił i już słyszałam o czterech innych przypadkach, gdzie robił ludziom taki, ekhem, kawał, teoretycznie nieszkodliwy, a praktycznie wyjątkowo dziwaczny i potencjalnie mocno niebezpieczny, a to ludzie z naprawdę różnego towarzystwa… – wyjaśniła i sama zacisnęła palce w pięści na myśl o tych biednych zwierzętach z rezerwatu Laurenta. Osobiście, gdyby tylko dorwała Yaxleya, to by mu sama przetrąciła kości, nawet jeśli był to bliźniak Geraldine, a przynajmniej tak jej napisała, bo Victoria typa nawet nie pamiętała z żadnych bankietów.

Wyprostowała się, słysząc ziewnięcie i odwróciła głowę do Dægberhta, uświadamiając sobie, że on zapewne nie jechał właśnie na oparach adrenaliny i bezsenności, w przeciwieństwie do niej…

– Berht? Bardzo ci dziękuję za pomoc, naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczę, ale gdy coś wymyślisz, to proszę, nie wahaj się. Dzisiaj w końcu będę mogła odpocząć, a widzę, że tobie również przydałby się sen, więc… nie chcę cię zatrzymywać. Musiałeś mieć bardzo długi wieczór i jeszcze wyrwałam cię z łóżka… – i było jej z tego powodu teraz trochę głupio, ale i tak spróbowała się do Flinta uśmiechnąć… bardzo przepraszająco. – Może chcesz skorzystać z kominka? Kominek prosto do łóżka, żebyś się nie teleportował taki zmarnowany – spróbowała zażartować, co raczej wyszło trochę koślawo.

oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#17
01.04.2025, 22:30  ✶  
Nie chciał o tym mówić. Kiedy ktoś, kto mówił tylko i wyłącznie prawdę potrzebował wymigać się od czegoś, stawał się (mimo wygadania) kimś naprawdę oszczędnym w słowach.

- Ta, jutro przychodzą.

Tyle, nic więcej. Jutro widzę się z byłą żoną i córką, których nie widziałem od miesięcy. Wróciłem do nich do kraju, w którym toczy się wojna domowa i jej skala z każdym dniem narasta. Do kraju, w którym ludzie boją się o jutro. Wróciłem i nie były moim priorytetem. To znaczy... No były, ale chyba nie w taki sposób, w jaki oczekiwaliby od niego normalni ludzie. Ciągle się o to z kimś kłócił. Wbrew wszelkiej logice zawiłości tej relacji zdawała się pojmować tylko Viviane.

- Dla niego to lepiej, przygłodowaliśmy w tym roku na morzu - przyznał, nie kryjąc kotłującego się w środku poczucia winy. A później milczał i analizował kolejne słowa, gołe palce w zestawieniu z najświeższymi plotkami, które napływały do ludzi w Londynie mimowolnie. - Zaręczona też nie jesteś. - Zauważył, mrużąc oczy, żeby lepiej dostrzec ślady ukryte w cieniu nocy. - ⁣Chyba że z pracą. - Dodał po chwili, łapiąc jej dłoń we własną i przesuwając palcem wzdłuż śladu, jaki na niej powstał. Nie mówił tego w sposób sugerujący jej zaprzestanie takich praktyk. Jego ręce również były okaleczone - był człowiekiem pracy i rozumiał innych ludzi pracy, ale czasami jego myśli zatrzymywały się przy tematach nieco bardziej przyziemnych. Takich, których nie powinno się rozważać, kiedy wszystkim zebranym chciało się spać. Ani kiedy ciężar słów o zamkniętej Isobell przytłaczał bardziej, niż chciałby to przyznać.

Tak długie milczenie nie było u niego czymś spotykanym. Musiał prowadzić jakąś wewnętrzną walkę, monolog, jaki nie miał prawa opuścić jego ust nawet przy kimś tak zaufanym jak Victoria. Kiedy wreszcie odetchnął, niechętnie podnosząc się z barierki i prostując obolałe plecy, przyznał coś, co zapewne wielu wydałoby się oznaką słabości.

- To dużo.

To naprawdę było dużo. Zbyt mocno pobudzało wyobraźnię. Zwinięta kobieta na łóżku pośrodku niczego, bez rzeczy do modlitwy, bez światła księżyca otulającego jej twarz. Po tych wszystkich latach, jakie poświęciła dla ich społeczności. Nie musiała tego robić. Mogła wieść zupełnie inne życie!

- Wyławiałem dla niej książki z wody sitem, ryzykując swoim bezpieczeństwem, żeby okazało się, że nie mogę jej ich dać. Bo siedzi w więzieniu. - Jeszcze raz zadarł głowę do góry. - Pewnie nawet nie widzi nieba. - A później pokręcił głową. - Nie musisz mi się niczym specjalnie odwdzięczać. Wiem, że gdyby coś mi się stało, to pomogłabyś mi bez zawahania. I masz rację. Idę spać, zanim mnie tu zastanie świt. - Ale bardziej niż pewien potrzeby odpoczynku wydawał się teraz być pewien tego, że to pora uciec od odpowiedzialności za to co powiedział. Jego uśmiech był szczery, chociaż odrobinę przerażający. - Dobranoc, prawie-sąsiadko.

I naprawdę wiele energii włożył w to, aby wydostać się stąd, zanim ktokolwiek odważy się zadać pytanie, dlaczego bardziej frustrowało go odcięcie Arcykapłanki od świata zewnętrznego, niż próba złożenia w ofierze jednej z wyznawczyń Pani Księżyca.

Koniec sesji


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5631), Dægberht Flint (4818)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa