- Ah, właściwie to kupiłem ci coś, przy następnej okazji ci dam...
Teraz nie miał jak - jego bagaże wciąż znajdowały się w porcie i nieprędko dostarczy je na miejsce.
Może do tego wróci. Jak się wyśpi lepiej niż dzisiaj i nie będzie mówił tak zmęczonym głosem. Jak rozejdzie się ten zapach afrodyzjaku, od którego powoli zaczynało kręcić mu się w głowie. Księżyc wyglądał dzisiaj pięknie. Nie mógł powiedzieć tego samego o odbiciu zmęczonej twarzy w roztwartej okiennicy.
- I działa to nawet jak okno jest otwarte? - Zdziwił się. Z drugiej strony nie było co ukrywać - znał to się na łajbach, na podróżach krótkich i dalekich, na rozmowach, na świecie, na energii jaka nim rządziła. Ale... na zaklęciach to się znał w stopniu znikomym, na zabezpieczeniach tym bardziej. Jego talenty znajdowały się gdzieś indziej, daleko, bardzo daleko od wyciszania pomieszczeń - Ja... - Zawahał się, przejeżdżając spoconą ręką po tej coraz czerwieńszej twarzy. Strasznie to było żałosne. Wyobrażenie pełnych, pokrytych szminką warg stykających się z jego rozgrzanym policzkiem. Najgorsze w tym było, że skoro już o tym pomyślał, to nie mógł powiedzieć nic. A przecież przychodząc tutaj nie chciał nic - cholerne zioła ze świeczki namieszały mu w głowie, wypaczyły prawdę tak, aby nie mogła przeleźć mu przez zaciśnięte gardło. Znów się napiął, w ten sposób, w jaki napina się człowiek walczący ze sobą w środku. Walkę toczył o swój honor. - Świeczka była z afrodyzjakiem. - Nie powiedział tego! Na tarczę Księżyca, udało mu się tego nie powiedzieć! To dobrze. To znaczy, że jeszcze nie oszalał ani nie zatracił wartości, jakie nim kierowały do tej pory i jakie w sobie cenił. - Posprzątam to zanim... ekhm... - Szybko wrócił do zeskrobywania wosku na wykształtowany kawałek kartonika.
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr