06.01.2025, 00:35 ✶
Widział to. Był niemal pewien, że widział, lecz gdy tylko za bardzo się zbliżył, zniknęło. Nie potrafił pozbyć się wrażenia, że właśnie wywinęło mu się spomiędzy palców coś istotnego i że to on ponosił winę za to, że nie zdołał tego zatrzymać. To mogło być naturalne zakrzywienie światła, tak, brzmiało jak rozsądne wytłumaczenie, ale coś mu nie pasowało. Zwykłe promienie nie rozmywały się w taki sposób. Zwykłe światła zakrzywiały się, skracały wiązki, a to… nie potrafił opisać tego, co było nie tak. Pierwotna intuicja podpowiadała mu, że tego światła nie opisałaby klasyczna fizyka, lecz brakowało mu pojęć i biegłości, którymi wiarygodnie by to uzasadnił.
Ostatni raz, bez większej wiary, przekrzywił głowę, próbując odnaleźć zjawisko pod innym kątem — bezskutecznie. To był koniec. Trelawney był wystarczająco bystry, by wiedzieć, kiedy nie ma już czego szukać.
— Nie, nie. Nie przeszkadzasz — odpowiedział, otrząsając się z ostatnich okruchów roztargnienia. Gdy odwrócił się do Scylli, był już w pełni skupiony na chwili obecnej i samej dziewczynie. Może nieco zbyt skupiony, jakby usilnie chciał przekierować myśli ku miejscu, które nie było rozczarowaniem sprzed paru momentów. — Wydawało mi się, że coś zobaczyłem, ale to, zdaje się, tylko jakieś miraże. W cieple i słońcu czasem tak się chyba dzieje… zresztą to nieważne.
Nie był na nią z pewnością zły. Bardziej rozczarowany sobą, i nie tylko w kontekście drzewa, ale i po trosze zignorowaniem swojej towarzyszki. Była z nimi od niedawna, więc starał się wciąż uważać na to, aby nie poczuła się zbędna czy odstawiana na bok.
Peregrinus skierował wymownie wzrok na rękę, w której Scylla przyniosła swoje znalezisko, i skinął głową, zachęcając ją do pokazania go.
— Co masz na myśli z tymi nieswoimi robakami? Nie powinny tu być czy nie powinny takie być?
Bo on sam o robakach wiedział… cóż, potrafił mniej więcej ocenić, którego najlepiej ubić, gdy tylko pojawi się w zasięgu wzroku. Na tym kończyła się jego wiedza.
Ostatni raz, bez większej wiary, przekrzywił głowę, próbując odnaleźć zjawisko pod innym kątem — bezskutecznie. To był koniec. Trelawney był wystarczająco bystry, by wiedzieć, kiedy nie ma już czego szukać.
— Nie, nie. Nie przeszkadzasz — odpowiedział, otrząsając się z ostatnich okruchów roztargnienia. Gdy odwrócił się do Scylli, był już w pełni skupiony na chwili obecnej i samej dziewczynie. Może nieco zbyt skupiony, jakby usilnie chciał przekierować myśli ku miejscu, które nie było rozczarowaniem sprzed paru momentów. — Wydawało mi się, że coś zobaczyłem, ale to, zdaje się, tylko jakieś miraże. W cieple i słońcu czasem tak się chyba dzieje… zresztą to nieważne.
Nie był na nią z pewnością zły. Bardziej rozczarowany sobą, i nie tylko w kontekście drzewa, ale i po trosze zignorowaniem swojej towarzyszki. Była z nimi od niedawna, więc starał się wciąż uważać na to, aby nie poczuła się zbędna czy odstawiana na bok.
Peregrinus skierował wymownie wzrok na rękę, w której Scylla przyniosła swoje znalezisko, i skinął głową, zachęcając ją do pokazania go.
— Co masz na myśli z tymi nieswoimi robakami? Nie powinny tu być czy nie powinny takie być?
Bo on sam o robakach wiedział… cóż, potrafił mniej więcej ocenić, którego najlepiej ubić, gdy tylko pojawi się w zasięgu wzroku. Na tym kończyła się jego wiedza.
źródło?
objawiono mi to we śnie
objawiono mi to we śnie