• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[22.08 Victoria & Anthony] In Moon Dust & Ashes

[22.08 Victoria & Anthony] In Moon Dust & Ashes
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
29.01.2025, 15:11  ✶  
Pięść mu się mimowolnie zacisnęła na wspomnienie Ministerstwa i jego indolencji. Słuchał jej uważnie, słuchał każdego jednego słowa wypływającego z kształtnych ust królowej nocy. Piękno jej ciała jednak nie przesłaniało piękna jej umysłu, analitycznego podejścia, którym mogła się podzielić, przypatrując się spawie od wewnątrz.

On nie miał do końca takich możliwości. Akurat na tym piętrze jego macki nie zaciskały się zbyt mocno, zbyt blisko tych, którzy mogliby go zamknąć za malwersacje i przemyt. Kilku aurorów, sędziów... to wszystko. Cała reszta pozostawała poza jego zakresem, również przez względy społeczne i klasowość podejścia arystokratów do zwykłych policjantów. Jeżeli jednak Victoria Lestrange, która siedziała w samym centrum tych zdarzeń mówiła, że nie ma szans na rozwiązanie tego problemu z poziomu prawnego.

Poderwał się gwałtownie z krzesła, nie mogąc usiedzieć w miejscu, przygwożdżony informacjami z pierwszej, zimnej ręki. Wyjazd do Afryki przyniósł więc nieoczekiwany zwrot akcji, stara nekromantka mogła mieć rację, mogła się mylić, ale oni, och oni musieli to sprawdzić!

– Victoria to nie może tak być... To po prostu nie może tak być... – mówił pod nosem, trzymając jedną dłonią swoją brodą, chodząc w rozemocjonowaniu po marmurach swojej rezydencji. Myśląc. Kalkulując. Zbierając słowa. Ważąc też możliwości które posiadał, a które teraz - w obliczu nowego zagrożenia - wydawały mu się zbyt małe.

Sami nie mieli szans.

W końcu zatrzymał się, westchnął ciężko i oburącz odgarnął włosy. Emocje związane z randką pierzchły w niebyt pamięci, gdy przyszedł czas szykowania się na wojnę. Stalowe oczy padły na kobietę, przenikliwe, zdeterminowane. Ciężko było szukać w nich łagodności i tej swoistej wujkowatości mężczyzny, który kokietował ją na balach, zawsze prosząc do tańca, zawsze znajdując zabawną anegdotkę, by wywołać uśmiech na ślicznej, porcelanowej twarzy. Teraz jednak nie był wujkiem. Był partnerem w rozmowie, który wychodził z ofertą uszytą na miarę. Był partnerem, który potrzebował sojusznika.

– Victorio. Powiedziałem Ci, nim zaczęłaś opowiadać o Waszych afrykańskich wojażach i tych rewelacjach związanych z Twoim stanem... Powiedziałem Ci, że mam problem. My wszyscy go mamy. Ten problem każe nazywać siebie lordem Voldemortem i ja... ja nie wierzę, żeby Ministerstwo dało sobie z tym radę. Nie możemy dłużej się oszukiwać. Robiłem co mogłem na swoim stanowisku - dbałem o to, by informacje o wojnie domowej nie zniechęciły naszych europejskich sojuszników, uspokajałem coraz to negatywniejsze nastroje u niektórych promugolskich ambasadorów, znalazłem kontrahenta spoza naszego kręgu kulturowego, któremu ta sytuacja zwyczajnie nie robi. Kupowałem czas Jenkins, żeby uporała się z tym rakiem toczącym naszą społeczność i co? I nic. Dowiaduję się właśnie od Ciebie, że wrogowie publiczni dysonują nieograniczoną energią, która nie tylko wywołuje pasywnie anomalie, ale w pewnym momencie może stać się bardzo aktywnie bronią wymierzoną w porządek świata, który znamy. Wymierzoną w ludzi, których kochamy... – mówił z pasją, odsłaniając się trochę i z własną miłością, wobec rodziny, której powinien się trzymać jak najdalej, zgodnie ze słowami ich nestora. Nieistotne. – Tonę w poczuciu winy Victorio, że nie próbowałem działać na własną rękę kiedy to wszystko się zaczęło, ale byłem wtedy przekonany, że ta pożal się bogowie rewolucja momentalnie zje własny ogon, skończy się równie szybko co zaczęła, zwyczajową walką o władzę czy demaskacją przebierańca, który z jakiś powodów nie opublikował tego całego manifestu pod własnym nazwiskiem. Tonę w poczuciu winy, ale daje mi to siłę, żeby zadać Ci to pytanie... Czy chciałabyś ze mną stworzyć grupę, która zakończyłaby ten idiotyczny konflikt? Jest kilka osób, które miałbym na myśli, które mogłyby dołożyć swoją cegiełkę do tego projektu. – Odetchnął głęboko i podniósł się, zdając sobie sprawę, że robi się nagle z tego jakaś wielka przemowa, jakiś akt wiary, akt własnych wartości i tego o co postanowił walczyć. Uciszył jednak łagodnym gestem Victorię, jeśli ta chciała mu się wciąć w myśl:
– Proszę, daj mi dokończyć – zmiękczył ciszę uśmiechem, zwilżył sobie usta i podjął dalej:

– Znam Twoją sytuację i wiem, że w imię swoich zasad odsunęłaś się od rodziny. Ta niezależność, to jest coś o co ja walczyłem przez całą swoją młodość i bardzo to szanuje. Czy nie czas pójść krok dalej? Jesteś wspaniałą aurorką, ale marnujesz tam swój potencjał, a teraz - w obliczu Twojej sytuacji fizyczno-magicznej - marnujesz cenny czas na badania tego stanu poza Ministerstwem. – zajął ponownie swoje miejsce, splatając dłonie w niewielką piramidkę, jakby tym gestem chciał ujarzmić potok myśli, który go zalewał, w wielkim pożałowaniu, że nie może przekazać tego tygodnia wzmożonej intelektualnej pracy za pomocą pstryknięcia palcami.

– Mam środki. Mam znajomości, również w państwach w których bardziej swobodnie podchodzi się do przekazywania energii. Nie jesteś z tym sama, a każdy efekt Twoich badań, każda potwierdzona teza, pomoże nam wypracować przewagę nad tym chorym człowiekiem, który dla... nie wiem czego, bo napewno nie dla ugruntowania przywilejów czystokrwistych, który dla tego co ma w głowie gotów jest zniszczyć cały świat zaburzając jego równowagę. Możemy kupić odpowiadający Ci dom w odpowiednim miejscu, nanieść na niego odpowiednie zabezpieczenia. Mogę dać Ci listę zaufanych ludzi. Mogę zabezpieczyć niezbędne narzędzia, księgi, artefakty. Podróże, które być może jeszcze będziecie musieli odbyć. I to wszystko... na własnych zasadach, bez konieczności podległości pod kogoś, kto najwidoczniej nie chce aby wojna się zakończyła. – Miał wobec Victorii inne plany, chciał wcześniej podsycać jej głód władzy, sukcesu, uznania. Ale to nie miało sensu, wypychać ją ku kierowniczemu stanowisku w urzędzie, gdzie jej potencjał był spalany na rosnącą biurokrację i wypełnianie pustosłowiem tony raportów. – Łączy nas wspólny cel i chyba czas przestać oglądać się na innych. Może... może myślisz, że to szaleństwo, ale od jakiegoś czasu nie mogę pozbyć się myśli, że jeśli nie wykroczymy poza ramy departamentów, nasz świat skończy się nim dopijemy tą butelkę wina do końca. – W nieco dramatycznym geście rozlał napitek do kieliszków, ale było to spójne z tym jak mówił, i co mówił. – Syndakt. Dla wszystkich, którzy chcą końca wojny, bez względu na poglądy, tylko razem mamy szansę coś zmienić... Co o tym myślisz? – uniósł brwi pytająco, w końcu kontent, że możliwie skrótowo udało mu się wszystko zebrać choć i tak, już jego mózg analizował potencjalne nieruchomości, już sieć drżała, gdy rozważał kandydatów na asystentów Victorii, tych których miałby umieścić na liście, z których ona mogłaby wybrać. Ale była w tym też pewna niepewność, zrodzona latami udawania przed samym sobą, że nic go nie obchodzi ponad kolekcję smoków i pomnażane bogactwo. Teraz w końcu przyszedł czas, aby wykorzystać zebrane aktywa.

Czas wybierania nie tego co łatwe, a co słuszne.

Przewaga: Bogactwo, Dowodzenie
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
13.02.2025, 20:11  ✶  

Nie była, rzecz jasna, pewna niczego, co mówiła. To wszystko, to była tylko i wyłącznie teoria, kontra do tego, o czym dowiedziała się Brenna i Mavelle – a i tamto też było tylko teorią. Żadnych pewnych, same teoretyczne dywagacje, poparte różnym doświadczeniem i innym dostępem do tekstów źródłowych, w Afryce i Skandynawii rzecz jasna dostępnych dość łatwo, w porównaniu do Wielkiej Brytanii. Nadal jednak podejście poszczególnych nekromantów potrafiła się różnić, tak jak podejście specjalistów innych dziedzin.

– Nie wiem już, czy umieramy, czy ta energia nas zabija, czy wręcz przeciwnie – dodała i uśmiechnęła się, ale to był zmęczony uśmiech. Poniekąd już do tej myśli przywykła, ale z drugiej strony czuła się niespokojna, nie chciała umierać, nie tak nagle, nie tak szybko, jakby znaleziono w jej ciele terminalną chorobę i to były jej ostatnie dwa miesiące życia. Dwa – bo do Samhain. Ile można zrobić w dwa miesiące, skoro przez pozostałe cztery krążyła po omacku jak dziecko we mgle?

Nie chciała martwić Anthonego, nikogo nie chciała martwić tak po prawdzie, a jednak prawda była taka, że sama nie miała szans rozwikłać tej zagadki życia i śmierci – bo była jedna. I potrzebowała tej pomocy. To był jeden z tych przypadków, w których góra pieniędzy wcale nie robiła większej różnicy. Ani prestiżowy zawód – gdy to z jego powodu się tego nabawiła i nikt nie potrafił pomóc.

Kilka razy otwierała buzię, jakby chcąc coś powiedzieć – bo chciała, ale widząc gest Anthonego, ostatecznie spróbowała poczekać na koniec tej płomiennej mowy. Nie było to jednak proste, bo rzeczywiście było tutaj dużo do powiedzenia, Voldemort wpływał na życie ich wszystkich, od kwiaciarek na Pokątnej, po wysokich rangą urzędników Ministerstwa. Anglia musiała się dopasować do życia, w którym Voldemort i jego ludzie wywracali je do góry nogami, a wraz z nastaniem maja – znacznie intensywniej niż przez poprzednie półtora roku wcześniej. Victoria wiedziała to z pierwszej ręki, w końcu stała w pierwszych szeregach, jako elitarna jednostka do zwalczania czarnej magii i jej wpływów – nie byli ani trochę bliżej pokonania go, niż na samym początku. Fakty.

Musiała odetchnąć, gdy Anthony skończyć. Odetchnąć i zmoczyć usta winem, jakby to ona mówiła przez kilka minut, a nie Shafiq; jakby wcale nie słuchała, tylko prowadziła monolog za niego. Miała mętlik w głowie, jeszcze większy w sercu. Chciała końca tej wojny, oczywiście, że tak. Nie chciała, by kolejne osoby umierały w imię… czego, czystej krwi? Prawda była taka, że o ile nie przepadała za mugolami i mugolakami ze względu na własne doświadczenie, to Voldemort robił im bardzo zły pijar. Przede wszystkim zaś nie chciała, by kolejne osoby zatracały swoją duszę, idąc za Voldemortem. Nie chciała tego tym bardziej, wiedząc, że skoro Sauriel został do tego przymuszony, to na pewno nie był jedyny – że tych, na których wymuszono posłuszeństwo Voldemortowi i dokonywanie zbrodni w jego imieniu, musiało być więcej, niż ten jeden wampir, który nie widział w tamtym momencie już dla siebie żadnej nadziei, skoro własna rodzina ściągała na niego ten los. Nienawidziła Voldemorta choćby za to: że jego fanatycy zmuszali niewinnych, do swoich okropieństw.

– Myślę, że to bardzo piękne marzenie. Myślę, że już dawno ktoś powinien coś z tym zrobić, skoro Jenkins najwyraźniej nie zamierza – miał tu rację. Ale co ona mogła zrobić? Co powinna? Jak mogła się przydać? Nawet nie wiedziała, czy za dwa miesiące będzie jeszcze żyć. Kiedy to szaleństwo się skończy? – Chciałabym pomóc jak mogę, chociaż nie wiem, ile wystarczy mi jeszcze sił – przyznała i uśmiechnęła się do Shafiqa. – Mówisz, że masz na myśli jeszcze kilka innych osób? Jak byś to widział wszystko? – przez moment patrzyła w przestrzeń, ale zaraz jej ciemne spojrzenie znowu było na Anthonym. – Masz rację, że się odsunęłam od rodziny, ale głównie od matki. Bardzo nas poróżniły moje zerwane zaręczyny, nawet jeśli to nie z mojej inicjatywy. Paradoksalnie nasza ostatnia kłótnia dała mi siły, żeby z tym skończyć, pójść na swoje. Przez moment nawet się zastanawiałam, czy matka nie uzna, że jestem niegodna i że należy mnie wypalić, ale nie posunęła się tak daleko – nie bardzo o tym rozmawiała z ludźmi, o tym, co się wydarzyło, gdy Sauriel zmusił swojego ojca do zerwania tych zaręczyn. Kłótnia, jaką miała wtedy z matką, była największą. I jednocześnie tą, która przelała szalę goryczy – Victorii wychodziło to na dobre. – Sauriel też mnie namawiał, żebym zrezygnowała z pracy aurora – przyznała po chwili. Nie tak dawno temu – ledwie dwa tygodnie minęły od ich rozmowy na ten temat. Sauriel, jej były narzeczony… z którym wcale nie zerwała kontaktu. – Sama też o tym myślę coraz częściej, prawdę mówiąc. Myślałam o tym, żeby, skoro nie chcą mi dać odpowiedzi, to dostać się do nich samemu, do Departamentu Tajemnic. Badam Śmierć, ale na własny sposób. Praca poza Ministerstwem wydaje mi się… błędem, bo odcina się od informacji wewnętrznych – a poza tym, Victoria niekoniecznie chciała to przyznać, ale lubiła tę nutę prestiżu, jaka wynikała z pracy jako aurorka. Choć może rzeczywiście przestrzeliła z wyborem stanowiska, idąc za głosem rady kogoś, kto widział ją tylko podczas jednej akcji Pogotowia. Od początku powinna była iść za głosem własnego serca, ale wtedy ono nie wiedziało, czego chce. A teraz… Teraz chciała poświęcić się badaniom. Nie miała wiedzy i narzędzi, by badać Zimnych, ale miała je, by zajmować się życiem po śmierci – wampirami. – Myślę, że można to jakoś łączyć…? Badania dla Ministerstwa i badania prywatne, gdy kręcą się w podobnej sobie tematyce.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
07.03.2025, 20:09  ✶  
Poruszył się niespokojnie, kiedy wspomniała o swoich kończących się siłach. Była z nim otwarta i jak nic cenił jej szczerość i zaufanie, widząc - również z niekłamaną ulgą - że podziela jego pragnienia, choć ewidentnie nie widzi możliwości, które dopiero miały się ukształtować i ukonstytuować. Pierwszy etap był najtrudniejszy, cud narodzin, mający dokonać niemożliwego - zgromadzenia najróżniejszych ludzi, indywiduów, którzy wszelkimi dostępnymi środkami, płacąc czasem za to swoją duszą, doprowadziliby do wyeliminowania lidera sekty z gry. Na tym etapie bardzo wierzył, że ryba bez głowy uschnie, a całe szaleństwo się kończy.

Problemy przedstawiała Victoria oczywiście były zasadne, a to co chciał jej przekazać, zdawało się mrzonką, dzikim snem w szalonym świecie, utopią niemożliwą do osiągnięcia. To nie było tak, że o tym nie myślał. Od tygodnia rzadko kiedy robił cokolwiek innego, zbierając zasoby, analizując wszelkie za i przeciw do strategii. Wiedział, że to nie wystarczy. Potrzebowali ludzi. Potrzebowali struktury, delegowania obowiązków, działania w zakresie specjalizacji. A czasu było coraz mniej...

Moc pozostawała tajemnicą, być może trzeba było nauczyć się ją okiełznywać, aby nie czyniła ciału szkody.
– Victorio, właśnie o tym mówię. Energia... Twoja energia, powinna w całości skupić się na tym, co w Tobie tkwi i jakie są tego możliwości. Może jak to ukierunkować, może jak się tego pozbyć. Departament tajemnic... cóż, specjalizuje się jak sama nazwa wskazuje w tajemnicach. – Cień przemknął przez jego twarz, oczy na moment uciekły w stronę zaciemnionej strony ogrodu, która zawierała całkiem na widoku jedną z największych jego tajemnic. Alcuin, pierwszy partner mężczyzny pracował w tym Departamencie. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Jego bliscy lgnęli do tego przeklętego onyksowego miejsca, a potem milczeli. Niewymowni, nie mogli za bardzo mówić o tym, co tam odkrywali. Nie powinni. Było to nomen omen tajemnicą. – Mam dostęp do naukowców stamtąd, również takich mniej lojalnych paskowi wypłaty. Jestem sceptyczny, bo myśl tego konkretnego departamentu chodzi własnymi drogami a wcale nie jestem pewny czy Twoje przeniesienie byłoby formalnością czyniącą z Ciebie nie tego kto trzyma skalpel, a kto będzie krojony. – Utrata kontroli, największej świętości w oczach Shafiqa. – Poza tym, nie wiesz, nie możesz być pewną kogo przydzielą do zespołu odgórnie. Prywatne badania dają Ci kontrolę absolutną. Wiedzę, że ten kto zgłębiał by ten sekret bez Ciebie nie wykorzysta go przeciwko Tobie. – w końcu nie tylko po stronie walczącej z zamaskowanymi postaciami byli Zimni.

– Niemniej... rozumiem. Są też inne możliwości. Możemy spróbować do minimum zredukować Twoje obowiązki względem biura, tak aby śledztwo które prowadzisz nie obarczało Cię zbytnio. Działania pozorowane, które odpowiednio zaprezentowane jawią się, jako wielkie zaangażowanie w pracę... To kolejna z opcji. Mniej szlachetna, ale wojna wymaga brudnych zagrań. – Umilkł rozważając trzecie i czwarte możliwości. Kształtując zasłony dymne, pozwalające zachować Victorii kartę dostępu do źródła. – Ale wiesz... właśnie o tym mówię. Jesteśmy pod tym względem podobni. Lubimy wiedzieć. Lubimy być w centrum, mieć kontrole. Nie rozdzielimy się jednak na czworo. Ludzie. Sieć. Zaufanie. To są słowa kluczowe. Dlatego z Tobą rozmawiam, jako jedną z pierwszych osób. Bo sam nie dam rady. Ani Ty sama. Chciałbym zgromadzić ludzi z potencjałem, ludzi u władzy, ludzi, którzy nie potrafią się odnaleźć w tym chaosie i tak jak my chcą go skończyć. Syndykat. Różne dziedziny działalności, różne dziedziny zainteresowań, różne intencje stojące za decyzją. Zachowanie autonomii działań przy jednoczesnym wzajemnym wspieraniu się, adekwatnie do zasobów i możliwości. Wspieranie cywilów to coś, co na przykład mi leży na sercu. Kojenie nastrojów antyczystokrwistych, przy jednoczesnym zabezpieczaniu ich bezpieczeństwa. Wsparcie rzemieślników, cechów, w celu wyłuskania dostawców śmierciożerców i zasuszenia im tych dostaw. Twoje słowo, rada w tym zakresie są na wagę złota, ale w tym czasie moje złoto może wesprzeć Twoje badania. Potrzebujemy z pewnością księgowych i prawników, którzy umożliwiliby nam dostęp do zasobów Ministerstwa, myślałem też o zasilenie szeregów - choćby na niższym szczeblu - o osoby konserwatywne, ale jeszcze nie zradykalizowane, w celu pozyskiwania informacji, tropieniu śladów ewentualnej rekrutacji. Ludzie w niespokojnych czasach są zagubieni. I bardzo źle, jeśli tymi zagubionymi osobami są ludzie u władzy. A oboje wiemy jak to obecnie wygląda. – Uśmiech nie sięgnął oczu. – Daj mi trochę czasu, na zorientowanie się jak wygląda finansowanie badań ze strony Ministerstwa, które wychodzą poza Departament wiadomy. Ach... – sapnął z irytacją – OMSHM nigdy mi nie wadził, lubiłem to spokojne miejsce, z kontrolą nad przepływem na granicy, ale teraz... na bogów, teraz wydaje mi się on stanowczo zbyt ciasny. – Nie był to problem rzędu straszliwej klątwy po wizycie w innym świecie, ale dał upust własnej irytacji, którą normalnie skrywał. Była szczera w swoich emocjach, w swoim strachu i cichych zwierzeniach. Anthony czuł się na tyle swobodnie, że odważył się pokazać własne zmęczenie, nawet jeśli były to dopiero pierwsze kroki na ścieżce bezsennych nocy.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
29.03.2025, 22:47  ✶  

Była z nim otwarta i szczera, bo bardzo go sobie ceniła. Bo znał ją tak dobrze, nie kto inny przecież, a właśnie Anthony Shafiq przed laty trenował z nią magię rozpraszania, by przekazać jej później tajemnicę obrony własnego umysłu przed wpływem z zewnątrz. To on przez miesiące uczył ją jak kontrolować własne emocje (a przynajmniej te na wierzchu), więc i on wiedział, gdzie i jak patrzeć, by dostrzec tę maskę, która wtopiła się w jej jestestwo i była obecna na co dzień (a ostatnimi czasy tak bardzo zawodziła, gdy budziły się na świecie moce, którym śmiertelnicy nie dawali rady: rytuał Beltane, duchy z Limbo, wspomnienia Perły Morza, poltergeist w jej własnym mieszkaniu, czy dziwaczny wpływ w Windermere…). Lecz tam, gdzie Anthony był na początkach swoich rozmyślań o wojnie jaką toczyli, jak jej przeciwdziałać, tak Victoria była już dawno po miesiącach rozmyślań… i jednocześnie te miesiące mogła wyrzucić do kosza, bo sytuacja zmieniła się dla niej o sto osiemdziesiąt stopni. A później życie pokopało ją po żebrach jeszcze bardziej, gdy mężczyzna, którego pokochała, pokazał jej tatuaż na swoim przedramieniu, a zapytany “dlaczego”, odpowiedział o swojej rodzinie. Bo go zmuszono.

– Podczas Beltane granicą pomiędzy naszym światem, a Limbo jest bardzo cienka, zaciera się i przenika, dlatego byliśmy w stanie się tam dostać i coś stamtąd zabrać, coś co teraz tkwi w naszym… ciele. Drugim takim punktem w roku, kiedy ta granica jest taka cienka jest Samhain, istnieje teoria, że w tym czasie moglibyśmy się jakoś pozbyć tej energii, by nie zagrażała życiu. To wszystko to oczywiście jedna wielka teoria z masą znaków zapytania. Czy zagraża? Czy wręcz przeciwnie? Co z tym zrobić? Jak wykorzystać? Pewne jest natomiast to, że Beltane i Samhain są ze sobą połączone i jeśli jednak umieram, to najpewniej zostały mi w najlepszym wypadku dwa miesiące – Victoria przejechała palcem po rancie kieliszka, patrząc na ciecz, która go wypełniała. – Robię co mogę, ale mój poziom zrozumienia nekromancji jest zbyt niski, żebym faktycznie mogła poczynić jakieś postępy na tym polu. Dwa miesiące to za mało, żebym nagle stała się ekspertem w tej dziedzinie, nawet zakładając, że miałabym do dyspozycji wszystkie zakazane księgi jakie są mi potrzebne, a potem jeszcze zdołała jakoś zapanować nad tym pasażerem na gapę – spojrzała po sobie, na dekolt swojej ażurowej, czarnej, eleganckiej koszuli, jakby chciała się ciemnym spojrzeniem przebić przez skórę i kości do swojego ja, a potem uniosła dłoń i przejechała nią po swoich włosach, na dłużej zatrzymując się na skroni. To, że miała w głowie coś, czego nie powinna, wiedzieli tylko i wyłącznie inni Zimni oraz oprócz nich trzy osoby, nie mówiła absolutnie nikomu więcej o tym, co tak naprawdę się wydarzyło i jak bardzo traciła przez to rozum zwłaszcza na samym początku. Mówiła mu to, chcąc mu uzmysłowić, w jak beznadziejnym położeniu była i że jej badania nad tą materią skazane są na porażkę. Nie poddawała się, po prostu racjonalnie oszacowała swoje szanse. – Dlatego się konsultowałam w Egipcie, wcześniej dziewczyny w Skandynawii… ale… mam też kontakt z kimś tutaj na miejscu. Po prostu nie jestem w stanie prowadzić tych badań, nawet nie wiedziałabym od czego zacząć – wierzyła jednak, że osoba, której zawierzyła, jest jej szansą, o ile jakieś w ogóle miała. – Wiem, że mogłabym się stać tam zwierzyną. Ale czasami jeśli chce się dostać jakieś informacje, trzeba dać też coś od siebie – uśmiechnęła się do Anthonego, odpowiadając na jego sceptycyzm dotyczący Departamentu Tajemnic.

– Całe moje życie kręciło się wokół nietrafionych decyzji. Najpierw Departament Magicznych Wypadków i Katastrof, żeby tylko wybrać opcję, której nie chciał nikt w rodzinie i nikogo nie faworyzować – babka chciała, by była uzdrowicielem, matka by pracowała z nią w Departamencie Finansów, ojciec  również przychylał się do uzdrowicielstwa, a gdyby wybrała Wizengamot, to skierowałby się bardzo wyraźnie w kierunku rodziny matki i drugiej babki… dlatego wybrała bezpieczną opcję, jak sądziła wtedy: światłą. Amnezjator, restaurator – by chronić ich świat przed mugolami, co robiła przez cztery lata. To dlatego chciała nauczyć się oklumencji. – Teraz po jednej uwadze, że byłabym świetnym aurorem, od pięciu lat jestem psem – i co jej z tego przyszło? Zgoda, wiedziała co się robi z różdżką, ale nie była wcale świetnym aurorem. Świetny auror na jej miejscu już dawno zamknąłby Rookwoodów w Azkabanie, a miała przecież na to dowody. Zamiast tego – udawała, że temat nie istnieje. Nie miała z tego nic, co najwyżej pieniądze i utratę zdrowia, i mnóstwo stresu oraz dziwaczne godziny pracy. – Ale może to pora zacząć robić rzeczy, które po prostu lubię – potrzebowała na to dziewięć lat po szkole i kilka prywatnych tragedii, żeby odkryć kim jest i co rzeczywiście ją interesuje. Niektórzy wiedzieli to od małego, a inni odkrywali to w ogniu wojny. Taka była cena perfekcyjnej córki, która była wychowana ciężką ręką matki, robiąc co tylko rodzina zapragnie… zazwyczaj. Narzeczonych też jej przecież dobrali i nie skończyło się to dobrze, jeden zginął tragicznie, a drugi już od dawna był martwy. I paradoksalnie dopiero u schyłku swojego życia, Victoria miała nad nim kontrolę, a przynajmniej częściową. – Od jakiegoś czasu badam życie po śmierci, a dokładniej życie wampirów.  Nie to jak są tworzeni, ale to, jak to życie wygląda już po tym jak zostają związani nekromantycznym zaklęciem i jak można się w tym posłużyć eliksirologią. Alchemią – i miała tyle pomysłów… myślała też o kamieniu filozoficznym, to jest coś, co mogłaby wykorzystać w swoim przypadku i nawet miała do tego pewien klucz… i było to bardziej w jej zasięgu niż badanie Limbo, swojego Zimnego stanu i szybka nauka nekromancji. – Myślę, że gdyby ktoś z Departamentu Tajemnic chciał coś zrobić w kierunku Zimnych, to już by zrobili takie kroki. Jest nas czwórka i nikt nic nie robi, a my nic nie wiemy. Od środka przynajmniej miałabym szansę dowiedzieć się czegokolwiek. I może w końcu przy okazji Ministerstwo zrobiłoby coś dobrego dla wampirów, a ja nie musiałabym robić tego jedynie w czasie wolnym – fakt, nie wiedziała gdzie by ją przydzielili… ale o ile by ją w ogóle przyjęli, to na podstawie wyników badań, które prowadziła. To nie było nic na już, taki transfer trwał.

A potem po prostu słuchała słów Anthonego – jego podniosłego monologu, podczas którego uśmiechnęła się delikatnie. Dobrze było usłyszeć, że na tym świecie istniała chociaż jedna osoba, której zależało. A Shafiqowi zależało bardzo. Przejmował się, myślał, już ustalał cały plan co i jak – i rozumiała, że to nie było proste i że wymagało czasu, oraz finansów.

– Zawsze mierzyłeś wysoko. OMSHM nigdy nie mógłby pomieścić twojej ambicji, a dotychczas była uśpiona i zajmowała znacznie mniejszą przestrzeń – był jak ten smok, który spał na swoim złocie i właśnie otworzył jedno oko i zorientował się, że rabuś wykradł mu coś podczas drzemki, a on już układał plan, z którego miejsca naniesie więcej skarbów do swojego leżą, gdy już odzyska to, co mu skradziono. – Jeśli tylko mogę się na coś przydać, to zrobię to z chęcią, Tony – była aurorką… ale czy była w stanie jakoś wykorzystać tę pozycję? Nie była pewna, bo jak do tej pory byli traktowani jak mięso armatnie. Nie była też wcale pewna, że zmieni Departament, to były tylko rozmyślania, nie powzięła pod tym względem póki co żadnych kroków, lecz kto wie? Może całkowicie odejdzie z Ministerstwa, któremu tak naprawdę nie ufała, czego piękny pokaż dała w Windermere, ale nie było tam nikogo, kto mógłby być tego świadkiem. Ale przynajmniej miała czyste sumienie, że nikt nie położy łapy na artefakcie zdolnym kontrolować ludzi. – Ministerstwo jest jak kurczak, któremu ucięto głowę, ale do ciała jeszcze nie dotarło, że to koniec i biega po placu w tych ostatnich podrygach – tak mniej-więcej widziała ostatnie działania Jenkins i większości Departamentów.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
31.03.2025, 13:11  ✶  
– Nie umierasz – powiedział z dziwnym przekonaniem, trochę życzeniowo, a trochę dlatego, że... – ten bufon może i by naraził na śmierć swoich ludzi, ale nie siebie. Kluczowe jest przejęcie kontroli nad tą energią, tak sądzę. Zobacz, nawet jeśli Ty i pozostali odkryjecie w jaki sposób pozbyć się tej przypadłości, to sama mówisz, że Zimni po drugiej stronie nie odstąpią. Trzeba byłoby ich zneutralizować zanim pozbędziecie się mocy. Możliwe, że jesteście naszą jedyną nadzieją Victoria, fakt, że poszliście do Limbo może nie być przekleństwem, a zbawieniem, którego potrzebujemy, ochroną i mieczem, którego nie zyskalibyśmy w inny sposób. – Było w nim przekonanie i pewność, był żar, który spopielał prozę życia, która jeszcze chwilę temu zajmowała mu umysł. Które z nich jeszcze pamiętało, że rozmowa zaczęła się od przyznania się do kiełkującego uczucia, do podjęcia próby znalezienia kogoś, kto byłby blisko na dobre i złe? Zabawne, kiedy człowiek jeszcze miesiąc temu sądził, że jest utkany z nieodwzajemnionej miłości, a teraz spalał te tkanki, odsłaniając chłodną stal zaangażowania i uczuć kierowanych nie ku jednej osobie, a całej zbiorowości. Stan Victorii, Atreusa - to mogła być ich racja stanu, pomijana milczeniem przez urząd ze związanymi prawem rękoma. Nie wątpił, ze Niewymowni parali się nekromancją, sam przecież znał aż za dobrze zainteresowania Morpheusa, sam tłumaczył mu ledwie tydzień temu księgi.
– Masz absolutną rację w swojej ocenie, urzędnicy nie przyznają się do posiadania wiedzy, której posiadać nie powinni. Dlatego trzeba to robić poza urzędem. Poza ministerstwem. Mam... mam kogoś zaufanego, kto mógłby obejrzeć Cię tu, na miejscu... Kogoś kto nie uczyni z Ciebie białego królika. Zbyt często księgi to za mało. Teoria w takich sytuacjach nie wystarczy, a biurokrację najlepiej ominąć... robiąc to z daleka od niej. – Czy rzeczywiście właśnie to zrobił? Skok wiary, nawet jeśli nie zdradzał imienia tego, z którym chciałby podzielić się rewelacjami odkrytymi przez Victorię w Afryce. Nie zamierzał jednak nie ufać Lestrange'owej, komuś trzeba było w tym szaleństwie, w tej wojennej zawierusze, a ona twardym stanowiskiem wobec rodziny, parciem mimo zawieruch do przodu, determinacją z jaką zwalczała Śmierciożerców, wchodząc w swych łowach nawet do innego świata... – Trwa wojna. A ja nie widzę szans na jej wygranie, jeśli będziemy podążać za kurczakiem. – dodał, jakby na swoje usprawiedliwienie, mimo wszystko sięgnął po kielich i upił wina, odkrywając mimo wszystko trudność w tak otwartej rozmowie. Zbyt otwartej? To miało się dopiero okazać. Może gdyby prowadzili ją dwa lata temu... może byłby ostrożniejszy.

– Victoria... opowieść, którą snujesz sama o sobie, niesie w sobie dużo żalu. Ja widzę jednak bardzo dużo zasobów. Kontaktów. Świadomości tego jak wygląda Ministerstwo na różnych piętrach. Jesteś kobietą wielu talentów. Nie musisz odchodzić z pracy, wystarczy zwolnienie, przez wzgląd na Twój stan podejrzewam, że wcale nie byłoby tak trudne do osiągnięcia. Po to, aby nie rozdrabniać się. Nie marnować cennych minut godzin, na prowadzenie śledztw, skoro przed Tobą stoi to największe wyzwanie. Znalazłbym Ci miejsce, widzisz... o tym mówię, o tym żeby się zorganizować. Inna sprzyjająca nam dusza może mieć dostęp do lokalizacji, budynków odpowiednio zabezpieczonych, ukrytych, przystosowanych. A Ty... kto wie, może pewnego dnia wesprzesz swoją wiedzą i zasięgami kogoś innego, kto będzie potrzebował pomocy. Wiesz, tak na prawdę nam, dzieciom Ministerstwa nie da się odciąć tej pępowiny. Ale są po prostu inne możliwości, a czasu na decyzję coraz mniej. Ja na dniach będę jechał do Kairu, to już postanowione, żeby nie spalać dni na podróż do Kambodży, skoro tak na prawdę chodzi o dwa podpisy. Będę jechał do Kairu i po powrocie pełną parą zacznę zbierać ludzi. Chcę wzmocnić społeczność, próbuję Carrowa urobić na dodatkowe kursy teleportacji, żeby czarodzieje korzystali z niej gdy... gdy będzie źle. I wściekam się wiesz, to jest to o czym mówisz, ten kurczak, finansowanie przecież nie jest problemem, może założymy fundację bo Ministerstwo zbyt wiele pieniędzy przepala na głupoty, a potem płacz i zgrzytanie zębów na złą prasę – fuknął wściekle, ale nie poderwał się z fotela. To nie był dzisiejszy ogień sprzeciwu wobec zastanej sytuacji. To by wulkan w którym wciąż i wciąż przetaczała się magma.

Uśmiechnął się na słowa Victorii o OMSHMie, który był za mały. Też to czuł. Też go to gniotło.
– Był idealny na czas pokoju. Wiesz... moją jedyną życiową ambicją, jak... jak myślałem przez wiele lat, było prześcignąć swojego ojca, aby potem być głuchym na jego wrzaski, że mógłbym więcej. Międzynarodowa Unia Magiczna wypchnęła mnie na powrót do kraju, ale nigdy w sumie nie chciałem być szefem departamentu. Wystarczała mi kontrola nad handlem międzynarodowym, obserwowanie przepływów dóbr i gotówki... – uśmiechnął się tak, jakby uśmiechał się nad utraconym dzieciństwem. Choć nie.. nie byłoby to dzieciństwo, a okres dojrzewania. Teraz nadszedł czas, aby zostać w końcu mężczyzną. – I jeszcze dwa lata temu, myślałem, że to kaprys ulicy, ale sytuacja jest z każdym miesiącem coraz bardziej dramatyczna. I wiesz co? Zależy mi. Zależy mi na tym, żeby Londyn znów był spokojny. Nie ważne, czy miałbym to robić ze swojego gabinetu czy spoza niego. Może... może też wezmę wolne? Za moją poradą dla Ciebie – roześmiał się, próbując jakkolwiek zrzucić napięcie z ciała. Spokojna rozmowa z krewniaczką przemieniła się w wielką dysputę i planowanie, a on... on czuł ciężar faktów, którymi się z nim podzieliła, nieświadom zupełnie, ze dwa tygodnie później Jenkins dorzuci do jego planów swoje dwa grosze, pewną propozycją nie do odrzucenia.
– Musimy sami wytyczać sobie ścieżki Victorio. Cieszę się... tak bardzo się cieszę, że nasze będą biegły blisko siebie.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
31.03.2025, 20:14  ✶  

Uśmiechnęła się życzliwie do Anthonego – bo to było bardzo słodkie z jego strony, że wierzył w to, że faktycznie nic jej nie będzie. Ale Victoria nie była tego taka pewna.

– Tylko, że on był przygotowany na wtargnięcie do Limbo i robił tam… coś. Cokolwiek to było. Wiedział co robił, a my zupełnie nie. Cokolwiek stamtąd chciał, to wziął to dla siebie, a cokolwiek zabraliśmy my, zrobiliśmy to nieświadomie i nieumiejętnie. Poza tym, kto wie? Może jego celem jest wrócić tam w Samhain? Nie ulega dla mnie wątpliwościom, że nasz samozwańczy Lord studiuje nekromancję od lat i w nosie ma wszelkie zakazy, może wie jak to przekierować, by nie umrzeć? Albo wcale nic stamtąd nie zabrał? Ja… – Victoria zawahała się wyraźnie i westchnęła cicho. – Moja jaźń połączyła się tam z duszą, która stanęła na mojej drodze. Wzięłam stamtąd więcej niż tylko energię, która odpowiada za zimno – zastukała paznokciami o blat stołu w wyraźnie nerwowym odruchu, gdy wcale nie patrzyła na Shafiqa, a na swoje dłonie. – Wzięłam wspomnienia, które do mnie nie należą i czasami… przebijają się przez moje własne, nie sposób ich wtedy odróżnić od moich, bo też są jakby moje i jednocześnie nie są – dopiero teraz spojrzała na Anthonego, wyraźnie zmęczona. – Z początku myślałam, że tracę rozum. Jednego razu porzuciłam nocny dyżur i w pełnym mundurze wpadłam na Nokturn szukając czegoś, jakby od tego zależało moje życie. Na szczęście nikt mnie nie zaczepił, bo zachowywałam się wystarczająco jak wariatka, nie wiem nawet czego szukałam. I wyobraź sobie, że takich sytuacji było więcej – gdzie była ona i gdzie zaczynała się i kończyła granica tych wspomnień? Czy nadal była sobą? Tą samą osobą? Ile z niej było w jej zachowaniu, gdzie przebijała się jej babcia? Że miała wpływ na jej życie było dlań bardziej niż pewne: gdyby nie Elisabeth Parkinson i jej wspomnienia, to nigdy nie zaczęłaby poszukiwać stworzonego przez nią kamienia filozoficznego, chociaż poznała najważniejszy składnik jego kreacji – i tę tajemnicę zamierzała zabrać ze sobą do grobu. – Może jesteśmy. Ale możemy być też zgubą, jeśli to rzeczywiście my jesteśmy powodem anomalii. Mogę ćwiczyć, próbować, ale… tak jak mówiłam, brak mi umiejętności. I czasu – prawdę mówiąc wolała, by jeśli rzeczywiście miała nadmiar energii, to żeby została wykorzystana dla kogoś, kto tej energii nie miał wcale… albo musiał ją kraść. Życie za życie, choć nie w ten negatywny sposób. – Nawet gdybym nie pracowała, to nadal za mało czasu na opanowanie czegoś, w czym mam ogromne braki.

Victoria również jeszcze miesiąc temu myślała, że uczucie, którym pałała do drugiej osoby, jest niechciane i nieodwzajemnione. Ileż to się potrafi przez jeden miesiąc zmienić… Tak jak priorytety – bo te jej z pewnością uległy zmianie przez ostatnie miesiące. Była teraz zupełnie inną osobą… i jednocześnie tą samą.

– Byłam już oglądana tyle razy, Anthony – też miała kogoś tutaj, na miejscu. Kogoś, komu ufała, że nie będzie chciał jej śmierci, ani zrobienia z niej króliczka dla własnej zabawy. – Teoria w naszym przypadku zawodzi, bo nie ma tego w żadnej księdze. Jesteśmy anomalią, wyjątkiem, który skompromitował regułę – księgi były tutaj na nic. I jeśli to rzeczywiście był schyłek jej życia, to chciała przynajmniej tę końcówkę przeżyć po swojemu. – Mogę dać się obejrzeć jeszcze raz, jeśli chcesz, choć nie liczę na przełom – kogokolwiek miał i komu ufał… cóż, może to byłby ten brakujący element?

Przekrzywiła głowę, słuchając tego, co do niej mówił. O czasowym zwolnieniu – nie, pewnie nie byłoby to takie trudne do zdobycia, miała cholerną połowę rodziny parającą się uzdrowicielstwem i nie ulegało żadnej wątpliwości, że Zimni potrzebowali pomocy. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie zamierzała rezygnować z tego, nad czym pracowała dla innych.

– Do Kairu podpisać coś z Kambodżą? – Lestrange uniosła jedną brew, ewidentnie nie rozumiejąc co Egipt ma wspólnego z Kambodża, skoro to zupełnie inny kierunek i nie było nawet po drodze, ale ostatecznie wzruszyła ramionami. – Dodatkowe kursy nic nie poradzą na to, że ludzie boją się konsekwencji teleportacji. Możliwość rozszczepienia skutecznie odstrasza wielu czarodziejów – a wiedziała to z pierwszej ręki, bo jej drogi przyjaciel nie potrafił i nie chciał się uczyć teleportacji, z kolei Sauriela ledwo namówiła na to, żeby podjął się tego kursu i nadal był mocno nieprzekonany, chociaż dzielnie się uczył. A potem uśmiechnęła się z czułością, bo ambicją Shafiqa przez całe życie było to samo co u niej: by udowodnić coś komuś, on ojcu, ona matce. Tylko, że teraz przestało to mieć takie znaczenie, skoro co innego było na tapecie i przysłoniło te egoistyczne pobudki. – I co chcesz robić podczas tego wolnego? – zaczepiła go.

– Tak. Ale nie będę ci kłamać, nie chcę zajmować się czymś, do czego nie mam serca. Już wystarczająco tego w moim życiu – a do nekromancji zdecydowanie jej nie miała. Nauczyła się jak rzucać patronusa – bo tego potrzebowała, co z tego że pod nosem Ministerstwa? Znała też inne zaklęcia, nawet jeśli używała ich cholernie rzadko, bo nie czuła się z tym komfortowo i poza tym należało się kryć. – Ciągnie mnie do badań. Do rozwiązywania problemów. Do eliksirów – mogła godziny spędzać nad kociołkiem i nad księgami, wyszukując nowe podejścia do różnych rzeczy. – Nawet nie wiesz, jaki drzemie w tym potencjał, może nawet i dla mnie – o tego była bardziej niż pewna.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#17
09.04.2025, 17:52  ✶  
Jej argumenty były logiczne i dojmujące. Nie skruszył jednak energii, która wibrowała mu w piersi. Potrzeby działania, potrzeby ingerencji.
– Dziękuje Ci Victorio za Twoją zgodę. Skontaktuje się z nim i przedstawię sprawę. Wiesz... może to też nie zadziała, może jesteśmy dziesięć kroków za późno, ale lepiej przegrać próbując, niż złożyć broń i nie spróbować wcale. – Za późno, cały czas za późno. On dołączył do tej gry dwa lata za późno, a poczucie winy dociążało mu klatkę piersiową, gdy próbował zasnąć od momentu, jak Morpheus zdradził mu, że sam weźmie udział w tym "wyścigu" zbrojeń. Lękał się. Informacja o Zimnych dawała pewien straszliwy obraz, który zdecydowanie odzierał pajaca z absurdalnym pseudonimem z żartu, którym mu się jawił przez ostatnie tygodnie.

Miał siłę i chciał ją mieć, nie pokazywał swojej krewniaczce jak bardzo czuł się tym zmęczony. Nie nią oczywiście, ale presją i ilością tematów, ilością osób z którymi będzie musiał poprowadzić podobne rozmowy. Ilością osób, którym będzie musiał zaufać w propozycji mogącej wypracować im przewagę niezbędną by dopaść tego drania.
– Domyślam się, że egzorcyści pozostają bezradni? A Macmillan? Zdaje się być dobry w swoim fachu – rzucił nazwiskiem, które znał najlepiej, nie zmiarzając się aurorce zwierzać ze swoją ostatnią z klechą konfrontacją nad jeziorem Windermere, kiedy podejrzewał go pod wpływem magii tamtego miejsca o chęć mordu na jego osobie.

– Z drugiej strony... wspomnienia duszy, to też... doświadczenia innego życia, cudzego życia. – Zamyślił się, szukając plusów tam, gdzie wszyscy dostrzegali katastrofę. Potem odpuścił i opadł kiwając współczująco głowę. Nie była to litość, ale ciepło i troska wuja, który obecnie miał zdecydowanie lepszy obraz tego, przez co przechodziła jego Czarna Gwiazdeczka.

– To jest zbyt wiele na jedną osobę. Zbyt wiele i na trzy. Nie jestem lekarzem, ale z mojej perspektywy masz wszelkie podstawy do urlopu ze służby i zrobieniem tego o czym mówisz. Twój stan, Twoje obawy... to weryfikuje system wartości a w nich nie ma miejsca na pracę z przypadku. Eliksiry, alchemia... poszukam dobrego miejsca do pracowni, mogę skontaktować Cię z kilkoma osobami z Norwegii i Francji, tak na dobry początek. Cel i wiara, to umacnia Twoją duszę i Twoją jaźń. To jest warte więcej niż aurorska służba. Wierzę, że masz drogi do tego, żeby być na bieżąco w tym co sie dzieje z biurem... a jeśli nie, to ja uruchomię swoje kontakty. O to chodzi mi... O to właśnie chodziło mi w mojej propozycji. Tylko razem mamy szansę coś zmienić. Książki lubią samotnych bohaterów, którzy cudem pokonują zło. Herosów, którzy inspirują do walki mimo wszystko. Ale ewolucja mówi jasno: człowiek zwyciężył ten wyścig, gdy odkrył pismo. Gdy zbiorowość mogła korzystać nie tylko ze swoich doświadczeń, ale też doświadczeń minionych pokoleń. Im lepiej wzmocnimy społeczność, im zdrowsza będzie dusza zbiorowości, tym mamy większe szanse przeciwko Voldemortowi. Im więcej będziemy wspierać siebie, delegować sobie wzajem obowiązki, tym większe szanse mamy też na umocnienie siebie. – Powiedział z przekonaniem, a potem zaraz uśmiechnął się przepraszająco i odgarnął włosy oddychając głęboko.

– Przepraszam Cię, nie chcę brzmieć jak wykładowca, to absolutnie nie jest mój cel. Po prostu... po prostu w Twojej historii, w Twoich słowach... widzę, jak bardzo potrzebujemy swojego wsparcia na wzajem. Potrzebujemy siebie. Wypijmy za to!– wzniósł toast, a potem pospiesznie odpowiedział na jej mniej dojmujące, mniej ważkie pytania:

– Egipt bliżej, Egipt w połowie drogi. Chcę jak najszybciej wrócić do kraju, a i delegacja z Kambodży też z ulgą przyjęła tę propozycję. Trwa u nich właśnie jakiś mocno zaostrzony mugolski konflikt i zależało im, żeby delegaturę ominęły wszystkie możliwe nieprzyjemności z tego tytułu. Jestem w stanie to zrozumieć, Anglia podczas drugiej wojny światowej też była raczej niechętna przyjmowaniu gości. – Na moment umilkł po czym zdecydowanie poważniej dodał: – Czasem teleportacja może być kwestią życia i śmierci, a czarodzieje zapominają o tym. Nawet Ci, którzy byli na kursie. W lipcu widziałem jak uciekali przed rośliną, tratowali się, zamiast po prostu zaryzykować skok. Kości odrastają w jedną noc Victoria. Mugole nie mają takich udogodnień, ale my? Jeśli w grę wchodziłoby uratowanie rodziny? W stresie jednak łatwo zapomnieć, że w ogóle posiada się taką opcję. Dlatego tak bardzo zależy mi na tych specjalistycznych kursach. Aby... w razie czego przeżyło jak najwięcej osób. Na razie jednak cały projekt utkwił w Ministerstwie u Carrowa. Trochę żałuję, że poprosiłem go o opinię, ale z pewnością obraziłby się, gdybym zorganizował to poza jego wiedzą. – A zegar tykał...
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
11.04.2025, 22:51  ✶  

– Wiem – przyznała i kiwnęła głową. Było to coś, w co sama wierzyła i co wyznawała względem innych ludzi, a przy sobie samej czasami brakowało jej nadziei, że rzeczywiście uda się coś z tym poradzić. Zdawała sobie sprawę, że brakuje jej wszystkiego, co jest potrzebne, do rozwikłania tej zagadki: wiedzy, czasu, umiejętności… pieniędzy nie, dlatego była w stanie zajść do tego momentu, ale prawda była taka, że musiała polegać na innych bardzo mocno. – Tony… nie mówię za bardzo ludziom o tych wspomnieniach. Moi rodzice nie wiedzą. Siostry też nie – była to w zasadzie sugestia, by zostawił to dla siebie, nie wspomniała o tym nawet w raporcie przed Harper Moody i Caspianem Bonesem, chociaż w ich intencje wierzyła bardziej niż w całe Ministerstwo w ogólności. Lecz zdawała sobie sprawę, że późniejszy raport może przeczytać ktoś, kto nie powinien. A matka… nie były w najlepszych relacjach po lipcowej kłótni i zerwanych zaręczynach z Rookwoodem. Ich relacja matki z córką zawsze była napięta, ale wtedy przeżyła swoje apogeum i chociaż Lestrangowie usłyszeli od Victorii jak źle jest i dlaczego wybiera się do Egiptu, oraz dlaczego się wyprowadza, to nie znali każdego szczegółu. A już zwłaszcza tego, że Victoria przeżywała wspomnienia wampirzej babci, matki Isabelli.

Była przekonana, że Anthony czytał wywiad, jaki ukazał się z nią w Proroku Codziennym pod koniec maja, tym, który zrobił niemałą sensację, i jeśli kiedykolwiek zastanawiał się, ile w nim powiedziała, a ile przemilczała, to teraz miał odpowiedź: nie powiedziała nawet połowy.

– Byłam u Macmillanów w maju. Dali mi dostęp do swojej biblioteki i to oni nakierowali mnie, że to nie spirytysty poszukuję, jak z początku myślałam, a nekromanty. Teraz to ma sens, jak tak myślę. Atreus dołączył do nas w Limbo bardzo późno, nie spotkał na swojej drodze żadnej duszy. Być może był tam za krótko i nie miał sił sam się stamtąd wydostać, bo gdyby nie Isobell, to byłoby z nim krucho. A jak wiemy po Stonehenge, nekromancja nie jest jej obca – zakręciła kieliszkiem, wprawiając trunek w lekkie wirowanie i to w nie się zapatrzyła. – I tak się spotkałam ze spirytystą. Pomógł mi ustalić, że nie unicestwiłam duszy, którą tam spotkałam. Ale to nie jest sedno problemu. Egzorcysta też nie pomoże – jedno wiązało się z drugim, a skoro jasnym kierunkiem, zresztą całkiem dobrym, była nekromancja…

Czego za to nie była pewna, to tego, czy Anthony zrozumiał, co do niego mówiła: że nie jest pewna, czy w ogóle chce nadal to ciągnąć jako auror. W głębi serca wiedziała, że to nie jest jej droga. Że prędzej czy później będzie musiała zrezygnować. Kiedyś myślała, że później, teraz z kolei sądziła, że jednak prędzej. I, prawdę mówiąc, składało się na to wiele rzeczy, nie tylko to, że była Zimna. To, że ryzykowała swoim życiem i nic za to nie miała, to było jedno. To, że sukcesywnie czuła, jak to wszystko siada jej na głowę, to było drugie. To, że nawet Sauriel sugerował jej, że powinna się przekwalifikować… Widział, jak źle to na nią wpływało. Jak często była rozbita po wielkich akcjach. I – ale to tylko czuła, bo nigdy te słowa nie padły – pewnie nie chciał pewnego razu stanąć naprzeciwko niej. Ona też nie chciała.

Kiwnęła głową na to, że ma kontakty w biurze – jak mogłaby ich nie mieć, pracując tam. Miała swojego partnera… i dzisiaj była jeszcze boleśnie nieświadoma, że tego dnia odszedł, bo te wieści miała otrzymać dopiero rankiem. Że to miała być kolejna cegiełka dołożona do tego ciężaru, który niosła na barkach. Że jej wyrzuty sumienia nigdy nie zostaną wyjaśnione, że nigdy nie przegadają sytuacji.

Uniosła kieliszek, by wypić toast z Anthonym. Mimo ciężaru tego, co mówiła, czuła jakąś taką drobną ulgę, że mogła się tym podzielić. Nie wszystkim… ale wiedział zdecydowanie więcej niż większość ludzi.

– Aach, nie wiedziałam. Rozumiem. To rzeczywiście ma sens – nie znała się na tej całej polityce, była pewna, że z jej grona znajomych, to akurat, co dziwne, Sauriel byłby w stanie nadążyć za Shafiqiem jeśli chodziło o te tematy, chociaż tak bardzo lubił udawać głupka i mniej oczytanego, niż w rzeczywistości był. Jednak spotkanie się w Egipcie, gdzie każda ze stron musiała się jakoś dostać, brzmiało zwyczajnie sensownie, skoro mieli jakiś mugolski konflikt zbrojny na swoim terytorium.

– Wiem, Tony, mi nie musisz tego mówić. Sama dłuższy czas delikatnie zachęcałam mojego byłego narzeczonego, żeby jednak wziął udział w kursie. Ostatecznie wziął, ale to właśnie kwestia rozszczepienia tak go od tego odrzucała. I domyślam się, że jeśli dorośli czarodzieje nie mają licencji, to przynajmniej połowa ze strachu. Nie dziwię się, bo jedna trzecia interwencji Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego była właśnie do rozszczepionych ludzi i to nie jest… to nie jest miły widok. Czasami odpadnie kawałek skóry, czasami brew. Kości odrosną, zgoda, ale czasami trzeba przyszyć kończynę. Wyczyścić pamięć z traumatycznego zdarzenia… No a czasami…. Cóż – czasami nie było czego zbierać. Mówiła z własnego, czteroletniego doświadczenia w pracy w CPR, może teraz statystyka wyglądała inaczej, ale za „jej czasów” tak się to właśnie rozkładało. – Jak spróbują się teleportować w panice to może się to skończyć na szpitalu, ale tak, to może być jedyna szansa na ucieczkę – i tak, z pewnością Carrow by się obraził, gdyby Anthony załatwiał coś za jego plecami. To w końcu Carrowowie uczyli teleportacji na kursach, szczycili się tym – no i, cóż, departament jej drogiego wuja nijak się miał do Departamentu Transportu.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#19
17.04.2025, 13:05  ✶  
Zbierał dane, do ich analizy przyjdzie jeszcze czas. Pamięć szczęśliwie miał dobrą, był w pełni świadom, ze nawet po skończonej i udanej kolacji przyjdzie mu spędzić chwilę, nad szyfrowaniem informacji, które mu udzieliła. Morpheus... Nie był pewien, czy jego połowa duszy jest odpowiednią osobą do tego, by zamiast zaglądać w przyszłość skupiać się na ciele i możliwościach tego ciała, możliwościach posiadania drugiej, zmarłej już duszy, z drugiej strony w swojej głowie nie potrafił przywołać nikogo bardziej odpowiedniego. A brak chomąto Departamentu Tajemnic mogłoby pomóc mu rozwinąć skrzydła i być wsparciem dla Victorii, którego tak bardzo potrzebowała. Lepiej zrobić coś i przegrać, niż nie robić nic... i też przegrać.

– Rozumiem. A przynajmniej myślę, że rozumiem. Nie zazdroszczę, ale tak jak mówię... dołożę wszelkich starań. Najbliższe dwa tygodnie to ostatnia prosta przed umową. Gdy wrócę z Egiptu, nadamy sprawom ciała. To powinien być 6, no 7 września. – Jeszcze nie wiedział, jak wiele spraw nabierze wtedy ciała. Jak wiele z nich smakować będzie popiołem.

– Lepiej być w szpitalu z powodu rozszczepienia, niż w grobie z każdego innego... – przytaknął jej słowom, zły nieco na siebie, że nawet lżejszy temat kończy się szpitalem. Czy w takich czasach żyli? O ile lepiej byłoby zadręczać się wyjściem do teatru, rozmowami o jakości śpiewu i występu wokalistów? Anthony nie był świadom, że i to wyjście do teatru otrze się o szpital. Jeszcze nie...

Mimo wszystko poprosił Victorię, by została z nim jeszcze, poprosił ją, by opowiedziała mu o tym jak spędziła Czarne Wesele, samemu opowiadając o irytującej ambasadorce i krwiożerczych różach. Reszta wieczoru upłynęła im spokojniej, a gdy się rozstawali przyrzekł jej raz jeszcze, że pochyli się nad sprawą i skontaktuje ją z kimś, kto dałby jej cień szansy na ratunek. Razem... mieli szansę przetrwać to piekło.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (7790), Anthony Shafiq (6418)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa