• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[01.09.1972] The golden hues of autumn

[01.09.1972] The golden hues of autumn
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#11
29.12.2024, 01:42  ✶  
Lorien powiedziała nie i słowo to dręczyło ją przez następnych osiem długich lat. Dawno jednak minęły już czasy, gdy w bezsenne noce wpatrując się w sufit własnej sypialni rozpracowywała kolejne scenariusze. Gdy pozwalała kamieniu w pierścionku noszonym na palcu wskazującym chwytać odbite światło księżyca wpadającego przez rozsunięte zasłony. Powiedziała nie, bo choć nie mogła samej uniknąć jadu, który płynął w jej żyłach od dnia narodzin, mogła od niego uratować ludzi, których kochała bardziej niż wszystko co święte.
Bo powiedzenie tak nie zmieniłoby niczego – zmarnowałby jedynie tak cenny czas, który mógł poświęcić na poznawaniu pięknego, niezwykłego świata. Cierpiałby związany przysięgą, której końca wyczekiwaliby oboje zamknięci w swoich małych światach. W zdrowiu i chorobie, dobrej i złej doli, aż do końca życia brzmiało niczym okrutny żart.
Po jakim czasie sam zacząłby jej zarzucać, że go zniewoliła, zamknęła w szklanej gablotce jak kolejną zabawkę pokroju swojej makiety? Kiedy ugiąłby się pod zwykłymi potrzebami ciała, których nie mogła w żaden sposób zaspokoić, łamiąc przy tym obietnicę wierności i uczciwości małżeńskiej? Czy sądził, że mogliby kiedykolwiek uciec przed stygmatyzującymi podszeptami czyniącymi z niej biedną, schorowaną panienkę uwieszoną u ramienia litościwego, bogatego męża. Ich miłość nie przetrwałaby próby czasu, bo Anthony nie zasługiwał na to by być znanym tylko jako mąż sędzi Wizengamotu.
Ocaliła go przed samą sobą, a on jej nigdy tego nie wybaczył.

Teraz jednak o tym nie rozmawiali. Żadne z nich nie psuło łagodnej ciszy wrześniowego wieczoru. Odchyliła lekko głowę pozwalając ostatnim, ciepłym promieniom słońca otulić swoją twarz. Przez krótki moment błyszcząc piękniej niż całe złoto, które zazwyczaj nosiła na sobie.
- Parę lat temu rozmawiałam z pewnym kupcem. Wyjątkowo oczytany człowiek, znawca historii magii. Niezwykły w swoim fachu.- Otarła dłonie o spódnicę, nie chcąc zostawić kropli krwi na jasnym obrusie. Nie odwracała jeszcze przez chwilę głowy, opowiadając z półprzymkniętymi powiekami. - Istnieją pewne podania, jakoby Ekrizdis nim przybył na nasze tereny, nad Morze Północne, praktykował w Egipcie, gdzie zafascynował się sztuką śmierci. Ponoć do dziś można znaleźć jego teksty w tamtejszych magicznych antykwariatach.
Wreszcie spojrzała na nowo na Anthony’ego.
- Spróbuj je proszę znaleźć. Ucieszy mnie nawet jeden z nich. Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie mogła udać się do Egiptu, a od lat moje próby sprowadzenia do Anglii tych woluminów kończą się fiaskiem.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#12
16.01.2025, 11:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2025, 22:53 przez Anthony Shafiq.)  
– No ciekawe dlaczego... – roześmiał cicho, ale w pełni serdecznie na tą skargę w głosie, utyskiwanie na wielu w tym na jego urząd celny, który absolutnie nie mógł wpuszczać do kraju jakichkolwiek pism Czarnoksięskich. Zupełnie tak, jakby przemyt nie istniał, umowa społeczna była jednak pod tym względem jasna.

Ujął jej dłonie wyraźnie rozbawiony jej prośbą, zupełnie jakby chciała od niego pierwszy kwiat, który dostrzeże po powrocie do domu. Ujął jej dłonie i ucałował miękko palce tych dłoni, nie odrywając wzroku od lśniących kobaltowych oczach.
– Mogłaś powiedzieć wcześniej, bywam w Egipcie regularnie moja droga przyjaciółko. A jeśli to sprawi Ci radość, kim jestem, żeby Ci odmówić? – Fiksacja Lorien na punkcie Azkabanu i dementorów nie pojawiła się w ich relacji, był jej całkowicie świadom, wszak z jakich innych powodów słałby jej papierowe stwory dla poprawy humoru? Było w tym gotyckim zainteresowaniu coś równie przerażającego co rozczulającego i choć Shafiq sam z siebie nigdy nie chciałby znaleźć się w tym samym pomieszczeniu co te straszne poczwary, z przyjemnością obserwował Lorien za każdym razem gdy opowiadała mu jaką ciekawostkę niedawno wygrzebaną na ich temat, albo też opowiadała po raz wtóry tą samą informację, to tak na prawdę nie było istotne. Pisma domniemanego twórcy dementorów mogłyby natchnąć trwogą niejedno serce, ale dla byłego krukona ciekawość badawcza nie była niczym niezwykłym. Niczym strasznym.

Odsunął się zaraz potem, czując przemijający ciężar wietrzejący z własnej głowy, wracając uwagą do kolacji, do trunku, do przyjemnego czasu spędzanego - bez względu na ich przeszłość - z przyjaciółką.
– Z zabawnych sytuacji, pomijając wiesz nasze plany na najbliższy czas. Odezwał się do mnie Charles Mulciber, który...– umilkł na moment szukając odpowiednich słów. Sam miał mocno mieszane uczucia wobec ścieżek, którymi po powrocie do Anglii chadzały dzieci jego może nie przyjaciela, ale długoletniego znajomego. Sam miał mocno mieszane uczucia wobec tego powrotu per se, a w obliczu korowodu zdarzeń ciężko mu było też ugruntować to zdanie. Kto wie, może rozmowa z osobą, która przez moment znajdowała się w centrum tej rodziny nieco mu rozjaśni?

– Zdaje się, że nie jesteście w zbyt dobrej relacji, czy dobrze sądzę? – Spróbował zagadnąć, rzucając mało oskarżycielskie spojrzenie, ot ciekawość obserwatora, który na poczet rozmowy udawał, że wcale nie poczuwał się względem dzieci Richarda. Wydeptywana jednak przez dwadzieścia lat ścieżka regularnych wizyt robiła swoje i było mu zwyczajnie przykro, że Lorien mogłaby być na wojennej ścieżce z Charlesem. Zupełnie łatwiej byłoby mu przełknąć fakt, gdyby byli dla siebie zupełnie obojętni. Oczywiście, nie wszyscy jego przyjaciele musieli się kochać. Shafiq miał jednak przeczucie, że temperament młodzika mógłby obsadzić wuja w roli wroga za sam fakt przyjaźnienia się w jego wrogiem, a tego by nie chciał. Pozostawało wybadać sytuację, zorientować się w zakresie zniszczeń i możliwości ich naprawy.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#13
23.01.2025, 01:54  ✶  
- Jeśli spisywał je w Egipcie… Pewnie będą po arabsku lub w arabskim tłumaczeniu. Nie znam tego języka.- Stwierdziła oczywistą oczywistość.- A ostatnimi czasy… Nie spędzaliśmy ze sobą zbyt wiele czasu Antonio. Nie czułabym się na miejscu nawet poprosić o ich przywiezienie. Co dopiero przeczytanie.
Oho. Czyżby w jej głosie ukrył się cichy wyrzut? Jakaś drobna szpilka przypominająca Anthony’emu, jaką ścieżkę wybrał po ich wizycie w Jordanii przed laty. Zresztą - Jordania zmieniła wszystko. Uśmiechnęła się, gdy ucałował jej dłonie, choć powstrzymała chęć przed uniesieniem palców i objęciem jego policzków; przed zbadaniem opuszkami palców każdego drobnego załamania skóry, pierwszych zmarszczek w kącikach oczu. Wszystkiego co czyniło go tak prawdziwym.
Nie miała do tego prawa. Do Niego, jego świata i słońca.
Teraz, gdy mogła poprosić o wszystkie skarby- Lorien nie prosiła już o nic więcej jak poświęcenie sobie odrobiny uwagi. Gdyby przesypujący się w klepsydrze piasek był czystym złotym kruszcem - mieliby dla siebie wieczność. Ale szklane naczynie wypełniała splamiona klątwą krew, kropla po kropli odmierzając kolejne sekundy.

Nareszcie Wergiliusz pojawił się przy stoliku ustawiając na blacie pierwsze dania. Każdy jeden talerz niósł za sobą zapach słonecznej Italii, a wraz z nim wspomnienie domu, do którego czarownica tak tęskniła. Włochy były dla niej miejscem zupełnie obcym, a równocześnie zatrważająco bliskim. Gdy była młodsza lubiła słuchać opowieści matki o kamiennym domu z drzwiami pomalowanymi na głęboką czerwień przed którymi rosło małe drzewko rodzące cytryny. Lubiła wyobrażać sobie, że w nim zamieszka na starość z dala od deszczowego Londynu. Pozwoliła sobie nałożyć małą porcję Caponaty, ale choć ujęła w ręce widelec - nie wzięła ani kęsa z posiłku.

- Skąd taka myśl, Anthony?- Zapytała pozornie spokojnym tonem, odpowiadając pytaniem na pytanie, nie próbując jednak szczególnie mocno ukryć dyskomfortu. Od czasu ich rozmowy o wyskoku chłopca na sabacie mogłaby przysiąc, że ani razu nie rozmawiali o nim dłużej. Głównie dlatego, że nie żywiła wobec Charles’a żadnych głębszych emocji, więc i rozmowy na jego temat wydawały się stratą czasu i oddechu - ot, był dla niej młodszym synem szwagra, który przyjechał do Anglii by zakłócić jej spokój ducha.
Odłożyła widelec na talerz nawet nie próbując przygotowanej przez skrzata kolacji. Straciła apetyt. Choć od czasu ostatniej przemiany przełknięcie czegokolwiek było wystarczająco trudne.

Nie pytała co takiego Charles do Anthony’ego napisał. Poskarżył się na nią? Próbował zrobić z niej potwora? Umniejszał jej? A może przestrzegał Shafiqa przez zadawaniem się z nią - zwłaszcza teraz. Ale nie zwykła spowiadać się nawet przed Bogami, więc niestety jeśli Anthony czekał na jakąkolwiek opowieść, tym razem się srogo przeliczył.
Zamiast tego wpatrywała się w przyjaciela wyczekująco. W milczeniu. Próbowała sobie wmówić, że nic złego się przecież nie działo. Nawet jeśli kompletnie się myliła - to ta nadzieja musiała czarownicy jak na razie wystarczyć. Było w tym strachu coś niezwykłego; jakby Lorien nigdy nie wątpiła, że Anthony byłby gotowy zejść po nią na dno piekieł, ale dziś był gotów wybrać Charliego. Zwłaszcza, gdy przyjdzie jej wyznać wszystko to co uczyniła w dobrej wierze.
Zostawi mnie. Zostawi.
Spuściła wzrok na swój talerz. Ich ostatnią wspólną kolacją będzie jakaś żałosna Caponata. Fantastycznie.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
28.02.2025, 19:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2025, 22:53 przez Anthony Shafiq.)  
Nie spędzali ze sobą czasu. To prawda. Zraniła jego dumę podwójnie. Raz odmawiając mu swojej ręki, drugi raz oddając ją komuś innemu. Ta rozmowa nigdy między nimi nie zaistniała. Przyjął rolę świadka na ślubie, na którym jeszcze przed laty widział się w roli głównego zainteresowanego całą ceremonią. Przyjął rolę przyjaciela, któremu nie ciąży na palcu obrączka, a ciąży właśnie ta uraza, tak blada w świetle ostatnich godzin, w których był przekonany, że ją stracił na zawsze.

Nie odpowiedział na to, wszak oboje wiedzieli, że ma rację. Miał tylko nadzieje, że była świadoma, że zrobiłby to dla niej mimo tego dziwnego stanu "pozostańmy przyjaciółmi", mimo faktu, że kto inny oddał jej swoje nazwisko, obecnie w spadku. Zrobiłby to dla niej. Zapewne dlatego nie prosiła.

Dopiero to co go zaskoczyło, to nagła zmiana nastroju. Subito grave wybrzmiało ostrą nutą milczenia i napięcia, tak wyraźnego w wątłym, toczonym chorobą ciele. Uniósł brwi, nie kryjąc tego, że nie spodziewał się tak intensywnej reakcji po czymś, co miało być "zabawnym tematem" w jego mniemaniu. Charles miał duży temperament i łatwo poddawał się impulsom, choć zawsze skutecznie temperował i wytaczał mu kurs jego ojciec. Oschłość Richarda od czasu jego pojawienia się w Angli była inną sprawą, sam fakt, że nie uprzedził o tak gwałtownej zmianie swoich planów życiowych, a list z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy był bardziej zawoalowaną groźbą niż efektem wielu lat znajomości, w pewien sposób pozwalała Anthony'emu przewidywać, że działo się w tej rodzinie coś złego, a otwartość i ciepło, którą Charles mu okazywał przy okazji poprzedniego spotkania, może gwałtownie zmienić swój kierunek. Rozmyślał o tym z żalem, ale obecna reakcja Lorien wyraźnie uświadomiła mu, że sprawa może być jeszcze poważniejsza, a kobieta dysponowała faktami, które mogłyby mu ją rozjaśnić.

Westchnął i odłożył sztućce. Podniósł się i niespiesznie przesunął krzesło bliżej jej krzesła, po czym przysiadł na nim tak, by ich kolana się dotykały. Potem delikatnie ułożył dłoń na jej ramieniu, a po chwili wahania przesunął je dalej, na to drugie ramię nieprzylegające do niego i dociążył rękę w przyjacielskim objęciu. Milczał, gdy opierał brodę o jej czubek jej głowy w niemym geście akceptacji i otwartości na to co chciałaby mu opowiedzieć, zamiast "skąd taka myśl, wszystko jest w porządku". Co chciałaby mu opowiedzieć o małżeństwie, w którym zapisał się ledwie jako świadek na dwóch ceremoniach. Co chciałaby mu opowiedzieć o rodzinie, wokół której oscylował prawie dwadzieścia lat. Miał w sobie przestrzeń na to, że milczenie było wszystkim co byłaby mu w stanie ofiarować tego dnia. Nie dbał o to. Był tu dla niej i tak jak drażniło go to, ale też i kochał w niej ten upór w który czasem wpadała zaciskając wargi i tylko patrzyła swoimi kobaltowymi oczyma, jakby byli na wokandzie, a nie w połowie cichej rozmowy nad herbatą, czy... dajmy na to caponatą.

Jeśli pozwoliła, objął ją ciaśniej, łagodnym gestem głaszcząc włosy, układając zmierzwione myśli, które pognały w nieznane mu tereny.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#15
07.03.2025, 13:26  ✶  
Nie prosiła, bo młodziutką Lorien Crouch przyzwyczajono do tego, że jej prośba staje się przykazem. A taka prośba związałaby ich na nowo ze sobą niewidzialnymi nićmi, które dla Anthony’owego dobra próbowała uciąć przed laty. Czytanie raz po raz książek, które jej przetłumaczył, z dopiskami na marginesach i przełykanie łez było łatwiejsze niż patrzenie mu w oczy, wiedząc, że już niedługo będą spoglądać na niego tylko oczy wilgowrona. Ból, jaki czuła teraz był niczym w porównaniu do bólu, jaki miała zasiać pustka po niej.

W pierwszym momencie nawet nie zauważyła, że przesunął się bliżej, uparcie wpatrując się w porcelanowy talerz, którego zawartość nie miała dla niej żadnego znaczenia. Był blisko. Mogło się zdawać, że nawet zbyt blisko, bo jedyną odpowiedzią na dotyk było lekkie drgnięcie, kiedy instynktownie szykowała się do ucieczki. Pozostając gdzieś na granicy świadomości i zatopienia się w bezkresie swoich własnych myśli, Lorien przypominała zwykłą lalkę. Niewzruszona, pozwoliła się objąć, przytulić i choć nie odwzajemniła żadnego z czułych odruchów, już samo to mogło dać mu poczucie cichego zwycięstwa. Niewiele było osób, których dotyk akceptowała nawet w stanach głębokiej apatii czy milczącej, kotłującej się w ptasim serduszku paniki. A jednak, od czasu ostatniego sabatu mógł odnieść wrażenie, że ona po prostu lubi mieć go blisko, tak długo jak sama dyktowała warunki tej bliskości. Nieważne czy w grę wchodziło uczepianie się jego ramienia na pogrzebie; czy moment, gdy znużona ostatnią przemianą wreszcie usnęła dzięki eliksirowi nasennemu, trzymając rąbek rękawa jego szlafroka; czy nawet teraz, pozwalając się głaskać po głowie jakby była dzieckiem.
Oparła ostrożnie policzek o jego klatkę piersiową pozwalając sobie na sekundę czy dwie mentalnego odpoczynku.

W końcu jednak odsunęła się, przez chwilę wpatrując się w milczeniu w Anthony’ego, wyraźnie rozważając za i przeciw decyzji, której mogła pożałować.. Sięgnęła drżącą ręką po kalendarz leżący przy talerzu. Przekartkowała go, aż wreszcie wśród dziesiątek odręcznych notatek i wklejek znalazła to czego szukała. Najpierw wyciągnęła  pojedynczy draft pierwszego listu. Od oryginału różnił go tylko fakt, że był o wiele bardziej pokreślony, a niektóre zdania wręcz wymazano. Dołożyła do niego odpowiedź od Charliego. Po chwili zawahania dołożyła też najnowszy z listów.
Obracała przez moment w palcach oryginał zdjęcia, które wypadło spomiędzy kartek, obdarowując dzieci na fotografii cieniem uśmiechu. Tęsknota za czasami, kiedy wszystko było prostsze, tkwiła w jej duszy jak uporczywa drzazga. Ile po nich pozostało? Wyryte w parapecie na strychu Mulciber Manor inicjały, albumy pełne spłowiałych fotografii. Odłożyła je na stolik pomiędzy nimi.
- Nie znienawidź mnie, gdy to przeczytasz.- Powiedziała głosem na granicy szeptu i szlochu. Ale oczy czarownicy były pozbawione łez. Martwi nie płakali. Martwi nawet już na nic nie czekali. Po prostu tkwili w jednym miejscu, zamknięci w małym punkcie czasowym. - Nie wiesz ile samej siebie poświęciłam dla tej rodziny.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#16
13.03.2025, 23:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.03.2025, 11:38 przez Anthony Shafiq.)  
Milczał, dając jej całą przestrzeń, jaką potrzebowała, przyjmując tyle ile chciała mu dać. Między nimi nastąpiła zmiana te kilkadziesiąt godzin temu, gdy po pogrzebie przyjęła jego zaproszenie. Gdy stała się nagle gościem, choć oczywiście nie dostała sypialni gościnnej, tylko całe skrzydło należące przed laty do Edith.

Mogła też mieć ze sobą kota.

A teraz prosiła, żeby jej coś przywiózł.

A teraz nie uciekała od pocieszycielskiego objęcia, choć wiedział, że tego typu bliskość dla nich obu była bardzo trudna, zarezerwowana dla chwil... takich jak ta.

Wydedukował już, że sprawa jest dużo poważniejsza, dał jej więc mówić, nie komentując poziomu napięcia i słów, które przyjęła, aby ubrać swoje obawy w szaty zlęknionego komunikatu. Ściągnął brwi w zamyśleniu, po czym dostał listy.

Przeczytał wszystkie pobieżnie, chwilę tylko zawieszając wzrok na parze dzieciaków wystylizowanych na parę młodą. Jak wiele o niej jeszcze nie wiedział? Ostatnie tygodnie mocno weryfikowały mu najbliższe znajomości. Kciukiem przejechał po buziach, jego twarz wciąż pozostawała zamyślona, choć już nie skonsternowana.

Zaraz potem powrócił do listów Charlesa, tylko po to by skupić się na materiale źródłowym. Znał pismo Lorien, nie miał problemów z odczytaniem jej szlaczków, ani też zrozumieniem intencji - przynajmniej tych, które chciała przekazać listownie. Powiedziała o wydziedziczeniu, zanim Robert to zrobił, mając świadomość, że jeśli to powie, to jej małżonek napewno nie podąży tą drogą. Dla niego niemal oczywista informacja, ewidentnie nie trafiła na podatny grunt. Rodzina, to był drażliwy temat, chociaż Anthony skłamałby, gdyby powiedział, że był dobrze zorientowany w motywacjach swoich norweskich przyjaciół. Było w tym wszystkim coś, co bardzo mu umykało, włączając w to jakąś nieprzychylność i oschłość od momentu, gdy powrócili do kraju. I o ile w przypadku dzieci mógł złożyć to na karb młodości, która w swój genotyp miała wpisany bunt przeciwko dorosłym, o tyle milczenie ze strony Richarda stanowiło dla niego zagadkę.

Choć teraz, spoglądając na listy może nieco mniejszą, skoro najwidoczniej Lorien nie była mile widziana w obrębie rodziny, którą upatrzyła sobie za swoją.

Milczenie narastało, Anthony jednak dał sobie i jej czas na to by uporządkować myśli i - przede wszystkim - emocje, które kotłowały się wokół tematu.

- Nie wiem... naprawdę nie wiem moja droga, czemu miałbym Cię nagle znienawidzić. - uśmiechnął się łagodnie, czule głaszcząc wierzch szczupłej dłoni, która zdawało mu się przez moment naturalniejszą by była pokryta pierzem. Odegnał co prędzej tą myśl i zamiast tego podjął dalej:

- Nie wiem, ale liczę, że Ty wiesz o tym, że zawsze z chęcią Cię wysłucham. Dziś, mamy dla siebie cały wieczór, a jeśli nie... to po naszym powrocie znajdziemy inny, wygodny dla Ciebie wieczór. - zaproponował, choć trochę bał się, że samą propozycję odbierze jako próbę wyłudzenia od niej informacji. - Wybacz, że zacząłem o tym mówić, nie sądziłem, że... że sprawa sięga tak głęboko - dodał po chwili, odruchowo rozglądając się po stoliku i ściągając z niego szklenkę wody dla niej, jeśli stres nabyt wysuszył wrażliwą śluzówkę.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#17
14.03.2025, 11:23  ✶  
Było coś tragicznego w tym, że to jej przypadły pokoje Edith. Ściany, które miały widzieć nie jedną, a dwie tragiczne mocno przedwczesne przemiany. Może gdyby była świadoma jaki los spotkał panią Shafiq, wytknęłaby całą ironię sytuacji. Ale nie była, a niewiedza ta ratowała ich oboje - Anthony’ego przed wiecznie podejrzliwym spojrzeniem i potrzebą ciągłego udowadniania, że Lorien nie jest Edith; Lorien przed naturalną próbą wyrwania się z tej umieralni.
Była to po prostu ładna, stonowana część posiadłości, której czarownica nie zamierzała przesadnie zmieniać. Bo i po co? Na pół roku?
Po kątach stały wciąż nierozpakowane kufry i walizki pełne wspomnień. Zaklęty gramofon wygrywający melodie, jakby był dostrojony do jej potrzeb i stanu umysłu.
Zamiast tego była ona i był kot, który przed chwilą wyrwał się spod jej krzesła i rzucił w pogoń za jakimś zagubionym w świecie motylem. Przyglądała się zwierzakowi przez cały czas, gdy Anthony pochłonięty był listami.

Zamrugała zaskoczona, zupełnie jakby nie podejrzewała, że ktokolwiek kiedykolwiek może chcieć wiedzieć więcej. Jej więzi z Mulciberami były o wiele starsze od tego co łączyło nawet ich. Może dlatego wręcz nie chciała o nich opowiadać. Musiałaby się cofnąć wspomnieniami do lat, gdzie rzeczywiście miała szansę zostać panią na włościach w Mulciber Manor. Do Donalda. Do wszystkich zdrad, spisków, knowań. Próbować wytłumaczyć, że wszystko należało do niej. Miała prawo. Wdowie prawo, które podeptano, licząc, że zaciśnie zęby i nie odezwie się słowem. Machnie ręką i będzie żyć dalej.
- Ludzie nienawidzą mnie za mniejsze przewinienia.- Odpowiedziała po prostu. Smutna. Może nieco zrezygnowana. Pogodzona z faktem, że świat dawno ją odrzucił. Kot w między czasie dopadł motyla, ale zanim zdążył go rozszarpać, Lorien cmoknęła na niego. Niechętnie, wyraźnie się ociągając, kocisko odpuściło sobie morderstwo w biały dzień i wróciło do stolika. Wskoczyło na kolana właścicielki, uwalając się na niej zadowolone i żądne czułości. Czarownica wtuliła policzek w miękkie futro. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nic więcej nie powie. Wolną ręką (akurat tą, którą nie przytulała do siebie kota) zgarnęła szybko listy i zdjęcie, chowając je z powrotem do kalendarza.
W końcu podniosła się od stołu, pozostawiając swój talerz nietknięty. Podobnie zresztą jak przesuniętą szklankę wody, na którą ledwo co spojrzała.
- Charles Robert Mulciber jest tylko bezczelnym dzieckiem, które nie rozumie elementów, z których zbudowana jest jego własna rodzina. Gier jakie Mulciberowie rozgrywają od lat. Ma prawo tego nie rozumieć, zapewne tak go wychowano. Ale nie ma prawa pluć na moją dłoń, gdy wyciągam ją do niego z pomocą.- Nie odeszła jeszcze, ale większość uwagi czarownicy zajął kot, który wcisnął pyszczek w zagłębienie między jej szyją, a ramieniem mrucząc radośnie. Uśmiechnęła się do słabo, drapiąc podopiecznego za uchem.
Nie będą o tym rozmawiać dzisiaj.
Sądząc po wciąż z trudem trzymanych w ryzach emocjach - nie będą o tym rozmawiać jeszcze przez długi czas. 
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć co do ciebie napisał. Uczyń mi tą jedną przyjemność i nigdy więcej o tym chłopaku nie wspominaj. - Ukryte “albo on albo ja” nie mogło wybrzmieć w jej głosie wyraźniej.- A teraz przepraszam, powinnam się już położyć.
Nie czekała na odpowiedź, bo prośba nie była prośbą - była nieco grzeczniejszym przykazem i ostrzeżeniem. A te nie wymagały jej dalszej atencji. Po prostu ruszyła w stronę domu, nawet nie zabierając innych swoich rzeczy, uznając że mają na tyle mądrego skrzata domowego, żeby się tym zajął później.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (3823), Lorien Mulciber (5057)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa