03.12.2024, 00:16 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.12.2024, 00:19 przez Quintessa Longbottom.)
Grudzień w tym roku nie okazał się zbyt litościwy dla doliny Godryka, którą już od samemu początku miesiąca nieustannie zasypywał śnieg. Dopiero ostatnio, bo od poprzedniej soboty aż do środy zaczęło się trochę ocieplać, ale… już od wczoraj, czyli od czwartku, białe kurestwo — jak bardzo lubił nazywać je kiedyś ojciec Tessy — wróciło do brytyjskich łask. Dobrze pamiętała, jak zawsze w zimę tato przed wyjściem rano do piekarni kazał jej odśnieżyć samochód czy podjazd przed ich domem. Albo i to, i to.
Na całe szczęście potem uwolniła się spod rodzicielskiego jarzma i teraz, kiedy miała już męża i własny dom, nie musiała niczego odśnieżać. Auta nie mieli, bo nie potrzebowali, a podwórze z przodu domu było na tyle małe, że Woody nie musiał za często chwytać za łopatę. Wystarczyło tylko utorowanie małej ścieżki do furtki i na tył domu.
Przewróciła się na drugi bok i mocniej otuliła kołdrą. Leżała aktualnie pod puchowym okryciem i dzierganym, kolorowym kocem, a sama ubrana była w ciepłą, flanelową piżamę i przedpotopowe, grube skarpetki. Ale i tak było jej zimno… Zatem w wyraźnym półśnie, w ogóle nie mając otwartego jednego oka, którym przed chwilą sprawdzała godzinę na zegarze, stojącym tuż obok łóżka, bo na dębowym stoliczku, powoli wsunęła się pod cienkie przykrycie, pod którym aktualnie smacznie chrapał jej mąż.
Ten to nigdy nie narzekał na mordercze, zimowe temperatury, a wręcz zarzekał się, że jest mu za ciepło! Przysięgał potem, zazwyczaj tuż przed snem, że nie będzie wyciągał jej zwłok z łóżka, jak ugotuje się pod całą tą górą pościeli. Znalazł się żywy kominek czy może bardziej przenośne wiadro żaru. Jak raz złapała go na odbieraniu poczty w samych gaciach, to myślała, że go udusi poduszką. Nie dość, że wstyd na całą ulicę, to jeszcze mógłby się przeziębić. Co za typ. Jak ona mogła za niego wyjść?
Właśnie te myśli krążyły w jej niezbyt przytomnym umyśle, kiedy jej prawa dłoń wylądowało na piersi męża, a druga ręką złapała się za własne przedramię, gdy przylgnęła już do boku Woody’ego. Dołożyła do tego jeszcze objęcie go nogą, ale w momencie wystrzelenia kolana do przodu mogła już wiedzieć, że przesadziła. Czarodziej drgnął nagle, co Tessa uznała za niechybne wybudzenie go ze snu zimowego.
— Mamy jeszcze pół godziny, żeby poleżeć — wymamrotała zaspana, gdzieś przy jego boku. Zaraz potem jednak poprawiła się i wysunęła delikatnie do góry, aby ucałować go przelotnie, trochę może niechlujnie i bardzo lekko, w kącik ust. Potem ułożyła policzek na jego torsie i przytuliła twarz do szyi męża. Objęła go też mocniej. I kontynuowała, jakby wszystko miała dokładnie wyuczone. Był to w końcu ich codzienny rytuał. — Potem musimy wstawać… Masz o dziewiątej spotkanie w biurze, chyba ściągają was do Departamentu, żeby coś omówić, więc — ziewnęła. — Cię odprowadzę… Mamy jakąś wizytację u nas i muszę zgarnąć kilka podpisów od jakiegoś twojego starszego perspiranta, czy coś takiego.
Na całe szczęście potem uwolniła się spod rodzicielskiego jarzma i teraz, kiedy miała już męża i własny dom, nie musiała niczego odśnieżać. Auta nie mieli, bo nie potrzebowali, a podwórze z przodu domu było na tyle małe, że Woody nie musiał za często chwytać za łopatę. Wystarczyło tylko utorowanie małej ścieżki do furtki i na tył domu.
Przewróciła się na drugi bok i mocniej otuliła kołdrą. Leżała aktualnie pod puchowym okryciem i dzierganym, kolorowym kocem, a sama ubrana była w ciepłą, flanelową piżamę i przedpotopowe, grube skarpetki. Ale i tak było jej zimno… Zatem w wyraźnym półśnie, w ogóle nie mając otwartego jednego oka, którym przed chwilą sprawdzała godzinę na zegarze, stojącym tuż obok łóżka, bo na dębowym stoliczku, powoli wsunęła się pod cienkie przykrycie, pod którym aktualnie smacznie chrapał jej mąż.
Ten to nigdy nie narzekał na mordercze, zimowe temperatury, a wręcz zarzekał się, że jest mu za ciepło! Przysięgał potem, zazwyczaj tuż przed snem, że nie będzie wyciągał jej zwłok z łóżka, jak ugotuje się pod całą tą górą pościeli. Znalazł się żywy kominek czy może bardziej przenośne wiadro żaru. Jak raz złapała go na odbieraniu poczty w samych gaciach, to myślała, że go udusi poduszką. Nie dość, że wstyd na całą ulicę, to jeszcze mógłby się przeziębić. Co za typ. Jak ona mogła za niego wyjść?
Właśnie te myśli krążyły w jej niezbyt przytomnym umyśle, kiedy jej prawa dłoń wylądowało na piersi męża, a druga ręką złapała się za własne przedramię, gdy przylgnęła już do boku Woody’ego. Dołożyła do tego jeszcze objęcie go nogą, ale w momencie wystrzelenia kolana do przodu mogła już wiedzieć, że przesadziła. Czarodziej drgnął nagle, co Tessa uznała za niechybne wybudzenie go ze snu zimowego.
— Mamy jeszcze pół godziny, żeby poleżeć — wymamrotała zaspana, gdzieś przy jego boku. Zaraz potem jednak poprawiła się i wysunęła delikatnie do góry, aby ucałować go przelotnie, trochę może niechlujnie i bardzo lekko, w kącik ust. Potem ułożyła policzek na jego torsie i przytuliła twarz do szyi męża. Objęła go też mocniej. I kontynuowała, jakby wszystko miała dokładnie wyuczone. Był to w końcu ich codzienny rytuał. — Potem musimy wstawać… Masz o dziewiątej spotkanie w biurze, chyba ściągają was do Departamentu, żeby coś omówić, więc — ziewnęła. — Cię odprowadzę… Mamy jakąś wizytację u nas i muszę zgarnąć kilka podpisów od jakiegoś twojego starszego perspiranta, czy coś takiego.
It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you