13.08.2025, 09:23 ✶
Bertie w normalnych warunkach, gorąco zaprzeczyłby pochwałom Primrose, albo może przyjąłby je z jakimś takim naiwnym rozbawieniem, nie puchnąc jednak zanadto z dumy. Teraz jednak, nawet jeśli patrzył w jej stronę i przez część czasu nawet i na nią, to spojrzenie miał w gruncie rzeczy rozbiegane. Spoglądał na wciąż płonący budynek. Na wzrastające ku górze płomienie i na toczący się z nich dym, który syczał złowrogo.
Myślał, że kiedy wybiegnie z budynku, to poczuje wyraźną ulgę. Że ciemne kłębowiska cofnął się z jego głowy, ale zamiast tego wydawały się tam wciąż osiadać grubą warstwą, której nie sposób było przetrzeć. Czarny pył oprószał go jakby z daleka i sprawiał, że coś w Bertiem wywracało się do góry nogami. Wcale nie miał lwiego serca. Nie mógł mieć, prawda? Nie kiedy czuł jak jego odwaga zaciska mu się na gardle niepokojem.
Był prawie pewien, że coś do niego z tego dymu i pyłu mówiło. Szeptało, tak że słyszał dokładnie słowa panny Lestrange, ale jednocześnie zdawało się wrzaskiem, którego nie dało się rady zignorować. ZZZZDRRRRRRRRRRRAJCY... Bott przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się do kobiety niepewnie, chcąc wylać na nią swoją pocieszność i ciepło, ale zwyczajnie nie był w stanie.
- Słyszy to pani? - zapytał, na sekundę tylko ogniskując spojrzenie na niej, na jej oczach. - Ten dym... Na Matkę, chyba tracę rozum...
BÓJCIE SIĘ JEGO IMIENIA...
i Bertie faktycznie się bał.
Myślał, że kiedy wybiegnie z budynku, to poczuje wyraźną ulgę. Że ciemne kłębowiska cofnął się z jego głowy, ale zamiast tego wydawały się tam wciąż osiadać grubą warstwą, której nie sposób było przetrzeć. Czarny pył oprószał go jakby z daleka i sprawiał, że coś w Bertiem wywracało się do góry nogami. Wcale nie miał lwiego serca. Nie mógł mieć, prawda? Nie kiedy czuł jak jego odwaga zaciska mu się na gardle niepokojem.
Był prawie pewien, że coś do niego z tego dymu i pyłu mówiło. Szeptało, tak że słyszał dokładnie słowa panny Lestrange, ale jednocześnie zdawało się wrzaskiem, którego nie dało się rady zignorować. ZZZZDRRRRRRRRRRRAJCY... Bott przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się do kobiety niepewnie, chcąc wylać na nią swoją pocieszność i ciepło, ale zwyczajnie nie był w stanie.
- Słyszy to pani? - zapytał, na sekundę tylko ogniskując spojrzenie na niej, na jej oczach. - Ten dym... Na Matkę, chyba tracę rozum...
BÓJCIE SIĘ JEGO IMIENIA...
i Bertie faktycznie się bał.