• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08/09/72] Popioły w śnieżnej kuli

[08/09/72] Popioły w śnieżnej kuli
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
21.05.2025, 21:33  ✶  

Spalona noc
Woody Tarp & magiczna fretka na nokturnowym patrolu



W drodze powrotnej na powierzchnię Keyleth mogła usłyszeć mamrotany pod nosem, nieskrępowany niczym strumień świadomości Woody’ego Tarpaulina. Była to bardzo barwna litania przymiotników o tym bezmózgim kiepie, Iggym. Z całą pewnością mścił się on na poczciwym Woodym na polecenie Fenriska, tego zawszonego kundla, no, jasne, z nim się zbratał i knuł. Ta kurwa, Fenrisek, pewnie za wszystko jest odpowiedzialna. Wiedział Woody, że coś się kroi, skoro znów tego swojego wymoczka synalka do jego domu wysyłał, małostkowy kutafon. Wszystko jak zawsze przeciwko niemu. Następnie było słów kilka o tym, co on by tej barmańskiej ciocie z Krzywego Zwierciadła nie zrobił, gdyby tam tylko mniej ludzi było, he, nie byłby taki Iggy wyszczekany.
Była to generalnie wyjątkowo obszerna lekcja mowy szewskiej.
Naziemna strona Noktrunu zdążyła — jak się okazało — w czasie ich wcześniejszej eskapady skąpać się w pełni w szaleństwie i niepokoju. Przypominała nieco szklaną kulę bożonarodzeniową, w której zamiast śniegu sypały popioły. Z tą drobną różnicą, że gdy zajrzało się do środka, zamiast Wioski Świętego Mikołaja czekało Miasteczko Halloween, a w miejsce kolorowych lampeczek skrzyły się ognie. Nawet od czasu do czasu ziemia lekko drżała, kiedy kolejny budynek groził zawaleniem. Poza tym był to idealny krajobraz marzenia sennego. Labirynt koślawo połamanych alejek i ślepych zaułków w estetyce wszystkich odcieni brudu, które teraz, niczym paskudne mróweczki, obleźli nokturnczycy. Żebracy, pomyleńcy i czarnoksiężnicy — trudno było wśród tego ciemnego ludu wypatrzeć Śmierciożercę, choć Woody bardzo by sobie tego życzył.
— Jak znajdę bydlaka w czarnym, jak takiego na wyciągnięcie ręki dostanę, to wezmę i jak chwasta wyrwę, słowo — wycedził cicho przez zęby tak, aby dotarło to wyłącznie do małych fretkowych uszu, co w tym chaosie nie było takie znów trudne. Mało kogo obchodziło w tamtej chwili, co sobie do futrzaka majaczy stary dziad w kapeluszu.
Woody wsadził ręce do kieszeni kurtki w poszukiwaniu nowych skarbów. Nie wyłowił tym razem kolejnego zwierzęcia, lecz artefakt należący do innej kobiety Rejwachu. Był to mały różowy notesik Aseny, do którego w pakiecie dołączono brokatowy długopis z puchatym pomponikiem. Tak uzbrojony samotny kowboj i jego magiczna fretka zanurkowali w cuchnące i gorące głębiny ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Miejsca, które od paru lat było Woody’emu domem i którym zamierzał — mimo że był to dom o wzorcach toksycznych — się tej nocy chociaż trochę zająć. A pierwszym krokiem udanej misji ratunkowej był — jak wiadomo — kompleksowy wywiad.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#2
22.05.2025, 09:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.05.2025, 09:34 przez Keyleth Nico Yako.)  
Keyleth chłonęła każde słowo, cały rant wsiąkał w nią jak krople deszczu w spieczoną ziemię. Bardzo żałowała, że otrzymała skórę od tak małego i niepozornego zwierzęcia. Może gdyby swoje ciało oddała jej lwica, albo słonica? Może wtedy też by pokazała temu całemu Iggi'emu, który został odnotowany w pamięci jako wróg. Bo każdy wróg pana Woody'ego teraz automatycznie stawał się i jej wrogiem, zatem podobną niechęcią zapałała do tych w czerni kimkolwiek byli. Sarkania mężczyny były tak zastraszające, że przez moment sądziła, że kieruje je do niej i sama zaczęła się trzęść jak osika, wtulajac się przepraszająco w jego kark.

A może to nie strach o utratę aprobaty jej obecnego opiekuna, tylko te czarne chmury robiące noc z wieczoru, możę to ten straszliwy popiół, dmuchający na nich ze wszystkich stron. Wysilała swoje zwierzęce ciałko żeby podmuchami translokacyjnej maigi odganiać ten paskudny śmierdzący śnieg ale szli bardzo szybko, a wiórów w powietrzu było zbyt wiele.

Było coś jeszcze. Swąd spalenizny, płonące domy, krzyczący ludzie.

W pełni grozy zrozumiała, że to nie jest "jakiś tam zwykły pożar, OPA! podlewajmy Wiwern spirytusem niech płonie bardziej!". O nie. Tu nic nie było normalne. Widziała mugolskie wojny i starcia, ale to co się działo, było raczej zobrazowaniem najczarniejszych opowieści jej szamańskiej matki. Gniew bogów? Czy to ludzie w czerni ich zagniewali?

Wczepiła się mocno pazurkami w kołnierz płaszcza, jej miękki ogon ciasno owinął się wokół szyi Longbottoma, tworząc włochatą szalik przyjemnie grzejący gardło. Cichymi popiskiwaniami dała znać, że się boi, ale nie chce odejść, nie chce się schować. Ostatecznie... była dodatkową parą oczu. Co jakiś czas wykręcała łepek by mieć widok na przestrzeń za jego plecami i zapominała się, bo przecież "czysto" brzmiało jak kolejny pisk. Pojedynczy, bardzo intencjonalny, wciąż tylko pisk.

W tym wszystkim nie myślała trochę o tym, że męzczyzna mógłby mieć jej za złe tą całą fretkową szaradę. Tak na prawdę... podobnie jak ludzie zapominają w kontakcie z animagiem, że w środku jest tak na prawdę jaźń czarodzieja, tak jej się przydarzyło zapomnieć, że on tego nie wie.

Nagle dostrzegła go. Człowiek w czerni! Co prawda czarny był tylko płaszcz, ale mężczyzna zamiast pomagać innym rozbijał szybę wystawową jakiegoś sklepu i wyglądał jak podręcznikowy złoczyńca (chociaż bez maski z dziurami na oczy). Do alarmujące fretkowych wrzasków doszły małę ząbki, które łapały z kołnierz próbując "odwrócić" człowieka, który ją nosił w porządanym kierunku.


Animagia III, magia bezróżdżkowa
pochodzenie Afryka: Keyleth uważa, że animagia jest duchem zwierzęcia, a nie samą umiejętnością możliwą do opanowania bez duchowej więzi
zawada poza schematem/ przyjezdny: Key nie wie kim są śmierciożery i jak ich rozpoznać
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#3
24.05.2025, 01:18  ✶  
Gdyby Woody mógł podsłuchiwać myśli swojej zwierzęcej towarzyszki, wzruszyłby się zapewne poziomem oddania tego malutkiego fretkowego umysłu. A przynajmniej w pierwszej chwili. W drugiej pojawiłoby się zaniepokojenie, bo przecież nie znali się wcale tak długo. Może i Tarp we krwi miał przytulanie do serca zbłąkanych istot, lecz równie dobrze Keyleth mogłaby trafić na kogoś o wiele mniej szlachetnego od niego i skończyć o wiele gorzej. Należałoby w takim razie przeprowadzić poważną rozmowę wychowawczą o tym, jak i kogo obdzielać swoim zaufaniem.
Obecność drugiej istoty — szczególnie tak ciepło do niego usposobionej — podnosiła czarodzieja mimowolnie na duchu. Nie doskwierała mu dzięki futrzastej towarzyszce samotność wśród strachów spalonej nocy na Nokturnie. Tu wszystko i na co dzień było jakby mroczniejsze niż w innych dzielnicach Londynu, więc teraz tym bardziej liczyła się kojąca obecność dobrej duszy. Niepokój o los niewinnej fretki zawiniętej wokół jego karku stanowił również do pewnego stopnia hamulec dla porywczych, agresywnych zapędów. Nie mógł rzucić się bezmyślnie w paszczę chaosu, gdy ona znajdowała się pod jego opieką (bo tak właśnie wyglądało to w mniemaniu Woody'ego). Kroczył więc zachowawczo wzdłuż ulicy, wypisując najważniejsze informacje w dziewczyńskim kajeciku. Pomponik rytmicznie odbijał się od wielkiej, brudnej łapy podczas sporządzania owej notateczki — skrótowej i metodycznej, jakby Clemens Longbottom znów był detektywem na miejscu zdarzenia, agregującym surowe dane dla celów późniejszego sporządzenia raportu.
Obserwowanie tych rozmiarów tragedii było przytłaczające, lecz Woody Tarpaulin nie zamierzał dać się sparaliżować poczuciu beznadziei. Kusiła go wygoda poddania się i popłynięcia z prądem zbiorowej paniki, gdy z każdej strony uderzała zatrważająca ludzka tragedia, a w miejsce jednego ugaszonego przez ochotników budynku, zaczynały płonąć trzy dookoła niego, kpiąc z ich marnych wysiłków. Mijając pierwsze skupiska pożarów, Woody nieomal nie przyłączył się do pomocy tym, którzy próbowali je dogaszać. Rwało go, aby przebić się przez każdy mijany tłumek zgromadzony wokół tych cudem wydobytych lokatorów spalonych mieszkań i samemu upewnić się, czy przeżyli i czy czegoś im nie trzeba. Gdyby ktoś był tam osamotniony i w opałach, zapewne czarodziej zatrzymałby się bez wahania. Gdy widział innych ludzi stłoczonych wokół tych tragedii, nie czynił przy nich dodatkowego zamieszania. Nie był uzdrowicielem, nie miał niczego, co mógłby im zaoferować, a gapiów przecież było pod dostatkiem. Parł do przodu, a rytmu temu spacerowi nadawały odliczane prędko w myślach numery obserwowanych budynków. W akompaniamencie fretkowych pisków cyfry wyłaniały się z trzymającą go przy zdrowych zmysłach regularnością spomiędzy kakofonicznej warstwy krzyków, trzaskania ognia i huku walących się szkieletów nokturńskiej zabudowy.
Tarpaulin czuł lęk przytulonego do siebie zwierzątka, a więc — aby go zrównoważyć — starał się emanować oszukańczą pewnością siebie, lecz jego kark i barki były ewidentnie pospinane, wyczekujące nagłego, bezpośredniego ataku. Co jakiś czas przy tym mężczyzna podnosił rękę z długopisem i smyrał wierzchem dłoni miękkie futerko — po części, aby dodać fretce otuchy; po części, aby upewnić się, że wciąż tam jest — cała i zdrowa, podąża wraz z nim w noc.
Gdy Keyleth pociągnęła go za kołnierz, natychmiast zareagował. Zatrzymał się w pół kroku, odwrócił i zobaczył okutanego w czarny płaszcz zbója, który zwrócił uwagę jego towarzyszki.
— Cwana bestyjka — skomentował niespodziewaną interwencję ze strony zwierzątka, po czym schował notesik do wewnętrznej kieszeni kurtki i natychmiast skierował swoje kroki w stronę owego mężczyzny. Po tym ruchu ze strony Keyleth Tarp nie miał już prawie żadnych wątpliwości co do tego, że nie niesie na swoim karku pierwszego lepszego futrzaka. Nie zastanawiał się jednakże dłużej nad tym, czy to magiczne zwierzę, czy też zmiennokształtny.
Bo przed nim znalazł się obrzydliwy skurwysyn.
Nie był to może Śmierciożerca, lecz widok hieny bezwzględnie żerującej na polu tragedii, przelał szalę goryczy do tego stopnia, że Woody nie zdążył pomyśleć o wciśnięciu hamulca. Nieznajomy łotrzyk stał się obiektem, na który miał wylać zgromadzoną tego wieczora frustrację. Dotarł do niego w kilku szybkich susach, szarpnął go za ramię, obracając w swoją stronę, i wymierzył cios z pięści w złodziejską mordę.

Rzucam na AF, wynik przywalenia NPCtowi.
Rzut Z 1d100 - 41
Slaby sukces...


// Gram zawadę Porywczy.
// Wspomagam się przewagą Walka wręcz.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#4
24.05.2025, 08:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.05.2025, 08:44 przez Keyleth Nico Yako.)  
Cios sięgnął twarzy oprycha, ale nie wyłączył go w żadnej mierze z działań. Zdawał się ledwie zaczepką do dalszej bitki, bo paskud wykrzywił mordę w kierunku byłego aurora i mimo rozciętej wargi od razu z pięściami rzucił się na niego.
– Tarpaulin spierdalaj świętoszku! Nie widzisz że świat się kończy chuju! – wycharczał na niego, dając upust nagromadzonej adrenalinie, a Woody - pomimo swoich rozmiarów i utrwalonej w półświatku renomy - był najwidoczniej doskonałym celem.

Keyleth kwiknęła, bo nie dało się ukryć, że te ciosy są w pewien sposób również wymierzane w nią, czyli w futerkowy kołnierz mężczyzny. Początkowo łapała mocniej pazurkami za jego ubranie, nie chcąc spaść na chodnik, zdając sobie sprawę z tego, że bez trudu mogliby ją w ten sposób zadeptać. Magia po którą mogła sięgnąć z założenia raczej nie wyrządzała nikomu krzywdy, z resztą w tamtym momencie nie myślała nawet o tym, żeby czarować, zbyt rozkojarzona sytuacją. Trochę się nasłuchała na ludzi w czerni i mocno miała już zaklasyfikowanych ich jako wrogów. I tenże wróg właśnie zamierzał coś zrobić jej panu Woody'emu.

Niedoczekanie!

Postępowała raczej instynktownie, kiedy w pewnym momencie zaparła się mocniej w jego bark i skoczyła na przeciwnika. Nie była latającą wiewiórką, ale w zwarciu, było to jak przeskakiwanie po gałęzi niczym wiewiórka. Jaki miała oręż? Pazurki i szczurze zębuszki? Bynajmniej. O wiele łatwiej i szybciej było zaatakować zaskoczeniem.

Jej ciało rozrosło się gwałtownie. Kolorowy i niemożliwy do pomylenia plecak (szkoda tylko że rudowłosej absolwentki Hogwartu z Edynburga) w połączeniu z dziewczęcym ciałem - nie było tego za wiele, ale zdecydowanie więcej niż samo ciało fretki.

– Kwik, skłik, kiikaaa masz! A masz! Nie będziesz bił pana Woody'ego pierdolony bydlaku w czarnym! - piski przeszły w słowa, należące do czarnoskórej dwudziestolatki o bujnie kręconych czarnych włosach. Jej jasne seledynowe oczy ciskały gromy, a usta kopiowały zasłyszane chwilę temu wulgaryzmy.

Aktywność fizyczna ◉◉○○○ utrzymanie się na przeciwniku i próba przeważenia go tak, żeby poleciał na chodnik i sobie głupi ryj rozwalił

Rzut N 1d100 - 21
Akcja nieudana

Wszystko pięknie ładnie. W teorii. Chciała być bohaterką, a wyszło tak, że równowaga jednak sama się nie utrzymała, człowiek się gibnął i samemu na ziemię poleciał. Kilka rzeczy w plecaku niebezpiecznie zagrzechotało. Możliwe, że nie tylko witryna po tej nocy będzie potłuczona. Pocieszająca była tylko myśl, że ludzkie, większe ciało trudniej będzie podeptać niż fretkowe. Coś chciała powiedzieć, ale z gardła dobyło się tylko ciche stęknięcie obitej niezbyt mądrej pupy.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#5
24.05.2025, 21:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.05.2025, 22:15 przez Woody Tarpaulin.)  
— To na chuj ci to, jak się kończy — odciął się między spadającymi na niego ciosami Tarp, którego pyskówka rabusia jedynie bardziej rozjuszyła.

Rzucam NPCtowi AF na to, jak mocno udało mu się przywalić Woody’emu, zanim Keyleth skoczyła.
Rzut Z 1d100 - 86
Sukces!


Pięść napastnika dosięgła twarzy czaordzieja, zostawiając na jego lewym oku tak solidną śliwę, że na chwilę mroczki stanęły mu przed oczami i odruchowo cofnął się o krok. Nie zdążył pozbierać się i choćby zamierzyć do wyprowadzenia kolejnego ciosu, gdyż fretka skoczyła z jego pleców i… zamieniła się w locie w młode dziewczę. Trzeba przyznać, że — mimo wcześniejszych podejrzeń co do zwierzątka — Woody zdębiał na moment, a zaczynające puchnąć oko otworzyło się na taką imponującą szerokość ostatni raz tej nocy. Rozpoznał ten plecaczek, choć osoba, do której był doczepiony, nie była ani trochę tą, jako którą ją poznał.
Łotrzyka również zainteresowało to zjawisko i to dało Woody’emu szansę, aby zaatakować go ponownie i — na co liczył — przywalić na tyle mocno, aby wystarczyło na nauczkę dla owego osobnika.

Rzucam na swoje AF, monotematycznie znów cios w mordę.
Rzut Z 1d100 - 91
Sukces!


Kolejny cios zdezorientował złodzieja na tyle, że Woody’emu udało się — zaraz po owym sukcesie — przycisnąć mężczyznę do ściany sklepu, który ten próbował obrabować.
— No i co się kończy? Co się kurwa kończy? — Splunął mu w twarz. — Świat się nie kończy, ale zapamiętam cię i to dokończymy.
Woody puścił rabusia i schylił się do upadłej Keyleth, złapał ją za rękaw i pociągnął za sobą.
— Idziemy — nakazał jej, może nieco zbyt ostro, jako że wciąż niosły go wcześniejsze emocje. — Co to miało być? Kim jesteś? — zapytał po kilku krokach łagodniej, po czym zerknął na nią badawczo z ukosa, nie przerywając ich marszu.

// Wykorzystane przewagi:
  • Zastraszenie, aby człowiek za nami nie podążał
  • Walka wręcz


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#6
24.05.2025, 22:35  ✶  
To było bardzo głupie.

Kilka rzeczy w sumie było głupie.

Pierwsza to rumienić się jak jakiś podlotek, na widok ciężkich pięści opadających na mężczyznę w czerni.

Druga to - w sumie coś co nastąpiło wcześniej - to w ogóle się zmienić w człowieka. To generowało dużo niezrozumienia. To generowało dużo pytań.

I jeszcze miała nieodpowiednią twarz!

Poczuła strach. Taki w środku w środeczku, kiedy chce się dołączyć do stada, ale jego lider szczerzy kły i wbija Cię w ziemię. Jej co prawda nikt nie wbijał w ziemię (w pewnym sensie ona sama się tam wbiła, prawda?) To było antywbijanie się w ziemię, bo szarpnięciem poderwała się z bruku i została pociągnięta za nim. Odruchowo chciała zabrać rękę, kiedy złapał ją za rękaw, ale była słabsza, zdecydowanie słabsza od kogoś, kto sprawił że twarz tamtego człowieka wyglądała nie lepiej niż szyba, którą rozbił. Mogła spróbować się wysmyknąć, ale musiałaby wtedy zostawić płaszcz. A to był dobry płaszcz. Anglia zaś okazała się zimniejsza niż Key się wydawało. No... może nie w tej chwili.

Poczuła uścisk w żołądku, gdy tak warknął na nią, choć może po prostu była głodna z nerwów i tego całego morfowania w prawo i w lewo.

– Ja... eee... to nie jest moja wina, że pan zabrał moje dzisiejsze łóżko ze sobą w tamto miejsce! – zaczęła defensywnie, uciekając spojrzeniem, a jednak co jakiś czas wracając swoimi jadeitowymi ślepiami do niego. Czuła, że nie może się wyrwać. Jakby pierwszy raz została przyłapana na kradzieży kieszonkowej i teraz ciągnięta była do dyrektora szkoły. Czy był sens kłamać? Coś w twardym spojrzeniu pana Woody'ego mówiło jej, że nie. Czy zrobi jej krzywdę? Miała przeczucie, że może z nim będzie bezpieczniejsza niż bez niego. – Jestem... jestem... nikim ważnym. Ja... – gruchnęło im za plecami, gdy jakaś rudera zawaliła się, rozrzucając na boki dym i iskry niebezpiecznie tańczące na wietrze. Keyleth skuliła się i mimowolnie przylgnęła do ramienia spod którego ciężaru chciała się wcześniej wyrwać. Trzęsła się jak osika. Zupełnie jak fretka, która moment temu pełniła rolę przyjemnego kołnierza. – Proszę, niech mnie pan tutaj nie zostawia, nie wiem gdzie jest Rejwach, nie wchodziłam nigdy tak głęboko. – zaskomlała cicho. Bardzo chciałaby, żeby to była gra na litość, ale otoczenie napawało ją coraz większym strachem, przypominając wojny mugoli, zmuszające społeczność jej matki do migracji i szukania raz za razem innego miejsca by spokojnie żyć.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#7
25.05.2025, 15:58  ✶  
Początkowo Woody rzeczywiście był przede wszystkim zły — niekoniecznie na samą Keyleth za to, że go oszukała, lecz na całą sytuację: ogień podsycał wszystkie emocje, a odbyta ledwie sekundy wcześniej wymiana ciosów wciąż pompowała adrenalinę. Im dalej odchodzili jednak od miejsca bitki, tym bardziej opanowany stawał się czarodziej i tym więcej racjonalnych myśli do niego docierało.
Plecak dziewczyny dostarczył odpowiedzi na pytania i — niestety — zachwiał jego zaufaniem do osoby, którą miał przed sobą. Czy to wcielenie, które teraz wlokło się za nim, było tym, kim była ta osoba naprawdę? Miało minąć jeszcze trochę czasu, zanim pozbędzie się wątpliwości co do tego, czy Keyleth nie realizuje przypadkiem jakiejś tajemniczej wrogiej agendy, lecz brak pełni wiary w jej szczerość nie zmieniał nic w kwestii tego, że nie zamierzał jej porzucać. Żadnemu z Rejwachowców nie ufał początkowo i patrzył na nich nieco podejrzliwie, a jednak znalazło się dla nich w barze miejsce i teraz oddałby w ręce Aseny czy Lewisa swoje życie. Czemu miałby nie udzielić wstępnego kredytu zaufania i tej dziewczynie? Czy mógł ją winić? Wszyscy tu kombinowali, jak mogli, a on nie zamierzał przecież Nico od razu angażować w sprawy wielkiej wagi.
— No już, już, spokojnie, przecież cię nie zostawiam — odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i dziwiło go, że w ogóle trzeba to tłumaczyć. — Idziemy w stronę domu. — W stronę jego domu, do Rewjachu, który najwyraźniej stał się ostatnio i jej mieszkaniem.
Gdy gruchnęło za nimi, obrócił się, lecz pozwolił przy tym dziewczynie trzymać się tak blisko, jak tylko potrzebowała. Nie marnował już więcej swojego czasu na zapisywanie tej obserwacji, zapamiętał ją po prostu.
— Idziemy, idziemy — pospieszył ją. — Musimy jeszcze dopilnować, że mamy gdzie wracać — mruknął gorzko, wznawiając ich spacer przez palące trzewia piekieł. Odczuwał boleśnie uderzenie w głowę, oczy łzawiły mu od dymu, popiołów i ognia, a opuchlizna jedynie pogarszała sprawę.
Ale szli już do domu. Prowadził ich tam z niezłomną determinacją, nie dopuszczając do siebie myśli, że miałby zastać tę bezpieczną przystań w ruinie. Potrzebował tego nie tylko, aby upewnić się, że Asena, Nico i Lewis będą mieli na tę noc schronienie, lecz i dla siebie, aby uziemić się chociaż na chwilę w spokojnym miejscu, gdzie nie dosięgał koszmar. Nie, nie wyobrażał sobie, że Rejwachu mogłoby już nie być.
— Nikt ważny, huh, Nico? O tym, skąd żeś się wzięła, porozmawiamy później. — Zerkał na nią co jakiś czas, lecz przede wszystkim pilnował, czy nie nadciąga w ich stronę jakieś niebezpieczeństwo. Ona trzymała się blisko niego, a i on nie dawał się jej odsunąć, żeby na pewno nikomu z mijanych nokturńskich oprychów nie przeszło przez myśl obrać młodej, roztrzęsionej dziewczyny za ofiarę.

Wkrótce na horyzoncie pojawił się wyczekiwany gmach Rejwachu. I oto przemaszerowali przez całą ulicę Śmiertelnego Nokturnu, aby zastać go tam: nieomal nienaruszonego, czekającego na nich i kuszącego zza okien ciepłymi światłami, które nie miały nic wspólnego z pożarem, lecz obecnością innych ludzi.
— To od dawna masz rezydencję w moich skromnych progach? — zapytał Woody i po raz pierwszy, od kiedy opuścili mury baru, brzmiał znów jak dowcipny wujaszek.
Do końca nocy było jeszcze daleko, ale przynajmniej wciąż mogli mieć nadzieję, że gdy nastanie ranek, będzie dokąd pójść.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#8
25.05.2025, 20:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2025, 20:57 przez Keyleth Nico Yako.)  
Trochę łagodniał. Trochę pozostał szorstki. Trochę było jej przykro i głupio. Trochę cieszyła się, że może to wyszło, bo nie wyobrażała sobie jak w sumie mogłaby odsłonić się przed nim z tej szarady inaczej. Później. Gdy Pan Woody stałby się Po Prostu Woodym nie dla niej tylko... no właśnie. Dla Nico.

Lekko drgnęła, gdy wypowiedział jej imię. Jedno z jej imion. Rumieniec inaczej wyglądał na mleczno-czekoladowej skórze niż by wyglądał na policzkach rudowłosej Nico, absolwentki Hogwartu, ale nie myślała o tym. Jej wielkie jadeitowe oczy utkwione były w mężczyźnie i choć nie podbijała efektu iluzją, miały w sobie wiele, bardzo wiele z oczu wyciągniętego z kieszeni zwierzątka. Zdziwienie. Nadzieję. Strach.

Gdzieś po drodze, gdy szli, gdy trochę wyglądali jak ojciec ciągnący krnąbrną latorośl do domu po zbyt mocnej i zdecydowanie nieustalonej imprezie, gdzieś po drodze rękawem wskazywała mu jeszcze pożary świeże, w odnogach od Nokturnu, tam gdzie ogień jeszcze nie był rozhajcowany. Keyleth nie była zbyt rozważną istotą, ale zdecydowanie lubiła wkładać każdy ze swoich nosów z ciekawością małego pustynnego gryzonia. Nie mówiła jednak wiele, właściwie to wcale. Skinienie głową zamiast przytaknięcia, ciche sapnięcie spod zaciągniętego na głowę kaptura płaszcza. Plecak ją zdradzał, ale może później przyjdzie czas na rozmowę o nieco lepszej kradzieży tożsamości.

– Dotarłam do Anglii tydzień temu. Szukam... szukam mojego ojca, który dwadzieścia lat temu przybył stąd do mojej rodzinnej wsi nad jeziorem Tanganyika... To w Afryce. Daleko stąd. On miał nos jak wilkołaki. Nie wiem czy był wilkołakiem, myślę, że moja mama by wiedziała, gdyby tak było. Ja też... ja też mam taki nos i nie ee.. nie zmieniam się. W pełnię. W wilka. – Oj trzymała się go, trzymała blisko, trzymała kurczowo. Jak rozbitek ściskający deskę. – I tak ee... mam... mam na imię Keyleth.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Woody Tarpaulin (1882), Keyleth Nico Yako (1511)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa