12.09.2025, 01:05 ✶
Woody i Jonathan zwiedzają mugolską wieś
Dni mijały, a Woody wciąż nie mógł przełknąć serii porażek, które dotknęły go podczas porządkowania piwnicy Rejwachu. Co za wstyd! Jaka kompromitacja. Aby odbudować utracony wizerunek, zaciągnął Jonathana do Księżycowego Stawu, aby udowodnić mu, że potrafi robić remont. To wtedy był zwykły pech, najzwyklejszy.
Coś tam więc owego dnia porządkowali, coś tam przesuwali, być może pokłócili się o tapetę, ale dzień był — powiedzmy — dość owocny. Nagrodą za owe trudy był spacer po okolicznym wypizdowie. Musieli ujść kawałek, zanim dotarli ze Stawu do cywilizacji (Woody bardzo uważnie patrzył Jonathanowi na koszulę, czy aby Selwyn nie spoci się od spacerku; w końcu był pracownikiem biurowym, a więc z definicji niedołężnym).
Krajobraz, w który trafili, był śliczny i na wskroś wiejski. Koniki srały pod siebie na mijanych wybiegach i zewsząd woniło łajnem, kurki gdakały, kotki buszowały w polach za gryzoniami, jakiś wieśniak z wozem drabiniastym przejechał im przed nosem, chlapiąc na około błotem. Wsi spokojna, wsi wesoła, a wśród niej — kowboj (oczywiście w odpowiednim do pory roku prochowcu i stylowym kapeluszu) oraz wymuskany elegancik.
— Uważaj, Johnny, nie dostań zawału od nadmiaru rześkiego powietrza — chichrał się Woody, który całą drogę rzucał jedną żenującą docinkę za drugą.
Sam on ze wsią też na dobrą sprawę nie miał wiele wspólnego, ale nie przeszkadzało mu to w poczuwaniu się do bycia bardziej wieśniackim niż Jonathan Selwyn, który śmierdział miastem i drogą perfumerią z daleka.
Może i byłaby już wkrótce pora z owej wycieczki zawracać, może faktycznie trzeba się zaraz rozchodzić, bo słońce coraz niżej na horyzoncie — ale! Wtedy na scenę wskakuje on: olbrzymia kaczucha bijąca skrzydłami z siłą wzniecającą piach nad wiejską drożynę.
— No i gdzie? — parsknął Woody, nie przestając iść w stronę gąsiora. — Siedź. — Zaśmiał się głupawo, łapą chwytając ptaka za karczek w próbie uziemienia go. — Ale fajny gąsior. — Chwile przed tragedią. Zachwyt był jednostronny. Gąsior wyrwał się bez trudu rozbawionemu facetowi i dziabnął go zaskakująco silnym dziobkiem w nogę. — Łaa. Aaa. Kurwa. Gryzie. — Kto by podejrzewał, że Woody Tarpaulin potrafi wydać z siebie takie wysokie tony.
piw0 to moje paliwo