• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[30.08.1972] Westwood road | Faye, Leviathan

[30.08.1972] Westwood road | Faye, Leviathan
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#11
09.03.2025, 19:29  ✶  
Milczała. Stała tak, pozwalając mu wciąż trzymać się za przegub dłoni, patrząc w jego oczy o pionowych źrenicach, bez słowa. To nie zdarzało się zbyt często: nawet jeżeli Faye Travers nie wiedziała co powiedzieć, to zwykle plotła co jej ślina na język przyniosła. Często gęsto to, co nawijała, było kompletnie pozbawione sensu, ale nie wyglądało na to, by łatka gaduły jej przeszkadzała. Przeciwnie: zachowywała się tak, jakby to był atut. Jakby zrobiła z tego swoją ochronną tarczę, przez którą mało kto potrafił się przebić i zobaczyć, kim naprawdę była. Czym była.
- A ty? Dlaczego taki jesteś? - nie chciało jej się wierzyć, że to ona zaczęła. Może po ich "ślubie: była oschła i potem spierdoliła, a potem okazało się że nie da się tego cofnąć, ale i tak nie wmówi jej, że to ona pierwsza zaczęła. - Bo robimy wszystko nie tak, jak powinno być zrobione.
Powiedziała w końcu, zniżając głos do szeptu. Uciekła gdzieś wzrokiem, jakby nie mogła dłużej znieść patrzenia na jego twarz. Pociągnęła lekko rękę w swoją stronę, jakby chciała przypomnieć mu, że to jest jej ręka, jej część ciała i jej własność i jeżeli chce zacząć od nowa, to powinien być na tyle miły, by jej nie szarpać przed gabinetem swojego ojca.
- Popełniliśmy głupi błąd, którego nie da się naprawić, Leviathan. Za każdym razem gdy na ciebie patrzę, przypominam sobie że nigdy nie będę mogła wyjść za mąż, żeby to się nie wydało - dodała jeszcze ciszej, niechętnie powracając do niego wzrokiem. Czy ona kiedykolwiek myślała o ślubie jak z bajki? Nie, raczej nie - kochała na zabój jedną osobę, od której też uciekła. Ale nawet jeśli uznać, że wróciła do Londynu właśnie dla niego, to przecież nie mogłaby związać się z kimś ze Ścieżek. Nie zaakceptowałaby tego ani jego rodzina, ani jej. Żeby być z Maddoxem, musiałaby uwierzyć w to, co mówił jego ojciec i zejść do Ścieżek. Musiałaby pochwalić jego metody, jego sposób działania. A ten sposób działania krzywdził wszystkich, którzy nie byli wilkołakami. Krzywdził także wilkołaki. Nie mogła się na to zgodzić - a jednocześnie nie potrafiła sobie odpuścić tego jednego Greybacka. Wracała do niego i krążyła jak pies, który był na tyle głupi, że nie potrafił zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Bo to, że Maddox był przesiąknięty tym, co pierdolił Greyback, było jasne jak słońce. I chociaż czasem zachowywał się tak, jakby mógł wyrwać się spod tego jarzma, to ona wiedziała, że gdyby tak się stało: byłby nieszczęśliwy. A ona oddałaby swoje życie za to, żeby był szczęśliwy.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#12
10.03.2025, 05:29  ✶  
To milczenie, które tak skrzętnie wypełniało momentami przestrzeń między nimi, nawet mu nie przeszkadzało. Był przyzwyczajony do ciszy, nawet tej niezręcznej i przepełnionej wszelkimi niewypowiedzianymi słowami. Wciąż trzymał ją za dłoń, ale w tym geście nie było agresji czy zaborczości. Nie było bólu. Nie chciał pozwolić jej odejść i zadziałało, a kiedy Faye wreszcie postanowiła zaburzyć ich ułożenie, z łatwością wysmyknęła nadgarstek spomiędzy jego palców.

- Spójrz na mnie - powiedział po prostu, jakby to była odpowiedź na jej pytanie. Dlaczego taki był? Zabawne. Ciekawe, dlaczego. Dla niego ta odpowiedź była aż nazbyt oczywista, bo nie wszyscy musieli zwracać na to uwagę, może nawet jej było wszystko jedno, ale nie zmieniało to faktu że jego życie było naznaczone widoczną klątwą. Nie przemieniał się raz w miesiącu w bestie, ale Smocza Łuska powoli pięła się po jego ciele, pożerając kolejne fragmenty jego ciała i sprawiając że gdzie nie poszedł, spoglądał na ludzi w ten zezwierzęcony sposób. Bali się w taki sam sposób, w jaki odczuwali niepokój w obecności jego ojca. - Spójrz na nas. Jesteśmy czymś, co nie powinno być. Ty i ja - dwuznaczność wkradała się między jego słowa, rozsiadając się pośród nich z nadzwyczajną pewnością siebie. - Ktoś mógłby zatem pomyśleć, że skoro kolej rzeczy została zaburzona, może należy spojrzeć na wszystko z innej perspektywy - mruknął, mimowolnie na nowo się prostując w sztywnej formie.

- Kim jest ten szczęściarz? Chciałbym go poznać - kusiło rzucić się na nią z kpiną, ale słowa zabrzmiały znowu sucho, jakby starannie obrał je ze wszystkich emocji, zanim rozbrzmiały cicho między nimi. Ale coś w nim mimowolnie zawrzało. Gdzieś głęboko, jakaś potrzeba posiadania. Oboje nie chcieli być ze sobą związani, ale Rowle, kiedy ubrała swoje obawy w te konkretne słowa, poczuł nagle że kobieta nie ma prawa się od niego tak zwyczajnie odwrócić. Nie ma prawa tęsknie spoglądać za kimś innym, wiedziona jakimś wielkim poczuciem miłości. Głównie dlatego, że on też takiego prawa nie posiadał. Jego jednak zostało mu odebrane przez rodzinę, a w jej przypadku? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale wciąż drażniły go minione zaręczyny i uczucia, które wisiały między nim, a Ollivander, a które stopniowo przygasały przez dzielący ich dystans, który miał się tylko zwiększać.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#13
10.03.2025, 11:18  ✶  
Być może mu milczenie nie przeszkadzało, lecz dla niej było czymś nienaturalnym. Oblepiało ją niczym wyjątkowo nieprzyjemna, lepka maź, której nie dało się z siebie strząsnąć. Nie lubiła ciszy już od dziecka: głównie dlatego, że cisza zwiastowała kłopoty. I nie pomyliła się w swoich przewidywaniach. Gdy Rowle otworzył usta, miała ochotę wywrócić oczami. Czego on od niej oczekiwał? Co miała teraz zrobić? Paść mu w ramiona i zaszczebiotać, że nagle się w nim zakochała? Na razie jednak, zamiast pyskować, po prostu na niego spojrzała. Tak jak jej kazał. Niech ma coś z życia, bo ona nie słynęła z tego, że się słuchała - nawet w tak prostych rzeczach musiała robić na opak. Gdy jednak powiedział o innej perspektywie, Traversówna zmarszczyła brwi. Nie do końca pojmowała, o czym on mówił. Czego chciał? Te i tysiące innych pytań tłukło się w głowie zmęczonej kobiety, a ona czuła że z każdym kolejnym słownym ciosem ma coraz bardziej dość.
- Co masz na myśli, mówiąc "z innej perspektywy"? - zapytała podejrzliwie, chociaż chyba nie chciała znać na to pytanie odpowiedzi. Zauważyła zmianę, która w nim zaszła. Zesztywniał i wyprostował się, zupełnie jak zwierzę, które chciało uchodzić za większe, niż jest w rzeczywistości. Jak kot który się jeży, by być większym i groźniejszym. Problem był jednak taki, że Faye wcale się go nie bała. Być może dlatego, że chociaż szczerze nie znosiła jego towarzystwa, to nie wierzyła w to, że Leviathan mógłby jej wyrządzić krzywdę. Bardzo rzadko dopuszczała do siebie myśl, że ktokolwiek mógłby chcieć ją skrzywdzić - ludzie sami byli skrzywdzeni i brutalnością reagowali na atak. A ona przecież go nie atakowała - stała grzecznie, przytulając do siebie rękę, za którą przed chwilą ją trzymał, jakby jego dotyk parzył. - Nie ma żadnego szczęściarza. To tylko głupie marzenie z dzieciństwa, które mi odebrałeś.
Skłamała, chociaż nie była pewna, czy jej nie przejrzy. Nie chciała zwierzać się mu ze swojego życia miłosnego, szczególnie że coś w jego postawie sugerowało, że nie był zachwycony wizją, że mogłaby mieć kogoś innego. Nie dlatego, że syczał ostrzegawczo - przeciwnie. Był spokojny i niewzruszony, a jednak jego ton głosu był na tyle zimny, że przypominał chłód, który czuła w Kniei. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa.
- Może... Może jakoś się uda to naprawić w przyszłości - powiedziała ostrożnie, przestępując z nogi na nogę. - Pójść do Kowenu, muszą chyba zachować dyskrecję? Nie będziesz musiał mnie wtedy więcej oglądać już nigdy.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#14
11.03.2025, 04:24  ✶  
Można by było się dziwić, jakim cudem milczenie było dla niej tak niewygodne, kiedy była magiłowcą. Polując na stworzenia, należało zachować ciszę i uwagę, a nie paplać bez sensu cały czas, zwracając tym samym na siebie uwagę otoczenia. Z Rowle był żaden łowca, tylko opiekun, ale w gruncie rzeczy momentami wcale te dwa zawodu nie różniły się od siebie aż tak bardzo. Patrzył na nią, jak wznosi spojrzenie ku górze, na jego twarz i wystarczyło wiele żeby wiedział, że patrzył dokładnie tak jak się spodziewał że to zrobi. Faye widziała tylko fasadę, odmawiając doszukiwania się czegoś głębiej. Sam ją do tego zniechęcił i nie zamierzał się wykręcać, jednak co w pewien sposób faktycznie go ciekawiło to to, jak opornie przychodziło jej by spojrzała także na samą siebie.

Westchnął z pewnym rozczarowaniem, kiedy zadała swoje pytanie, jakby właśnie oblała pewien mały test. Trochę chyba tak było, bo Rowle nie spodziewał się, nie, nie chciał tłumaczyć jej tego co miał tutaj na myśli. To były puste słowa, rzucone tylko po to, żeby dać jej cokolwiek do myślenia. Potem jednak już zmarszczył brwi, nieco niezadowolony, kolejny łapiąc się na tym, że jego zdaniem wyraźnie się zapominała. Że nie był tylko przeszkodą w jej życiu, niewygodnym elementem czy nieprzyjacielem. Ona konsekwentnie chciała go wznieść go do statusu wroga. Odebrał jej marzenie, jak uroczo. Brzmiała tak, jakby ona nie zrobiła mu czegoś podobnego. Jakby nie wyrwała z jego życia fragmentu, który w pewien sposób mógł być niego, a nie zaplanowaną przez rodzinę częścią. Kreowała się na miłą, naiwną i wręcz niewinną, ale pod koniec dnia wciąż myślała tylko o sobie i o nikim więcej. Była tak samo dobra jak i on, tylko jeszcze o tym nie wiedziała.

Czy jej wierzył? Oczywiście, że nie. Małe kłamstwo, upchane naprędce po poprzednich, znaczących słowach, nie miały dla niego znaczenia, kiedy zdążył już sobie w głowie ułożyć coś innego. Zastanawiał się teraz, kto to był. Gdyby był to jakiś czystokrwisty chłopak, który nie przynosił nikomu wstydu, pewnie już dawno na palcu świeciłaby się jej obrączka.
- Do tego, gdzie były spisane dokumenty - sprecyzował. Dyskrecja natomiast była sprawą śliską, bo gdyby zamieszany był w to kowen Macmillanów, już dawno wszyscy by o tym wiedzieli. - Zobaczę co da się zrobić - mruknął jeszcze, wbrew pozorom nie patrząc na nią z wyższością. Na czymś się jednak wyraźnie zastanawiał.

- Levi... - rozległ się za nimi kobiecy głos, zaraz po tym jak klamka zgrzytnęła, otwierając drzwi. - Twój ojciec czeka - rzuciła, uśmiechając się lekko. Rowle spojrzał na kuzynkę, odwzajemniając uśmiech, o dziwo w szczery sposób i cofnął się o krok.
- Travers pierwsza - przepuścił Faye, nie patrząc już na nią. - Jak ci minął dzień? - zagadał jeszcze, kiedy Traversówna przechodziła przez drzwi gabinetu Lazarusa, zostawiając za sobą nagle okraszoną miłym tonem i zainteresowaniem rozmowę.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (2686), Faye Travers (2537)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa