• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08/09/72] Warsztat Braciszków Rumiana Czacha

[08/09/72] Warsztat Braciszków Rumiana Czacha
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
28.05.2025, 18:02  ✶  

SPALONA NOC
Woody i Keyleth, Nokturn



Uprzątnięcie piwnicy było więcej niż frustrującym doświadczeniem. Każda kolejna porażka sprawiała, że Woody stawał się coraz bardziej nerwowy, a opuszczając ją, czuł się jak tykająca bomba. Nie potrafił nic poradzić na wijące się pod skórą frustracje, przez które pięści zaciskały się jakby same. Jeden drobny łyczek gorzałki golnięty w piwnicy nie potrafił skutecznie uciszyć jego porywczości, głowa i ciało wołały o więcej. O ileż łatwiej byłoby kontynować noc, gdyby uskrzydlił nieco myśli, ograniczył trochę horyzonty swojej obserwacji, uciszył wszystkie mniej ważne kwestie plączące się wokół tej kluczowej: przetrwania.
Wszedł na kuchnię Rejwachu, gdzie zostawił wcześniej Keyleth. Pokus procentowych było tu co nie miara, lecz utrzymał się dzielnie z dala od nich. Miał w sobie na tym etapie jeszcze na tyle silnej woli, aby pamiętać, że będzie potrzebował trzeźwej głowy, że to może przesądzić o tym, czy dożyje poranka. Nie, żeby trzeźwość umysłu w czymkolwiek do tej pory mu pomogła — w przeciwieństwie do krzepy i furii — lecz niemądrze było kusić los w sprawach takiej wagi.
— Trzymacie się? — zapytał stary Keyleth i Lewisa, lustrując nie tylko stan pomieszczenia, lecz i nastroje panujące w środku.
Mieli wszyscy w barze dużo szczęścia. A przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy, bo nie mógł wiedzieć, że nieszczęście ominęło ich tylko dzięki interwencji anioła stróża Aseny.
— Wracam na ulicę. — Tutaj w normalnych okolicznościach nastąpiłby żart: bądź o tematyce prostytucji, bądź bezdomności. Nie były to niestety normalne okoliczności, więc i porcja bezbecji została im darowana. — To pilnujcie interesu. I się trzymajcie razem. Nie bez powodu psy chodzą na patrol w parach — pouczył, grożąc im palcem, po czym obrócił się na pięcie do wyjścia.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#2
29.05.2025, 00:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2025, 01:19 przez Keyleth Nico Yako.)  
Keyleth bawiła się wybornie. Znaczy nie, wróć, nie bawiła się wybornie, to było bardzo złe, bardzo nieodpowiednie słowo na sytuację, która działa się na zewnątrz. Ale w środku? Lewis nie zareagował alergicznie na nowiny, że Nico właściwie nie istniała. Znaczy istniała ale w domyśle. W przestrzeni między płynną tkanką jej istnienia. Lewisowi nie przeszkadzało, że zamiast rudego siana miała czarne kędziorki, Lewis nawet mówił, że ma teraz ładniejsze oczy niż kiedyśtam. Wcześniej. Wcześniej nie miało znaczenia, a świat płynął... znaczy płonął. Tak to powinno być właściwe słowo. Płonął jak jej policzki gdy siedziała blacie w Rejwachowej kuchni kończąc kolejną najsmaczniejszą rzecz, jaką dostała do jedzenia w życiu. Dużo tej najsmaczniejszych rzeczy. Brzunio pełne to i łatwiej się myślało, toteż pojawienie się Woodyego powitała z promiennym uśmiechem, zapominając trochę o swojej przewinie udawania zwierzęcia może ciut długo.

– W najlepszym porządku panie Woody, szykujemy potrawkę dla ludzi na poprawienie morale! Kroiłam seler!– pochwaliła się masakrą selerową na desce, która rychło zniknęła w wielkim garze dobroci płynącej z Lewisowego serca do serc wszystkich skitranych w Rejwachu. Key była dumna, że może być tego częścią choćby w jakby najmniejszym stopniu, dlatego przyjęła tłumaczenie Woody'ego i odprowadziła go wzrokiem.

Dopiero, gdy wyszedł ogarnęła, że zasada "chozenia w parach" go jakoś najwidoczniej nie objęła, bo powiedział, że idzie na ulicę sam. I wtedy przyszedł jej do głowy - jak zawsze - genialny pomysł.
– Ej!– rzekład do swojego nowego przyjaciela – Zakład, że będę w stanie udawać Ciebie, tak że się nie skuma? Będę mieć go na oku, a Ty pilnuj mojego dobytku. Zaraz wrócimy na jedzenie!– ukryła w kuchni swój plecak i uśmiechnęła się do Lewisa, najprawdopodobniej ostatni raz na jakiś czas w tej formie. Ujęła czystą patelnię, by przejrzeć się w niej jak w lustrze, nastawiając się na wybitny efekt swojej magii. W końcu napatrzyła się na chłopaka wystarczająco dużo...

Metamorfomagia III, Transmutacja ◉◉◉○○ - próbuję zmienić się w Lewisa
Rzut Z 1d100 - 46
Sukces!

Zawadiacki uśmiech. Błysk w oku. Całkiem przystojna twarz. Kuchenny fartuch, koszula spodnie... Już wcześniej pożyczyła od niego kilka ciuchów, bo nie chciała paradować w Rejwachu w ubraniu Nico. Jakby... czuła, że to niewłaściwe.

Puściła flirtujące oczko do prawdziwego Lewisa, po czym powstrzymując chichot wybiegła za Woodym.

– Szefie! Para to para. Będę osłaniał. – Pana? Ciebie? Szlag... nagle gdy wyszli z Rejwachu świat przestał absolutnie być przyjemnym miejscem. Stał sięmiejscem diablo nierzyjemnym. Straszliwym. Przerażającym. Mimowolnie podkulił barki, ale to trwało tylko moment, gdy przypomniał sobie, że musi ogarniać i nie okazywać strachu. Być męski. Nie babski. Cokolwiek. – Key przypilnuje gara. To... gdzie idziemy? - zagadnął, równając ze swoim szefem krok.

a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#3
06.06.2025, 18:24  ✶  
Szerokie uśmiechy na twarzach pracujących w kuchni młodych przyniosły mu niespodziewany komfort. Świat się nie zawalił: Keyleth i Lewis pichcili razem na rejwachowej kuchni, najwyraźniej we wcale nie najgorszych humorach. I powiedzcie: czy tak naprawdę mógłby wyglądać koniec? Ta scena podniosła Tarpowi morale. Przechwalanie się krojeniem selera przez Keyleth skwitował uśmiechem oraz kciukiem uniesionym w górę. Tak trzymać, mówiło jego spojrzenie, gdy ich zostawiał, aby wyjść na piekielną ulicę Śmiertelnego Nokturnu, gdzie atmosfera była radykalnie odmienna.
Wśród ogólnego obrazu przejmującej do głębi rozpaczy usłyszał zaraz znajomy głos i w odpowiedzi na słowa młodego czarodzieja uniósł w niedowierzaniu brew.
— Para? No patrz ty, a mnie to się zdało, że ty już tam żeś miał parę na kuchni — zaśmiał się chytrze, nie mogąc się powstrzymać od dźgnięcia Lewisa tym przytykiem wygłoszonym w stylu wujasa pytającego o tę pannicę, co go z nią widział. — Żonie już ją przedstawiłeś? — zapytał, nawiązując do listu o rodzinie małych McKinnonów na utrzymaniu, który jakiś czas temu wystosował do niego kucharzyna.
Ani myślał odganiać swojego dzielnego pracownika, jeśli ten chciał się z nim błąkać. Chłopak może i chuchro, ale pozory myliły — mocny był, i tutejszy przede wszystkim. Woody wiedział, że nie będzie się trzeba o niego martwić, a dodatkowa para rąk mogła okazać się naprawdę przydatna.
— Idziemy na Warsztat. Do Braciszków Rumiana Czacha, tych, co to się z Harpiami ciągle gryzą. Szlajam się do nich ostatnio tyle i zawracam gitarę, że by wypadało zobaczyć, jak tam u nich sytuacja. No i wiesz, najważniejsze — uniósł palec do góry, aby podkreślić wagę mającej nastąpić deklaracji — jak Warsztat spłonie, to nie kupię tego zasranego motocykla do latania, co się na niego czaję, nie? A jak nie spłonie, dzięki nam oczywiście... ha, no to jest już argument za zniżką na zakupy. — Była to cenna lekcja: lekcja chytrości i interesowności. Zgrabnie kamuflowała fakt, że Woody Tarpaulin podejrzewał najgorsze, a najgorszego wcale tym ludziom nie życzył. — Musimy tylko dopilnować, żeby na pewno ich mamuśka…
Nie wydostała się z płomieni — miał dokończyć, lecz biorąc pod uwagę, że żywioł szalał wokół nich podsycany czarnomagiczną klątwą i zbierał mordercze żniwo, nawet jajcarz Woody ugryzł się w język.
— Ta stara kurwa babilońska nie pozwoli na nic dać rabatu — burknął tylko. Bo Mamuśka była okrutną sknerą, która dyrygowała swoimi dorosłymi synami i twardo trzymała ich pod butem, mimo że… — Jak będą mieć kłopoty, to przez nią. Mówią, że ona charłaczka, ale wiesz jak jest. Wszyscy wiemy, że zanim do synalków sowa z Hogwartu nie przyleciała, to ta stara z magią miała do czynienia co najwyżej w horoskopach z mugolskich szmatławców. I to chłopakom przyznam, że trzeba żelaznego jaja, żeby na Nokturnie mugolkę trzymać.
Prowadząc Lewisa przez Nokturn z tą paplaniną na ustach, mężczyzna doprowadził ich pod Warsztat, a jego przypuszczenia się potwierdziły — z okien na piętrze budynku buchały piekielne kłęby smolistego dymu, a ogień powoli wędrował po fasadzie w dół. Brama  wejściowa była otwarta, a przed nią stało kilka bohatersko ewakuowanych motocykli, w środku zaś słychać było podniesione głosy i łomoty.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#4
09.06.2025, 22:42  ✶  
Trochę nawykła, że jakoś ludzie wychodzili z założenia, że jest parą Lewisa. Dopytywała już Aseny, czy są tu zwyczaje godowe polegające na zrękowinach z partnerką poprzez podanie posiłku, ale ta zarzekała się, że nie. Tymczasem z jakiś powodów uparcie wszyscy nakleili im łatkę nokturnowych gołąbeczków (raptem dwie osoby, ale dla Key obecnie to było prawie jak cały świat, skoro w całym mieście znała niewiele więcej osób), co z jednej strony pomogło przetrawić pierwszy komentarz, ale już zdecydowanie nie drugi...

ŻONIE?!

Nie to, że chciała się sparować z Lewisem, choć było jej bardzo miło, kiedy ten nie dostał padaczki na wieści, że Nico nie dość, że nie jest Nico to jeszcze całkiem no wygląda inaczej. To było miłe, że rozpoznał ją po kilku gestach, po tym jak trzyma nóż i jak się śmieje co oczywiście było TRAGICZNE dla kogoś kto chciał kraść tożsamości i złodziejskim fachem uczciwie zarabiać na życie no ALE NIE WAŻNE JAKA KURWA ŻONA?!

Fałszywy Lewis musiał mieć minę nietęgą, pewnie też jego całkiem przystojna buzia zaróżowiła z tej konsternacji, na szczęście Woody był bardzo wspaniałym i cudownym jeleniem do wrabiania, ponieważ paplał i nie zwracał - najprawdopodobniej - na takie detale uwagi. Opowiadał mu o miejscu do którego szli i było to dobre, bo przecież miejscowy chłopak oczywiście powinien wiedzieć o miejscowych ludziach oczywiście. A on teraz wiedział, że mam mugolka co udawała charłaczkę to nie da rabatu, a chłopaki mugolaki zapewne chociaż utrzymujące że półkrwi, i mają stalowe jaja. Zanotowane. Ach i pan Woody chciał jeździć na magicznych motorach. Ciekawe czy i jej dał byc się przejechać?

I to nie było tak... że świat nie płonął. Że ludzie nie krzyczeli. Nie pomstowali. Nie okradali się. Nie jęczeli od poparzeń z bólu. To nie było tak, że nagle czarnomagiczna chmura zniknęła, a oni przestali brodzić w miękkim dywanie przeklętego popiołu, który wszystko fajczył. Nie nie... Key jednak miała swój własny bardzo kolorowy świat i jej percepowanie rzeczywistości ograniczało się do bardzo wąskiego zakresu do któego teraz należał Pan Woody i jego opowieść.

A gdy dotarli... w zakres tego ruchu weszła sytuacja, któa miała miejsce.

- Oni są tam jeszcze w środku?! - brwi fałszywego Lewisa powędrowały ku górze i nie czekając na zaproszenie przyspieszył, ba! zaczął biec do środka, żeby zobaczyć co się tam dzieje i kto wie, może ewakuować kolejny motor?
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#5
16.06.2025, 12:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.06.2025, 12:09 przez Woody Tarpaulin.)  
Woody może i zobaczył tę nietęgą minę Lewisa, gdy stary wspomniał o jego żonie, lecz wytłumaczył ją sobie na swój sposób: oto przyłapał Lewiska na kłamstwie. On już tak czuł od początku, że z tą rodziną małych McKinnonków to ściema i żadnej baby nigdy nie było, ale udało się jego pracownikom-ancymonkom zasiać w nim ziarno zwątpienia. Ziarno, które nie wykiełkowało, bo głupi Lewis za szybko sam zapomniał o swoim kłamstwie i teraz wyśpiewał wszystko tym grymasem. Stary lis znów okazał się sprytniejszy.
— Na to wygląda — rzucił tylko krótko Woody, wyciągając zza pasa różdżkę, coby nie dać się zaskoczyć czymkolwiek, co miało czekać na nich wewnątrz Warsztatu.
Nie ustępował kroku Lewisowi, który przyspieszył, aby szybciej dostać się do środka. Starszy czarodziej wyprzedził go w zasadzie prędko, aby samemu przetrzeć szlak i ewentualne niebezpieczeństwa wziąć na siebie. Ani mu się śniło puszczać drobnego, młodego chłopaka przodem — co to, to nie.
Już za progiem uderzył śmiałków w twarze gryzący, duszący dym. Woody zaniósł się kaszlem. Zapiekły go oczy — trudno powiedzieć, czy od pyłu, czy od gorąca. W szarych kłębach niełatwo było nawigować — mimo przyświecenia sobie różdżką, czarodziej co chwilę haczył o coś stopami, kolanami czy ramionami. A to o kierownicę motocykla, a to o ciężką skrzynkę z narzędziami, szmelcu nie brakowało, siniaków też będzie dostatek.
Kierunku nadawał im głos kobiecy wykrzykujący obelgi i polecenia, z których chaotycznego splotu wywnioskować można było, że chodzi o wyciągnięcie kogoś spod rumowiska. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, w którym źródło miało owo zamieszanie, Tarpaulina — mimo nie byle jakich nerwów — ścisnęło gardło i pierś. Część stropu zawaliła się, lecz nie to stwarzało największe zagrożenie: pozostały fragment konstrukcji oberwanego sufitu wciąż niebezpiecznie wisiał w powietrzu nad gruzami. Wciąż podlizywał go ogień, a grawitacja i obruszana konstrukcja ściągały pozostałe osmolone belki ku podłodze, grożąc, że i one odpadną lada chwila.
Pod trzema już urwanymi żeberkami bel stropowych i trzymającą się ich na zbrojeniu betonową płytą uwięziony był mężczyzna.
Obok niego kucał, próbując odwalić ów ciężar, drugi z nich. A choć mógł pochwalić się muskulaturą, samodzielnie unosił bele ledwo na kilka centymetrów — za mało, aby jego ranny brat mógł się spod nich wyczołgać.
— Ruchy. Ruchy — poganiała ich niska, krępa staruszka, która w ocalałej części pomieszczenia siłowała się z uszkodzoną kasą, próbując zawzięcie otworzyć jej wgniecioną kasetkę.
Gdy załoga Warsztatu Rumiana Czacha usłyszała obce pokasływania i kroki, ten z braci, który uniknął nieszczęścia — nazwijmy go dla uproszczenia Hans — natychmiast przywołał rejwachowców do siebie:
— Pomóżcie mi tu!
Woody spojrzał raz jeszcze na zarwany strop wiszący niebezpiecznie nisko i niestabilnie nad uwięzionymi braćmi, lecz nie zastanawiał się dwa razy.
— Lewis — w pośpiechu złapał chłopaka za ramię, żeby przyciągnać go bliżej i upewnić się, że ten usłyszy polecenia — pilnuj, czy to na nas nie poleci. Krzycz od razu w razie co. Dobrze u ciebie ostatnio z translokacją, żeby osłaniać?
Nie czekał jednak na odpowiedź chłopaka. Niezależnie do tego, jaka by nie była, wzlazł pod na wpół zawalony, żarzący się strop i wespół z Hansem spróbował unieść belki.
— Na trzy — zakomenderował Braciszkowi.
I gdy skończył odliczać, napiął wszystkie mięśnie, aby odwalić ciężar.

Rzut na AF, czy starczy sił, aby to zdjąć.
Rzut Z 1d100 - 21
Akcja nieudana


Sił nie starczyło. A może nie zsynchronizowali się wystarczająco. Ciężar runął, wyduszając cierpiętnicze stęknięcie z uwięzionego mężczyzny, a ciężka bela — opadając — przygniotła rękę Woody'ego, który mimowolnie wydał z siebie bolesny okrzyk i brzydkie słowo.
— Podnoś to — warknął przez zaciśnięte zęby do Hansa, któremu zaraz udało się unieść belę, aby utworzyć szparę wystarczającą do wyślizgnięcia przygniecionej ręki. Ręki z prawdopodobnie złamanym palcem, na szczęście lewej.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#6
16.06.2025, 18:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.06.2025, 18:04 przez Keyleth Nico Yako.)  
Keyleth absolutnie nie była świadoma podstępu swojego rozmócy, ale musiała robić dobrą minę do złej gry, szczególnie że sytuacja zagęszczała się mocno i powoli dziewczyna traciła rozeznanie z tym co się dzieje, a co się nie dzieje, w czym ma pomóc a w czym nie ma pomóc i w ogóle o co chodzi.

Stała, znaczy STAŁ tak STAŁ rozglądając się niepewnie po zebranych, z głowy dawno mu uleciało czy powinien ich znać czy nie. Trzeba było działać, trzeba było pomagać, powinien pomóc Panu Woody'emu w podnoszeniu tej chałdy czy nie powinien? Miał go osłaniać, translokacja eee tak być może była w tym całkiem niezła i już nie patrzyła na pozę, na bajeczkę, że być może Lewis wcale z translokacji dobry nie jest i powinna udawać że jej coś nie wychodzi.

Z resztą, żeby udawać powinna wyciągnąć różdżkę, a z tego całego zamieszania totalnie o tym zapomniała.

- Weź kobieto zostaw te kase i uciekaj stąd, zaraz nam się to wszystko na łeb zawali! - krzyknął rozgorączkowany, sam zaskoczony brzmieniem swojego głosu, możę nieco zbyt piskliwym z nerwów. Zaraz potem odwrócił głowę do niej, potem na sufit, potem znów do niej.

Osłaniała ich. Takie miał zadanie.

A potem panu Woody'emu chyba stała się krzywda i Lewis podskoczył jak oparzony, chociaż jeszcze szczęśliwie żaden ognisty jęzor go nie dotknął.

Podnoś to!

Padł rozkaz, więc młodzik wcale się nie zastanawiał czy to do niego, czy do Hansa, tylko skupił swoją moc, swój gniew na belki, swój strach, żeby odrzucić przygważdząjące biedaka rumowisko i uwolnić pana Woodyego z potrzasku. Żeby nie musiał sobie odgryzać ręki jak wilk. Stary szczwany wilk.

Magia Bezróżdżkowa II

Translokacja ◉◉◉○○ próbuje odrzucić rumowisko z cywila, nie zauważam, że Hans już próbuje je podnieść.


Rzut Z 1d100 - 6
Akcja nieudana

Nowe ciało, nowa ja. Nie znała za dobrze tej formy, i machnięcie rękami, jakby próbowała odgonić muchy musiało wyglądać bardzo dziwnie zwłaszcza w połączeniu z twarzą, która nosiła ze sobą znacznie więcej emocji niż męską maskę zajebistości nawet w obliczu sromotnej porażki. No dobrze, ze Hans miał parę w łapach, bo nic by z tego nie było.

Key, znaczy Lewis odstąpił więc od tej myśli i podbiegł do starej raszpli.
- Musimy stąd wychodzić, budynek nie wytrzyma długo! - rzucił machając ręką nad głową.

- Nie będziesz mi mówić dzieciaku co mam robić! Mogłabym być kurwa Twoją matką, a matki trzeba słuchać! Tyrałam na to cały tydzień, nie pozwolę żeby jakiś pierdolony pożar odebrał mi i moim dzieciom złoto na chleb! - zaskrzeczała kobieta, której próby uwolnienia kasy pozostawały nieskuteczne. Magiczne zabezpieczenia przed złodziejami na nokturnie teraz strzelały jej w twarz, gdy odpowiednio nałożone runy reagowały zlepieniem ze stołem gdy tak szarpała się z kasetką, jakby nie była jej właścicielką.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#7
17.06.2025, 14:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2025, 14:18 przez Woody Tarpaulin.)  
Ostry ból zapromieniował od przygniecionej dłoni w górę ramienia. Woody przyciągnął ranioną rękę do piersi, dławiąc bolesne warknięcie. Nie on był jednak w najgorszej sytuacji, lecz ów wciąż przygnieciony mężczyzna, któremu zapewne połamali tą nieudaną próbą z dodatkowe dwa żebra. Hans patrzył na Tarpaulina z miną, która sugerowała, że miałby ochotę przyrżnąć mu na dodatek w czerep za to fiasko, lecz powstrzymywał go przed tym fakt, że Tarp był obecnie jedyną skłonną do pomocy osobą w zasięgu.
— Zrobimy to jeszcze raz — wycedził Woody, zbierając się w sobie. Na próbę poruszył ręką, która zapulsowała od palców obrzydliwym bólem. — Znów na trzy. Zamieńmy się miejscami.
Nie było mowy, aby tym razem chwycił belę w obie dłonie. Oczy wyszłyby mu z orbit — nie musiał próbować, aby być o tym przekonanym. Zamienili się z łysym braciszkiem pozycjami, a tymczasem za nimi Lewis łajany był przez staruchę. Pot lał się do oczu Tarpa, krzyki starej, pojękiwania uwięzionego, głowa pulsująca bólem po wcześniejszej bitce, a nad tą głową: na wpół oberwany sufit. Marzył już tylko o tym, aby wydostać się z tego miejsca jak najszybciej.
— Lewis, na litość, nie patyczkuj się z nią, tylko zabieraj mi ją stąd — krzyknął, przymierzając się do powtórzenia operacji na gruzowisku. Być może sugerował chłopakowi użycie siły przeciwko kobiecinie, na której niekorzyść działały jej wzrost i wiek. Nie powinna być problemem. — Dobra, do roboty — z tym zwrócił się do Hansa i obaj panowie ponownie spróbowali unieść bele. Tym razem Woody służył tylko jedną ręką, za to z siłą wspomaganą zastrzykiem bólu i stresu.

Rzucam raz jeszcze na to zasmarkane AF.

Rzut Z 1d100 - 61
Sukces!


Przy okazji rzucam na to, czy coś z sufitu się oberwie i walnie go w plecy.

Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie


Oraz — jeśli tak — jak mocno.

Rzut 1d100 - 44


Tym razem osiągnęli sukces: bele udało się podnieść na tyle wysoko i długo, aby uwięziony Braciszek mógł wyczołgać się ze swojej pułapki, odpychając się każdą w miarę zdrową kończyną. Z ulgą mógł więc po chwili Woody wraz z Hansem zrzucić z siebie ciężar i przygotować się do dalszej ewakuacji.


piw0 to moje paliwo
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#8
17.06.2025, 16:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2025, 17:02 przez Keyleth Nico Yako.)  
To było trudne. To było w chuj trudne. Rzeczy się działy, sufity latały, baby krzyczały (znaczy jedna baba), wszystko było takie coraz bardziej straszne i przerażające. Keyleth bardzo chciała być bardziej przydatna niż mniej, jej złodziejskie oko wychwyciło problem, który jejmościna miała przy kasetce. Jeszcze tylko, żeby jej odrobinę zaufała. Kurwa mać. Niby teraz Key miała penisa i powinno być łatwiej o zaufanie, ale tu materiał do pracy był bardzo, bardzo trudny.

Dłonią subtelnie nagięła rzeczywistość, urok wplótł się w kolejne słowa, bardzo spokojne jak na okoliczności. Dobra sztuczka. Stara sztuczka. Oby tym razem ciało Lewisa nie przeszkadzało, a uśmiech, który produkowała współgrał z rzucanym zaklęciem i słowami:
- Proszę Pani, ja pani pomogę z tą kasetką, proszę mi zaufać, przecież jesteśmy tu pomóc, nie okradać się.

Magia Bezróżdżkowa II, Kłamanie I (opanowanie głosu w kryzysowej chwili), Zauroczenie ◉◉◉○○ - rzucam na zmianę nastawienia, sugestię, że jestem sprzymierzeńcem, implementuje pani uczucie: zaufanie
Rzut Z 1d100 - 32
Akcja nieudana


W przypadku sukcesu wspomnianą kasetkę chcę wyciągnąć korzystając z Wiedzy o świecie IV i Kradzieży I

Rzut PO 1d100 - 14
Akcja nieudana

- ZŁODZIEJ! CHŁOPCY BRAC GO! OKRADAJĄ NAS!- Paniczne pokrzykiwania mugolaczki szarpiącej się z Lewistem przy kasie przebiły się przez huczące coraz głośniej płomienie i odgłosy z zewnątrz.

Keyleth zaklęła w języku swoich przodków, siarczyście i głośno, po czym w końcu - zgodnie ze słowami Woody'ego - przestała się patyczkować.

- WyCHODZIMY NARTYCHMIAST! - ryknęła łapiąc boleśnie kobietę za ramię. Może gdyby chciała współpracować, może gdyby zaklęcia w tej formie jej jakkolwiek wychodziły. Może dałoby się wyjść z tygodniowym utargiem. Ale nie. Miała rozhisteryzowanego babsztyla na karku przemocą wyciągniętego na zewnątrz. Trudno było się poklepać po ramieniu i powiedzieć "dobra robota Ke... znaczy Lewis, spisałeś się Lewis". Bardzo trudno. Ostatkiem woli powstrzymała się przed tym, żeby nie przemienić się ze wstydu we fretkę i uciec na powrót do Rejwachu. Najważniejsze, że udało im się wyprowadzić całą rodzinę na ulicę.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Woody Tarpaulin (1704), Keyleth Nico Yako (1581)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa