29.09.2025, 10:57 ✶
Badawczy wzrok Millie napotkał całkowicie spokojnie spojrzenie i Brenna uśmiechnęła się do niej pogodnie, zupełnie jak zwykle. Nie przejmowała się tak naprawdę zbytnio tym, co pojawi się karty: złowrogi układ pełen mieczy i rozlanych kielichów nie zaskoczyłyby jej ani nie przeraziły. Nawet nie dlatego, że zupełnie w tarot nie wierzyła (kwestie wiary i niewiary były u Brenny bardzo skomplikowane, zarówno gdy chodziło o bogów, jak i wróżenie czy jasnowidzenie), ale dlatego, że nie spodziewała się w tej chwili niczego dobrego. I nie zamierzała się tym załamywać: trzeba było po prostu sobie radzić i cieszyć się tym, co udało się wyrwać.
– Sok, mleko, przyprawy? – spytała tylko, kiedy Moody zażyczyła sobie herbaty. Brenna podniosła się z miejsca, wyciągając różdżkę, i chwilę później podgrzewała za pomocą zaklęcia wodę w imbryku z porcelany. Przyniosła go tu z Warowni parę tygodni temu – i to ocaliło go przed płomieniami. Z szafki wydobyła mieszanki herbaciane, by wsypać je do filiżanek, a potem uzupełniła o wybrane przez Millie dodatki. Wróciła do stolika z filiżankami akurat, gdy Moody zaczęła tłumaczyć symbolikę.
Nie mogła powiedzieć, że eramita nie pasował. Głupiec musiał odejść i odszedł: eramita w pewnym sensie go zastąpił, bo Brenna bardzo przywykła do tego, że chociaż wiele rzeczy robiła sama, była częścią drużyny, a to do pewnego stopnia się zmieniało. Jeśli szło o odwrócony księżyc, za mało znała jego symbolikę – to znaczy, nie znała wcale – żeby coś wyrokować, a wyjaśnienia Millie były raczej enigmatyczne.
– Ten as denarów wygląda, jakby zwiastował jakiegoś farta na loterii – oceniła Brenna, podsuwając Millie jej filiżankę i spoglądając na ostatnią kartę w układzie, mającą symbolizować jej przyszłość. Świeży początek? Kogo albo co miałby symbolizować? Złoto błyszczało w dłoni, ale błysk bywał zdradziecki, a światło oślepiało, i fałszywe galeony zdawały się odbijać słońce równie jasno, co te prawdziwe. As denarów, który miał do niej znów wrócić, i to w całkiem niedalekiej przyszłości. – Myślałam, że karta możliwości do koło fortuny. Rozumiem, że niektóre oznaczają coś podobnego? – spytała, bo cóż, znowu: znała znaczenia kilku dużych arkanów czy tych bardziej zapadających w pamięć małych, ale tylko o tyle, o ile pojawiały się w jej układach, gdy ktoś jej o tym opowiedział. – W każdym razie, uznam go po prostu za dobrą wróżbę. Chcesz herbatników do tej herbaty? I Miles, jeżeli masz ochotę, możemy się umówić po kolacji tutaj, w Stawie.
Była bardzo daleka od powiedzenia jej „nie idź, jeśli nie chcesz”. Może byłaby to rada, jakiej udzieliłby dobry terapeuta, ale Brenna nie była terapeutą: była kimś, kto widział, że wszyscy noszący nazwisko Moody mają dużo problemów, i miała nadzieję, że może jednak zdołają znaleźć wspólny język. Być może Mabon będzie do tego okazją.
– Sok, mleko, przyprawy? – spytała tylko, kiedy Moody zażyczyła sobie herbaty. Brenna podniosła się z miejsca, wyciągając różdżkę, i chwilę później podgrzewała za pomocą zaklęcia wodę w imbryku z porcelany. Przyniosła go tu z Warowni parę tygodni temu – i to ocaliło go przed płomieniami. Z szafki wydobyła mieszanki herbaciane, by wsypać je do filiżanek, a potem uzupełniła o wybrane przez Millie dodatki. Wróciła do stolika z filiżankami akurat, gdy Moody zaczęła tłumaczyć symbolikę.
Nie mogła powiedzieć, że eramita nie pasował. Głupiec musiał odejść i odszedł: eramita w pewnym sensie go zastąpił, bo Brenna bardzo przywykła do tego, że chociaż wiele rzeczy robiła sama, była częścią drużyny, a to do pewnego stopnia się zmieniało. Jeśli szło o odwrócony księżyc, za mało znała jego symbolikę – to znaczy, nie znała wcale – żeby coś wyrokować, a wyjaśnienia Millie były raczej enigmatyczne.
– Ten as denarów wygląda, jakby zwiastował jakiegoś farta na loterii – oceniła Brenna, podsuwając Millie jej filiżankę i spoglądając na ostatnią kartę w układzie, mającą symbolizować jej przyszłość. Świeży początek? Kogo albo co miałby symbolizować? Złoto błyszczało w dłoni, ale błysk bywał zdradziecki, a światło oślepiało, i fałszywe galeony zdawały się odbijać słońce równie jasno, co te prawdziwe. As denarów, który miał do niej znów wrócić, i to w całkiem niedalekiej przyszłości. – Myślałam, że karta możliwości do koło fortuny. Rozumiem, że niektóre oznaczają coś podobnego? – spytała, bo cóż, znowu: znała znaczenia kilku dużych arkanów czy tych bardziej zapadających w pamięć małych, ale tylko o tyle, o ile pojawiały się w jej układach, gdy ktoś jej o tym opowiedział. – W każdym razie, uznam go po prostu za dobrą wróżbę. Chcesz herbatników do tej herbaty? I Miles, jeżeli masz ochotę, możemy się umówić po kolacji tutaj, w Stawie.
Była bardzo daleka od powiedzenia jej „nie idź, jeśli nie chcesz”. Może byłaby to rada, jakiej udzieliłby dobry terapeuta, ale Brenna nie była terapeutą: była kimś, kto widział, że wszyscy noszący nazwisko Moody mają dużo problemów, i miała nadzieję, że może jednak zdołają znaleźć wspólny język. Być może Mabon będzie do tego okazją.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.