• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[27 grudnia 1960] Nasz sekret | Robert & Richard

[27 grudnia 1960] Nasz sekret | Robert & Richard
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#11
06.07.2024, 19:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.07.2024, 11:08 przez Robert Mulciber.)  

Pozbycie się wszystkich niewiadomych, to misja z rodzaju tych niemożliwych. One zawsze będą istniały. Tak samo jak zawsze będzie istniało wiążące się z nimi ryzyko. Nie dało się bowiem ograniczyć go aż do zera. Robert pozostawał tego faktu świadomy. Był go świadomy wręcz boleśnie. Dlatego też wszystkie te bardziej radykalne działania przychodziły mu z dużym trudem. Nie chciał nadmiernie ryzykować. Nie w sytuacji, kiedy na szali kładł swoje własne życie i co za tym idzie - stracić mógł naprawdę wiele. Stracić mógł znacznie więcej niż sam gotów był poświęcić.

Zarazem jednak, w obecnej sytuacji, nie był skłonny zostawić brata samego. Nawet jeśli jego działania uważał za błąd. Nawet jeśli Richard niczego wcześniej z nim nie omówił. W dalszym ciągu pozostawał dla niego najważniejszą osobą. Najbliższą. Najbardziej zaufaną. Dla zapewnienia mu bezpieczeństwa, dla jego dobra, musiał działać. W tych okolicznościach wszystko inne schodziło na dalszy plan. Stawało się znacznie mniej istotne. Albo może kompletnie nieistotne?

- Nie ma sensu teraz tracić na to czasu. - uciął temat. Z jego perspektywy, nie było bowiem sensu skupiać się w tym momencie właśnie na tym. Nad tą kwestią się nadmiernie rozwodzić. Zamiast tego, należało zająć się problemem, który się z tego powodu narodził. Powstał. Robert wchodził w tryb zadaniowca.

Kiedy na stole wylądowała paczka papierosów, nie zastanawiał się nad tym szczególnie długo. Ledwie kilka chwil później wyciągnął w jej kierunku ręce. Pozwolił sobie sięgnąć po tego jednego papierosa. Zapalić go. Zaciągnąć się. Liczył na to, że stosunkowo szybko poczuje wpływ tego paskudztwa na swój organizm. Zbawiennego paskudztwa. Wreszcie skupił całą uwagę z powrotem na bracie.

- Byłem wczoraj wieczorem na spotkaniu z Aureliusem. W jego mieszkaniu. Tylko my dwaj. Jeśli mamy pewność, że Grace zginęła mniej więcej w tym czasie... - zaczął, nieśpiesznie, od tego co niekoniecznie stanowiło sedno; co niekoniecznie stanowiło odpowiedź na zadane pytanie. Przynajmniej na początku. Na ten pierwszy rzut oka. Trzeba było poczekać jeszcze chwilę. Nie przerywać. Zaufać, że do czegoś Robert zmierzał. Ale przecież on, Richard, powinien mieć do tego zaufania pełne podstawy. - ...moglibyśmy dzięki temu spotkaniu zapewnić alibi również Tobie. On i ja. Aczkolwiek będzie to wymagało... odpowiedniego zmodyfikowania wspomnień. Ja... powinienem być w stanie to zrobić, ale zakładam, że Burke raczej nie zgodzi się na coś takiego dobrowolnie. - tutaj pojawiło się wymowne spojrzenie posłane w kierunku Richarda. Takie, które mówiło wprost, czego Robert zdawał się w tej sytuacji od niego oczekiwać. Przyjaciele czy nie, o ile Rick na to przystanie, Aurelius miał stać się narzędziem. Zabezpieczeniem. - W Twoim wypadku wystarczy nam oklumencja, niczego nie powinni Ci udowodnić, choć jeśli uznasz to za konieczne możemy postąpić tak samo. Sam zdecyduj.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#12
07.07.2024, 16:24  ✶  

Nie drążył tematu z tłumaczeniem się i przepraszaniem, skoro brat uciął temat. Nie było to w tej chwili istotne, ważne. A problem, jaki trzeba było rozwiązać i to od razu. O ile nie było trudne kogoś zabić, zadbać o swoją anonimowość, to jednak momentami problematyczne stawało się ustalenie swojego miejsca pobytu w dniu śmierci swojej ofiary.

Robert wykazywał zainteresowanie problemem na tyle, że Richard mógł faktycznie poczuć, że może liczyć na jego pomoc w tej sprawie. Sam dowiedział się, że Robert cokolwiek działał w sytuacji swojej żony, najpewniej doskonaląc swoje umiejętności. Co stało się z Grace Mulciber, wiedzieli tylko oni. I tak miało pozostać.

Tytoń zawsze pomagał w myśleniu i uspokojeniu. Wiedząc, że i brat palił, zostawił paczkę na wierzchu. Nie odzywał się, pozwalając starszemu bliźniakowi na opracowanie rozwiązania zaistniałego, nowego problemu. A bardziej, zapewnieniu dla Richarda alibi, że nie miałby żadnych powiązań ze śmiercią szwagierki. Tak właściwie, kto by się tego spodziewał? Kto by go podejrzewał? Członka rodziny, Aurora Norweskiego Ministerstwa Magii? Nikt nie miałby pojęcia, że Richard byłby zdolny do czegoś takiego.

Aurelius. Gdy padło to imię, Richard zawiesił się na moment z uniesioną dłonią i wypalonym do połowy papierosem. Robert był u niego wczoraj. Wsadził papierosa do ust, aby się zaciągnąć słuchając wyjaśnień dalej. ”Poświęci swojego przyjaciela?” – zastanowił się przez chwilę. Przez chwilę patrzył na Roberta, odczytując jego wymowne spojrzenie.  Domyślał się, do czego to zmierzało. Przeniósł wzrok przed siebie, gapiąc na regał z książkami. Teraz on potrzebował pomyśleć. Ufał bratu. Ale też musiał zastanowić się, co on sam robił ostatniego wieczora. Poukładać w głowie, aby to wszystko miało sens, logikę. Nie mogliby na pewno uznać, że z Robertem wyszli razem. Richard często opuszczał kamienicę, gdzieś zabierając dzieci, jeżeli pogoda na  to pozwalała, nie zawsze będąc wstanie wytrzymać z ojcem pod jednym dachem. Robił częste spacery po okolicach, zaglądał do pubów, jeżeli był sam.

- Ufam Ci, że to może się udać.
Odezwał się w końcu zdecydowanym tonem, po krótkim namyśle. Spojrzał nawet na Roberta, wyrażając sobą zgodę na zaproponowane rozwiązanie.
- Pomogę Ci przekonać Aureliusa. W jakikolwiek sposób będzie to konieczne. Ale upewnię się, naprawdę chce go dla tej sprawy "poświęcić"?
Zgodził się definitywnie na jego plan. Bo sam nic w tym momencie nie był wstanie wykombinować, jak jedynie mieć słowo brata. Lecz dla pewności, chciał się jeszcze dopytać, czy aby na pewno chce Robert wykorzystać tutaj Aureliusa jako ich narzędzie.
- Niezależnie od decyzji, jakie podejmuję, zawsze mi pomagasz. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.
Najpewniej też nigdy się nie uda mu odpowiednio odwdzięczyć za te wszystkie lata, w jakich brat był i jest nadal jego wsparciem, pomocą, wszystkim. Jedyną rodziną, przyjacielem, prawdziwym starszym o parę chwil bratem.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#13
07.07.2024, 20:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.07.2024, 11:14 przez Robert Mulciber.)  

Przyjaźń? O ile Robert, utrzymywał wciąż kontakt z Aureliusem, byli ze sobą blisko, to daleki był od tego, aby określić go mianem swojego przyjaciela. Dla niego przyjaźń oznaczała coś więcej. Przyjaciela nie wykorzystałby w taki sposób. Nie naraził na takie problemy. Kiedy natomiast chodziło o Aureliusa Burke, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Był do tego zdolny. Był w stanie to zrobić. Zwłaszcza, że w tym wszystkim chodziło o bezpieczeństwo własne oraz brata. Przede wszystkim brata. Richard  był jedyną osobą, za którą Robert faktycznie byłby w stanie walczyć. Stanąć w jej obronie. Możliwe nawet, że gdyby sytuacja okazała się podbramkowa, wolałby zamiast bliźniaka wystawić samego siebie. Bo to po prostu było tego warte.

- Dlaczego poświęcenie go dla tej sprawy miałoby stanowić problem? - zapytał. Być może faktycznie nie rozumiejąc. Być może tym sposobem dając znać, że w przypadku tej znajomości, Richard założył jednak nieco zbyt dużo. Nieistotne. - Wyślę jeszcze dzisiaj do niego list z prośbą o spotkanie. Przygotuj się.

On też zamierzał się do wszystkiego odpowiednio przygotować. Przede wszystkim pod kątem psychicznym. Była to jedna z tych spraw, których nie mogli zawalić. Musieli dobrze to rozegrać. Każdy jeden krok, musiał zakończyć się sukcesem. Nie mogli popełnić nawet najmniejszego błędu - bo błędy dużo kosztowały. Zdecydowanie więcej, niż obydwaj bracia byli najpewniej w stanie zapłacić.

- Od tego tutaj jestem Rick. Ty też zawsze tak postępujesz. - czy zdziwiło go to wyznanie? Trochę owszem. Widać było to w jego wyrazie twarzy. Odmalowało się to na niej aż nadto wyraźnie. - Zawsze mogłeś i zawsze będziesz mógł na mnie liczyć. Masz tutaj moje słowo. - mówiąc to brzmiał łagodnie. Można powiedzieć, że wręcz nienaturalnie łagodnie jak na samego siebie. W i w kontekście tematu rozmowy, którą dopiero co przeprowadzili. Mogło wydawać się, że jedno i drugie do siebie nie pasowało. Miało jednak miejsce i nie dało się temu zaprzeczyć. Mógłby powiedzieć więcej. Spróbować to jakoś szerzej wyjaśnić, wytłumaczyć, ale chyba nie do końca potrafił to zrobić. Ot, Robert po prostu wiedział o tym, że w przeciwieństwie do innych ludzi, losem Richarda zawsze się przejmie. Brat zawsze będzie dla niego ważny. Zawsze będzie starał się o niego dbać. Ale czy ograniczało się to tylko do tego jednego? Tylko z tego jednego wynikało? Z ich pokrewieństwa? Faktu wspólnego dorastania? Spędzonych razem lat? Na to nie miał już odpowiedzi. To już zaczynało stawać się zdecydowanie za bardzo skomplikowane.

Powoli starał się dopalić papierosa. Póki ten jeszcze się do czegokolwiek nadawał, nie zamierzał opuszczać biblioteki. Po prostu tu siedział. Pozwalał sobie na odczuwanie tegoż zbawiennego wpływu, jaki tytoń wywierał na organizm. Kiedy natomiast skończył, podniósł się z dotychczasowego miejsca. Nie powinni tej rozmowy przeciągać. Tego spotkania.

- Bądź na jutro gotowy. - raz jeszcze poprosił Richarda, zanim zdjął z pomieszczenia ochronne zaklęcia, a następnie udał się do swojej sypialni.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (3319), Richard Mulciber (2674)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa