• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[czerwiec 1972] Ktoś się rodzi księdzem, ktoś wilą, a ktoś inny aurorem…

[czerwiec 1972] Ktoś się rodzi księdzem, ktoś wilą, a ktoś inny aurorem…
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#1
12.12.2023, 18:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2025, 04:40 przez Lorraine Malfoy.)  
…Czasami ma to dobre strony, bo się można poznać. – Psy (1992)
Sebastian Macmillan, Lorraine Malfoy i Alastor Moody
zakład pogrzebowy A.S. Bytom Necronomicon, ulica Śmiertelnego Nokturnu

Tego ranka, oczy Lorraine – choć swoim kolorem przypominały zwykle bezchmurne niebo – pociemniały od groźby czającej się na ich dnie burzy, w każdego z klientów przewijających się w ciągu dnia przez podwoje skromnego zakładu pogrzebowego ciskając piorunami, a to wszystko dlatego, że przygotowywany do kremacji nieboszczyk poskarżył się jej: "macie niewygodne trumny". Normalnie pomyślałaby, że się przesłyszała. W najlepszym przypadku oczekiwałaby, że jakiś mały ulicznik schował się w szafce z narzędziami i próbuje ją przestraszyć, w najgorszym – że jej paranoja i mania prześladowcza ewoluowały wreszcie w pełnoobjawową schizofrenię. Ale po chwili zobaczyła, jak trup przekręca się z pozycji leżącej na plecach najpierw na prawy bok, a po chwili – na lewy.

A potem usiadł, zrzucając z siebie całun, i przemówił.

Kiedy Lorraine zatrzasnęła za sobą drzwi krematorium, była blada, jej wargi drżące od szeptanych bezgłośnie modlitw, a w oczach szkliły się łzy.

Mogłabym go po prostu spalić, pomyślała z absolutnym spokojem, który – choć kontrastował z fizjologiczną reakcją jej ciała – był jak najbardziej szczery. Szybko zabezpieczyła drzwi zaklęciem. Przez chwilę całkiem poważnie rozważała pójście po linii najmniejszego oporu, i wysłanie typa do magicznego pieca na tyle czasu, ile zajęłoby odmówienie dziesięciu zdrowasiek do Matki – albo i dłużej, wzdrygnęła się, słysząc za sobą głuche stuknięcie – zawsze mogła też wniknąć do jego umysłu za pomocą legilimencji, i odkryć, kim, a właściwie to czym jest… Ale grzebanie w głowach zmarłych było awykonalne, do tego stanowiło nieprzekraczalne tabu czarodziejów.
A co, jeżeli to jakiś demon, i gotów obrócić w pył i ją, i Necronomicon?

Najgorzej, że nie wiedziała, czy powinna wzywać na pomoc personę stanu duchownego, czy raczej świeckiego urzędnika. Czy to była sprawa sacrum, czy profanum?
Na pewno konieczny był tutaj duchowy przewodnik: specjalista od radzenia sobie z wszelkiego rodzaju nienaturalnymi odstępstwami od prawa „a kto umarł, ten nie żyje”, najlepiej egzorcysta – taki, który nie poddawałby jej zdrowia psychicznego w wątpliwość, perorując o potencjalnym błędzie koronera (przecież widziała wystarczająco dużo ciał, by wiedzieć, jak rozpoznać rigor mortis i inne pewne oznaki śmierci), tylko natychmiast odprawił odpowiedni rytuał, może jeszcze dodatkowo okadził i tak przesycone oparami wonnych świec i ziół wnętrze zakładu pogrzebowego.
Całe szczęście, Lorraine regularnie uczestniczyła w spotkaniach kowenu Whitecroft, nierzadko pomagając przy organizacji sabatów, co sprzyjało związaniu wielu znajomości w kręgach wyznawców Matki: najważniejszą z takich przyjaźni była oczywiście relacja z Sarą Macmillan, eteryczną spirytystką o srebrnych oczach przepełnionych tajemnicami (z których największą stanowiła dla niej literka „r”), ale jako że jej ulubiona kapłanka, którą zwykle miała na szybkim wybieraniu swojej sowy, obecnie była zajęta poskramianiem swojego smoczego narzeczonego, Malfoy zdecydowała się prosić o pomoc cichego kapłana imieniem Sebastian – skądinąd również przedstawiciela rodu Macmillan – z którym wciągnęła się kiedyś niesłychanie w długą i ciekawą rozmowę o historii magii… Od tego czasu zawsze serdecznie witali się podczas mszy czy też kiedy mijali się w siedzibie kowenu, gdzie oboje udawali się, aby zanieść modły do Matki. Szybko skreśliła mu treściwy list ze wszystkimi konkretami dotyczącymi swojego eschatologicznego dylematu.

Czy powinna też powiadomić jakiegoś stróża prawa…? Nie uśmiechało jej się kontaktować z Biurem Aurorów z powodów oczywistych dla każdego mieszkańca Nokturnu, ale wolała nie mieć potem problemów prawnych, więc zdecydowała, że wyśle wiadomość bardziej prywatnej natury zamiast składać oficjalne zawiadomienie… Niestety, jedynym aurorem, którego znała, był Atreus Bulstrode, jej pierwsza miłość z czasów szkolnych. Choć wierzyła w jego kompetencje, dobre serce i wiedziała, że ma malutki kompleks bohatera (w końcu zauroczyła się w nim wtedy, kiedy wyciągnął ją z niemałej opresji z Jęczącą Martą w roli głównej), ostatnio trochę się posprzeczali, i jej kobieca duma nie była jeszcze gotowa na wysłanie flirciarskiego listu z przeprosinami. Całe szczęście, przypomniała sobie o szczerbatym uśmiechu Alastora Moody’ego, którego kojarzyła przecież z peryferii życia, choć nigdy nie miała okazji nawiązać z nim bliższej rozmowy: znała go przede wszystkim jako kuzyna Effimery Trelawney, wiedziała, że niegdyś pracował z jej kuzynką Eden w jednym biurze; Sauriel wspomniał niedawno, że go zna, kiedy jakiś jej informator doniósł o kontroli aurorów w domu pomniejszego dilera… Moody, w jej skromnej ocenie, wydawał się całkiem porządnym facetem – a przynajmniej na tyle, że i jemu zdecydowała się posłać sowę o podobnej treści, co do Macmillana – dodatkowo napomykając tylko, że znany egzorcysta z Whitecroft również pojawi się na miejscu.

Był już wieczór, kiedy przekroczyli próg Necronomiconu, zamkniętego dla zwykłej klienteli, Lorraine podniosła się zza stojącego tuż obok wejścia biurka z cieniem uśmiechu na twarzy, we wnętrzu niewielkiego zakładu o ścianach wyłożonych hebanową boazerią sama bardziej przypominając zjawę – ze swoją bladością i białą suknią – aniżeli realną osobę.
Postanowiła na razie nie komentować faktu, że istota, którą zamknęła w krematorium, obijała się teraz o ściany tak gwałtownie, że przypominało to bardziej odgłosy kopulacji na rozklekotanym burdelowym łóżku, niż opętanie.

– Dobry wieczór, panowie. Proszę, wybaczcie, że tak usilnie nalegałam na spotkanie, ale pozostaję bezradna wobec całej tej sytuacji… Nie wiem nawet, czy mój klient łamie prawa żywych, czy umarłych. Bo tego, że wykazuje defiację wobec praw natury, to akurat jestem pewna – rzuciła na przywitanie. – Tak jak i tego, że demoluje mi krematorium.


@Alastor Moody
@Sebastian Macmillan


Yes, I am a master
Little love caster
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
12.12.2023, 19:10  ✶  
Każdy dzień należało zacząć od krótkiej modlitwy. Tak mówił obyczaj. I tak mówił ojciec i wszyscy wujkowie i ciotki Sebastiana, którzy postanowili po wsze czasy związać swoje życie z hierarchią kowenu Whitecroft. Chociaż Macmillan nie mieszkał już w rodzinnym domostwie i wyniósł się na swoje, tak po dziś dzień stosował się do wpojonych mu za młodu doktryn. Jak mogłoby być inaczej, skoro ta sama siła, do której wznosił modły, pozwalała mu też na to, aby zarobić na swoje utrzymanie?

Egzorcysta był oddanym wyznawcą teorii, że wiara „zwracała się”. Jeśli będziesz wystarczająco gorliwie wierzył i oddawał pokłony odpowiednim bóstwom, to dobro do ciebie wróci. Łut szczęścia, dobry los na loterii, dobroć ze strony bliźnich... Czasem wiązało się to z dostaniem dodatkowego tosta od pani w kafeterii, innym razem z propozycją podwyżki. Kiedy jednak przez kuchenne okno zaczęła się dobijać mała sówka, Sebastian zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno odmówił poprzedniego wieczora wszystkie modlitwy. Poczta... Przed jego poranną herbatą? Co to miało być? Kara boska? Czy jedna z prób, na jakie wystawiany był każdy człowiek na tym przykrym padole łez?

Wiadomość od Lorraine nie był napisany zbyt kwiecistym językiem. Brak w nim było typowych dla przyjacielskich listów ozdobników, wylewnych pozdrowień, życzeń zdrowia czy obietnic szybkiego wpadnięcia w odwiedziny. Nie. Malfoyówna od razu przeszła do konkretów. A każdy kolejny punkt na liście coraz mocniej uzmysławiał Sebastianowi, że czeka go bardzo długi dzień. Naturalnie nie mógł się zgodzić na przyjście do Necronomiconu bez ówczesnego przygotowania. Nie był kompletnym idiotą. Poza tym i tak skończyła mu się woda święcona. I święte obrazki, które zwykł wręczać swoim klientom. I tak oto wskazał termin swojej wizyty na późny wieczór...

— Pokój temu domowi i wszystkim jego mieszkańcom. Niech was pobłogosławi Matka i wszystkie pomniejsza bóstwa jej sprzyjające — zaczął w ramach powitania po przekroczeniu progu zakładu pogrzebowego. Poprawił kaptur ciemnej szaty (zdecydowanie zbyt grubej jak na letni wieczór) i poprawił torbę zwisającą smutno na jego ramieniu: w środku znajdowały się wszystkie potrzebne mu przedmioty, w tym mała szkatułka, która miała ewentualnie posłużyć za naczynie dla ducha. — Pani Lorraine, bardzo przepraszam, że dopiero teraz mogłem przybyć jednak...

Przerwał, gdy drzwi wejściowe, które przed chwilą zamknął, uchyliły się z cichym trzaskiem. Odwrócił się momentalnie w tym kierunku, niemalże spodziewając się, że ujrzy tam sprawcę całego zamieszania. Zamiast tego w progu stanął Alastor Moody. Sebastianowi zabrakło języka w gębie; ruszał ustami, jednak nie wydawał żadnych dźwięków. Za to jego twarz mówiła wiele; wytrzeszczone oczy, brwi przesuwające się to w górę, to w dół dosyć dosadnie ukazywały dziwienie mężczyzny.

— Cześć — powitał go suchym, nieco piskliwym głosem. – kolejna oznaka zaskoczenia przybyciem Alastora. Chrząknął głośno, przesuwając się bliżej jasnowłosej kobiety. — Chwalmy Matkę, że zesłała nam wsparcie Biura Aurorów.

Wbił wzrok w podłogę, aby po chwili znowu zwrócić się w stronę Lorraine. Czemu akurat Moody? Czemu nie Longbottom, Steward lub któreś z duo Bulstrode'ów? Czemu ja się w ogóle dziwię, Brenna by nie wytrzymała takiego czasu oczekiwania, zdał sobie sprawę. List dostał z rana, a był wieczór. Teraz to już w ogóle miał wrażenie, że naraził się Matce. Może za mało dał na tacę podczas ostatnich obrządków?

— Znasz personalia eee zmarłego? — Zmarszczył brwi. — Okoliczności śmierci? Kiedy... Kiedy dokładnie zorientowałaś się, że coś jest nie tak?

Po Beltane problemy z duchami nieco się nasiliły, jednak opętanie wbrew pozorom nie było jedynym rozwiązaniem. Błąd medyczny? Może facet wcale nie był martwy, a tak naprawdę przebywał w jakiejś dziwnej śpiączce. Aż do teraz, to jest. A może do domu pogrzebowego trafiła ofiara czarnej magii? Jeśli to ghoul, to Sebastian nie mógł za bardzo pomóc.
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#3
23.12.2023, 04:57  ✶  
„Zjedz kolację sama” - szybki list posłany do Effimery, kiedy tylko na jego biurko trafiła koperta z listem od potrzebującej pomocy Lorraine. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się po niej niczego innego - odkąd wrócił z urlopu, robił te cholerne nadgodziny prawie codziennie i miał wrażenie, że dziewczyna powoli zapomina o tym jak wygląda jego twarz. Wychodził wcześnie rano, wracał wieczorem lub w nocy. Czym miał różnić się ten dzień od innych? Chyba tylko tym, że opuściwszy korytarze Ministerstwa ruszył na spotkanie z inną Malfoy niż normalnie. Lorrie kojarzyła go trochę lepiej niż on ją - być może coś obiło mu się kiedyś o uszy, ale nie skojarzyłby jej z niczym szczególnym, poza niebywałą wręcz urodą. Tak mu zapadła w pamięć: ładna koleżanka Effimery. Teraz może trochę kuzynka Eden, ale Eden mu jej nie przedstawiła nigdy, więc nie zakładał absolutnie nic jeżeli chodziło o ich relację i wolał o nią nie pytać - ta kobieta była kurwa nieprzewidywalna, co musiał przed sobą przyznać nawet jeżeli myślał o niej czule.

Oczywiście, nieszczególnie zażyła znajomość nie przeszkodziła mu w pojawieniu się na miejscu na godzinę wskazaną przez Sebastiana - kompleks bohatera i potrzeba pomagania innym w niemal każdej pierdole, z jaką do niego przychodzili, rozciągała się nie tylko na przyjaciół, ale i na przyjaciół ich przyjaciół i ich przyjaciół... na losowych potrzebujących oczywiście też. Wezwanie egzorcysty z Whitecroft brzmiało logiczniej w opisanej przez nią sprawie, ale miała rację sądząc, że nie musi to mieć związku z opętaniem - jego oględziny sprawie nie zaszkodzą, a i zapewnią dziewczynie względne bezpieczeństwo, na wypadek gdyby nieboszczyk okazał się być wampirem, albo ofiarą czarnomagicznego przedmiotu.

Nie zdążył przebrać się z munduru, więc do środka wszedł czując się trochę jak pajac, bo to przecież nie była oficjalna wizyta Biura Aurorów, nigdzie tego nie zgłosił, ale tak sobie pomyślał, że najwyżej to zgłosi, jak się tu coś faktycznie wydarzy...? Z tych tak naprawdę niepotrzebnych rozmyślań, bo kogo to obchodziło czy przyszedł tutaj ubrany jak do pracy, czy w pantalonach, wyrwał go głos Sebastiana, który dotarł do jego uszu ledwie sekundę po naciśnięciu klamki i naparciu na drzwi wejściowe.

No tak, egzorcysta z Whitecroft. Mógł się tego domyślić kilka godzin temu, ale może to nawet lepiej, że go to spotkanie wzięło z zaskoczenia, bo Macmillan nie wyglądał na szczególnie ucieszonego na jego widok. A może taką minę na jego licu wywołał powiew świeżości, jaki wniosła tu jego obecność? Bo chociaż Moody nie miał nic do wszelkiego rodzaju obrzędów, modlitw do bogów i wszystkich tych kwestii wiary, pozostawał kimś zbyt skupionym na pracy, żeby zaangażować się w to bardziej niż rozważeniem wybrania się na mszę w celu zobaczenia Sebastiana w szacie liturgicznej. Modlitwa do Matki? Nie znał żadnej. Sabaty kojarzyły mu się co najwyżej z patrolami. Odkąd oficjalnie przyjęli go do Brygady Uderzeniowej, w każde Yule zawsze był na służbie.

- Cześć, młoda - powiedział, skinąwszy głową do Lorraine, pozwalając sobie na takie powitanie, bo skoro piła grzańca z jego kubków i pierdoliła coś Effimery o bogatym księciu z bajki, to nie będzie do niej mówił dzień dobry. - I cześć, Sebastian - i nawet wyciągnął do niego rękę, ale kapłan akurat nerwowo przesuwał się w kierunku panny Malfoy, toteż Moody został z tą ręką zawieszoną w powietrzu. Złapał z Lorraine to żenujące, porozumiewawcze spojrzenie i nonszalancko opuścił ją w dół. Dwie sekundy temu chciał rzucić dowcipem: „chwalmy Matkę, że doprowadziła do tego, że wsparcie z Biura Aurorów było potrzebne”, ale teraz dwie ostatnie szare komórki w jego głowie zgodziły się ze sobą: zostaw to na potem, jak będziesz pił z Bertim piwo i opowiadał mu, co się stało.

Próbując zachować resztki profesjonalizmu, zbliżył się do nich, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej.

- Przywieźli ci go tutaj z jakimiś przedmiotami? - Dodał do słów Macmillana. Rzeczy, w których go tutaj przynieśli, trzymała razem z nim w kostnicy? A może w ogóle przywieźli go tutaj nagiego w worku? Jak o tym pomyślał, to nie wiedział, co oni dokładnie robili z ciałami nieboszczyków, poza tym, że te wymagające sekcji były trzymane w biurze koronera, aż nie skończyła się sprawa i nie zabrała ich rodzina. Śmiesznie trochę. Rzadko bywał najmniej rozumiejącą sytuację osobą w pomieszczeniu.


fear is the mind-killer.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#4
22.06.2025, 04:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2025, 19:20 przez Lorraine Malfoy.)  
Zanim Lorraine zdążyła odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie, jakie padło ze strony Alastora czy Sebastiana, z otchłani prosektoryjnej sali dobiegło wycie.  Wycie, które zdawało się przejmować do głębi wszystko, co żywe, powodując, że krew ścina się w żyłach, a serce zatrzymuje się w pół uderzenia. Wycie niemal zwierzęce, nieludzkie, a jednak, niewątpliwie należące do istoty ludzkiej – do czegoś, co kiedyś nazywano człowiekiem, a teraz... Półwila westchnęła ciężko. Teraz było martwe.

Tyle że nie wszystko, co było martwe, chciało umrzeć.

– Mogę wam pokazać wszystkie papiery – odezwała się w końcu, nie siląc się nawet na to, aby próbować przekrzyczeć upiorne zawodzenie nieumarłej istoty, która demolowała w tym czasie wnętrze prosektorium. – Ale, po prawdzie, niewiele z nich wynika. Wymyślone imię i nazwisko, podrobione dokumenty, fałszywy adres zamieszkania. Nie miał nic przy sobie. Nic, co pozwoliłoby ustalić jego prawdziwą tożsamość. Ciało dostarczył właściciel doków, gdzie denat pracował przez ostatni miesiąc. Sama tylko bogini raczy wiedzieć, co go przywiodło w te strony. Nikt nie wie, skąd pochodził. Nikt nie pytał, dopóki zostawiał dniówkę za szynkwasem gospody, a rano względnie trzeźwy pojawiał się w dokach, zawsze punktualnie. Powiesił się w magazynie.

Znalazł go kierownik portu, który przesadnie wręcz dbał o pozory, aby władze nie zainteresowały się nie do końca legalnym przeładunkiem gorzałki, na jaki po cichu zezwalał swoim dokerom. Nie mógł pozwolić sobie na dochodzenie w sprawie trupa, sam pokrył więc koszty pogrzebu pracownika, zaraz po tym, jak potwierdzono, że doszło do samobójstwa.

Reszta dokerów po prostu wrzuciłaby ciało do kanału i zapomniała o całej sprawie.

– Zauważyłam, że na ciele miał wyrysowane jakieś dziwne symbole, ale nie zdążyłam im się przyjrzeć dokładniej – miałam wcześniej pogrzeb – dopiero zeszłam do prosektorium, aby zacząć pracę. Lekarz stwierdzający zgon nie poświęcił tym symbolom więcej uwagi, a w swoim raporcie służbowym zapisał tylko: "obecność tatuaży".

Choć Lorraine chciała pomóc, nie potrafiła powiedzieć nic więcej na temat szalejącego w podziemiach zakładu pogrzebowego trupa. Objęła się ramionami, gdy z dołu dobiegło ich wyjątkowo głośne szczęknięcie, jak gdyby ktoś wywrócił nagle metalowy stół prosektoryjny na ziemię. Wargi Lorraine zadrgały niebezpiecznie.

– Chciałabym po prostu pozwolić mu odejść w pokoju – poprosiła, próbując powstrzymać drżenie w głosie, gdy stojący przed nią mężczyźni wymienili spojrzenia, po czym rozpoczęli przygotowania do starcia z... czymkolwiek było to, co grasowało w tym momencie w podziemiach Necronomiconu. – Każdy zasługuje przecież na odpoczynek na łonie Matki.

Koniec sesji


Yes, I am a master
Little love caster
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Lorraine Malfoy (1267), Sebastian Macmillan (597), Alastor Moody (692)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa