12.12.2023, 18:30 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2025, 04:40 przez Lorraine Malfoy.)
…Czasami ma to dobre strony, bo się można poznać. – Psy (1992)
Sebastian Macmillan, Lorraine Malfoy i Alastor Moody
zakład pogrzebowy A.S. Bytom Necronomicon, ulica Śmiertelnego Nokturnu
Sebastian Macmillan, Lorraine Malfoy i Alastor Moody
zakład pogrzebowy A.S. Bytom Necronomicon, ulica Śmiertelnego Nokturnu
Tego ranka, oczy Lorraine – choć swoim kolorem przypominały zwykle bezchmurne niebo – pociemniały od groźby czającej się na ich dnie burzy, w każdego z klientów przewijających się w ciągu dnia przez podwoje skromnego zakładu pogrzebowego ciskając piorunami, a to wszystko dlatego, że przygotowywany do kremacji nieboszczyk poskarżył się jej: "macie niewygodne trumny". Normalnie pomyślałaby, że się przesłyszała. W najlepszym przypadku oczekiwałaby, że jakiś mały ulicznik schował się w szafce z narzędziami i próbuje ją przestraszyć, w najgorszym – że jej paranoja i mania prześladowcza ewoluowały wreszcie w pełnoobjawową schizofrenię. Ale po chwili zobaczyła, jak trup przekręca się z pozycji leżącej na plecach najpierw na prawy bok, a po chwili – na lewy.
A potem usiadł, zrzucając z siebie całun, i przemówił.
Kiedy Lorraine zatrzasnęła za sobą drzwi krematorium, była blada, jej wargi drżące od szeptanych bezgłośnie modlitw, a w oczach szkliły się łzy.
Mogłabym go po prostu spalić, pomyślała z absolutnym spokojem, który – choć kontrastował z fizjologiczną reakcją jej ciała – był jak najbardziej szczery. Szybko zabezpieczyła drzwi zaklęciem. Przez chwilę całkiem poważnie rozważała pójście po linii najmniejszego oporu, i wysłanie typa do magicznego pieca na tyle czasu, ile zajęłoby odmówienie dziesięciu zdrowasiek do Matki – albo i dłużej, wzdrygnęła się, słysząc za sobą głuche stuknięcie – zawsze mogła też wniknąć do jego umysłu za pomocą legilimencji, i odkryć, kim, a właściwie to czym jest… Ale grzebanie w głowach zmarłych było awykonalne, do tego stanowiło nieprzekraczalne tabu czarodziejów.
A co, jeżeli to jakiś demon, i gotów obrócić w pył i ją, i Necronomicon?
Najgorzej, że nie wiedziała, czy powinna wzywać na pomoc personę stanu duchownego, czy raczej świeckiego urzędnika. Czy to była sprawa sacrum, czy profanum?
Na pewno konieczny był tutaj duchowy przewodnik: specjalista od radzenia sobie z wszelkiego rodzaju nienaturalnymi odstępstwami od prawa „a kto umarł, ten nie żyje”, najlepiej egzorcysta – taki, który nie poddawałby jej zdrowia psychicznego w wątpliwość, perorując o potencjalnym błędzie koronera (przecież widziała wystarczająco dużo ciał, by wiedzieć, jak rozpoznać rigor mortis i inne pewne oznaki śmierci), tylko natychmiast odprawił odpowiedni rytuał, może jeszcze dodatkowo okadził i tak przesycone oparami wonnych świec i ziół wnętrze zakładu pogrzebowego.
Całe szczęście, Lorraine regularnie uczestniczyła w spotkaniach kowenu Whitecroft, nierzadko pomagając przy organizacji sabatów, co sprzyjało związaniu wielu znajomości w kręgach wyznawców Matki: najważniejszą z takich przyjaźni była oczywiście relacja z Sarą Macmillan, eteryczną spirytystką o srebrnych oczach przepełnionych tajemnicami (z których największą stanowiła dla niej literka „r”), ale jako że jej ulubiona kapłanka, którą zwykle miała na szybkim wybieraniu swojej sowy, obecnie była zajęta poskramianiem swojego smoczego narzeczonego, Malfoy zdecydowała się prosić o pomoc cichego kapłana imieniem Sebastian – skądinąd również przedstawiciela rodu Macmillan – z którym wciągnęła się kiedyś niesłychanie w długą i ciekawą rozmowę o historii magii… Od tego czasu zawsze serdecznie witali się podczas mszy czy też kiedy mijali się w siedzibie kowenu, gdzie oboje udawali się, aby zanieść modły do Matki. Szybko skreśliła mu treściwy list ze wszystkimi konkretami dotyczącymi swojego eschatologicznego dylematu.
Czy powinna też powiadomić jakiegoś stróża prawa…? Nie uśmiechało jej się kontaktować z Biurem Aurorów z powodów oczywistych dla każdego mieszkańca Nokturnu, ale wolała nie mieć potem problemów prawnych, więc zdecydowała, że wyśle wiadomość bardziej prywatnej natury zamiast składać oficjalne zawiadomienie… Niestety, jedynym aurorem, którego znała, był Atreus Bulstrode, jej pierwsza miłość z czasów szkolnych. Choć wierzyła w jego kompetencje, dobre serce i wiedziała, że ma malutki kompleks bohatera (w końcu zauroczyła się w nim wtedy, kiedy wyciągnął ją z niemałej opresji z Jęczącą Martą w roli głównej), ostatnio trochę się posprzeczali, i jej kobieca duma nie była jeszcze gotowa na wysłanie flirciarskiego listu z przeprosinami. Całe szczęście, przypomniała sobie o szczerbatym uśmiechu Alastora Moody’ego, którego kojarzyła przecież z peryferii życia, choć nigdy nie miała okazji nawiązać z nim bliższej rozmowy: znała go przede wszystkim jako kuzyna Effimery Trelawney, wiedziała, że niegdyś pracował z jej kuzynką Eden w jednym biurze; Sauriel wspomniał niedawno, że go zna, kiedy jakiś jej informator doniósł o kontroli aurorów w domu pomniejszego dilera… Moody, w jej skromnej ocenie, wydawał się całkiem porządnym facetem – a przynajmniej na tyle, że i jemu zdecydowała się posłać sowę o podobnej treści, co do Macmillana – dodatkowo napomykając tylko, że znany egzorcysta z Whitecroft również pojawi się na miejscu.
Był już wieczór, kiedy przekroczyli próg Necronomiconu, zamkniętego dla zwykłej klienteli, Lorraine podniosła się zza stojącego tuż obok wejścia biurka z cieniem uśmiechu na twarzy, we wnętrzu niewielkiego zakładu o ścianach wyłożonych hebanową boazerią sama bardziej przypominając zjawę – ze swoją bladością i białą suknią – aniżeli realną osobę.
Postanowiła na razie nie komentować faktu, że istota, którą zamknęła w krematorium, obijała się teraz o ściany tak gwałtownie, że przypominało to bardziej odgłosy kopulacji na rozklekotanym burdelowym łóżku, niż opętanie.
– Dobry wieczór, panowie. Proszę, wybaczcie, że tak usilnie nalegałam na spotkanie, ale pozostaję bezradna wobec całej tej sytuacji… Nie wiem nawet, czy mój klient łamie prawa żywych, czy umarłych. Bo tego, że wykazuje defiację wobec praw natury, to akurat jestem pewna – rzuciła na przywitanie. – Tak jak i tego, że demoluje mi krematorium.