• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna Fontanna Szczęśliwego Losu [02.04.1972] Sto lat, sto lat... | Cynthia & Victoria

[02.04.1972] Sto lat, sto lat... | Cynthia & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
08.05.2023, 22:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:00 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange (Otwarty na nowe doznania).
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Najlepszy prezent, jaki możemy podarować komuś na urodziny, to czas
2 kwietnia 1972
– Cynthia & Victoria –



To nie był najlepszy dzień w karierze Victorii Lestrange. Prawdę mówiąc – był jednym z gorszych. Była wykończona – i trudną nocą, i jeszcze trudniejszym porankiem, a nader wszystko w ogóle całym dniem. Nie powstrzymało jej to jednak od tego, by w pierwszej kolejności wysłać sowę do Cynthi, bo ciągle z tyłu głowy miała datę jaką dzisiaj mieli. I wciąż myślała o tym, że pomimo tak kiepskiego dnia, chciałaby sprawić swojej przyjaciółce choć odrobinę przyjemności. Więc gdy przyszła wiadomość zwrotna nawet się uśmiechnęła, a następnie bardzo szybko doprowadziła się do jakiegoś… sensownego stanu.

Czerwona sukienka, rajstopy, szpilki, szminka na ustach – i tak właśnie stawiła się w umówionym miejscu. Z Cynthią wychodziły na miasto tyle razy, że nie było sensu dogadywać szczegółów, bo sprawa była prosta: miały swoją ulubioną knajpkę, a ta, która przychodziła pierwsza, zajmowała stolik, prosta sprawa. Victoria miała jednak nadzieję, że uda jej się być przed Flintówną, skoro mówiła, że musi dokończyć swoją… randkę z trupem.

Cóż za zabawne połączenie słów. Aż Victorii się coś przewróciło w żołądku, a mina skwasiła na tyle, że pewnie jakiś mugol z przeszłości uznałby to za jakieś wiedźmie czary po których kiśnie całe mleko we wsi.

Coś jej się jednak w tym dniu udało i rzeczywiście była pierwsza. Rozsiadła się wygodnie jednak pachnęła ręką na kelnera mówiąc, że czeka na swoją przyjaciółkę która ma urodziny i czy z tej okazji nie mogliby dla nich przygotować czegoś ekstra, kiedy śliczna blondyneczka już się zjawi. Cóż… Były stałymi klientkami. A później Victoria przymknęła oczy i czekała, korzystają z tej krótkiej chwili by choć trochę odpocząć. Szkoda tylko, że jej myśli nie chciały dać jej spokoju i pewnie jedna z nich odbijała się w jej twarzy jakimś zmarszczeniem czoła bądź innym subtelnym grymasem.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#2
12.05.2023, 10:27  ✶  
Cynthia nie miałaby pretensji, gdyby Lestrange nie znalazła dla niej czasu, zważywszy na to, co działo się w jej karierze, jak i w życiu prywatnym. Wciąż odrobinę zaskakiwał ją fakt zaręczyn z Rokwoodem, ale przynajmniej pewne kwestie sobie z nim wyjaśniła i miała nadzieję, że mężczyzna miał świadomość, jak poważnie traktowała sprawę szczęścia swojej jedynej i najlepszej przyjaciółki, z którą przecież dzieliła dormitorium. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że nie ucieszyła się na propozycję spotkania. Nie miały dla siebie zbyt wiele czasu w ostatnich miesiącach, gdy ciemne chmury gromadziły się nad Angielskim światem czarodziejów.
Ceniła każdy moment, który po ukończeniu szkoły mogły razem spędzić, więc przestała bawić się podczas sekcji i prędko wykonywała najważniejsze pomiary, aby na sam koniec uwieńczyć swoją randkę pięknym i wąskim szyciem na środku klatki piersiowej. Raport uzupełniała na bieżąco, więc wystarczyło wrzucić gotowe papiery do pojemnika na jednym z biurek. A potem szybko do posiadłości, doprowadzić się do porządku, wziąć szybki prysznic i znaleźć odpowiednią sukienkę. Wyjątkowo nie postawiła na czerń, chociaż ta najczęściej gościła w jej eleganckiej i dość skromnej garderobie. Wybrana przez nią kreacja tym razem miała kolor głębokiego granatu, odkrywając subtelnie ramiona i sięgając lejącym się materiałem przed kolano. Do tego rzecz jasna pończochy z ukrytym za nim skalpelem oraz szpilki i delikatny makijaż. Włosy postanowiła puścić wolno, cały dzień tkwiły w ciasnym upięciu nad karkiem. Po złapaniu za torebkę udała się na miejsce, zerkając jeszcze na zegarek. Nienawidziła się spóźniać.
Dotarła na miejsce dwie minuty przed czasem, pośpiesznie wchodząc do środka. Nie musiała długo wzrokiem szukać Victorii, bo była najładniejsza i najbardziej rzucająca się w oczy w knajpie, a jeden z gości szeptał zawzięcie na temat jej czerwonej sukienki, za co Flintówna obdarzyła go chłodnym i oceniającym spojrzeniem. Gdy znalazła się przy stoliku, obdarzyła dziewczynę pociągłym spojrzeniem, przesuwając po jej zmęczonej twarzy. Wyglądała zjawiskowo, ale znała ją na tyle, aby wiedzieć. Z zaniepokojeniem ściągnęła brwi, przytulając ja na przywitanie i z łagodnością przesuwając dłonią po jej plecach, westchnęła ciężko. - Mam nadzieję, że masz sensowne wyjaśnienie, moja Droga, dlaczego masz tak zmęczone oczy i chociaż wyglądasz olśniewająco, częściowo też trochę, jakbyś stoczyła bój z Rogogonem Węgierskim? - zapytała z westchnięciem, odkładając na bok torebkę i zajęła miejsce naprzeciw. Miała tylko nadzieję, że to nie wina Sauriela, bo wtedy to już ona sobie z nim porozmawia. Jej urodziny nie miały żadnego znaczenia, Tori była znacznie ważniejsza. Na palcach jednej ręki można było policzyć ludzi, dla których jasnowłosa zrobiłaby wszystko i dla których przede wszystkim wciąż miała jakieś pokłady czułości oraz łagodności, a jej twarz przejawiały zwykle zamarznięte emocje.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
24.05.2023, 12:32  ✶  

To był fakt – ostatnie miesiące nie obfitowały w częste spotkania przyjaciółek. Pracy było sporo, więcej niż kiedyś, bo czarnoksiężnicy działali bardziej zorganizowanie i zdecydowanie sprawniej, a do tego wszystkiego Victoria musiała wygospodarować też czas dla przyszłego narzeczonego… Ostatecznie po pierwszych miesiącach niechęci i cichej nadziei na to, że może jednak rodzice wszystko odwołają, Lestrange przywykła do tej myśli na tyle, i poznała swojego przyszłego z tej strony, że przestała kręcić nosem. Nie uskarżała się też – a przynajmniej nie swoim rodzicom, już nie. To, że pomału się dogadywali, nie znaczyło, że było pięknie i idealnie. Ale! To przecież nie był dzień, w którym Victoria musiała zarezerwować sobie czas dla mężczyzny, nie. To był wieczór w pełni dla Cynthii.

Ciemne oczy otworzyły się, kiedy usłyszała przy swoim stoliku ruch większy niż dotychczas, i jej oczom ukazała się blondynka śliczna jak księżyc na bezchmurnym niebie – jej chłodna uroda zdecydowanie się odznaczała. Victoria uśmiechnęła się do niej i wstała, by przytulić ją na powitanie.

- Mmmm, ciebie też dobrze widzieć – odpowiedziała jej na to, całkiem ubawiona. Skłamałaby mówiąc, że po cichu na to nie liczyła – nie na zmartwienie przyjaciółki, lecz na to, że to jaka Flintówna jest, poprawi Victorii humor i rozgoni te ciemne chmury, które nad jej głową się ostatnio zebrały. - Och to jest… w sumie całkiem niezła historia, ale nie ma w niej smoków na szczęście – dodała jeszcze i sama usiadła przy stoliku, a kiedy Cynthia odkładała torebkę, to sięgnęła po swoją, by wyciągnąć z niej niewielkie pudełko, obwiązane mieniącą się magicznie tasiemką, która mogła kojarzyć się z nocnym niebem upstrzonym gwiazdami. Wyciągnęła je do Cyny. - To dla ciebie. Wszystkiego najlepszego, kochana – Victoria nigdy nie była wylewną osobą, ale wierzyła, że Cynthia wie, że choć nie mówiła wiele, to że życzyła jej jak najlepiej. W pudełku znajdowała się piękna ozdoba do włosów, wysadzana diamencikami i ozdobiona innymi kamieniami, z motywem księżyca. Kojarzyło jej się z Cynthią i chciała dać jej coś, co będzie do niej jednocześnie pasować i wiele o niej mówić. Coś na tyle neutralnego, co będzie mogła dopasować do różnych stylizacji. - Jeśli ma cię to uspokoić to wczoraj i dzisiaj spędziłam dużo czasu w latającym powozie – i Cyna i Tori, obie dzieliły ze sobą lęk wysokości, więc wierzyła, że panna Flint zrozumie jej zmęczenie – zaiste duża jego część niestety miała źródło w tym strachu i stresie, zupełnie irracjonalnym, wiedziała to, ale jednak tam był. - Niedawno wróciłam. Jeszcze ze mnie nie zeszło – wytłumaczyła się. Było w tym znacznie więcej i domyślała się, że i Cynthia będzie zdawała sobie z tego sprawę, jednak Lestrange nie kłamała. To naprawdę nie był jej najlepszy dzień i noc, a lot z abraksanem sprawy nie polepszał ani nie wyłagodził.

Kelner musiał zauważyć przybycie Cynthii i wybrał sobie odpowiedni moment na przyjście z tacą i dwoma kolorowymi drinkami.

- Ale co tu o mnie. To twoje święto – sięgnęła do jednego z kieliszków i uniosła go lekko, w niemym toaście. Nie miała pojęcia co dla nich przygotowano, miało być coś ekstra. - Zdrówko, Cyna! – i upiła łyk drinka.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
27.05.2023, 13:39  ✶  
Nie miała do niej absolutnie żadnych pretensji. Obydwie były dorosłe, a ich relacja silna oraz stabilna na tyle, że często spotkania nie były wyznacznikiem jej przetrwania, bo niezależnie czy widziały się raz w miesiącu, czy może raz na trzy to i tak zawsze było tak samo, jak w momencie, gdy się żegnały. Zawsze też były listy lub krótkie spotkania na korytarzach Ministerstwa Magii. No i te zaręczyny z Saurielem. Cynthię uspokajał fakt, że cokolwiek o nim wiedziała, a dodatkowo był przyjacielem Fergusa, którego zawsze mogła o niego dopytać. Ot, kółko wzajemnego pozyskiwania informacji.
Zawsze ze sobą kontrastowały, tworząc w połączeniu trochę kawę z mlekiem. Trudno było ich nie zauważyć przez to już za czasów Hogwartu, gdy kręciły się razem, kontrastując jak czerń z bielą. Nic, co dotyczyło zmian w zachowaniu lub wyglądzie Tori — nawet coś tak błahego, jak zmęczenie, nie umykało jej uwadze. Znów brała na siebie zbyt dużo, czy może konieczna będzie pogawędka z Rookwoodem? Uśmiechnęła się na jej słowa w sposób, który przeznaczony był dla najbliższych — znacznie łagodniejszy i cieplejszy, wręcz czuły. W końcu była dla niej, jak siostra, a Castiela wywiało gdzieś na tym jego niedorzecznym jachcie. Pewnie uciekał przed ojcem i przed ślubem.
- Na szczęście mamy cały wieczór i nie ominie Cię jej opowiadanie, niezależnie od tego, czy powodem był Rogogon, Jednorożec czy może Sauriel. - odpowiedziała tonem, który raczej nie zniósłby sprzeciwu, przyglądając się jej jeszcze przez moment, zanim wygodnie usiadła, poprawiając sukienkę. Była niestety odrobinę pedantyczna, ceniła sobie nienaganność, najwięcej wymagając od samej siebie, więc sukienka musiała leżeć doskonale i nie zaginać się w miejscach, które później by się nie wyprostowały, przez co wyglądałaby niechlujnie.
- Hmm? - podniosła na nią błękitne, nieco zaskoczone oczy, gdy tylko torebka bezpiecznie wylądowała na siedzisku. Sam wybór tasiemki zaintrygował blondynkę na tyle, że przez chwilę wędrowała wzrokiem między nią a przyjaciółką. - Nie musiałaś głuptasie. - kontynuowała w końcu, biorąc od niej pudełeczko. Obydwie nie były wylewne, a swoje wiedziały. Przesunęła dłońmi po przedmiocie, otwierając wieczko i uśmiechnęła się ze szczerym zachwytem na widok wybranej przez nią ozdoby, która zawierała tak lubiany przez nią motyw. - Jest przepiękna, dziękuje. Będę zawsze o Tobie myślała, gdy będę ją nosiła. - zakończyła łagodniej, przesuwając palcem po diamenciku, przyglądając się błyskotce jeszcze chwilę. Biżuterie zwykle nosiła skromną, ale ozdoby do włosów bardzo lubiła — niezależnie, czy były to spinki, czy szersze wstążki do robienia wysokich kitek.
- Oh, paskudnie. Kto Ci to zafundował to nieszczęście? Są wygodniejsze środki transportu.. - westchnęła na jej słowa z odrobiną współczucia, bo doskonale rozumiała. Miotły i te wszystkie powozy, dywany, czy nawet pegazy były okropne i niestabilne. Zamknęła puzderko, chowając je do torebki i poprawiła się na siedzisku, skupiając na czarnowłosej uwagę, jakby z zainteresowaniem czekając, aż ta poda jej powód, dla których zniosła te tortury. Mogły być spokojnie wytłumaczeniem dla podkrążonych oczu. Skinęła głową kelnerowi, przysuwając sobie pozostawiony przez niego kieliszek, a potem idąc śladem przyjaciółki, również go uniosła, robiąc łyka. Słodkawy, ale nie było to natrętnie, przyjemnie wyważało smak. - Dowiedzenie się tego, co u Ciebie jest też ważnym elementem obchodów tego święta, w końcu z nas dwóch, prowadzisz się bardziej żywo. - zauważyła z nutą rozbawienia, nawiązując do swojej pracy, która krążyła przecież dookoła zwłok, które były jej głównym towarzystwem. Ciekawiło ją też trochę, czy ma już wybraną datę z Rookwoodem i jak właściwie wygląda sytuacja ich relacji. Był godzien i na tyle interesujący, żeby Victoria sama go sobie wybrała, zaakceptowała? Stuknęła paznokciami w szkło, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. - Odnalazłaś się już w swojej sytuacji? Mam nadzieję, że Twój narzeczony jest znośnym towarzystwem. Lepiej, żeby był.
Lestrange doskonale wiedziała, że dla niej, Cynthia Flint byłaby zdolna do wszystkiego.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
28.05.2023, 00:55  ✶  

To była właśnie magia tej relacji: niezależnie od tego, czy widywały się codziennie, czy raz na pół roku – zupełnie nic się nie zmieniało pomiędzy nimi. Nadal można było się otworzyć, nadal można było powiedzieć drugiej stronie co leżało na sercu czy w duszy. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w  tym świecie nie każdy mógł sobie na to pozwolić. Nie każdy miał tyle szczęścia, by znaleźć taką przyjaźń, która trwała niezmiennie przez lata, i która nie oceniała. A wręcz… która akceptowała. Może to właśnie ze względu na ten kontrast? Pewnie tak myśleli niektórzy, bo przecież przeciwieństwa się przyciągały… Ale tak po prawdzie Cynthia i Victoria nie były aż tak bardzo od siebie różne – wyznawały zgoła podobne zasady, miały podobne priorytety i przede wszystkim były w życiu raczej powolne, a nie tryskające energią jak ich wspólna znajoma z roku. Ten kontrast był więc jedynie wizualny – ale jakże rzucający się w oczy. Bo Cynthia, choć jasnowłosa, urodę miała chłodną. Victoria zaś, o ciemnych włosach, znajdowała się bardziej po tych cieplejszych tonach.

Miała ją. Victoria przyzwyczajona była do skrywania swych myśli za zasłoną oklumencji, ale przy osobach, przy których czuła się swobodnie, mogła tego nie robić, i wtedy na wierzch przebijały niektóre emocje. Jak teraz, kiedy Cynthia dość nieświadomie (a może całkiem świadomie) jako powód wymieniła Sauriela. Ach, trafiła w dziesiątkę, Victoria nachmurzyła się na chwilę, ale zaraz, jakby tknęło ją i pokręciła lekko głową i uśmiechnęła się pod nosem. Westchnęła. Kogo ona chciała oszukać? Siebie? Cynthię? W obu przypadkach było to właściwie bezcelowe – Flint znała ją przecież od szesnastu lat – to nie było byle co, a naprawdę całkiem pokaźny wynik. Była też pewna, że Cynthia to z niej prędzej czy później wyciągnie, no nie miała złudzeń, kiedy blondynka czegoś chciała, to potrafiła być wyjątkowo stanowcza i nieustępliwa.

- Nie musiałam, ale chciałam – oczywiście, że nie musiała. Wielu rzeczy nie musiała, ale je robiła, bo zwyczajnie zależało. A kiedy zależy na drugiej osobie, to chcesz jej sprawiać przyjemność, nawet takimi małymi rzeczami jak spinka do włosów. Spinka, która najwyraźniej się Cynthii spodobała, co wywołało kolejny, tym razem większy uśmiech na twarzy Victorii. - Pomyślałam sobie, że będzie ci pasować – oraz kojarzyła jej się z Cynthią. To nie był w żadnym wypadku wymuszony prezent, nic kupowanego na siłę. Ot… Przecież w świętowaniu urodzin chodzi o pamięć, prawda? A ten drobny upominek był tym wszystkim: pamięcią o bliskiej osobie zwłaszcza.

- Ano są. Ale to była, nie wierzę, że to mówię, najlepsza opcja – westchnęła i przewróciła oczami. Latający powóz z abraksanem – no rzeczywiście, najlepsza opcja. To oznaczało ni mniej ni więcej, że komuś tutaj zależało na czasie. - Nic lepszego nie udało się załatwić na szybko – wyjaśniła jej, bo rzeczywiście tak było. - Ale znosiłam to z godnością – czyli cierpiała w środeczku. Psuło jej to humor przez całą tą głupią podróż, ale to i tak był tylko ułamek…

Victoria prowadziła się bardziej żywo, ha! Gdyby tylko Cynthia wiedziała z kim przyszło się Tori prowadzić, to zrozumiałaby, jak wielka ironia losu się tutaj kryła – ale nie wiedziała. Victoria nie wspomniała jej, że Sauriel to wampir, nie żeby to była jakaś tajemnica… Ale chyba sama nie była gotowa tego przyznać przed nią, chociaż sama to ze sobą już przepracowała… Tak jej się przynajmniej wydawało. Było to jednak dalekie od prostej i klarownej sytuacji. Tym niemniej… na stwierdzenie Cynthii Victoria tylko się zaśmiała, bo poza tym jednym drobniutkim szczególikiem, to tak – miała większy kontakt z żywymi ludźmi, praktycznie codziennie i to niemało, w przeciwieństwie do Cyny.

- Chyba już bardziej niż mniej – przyznała jej. Na początku był to szok i ostatnie czego chciała, ale jakoś (nie bez trudu) doszła z Saurielem do porozumienia i… jakoś to sobie szło do przodu. Oboje się starali, to akurat było dla niej dość widoczne. - Jeszcze nie narzeczony – przypomniała Cynthii, ale nie z wyrzutem, nic takiego. - Właściwie to moi i jego rodzice ciągle nas traktują jakbyśmy już byli po zaręczynach – przyznała jej i choć było to z początku irytujące, to po prostu przywykła. Ostatecznie… Co by się musiało stać, by te zaręczyny zostały odwołane? Jakoś Victoria nie umiała sobie tego wyobrazić – więc ten scenariusz jakoś... Nie istniał w jej głowie. Do tego też musiała przywyknąć. - Ale za miesiąc już będziemy po słowie… Chociaż nie wiem co to zmieni – raczej niewiele. Będzie to po prostu oficjalne. Ale czy oni względem siebie  będą się czuć inaczej? Jakoś wątpiła. Ostatnim razem nie czuła różnicy. - Jest… W porządku. O ile nie próbuje być celowo złośliwy, czy jak on to mówi, że złośliwy jest niecelowo, a raczej że po prostu stara się być miły – że niby bycie niemiłym było jego standardową funkcją. Taki właśnie był początek ich relacji – zły. Wrogi wręcz. Głownie z jego strony, ale Victoria nie zamierzała być poduszką do bicia. Teraz było… inaczej. Spokojniej. Milej. - Sauriel… Ma swoje momenty. Jest strasznie humorzasty. Ale polubiłam go – powiedziała po chwili. Tak, lubiła go. I pewnie dlatego tak ją wkurzało to jego flirtowanie z innymi na jej oczach. Coś, co skutecznie popsuło jej już i tak popsuty humor na dwa dni.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#6
29.05.2023, 20:31  ✶  
Niewiele w życiu spotykało się ludzi właściwych; takich, których obecność nie była zależna od fizycznej prezencji. Przeznaczenie bardzo złośliwie, ale i wybiórczo splątywało ze sobą nici dwojga ludzi - raz ciensze, raz grubsze, poniekąd pozostawiając wybór im samym. Czerwone nitki zaplecione dookoła nadgarstków dwóch byłych Ślizgonek były jednak ciasne, stabilne i uwieńczone kokardą. Nierozerwalne. Jeśli miałaby dla kogokolwiek ryzykować Azkaban lub życie, byłaby to Victoria. Jeśli miałaby się dla kogoś pozbyć zwłok lub fałszować dokumenty, również byłaby to Victoria. Dopełniały się wzajemnie i był to niewątpliwie jeden z powodów, dla których pokochała te czarnowłosą kobietę już od pierwszego roku w szkole miłością siostrzaną, porównywalną do tej związanej z krwią. Cyna pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że chociaż to Castiel był jej bliźniakiem, to w ostatnich miesiącach więź z Tori była znacznie silniejsza, niż z uciekającym od świata bratem, do którego nie umiała dotrzeć i nie umiała też zrozumieć. Jemu ostatnio było znacznie bliżej do Brenny.
No tak, mężczyzna. Były w takim wieku, że przejmowania się mężczyznami i ich brakiem dojrzałości było czymś wręcz zdrowym i pożądanym. Celowo wymieniła imię tego gagatka, żeby sprawdzić jej reakcję na jego brzmienie w powietrzu. Nigdy nie podejrzewała, że ich akurat ze sobą splączą rodziny i że to nie Tori zdecyduje, kogo właściwie chciałaby za swojego męża. Miała ku temu więcej możliwości niż Cyna, bo jej ród był znacznie ważniejszy i potężniejszy, niż jej własny. Powstrzymała się jednak od pokręcenia głową, wywrócenia oczami lub nawet parsknięcia, wiedząc już, że temat Rookwooda będzie jednym z głównych dzisiejszego wieczoru. I nie miała nic przeciwko temu, kto wie, może miała już jakieś pikantniejsze szczegóły i wyjątkowe doświadczenia, których stary łobuz mógł ją nauczyć?
- Chciałaś? - powtórzyła za nią ciszej, zaskoczona tym nagłym przypływem sympatii do metod podróżowania wymagających oderwania od ziemi. Sauriel aż tak ją oczarował, że była gotowa poświęcić się dla niego i dla tego, co lubił? Cynthia uśmiechnęła się pod nosem łagodnie, nieco chyba wzruszona tym niespodziewanym zwrotem akcji. Spinka faktycznie, przepiękna, trafiła w jej gusta — jak zwykle zresztą, gdy dostawała coś od przyjaciółki. - Jest naprawdę, naprawdę piękna. Wiesz, że mam słabość do astronomii. - odparła z odrobiną tej dziewczęcej nieśmiałości, szczerej i prawdziwej emocji, która w codziennym życiu została dawno pogrzebana i blondynka praktycznie zapominała o jej istnieniu.
- Nie wątpię, chociaż musiałaś być wykończona. Mam nadzieję, że cel podróży był wart wysiłku? - zapytała z zadziornym, figlarnym wręcz błyskiem w oczach, jakby sugerowała siedzącej naprzeciw czarownicy same nieprzyzwoite zwroty akcji po tak dużym poświęceniu, jakim była ta podróż, a do tego zniesiona z godnością.
Jej śmiech był zawsze przyjemną i zaraźliwą melodią i nawet jeśli nie mogła powiązać dokładnej przyczyny tego rozbawienia, bo faktycznie, o martwym, ale żywym Saurielu nie wiedziała — a szkoda, uznałaby to za fascynujące — to uznała, że Tori po prostu to nawiązanie do kostnicy rozbawiło.
Słuchała jej, nie przerywając i nie wchodząc w słowo, obserwując uważnie towarzyszącym słowom gestom lub mimice twarzy, bo Flintówna była doskonałym obserwatorem. Inaczej nie umiałaby tak doskonale kłamać i dobierać masek. - Nawet jeśli nie, to będzie? Zdecydowałaś, że to za niego chcesz wyjść? - zapytała miękko z westchnięciem, bo dla niej to była najważniejsza rzecz w tym całym układzie: czy ona naprawdę go chciała? Małżeństwa nie były łatwe, pamiętała nawet — jak przez mgłę, ale, jednak gdy jej matka żyła i jak wiele kompromisów musieli z ojcem znajdować. Wierzyła w to, że jak już się zdecyduje, jak postawi na Rookwooda lub kogokolwiek innego, to musi chcieć go pokochać i się tego trzymać, bo inaczej będzie nieszczęśliwa i zgubiona. Owszem, mogłaby mieć małżeństwo oparte jedynie na biznesie, ale taki układ do Victorii zupełnie nie pasował, nie umiałaby tak grać. - Wydaje mi się, że on po prostu nie lubi dopuszczać do siebie ludzi i tworzy taką, a nie inną kreację — złośliwego kobieciarza. Trzeba przyznać, że ten Twój Rookwood jest przystojny, pamiętasz w szkole, jak się na niego oglądały już? Nie powinnaś się tym jednak przejmować, bo jeśli stara się być dla Ciebie miły lub w jakikolwiek sposób się stara, to znaczy, że mu zależy, prawda? Mężczyźni wcale nie są tacy skomplikowani, za jakich się uważają, tylko wiele kobiet nie zauważa schematów. Przestał Cię odtrącać?
Mówiąc, przyglądała się jej z zaciekawieniem. Wiedziała, że mogła zapytać o wszystko, nie czując zupełnie skrępowania i działało to oczywiście w dwie strony. Cynthia nie miała doświadczenia w związkach czy z mężczyznami, Edward dawno tkwił pod ziemią, a ona skupiała się na pracy, ale dużo słyszała oraz widziała, wyciągała wniosków. Obracała się w towarzystwie, lawirując pomiędzy kolejnymi typami ludźmi, od których mogła coś chcieć lub wręcz powinna coś chcieć, co pozwoliło jej stworzyć w głowie wiele profili. W tych całych bankietach to właśnie było najciekawsze. Upiła trochę drinka. - Myślisz, że się w nim zakochujesz?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
30.05.2023, 22:01  ✶  

Victoria nie miała bliźniaka ani bliźniaczki. Miała młodszą siostrę, która była właśnie na pierwszym roku w Hogwarcie, ale… nie było się co oszukiwać, choć z młodą Olivią łączyły ją więzy krwi i w pewnym sensie była jej słabością, to Cynthię znała dłużej. Lepiej. Miały ze sobą więcej wspólnego, niż z dziewczynką o piętnaście lat młodszą, która większość swojego życia bawiła się zabawkami i uczyła podstaw (musztrowana przez Isabellę Lestrange dokładnie tak samo jak Victoria w jej wieku). Może kiedyś, gdy Olivia dorośnie i dojrzeje, to będą miały więcej wspólnych tematów, ale teraz…? Teraz nie. Prawdą było jednak, że Cynthia była dla Victorii jak siostra, i było to uczucie obustronne.

Rzecz jasna, kiedy mówiła, że „nie musiała, ale chciała”, chodziło jej o prezent urodzinowy dla Cynthii, nie o to, że chciała się przelecieć powozem – bo tego nie chciała. Nie chciała, ale ta racjonalna część jej psychiki mówiła jej wyraźnie, że to najlepszy sposób, by szybko dostać się do celu z Saurielem, który po pierwsze nie potrafi się teleportować, a po drugie jest wampirem i odpada podróżowanie w dzień jakimś pociągiem. Znaczy mieli kilka różnych opcji, ale ta była najszybsza do zorganizowania, ot po prostu.

- Wiem – przyznała przyjaciółce, bo rzecz jasna chodziło o dobranie prezentu, który będzie pasował do Cynthii, ale który będzie jej się podobał. Nie chodziło przecież o to, by podobał się Victorii (chociaż rzecz jasna jej się podobał). Cieszyła się jednak, że taką drobnostką (przynajmniej dla niej, wszak nie ograniczał ją żaden budżet i mogła sobie pozwolić na naprawę wiele) sprawiła Cynie przyjemność – taką, która wyciągała z niej te delikatne emocje, tak dawno pogrzebane. Victoria zamilkła na dłuższą chwilę, nie chcąc przeszkadzać blondynce w momencie, który dla siebie złapała.

Stwierdzenie i jednoczesne pytanie Cynthii spowodowało westchnienie Victorii. Była bliska wywrócenia oczami i rozmasowania sobie skroni – na westchnięciu się jednak skończyło. Sięgnęła ponownie po kieliszek, umoczyła w nim usta i odezwała się dopiero, gdy go z cichym stuknięciem odłożyła.

- Nie był – odpowiedziała cierpko. Nie była pewna co Flint sobie wyobrażała i dopowiadała, ale większości tego, co się działo przez dwa dni nie mogła jej opowiedzieć – tajemnica aurorów i informatora, którym był Sauriel przy tej sprawie. Zabrała go ze sobą, bo potrzebowała pomocy, a on i tak już był w to zamieszany – nie było w tym żadnej romantycznej wyprawy tylko we dwoje. Znaczy byli we dwoje, ale nie z personalnych pobudek. - Nie dowiedziałam się niczego sensownego, a po drodze się tylko wkurwiłam – i to wcale nie przez stres związany z samym lotem tam i z powrotem.

- Nie jestem w pozycji, by powiedzieć nie – może i Lestrange byli rodem dużym, wpływowym i bogatym, a może właśnie z tego powodu – Victoria nie miała dużo do gadania. Jasne, sama sporo zarabiała, nie była od nich zależna finansowo… Ale wiedziała cholernie dobrze, że gdyby się sprzeciwiła, to jej matka byłaby trudnym przeciwnikiem. Ojciec może machnąłby ręką, ale nie Isabelle. Zrobiłaby wiele, by uprzykrzyć jej życie, zepsułaby wszystko, na co Victoria sama pracowała. Tori nie miała więc odwagi się nie zgodzić, a Sauriel… Sauriel był w takim miejscu w swoim życiu, że też się nie sprzeciwi. Już raz poniósł za to karę, zapłacił najwyższą cenę i teraz… teraz miał chyba do stracenia jeszcze więcej. Albo po prostu się bał. Albo nie miał motywacji, żeby się postawić. Albo wszystko na raz. - Natomiast w porównaniu do Drake’a, z nim nawet miło spędza się czas. O ile nagle nie wpada w ten swój obrażony na wszystko i wszystkich nastrój i zaczyna warczeć – początki jakie miała z Saurielem były trudne. Napięte. Nowy rok zepsuł jej tak mocno, że zawinęła się z restauracji jeszcze przed północą, nawet się z nim nie żegnając, a później odmawiała spotkań przez kolejne półtorej miesiąca – to mówiło wiele jak źle pomiędzy nimi wtedy było. Ale później… jakoś się dogadali. I od tamtego czasu to była obustronna praca, żeby jakoś to szło do przodu, a nie w tył.

- Tak, powiedział mi to wprost. Że nie lubi dopuszczać do siebie ludzi. Przestał mnie odtrącać, ale to nie jest proste. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu – potwierdziła Cynthii, bo jednak rozmawiała z Rookwoodem. Jakoś układali te klocki ich przedziwnej relacji. - Nie pamiętam go ze szkoły – powiedziała z przekąsem. Nie wiedziała więc, czy dziewczyny się za nim oglądały czy nie – a jeśli tak, no to cóż? Owszem, miał aparycję miłą dla oka, to musiała przyznać. Zbyt miłą. A Rookwood to wykorzystywał – i to też niestety wiedziała, bo widziała to na własne oczy. - Nie powinnam się przejmować? – w jej głosie słychać było pewną gorycz i niepewność. Ale głównie gorycz. - Byłam z nim wczoraj i dzisiaj, mieliśmy coś do załatwienia – powiedziała w końcu. - Pomijam już samą nieprzyjemność z lotu, ale abraksan w którymś momencie stwierdził, że ląduje bo będzie padać i zerwała się taka ulewa… Na szczęście niedaleko był dom i to czarodziejów, więc nas ugościli. I wyobraź sobie, że Rookwood miał taki tupet, że na moich oczach flirtował sobie z córką gospodarza, która równie bezczelnie i jednoznacznie zaprosiła go do siebie na noc – Tori uśmiechnęła się sarkastycznie i zmarszczyła czoło. Jakoś wyobrażała sobie, że nie będzie wykręcał takich numerów, kiedy była tuż obok, no ale – pomyliła się najwyraźniej. A że było to na świeżo, to nadal była wkurzona. - Do niczego nie doszło, ale wiesz, sam fakt – doprecyzowała i założyła ręce na piersi. - Och… - to pytanie było tak nagłe i bezpośrednie, że zaskoczyło Lestrange, która uniosła spojrzenie na Cynthię i nawet te zmarszczone czoło jej się trochę wygładziło. - Nie wydaje mi się. Po prostu go lubię – było chyba zbyt szybko na takie deklaracje. A ich relacja i okoliczności – zbyt trudne. I zbyt krótko się znali. Dopiero niedawno zaczęli się lepiej dogadywać.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#8
04.06.2023, 23:01  ✶  
Różnica pomiędzy Victorią a młodszą siostrą też stanowiła nie lada wyzwanie. Na upartego, mogłaby być prawie jej córką. Utrudniało to na pewno rozmowy na tematy, które interesowały kobiety ich w wieku, a także dzieliły je lata doświadczeń, jakie Cynthia z czarnowłosą czarownicą razem zgromadziły. Kochała Castiela, oczywiście, ale o pewnych rzeczach nawet z bliźniakiem się nie rozmawiało, wielu rzeczy z jego charakterem by zwyczajnie nie zrozumiał. Już i tak marudził na jej ambicję i zaangażowanie w prace, kosztem życia towarzyskiego i romansów. Tori mogła powiedzieć wszystko.
Tajemnica wampiryzmu Sauriela, jeśli doszłaby do uszu blondynki, wyjaśniłaby z pewnością wiele rzeczy, których nie umiała w jego układance dobrze zgrać. Bo przecież każdy człowiek był właśnie takim puzzlem, zagadką, którą trzeba było odkryć i złożyć w całość, aby mieć pełny obraz. Rookwood zawsze był odrobinę skryty za jakąś mgłą, ale uznała chyba już w szkole, że był po prostu wybrednym odludkiem, który z jakiegoś powodu dopuścił do siebie Olivandera.
Zdążyła się szczerze zakochać w tej spince, blade lica zakryła warstwa różu, która dawno nie wyglądała na światło dzienne. Przesunęła palcami po kamyczkach, mając ochotę wstać i raz jeszcze ją uściskach, a także wpiąć ją od razu w swoje włosy. Niechętnie zamknęła pudełko, chowając je bezpiecznie do torby. Chociaż jej zachowanie i usposobienie mogło świadczyć, że ceniła sobie dobre materialne, to wcale tak nie było, ale jednak prezenty tego typu, od osób ważnych i bliskich, traktowała wyjątkowo sentymentalnie. Na chwilę wracała do tej nastolatki ze szkolnego dormitorium, która ekscytowała się i cieszyła znacznie częściej, niż dorosła Cynthia.
Uniosła z zaniepokojeniem brew na jej reakcję, śledząc twarz kobiety wzrokiem. Sauriel wzbudzał w niej więcej emocji, niż pewnie chciała pokazać i w całym tym nadchodzącym oficjalnie narzeczeństwie, kryło się coś więcej. Przez chwilę nawet chciała rzucić komentarz, że przynajmniej nie trafiła na bezmózgiego Edwarda, jak ona miała kiedyś nieprzyjemność, ale ostatecznie upiła tylko trochę alkoholu.
- Rozumiem. Przynajmniej miałaś dobre towarzystwo. Uspokoił Cię, chociaż, jak się zdenerwowałaś? - dopytała tylko, nie chcąc gdybać i wyciągać z niej szczegółów. Wiedziała, że jeśli Lestrange nie mogła jej czegoś zdradzić, to dotyczyło to pracy i Ministerstwa. Za nic nie chciała, aby przyjaciółka miała kłopoty, więc też nigdy nie ciągnęła jej za język, zadowalając się strzępkami informacji, które dostawała.
Jej kolejne słowa nieco Cynthie zaskoczyły, wydobyły z niej ciche westchnięcie i przytaknięcie głową, falę wewnętrznej irytacji na to, jak traktowano kobiety — widocznie w każdej rodzinie. Ile prościej było być synem i móc samemu decydować, nawet jeśli mężczyźni byli mniej wrażliwi i trochę głupsi. Twarz Victorii zakrył jakiś cień, gdy pogrążyła się w zamyśleniu, co jasnowłosą zaniepokoiło na tyle, aby wysunęła w jej stronę dłoń i na kilka sekund zacisnęła palce na jej własnych, chcąc tym samym wesprzeć ją, może nawet zasugerować, że mogłaby pomóc rozwiązać jej ten problem, gdyby tego chciała. W końcu zrobiłaby dla niej wszystko, a ostatnie, czego chciała, to, aby dziewczyna była nieszczęśliwa. - Rookwood nie jest takim złym wyborem, zwłaszcza że zaczęliście dogadywać. Może jeszcze wykwitnie coś między wami? Jesteś w pozycji, ale zdajesz sobie sprawę, że konsekwencje byłyby okropne. Nie wiem, dlaczego ludzie mówią, że kobiety przy nadziei mają zmienne nastroje, kiedy to mężczyźni każdego dnia wiodą w tym prym.
Wzruszyła delikatnie ramionami, posyłając jej subtelny uśmiech. Trzymała zawsze jej stronę, cokolwiek by się nie wydarzyło. Cofnęła rękę, upijając kolejny łyk drinka, pozwalając sobie na zgarnięcie za ucho kosmyka włosów, a błękitne spojrzenie przesunęło po sali, zanim znów zagościło na twarzy przyjaciółki. - Ludzie sobie sami komplikują życie. Jeśli jednak zdecydował się na dopuszczenie do siebie Ciebie, nawet jeśli to potrwa, nazwałabym to dobrym znakiem. Zawsze mogę podesłać Ci jakieś ziółka, żeby był przyjemniejszy.
Rzuciła pół żartem, pół serio, puszczając jej nawet oczko. Byłaby w stanie sporządzić odpowiednią mieszankę, na co tylko Tori by chciała. O zdolnościach innego kalibru nie odważyła się jednak przyjaciółce powiedzieć, ale o nich nie mówiła właściwie nikomu. Gdy mówiła dalej, Cynthia niespokojnie poruszyła palcami, jakby ją zirytował swoim postępowaniem, chociaż nie była świadkiem tego zachowania. Owszem, nie był brzydki i umiał to wykorzystać, a do tego prawić komplementy — puste zazwyczaj, bo jego spojrzenie nie wyrażało wyższych emocji, jak zauważyła, gdy takowe prawił. I ta nuta goryczy. Przeklęła na mężczyznę w myślach siarczyście, tak, jak damie zupełnie nie wypadało mówić.
- A jesteś pewna, że Sauriel nie spadł z tego konia i nie wiem, nie uderzył głową w krawężnik, przez co przestawić mu się mogły klepki lub też część mózgu została na betonie? - zapytała całkiem poważnie, wlepiając w nią chłodne i zirytowane, złe spojrzenie. Miała ochotę go tu ściągnąć za uszy i sobie z nim porozmawiać, ale nie chciała psuć im spotkania, zwłaszcza gdy nie miały dla siebie wcale tak dużo czasu. We dwie. - I nie dałaś mu popalić? - zapytała zaskoczona, kontynuując, bo ona z pewnością by mu nie odpuściła i zakręciła, zmanipulowała sytuacje tak, że propozycje wspólnej nocy i flirtu, wyszłyby mu bokiem.
Uśmiechnęła się niewinnie na widok jej oczu, zaskoczenia i chyba to jeszcze mocniej spotęgowało ciekawość w blondynce. - Nie wydaje Ci się. - powtórzyła krótko, cicho i pod nosem, zwilżając wargi i paznokciami stukając w kieliszek, poprawiła się na siedzisku, wygładzając materiał sukienki wolną dłonią, którą potem zostawiła na kolanie. Nie chciała mówić Victorii, że Sauriela przeżywała bardziej, niż swoich wcześniejszych chłopców i że od nienawiści, do przywiązania, pożądania czy nawet miłości, krok był bardzo krótki. - Myślę, że mogłabyś go pokochać, jeśli sobie pozwolisz. - dodała po chwili milczenia, zupełnie niezłośliwie i nie chcąc jej zdenerwować, czy zrobić przykrości. - To nie musi być coś złego, tak mi się wydaje.
Nie było chyba nic złego w uczuciach, mogły podobno ubarwić życie. Nawet jeśli Cynthia nie do końca je rozumiała lub nie umiała postawić siebie w jakiejś wielkiej miłości, to przecież wszystko mogło się zmienić przez jedno, drobne wydarzenie. Jeden moment mógł obudzić coś, o czego istnieniu wcześniej nie miało się pojęcia. W życiu już tak było, że najczęściej działy się rzeczy nieplanowane i takie, których nie do końca pierwotnie chcieliśmy, ale w gruncie rzeczy, to mogły wyjść na dobre. - Najważniejsze dla mnie Tori, żebyś się w tym wszystkim odnalazła i była po prostu szczęśliwa. Wiesz, że zrobię wszystko, żeby Ci w tym pomóc, jeśli tylko będę mogła.
Oznajmiła jej jeszcze dość cicho, ale i poważnie, szczerze. Podniosła na nią spojrzenie błękitnych, zwykle chłodnych tęczówek - tym razem ciepłych i łagodnych.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
06.06.2023, 01:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.06.2023, 01:41 przez Victoria Lestrange.)  

Prędzej czy później, myślała Victoria, powie Cynthii o tym co właściwie się działo się pomiędzy nią a Saurielem. O tym, jakie jest to trudne. O tym, że to nie jest standardowa relacja pomiędzy dwójką ludzi, których chcą ze sobą złączyć rodziny. Znaczy… była standardowa – Victoria nie traktowała Sauriela jak potwora, jak dziwadło, tylko jak najprawdziwszego człowieka, który czuje tak samo jak inni, który myśli tak samo jak inni. To, że jadł co innego i że prowadził inny tryb życia – to była po prostu uroda, którą akceptowała, bo nie mógł nic na to poradzić. Nie bała się go. Ale to wszystko było trudne pod innymi względami. Ona będzie się starzała, a on nie. Nie będą mieli nigdy dzieci (to w ogóle stawiało znaki zapytania pod tym dlaczego w ogóle w takim razie ich rodzice chcą ich razem? Marnowanie czystej krwi. Z drugiej strony – cóż, w takim wypadku Victoria nie była żadną klaczą rozpłodową). I ogólnie ich wspólne życie nie będzie standardowe. O ile będzie wspólne – o ile się na tyle dogadają, że będą chcieli je prowadzić, a nie po prostu żyć obok siebie. Victoria by tak nie mogła, dlatego z taką wytrwałością się starała jakoś tę relację rozwinąć i wydawało jej się, że Sauriel to rozumiał i że też wcale nie chciał żyć obok kogoś, kogo szczerze nie cierpi. Więc jakoś starali się dogadać… Nie był to przygłupi Edward, to fakt. Jakkolwiek źle to nie brzmiało, to Victoria… cieszyła się, że Cynthia nie musi się z nim użerać. To też bardzo je łączyło – strata narzeczonego, którego nawet nie lubiły. Nie mówiło się o tym głośno, w końcu nie wypadało, ale swoje przecież wiedziały i rozumiały ten cały problem. Sauriel zaś… To była, nie wyolbrzymiając, najtrudniejsza relacja, przed jaką Victoria stanęła. Nie wszystko sobie jeszcze w głowie ułożyła, dlatego nie mówiła tego ważnego szczegółu o jego przypadłości na głos. Ale planowała. Może nawet prędzej niż później.

- Nie wiedział co się dzieje, tak jakby… celowo zapomniało mi się powiedzieć mu jak reaguję na wysokość – celowo, bo podejrzewała, że Sauriel zacznie wtedy wymyślać inny sposób podróży, a ten obiektywnie był najlepszy i nie chciała się z nim o to kłócić. Więc to wygodnie przemilczała. - Ale próbował mi jakoś chyba poprawić nastrój – to musiała mu oddać, stanął wtedy na wysokości zadania. Nawet jeśli prawie mu zmiażdżyła rękę, kiedy abraksan lądował za pierwszym razem.

Gest Cynthii nieco ją zaskoczył, ale odwzajemniła uścisk i na moment zamknęła palce na jej dłoni. Czy potrzebowała pocieszenia? Nie. Tak. Może trochę – bo z pewnością było jej przykro i była zła, ale życie nie było usłane różami, tak ten świat był skonstruowany. Lestrange sama westchnęła cicho. Tak, los kobiet, zwłaszcza urodzonych w rodzinach czystej krwi, był często przesądzony i smutny. Można się było z tym pogodzić i to znosić, albo liczyć z tym, że można skończyć jako wydziedziczona owca. Były oczywiście inne scenariusze, ale te dwa – najpopularniejsze.

Nie, Rookwood nie był złym wyborem. Był też jednocześnie wyborem trudnym. Zależy też czego się odczekiwało od życia, bo jednak… co tu oszukiwać – Victoria całe swoje była przygotowywana do tego, że poślubi jakiegoś czarodzieja czystej krwi, by móc przedłużyć linię, a tutaj? Było to niewykonalne. Jeśli zaś chodziło o uczucia, to pragnęła tego wszystkiego, czego nie zaznała w rodzinnym domu. Ciepła, nie tego fizycznego rzecz jasna. Czy do tego Rookwood był nie takim złym wyborem? Nie miała pojęcia. Prawdą jednak było, że zaczęli się dogadywać, jakoś. Pomalutku. Byle do przodu. Nie chciała jednak, to wiedziała na pewno, być traktowana jako po prostu osoba, która nosi jego nazwisko. Nie chciała, by to wyglądało tak jak wczoraj. - Pewnie masz rację – to był dobry znak, to że ją do siebie dopuścił. Trwało to, ale jakoś szło. I pewnie będzie na to potrzeba jeszcze sporo czasu z obu stron. - Nie, nie trzeba. Nie chcę mu nic podawać – nie chciała by jakimiś ziółkami popsuli tę relację i cofnęli się do początku. Bo może i była na niego zła, ale nie chciała nad tym pracować od nowa – a byłoby to stokroć trudniejsze.

- Ta, nie uderzył się – a nawet gdyby to i tak by mu nie zaszkodziło… - Trochę dałam. Od wczoraj stosowałam na nim plan pod tytułem „nie rozmawiamy”. I nie miałam ochoty się z nim nawet pożegnać – wzruszyła ramionami. Już raz mu to zrobiła, wtedy też przegiął. Cóż, nawet ślepy zauważyłby, że coś jest nie tak, ale miała jakieś takie niejasne poczucie, że Sauriel i tak nie zajarzył CO zrobił źle. Niebywałe, ale jednak! - Wyobraź sobie w ogóle, że rano obudziliśmy się w jakiejś ruderze. Ruinach domu, a nie rezydencji. I nie było tam nikogo ani niczego – to było najdziwniejsze w tej całej podróży, jak Morganę kocham. Duchy? Upiory? Jakieś zaklęcie? Laska, z którą flirtował Sauriel nie była nawet rzeczywista, może była duchem – chociaż wtedy tego nie wiedzieli. Tak więc taki właśnie miała wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień: delikatnie mówiąc całkowicie pochrzaniony na wiele sposobów. - Nie wiem. Może. Prawie go nie znam – czy mogłaby go pokochać? Kiedy nie był palantem, to był przyjemny, lubiła spędzać z nim czas, ale czy można tu było mówić o miłości. Było za szybko na takie stwierdzenia. Ale może było to możliwe. I może nie byłoby to nic złego… o ile byłoby odwzajemnione. - Nie chciałabym żeby coś takiego było jednostronne – to nie było żadne przyznanie się, ot ledwie stwierdzenie faktu.

- Wiem. Dziękuję, naprawdę. Wiesz, że to obustronne – bo tak było, Victoria też naprawdę wiele by zrobiła, żeby pomóc Cynthii, jeśli ta by tego potrzebowała. I również pragnęła jej szczęścia – absolutnie na to zasługiwała, jakiekolwiek by nie było. - No, to teraz już wiesz co się u mnie dzieje. Jak tam twoja trupia randka? – zagaiła Cynę. Wiedziała, że Flintówna nie jest nazbyt uczuciowa, że nie jest kochliwą trzpiotką, że nie była nigdy w nikim zakochana… ale to tak samo jak Viki, w jej życiu nie było do tej pory żadnej romantycznej miłości. Natomiast nie miała za złe Cynthii, że tak ją wypytywała o Sauriela. Sama jednak chciała wiedzieć, co w ostatnim czasie działo się u niej – tak prywatnie jak zawodowo.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#10
06.06.2023, 22:25  ✶  
Byłaby ostatnią osobą, która oceniłaby jej relację. Dopóki była w niej szczęśliwa i mogła być sobą, nie miało to dla Cynthii żadnego znaczenia, czy jej wybranek byłby wampirem, wilkołakiem czy nawet względnie rozumnym ghulem. Ona sama nie była w stanie stworzyć raczej normalnej relacji, która przypominałaby to wszystko, co na wiosnę działo się dookoła. Zarówno Flintówna, jak i Lestrange nie były normalnymi przedstawicielkami swojej płci, może tylko na pierwszy rzut oka. Daleko im było do dodających skrzydeł romansów, ludzi brały z dystansem. Dobrze więc byłoby, gdyby z Saurielem byłaby w stanie stworzyć cokolwiek, aby mieć fundamenty do dalszej budowy. Nawet jeśli go nie pokocha, ile małżeństw opierało się tak naprawdę na uczuciu tak ulotnym i niepewnym, które od nienawiści dzieliła raptem cienka linia? Czy nie bezpieczniej było zacząć od poślubienia swojego przyjaciela lub kogoś, kto w dalszej perspektywie mógłby tytuł takowego dostać? Rookwood był przystojny, był inteligentny i w jakiś sposób błękitnooka wiedziała, że jeśli sobie coś postanowi, będzie się tego trzymał — dotyczyło to także otwarcia się na jej przyjaciółkę. Małymi krokami, ale będzie próbował, bo takim był mężczyzną, przynajmniej w jej oczach i bardzo nie chciałaby się mylić. Nie miała jednak z nim na tyle styczności, aby wyciągać lepsze wnioski, zaobserwować więcej. Fakt, że nie był Edwardem był naprawdę pokrzepiający, bo mężczyzna ten był wspomnieniem tego, na jakie życie mogłyby trafić, jak żałośnie i marnie skończyć, tylko dlatego, że były kobietami i akurat to połączenie współgrało ich rodzicom. A było je przecież stać na zdobycie świata, zwłaszcza we dwie.
- Oh.. No tak, wzięłaś go z zaskoczenia. Ja też bym nie powiedziała, szczególne, jeśli okoliczności sprzyjały tym nieszczęsnym koniom. - wyznała jej na pocieszenie, pozwalając sobie na delikatne wzruszenie ramion. Jej kolejne słowa o tym, że mroczny mruczek się postarał, sprawiły, że kąciki ust drgnęły jej subtelnie ku górze. Zupełnie, jakby wszystko to, o czym myślała i w co wierzyła, stawało się poniekąd rzeczywistością.
Nie były wylewne, czasem jednak pojawiły się gesty — nawet jeśli krótkie, ulotne i trwające raptem dwa lub trzy oddechy, bardzo silne oraz dosadne. Przeznaczone dla osób szczególnych, zwłaszcza jeśli chodziło o Cynthie. Nie zamierzała się nad nią litować lub jej współczuć, bo ją czekał ten sam los i sama by tego nie chciała, ale Victoria musiała wiedzieć, że cokolwiek by się nie działo, jak wielu Edwardów rzuciłoby im życie, to sobie poradzą. Nie chciały być wydziedziczone, a na mężów istniały sposoby, o których po prostu nie mówiło się głośno — oczywiście, gdyby była taka konieczność.
Nie mogła do końca wiedzieć lub też zrozumieć tego, co działo się w głowie czarnowłosej i z czym się mierzyła. Niewielkie miała doświadczenie z ludźmi — takie prawdziwe rzecz jasna, bo nie chciała i nie czuła potrzeby dopuszczania do siebie większości z nich. Coś ją gryzło i przez to, że nie rozumiała co, zaczęła odrobinę irytować się wewnętrznie. Wychodziła jednak z założenia, że nie ma sensu pytać i pozwolić, aby otwierała się i radziła sobie z tym wszystkim we własnym tempie. Wyglądała, jakby Sauriela trochę nawet chciała, jednocześnie wcale go nie chcąc. Z własnego doświadczenia wiedziała, że bunt — absolutny brak akceptacji dla zaręczyn i potencjalnego męża, wyglądał zupełnie inaczej. A były przecież do siebie podobne. - Poradzisz sobie z nim, skoro uchylił drzwi lub też dał Ci klucz, otwórz je we właściwym momencie. Zrobisz to lepiej, niż ktokolwiek inny, bo wybrał do tego właśnie Ciebie Tori.
Dodała, jeszcze zanim ta wspomniała o ziółkach i o tym, aby mu niczego nie podawać, co kobieta skwitowała udawanym, smutnym uśmiechem i rozczarowaną miną, aby zaraz się rozchmurzyć na znak tego, że oczywiście żartowała, podsuwając jej jedynie luźny pomysł. Nie znaczyło to jednak, że przestanie mieć na jej narzeczonego oko i nie będzie miała odpowiedniej mieszanki w pogotowiu. Zresztą, miała lepsze metoda niż rośliny i eliksiry, zamknięte w swojej głowie, zamaskowane doskonałą znajomością ludzkiego ciała oraz wszystkich jego słabości.
- Mężczyźni są mało domyślni, ale może zauważy i wysili mózg. - rzuciła z nadzieją, lustrując wzrokiem jej twarz. Wybrała dobrą metodę, najszybciej zauważali, gdy kobieta przestawała się odzywać, bo wychodzili z założenia, że każda wpadała w słowotoki. To wywnioskowała ze swoich obserwacji ludzi. Jej kolejne słowa sprawiły, że ściągnęła brwi, upijając drinka. - Jak to? Nawiedzony dom? - zapytała z niedowierzaniem, bo dawno w takie miejsca przestała wierzyć. Owszem, duchy istniały, ale zaczarowane domy, które dla gości zmieniały się w pałace, aby wraz z brzaskiem stać się ruiną? To się nie trzymało kupy. - Może to dobry czar mamiący zmysły? Może sztuczka właścicieli tej rudery? Mam znajomego archeologa, może coś by na ten temat powiedział. Wiesz, przeklęte miejsca, runy i te sprawy.
Sama nie chciałaby chyba przeżyć takiego doświadczenia. Cynthia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Victoria przyciągała do siebie ostatnimi czasy wiele przypadków i serii zdarzeń, które niezbyt często zdarzały się przeciętnym ludziom. Bo kiedy widziała kogoś latającego na abraksanach lub nocującego w nawiedzonym, odwróconym domu? Niewątpliwie poza wysokością i znoszeniem humorków Sauriela, miała powody do zmęczenia. Podkrążone oczy na twarzy przyjaciółki nieco mniej ją zmartwiły.
- Nie znam się na miłości, ale to nie jest chyba kwestia tego, czy kogoś znasz, ale jak się przy kimś czujesz? Tak mówią. - odpowiedziała jej jedynie, niezbyt pomocnie zapewne, bawiąc się kosmykiem srebrnych włosów, nawijając go dookoła palca. Oparła się wygodniej o siedzisko, pozwalając sobie na kolejny łyk drinka, bo zaschło jej nieco w gardle, a do tego koktajl był naprawdę smaczny. Rozluźniał przy tak skomplikowanych, jakże babskich tematach. - Jestem pewna, że spotkasz i przeżyjesz piękną miłość. Może będzie tym szczęśliwcem Sauriel, a może ktoś inny.
Nie uznała tego za przyznanie się, rozumiała. Sama by chciała, jeśli już kiedyś ktoś sprawi, że serce będzie jej biło mocniej, aby było to uczucie obustronne. Lepiej przeżyć krótką, intensywną i odwzajemnioną miłość, niż długie i powolne, ostatecznie jednostronne uniesienia. Przytaknęła na jej słowa, bo była to jedna z najbardziej pewnych w jej życiu rzeczy, obietnic. Nawet gdyby pojawiła się w jej domu w środku nocy z jakimś problemem, czarnowłosa by jej nie zostawiła.
- Moja trupia randka? Pytasz o dzisiejsze zwłoki w kostnicy? - zapytała, nie bardzo wiedząc, do czego zmierzała. Poza prosektorium, do głowy przychodziła jej jeszcze jedna rzecz. Blondynka stuknęła paznokciami w szklany kieliszek, przenosząc spojrzenie na kołyszący się w nim płyn. Czy właściwie mogła to spotkanie nazwać trupią randką? - Wspominałam o archeologu. Tak się składa, że mamy w planach randkę i to nawet trupią, bo zabiera mnie do grobowca. Sama jestem zaskoczona, że się zgodziłam, ba, możliwe, że zasugerowałam? - pokręciła głową sama na siebie, bo relacja z Cathelem była w jej życiu czymś bardzo zaskakującym, nie miała nad tym kontroli. Płynęła swobodnie od spotkania do spotkania, od słowa do słowa. Była zupełnie inna niż wszystkie te, które spotkały ją do tej pory. - A jeśli chodzi o zwłoki, cóż, nic szczególnego. Zatruła się, prawdopodobnie przedawkowała eliksiry.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (10259), Victoria Lestrange (8765)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa