• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[06.09.72, późny wieczór] Mogło być gorzej | Peregrinus & Basilius

[06.09.72, późny wieczór] Mogło być gorzej | Peregrinus & Basilius
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#1
12.03.2025, 18:49  ✶  
Możliwe, że wracanie do pracy od razu dzień po męczącej podróży nie było najrozsądniejszym pomysłem na świecie, ale z drugiej wyjazd do Egiptu, pomimo pewnych... sytuacji, nie był aż tak męczący, a gdy wrócił do domu, nie zastał go w ruinach, więc nie czuł się na tyle źle, aby jednak zgłaszać dodatkowy dzień poza Mungiem. Zwłaszcza że wolał jednak zachowywać dni wolne na później, a poza tym i tak miał już umówiona wizytę z pacjentką, której wolał nie odwoływać.

Akurat zdążył wrócić do domu, odpocząć chwilę i pomyśleć, że dzisiejszy dzień był naprawdę spokojny i spodziewał się czegoś gorszego kiedy dostał wiadomość od Peregrinusa z prośbą o pilną wizytę medyczną. Ze zmarszczonymi brwiami, szybko się ogarnął i już po chwili pukał do drzwi jego mieszkania, jako że mieszkali przecież na tej samej ulicy.
– Co się stało? – spytał, gdy Peregrinus otworzył mu drzwi. Przez ramię przewieszoną miał torbę lekarską, a w lewym ręku trzymał niewielką torebkę w stereotypowe egipskie wzorki. Sam Prewett, chociaż nie wyglądał na bardziej zmęczonego niż zwykle, nie wyglądał też do końca tak jak ktoś, kto wrócił właśnie z wyjazdu do znacznie bardziej słonecznego kraju. Owszem, można było zobaczyć, że uzdrowiciel zyskał lekką opaleniznę, zwłaszcza w kontraście do jego zwyczajowej bladej twarzy, ale nie była ona znowu aż tak znacząca, zupełnie jakby skóra Prewetta buntowała się przed wyglądaniem zdrowiej. Czujny wzrok uzdrowiciela już prześlizgnął się po drugim czarodzieju, aby upewnić się, że to nie on potrzebuje pomocy.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#2
14.03.2025, 21:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2025, 19:04 przez Peregrinus Trelawney.)  
Drzwi skrzypnęły przeciągle, witając Basiliusa w progach mieszkania Trelawneyów. W przeciwieństwie do Prewetta Peregrinus nie kłopotał się zadbaniem o prezencję — otworzył mu w byle jakim stroju domowym, miękkich spodniach i wypłowiałej koszuli. Na jego twarzy wciąż błądziły ślady niedawnego wzburzenia.
— Przepraszam, że zerwałem cię o takiej porze. — Widać było jak na dłoni szczere zakłopotanie. Jak ognia unikał nadużywania cudzej życzliwości i jeśli tylko mógł z czymś sobie poradzić sam, zawsze obierał taką drogę. Z tym: nie mógł. — To mama. Nie chciałem narażać jej na godziny kolejek na ostrym dyżurze w Mungu. Źle by to zniosła.
Zaprosił go do środka, zaciągając się szybko i głęboko papierosem; tylko lata praktyki ocaliły go od zakrztuszenia się dymem. Wnętrze mieszkania było przytulne — ciepłe, przygaszone światło lampek rzucało długie cienie na powierzchnie otulone karmazynowymi dywanami i ciężkimi, ochrowymi draperiami. Z regałów wysypywały się życia poprzednich pokoleń Trelawneyów: stosy książek poupychanych w dwa rzędy, rzeźbione kuferki pękające w szwach od nagromadzonych pamiątek, orientalne figurki zwiezione z najdalszych zakątków świata, szklane kule i wystający z którejś szuflady łańcuszek wahadełka. Ktoś był w tym mieszkaniu podróżnikiem, ktoś był w nim jasnowidzem, ktoś był w nim kolekcjonerem. Był, bo wszystkie te życia poprzednich pokoleń zasypano warstwą kurzu i przyduszono ciężkim dymem papierosowym. Peregrinus Trelawney nie miał sił o to dbać.
— Wybacz — mruknął pod nosem wróżbita, orientując się, że Basilowi może przeszkadzać wędrowanie przez wydmuchiwane na bieżąco kłęby jego uzależnienia. Przechodząc przez pokój, zgasił fajkę na komodzie, którą ozdabiało już kilka wypalonych kółek, po czym mimochodem wrzucił niedopałek do ozdobnej wazy w kwieciste ornamenty. — Nie przewidziałem tego, co jej uderzy do głowy. — A powinien. Na co komu jasnowidz, który nie umie wypatrzeć najprostszych wypadków? — Byliśmy tu, w salonie. Zachowywała się jak zawsze. Mam na myśli… stała, bierna. A potem coś się w niej przepięło i zanim zdążyłem zreagować, było po wszystkim.
Byli w salonie. Zachowywała się jak zawsze. Peregrinus czytał w fotelu oddzielony od półmroku pojedynczym snopem światła z lampy za sobą. Wyczuł matczyną obecność dreszczem na karku. Dywany zjadały echa jej kroków, ale i tak potrafił wyczuć, kiedy chodziła po domu, kiedy była blisko.
Stała długo w progu: upiór w białej, pomiętej koszuli nocnej. Nie patrzyła na niego, oczy martwo zawiesiła w jakimś punkcie na drugim końcu pokoju. Mimo to uśmiechnął się do niej blado.
— Zmęczona leżeniem?
Nie odpowiedziała, jak zawsze. Wrócił do czytania.

— W domu jest zatrzęsienie rupieci po ojcu. Nikt tego nie wyrzucał, nie pomyślałem nigdy, żeby to wszystko przejrzeć pod kątem bezpieczeństwa. Większość po prostu sobie leży, nikt tego nie rusza…
Bardzo długo stała przed płaską gablotką, w której skrzyła się mozaika suszonych motyli zastygłych w upiornym spiralnym tańcu wokół poczwarek. Peregrinus kończył rozdział za rozdziałem, a ona nie poruszyła się o centymetr. Jej świszczący oddech wtórował szelestowi stron, przypominając, że wspomnienie tego człowieka jeszcze nie całkiem przeminęło.
Wtem brzęk tłuczonego szkła wyrwał wróżbitę z odmętów lektury. Nim dopadł matki, gablotka leżała już u jej stóp, a sama kobieta ściskała w wychudłej, pokaleczonej dłoni resztki zmumifikowanego kokonu.

Peregrinus wskazał Basilowi kupkę szkła i drzazg pozostałą po gablocie, tu i tam spomiędzy okruchów wystawał płatek kolorowego skrzydełka.
— Coś musiało być w tych poczwarkach i przeszło na nią, gdy je zniszczyła. — Bezwiednie podniósł palce do ust, jakby chciał się zaciągnąć, lecz, nie odnalazłszy wargami papierosa, nerwowym ruchem przetarł usta. — Pielęgniarki mówiły, że ostatnio była niespokojna i pobudzona, miałem ją zabrać na kontrolę do Lecznicy, ale… — Schował na moment twarz w dłoniach i wziął głęboki wdech, żeby rozgonić poczucie winy. — Wiem, że to moja wina. Za dużo siedziałem w pracy, przesuwałem to.
Pracy. Gdyby to była praca, nie czułby się może tak źle. Czy naprawdę do opuszczenia jej wystarczyło, że ktoś żywy obiecał mu swoje uczucie? Tak mało bywał w domu, wypełzł w końcu z trumny, w której był z nią zamknięty ostatnie kilka lat, i od razu zaczęła się mścić? Czy to naprawdę był tylko nieszczęśliwy wypadek, czy świat i ona sama chcieli mu przypomnieć, gdzie jego miejsce?
Otrząsnął się i przeszedł dalej, z sercem podchodzącym do gardła uchylił przed Basiliusem drzwi matczynej sypialni i odsunął się na bok; nie wszedł do środka.
Pokój kontrastował swoją surowością z resztą mieszkania. Ktoś podjął próby, aby urządzić go przytulnie, lecz usunięto z niego wszystko, co mogłoby być zarzewiem nieprzyjemnych incydentów. Kotary zastąpiono prostymi roletami, zdjęto obrazy o kanciastych ramach, powynoszono ozdoby z ostrymi elementami oraz wszystko inne, co dało się łatwo zniszczyć bądź użyć do wyrządzenia sobie krzywdy. Było niemal pusto.
Liche światełka pod sufitem z trudem rozganiały ciemności, ukazując postać skuloną na łóżku pod ścianą. Kwiliła cicho. Jej kościste ramiona oplatała pajęczyna siwych, zniszczonych włosów. W zapadniętych, spuszczonych oczach wciąż odnaleźć można było popłuczyny płytkich błękitnych tęczówek, które przed laty były tonią. Kobieta bujała się w przód i w tył, wyciągając przed siebie drżące białe przedramiona, z których Peregrinus próbował wcześniej zmywać krew, lecz tylko ją rozmazał. Upuszczony ręcznik leżał pod łóżkiem, przypominając, dlaczego został tam porzucony. Pod cienką jak pergamin skórą rąk Aurory coś wyraźnie pełzało.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#3
17.03.2025, 02:00  ✶  
– Nie przejmuj się. I tak nie miałem co robić – powiedział jedynie pół kłamiąc, bo pewnie w rzeczywistości znalazłoby się kilka rzeczy, które mógłby robić w wolnym czasie, na przykład spać, ale były jednak sprawy ważne i ważniejsze, zwłaszcza że przecież chodziło o matkę Peregrinusa, a Basilius doskonale wiedział, jaka była sytuacja.

Dym nie był jego, a tym bardziej jego płuc, ulubionym upiększaczem powietrza, ale dopóki całe pomieszczenie nie było zadymione, nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, czy może raczej należało powiedzieć, że wolał już narazić się na kaszel, niż w tym momencie zabierać papierosa zdenerwowanemu palaczowi. Dlatego też tylko machnął ręką, mruknął pod nosem twoje płuca i ruszył dalej, by zaraz kucnąć przy rozbitych fragmentach kokonu i szkła.

Oj...

– Nie możesz wszystkiego przewidzieć – powiedział, gdy już wstał, aby pocieszyć Trelawneya, gdy ten zaczął sobie wyrzucać, że za dużo przebywał w pracy. Możliwe, że byl to dość niefortunny dobór słów wobec tej osoby, ale Basilius zakładał, że Peregrinus doskonale wiedział o co mu chodziło.

Wreszcie znaleźli się w sypialni jego pacjentki. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na tę sytuację, aby Basilius sumiennie obiecał sobie, że dzisiaj już zdecydowanie nie będzie się czepiał jakiekolwiek nerwowego palenia u Peregrinusa. Kolejne natomiast spojrzenie, w połączeniu z tym co zobaczył w salonie i usłyszał od drugiego czarodzieja, jasno wskazywało na dwie potencjalnej scenariusze tej sytuacji. Przy pierwszym, tym zdecydowanie lepszym dla każdego z zainteresowanych, to co pełzało teraz pod bladą skórą Aurory Trelawney nie było strasznie groźne i wystarczyło rozstawić kilka świec wraz z odpowiednią inkantacja, a problem sam zniknie. W tym gorszym przypadku jednak, możliwe, że trzeba będzie rozcinać skórę, a pełzająca istota będzie próbowała wydostać się z rany aby ich gryźć. No... Głównie to gryźć Peregrinusa, bo kiedy czytał o podobnym przypadku, larwy te uwielbiały żywić się krwią potomków swojej pierwszej ofiary. Hm... Może poinformuje go o tym wszystkim, kiedy dowie się już, który scenariusz jest prawdziwy. Na razie nie było co go denerwować.

– No dobrze – powiedział szeptem, tak aby nie niepokoić chorej. – Muszę podejść i ją zbadać. Upewnić się co to właściwie jest. – Mówiąc te słowa spojrzał pytająco na Peregrinusa, czekając aż ten powie, czy kobieta da się obejrzeć, czy też będzie robiła problemy. – I czy twoja matka lubi może chałwę?
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#4
21.03.2025, 14:45  ✶  
„I tak nie miałem, co robić” byłoby może wiarygodne, gdyby zaproszenie dotyczyło spontanicznego wieczorku karcianego z poczęstunkiem, nie wezwania do roboty. Peregrinus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przez Basiliusa przemawia wyłącznie uprzejmość, kiedy składał tę absurdalną w obecnych okolicznościach deklarację. Nie był to jednak czas na umartwianie się faktem, że zatruł cudze życie swoimi potrzebami.
Odrzucenie papierosa zaś, mimo pozornej obojętności Prewetta, stanowiło minimum przyzwoitości, do której poczuwał się wróżbita.
— A może powinienem — mruknął tylko przelotnie, cicho, w odpowiedzi na to, że wszystkiego żadną siłą nie przewidzi.
Kwestia przewidywania nawet — a może szczególnie — spraw codziennych była złożona i nie tak oczywista. Znaki były przecież wszędzie, czekały tylko, aż ktoś pochyli się nad nimi odpowiednio uważnie i odczyta je, a w końcu Peregrinus uważał się za oczytanego w dziedzinie omenów. Wystarczy przyjrzeć się głębiej swojej karcie dnia, dojrzeć w jej relacji z innymi znakami coś niepokojącego, uszczegółowić przesłanie, szukać odpowiedzi do skutku. Trochę uwagi, właściwe pytania, skierowanie oczu we właściwą stronę i można było przejrzeć plany uniwersum. Szczegół w tym, że Peregrinus przeglądał się ostatnio wyłącznie w oczach innego wróżbity, które — choć bystre — nie odbijały wszyskich sekretów świata.
A więc grzech zaniedbania, dobry jak każdy inny, aby ubiczować się poczuciem winy. To poczucie winy Trelawneya i chęć odebrania pokuty miały mimo wszystko jakieś granice — gdyby czarodziej usłyszał, jakie diagnozy rozważa Basilius, przeszłaby mu z pewnością od razu ochota na poniesienie kary za swoją nieopatrzność. Nie był masochistą, a magiczne pasożyty przyprawiłyby go o dreszcz przerażenia na karku albo i stan przedzawałowy.
— Nie powinna robić kłopotów. Jest na uspokajających. — Zaskakująco szorstko przeszło mu to przez gardło, sam nie potrafiłby powiedzieć dlaczego. Już wcześniej uparcie unikał zaglądania w głąb pokoju, teraz unikał również spoglądania na Basiliusa. Było mu wstyd, głęboko wstyd, że ktoś jest świadkiem tego, jak został do tego stopnia wytrącony z równowagi, że ktoś oglądał jego relację z najbardziej drażliwym elementem jego życia. Nie kłamał jednak w sprawie bierności Aurory. W pomieszczeniu wciąż unosił się intensywny zapach kadzidełka uspokajającego, które rozpalono wcześniej. Czarownica była spacyfikowana i nie będzie sprawiać problemów, poddając się wszystkim kuracjom. — Chałwę? — Nieoczekiwane pytanie wybiło Peregrinusa z korowodu ponurych myśli. — Zwyczajną chałwę? Nic nie wiem o tym, żeby jej nie lubiła.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#5
23.03.2025, 15:01  ✶  
Basilius słysząc to ciche a może powinienem wbił nagle wzrok w Peregrinusa. Nie posądzał Trelawneya o głupie pomysły dotyczące jasnowidzenia. Posądzał wszystkich jasnowidzów o głupie pomysły dotyczące jasnowidzenia, nie ważne jak rozsądni byli oni na codzień. I to nie tak, że im nie ufał. Peregrinus był jednym z jego rozsądniejszych, jeśli nie najrozsądniejszym, przyjaciół poznanych w Hogwarcie, ale nie miało to znaczenia, bo po prostu widział już kilku jasnowidzów w akcji i konsekwencje ich przewidywania przyszłości, więc wolał z góry pacyfikować wszystkie eksperymentu z trzecim okiem, zanim będzie za późno. Tak na wszelki wypadek.
– Nie, nie powinieneś – powiedział, a ton głosu w którym wypowiedział te słowa mógł równie dobrze ilustrować zdanie takie jak Zrób cokolwiek, ale to cokolwiek, co sprawiłoby, że spróbowałbyś przekroczyć granice swojego daru, a zamknę cię w samym Limbo i będę odwiedzać codziennie tylko po to, aby robić ci nieprzyjemne wymazy z nosa dopóki się nie nauczysz. Zaraz potem spojrzenie Prewetta powróciło do typowego spojrzenia uzdrowiciela skupionego na swojej pracy.

Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że nie rozumiał deklaracji Peregrinusa, zwłaszcza wtedy gdy wpatrywał się w cień Aurory Trelawney, łkający cichu w tym dusznym, pomimo braku jakichkolwiek dekoracji, pokoju.
– To dobrze – skomentował informacje o środkach uspokajających. Wołał oszczędzić Trelawneyowi sytuacji, w której jego ranna matka musiałaby jeszcze dodatkowo być jakkolwiek pacyfikowana. – W takim razie jestem w stanie przeprowadzić badanie sam. – Z tymi słowami, wcisnął Peregrinusowi dwie papierowr torebki (obie wypakowane po brzegi różnymi smakami egipskiej chałwy) i skinieniem głowy wskazał na drzwi. Wcześniej chciał wykorzystać słodycze, aby uspokoić kobietę, ale skoro nie stawiała oporów, jej syn mógł poczęstować ją później. – Usiądź i odpocznij. Zaraz do ciebie wrócę.

Nie ważne jednak, co postanowił drugi czarodziej, chociaż lepiej byłoby aby wyszedł, jeśli drugi scenariusz był prawdziwy, Basilius powoli, z uspakajającym uśmiechem ma ustach, podszedł do swojej pacjentki, aby rzucić odpowiednie zaklęcia diagnostyczne i przypatrzeć się jej ranie. No i pełzajacemu pod jej skórą... czemuś
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#6
15.04.2025, 16:31  ✶  
Wielką chlubą Peregrinusa było to, że uważał się za rosądnego. Człowieka trzeźwego osądu, pragmatycznej decyzji, logicznego rozumowania. Może nawet za utylitarystę, choć nie przywiązywał się do tej filozofii nazbyt sztywno. Rzecz w tym, że był przekonany, iż jest w stanie powściągnąć irracjonalne, impulsywne ciągoty ku eksperymentom z góry skazanym na porażkę. Był też jednak jasnowidzem, a to — trzeba tu przyznać Basiliusowi rację — czyniło niewolnikiem własnej ciekawości. Nie tylko zresztą jasnowidza, a każdego, kto widział więcej i poruszał się w dziedzinie o rozległych połaciach obszarów niezbadanych, gdzie to za każdym rogiem mógł kryć się przełom.
Z tego też powodu, gdyby usłyszał Trelawney groźbę zamknięcia w Limbo… nie postrzegałby tego koniecznie jako kary. Byłby to całkiem ciekawy punkt wyjścia dla rozważań akademickich i z pewnością wyprodukowałby na ten temat co najmniej kilka publikacji. Tak, gdyby go tam kto wepchnął, zaakceptowałby swój los bez szemrania. Gdyby mógł zdecydować, czy tam zejść, to… umm, zaglądał tylko? Najpierw zaglądał, potem zrobił jeden kroczek, potem kolejny, powoli staczał się w otchłań, przesuwając granicę tego, co rozsądne, pragmatyczne, logiczne, utylitarystyczne et cetera.
W innych okolicznościach być może podchwyciłby groźbę w prewettowym spojrzeniu, skontrował ją, przypomniał, że jest dużym i odpowiedzialnym chłopcem, który nie potrzebuje niani. Tego wieczora gardło miał jednak ściśnięte stresem i głowę pełną koszmarnych scenariuszy, więc tylko uśmiechnął się niezgrabnie i pokiwał głową, poddając walkę o dobre imię swojego rozsądku. Jego słowa były zresztą jedynie formą manifestacji bezsilności i frustracji, nie realnego planu nadwyrężania daru i ludzkich możliwości. Widział już Aurorę w tylu koszmarnych stanach, że kolejny był… jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało… tylko kolejnym z nich. Kolejnym razem, kiedy Peregrin zdenerwuje się, obwini, pomęczy wyrzutami, ale w gruncie rzeczy pójdzie dalej niezmieniony. Z tego samego powodu nie wahał się zostać przy niej, gdy Basilius rozpoczynał swoje zabiegi. Nie mógł powiedzieć, aby był na jej cierpienie w pełni znieczulony, lecz przywykły — jak najbardziej.
— Nie trzeba, nie jestem zmęczony. Zostanę, gdybyś potrzebował pomocy. — Był w końcu on jeden. To, że Trelawneyowa nie stawiała oporów, nie znaczyło, że nie będzie trzeba potrzymać czegoś, odpowiedzieć na jakieś pytanie, poasystować.
Czuł poza tym wróżbita jakąś powinność względem matki. To wszystko była w jakimś stopniu jego wina, tak…? Przynajmniej w tej mniej racjonalnej części jego głowy.
Podziękował za otrzymaną chałwę, podarunek był tym bardziej niespodziewany, że to on powinien przecież coś ofiarować w zamian za pomoc, nie dostawać jeszcze więcej. Peregrinus odstawił torebki na szafkę w korytarzu i wszedł do pokoju pacjentki za Prewettem. Czarownica zdawała się nie zauważać w ogóle obecności ani obcego, ani swojego syna. Pozostała pogrążona w swoim świecie, gdy zbliżył się do niej uzdrowiciel i miało tak pozostać, dopóki nie zaboli.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#7
18.04.2025, 19:57  ✶  
Może i dobrze, że Basilius nie wypowiedział swojej groźby na głos, bo gdyby rzeczywiście usłyszał pomysły Peregrinusa na podróż do Limbo to... Sam nie wiedział co by zrobił. Najprawdopodobniej najpierw by się załamał, a w jakimś wolnym czasie, pomyślał nad innymi groźbami, przyjaznymi jasnowidzom, to znaczy odpowiednimi do wygłaszania w twarz Trelawney'owi, tak aby ten się nimi przejął, a nie traktował jako obietnice ciekawej wyprawy.

– Dobrze. Nie ma problemu – odpowiedział na decyzję Peregrinusa. Basilius zerknął na skuloną pod ścianą pacjentkę, a potem powrócił spojrzeniem w stronę przyjaciela. – Po prostu... Nie mogę na razie stwierdzić z całkowitą pewnością, że to co obecnie pełza pod skórą twojej matki, nie zaatakuje i ciebie. Nie powinno. Raczej to łagodniejsza sytuacja i to zniknie samo z siebie, kiedy wykonam rytuał, więc nawet nie zaboli jej to za bardzo, ale nie mogę być tego jeszcze pewny, więc po prostu... – Zawahał się, nie wiedząc jak najlepiej ubrać swoją prośbę w słowa. – Po prostu spróbuj nie skaleczyć się w żaden sposób, dobrze? Ah i nie oddychaj więcej niż dwadzieścia pięć razy na minutę. Przynajmniej dopóki nie wykluczę tego agresywniejszego wariantu. A jeśli miałbyś z tym problem to prosze daj mi znać, bo to nie jest normalna ilość oddechów.

Po tych słowach, Basilius w milczeniu zaczął badać czarownice, dokładając wszelkich starań, aby w żaden sposób jej nie niepokoić. To nie był moment na to, ale skłamałby gdyby powiedział, że za każdy razem, gdy widział matkę Peregrinusa nie zastanawiał się jak można by było jej pomóc. Tylko, że żadne rozwiązanie nie przychodziło mu nigdy do głowy. A chyba powinno. Nawet jeśli Peregrinus nie wymagał tego od przyjaciela... Basilius chciał mu pomóc. Nikt przecież nie zasługiwał, aby być w takim stanie, ani mieć kogoś bliskiego w takim stanie.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
15.05.2025, 14:58  ✶  
Pozostawało życzyć Basiliusowi powodzenia w kwestii wymyślania gróźb, które mogłyby powstrzymać Peregrinusa przed uleganiem zawodowej ciekawości. Wróżbita nie pchał się co do zasady ku niebezpiecznym sytuacjom i jeśli już, to one same odnajdywały jego. Należała mu się tym samym odrobina dreszczyku chociaż w działalności akademickiej, jako że każdej innej adrenaliny się wystrzegał.
I otóż to: wystrzegał się, więc gdy usłyszał, że cokolwiek zainfekowało Aurorę, mogłoby przejść i na niego, zrobiło mu się nieco niedobrze. Było kilka sekund, gdy zawahał się nad podjętą decyzją i zastanowił nad wycofaniem z niej, lecz zrezygnował ze zmieniania wersji. Nie dlatego, że wstydziłby się tchórzostwa przed Prewettem; wstydziłby się przed nią. Mimo ciągnącej się od lat choroby i opieki nie potrafił wyzwolić się z poczucia, że jest jej wciąż winny swoje pełne wsparcie, niezależnie ile go wyniosą konsekwencje. Gotów był kiedyś zaryzykować Azkaban, żeby pomóc jej odejść z tego świata i odnaleźć ulgę w cierpieniu; gotów był zatem również teraz wejść do pokoju z niebezpiecznym pasożytem.
— Postaram się — przytaknął Peregrinus, który wskazania i zalecenia zamierzał w rzeczy samej potraktować z należytą powagą. Nie zależało mu ani trochę na sprawdzeniu na własnej skórze… czy też pod własną skórą, jakie to uczucie.
W milczeniu umiejscowił się pod przeciwną matce ścianą pokoju, możliwie od niej odlegle. Tak, aby mieć na nią oko i móc interweniować, gdyby Basil go potrzebował, a jednocześnie zyskać choćby złudne wrażenie bezpieczeństwa. Mająca go chronić metoda kontrolowania oddechu zarekomendowana przez Prewetta podziałała jednocześnie uspokajająco. Skupienie na liczeniu i oddychaniu nieco wygładziło poszarpane nerwy, choć nie zapowiadało się, aby te miały zupełnie puścić, dopóki Aurora nie otrzyma skutecznego leczenia.
Podczas badania Basilius mógł odkryć z rosnącą pewnością, że sprawdzał się scenariusz łagodniejszy. Nie wyglądało na to, aby przypadłość miała być poważna i przewlekła. Pacjentka zachowywała zaś przez cały czas tępą obojętność i wykazywała szczątkowe reakcje na to, co uzdrowiciel robił.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#9
24.05.2025, 23:44  ✶  
Jak na ruszające się, całkiem żywe stworzenie obce pod skórą otumanionej przez własny umysł kobiety, której syn bardzo przejmował się tym wszystkim, sytuacja rzeczywiście nie prezentowała się, aż tak źle. Wręcz przeciwnie. Prezentowała się nawet całkiem dobrze, bo tak, po dokładnych badaniach Basilius z całą pewnością mógł stwierdzić, że to ten lepszy scenariusz był tym prawdziwym.
Czyli na całe szczęście obejdzie się bez agresji pasożyta i ataku na Peregrinusa. Można to uznać za całkiem pozytywne wyjście z tej sytuacji.

– Jest dobrze – oznajmił w końcu, zerkając w stronę Peregrinusa. – To ten łagodniejszy wariant. Wystarczy mały rytuał i powinno zniknąć bez żadnych szkód dla organizmu.

Uśmiechnął się pocieszająco do Trelawneya, a potem zabrał się za szykowanie rytuału i już po pół godzinie, jego pacjentka spał spokojnie w swoim łóżku, bez pełzających jej pod skórą rzeczy z zabandażowanymi dłońmi, które również nie powinny się długo goić.

– Powinna trochę po tym spać. To i rytuał, są mimo wszystko dość wyczerpujące dla pacjentów. Nie powinno być już żadnych problemów, ale gdyby i tak  coś się działo, poślij po mnie ponownie – powiedział do drugiego czarodzieja, a potem przyjrzał mu się uważnie. Teoretycznie mógłby już iść, ale chyba nie chciał zostawić Peregrinusa samego ze swoimi myślami. – Hej. To był ciężki dzień. Dla mnie też, chociaż z innych powodów. Chyba potrzebuję chwili odstresowania. Co ty na to, aby się czegoś napić i nie wiem. Zagrać w pokera? O ile sam nie wolisz się położyć. I o ile nie będziesz oszukiwać jasnowidzeniem.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#10
02.07.2025, 14:22  ✶  
Oglądanie rytuałów wykonywanych przez Basila przysporzyło i Peregrinusowi — będącemu przecież jedynie obserwatorem — cierpień, być może większych niż pacjentce, bo przeżywanych świadomie. Dłużyła mu się owa procedura bezlitośnie i nigdy by nie odgadł, że trwała jedynie pół godziny. Jedynym pocieszeniem było to, że z każdą taką zbyt długą minutą ubywało mu sił, na których mógłby żerować stres, i wkrótce wróżbita już tylko tępo przypatrywał się poczynaniom Prewetta, nie czując nic. Emocje wyczerpały się w Trelawneyu. Być może rolę swoją w tym miał godny zaufania profesjonalizm zaprezentowany przez Basiliusa, który to tego dnia nie zdecydował się pozbawić nikogo nogi.
Po wszystkim śpiąca Aurora wyglądała na spokojną, lecz widok tych pobandażowanych rąk i wymizernowanej twarzy nie był czymś, co Peregrin chciałby oglądać dłużej niż to konieczne. Ona powinna odpoczywać, lecz Prewett miał rację — również oni dwaj zasługiwali na chwilę relaksu po tym doświadczeniu. Ledwie więc Basil dopiął ostatnie czynności, Peregrin już był gotowy wyprowadzić go za drzwi matczynej sypialni, które zamknął z ulgą i oparł się o nie plecami, jakby nie do końca ufał, że opuszczenie klamki załatwi sprawę.
— Dziękuję, ratujesz mnie. Ile ci jestem winien za tę przysługę? — Posłał Basilowi uśmiech mający dopełnić podziękowań, lecz na zmęczonej twarzy wypadł on raczej blado; zdecydowanie wyraźniejsza wdzięczność kryła się w jego oczach. — Oczywiście, napijmy się. Na co masz ochotę? — Ruszył do kuchni, zabierając po drodze z jakiegoś regału przypadkową talię kart. Kart w domu Trelawneyów nigdy nie brakowało; zarówno tarotów, jak i klasycznych talii. — Piwo? Wino? Czy jesteśmy grzeczni i wolisz postawić na dzbanek herbaty?
Kuchnia była niewielka, ale schludna. Przy zarzuconym obrusem stole pod ścianą stały trzy krzesła wymoszczone poduchami. Zza przeszklonych drzwi szafek wyglądała zdobiona porcelanowa zastawa, której każdy element zdawał się pochodzić z innego kompletu, a może i nawet innego kraju. Za okiennymi firanami błyszczały wśród jesiennej nocy światła mieszkań po drugiej stronie ulicy Horyzontalnej. Gdy Peregrinus zapalił w kuchni lampki, było w niej na pierwszy rzut oka dość przytulnie, choć nie dało się odeprzeć wrażenia, że czegoś tej domowej atmosferze brakuje. W zlewie nie zalegały naczynia czekające na wymycie, blatów kuchennych nie zaściełały plamy i okruszki, lecz cienki film kurzu. Brakowało nawet głupiej popielniczki, która świadczyłaby o tym, że Trelawney oddaje się tu nałogowi; przyniósł ją dopiero po chwili z drugiego pokoju. Jasnowidz nie korzystał z tej kuchni na co dzień. Jadał w pracy, a jeśli nie w pracy, to zabierał jedzenie do siebie do pokoju, aby jeść nad książkami. Rzadko też go ktoś w domu odwiedzał.
— Co cię tak dziś wyczerpało? Gdybym wiedział, nie dokładałbym ci więcej pracy na koniec dnia — mruknął Peregrinus, przygotowując napoje.


źródło?
objawiono mi to we śnie
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Peregrinus Trelawney (2819), Basilius Prewett (2214)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa