Morpheus Longbottom, Hannibal Selwyn, Guinevere McGonagall
Spalona Noc
Kiedy unosił twarz ku niebu, miał nadzieję na deszcz. Ciemne chmury nad Londynem jednak nie niosły za sobą ożywczej wilgoci, kropli jesiennej ulewy, a suche płatki popiołu, które, jak już zauważył, wyznaczały miejsca, które miały zostać okryte pożarem, jakimś paskudnym przekleństwem tej potężnej magii, rozciągającej się na całą metropolię, a może i dalej. Czując powiew spalenizny, zastanawiał się, czy tak czuli się mieszkańcy Pompejów, miasta w cieniu Wezuwiusza, patrząc na erupcję wulkanu, czując drżenie ziemi w posadach. Tutaj drżenia nie było, jedynie napięcie w powietrzu, duchota i popiół, który opadał na wszystko. Dym, rozpoczynające się pożary, narastająca panika pośród mieszkańców Magicznych Dzielnic. Czy na nich również spadnie poetycka zagłada, wielkie kamienie, czy zmienią się w zapomnienie, przykryci popiołem?
Zalewał go kaszel i poczucie win. Gdyby bardziej się postarał, lepiej odczytał wizję, może wiedziałby więcej. Teraz mógł jedynie powtarzać modlitwę do Ateny i nie myśleć o Vasiliju. Serce chciało zostać, schronić się w kamienicy Praw Czasu, ale rozum mu na to nie pozwalał. Koniec końców, był synem swojego ojca, nawet jeżeli nieczęsto się do tego przyznawał, czarodzieja honorowego i prawego, który czynił to, co słuszne. Takim go zawsze widział i teraz czuł pamięć swych przodków w każdym kroku oddalającym go od Praw Czasu.
Wzywam Cię, córko potężnego Zeusa, Mądrości Pani, Dziewico o oczach błyskających jak płomień, Ty, co władasz włócznią i tarczą z błyszczącego brązu, Strzegąca murów miast, nieustraszona wśród bitew. O Pani, wejrzyj na swych wiernych, gdy czerwony język pożogi pożera domostwa, a wróg z mieczem i zaklęciem depcze święty próg ojczyzny! Zstąp teraz, czysta Ateno, z eterycznych wyżyn, z hełmem złocistym, z tarczą Egidy błyszczącą i poprowadź nas przez dym i wrzawę, o Ty, która jesteś światłem pośród ciemności!
Ktoś go zepchnął z drogi, uderzył plecami o budynek, zatrzymał się, aby nabrać oddechu. Zorientować się, gdzie zepchnęła go tłuszcza.
Skup się, skup się, skup się... mamrotał do siebie, zaciskając pięści na połach czarnej szaty, przytłoczony krzykami, ludzką paniką, hałasem, wszystkim. Widział za dużo i wiedział za dużo. Nie mógł użalać się nad sobą, gdy ktoś właśnie mógł umierać. Odkleił się od ściany i pobiegł w stronę Pokątnej. Zauważył Jonathana, kierującego się w drugą stronę i dał mu znać, że spotkają się przy Fontannie na Horyzontalnej, chociaż planował to zrobić swoją drugą cielesnością, w zmienionym czasie. [/a]Chciał udać się do Nory Nory, tam na pewno będą wiedzieć więcej więc popędził, chociaż nie tak prędko jakby chciał, w tamtą stronę i chyba zauważył znaną mu postać. Czyżby to była Guinevere, którą wylowił w tłumie?
Percepcja ◉◉◉◉◉
Zwada: Słabe Płuca (I)