05.12.2024, 23:36 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.01.2025, 11:07 przez Woody Tarpaulin.)
Gdyby tylko Woody się dowiedział, że służy za proxy, przez które Anthony Shafiq dokonuje rytualnego wyjebania jego ojca, to by tam ocipiał na miejscu, sam zdarł z siebie tę skórę i skoczył do Wisły na głowkę.
Wszystko w tej sytuacji go drażniło, każdy jeden element. Ociągał się z wsiadaniem do samochodu, testował kajdanki na rękach. Zamarzył o tym, jak to by było w takiej chwili dysponować umiejętnością magii bezróżdżkowej. Tak, wtedy mógłby pokazać uśmiechniętemu żonojebcy, co to znaczy poor boy, i że nie opisuje to bynajmniej Woody’ego Tarpaulina.
Wielki wybawiciel. Co to? Woody w areszcie nie był? Nie jest pizda, żeby się posiusiać od jednej czy dwóch nocy za kratami, a bo co to za wyzwanie. Zdarzyło się przecież parę razy, że go Brygada zgarnęła do siebie na dołek na rutynowe czterdzieści osiem. Za burdy, niewinność i krzywe spojrzenia. Choć przyznać trzeba, że pobyty w magicznym areszcie przy Ministerstwie Magii niczym nie przypominały tej piwnicy. Te pierwsze były trochę nawet jak wczasy, jak spojrzeć z odpowiedniej perspektywy. Dzieciaki zostawały same w pubie i mogły się rządzić, a Longbottom wyglądał całymi dniami zza krat i machał do starych znajomych z posterunku. Potem jak zawsze okazywało się — co za przypadek — że nie zebrali na tyle dowodów, żeby założyć sprawę, ktoś tam wycofał oskarżenie, no to pouczenie i do domu, może jakiś mandat ewentualnie.
Tutaj… cóż, tutaj nie miał gwarancji, że nikt go nie skatuje w nocy i że strażnik przyniesie punktualnie kolację, ale trzymał się na wszelki wypadek myśli, że cierpienie uszlachetnia.
Przez cały czas czarodziej uparcie odmawiał patrzenia na twarz swojego zbawcy i przyjmowania jego głupich uśmieszków; zdawało się, że dalece bardziej interesują go betonowe place i zabytkowe kamieniczki za oknem niż zuchwała tyrada Shafiqa. Jakie fascynujące furty i zapierające dech w piersiach gzymsiki! Dopiero gdy Anthony podsumował wywód swoim papierosa?, Woody cmoknął niezadowolony i zwrócił się ku mężczyźnie en face.
— Jak przy mnie siada obszcany żul, to odwracam głowę. Jak siada peciarz, to muszę odejść i się zrzygać. — Z jego oczu zniknęły resztki przewrotnego dowcipu, który często miał przecież nawet dla podskakujących do niego złodziejaszków i łotrzyków. Wyciągnął do Anthony’ego nadgarstki zakute w kajdanki. — Zdejmuj. Różdżka. Nie czyń tej przygody jeszcze bardziej nieprzyjemną.
Tekst o peciarzach — rzecz jasna — zaliczał się jeszcze do repertuaru ślepych złośliwości. Pomnieć należy w końcu na to, że i Tessa paliła, i Morpheus palił, i większość Rejwachu paliło, a Woody palił z nimi wszystkimi, tyle że z drugiej ręki, biernie.
Wszystko w tej sytuacji go drażniło, każdy jeden element. Ociągał się z wsiadaniem do samochodu, testował kajdanki na rękach. Zamarzył o tym, jak to by było w takiej chwili dysponować umiejętnością magii bezróżdżkowej. Tak, wtedy mógłby pokazać uśmiechniętemu żonojebcy, co to znaczy poor boy, i że nie opisuje to bynajmniej Woody’ego Tarpaulina.
Wielki wybawiciel. Co to? Woody w areszcie nie był? Nie jest pizda, żeby się posiusiać od jednej czy dwóch nocy za kratami, a bo co to za wyzwanie. Zdarzyło się przecież parę razy, że go Brygada zgarnęła do siebie na dołek na rutynowe czterdzieści osiem. Za burdy, niewinność i krzywe spojrzenia. Choć przyznać trzeba, że pobyty w magicznym areszcie przy Ministerstwie Magii niczym nie przypominały tej piwnicy. Te pierwsze były trochę nawet jak wczasy, jak spojrzeć z odpowiedniej perspektywy. Dzieciaki zostawały same w pubie i mogły się rządzić, a Longbottom wyglądał całymi dniami zza krat i machał do starych znajomych z posterunku. Potem jak zawsze okazywało się — co za przypadek — że nie zebrali na tyle dowodów, żeby założyć sprawę, ktoś tam wycofał oskarżenie, no to pouczenie i do domu, może jakiś mandat ewentualnie.
Tutaj… cóż, tutaj nie miał gwarancji, że nikt go nie skatuje w nocy i że strażnik przyniesie punktualnie kolację, ale trzymał się na wszelki wypadek myśli, że cierpienie uszlachetnia.
Przez cały czas czarodziej uparcie odmawiał patrzenia na twarz swojego zbawcy i przyjmowania jego głupich uśmieszków; zdawało się, że dalece bardziej interesują go betonowe place i zabytkowe kamieniczki za oknem niż zuchwała tyrada Shafiqa. Jakie fascynujące furty i zapierające dech w piersiach gzymsiki! Dopiero gdy Anthony podsumował wywód swoim papierosa?, Woody cmoknął niezadowolony i zwrócił się ku mężczyźnie en face.
— Jak przy mnie siada obszcany żul, to odwracam głowę. Jak siada peciarz, to muszę odejść i się zrzygać. — Z jego oczu zniknęły resztki przewrotnego dowcipu, który często miał przecież nawet dla podskakujących do niego złodziejaszków i łotrzyków. Wyciągnął do Anthony’ego nadgarstki zakute w kajdanki. — Zdejmuj. Różdżka. Nie czyń tej przygody jeszcze bardziej nieprzyjemną.
Tekst o peciarzach — rzecz jasna — zaliczał się jeszcze do repertuaru ślepych złośliwości. Pomnieć należy w końcu na to, że i Tessa paliła, i Morpheus palił, i większość Rejwachu paliło, a Woody palił z nimi wszystkimi, tyle że z drugiej ręki, biernie.
piw0 to moje paliwo