Ułożył dzioba w nieme "aaach", kiedy wspomniała, że to sarkazm. A sądził, że mówiła poważnie. Lekko machnął ręką na znak, że w takim razie nie było tematu, że on niczego nie mówił. Bo skoro sarkazm, to stało się to dla niego jasne i zrozumiałe. Ten przekaz.
Na wspomnienie o Mulciberach uśmiech Sauriela stopniał w oczach. Pierwsza osoba, którą widział przed oczami? Nie jego matka, tylko Robert. Jedyna osoba, pomijając Czarnego Pana, która go przerażała i chociaż jemu też pyskował, to fakt pozostawał jeden - bał się go w zupełnie innym stopniu niż chociażby własnego ojca. Zaraz się jednak zreflektował, więc ten wzrok, w którym było odbicie tej nieprzyjemności zaniknął, a on sam uśmiechnął się z powrotem.
- Też nie bardzo. - Zamknął oczy, cofając się na kanapie i opierając o nią. - Moja matka uciekła od ojca, kiedy była ze mną w ciąży. Ale Eryk nas znalazł. - Po czasie. Poszukiwania trochę trwały, bo mimo wszystko Anna bardzo dobrze się ukryła wśród mugolskich włości. W bardzo, bardzo popierdolonym miejscu. - Jej też niekoniecznie blisko do Mulciberów. - Ale jak każdy szanujący się członek społeczności czarodziejów utrzymywała kontakty. Teraz przynajmniej. Mało rozmawiał z nią o tym, co było kiedyś i jak to wyglądało. Nie miał na to ochoty. Udawał, że go nie obchodziło, tak jak nie obchodziła go sama Anna.
To z babeczkami, że ją zaskoczy, było formą żartu. Ale kiedy teraz tak z tym wypaliła z tą minką, to zrobiło mu się zwyczajnie głupio. Aż nie wiedział, co powiedzieć. Zaprzeczyć? Powiedzieć, że to żart? Teraz to już wiedział, że musi pozostać słowny i stanąć na wysokości zadania. I było to tak urocze jak i w pewnym stopniu irytujące, że samemu sobie stworzył jakieś głupie zobowiązanie. A może irytujące dlatego, że ona zrobiła TAKĄ minę? Tak, to w sumie też.
- Jak się zapowiem to nie będzie niespodzianki. - Burknął, na moment zjeżdżając z niej spojrzeniem w bok. Ale tylko na chwilę, bo zaraz znowu miała jego uwagę. A konkretniej - zdobyła ją bombonierka. Wzruszył ramionami, sam do siebie i sięgnął po jednego kociaka, odgryzając mu głowę i potem sprawdzając, czy mimo to malowidełko na czekoladce się rusza. No - ruszało. - Łupiorne. - I zjadł całą. - Mmm ale dobreee... ooo jakie zajebiste. Postarali się. - I kurwa całe szczęście, bo swoje kosztowały! - Nie? - Zapytał ze zdziwieniem, ale widać było, że przyjął za fakt to, co powiedziała. Była wystarczająco przekonująca, żeby nie pozostawić w nim wątpliwości. A potem był już ewidentnie skonfundowany. - Znaczy... to angielskie wyjście było chujowe, ale nie pierwszy i nie ostatni raz widzę niewiastę robiącą angielskie wyjście, więc takie foszki mnie nie ruszają. - Sauriel je po prostu ignorował i co najwyżej wywracał oczami. Ale mimo tego, jak widać, myślał o tym, żeby poprawić Victorii humor. - Ale że przepraszać? Skóra mi się na ręku szybko zrosła, przepraszać to możesz co najwyżej siebie, że chciałaś się bawić w bohaterkę... i tak, masz rację, jakbyś mi powiedziała to byśmy nie lecieli karocą. - Uśmiechnął się bezczelnie. Zabawna sprawa, że doskonale sobie zdawała z tego sprawę. - I już nigdy więcej nie polecimy. To ja tu jestem workiem ziemniaków do targania i obijania, najwyżej zamówię sobie trumnę i będziesz mnie ciągnęła za sobą. Albo nosiła pod pachą.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.